Trochę mi się plan pokiełbasił. Tak to jest ze starszymi siostrami - ba, tak jest zawsze z babami po prostu. Wtryniają nos w nie swoje sprawy, i nie potrafią uwierzyć, że ktoś inny prócz nich samych może mieć racje.
Więc plan Aenis i tak nic nowego nie przyniósł prócz tego, że nagle zostaliśmy gdzieś "wyteleportowani".
A przeniosło nas w jakąś malowniczą ruinę pod ścianą której siedział jakiś transwestyta z kulą. Wokół niej tryskały pioruny - ha, ha, jeśli chciał na mnie zrobić tym wrażenie to srogo się pomylił. Może i to by zachwyciło jakiegoś wioskowego Zdzisia, ale nie kogoś kto jednym zaklęciem mógł wyrżnąć małe miasteczko, prawda?
Aenis oczywiście zamiast pomyśleć, zaczęła się z facetem kłócić. Ach, te baby. Kłótliwe. I o krótkim rozumku. No ale w sumie dowiedzieliśmy się, że jesteśmy w osławionej świątyni czarnych smoków. Inaczej ją sobie prawdę mówiąc wyobrażałem; syf tu był i smród i ogólnie nic ciekawego.
Transwestyta, jak się okazało również poszukiwał amuletu. Wpadłem na pomysł, że warto NA RAZIE się z nim sprzymierzyć. A potem jak najprędzej się go pozbyć.
- Możemy Ci pomóc - powiedziałem - Ale musimy mieć jakąś rękojmię że nas nie powyrzynasz kiedy się tylko do Ciebie odwrócimy plecami. Poza tym, nie bądź taki pewny swoich umiejętności. Osobno może i byś nas pokonał; kiedy jesteśmy razem, możesz nam co najwyżej buty wypolerować - prychnąłem. Niewiele było w tym przesady. Aenis dowiodła swojej wartości mimo iż była amatorką, a ja ze swoich umiejętności nic nie straciłem.
A taki cieć zbożowy nie powinien nam grozić i tyle.
__________________ There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old. |