Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2015, 23:00   #282
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Gunther percepcja d20 (+3 za wsparcie kmiotów -2 za warunki)= 12 porażka


Olbrzym i jego grupa łowców smoków ruszyli w targaną wichurą noc. Było zimno, ciemno, mokro i prawie nic nie było widać. Od czasu do czasu pioruny rozświetlały majestatyczne skalne granie wokół nich, jednak te rozbłyski do pary z deszczową mgłą bardziej mamiły zmysły, niż wskazywały odpowiedzi. Prawię godzinę stracili na próby dotarcia do podejrzanie wyglądającej pieczary znajdującej się na skalnej ścianie, tylko po to by, okazało się, że była głęboka na jedynie paręnaście łokci i nie zamieszkałby tam nawet hobbit. Zupełnie zgubili trop, a ludzie trzęśli się już z zimna i wyraźnie złorzeczyli. Gunther wątpił, by był w stanie zmotywować ich do dalszego marszu.

Kieska przekonywanie d20 (-2 wymęczenie i wymoczenie)= 15 porażka


Tymczasem u Kieski wcale nie szło dużo lepiej. Zostawiono mu największe chudziny i zasmarkanych dziadów, do tego oczywiście niezbyt przygotowanych sprzętowo do bardziej skomplikowanych prac inżynieryjnych. A rozpadlina była głęboka, wiatr w niej duł tak, że ledwo dało się ustać na nogach i do tego deszcz powodował, że powierzchnie skalne były zdradziecko śliskie. Próbował jakoś kontrolować te prace wykonywane przez zdemotywowanych słabeuszy w śmiertelnie niebezpiecznych warunkach i prawie zupełnych ciemnościach, ale wyszło to beznadziejnie. O mało co nie stracił dwóch ludzi, a pierwsze drzewo, które z trudem przygotowywali poleciało z trzaskiem w rozpadlinę zmuszając ich do stworzenia "drabiny" od nowa. Gdy w końcu udało im się bezpiecznie sięgnąć półki skalnej, na której leżał Zefir było za późno. Krasnolud był martwy, cały zapluty własną krwią i wymiocinami. Nie miał przy sobie nic szczególnego poza pustym workiem po kurzych żołądkach, które wsuwał w czasie drogi, ładną metalową piersiówką krasnoludzkiej roboty i zawiniątkiem z trzema złotymi koronami. Oręż zapewne stracił w boju z poczwarą, zaś podarty skórzany pancerz nadawał się już tylko do wyrzucenia.

W końcu z braku innych opcji i jakichkolwiek śladów wróciła do rozpadliny i grupa Gunterha. Mieszkańcy wioski drżeli z zimna, wielu z nich było mocno poharatanych od nieudanych prac w ciemności i ryzykownej wspinaczki w strugach deszczu. Te nieliczne pochodnie które mieli w końcu skutecznie przemokły. Nastroje były grobowe, a burza nie wyglądała jakby miała zamiar ustępować.

***

Tymczasem Hans pędził jakby gnały go wszystkie demony Pustkowi Chaosu. Prosto w rozświetlany piorunami mrok okrytego burzą krajobrazu. Potężne podmuchy wiatru uderzyły w niego i konia, po chwili dołączyła do nich i gęsta ściana deszczu. Gwiazdka zarżała niespokojnie, ale posłusznie poddała się jego woli.

Hans percepcja d20(-2 warunki)=8 porażka


Myśliwy nie był pewny, kiedy zboczył ze szlaku. Huk wiatru i szum wody skutecznie przytłumiły jego zmysły. Kazał Gwiazdce zwolnić, krzewie wokół niego było gęste i wysokie, utrudniało orientację w terenie. Rozejrzał się wokół siebie. Czy to możliwe, by była to jakaś dodatkowa pomniejsza droga zbudowana przez brodaty lud w pobliżu głównego traktu? Gdzieniegdzie w ziemi nadal widać było pojedyncze bryły kamienia. Wydawało się, że przestaje padać, jednak chmury nadal wisiały nad okolicą grożąc pomrukami rozładowań atmosferycznych.

I wtedy je zobaczył. Parę ludzkich oczu obserwujących go przez suche rachityczne krzewy. W takich warunkach było to prawie niemożliwe, jednak nie wiedząc czemu był pewny, że skądś te oczy zna. Usłyszał chłopięcy śmiech i znane mu aż za dobrze uderzenia drewnianych zabawkowych mieczy. Zakręciło mu się w głowie, gdzieś na granicy słyszalności rozbrzmiały dziwne niezrozumiałe szepty, na jego skórę wystąpił zimny pot. Ten głos z krzaków... Brzmiał jak jego najmłodszy syn Mark, bawiący się z bratem przed warsztatem dziadka. Próbował skłonić Gwiazdkę do ruchu, by mógł zbliżyć się i zobaczyć postać wyraźniej, jednak koń zastygł zupełnie przerażony.

Na całą scenę padła blada poświata sącząca się upiornie przez burzowe chmury. Morrslieb przetaczał się szyderczo po nocnym niespokojnym niebie.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 28-12-2015 o 23:18.
Tadeus jest offline