Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2015, 23:05   #26
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Dzień zakończył się z mieszanymi uczuciami wśród nowej załogi. W większości przypadków nowo przyjęci doświadczyli tego, czego się spodziewali - ciężkiej pracy, zetknięcia z nowymi zasadami, ubliżania. Każdy z nich wiedział także, że jest obserwowany i oceniany jako “nowy”, jednak mieli też takie dziwne przeczucie… Jakby byli obserwowani również wtedy, kiedy w zasięgu wzroku nikogo nie było, chociażby w Zgniliźnie.

Kubryk był dość sporym pomieszczeniem mieszczącym głównie proste, piętrowe łóżka (które musiały być dodatkowo przygwożdżone do ściany i podłogi, bo latałyby na wszystkie strony) oraz trzy-poziomowe hamaki. Łóżka były zarezerwowane dla zasłużonych członków załogi - albo tych najsprytniejszych, albo tych najsilniejszych.
Hamaki nie miały nawet połowy udogodnień, jakie zapewniały zwykłe, stabilne posłania. Latały na wszystkie strony z taką mocą, że nawet najtwardsze wilki morskie przyprawiało to o mdłości. Nic dziwnego, że niektóre osoby wolały spać na podłodze, mając za poduszkę jakieś własnoręcznie pozszywane woreczki z mąką albo inną miękką zawartością. W sumie w kubryku było miejsce dla czterdziestu dwóch osób: dwanaście łóżek i trzydzieści hamaków.
Szczurki nie miały co marzyć o zagarnięciu jednego z dwunastu łóżek. Musiałyby w tym celu wyrzucić z niego jego aktualnego właściciela, a to wywoływało bardzo agresywne oburzenie wśród innych.

Kolejne dwa dni zaznajomiły wszystkich z rutyną dnia na “Skarbie Melediny”. Skoro świt wpadł ktoś z metalowym i bardzo głośnym gongiem, waląc w niego bez litości. Tym kimś okazała się czwarta pani oficer, której nie mieli jeszcze okazji poznać. Róża Nasetywna, “Haubica”.


Miała na oko nieco ponad dwie stopy wzrostu, różowe włosy i piskliwy głosik.
- Pobudka śpiochy! - krzyczała z nieukrywanym entuzjazmem, chichocząc przy tym. Podchodziła do każdego z osobna i waliła mu gongiem przy uchu. O dziwno piętrowość łóżek jej wcale nie przeszkadzała, po prostu na nie wskakiwała, jakby to nie było nic niezwykłego. - Śniadanko i nowe obowiązki czekają!

Następnie następowało wspomniane śniadanie: kawałek twardego, suchego chleba, marchewka i kosteczka wędzonej szynki. Do buteleczek na alkohol każdy mógł nalać sobie mętnego piwa do śniadania. Dodatkowo kucharz wystawiał garnek z resztkami z poprzedniego dnia: jak ktoś był nadal głodny, to nakładał sobie tego do miski.
Po skończonym śniadaniu, Ronald każdemu rozlał do buteleczek ich dzienną dawkę grogu i każdy przystępował do pracy.

Tego dnia Ymir, Gaax i Kolwen zostali wysłani na cały dzień do Zgnilizny. Trzeba było nakarmić zwierzątka i wysprzątać zagrodę świnek oraz kurnik. Wyzwaniem było też zbieranie jajek od kur, bo te dziobały jak zawzięte i co chwila jakaś uciekała zza kraty.
Pusia okazała się też być bardzo silną (i sprytną) świnką, bo prawie co chwilę uciekała ze swojej zagrody, trącając jedną ze skrzyń aż ta się przesunęła. Wymagane były trzy akcje ratunkowe, mające na celu sprowadzenie Pusi z powrotem na swoje miejsce, jednak nie były aż tak dramatyczne, jak przy akcji “pijana świnka”.

Tagren i Evamet w tym samym czasie zostali wysłani do szorowania pokładu, kuchni, kubryku i magazynu. Słowem: wszystkiego. Pieczę nad nimi sprawował Jack. Co chwila ktoś przechadzał się po świeżo wytartym kawałku podłogi swoimi brudnymi buciorami, co w naturalny sposób wywoływało dodatkową robotę. Całą podłogę na wszystkich poziomach poznali co najmniej po trzy razy - najlepiej szorowało się magazyn, kubryk i kuchnię, bo tam ludzie się z reguły nie kręcili.

W tym czasie kapitan stał na swoim stałym miejscu i studiował mapy oraz księgi, które przyniósł ze swojej kajuty. Co jakiś czas wzywał do siebie któregoś z oficerów i omawiał z nimi na szybko pewną kwestię. Ciężko było się rozeznać w temacie, jednak miało to na pewno coś wspólnego z nowym okrętem, który zostanie nabyty w Waterdeep - jaki kurs później obrać, jaką nazwę mu nadać, kto będzie kapitanem nowej jednostki i jak zostanie podzielona załoga. Ze strzępów rozmów nie dało się wiele wywnioskować. Nazwa miała mieć coś wspólnego z gwiazdami, będą prawdopodobnie płynąć nadal na północ, zaś załoga jest ponoć rekrutowana na bierząco przez zaufaną osobę w Waterdeep.

Obiad nastawał około godziny po południu, na głośne zawołanie Ronalda i dźwięk dzwonka. Po nim oficjalnie wracano do roboty, jednak nieoficjalnie następowało spore rozluźnienie. Oficerowie już nie cisnęli na robotę, bo ta została w większości wykonana, załoga mogła nieco odpocząć. Jedynie pojedyncze osobniki, takie jak Szczurki, cieszyły się szczególną uwagą ważniaków: wysmarować działo, pomóc sprzątać kuchnię po obiedzie, zawiązać węzeł, bo krzywy. Źle, jeszcze raz!
Do Zgnilizny wpadła też Dwójka na chwilę, sprawdzić co tam u Pusi. Świnka spojrzała smutno na swoją panią i pani oficer zarządziła, żeby prosiaki wypuścić z zagrody, niech sobie pobiegają.
- Tylko uważajcie na skrzynie i beczki, żeby nic się nie zniszczyło! - Rzuciła pół-wesoła Fiona na odchodnym. Świnki zaś nic sobie z ostatniego przykazu nie robiły i trącały co chwilę ryjkiem albo zadkiem wszystko co tylko sprawiałoby problemy w razie przewrócenia.

Po kolacji cała szóstka została zesłana do Zgnilizny, jednak na wieczór nie było już tam żadnej realnej roboty. Tylko pilnować i okazjonalnie zaprowadzić zbłąkanego kurczaka z powrotem do kurnika.

Kolejny dzień wyglądał dość podobnie, tylko zmienił się przydział obowiązków: Evamet do Zgnilizny (wraz z trzema starszymi stażem marynarzami), Ymir i Gaax do kuchni, zaś Tagren i Kolwen mieli się zgłosić do Róży.
Róża w podskokach zaprowadziła ich pod pokład i do magazynu.
- A tu macie chłopaczki oleje i szmatki! - Powiedziała rozradowana, wskakując na skrzynię i otwierając tę obok. W środku faktycznie były butle z oleistymi smarami i szmaty. - Trzeba wszyściutkie armaty pięknie wyczyścić i wysmarować i przetrzeć i pochuchać i pogłaskać, żeby były szczęśliwe i zabójcze, hihi!
Później Haubica pokazała im jeszcze jak przywiązać skutecznie działo, żeby jednocześnie nie latało jak szalone po okręcie i miało nieco miejsca na odrzut po oddaniu strzału.
- Bo wiecie chłopaczki. - Tłumaczyła siedząc okrakiem na jednym z dział. - Jak się później okaże, że armatę beznadziejnie przywiązaliście i się zerwała albo nie miała miejsca na odstrzał to wam osobiście nóżki z dupek powyrywam, hihi!

Oprócz Gildiel, która dwa dni wcześniej własnoręcznie wspięła się na maszt, nikt nigdy nigdzie nie widział Jedynki. Wiadomo tylko było, że nie ma go już w bocianim gnieździe, bo siedział tam barczysty facet o aparycji dzika, który rzucał się wcześniej wszystkim w oczy i był łatwy do rozpoznania nawet po głosie.

Jedynka odnalazł się wieczorem tego dnia, kiedy wezwał wszystkie Szczurki po kolacji na przedni kasztel. Zauważyli jednocześnie, że w tym samym czasie kapitan wezwał resztę załogi pod Mostek, żeby do nich przemówić albo wydać im specjalne rozkazy.
- Nie zwracajcie uwagi na to, co się tam dzieje. - Przykazał im oficer. Był ubrany w długi, czarny płaszcz z kapturem, na dłoniach miał kilka pierścieni, które wyglądały na cenne. Po chwili na ramię wskoczył mu znany Tagrenowi kot i zaczął się ocierać o ucho Nafela. Zwierzak zaczął z nim tak jakby rozmawiać - tak jakby, bo nikt inny poza Jedynką nic z tego nie rozumiał. Wiedzieli natomiast, że tak wygląda typowa rozmowa doświadczonego czarodzieja ze swoim chowańcem.

- Dziś w nocy przybijemy do małej zatoki. - Zwrócił się wreszcie do Szczurków. - Która opiewa w dwie nieduże wioski rybackie. Nieduże, ale znacząco różniące się między sobą: Mała Wódka i Dobrodoszyn. Mała Wódka będzie dzisiaj waszym celem do złupienia, zaś Dobrodoszyn zostanie najechany przez resztę załogi.
- Podział, jak się pewnie domyślacie, jest bezpośrednio spowodowany różnicami w wielkości wioch. Wasz cel jest malutki i liczy sobie raptem sześć chałup i niewielką kaplicę, zaś Dobrodoszyn ma ich niemal dwa tuziny, wały obronne i milicję. Nasz wspaniały kapitan inspiruje właśnie załogę do bezlitosnych mordów i grabienia, co by nie szczali w gacie podczas akcji. - Jedynka wskazał kciukiem za siebie, gdzie Czarny Ząb faktycznie opowiadał o wspaniałych skarbach kryjących się w ludzkich sadybach i jak ważne jest, żeby przetrząsnąć wszystkie kąty jak najszybciej.

- Do rzeczy zatem. - Nafel odchrząknął i stanął na baczność w lekkim rozkroku. - Będziecie w piątkę rabować wioskę. Podpłyniecie do niej od południa i podejdziecie od wybrzeża robiąc możliwie najmniej hałasu. Całą akcją będziesz dowodzić… ty.
Wskazał na Tagrena i potwierdził skinieniem głowy, kiedy wojownik chciał się upewnić w jego decyzji.
- W całej akcji to ty decydujesz o rozdzieleniu waszych wątłych sił, żeby uzyskać jak najlepszy rezultat, którym jest przyniesienie jak największych łupów. Nie doprowadzenie do śmierci towarzyszy jest widziane jako plus. Jak już wspomniałem, Mała Wódka składa się z sześciu chałup i kaplicy. Ma także pomost z trzema łódkami rybackimi. Droga prowadząca do i z wioski idzie od północy do południa i przebiega przez jej wschodnią granicę, daleko od wybrzeża. Teraz pogramy w grę.

Jedynka zmierzył wzrokiem reakcję Szczurków, po czym kontynuował:
- Wykonałem zwiad wstępny w Małej Wódce i wiem o podstawowych rzeczach, które można tam znaleźć, a których nie widać z daleka. Wyobraźcie sobie, że mnie nie ma i musicie sami wykonać taki zwiad, żeby później drużyna, która dokona napadu mogła jak najszybciej i jak najwięcej złupić. Szybka akcja: doskocz, uderz, zabierz, ucieknij. Co sprawdzicie i na co będziecie zwracać uwagę? Hmm, panie dowódco?
Pozostała piątka patrzyła niepewnie to na Nafela, to na Tagrena, jednak szybko spostrzegli, że to pytanie nie było tylko do wojownika, ale do nich wszystkich. Kot przebierał ogonem i przyglądał im się bacznie.
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 02-01-2016 o 19:46.
Gettor jest offline