Gunther nie miał pojęcia jak mogli zgubić smoka, który był wielki jak stodoła. Z drugiej strona ta stodoła gnała jak oparzona na skrzydłach w sobie znanym kierunku nad okolicą, gdzie żyła pewnie dłużej niż Leuden umiał zliczyć i każdy wykrot i rozpadlina były jej doskonale znane. Psi los z tym polowaniem, przynajmniej upewnili się, że nie zostawili skarbów na wyciągnięcie ręki, bo z tą wiedzą źle by się wykidajle spało.
- Do czorta, wracamy! W tej ciemnicy własnej kuśki bym nie zobaczył, a to wyczyn byłby nie lada, he he...
Chłopi zdawali się nie podzielać jego entuzjazmu, toteż olbrzym zaniechał dalszych żartów w swym niezbyt wybrednym stylu i pomaszerował w dół zbocza ku majaczącym w oddali światełkom Raumsumpf. Po kilku minutach zrównał się z Kieską. Mytnik mógł dostrzec, że towarzysz minę ma marsową, a dłoń nonszalancko opiera na rękojeści noża ukrytego pod płaszczem.
- Miej oczy dokoła, jakieś orce mogły zoczyć jakeśmy se wędrowali w najlepsze, a taki moment to aż się prosi o rabunek. Rano weźmiemy ten wóz z zaopatrzeniem i heja do faktorii. Mam już dość tego parszywego miejsca. |