Shultus
Ork momentalnie się wyprostował, gdy tylko usłyszał uwagę chudego człowieczka. -Ty! Tak ty, śmieć! Nie mówić tak do Shultusa, ja być pan tej pustyni! Te ścierwa mnie złapać w pułapkę, ty tu jak mysz a ja jak kot być! Ha!- Rozwścieczony próbował biec w kierunku człowieka, lecz łanuchy skutecznie powstrzymywały te zapędy. Wrzynały się w skórę, docierając aż do żywego mięsa. Ork nic sobie jednak z tego nie robił, z gęby kapała mu ślina zmieniająca powoli konsystencję w pianę. W białych ślepiach w których dotąd można było jeszcze dostrzec zarys źrenic, teraz panowała wyłącznie pustka. -A żebyś tak szczezł, ty skórzasty człowieczek! Gdy Shultus się uwolnić wiedzieć czyja czaszka przy pasie przytroczona być! Już tak niedługo! Tak niedługo!- Po chwili opamiętał się nieco i wzniósł swe łapska ku tarczy słońca. Intonował nieznane słowa w swym ojczystym narzeczu. Stojący najbliżej mogli usłyszeć kilka razy wyraz, Yurtrus. Ork odwrócił się po raz kolejny w stronę szaleńca gadającego z ptakami. Nie pojmował jak ktoś mógł oszaleć w tak dotkliwy sposób, cóż pustynia lubiła skrywać swe zagadki. - Shultus przyrzeczenie złożyć! Twój łeb spocząć w przyszłości na ołtarz, dla wielkiego Yurtrus!- Splunął w stronę maga i oparł się o ścianę. Łańcuch wygiął się już o kilka ogniw, jeszcze chwila odpoczynku i znów przystąpi do pracy.
__________________ Always remember that You are weak against the power of the Dark Side. |