Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2015, 17:23   #83
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Robi się coraz ciekawiej

A miało być tak pięknie… czy jakoś tak.
- Czy powiedziałeś właśnie “Yortsed”? - niespodziewanie spytał się Quena Denetsu.
- Tak. Tak powiedziałem. A co, też znasz tego ciula? - zdziwił się latarnik.
- Tak, był ze mną w akademii.
- Radzę rozwinąć, bo zastanawiam się czy ci współczuć, czy zastrzelić. - ogień panujący dookoła trochę stracił na znaczeniu.
- Jasne, że z nim nie współpracowałem - mruknął Denetsu. Ogień zatrzaskał, trawiąc drzewo, a potem przenosząc się na kolejnych sąsiadów. - Może rozmowy na ten temat zostawimy na potem?
- Zgodzę się z tym - odezwała się Ansara. - Uciekajmy stąd, zanim nas jakiś pocisk zmiecie!
- Ansara, oni są odporni na ataki fizyczne, czy starczy jak znajdę w nich odpowiednie obwody i zastrzelę? - zapytał swojej przyjaciółki sięgając po kusze. Na jego nadgarstku znów pojawiła się szara chryzantema.
- Obaj są pokryci ciężkim pancerzem, z tego co się zorientowałam. W dodatku Optimus może strzelać rakietami, a Zolos ma działo shinsoo - powiedziała Ansara. Pociągnęła za rękę Quena wyprowadzając z obszaru pożogi. Denetsu zaś zamachnął potężnie mieczem, wywołując falę uderzeniową. Shield stał się wkrótce zrozumiały - w kierunki ich grupy leciał jeden z pocisków Optimusa. Szermierz uratował im życie.
- Wiejmy stąd! - krzyknął Denetsu.
- Co im odbiło, że tak zaczęli strzelać? Kto w ogóle zaczął? O co poszło? - zasypywał pytaniami swoją siostrę, gdy biegł za nią.
- Eh… My siedzieliśmy od jakiegoś czasu w tamtej wiosce! - w przerwach Ansara na szybko raportowała, po drodze odbiła pocisk shinso za pomocą topora wzmocnionego energią. Strzała poleciała w górę. - Potem przyszli Optimus i reszta. Chcieli się do nas dosiąść… Ale wtedy Xinxinowi coś odbiło. Nie tylko jemu, tubylcy też zaczęli… dziwnie się zachowywać. Agresywnie~ - Ansara przeskoczyła powalone przez jedno z dział drzewo, a temperatura powietrza zaczęła stopniowo rosnąć, jak i przybywało ognia. - Xinxin rzucił się na Bestię w jakimś amoku. Optimus uznał to za atak z naszej strony i z Zolosem zaczęli ostrzał. Zresztą Strife też zastrzelił Xinxina, bo potem Xinxin rzucił się na Starlet. A ci z namiotów też się na nas rzucili… i wtedy to się zaczęło.
- Alice, wiem, że prosiłem byś się nie wtrącała, ale to trochę pojebane. Wyczuwasz tu swoją cześć lub Yortseda?” - Quen zwrócił się do swojej lokatorki.
Zdziwię cię, ale to nie Yortsed. To coś innego, tylko nie wiem co. Takie mam wrażenie, że pierwszy raz mam z tym styczność, a jednocześnie nie pierwszy raz” - odparła mu pokrętnie Alice. Quenowi mimochodem pogorszył się nastrój, z pewnością przez lokatorkę z przyszłości.
- A ta agresja, była może podobna do trybu berserkera? - spytał Quen. Coś mu zaczynało świtać. Nie wiedział do końca co.
- Hę? No, rzucili się na siebie, jakby dostali wszyscy naraz wścieklizny jakiejś. Xinxinowi zaczerwieniły się oczy, niektórym z wioski też - odparła Ansara.
- Ja… chyba się z tym już spotkałem. - stwierdził chłopak. - Może uda mi się uspokoić te roboty, a jak nie to zniszczyć. Spadajcie stąd ile sił w nogach. Może być jeszcze bardziej gorąco.
- Zdurniałeś do reszty?! - huknęła Ansara i palnęła brata w głowę. - Zastrzelą cię jeszcze, nawet z tym całą torpedą, co masz w sobie - porwała go za ramię. Denetsu co jakiś czas stawał, by Tarczą odbijać pociski ze strony robotów.
Soni widząc z daleka, co się dzieje, powiedziała do Zafara:
- Schrońmy się lepiej, nie wygląda to dobrze - westchnęła i razem z bazą operacyjną wycofywała się z lasu, za którym rozgrywało się piekło na ziemi.
- Jeśli będą we mnie celować. Wy biegnijcie dalej, a ja się zajmę resztą. Zaufaj mi. Alice nie pozwoliłaby mi przecież zginąć. - rzucił latarnik, puszczając oczko.
- Nie martw się, braciszku, ja też nie pozwolę ci zginąć - westchnęła łowczyni i bezpardonowo porwała Quena z miejsca. Ostrzał w pewnym momencie się urwał - chyba dwójce agresorów skończyła się ”amunicja”.
- Eh, upierdliwa jesteś. To wam udało się zdobyć klucz w labiryncie? - zaintresował się Quen.
- Nie byliśmy w żadnym labiryncie.
- Czyli to oni mają. Eh. Znowu się coś spieprzyło. Odnajdźmy Starlet i znikajmy stąd. - uległ woli siostry.
Nie tracili czasu na zbędne rozmowy. Mimo iż już od jakiegoś czasu nie słyszeli strzałów, nie zamierzali ani zawracać ani zatrzymywać się. Ci zaś, którzy znajdowali się bliżej rzeki zauważyli, że jej prądy znacznie mocniej się wzburzyły niż wcześniej, gdy przeprawiali się przez most. Coś w niej pływało, ale było ciemno i trudno było dostrzec, to było. Kłoda?
Quen wysłał w stronę tego czegoś latarnię w celu przeskanowania. Jednocześnie naszykował się do strzału - jeśli byłoby to coś łatwego do zabicia - oraz wystawił Ansarze chryzantemę - gdyby trzeba było użyć zasłony dymnej i spierdalać. To, co pływało, to była Króliczka, wyglądała na nieprzytomną albo martwą. Zresztą ta spłynęła szybko, wszak rzeka w tym miejscu stawała się mocno porywista. Wkrótce łuczniczka przepłynęła pod mostem - i w tym momencie z rzeki wydostał się wielki, gadzi pysk zbudowany z wody. Przywołaniec zerwał pomost, a razem z nim zatopił martwą hydrę. Quen rozpoznał w tej bestii ducha znajomego szamana.
- Jeszcze ich kurwa brakowało. - latarnik nie był specjalnie zadowolony z pojawienia się szamana. - Drużyna Novema tutaj jest. Jesteś w stanie skontaktować się z resztą swojej drużyny? - spytał się Ansary.
- O wilku mowa… Czy mówiłam ci, że Wernyhora utopił nam latarnika?
- Cześć szczurki! - głos Zory zapiał koło głowy Denetsu, na tyle głośno, że Razija to usłyszała i zaczęła się skradać w stronę głosu cichutko jak to tylko myszy potrafią. - Słyszeliśmy, że tęsknicie za nami! - zarechotał lisek.
- Wiesz, o takich rzeczach powinno się mówić troszkę wcześniej, wiesz? - Quen ofuknął Ansarę. - Nie zbliżalibyśmy się do wody wtedy. No ale mniejsza. Pora zabić parę śmieci. - latarnie przeskanowały okolicę w poszukiwaniu Zora. Bo szanse, że podszedł do nich niezauważony były raczej żadne.
Okazało się wtenczas, że nie ma tu nigdzie żadnego Zora… za to myszka natknęła się na niewidzialną latarnię Applejack’a.
- Może chcesz sobie pofruwać, Szczurku? - niespodziewanie coś niewidzialnego uderzyło w brzuch Raziji. - Apple, daj mi się tym pobawić!
- Wolnego, sierściuchu! - drużyna po raz pierwszy usłyszała kunia, który był ewidentnie skierowany do szczwanego lisa. - To moje latarnie! - Stealth. Iście wkurwiająca sztuczka latarników, gdy dochodziło do taktyki przeciwnika. Umiejętność czynienia latarni niewidzialnej. A teraz Razija widziała zarysy tego sześcianowego ustrojstwa - to, które zdradziło jedną z umiejętności Zafary.
Pięć, pokrytych płaszczem shinso strzał wystrzeliło na spotkanie z latarnią koniowatego właściciela czołgu. Quen nie sprawiał wrażenia by miał ochotę na zabawę z wkurwiającą drużyną.
Zirytowana Razija nie miała zamiaru czekać aż ktoś pojawi się i wybawi ją z opresji, zakręciła młyńca szablami chcąc posiekać upierdliwy sześcian na kawałki.
Quen, Razija i Denetsu wspólnymi siłami zniszczyli sześcian należący do Applejacka. Nie słyszeli już głosu irytującego lisa.
- Proponuję zastosować najlepszy sposób na obronę i zaatakować tych skurwysynów. - zagadnął latarnik. Wcześniej jednak przeskanował okolicę w poszukiwaniu innych niespodzianek. - Ansara, możesz się jakoś skomunikować z drużyną?
- To to wyleniałe futro gdzieś tutaj jest? - burknęła Ansara, dobywając topora. - Ej, eeeej! Wytarty szaliku, pokaż się! - wrzasnęła z szyderczym tonem. Jej głos został ewidentnie wzmocniony z pomocą techniki zwanej Taunt Mark.
Quen jako że nie znalazł innych zagrożeń niż żmij, postanowił w końcu się z nim rozprawić. Zaczął ładować użytą kuszę, by mieć większą siłę rażenia.
Razija zdecydowała się poszukać natrętnego wyleniałego kundla. W tym celu nie została wspomagać towarzyszy na polu walki z Żmijem. Pobiegła szybko wzdłuż brzegu, gdzie rosło najmniej roślin i gdzie się nie fajczyło. Czym bardziej zbliżała się do wioski, tym więcej słyszała trzaskania ognia i tym cieplej się robiło.
Gdy doszła na miejsce, nie spodziewała się kogo tam zastanie.
Jedno okazało się pewne: nie było tam Zora.

Razija vs ....

Razija Nie widziała tam czterorękiej Bestii. Ujrzała natomiast Optimusa i Zolosa, którzy wyglądali bardziej jak wyczerpane, wyeksploatowane urządzenia, które gdzieniegdzie były oplątane czymś, co wyglądało jak czerwone żyły, które poruszyły się nieznacznie, gdy tylko Razija się do nich przybliżała. Poczuła też, jak ręka ją nieprzyjemnie swędzi - akurat ta, za którą przytrzymał ją wcześniej Novem.
A tak się złożyło, jeśli przystanęliśmy przy małym, złośliwym lisku - Razija zaiście nie spotkała tam Zora. Ujrzała tam natomiast Novema. Wyglądał tak samo, gdy widzieli się po raz ostatni na stołówce. Ten nie wyglądał na zbyt zmęczonego, a oba roboty nie rzuciły się w jego kierunku.
Obaj niszczyciele byli skierowani na wprost Raziji.
- Cześć, Razija! - Novem pomachał wesoło macką w kierunku mysiej zwiadowczyni. I zarechotał - ale gdy się roześmiał… Razija nie spodziewała się, że zamiast usłyszeć dziecięcy głosik - to śmiały się dziesiątki, gardłowych szeptów. - Jak ci się podoba test? Mnie bardzo - i głos też mu się zmienił. Tutaj myszka uświadczyła legionu demonicznych głosów.
-Podobałby mi się bardziej gdybym znalazła Zora.- oznajmiła przyglądając się niecodziennej scenerii. -Nie przeszkadzaj sobie.- rzuciła jeszcze zamierzając czym prędzej się oddalić, możliwe że Zafara miał rację mówiąc jej żeby odpuściła i została z nim i Soni w bezpiecznym miejscu.
Wtem poczuła, jak ręka, która ją dotychczas swędziała… wydłużyła się i wbiła w ziemię! To nie było przyjemne słyszeć trzaski we własnej ręce, jakby pękały wszystkie kości, naczynia i mięśnie. I na pewno coś było na rzeczy. Była już pewna, jak usłyszała, jak Novem cicho się śmieje swoim niecodziennym głosem.
- Już chcesz uciekać? Nie chcesz sobie pogadać z Zorem albo zostać ze mną na grilla? - nie posługiwał się od dłuższej chwili dziecięcym głosikiem. Można było się zastanawiać, co to wszystko znaczy. - Zor, chcesz sobie pogadać z Razii, znaczy ze Szczurkiem? - przy głowie Novema pojawił się żółty sześcianik z jabłkami… o, a teraz przemówił swoim “tradycyjnym” szczebiotem.
- Nieee, pewnie ma pchły i mnie nimi zarazi, a na pewno śmierdzi - roześmiał się lisek. - Baw się dobrze, Novem, ja idę dalej robić swoje!
To co się teraz działo przechodziło wszystkie wyobrażenia Raziji, można by powiedzieć że było jak koszmarny sen tyle że myszowata nie miewała takich snów, a ból który odczuwała jednoznacznie wskazywał na to że jednak wciąż znajduje się w najprawdziwszej rzeczywistości. Tylko co miała zrobić? Jej nienaruszona ręka wykonała zamach i cisnęła wirującą szablę w kierunku Novema by już wolna od ciężaru broni białej sięgnąć po zatknięty za pas pistolet.
Novem złapał jednak szablę jedną ze swoich macek.
- Ładna broń. To prezent dla mnie?
Potem myszka wystrzeliła z broni. Pocisk przedziurawił mu głowę… ale zdawało się, że to na nic.
- Kojot, który wpadł w pułapkę, wolałby odgryźć sobie łapkę niż dać się schwytać kłusownikowi - odparł, szaleńczo chichocząc. - Ale to daremne, ponieważ jesteś tylko małą myszką… Hmm, tak, myślę, że już wiem, jaka jest różnica między szczurem a myszką.
Jej wysiłki spełzły na niczym, ale nie zamierzała się poddawać, rozejrzała się w poszukiwaniu cienia, płomienie rzucały wiele roztańczonych cieni które mogła wykorzystać żeby uwolnić się z pułapki, co też natychmiast postanowiła uczynić.
Myszka wykorzystała sytuację, by się przeteleportować z cienia, rzucanego przez jednego z roboty, do lasu. Nie zważała na zmutowaną łapkę, która ewidentnie zbuntowała się przeciw swojej właścicielce. Z daleka Novem się roześmiał, a potem…
- Myszę i szczura można gonić tak samo - Raziji wydawało się, że ten głos kołacze jej w głowie, kiedy walczyła z ręką, która przeobraziła się w abominację z ostrymi zębami. - Jestem najlepszym łowcą w Wieży, mnie nikt nigdy nie ucieknie, moja droga myszko - głos znów zarechotał, a łapka zapikowała w kierunku pyszczka mysiej zwiadowczyni.
To przekroczyło wszelkie granice, przedstawicielka rzędu gryzoni musiała uchylać się przed własną ręką która miała zęby większe od tych w jej pyszczku! Puściła pistolet i myślą przywołała do dłoni swój wierny koci szpon, nigdy nie przypuszczała że kiedyś zwróci tę broń przeciwko sobie ale nie miała wyboru, nie tylko kojoty były gotowe poświęcić własną kończynę by przeżyć inne zwierzęta również nie oddawały życia łatwo.
Razija postanowiła zastosować zasadę kojota i odciąć sobie zainfekowaną kończynę. Novem jednak jej nie ścigał. Natomiast pościgu podjęli się Optimus i Zolos - czy raczej ich korpusy, oplątane dziwnymi żyłkami, które przypominały Raziji zmutowane mięso. Tamci już nie żyli - stali się tylko mięsem armatnim tego Novema. Przestraszona i krwawiąca zwiadowczyni wiedziała że potrzebuje pomocy inaczej niedługo straci przytomność i się wykrwawi, tymczasem pojawiły się kolejne kłopoty. Przyciskając broczący obficie kikut odciętej do piersi pobiegła przez ciemną dżunglę starając się wybierać jak najbardziej zarośniętą ścieżkę i przyśpieszając swój bieg skokami pomiędzy plamami cienia. To powinno zmylić jej martwych prześladowców, spowolnić ich, chociaż trochę.
Myszce udało się jakimś cudem dobiec do Soni, która dała znak myszce niebieską latarenką. Ona i Zafara ukryli się w pobliżu platformy, z której klucz zrabowali Starletowcy.
- Jasna cholera! - wyrwało się Soni, gdy zobaczyła stan Raziji. - Chodź tutaj, szybko!
Słabnąca myszka zobaczyła światełko w ciemności i ruszyła ku niemu, w tej chwili nie myślała już jasno nie wiedziała co to było, ale instynkt przetrwania działał i doprowadził ją do miejsca gdzie czekali przyjaciele. Zafara widząc co się dzieje od razu przystąpił do działania stawiając portal do “czerwonego kręgu” obok Soni tak by ta po przechwyceniu rannej mogła bezpiecznie z nią uciec. Co do robotów, antybuilder zastosowany niby betonowe kalosze z gangsterskich filmów powinien zakończyć pościg. Zresztą nie miało to już większego znaczenia ponieważ długouchy nie oglądając się za siebie również czmychnął do portalu zamykając go za sobą.
Soni wyszła po raz pierwszy od dłuższego czasu z bazy operacyjnej. Mimo że nie miała tyle siły co myszka, teraz jej pomoc okazała się nieoceniona.
- Zafara, spójrz na Raziję! - rzuciła do czerwonowłosego, kiedy Soni przytaszczyła zwiadowczynię do ich kryjówki. - Postaram się zatamować krwawienie, ale nie potrafię przywrócić ci kończyny - ręka cyborga zmieniła się w skrzyżowanie inteligentnego scyzoryka i z narzędziami chirurgicznymi.
-Widzę.- odparł ponuro czerwonowłosy. -Chyba nawet domyślam się co się stało.- powiedział i jak tylko mógł starał się pomóc przedszkolance, w końcu wiedział co nieco o tamowaniu krwawienia.
- Chodź Zafara, pomożesz mi - Soni rozpoczęła leczenie kikuta Raziji, a długouchy asystował jej i służył radą jak tylko mógł. Razija zaś mimo bólu powoli się uspokajała, dotarło do niej że uciekła i jest w bezpiecznym miejscu z przyjaciółmi.
- Razija, jakby coś ci się działo, to nam mów. Zafara, dziękuję ci za pomoc, co byśmy bez ciebie nie zrobili? - Soni uśmiechnęła się szczerze do Zafary.
-To był Novem. Zmienił moją rękę w potwora, nawet mnie nie dotknął… To znaczy dotknął wtedy w bufecie i… i to wszystko. Nie potrzebował niczego więcej.- właścicielka różowych uszek wciąż nie bardzo mogła uwierzyć w to co się stało.
-Już raz to widziałem, nie wiedziałem tylko że Novem ma z tym coś wspólnego.-Zafara był załamany tym co usłyszał.
-Soni, możesz skontaktować się z Quenem? Przydałoby się ich znaleźć.-zapytał, nie miał pojęcia co stało się z latarnikiem i Denetsu odkąd się rozdzielili a to miało miejsce zaraz na początku starcia.
- Postaram się, ale nie obiecuję, że to się uda - Soni zaledwie schowała narzędzia, to już nawoływała przez latarnie. - Halo, Quen? Denetsu? Słyszycie mnie?... - po chwili przywołała ponownie bazę operacyjną. - Wykryłam latarnię Quena przy moście z bestią, przy labiryncie… Halo, słyszycie nas? - Soni nadal nawoływała przez bazę operacyjną.
- Słyszymy. Jesteśmy przemoknięci, ale nic nam nie jest. Znaleźliśmy króliczkę. A u was co słychać?
-Zyjemy, jesteśmy w czerwonym kręgu.- odpowiedział Zafara -Nie zbliżajcie się do Novema i pod żadnym pozorem nie dajcie mu się dotknąć.- ostrzegł -Zabił roboty, a Razija straciła przez niego rękę.- dodał by wzmocnić siłę przekazu.
- Przyjąłem. Widzieliśmy drużynę Księcia. Są przy drzwiach, ale jest ich tylko czwórka. - informował Quen. - Pewnie zdobyli klucze. Więc został Novem i spółka. Mógłbyś użyć swoich portali by ich wyrzucić poza krawędź.
-Nie zamierzam się do niego zbliżać.- odparł kwaśno duch, na tę propozycję.
Novem…” - odezwała się niespodziewanie Alice w umyśle Quena.
- Już go spotkaliśmy. Nie zareagowałaś wtedy na niego.
Co za dziwna istota… Novem...
Niespodziewanie przez latarnię przemówił inny głos.
- Zafarze… Jestem Alice, przemawiam teraz przez Quena. Czy spotkałeś kogoś, kto przybył do tego czasu? - czerwonowłosy usłyszał, jak ktoś do niego przemawia przez latarnie.
Długouchy nie wiedział co myśleć o Alice, czy martwić się tym że coraz więcej osób ma problemy z dodatkowymi lokatorami w swoich głowach, czy cieszyć się że nie jest sam i przynajmniej jeszcze nie traci kontroli nad swoim ciałem.
-Tak. Podobno przybyło tu całe stronnictwo. Jeden zagnieździł się w moim umyśle, druga jest demonem zwanym Legion, nie wiem czy jaszczur, który z nią był też jest z innego czasu.- wyjaśnił wyczerpująco.
- Który jaszczur?
- Nie ten. Niema go tu.-rozwiał wątpliwości.
W Zafarze zaczęło się coś gotować. Coś mu mówiło, że stary dziad śmieje się cicho z tej całej Alice. “Chcesz sobie z nią pogadać?” pomyślał duch do starucha.
Głupi…” - zarechotał dziadek i ostentacyjnie ziewnął. - “Mam sporo czasu, ale nie zamierzam go tracić na głupią maszynkę, co miała mnie rzekomo przemielić. Zresztą” - Zafara poczuł, jak jego twarz się zmienia, rozkwitał mu na niej szaleńczy uśmieszek. - “i tak wszyscy poginiecie” - i miał wrażenie, że te słowa wypadły mu same z ust.
Soni dziwnie spojrzała na Zafarę. Razija też usłyszała, że Zafara powiedział: “I tak wszyscy zginiecie” i jeszcze się drapieżnie uśmiechnął, jakby chciał ich wszystkich z lubieżnością powybijać na miejscu. Na szczęście w mgnienie oka później oblicze czerwonowłosego przybrało zwykły znudzony życiem wyraz.
-Mówiłem że ktoś zamieszkał w mojej głowie, właśnie mieliście okazję go poznać.- wyjaśnił jakby nie stało się nic szczególnego, chociaż tylko on wiedział że jednak się stało i że bardzo mu się to nie podoba.
-Zdaje się że cię zna Alice.- powiedział do latarni.
- Też mi miło z tego powodu. Zapytaj się, jak się czuje, jak jego plany trafi szlag - uśmiechnęła się wrednie Alice.
- Moje plany nigdy nie trafia szlag - prychnął z wyższością… Zafara. - Najwyżej cię poślę w otchłań z tym śmieciem, w którym siedzisz - Zafara poczuł, jak z niego wypływa szaleńczy śmiech. - Zresztą, sama jesteś odpadkiem, tak jak ta cała Wieża. Najpierw zniszczę tego dziada, który mnie zmienił… w to co zmienił. No, to kto mnie powstrzyma? Ty dziewczynko z latarenkami… a może ty, pchlarzu? - dziad korzystając z ciała Zafary zwrócił się do Soni i Raziji, patrząc na nich z wyższością by zaraz dodać:
-Mam tego dość. Zamknijcie się oboje i zostawcie mnie w spokoju.- po czym odwrócił się i ruszył w stronę drzew.
Właśnie, po co mi te wszystkie śmiecie? Wszyscy mi tylko przeszkadzają”, mruczało coś w myślach Zafary. “Jakaś dziwka w ciele męskiej dziwki będzie mi zawracać głowę!
“Mogłeś wybrać kogoś innego, kogoś ‘wartościowego’.”- pomyślał długouchy wchodząc w pień drzewa “Oszczędziłbyś sobie i mnie kłopotu.” Nie żeby miał niskie poczucie własnej wartości ale był ciekaw czemu to jego spotkał ten wątpliwy zaszczyt dzielenia ciała z jakimś wrednym zarozumiałym staruchem o morderczych skłonnościach.
Chociaż… mogę się stać kim zechcę”, pomyślała sobie po chwili “ciemniejsza” strona Zafary. - “A tamten staruch może za wszystko zapłacić. Gdy dotrę do tego śmiesznego bożka na szczycie, to go załatwię. Albo… po prostu go zastąpię. Taka kulturalna wymiana” - w Zafarze coś zarechotało. - “Tak, to doskonały plan! Mogę wrócić do swej dawnej potęgi i załatwić to, co trzeba, to tak jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu” - nie wiedząc czemu pomyślał o Soni i Raziji. “Tak, kiedy tam dotrę spełnię swoje życzenie, odzyskam wszystko co straciłem, dowiem się kim byłem… nie, kim jestem. Moja moc będzie potężna i nikt nie zdoła mi się przeciwstawić, nikt nie będzie mieszał w mojej głowie, krzywdził moich przyjaciół i traktował jak śmiecia.”- przez chwilę były dżin poddał się marzeniom o potędze, ale szybko upomniała się o niego rzeczywistość. Był dopiero na czwartym piętrze i stał się pionkiem w grze jakichś niezrozumiałych dla niego istot, Razija straciła rękę, Soni o mało nie umarła a on niewiele mógł na to poradzić. Potrzebował rozwiązań tu i teraz a nie w odległej przyszłości która być może nigdy nie nadejdzie, a już na pewno przy obecnym coraz bardziej porąbanym obrocie wydarzeń.
-Nie mieszaj moich myśli ze swoimi, bo obaj przestaniemy być sobą.-powiedział stanowczo do starca wychodząc po drugiej stronie pnia.

Spotkanie na wewnętrznej pustyni

Sceneria rozmyła mu się przed oczami. Zafara znów znalazł się na pustyni, gdzie nieraz toczył spór z dziadem. Teraz jednak tam tego dziada nie spotkał, zamiast niego… spotkał samego siebie!
Drugi Zafara spoglądał z odrazą na swego sobowtóra. Nosił na sobie królewskie odzienie, o, nawet miał na głowie złotą koronę, którą później zaczął obracać sobie w palcu.
Przestaniemy być sobą?” - syknął głosem Zafary. - “Zapomniałeś, co to znaczy być sobą” - prychnął. - “Dlatego jesteś skazany na bycie czyimś sługusem.
-Tak. Zapomniałem.- oryginalny Zafara nie zwykł zaprzeczać prawdzie.-Ale wierzę że kiedyś sobie przypomnę i dlatego nie pozwolę nikomu z zewnątrz się zmienić.- wyjaśnił, obserwując siebie w królewskim odzieniu. Czy mógł tak kiedyś się ubierać? Czy mógł być królem? Nie miał bladego pojęcia.
- Więc wróć do mnie. Porzuć tych, którzy robią z ciebie sługusa, tą robocianą blondynę i tą mysz - orzekł drugi Zafara, powstając z miejsca. - Dlaczego nie zaufasz staremu sobie? Dlaczego pozwoliłeś, by pomiatał tobą tamten staruch, a teraz pozwalasz robić z siebie niańkę tamtej dwójki - z piasku wyłoniły się piaskowe sylwetki Soni i Raziji, które spoglądały z politowaniem na “oryginalnego” Zafarę.
-Nie znam starego siebie, skąd mogę wiedzieć czy można mi ufać?- długouchy zaczął przechadzać się po piasku myśląc głośno, a mimo że szedł wcale nie oddalał się ani od drugiego siebie ani od piaskowych figur. -Jestem przy nich bo tego chcę, nie dlatego że one chcą.- mówił dalej. -Jeśli przestanę mieć ochotę je “niańczyć”, odejdę.- wyjaśnił z prostotą. Z samym sobą mógł być szczery, a prawda była taka że był egoistą.
-Nie jestem niczyim sługusem, po prostu… potrzebuję kogoś… kogoś kto stanie pomiędzy mną a resztą świata.- próbował dobrać właściwe słowa, ale nie mógł być pewien czy sam zdoła siebie zrozumieć.
- Hmm, rozumiem. Więc mogę z nich zrobić swoje sługi! Dlaczego też ja o tym nie pomyślałem? - zadumał się ten drugi Zafara, szczerze zdumiony tym nowym pomysłem.
-Nie możesz, nie zgadzam się. Są moje.-duchowi pustyni zdecydowanie nie podobały się pomysły jego drugiego ja, a właściwie to piaskowego dziadka przebranego za niego.
- Co “nie mogę”? - oburzył się jego sobowtór, a piasek wokół niego zafalował. - Sam powiedziałeś, że są moi, więc to znaczy, że powinienem robić z nimi, co mi się podoba!
-Więc będziesz je chronił, bo to właśnie mi się podoba.- oryginał próbował nadążyć za tokiem rozumowania kopii, ale coraz mniej mu się ta zabawa podobała.
Zafara… czy może raczej Ar Afaz zacmokał z niezadowoleniem.
- Ale z ciebie słabeusz. Widzisz, dlatego nigdy nie możesz zostać królem. Król pozwalający się pomiatać sługom, nigdy nie może być sobie królem - zaśmiał się, po czym machnął dłonią. Piasek wzburzył się, a jego okruchy ciskały się do oczu oryginału.
-Wszyscy są dla ciebie sługami?- zapytał długouchy zaatakowany przez tak drogi mu piasek i zdematerializował się pozwalając ziarenkom przepływać przez siebie bez czynienia mu krzywdy.
- Wszyscy powinni być moimi sługami, bo ich nie stać na nic więcej - Ar Afaz nie wyglądał na zbyt zadowolonego, gdy jego piasek płynął sobie przez postać oryginału, jak gdyby nigdy nic. - A więc zamierzasz podjąć tę całą bezsensowną walkę o to miejsce czy co? - prychnął.
-Zamierzam odzyskać mój wewnętrzny świat, tak jak zamierzam odzyskać pamięć i swoją moc. Obojętne jak długo to zajmie. Tutaj to ja jestem królem, a ty nieproszonym gościem.- zadeklarował Zafara w postrzępionym płaszczu mimo, że to on wyglądał na przybłędę w porównaniu z wspaniale odzianym sobowtórem.
- Ahaha… HAHAHAHAAAAA! - samozwańczy król wybuchnął diabolicznym śmiechem. - haha… dalej niczego nie pojmujesz. Ty i ja… jesteśmy dwiema stronami tego samego medalu - prychnął z wyższością. - Tyle że to ja jestem tą lepszą częścią. Jak dla mnie, możesz się poddać, bo nie pozwolę, żeby taki słabeusz jak ty został moim panem! - po chwili Ar Afaz cisnął kolejną falę piaskowej ściany w kierunku Zafary. Tak jak poprzednio bez żadnego efektu.
-Nie obchodzi mnie czy jesteś moją lepszą czy gorszą częścią. Nie poddam się dopóki “medal” nie spocznie moją stroną do góry.
“Król” znowu się zaśmiał.
- Chyba musisz się lepiej postarać zepchnąć mnie z tronu - zaszydził. - Samym gadaniem nic mi nie zrobisz - uśmiechnął się paskudnie do Zafary.
-Miałbym skrzywdzić samego siebie?- zapytał siadając na piaskowym tronie, który uformował się pod nim, chyba tylko po to żeby rozdrażnić drugą stronę medalu.
- Dobra myśl - uznał Ar Afaz. - Chociaż uznaj tę partię za wygraną… moją.
-Nie uznaję twojej wygranej tak jak nie uznaję twojej władzy tutaj.- Zafara chyba zaczynał poważnie rozważać czy nie jest jednak masochistą ponieważ odwrócił kierunek wiatru tym razem sam posyłając tuman piasku w stronę oponenta. Wstał też ze swojego tronu pozwalając mu rozpaść się, następnie podłoże pod nogami króla zmieniło się w ruchome piaski więżąc póki co jego kostki.
- Znudziła mi się ta gra - niespodziewanie Ar Afaz ogłosił taki werdykt. Pozwolił też wywiać się z pola walki. - To miejsce i tak mi kiedyś oddasz - uśmiechnął się wrednie na pożegnanie, a wówczas jego uszy przeszył wrzask Soni, dobiegający z oddali.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 29-12-2015 o 17:44.
Agape jest offline