Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-12-2015, 17:12   #81
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Do biegu. Gotowi. Start!
Na znak rankera wszyscy uczestnicy testu zostali przeniesieni na arenę zmagań, która zgodnie ze słowami Mulea okazała się najprawdziwszą parną tropikalną dżunglą. Drużyna Quena i Zafary wylądowała na niewielkiej polanie wciąż otoczona grubą linią tworzącą w okół nich czerwony krąg.
- Uf, ale tu ciepło... - stwierdził Denetsu. - A więc to jest ta “dżungla”? Wygląda na jakiś gęsty las.
- Las nie las, miejmy nadzieję, że nikt nie włada ogniem, bo dopiero będzie ciepło. - rzucił pod nosem Quen.
Zafara tymczasem postanowił coś sprawdzić próbując otworzyć portal nad swój ulubiony staw. Tak jak się spodziewał nie udało mu się to, a przynajmniej nie tak jak powinno. Oba portale stały, ale nie było między nimi połączenia. Duch pustyni westchnął i zamknął ten poza areną.
-W dżungli są koty. Wielkie koty. Wiem bo widziałam na filmie.-- oznajmiła Razija nie żeby jakoś ją ten fakt martwił.
- Dobrze, że tu nie ma Ryo, bo pewnie test za szybko by się skończył - mruknął Denetsu zerkając na wszechobecną flor i zdjął z siebie zbroję. - To którędy idziemy? - spytał się reszty drużyny.
-To chyba bez znaczenia.- myszowata wzruszyła ramionami-I tak nie wiemy w której części areny wylądowaliśmy.- wyjaśniła po czym zaczęła nasłuchiwać odgłosów z pomiędzy drzew i węszyć w powietrzu.
Czerwony okrąg zniknął.
- Pasowałoby poznać trochę okolicę, byśmy nie natknęli się na żadną niespodziankę. Ustawienie latarni dwadzieścia kroków od nas powinno wystarczyć? - zapytał Quen, wyciągając jednocześnie spod bluzy dwie pistoletowe kusze.
- Latarnie chyba nas zdradzą, póki co to jedyne źródło światła tutaj - Denetsu spojrzał w górę i lekko zmrużył oczy. - Jest jeszcze dzień.
- Mogę przeskanować okolicę - ofiarowała się Soni. Puściła w ruch latarnie, by zbadały najbliższy obszar. I okazało się wtenczas, że niedaleko nich jest ukryta żółta skrzynka. Z kolei Quen wykrył drugą skrzynkę, schowaną nieco dalej - wszystkie te skrzynki znajdowały się na północ od ich towarzystwa.
- Srebrzatek, masz ochotę na pobawienie się w zwiadowcę? - latarnik zwrócił się do swojego duszka, gdy ten pojawił się na jego głowie. - Cel główny: nie dać się zauważyć ani złapać. Cel poboczny: sprawdzić czy nic nam nie grozi w drodze do skrzyń.
- Dobrze, dobrze, dobrze - Srebrzatek wychylił się tak, że jego oczka ponownie spotkały się z oczami Quena. - Chce się pobawić, ale kto będzie odliczał?
- Ja będę odliczał. - chłopak pokazał duszkowi dane z latarnii. - Ile czasu potrzebujesz by dotrzeć tam i z powrotem?
- To “tam” to jest tamten kierunek? - duszek wskazał miejsce, gdzie latarnie Quena i Soni wykryły skarby.
- Tak, powinny być tam dwie skrzynie. Chcemy się do nich dostać, ale tak by nic nas nie zaskoczyło po drodze. - wyjaśnił blondyn.
Duszek poszybował w strone wskazaną przez szamana. Po czym powrócił z raportem:
- Widziałem po drodze dużego pająka, o mało nie zaplątałem się w jego sieć. Ale nic ponadto.
- To idziemy zarobić? - Quen spojrzał na swoich towarzyszy.
-Idziemy. Tylko ostrożnie pewnie poustawiali w pobliżu jakieś pułapki, wiedzą że skrzynki nas zwabią.- wyjawiła swoje przypuszczenia zwiadowczyni i jak na zwiadowczynię przystało jako pierwsza ruszyła w stronę skrzynek. -A propo. Mamy je otworzyć? Wziąć ze sobą, czy wystarczy jak ich dotkniemy?- zapytała reszty.
- Miejmy nadzieję, że ostatnia wersja będzie właściwa, bo taszczenie tego mija się z celem. Chociaż ranker nie wspominał o ich zawartości, co o samych skrzynkach. Zobaczymy jak dojdziemy. - latarnik postanowił brać przykład z Raziji i nie przejmować się na zapas.
Listek pofrunął szybko w kierunku skrzynek. Okazało się, że trzeba je wykopać, ale te były przysypane warstwą ziemi o grubości parudziesięciu centymetrów czy też niektórzy to określali - ponad połową łokcia. Tylko nikt z piątki, szóstki poszukiwaczy skarbow nie dysponował łopatą.
- Trzeba ogarnąć trochę ziemi, one są zakopane - zawołał duszek.
Długouchy jak zwykle bez zbędnego gadania zabrał się do roboty i we wskazanym miejscu stworzył prostopadłościan który zdematerializował warstwę ziemi nad skrzynką, zostały tylko wijące się na wieku dżdżownice i inne robactwo występujące w gruncie przykryte trawą. Myszowata jako że nie brzydziła się tych żyjątek, ba zdarzało jej się je nawet jadać od razu postanowiła zaspokoić swoją ciekawość i wyciągnąć kufer na światło dzienne. Kufer zdawał się nie posiadać żadnego otwarcia, była to jednolita bryła, jednak gdy myszka wzięła skrzyneczkę do rąk, jej ATS został zasilony o 10000 kredytów.
-Dobra wiadomość, nie musimy tego ze sobą nosić.-oznajmiła widząc jak jej podręczny cukierek pojawia się obok wyświetlając powiększony stan konta. -Za to otworzyć się nie da.- dodała potrząsając bryłą jakby spodziewała się że coś zagrzechocze w środku.
- Ważne, że nie trzeba tego taszczyć. Zafara, przykryjesz je później z powrotem ziemią? Po co mamy zostawiać po sobie ślady. - Quen podszedł do najbliższego drzewa i w mało widocznym miejscu pozostawił lekkie nacięcie ostrzem bełtu.
-Będzie widać różnicę, nie mogę zdematerializować trawy.-wyjaśnił długouchy niemniej kiedy Razija obejrzawszy już skrzynkę z każdej strony wrzuciła ją z powrotem do dołu przywrócił ziemię do poprzedniego stanu. Następnie ponowił procedurę odkrywając drugą skrytkę.
-Teraz ty dotknij Soni.- zaproponowała myszowata.
Soni podeszła do skrzyni i dotknęła jej.
- O, przybyło mi kredytów.
- Co powiedzielibyście na to, jak poszlibyśmy dalej? - spytał się Denetsu reszty drużyny.
- No pewnie. Głupotą będzie zatrzymywać się w jednym miejscu. Im więcej dżungli poznamy, tym lepiej. - stwierdził Quen, ustawiając jedną ze swoich latarni na rejestrowanie pokonanego terenu, w celu zrobienia mapy. Długouchy uwolnił ziemię spod swojego wpływu, tak jak i Razija był gotowy iść dalej.
-Im więcej terenu zbadamy tym większe szanse że na kogoś trafimy, jeśli nie osobiście to po śladach.- przepowiedziała zwiadowczyni i ruszyła przodem.
Dzielna drużyna podążyła dalej, zgodnie ze swymi zamiarami. W dalszej części podróży okazało się, że las zaczął się stopniowo przerzedzać. Soni nieomal wpadła w sieć sporych pajęczaków, prawie by krzyknęła z obrzydzenia. Małe wijące się cusie to pikuś, ale paskudy wielkości dłoni (to, że były ładniejsze od pajęczaków, jakie napotykał Zafara i Strife, nie było wielkim pocieszeniem). Soni udało się jednak opanować na tyle, by nie piszczeć. W końcu Raziji zdawało się, że w oddali majaczą góry, a najbliżej - jaskinia.
Jej wejście było na tyle wielkie, że mógłby do niej wejść przeciętnej wielkości słoń.
-Ciekawe czy to właśnie takiego jadłam.- zainteresowała się właścicielka okrągłych uszek, zaś duch pustyni przechodzą obok sieci rzucił zdawkowe “Dzień dobry” jej lokatorom.
-Jak myślicie gdzie przebiega granica areny? Czy jest widzialna?- Razija znalazła kolejną rzecz której chciała się dowiedzieć.
- Trudno powiedzieć. Może być dosłowna arena, lub ukształtowanie terenu, które przypomina arenę. Ale z pewnością będziemy wiedzieć jak zobaczymy jakąś bestię lub wpadniemy w pułapkę. - latarnik uśmiechnął się lekko.
-Czemu bestia miałaby mieć coś wspólnego z granicą?- przedstawicielka rzędu gryzoni wyraźnie nie załapała o co chodziło latarnikowi. -Ja myślę że to kawałek zwykłej dżungli oddzielony kopułą shinsoo od reszty. Było coś takiego na trzecim piętrze… Idziemy dalej czy wchodzimy do jaskini?- przeszła do bieżących spraw.
- Mm, a mamy jakąś lepszą drogę? Z drugiej strony, w jaskini może być potwór albo potwory - podsunął Denetsu, dobywając miecza. - Quen, Soni, moglibyście sprawdzić, czy czegoś tam nie ma?
- Sie robi. - dwie czarne latarnie pomknęły w stronę wejścia do jaskini. Miały ją przebadać kawałek po kawałku. W przypadku napotkania bestii miały się wycofać.
Latarnia Quena wykryła jedną żółtą skrzynkę przy grocie, zaś latarnie Soni wleciały do środka jaskini. Wkrótce cyborg przywołał bazę operacyjną, która mogła się poruszać z tą samą szybkością, którą normalnie poruszała się blondwłosa latarniczka. Wyglądało na to, że wejście jest spokojne, aczkolwiek w dalszej części korytarz się rozgałęział.
- Znalazłem kolejną żółtą skrzynię. - poinformował swoich towarzyszy latarnik. - Kto ją tym razem zgarnia?
-Może ty?- zasugerowała Razija, a Zafara już podchodził we wskazane miejsce żeby umożliwić dotknięcie wieka.
- Niech będzie. Ciekawe czy pieniądze też zmieniają właściciela jak zostanie się pokonanym. - zastanowił się na głos Quen, ruszając za Zafarą.
I tak oto kolejna skrzynka została wydobyta. Tymczasem Soni tworzyła w swojej bazie mapę dotychczasowo eksplorowanego terenu, a także jaskinię, toteż dziewczyna nie włączyła się w rozmowy.
- W jaskini znalazłam dotychczas jedną skrzynię. Żółta. Ale ona jest co najmniej jakieś 370 kroków od nas, w jaskini, w pierwszym, lewym korytarzu - zawiadomiła.
Tymczasem Zafara przyuważył, czy też zmysł shinsoo podpowiadał mu, że gdyby przeszli się dalej w lewo, od groty, czy też zaledwie 100 kroków dalej, gdzie znaleźli trzecią skrzynię - to trafiliby na koniec areny czy też obszaru testu.
- Wchodzimy do środka. Ale przydadzą się nam latarnie - Denetsu podszedł pod grotę. - Idziesz ze mną? - spytał się Raziji.
-Nie wiem czy to dobry pomysł, wolałabym iść dalej, ale jeśli pójdziesz, pójdę z tobą. Wszyscy pójdziemy co nie?- zapytała się reszty przekonana o tym, że nie warto się rozdzielać.
-Jeśli trafimy na coś z czym nie będziemy mogli sobie poradzić, zostawiłem portal w miejscu z którego zaczęliśmy.- Zafara postanowił dodać ekipie nieco pewności informacją, że w razie czego zawsze mogą szybko wynieść się z ciemnej groty. Na wszelki wypadek postanowił postawić też drugi portal przed wejściem.
- Możemy iść jeśli chcecie. Kredyty piechotą nie chodzą, a potwory raczej nie powinny wziąć się z powietrza. Jeśli nie trafimy na klucz, powinno być bezpiecznie. - stwierdził Quen.
-Gdybym to ja chowała te klucze to na pewno jakiś by tam był.- oznajmiła Razija rozkładając elektryczną włócznię i ostrożnie zagłębiając się w środku.
- Najwyżej zawrócimy. - latarnik ruszył za myszowatą, oświetlając drogę.
Razija wraz z Denetsu, oraz Zafara, Quen i baza operacyjna Soni weszli do środka jaskini. Przez paręset kroków szli naprzód, póki nie napotkali pierwszą odnogę, o której wspomniała Soni. Drużynowi łowca i zwiadowczyni poszli naprzód, a wraz z nimi pofrunęła tam jedna z latarni Soni. Niebieski sześcianik odnalazł kupę skarbów… i prostą dróżkę mającą dobre paręset kroków długości.
- Czy tylko mi się wydaje, czy to za fajne, by było prawdziwe? - Quen podsumował informacje pozyskane przez Soni. - Gdzieś musi być pułapka lub coś innego.
-Pójdę i sprawdzę to.-Zafara najwyraźniej zgadzał się z Quenem i zdaje się uważał że poradzi sobie z uniknięciem ewentualnych zagrożeń, a już na pewno z dostaniem się do skrzyń. -Soni, poślij ze mną jedną latarnię.- poprosił.
-Jesteś pewien? To robota dla zwiadowcy, ja jestem zwiadowcą. Zresztą mieliśmy się trzymać razem.-przypomniała pogromczyni kotów jak gdyby długouchy naprawdę mógł o tym zapomnieć.
-Tak.
-Eee?
-Tak, jestem pewien że chcę to zrobić.- czerwonowłosy rozwinął swoją odpowiedź nie pozostawiając wątpliwości.
Zafara postawił na szali wiele. Nikt mu nie gwarantował, że będzie bezpiecznie. Niebieska latarnia pofrunęła za czerwonowłosym duchem. Stopniowo powietrze gęstniało od shinso. Czyżby Zafara trafił na jeden z sześciu kluczy, które są potrzebne do wydostania się z dżungli?
 
Agape jest offline  
Stary 29-12-2015, 17:16   #82
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Bo łatwo być nie może

[Zafara] Kroczył naprzód. Temperatura zdawała się stopniowo rosnąć. Oby nie okazało się, że trafił na okolice jakiejś żyły wulkanicznej, pełnej gorącego powitania przybyłych regularnych…
Kiedy Zafara trafił na miejsce, wszystko się wyjaśniło. Niestety, to “wszystko” wyniuchało jedzonko, które przybyło do jego domku.
Bestia, wysoka jak słoń, smukła i długa na dobre parędziesiąt kroków poruszyła się i mruknęła. Świecący sześcianik ułatwił zaś robotę w szukaniu pożywienia. Tak samo jak dwunożnemu “jedzeniu” oświetliło tego sporego maszkarona.



W niektórych światach takie potwory zwano bazyliszkami, acz ten przypominał skrzyżowanie kobry i robaka. Zafara nie miał zamiaru sprawdzać, czy jego wzrok zmieniał wszystko w kamień. Czarna łuska lśniła w niebieskawym blasku latarni Soni, tak samo jak długie jak szable Raziji kły potwora.
Wyglądało na to, że potwór był wygłodniały. Zafara nie miał zamiaru się dowiadywać, jak długo go głodzono. Zresztą nie miał na to czasu, ponieważ bestia zaszarżowała.
Z początku szło gładko prosty tunel z porozrzucanymi co jakiś czas niby okruszki chleba skrzynkami, zapewne tak jak okruszki mającymi wabić nieostrożne zwierzątka chcące je spałaszować prosto w pułapkę. I wreszcie okazało się że zarówno jego przypuszczenia jak i latarnika, a także Raziji okazały się prawdziwe, stanął oko w oko z monstrum. Na szczęście był na to przygotowany tak szybko jak tylko zdołał otworzył portal łączący się z tym przed wejściem do jaskini i czmychnął do niego. Owszem sam mógłby się zwyczajnie schować w ścianie, ale wtedy najprawdopodobniej Soni straciłaby latarnię.
Zapobiegawczość Zafary uratowała mu skórę. Zdołał otworzyć portal, choć z małym trudem. I jeszcze okazało się, że potwór potrafi ziać kwasem. Obłoki jasnozielonego dymu zasnuwały obszar, o mały włos nie trawiąc szaty czerwonowłosego. Zafara wydostał się na zewnątrz, a za nim przebiły się też chmury kwasu. Potwora za nim nie podążyła... czy raczej popełzała. Niemniej reszta drużyny po jakimś czasie usłyszała rumor w oddali.
- Zafara - niebieski sześcianik rozbrzmiał koło głowy Zafary. - Co tam jest?
Tymczasem Denetsu przygotował się do walki. Wyciągnięty miecz był tego znakiem.
- Wychodźcie stamtąd jak najszybciej, znalazłem jedną z sześciu bestii, nie wiem jak daleko zechce oddalić się od klucza, ma do was jakieś 300 kroków.- długouchy czym prędzej ostrzegł towarzyszy.
- Klucze nas nie interesują co nie? - Quen bardziej stwierdził fakt niż zapytał. - Soni prowadź, ja będę ubezpieczać tyły. - rzucił do towarzyszy. Na jego lewym nadgarstku pojawił się srebrny liść.
Drużyna zdecydowała się wycofać. Soni wraz z bazą operacyjną odlatywała w kierunku wyjścia.
- Co zamierzasz zrobić, Quen?! - zawołał Denetsu. Tymczasem jedna niebieska latarnia pozostała przy nim.
- Spieprzać tuż za wami a w razie czego postarać spowolnić bestię. Mam w zanadrzu coś spowalniającego. Walczyć nie mam zamiaru.
- Uwaga na oczy - zakomunikowała latarnia, która lewitowała w pobliżu Denetsu. Usłyszał to też Quen i Razija, zaś bestia nieuchronnie się zbliżała. Razija już w oddali dostrzegała zarysy potwora. Jeszcze tylko kilkadziesiąt kroków… a i już nie tyle. Bestia była zwinna i szybka. Kwestią czasu było to, że zaatakuje ich grupę.
-Szybciej, już to widzę.- ponagliła towarzyszy zwiadowczyni.
Na srebrnym liściu pojawił się szary kwiat chryzantemy. Obok ręki pojawił się natomiast pomarańczowy okrąg, dowód na to, że Quen użył pierwszej techniki swego ducha. Kwiat został zerwany i rzucony w stronę bazyliszka. Nawet jeśli stwór widział w mgle, ta powinna go skutecznie spowolnić.
Wkrótce Razija zobaczyła paskudny pysk potwora, w tym czasie Quen już wyrzucał kwiat chryzantemy, a Denetsu zdecydował rzucić się do ucieczki. Gęsta chmura zasnuła korytarz, a Quen mógł wydostać się z tego obszaru bez problemu. Zasłona dymna była tak gęsta, że wręcz unieruchomiła potwora. Niestety, przy okazji usztywniła też Raziję i Denetsu.
Latarnik zaklął pod nosem. Nie do końca tak to miało wyglądać. Pochwycił dwójkę swoich towarzyszy i pociągnął do wyjścia.
Szczęśliwie udało mu się wyciągnąć Raziję i Denetsu, chociaż chłopak musiał się wysilić, a dawny ból w ręce dawał mu się we znaki.
- Dzięki, mogłeś mnie uprzedzić z tą sztuczką? - mruknął szermierz, idąc za latarnikiem.
- Wybacz, myślałem, że lepiej wyceluję. Mamy chwilę, więc lepiej skupmy się na ucieczce, a pogadamy później. - zasugerował biegnąc - czy też co bardziej pasowało do sytuacji - spierdalać do wyjścia.
To że zyskali jednak trochę na czasie, dało im szansę oddalić się od maszkarona. Zawsze coś. W dodatku za nimi unosiła się niebieska latarnia.
- Dacie radę dalej po ciemku uciekać? - Soni skontaktowała się z Raziją, Denetsu i Quenem przez sześcian.
-Tak.-odpowiedziała Razija i chwyciła zarówno Quena jak i Denetsu za ręce by móc ich lepiej poprowadzić w mroku.
- Uwaga na oczy, nie odwracajcie się za siebie - kolejny komunikat wypłynął z latarni. Tak więc team kulturalnie spierdalał przed siebie, a za ich plecami po jakimś czasie korytarz utonął w łunie oślepiającego światła. Quen wiedział, co to było - Light formation, jedna z podstawowych, ale często przydatnych technik latarników.
Drużyna zawzięcie uciekała, nawet gdy w piersi zaczęło brakować tchu. Może poza tymi, którzy płuc nie posiadali lub lecieli w bazie operacyjnej - jak Soni. Bestia w oddali gdzieś zaryczała, ale wciąż była szansa uciec z jaskini. Jeszcze tylko sto… kilkadziesiąt… parędziesiąt kroków, w oddali majaczała już leśna gęstwina.
- Jakiś plan mamy, czy uciekamy na ślepo? - zapytał drużyny latarnik, wybiegając z jaskini.
Odpowiedź pojawiła się przed jego oczami w postaci otwartego portalu, Zafara najwyraźniej nie siedział całkiem bezczynnie.
Quen nie zamierzał zastanawiać się gdzie portal prowadzi. Zwyczajnie w niego wbiegł.
Drużyna zaryzykowała, wbiegając do portalu Zafary.
I tak wrócili do punktu wyjścia, czyli do miejsca, z którego zaczęli test.
- To gdzie teraz idziemy? - spytał Denetsu resztę drużyny.
- Na pewno nie tam, gdzie przedtem - odpowiedziała Soni.
Zaraz jak tylko wszyscy członkowie drużyny przenieśli się w bezpieczne miejsce przejście zostało zamknięte, portal po ich stronie co prawda dalej stał na swoim miejscu, nie prowadził już jednak donikąd, był jedynie owalem emanującym delikatnym niebieskim światłem.
-Zaraz, a gdzie Zafara?- zainteresowała się zwiadowczyni.
Długouchy tym czasem postanowił wykorzystać szansę jaką dawało mu to, że bazyliszek żeby wrócić do swojego gniazda musiał przebyć całą jaskinię z powrotem i skorzystał z drugiego przejścia wprost do jego leża gdzie miał nadzieję znaleźć klucz.
- Nie mówcie mi, że tam został… - Quen niespecjalnie był zachwycony zniknięciem shinsoisty. - Jak myślicie, powinniśmy tam wrócić?
-Nie, na pewno nie powinniśmy.- tego Razija była pewna.-Ma tu portal więc pewnie niedługo sam się pojawi.- wyraziła nadzieję.
- Więc czekamy. Pół godziny? - spojrzał pytająco na resztę - Jak się nie pojawi do tego czasu idziemy mu z odsieczą.
-Lepiej żeby się pojawił, bo jak nie to jak go znajdę uszy mu powyrywam.- myszowatej chyba niespecjalnie podobało się nagłe zniknięcie przyjaciela, nie pierwsze zresztą w historii ich znajomości.
Tymczasem Zafara trafił do środka legowiska potwora, które było obecnie opustoszałe. Poza tym, że nie znalazł tam potwora, to nie znalazł też platformy z kluczem. Ale skoro skrzynki były poukrywane pod ziemią to pewnie i klucz nie leżał na widoku. Nie zrażony czerwonowłosy wyostrzył swój zmysł shinsoo poszukując wszelkich anomalii mogących naprowadzić go na cel. Mimo to dalej nie znalazł klucza.
-Soni. Jestem w legowisku bazyliszka, miałem nadzieję że znajdę klucz, ale nie potrafię określić gdzie jest i czy w ogóle.- długouchy przemówił do niebieskiego sześcianiku.
- Quen, jak twoje latarnie? Wydaje się, że masz lepsze latarnie niż moje - Soni spytała się blondwłosego latarnika.
- Mam klasy D. - to nie było chwalenie się, lecz informacja. - Tylko wszystkie mam tutaj. Musiałby otworzyć portal bym mógł do niego przypisać jedną.
- Zafara, możesz na chwilę otworzyć portal? Quen podeśle tu swoje latarnie - Soni skomunikowała się z Zafarą. - Szybciej ci powiemy, czy jest tam klucz.
W odpowiedzi świecący owal ponownie zamienił się w otwarte przejście i teraz każdy mógł zajrzeć wprost do legowiska potwora.
-Tylko szybko, zaraz pewnie wróci.
Obie latarnie przeleciały przez portal. Quen w tym czasie przywołał swoją bazę operacyjną by mieć lepszy wgląd w dane przesyłane przez sześciany.
Wtedy okazało się, że w jamie rzeczywiście nie ma żadnego klucza, ani żadnych znaków, które miałyby świadczyć o jego obecności.
- Nic tam nie ma. - stwierdził chłopak. - Niepotrzebnie ryzykujesz. To może być ta “zwykła” bestia. - przekazał informacje Zafarze.
Długouchy wzruszył ramionami i wrócił do reszty zamykając za sobą portal w legowisku.
-Przynajmniej trochę zarobiliśmy.-podsumował swoją wyprawę i zaczął rozdzielać kredyty na poszczególnych członków drużyny, teraz każdy był bogatszy o 34 tysiące.
- Idziemy w głąb dżungli, czy trzymamy się krawędzi i idziemy na południe? - zapytał latarnik, nie opuszczając jeszcze swej bazy operacyjnej. Latarnie krążyły w pewnej odległości od drużyny, by w razie czego wychwycić zbliżające się kłopoty.
-Chcę zobaczyć granicę.- oznajmiła właścicielka nastroszonych wąsików, ciekawość nigdy jej nie opuszczała.
Razija postanowiła zaspokoić ciekawość i sprawdzić, co jest poza areną. Ale jeśli miała już zaspokoić ciekawość, to nie mogła tego zrobić sama. Jak już sama - to wszyscy razem. A tam - drużyna ujrzała przepaść. Albo zagęstniałe shinsoo, które zachowywało się jak przepaść. Musiała przy tym przebyć kilkaset kroków, by otrzymać odpowiedź na to pytanie. Oraz znaleźć po drodze jedną żółtą skrzynię.
-Tego się nie spodziewałam.- przyznała myszowata podnosząc patyk i ciskając go w dół. Patyk poleciał w dół. I tak leciał, i leciał… i leciał. Jak spadł, to już nie wrócił na górę. Przepaść nie była zatem iluzją stworzoną z shinsoo, naprawdę należało na nią uważać.
- Czyli trzymamy się jej, tylko tym razem idziemy na południe? - upewnił się Quen - Jeśli tak to proponowałbym się chociaż na te kilkaset kroków zagłębić w dżunglę. Mniejsza szansa, ze ktoś nas tutaj zepchnie.
-Zgoda.- duch pustyni poparł Quena chociaż akurat jemu nie groziło ze strony przepaści żadne niebezpieczeństwo, przy okazji wpadł też na pewien pomysł. -Rozejrzę się z góry.- zaproponował i w swej niematerialnej postaci poszybował nad powierzchnię gruntu.
- W sumie to ta czołgistka poszła nam na rękę. Wszyscy skupią się na portalach, a pominą inne możliwości Zafary. Swoją drogą, dobry jest. - pochwalił swojego towarzysza Quen.
Duch pofrunął w górę, a tam musiał się przebijać przez roje owadów. Te okazały się bardziej upierdliwe niż szkodliwe, musiały się nieco nasączyć shinso czy innym energetycznym gównem. Aczkolwiek - udało się, Zafara przebił się przez gęstwinę owadów i gałęzi z liśćmi oraz inszej zieleniny. W promieniu ponad kilkuset kroków - las gęstszy lub jeszcze gęstszy. Lecz na wschód, jakieś 300-400 kroków od ich bazy startowej płynęła rzeka, o szerokości ponad kilkudziesięciu kroków. Po drugiej stronie rzeki ciągnął się kolejny busz, gęstwina i las - Zafarze bardzo przypominało to wejście do jakiegoś labiryntu.
Po tym krótkim rzucie oka na dalszą okolicę były dżin wrócił na ziemię.
-Wszędzie dookoła drzewa, na wschód od nas płynie szeroka rzeka.- poinformował.
- Czyli na południe. Wszyscy za? - upewnił się Quen, przystępując jednocześnie do modyfikowania swych latarni. Skoro byli w dżungli pasowało, by miały one bardziej roślinne kolory. Chwila obserwacji i pracy sprawiły, że teraz były zielone i świeciły światłem, przypominającym to, przenikające przez korony drzew.
-Za. Chodźmy już, błąkamy się od godziny i jeszcze nie znaleźliśmy tego małego pchlarza.- zrzędziła Razija, Zafara zaś przez dłuższa chwilę wpatrywał się w przepaść by ostatecznie zdecydować się na niecodzienny krok, podleciał mianowicie poza jej krawędź i postawił tam portal, wyglądał przy tym na zmartwionego.
-A to po co?- zdziwiła się zwiadowczyni, jakoś nie mogła sobie wyobrazić by chciała skorzystać z tego przejścia, długouchemu znalezienie się w tym akurat miejscu również nie dawało żadnych korzyści. Czyżby?
-Na wszelki wypadek.- odparł Zafara potwierdzając przypuszczenia myszowatej.
Quen wysłał we wskazanym kierunku swoje latarnie. Pilnował przy tym, by gdy tylko to możliwe były skryte wśród liści.
Drużyna udała się więc na południe. Po drodze napotkała… drzewa. Drzewa. Przeszli już setki kroków, niebo stopniowo ciemniało - “słońce” zachodziło.
Po drodze znaleźli dwie żółte skrzynie. Oraz znaleźli… drzewa. Chociaż powietrze już gęstniało od shinso… ciekawe czemu.
- Zaczyna przybywać w okolicy shinso. Nie tak jak przy spotkaniu z tamtym czymś? - zapytał latarnik.
-Nie, to shinsoo jest inne, emituje je przedmiot, a nie żywa istota.- podzielił się swymi odczuciami Zafara.
-Ok, wy tu poczekajcie, tym razem ja pójdę to sprawdzić. To zadanie dla zwiadowcy.- oznajmiła Razija patrząc wymownie na swojego kolegę z akademii.
-Quen dasz mi latarnię? Tylko zgaszoną!-zapytała.
Zielony sześcian podleciał do myszowatej.
- Będę skanował nią okolicę i informował cię na bieżąco. - poinformował zwiadowczynię.
Razija podjęła się wyzwania. Poszła naprzód. Jako że posiadała świetny wzrok, myszka szybko mogła wybadać dalszy teren. Dobrze, że to ona poszła - odkryła, że dalsza droga skończyłaby się na urwisku. Przy okazji zdobyła świetną bazę obserwacyjną. W oddali, jakieś ponad paręset kroków w dół oraz paręset kroków naprzód, na południowy wschód zobaczyła złocistą platformę ze znakiem klucza - a więc znalazła jeden z sześciu kluczy! Ponadto w oddali myszka zobaczyła delikatną, pomarańczową łunę - tam gdzie roztaczało się ta aura, mogła nawet dostrzec pojedyncze, pomarańczowo-złociste błyski, niczym miniaturowe gwiazdki. Wiedziała, że to dobre ponad tysiąc kroków od jej stacji badawczej, a kto wie, czy między terenem z platformą, a źródłem świetlików nie będzie płynęła rzeka i to zapewne porywista.
-Dotarłam nad skraj urwiska, na dole widzę klucz i niczego co by go pilnowało. Dalej coś się błyska na pomarańczowo ale to daleko. Możecie podejść.- zdała krótki raport do zielonego sześcianu. Co też pozostali zrobili.
- Warto ryzykować dla tego klucza? - spytał Quen - I tak nie planowaliśmy ukończyć testu przed czasem. Chociaż zawsze możemy pułapkę koło niego założyć czy coś.
-Zeby skończyć przed czasem musielibyśmy zdobyć pięć kluczy, nie ma co sobie tym zawracać głowy, no chyba że faktycznie nic by go nie pilnowało a w to nie chce mi się wierzyć.-myślała na głos zwiadowczyni. -Możemy się jeszcze trochę pokręcić po tej stronie, a jak nam się znudzi zejdziemy.- zaproponowała.
- Ok. Może uda nam się znaleźć jeszcze jakieś skrzynki. - latarnik przystał na propozycję myszowatej.
Drużyna podjęła się wycieczki wzdłuż urwiska, jednak po drodze nie znaleźli żadnej skrzyni. Za to znaleźli bezpieczniejszą drogę na dół - można było zjechać z góry na pazurki. Przy okazji dotarli do rzeki, którą wcześniej upatrzył Zafara. Była bardzo porywista i pewnie też głęboka. Koryto miało szerokość ponad dobre kilkadziesiąt kroków.
Quen zaproponował, by dokładnie zbadać teren po tej stronie rzeki. Reszta na to przystała, a Zafara postawił portal umożliwiający im błyskawiczny powrót nad urwisko kiedy tylko zabraknie im zapału do dalszej eksploracji. W pierwszej kolejności postanowili powrócić do miejsca, w którym zaczęli test, by odkryć pozostały teren.
Minęła kolejna godzina, a potem kolejna. Drużyna Zafary i Quena podjęła się zadania eksploracji terenu po “ich” stronie rzeki. Poza tym że znaleźli cztery żółte skrzynki, to część drużyny zaczęła odczuwać głód i pragnienie.
- Wiecie co? Robię się głodny - oświadczył Den.
-Mnie też już od tego łażenia burczy w brzuchu, jeszcze chwila i usłyszą to na drugim brzegu rzeki.-poparła go Razija. -Przerwa na jedzenie!- oznajmiła wesoło, teren był bezpieczny przed chwilą go zbadali więc nic nie stało na przeszkodzie żeby sobie trochę odpocząć.
- Ktoś chce? - Quen wyjął z ATSu kanapki, których nie zjadł przed testem. - Ja jeszcze trochę wytrzymam bez jedzenia.
-Też mam małe co nieco gdyby ktoś miał ochotę.- zaoferowała zwiadowczyni wyjmując z ATSu różne dziwne przysmaki. Zafara jako że jeść ani pić nie musiał stanął na warcie przeczesując okolicę swoim zmysłem shinsoo.
- Do szóstej rano jest jeszcze dużo czasu. Chyba nie minęła nawet połowa testu - Denetsu oświadczył. - Ranker mówił, że w dżungli możemy spotkać pomniejsze bestie. Chciałbym jakąś upolować.
- Jeśli chcesz. Tylko w okolicy nie ma żadnych bestii, na które mógłbyś zapolować. Pewnie musielibyśmy przejść przez rzekę. - odparł Quen.
- Nie wiem, czy jest tu coś ciekawego w tych stronach. Chyba że chcemy zdobyć klucz - gdybał Denetsu.
- Jedyna bestia, o której wiemy, to ten wężowaty w jaskini. A i nie wiem, czy on nadaje się do jedzenia. Co do klucza, to nie jest to dla nas aż takie kluczowe - oświadczyła Soni.
-Nawet jeśli jest najpyszniejszym stworzeniem na świecie i tak nie zamierzam na to coś polować.- oznajmiła Razija, nie wiedząc na ile poważnie latarniczka mówi o konsumpcji bazyliszka.
- Idziesz ze mną na polowanie? - zwiadowczyni otrzymała pytanie od drużynowego łowcy.
-Jeśli nie będziemy mieli po tamtej stronie rzeki niczego ważniejszego do roboty to czemu nie.-zgodziła się.
- Też pójdę polować. Ten bazyliszek był podobny do potworów z mojego świata. Może uda mi się ulepszyć zdolności mego ducha, lub znaleźć coś ciekawego. - stwierdził Quen.
- W moim świecie też polowałem na bestie - oznajmił Denetsu, który dotychczas nie miał okazji zaprezentować swoich umiejętności.
- Więc jak odpoczniemy to ruszymy na polowanie. Pewnie wszyscy, bo nie ma sensu się rozdzielać. - mówiąc to, spojrzał pytająco na Zafarę i Soni.
Dżin wzruszył ramionami, nie szczególnie obchodziło go jakieś tam polowanie, nie miał nic przeciwko zachciankom innych, ale sam był pacyfistą i nie zamierzał im pomagać.
Drużyna podjęła decyzję, aby zapolować na bestie po drugiej stronie rzeki. Most, który łączył oba lądy, był zbudowany z lian i desek. Wydawał się kruchy, byle jaki i delikatnie się huśtał. Z drugiej strony nie było widać innego przejścia w promieniu ponad kilkuset kroków. A jeśli było - nie wydawało się ono bezpieczniejsze od tego, które widzieli. Mimo pozornej wadliwości piątka regularnych w miarę bezpiecznie przeprawiła się na drugą stronę. Do plątaniny krzew i drzew mieli już tylko jak rzutem siekierą.
Quen posłał w kierunku labiryntu swoje latarnie. Miały zbadać okolicę w poszukiwaniu wszelkich śladów życia, skrzynek czy pułapek z shinso. Razija tymczasem sprawdziła grunt w poszukiwaniu śladów bytności jakichś stworzeń bądź regularnych. Wkrótce drużyna dowiedziała się, że w ich pobliżu znajduje się żółta skrzynka. Cóż jednak z tego… skoro ktoś ją wcześniej już odkopał? Teraz ta bryła była dla ich piątki bezużyteczna? Jakaś drużyna była tu co najmniej godzinę temu i sprzątnęła solidną część labiryntu. Ci, którzy to zrobili, wyszli z niego najbardziej prawą odnogą. Na pewno nie było tu Novema, tego Zafara był pewien. Nie było tu też Yoto. Zafara dzięki swemu rozwiniętemu zmysłowi shinso dotarł do tego, że to zasługa… Króliczki i jej kompanów.
-To była drużyna Hyyvy.- oznajmił Zafara.
- Sprawdzamy co pominęli, czy idziemy ich odnaleźć? - spytał Quen. - Czy olewamy i skupiamy się na odnalezieniu jadalnej bestii?
- Na głodzie nie da się łatwo i wydajnie zdawać testu - stwierdził Denetsu.
-Przecież niedawno mieliśmy przerwę na posiłek, mogłeś się częstować moimi zapasami.- Razija owszem często myślała o jedzeniu i nie marnowała żadnej ku temu okazji, ale nawet ona musiała przyznać że do szóstej rano z głodu nie pomrą, a zanim sama znowu zacznie odczuwać ssanie w dołku minie jakiś czas.-Poszłabym ich poszukać, zawsze to łatwiej spytać gdzie byli, co znaleźli niż przeszukiwać jeszcze raz ten sam teren. Wymienicie się danymi z latarni czy coś. Może widzieli też jakieś jedzenie?-próbowała przekonać resztę a w szczególności szermierza do swojego pomysłu.
- Daj spokój, nie będę ci podbierać jedzenia. To trudno, przeżyję przecież jakiś czas bez jedzenia - zaperzył się Denetsu, gdy Razija wspominała o jedzeniu, z którego nie skorzystał sobie szermierz. - Lepiej by było znaleźć drużynę tej Hyyvy - dodał.
- Ta drużyna wyszła stamtąd - Soni wskazała na prawą odnogę “labiryntu”. - A potem poszła tamtędy - wskazała na brzeg rzeki. Okazało się, że za zielonym murem nadal jest ląd.
- No to idziemy. Tylko ostrożnie. Nie wiadomo, czy nie zmienili zdania na temat współpracy z nami. - rzucił Quen. Standardowo przed nim poruszały się jego latarnie.
Zespół blondynów (poza jednym) zdecydował się ścigać królika. Takiego dużego królika z cyckami. Prowadziły ich latarnie Quena. Drużyna musiała przedrzeć się przez chaszcze lub się ich niekiedy trzymać, jeśli nie chcieli wpaść do porywistej wody. Udali się więc południowo-wschodnim traktem. Po drodze minęli 2 czy 3 żółte skrzynki - co prawda zakopane, ale i tak wcześniej tknięte, czyli bezużyteczne. Po kwadransie biegu piątka dotarła do następnego mostu, podobnego, przez który przeszli wcześniej, ale tym razem… na tym pomoście leżał nieżywy potwór. Niektórzy nazwaliby go hydrą - miał bowiem 3 głowy i cielsko podobne do jaszczurki. Ale teraz leżał zdechły i nieco utrudniał przejście na drugą stronę.
- Zafaro, będziesz tak miły i oszczędzisz nam pływania? - latarnik uśmiechnął się do shinsoisty, a samemu przeskanował ciało potwora. A nuż może miał w sobie jakąś kość, która wzmocniłaby jego duchowe moce.
Zafara posłusznie zamknął portal nad urwiskiem by ponownie postawić go przed bestią, potem przeleciał nad nią na drugą stronę rzeki i otworzył drugi.
-I jak Den, czy ten stwór nadaje się do zaspokojenia twojego głodu?- zapytała myszka oglądając sobie dokładnie poczwarę, właściwie to na nią weszła i przeszła się po niej.
Most niebezpiecznie zazgrzytał, wydawało się nawet, że się zerwie w każdej chwili. Stwór, wbrew legendom, jakie o nim krążyły, raczej do jedzenia się nadawał. Chociaż problem był w tym, jak go przytaszczyć na brzeg. Nikt z ich grupy sam z siebie nie dysponował na tyle nadludzką siłą, by samemu go przytaszczyć przez pomost.
- Zjadłbym, ale nie wiem, czy się nadaje do jedzenia - stwierdził Denetsu. - Tylko uważaj, ten most wygląda na niezbyt em, wytrzymały - zawołał do myszki.
Razija nie przejmując się brakiem zdecydowania kompana wyjęła szablę i postanowiła odciąć kawałek mięsa na wypadek gdyby jednak się zdecydował, a potem ostrożnie wróciła do niego niosąc potencjalny posiłek.
Myszka wróciła do towarzystwa w miarę cała. Zaś Soni się wtrąciła:
- Mogę zbadać, czy to mięso nadaje się do jedzenia?
-Jasne.- ucieszyła się zwiadowczyni podając ociekający krwią połeć przedszkolance.
Baza operacyjna cyborga skanowała zdobycz Raziji i badała jego właściwości. Soni wydała werdykt, że mięso jest zdatne do spożycia.
- To dobrze. Resztą mogę się zająć...
Szermierz oprawił mięso wedle uznania. Musiał przeżyć jakoś to, że będzie nieprzyprawione i nieosolone. Mięso opłukał w rzece.
- Ech, jak to mówili, na bezrybiu i rak ryba - westchnął pod nosem, nie chcąc się przyznać, że na smażonego pająka nie miał wielkiej ochoty. Eh, męska duma. We własnym zakresie załatwił sobie patyki i dwa kamienie do krzesania ognia, i zaczął majstrować przy iskrzeniu.
Tymczasem latarnie Quena stwierdziły, że hydra to gad jak każdy inny tego typu gad. Nic w sobie specjalnego nie miał, choć pewnie za życia był zawzięty i wredny. Jednak parę pociągnięć z działa i celny strzał z łuku w jeden z łbów - poprzez oczodół - przesądziły o losie potwora. Zafarze tymczasem znudziło się czekanie na drugim brzegu, wrócił więc żeby zobaczyć co zatrzymało jego towarzyszy i chyba nie do końca spodobała mu się kolejna przerwa na jedzenie, jak zwykle postanowił to jednak zachować dla siebie. Razija natomiast z uwagą obserwowała Dena przygotowującego mięso, nie mogła przecież przegapić właściwego momentu by zapytać jak mu smakuje.
- Chcesz sobie spróbować? Tylko ostrzegam, że nie jest przyprawione - ostrzegł Denetsu. - Chyba że znajdziecie jakieś zioła w tym terenie.
- Możemy poszukać jeśli trzeba. - Quen przeskanował najbliższą okolicę w poszukiwaniu odpowiednich roślin, a przynajmniej roślin, które nadawałyby się do jedzenia. Udało mu się znaleźć kilka chwastów, które latarnia uznała za zioła oraz kilka innych, z których dało się pozyskać sól.
- No nieźle. Nie spodziewałem się, że takie rzeczy mogą znaleźć się w dżungli. - stwierdził, dając Denetsu swoje znalezisko. Które zanim szermierz był w stanie cokolwiek z nim zrobić dokładnie obwąchała Razija, nie omieszkała też spróbować kilku listków które pachniały najbardziej apetycznie.
-Dorzuć tego, to jest dobre, a to… tego bym nie dawała.- chętnie dzieliła się swoimi spostrzeżeniami.
- Jesteś pewna, jadłaś to już kiedyś? - spytał się latarnik, przyglądając się poczynaniom szermierza.
-Tak. - odpowiedziała myszowata pokazując Quenowi zielony od właśnie przeżutych roślinek język.
- Mam nadzieję, że mamy podobne smaki. - chłopak przeszedł przez portal na drugą stronę mostu, by ustawić swoje latarnie kilkadziesiąt kroków od rzeki. Ogień po ciemku z pewnością kogoś przyciągnie. Lepiej wykryć takich ciekawskich zanim oni wykryją ciebie.
Gdy głód został zaspokojony a nowe doświadczenia kulinarne zdobyte, drużyna ruszyła w dalsze poszukiwanie króliczki.
Trop prowadził na wschodni szlak, a potem musieli skierować się na północny wschód. Tam znaleźli kolejny most z kolejnym ukatrupionym potworem - kolejna hydra, może trochę większa od poprzedniej, oraz - co więcej - Razija dostrzegła w oddali sylwetkę Królicy. Ona znajdowała się po drugiej stronie rzeki. Zatem drużyna Zafary i Quena znajdowała się jakby na półwyspie.
Jedna z latarni Quena na chwilę zalśniła jasnym światłem. Miało to przykuć uwagę Hyyvy, by ta nie strzeliła zaskoczona nagłym pojawieniem się drużyny. Następnie ruszył w jej stronę. Sześciany oczywiście skanowały okolicę. Ostrożności nigdy za wiele. Razija i Zafara również zachowali czujność chociaż oboje nie wyglądali jakby obawiali się czegoś ze strony króliczki, a raczej innych stworzeń które mogły dostrzec błysk.
Królica wkrótce zniknęła między dalszymi drzewami. Quen wykrył, że tego potwora nie zabiła jednak drużyna Hyyvy. To było dzieło drużyny Starlet - tym razem zgładzili go wyposażeni w broń dalekiego zasięgu, chociaż ostateczny cios zadała Ansara. W dodatku to Starletowcy uprzedzili poprzednią drużynę. Obie drużyny udały się na północ - czyżby tam było coś ciekawego?
Razija w oddali zobaczyła kilka białych kul światła i łunę światła, jakby z wielkiego ogniska.
- Miejmy nadzieję, że to uczta, a nie pochówek. - rzucił pod nosem Quen. Wbrew wszelkim logicznym przesłankom bał się o swoją siostrę.
-Musimy to sprawdzić. Chcę wiedzieć co tak świeci i czemu wszyscy tam poszli.- Razija nie miała wątpliwości co do dalszego postępowania.
Zafara, Quen i reszta zdecydowali się przeprawić przez niepewny most za śladem Króliczki i jej kompanii. Gdy znaleźli się na drugiej stronie, nieopodal odkryli złotą platformę, gdzie ukryty był klucz. Nie warto było tam się udawać, ponieważ ktoś już stamtąd zabrał ten przedmiot.
Dzieło Starletowców.
Kiedy piątka znalazła się koło złotej platformy, Razija dostrzegła znacznie więcej białych świateł, a łuna stała się lepiej widoczna. Było dotychczas bardzo spokojnie, kiedy ciszę przerwał huk, a potem krzyk Starlet. Drużynę blondwłosych z jednym wyjątkiem od źródła hałasu dzieliło ledwie paręset kroków, na północny wschód - tam, gdzie latały te białe kulki światła.
Quen zachował się tak, jak z pewnością nie powinien się zachować prawdziwy latarnik. Pobiegł w stronę, z której dobiegał krzyk. Wynikało to z jednego prostego faktu. Obecnie w nosie miał test. Liczyło się dla niego bezpieczeństwo Ansary, a skoro Starlet krzyczała, to znaczyło, że mieli poważne kłopoty.
-No to skończyły się podchody.- zawołała zwiadowczyni i wyjmując obie szable pobiegła za latarnikiem, gotowa do akcji, na czymkolwiek miałaby ona polegać. Zafara nie mając większego wyboru również udał się w tym samym kierunku, ale biegał znacznie wolniej od myszowatej.
- Ej, nie idźcie tam sami - dołączył do nich Denetsu. Natomiast Soni spojrzała pytająco na Zafarę. Ten zatrzymał się w miejscu, nie wiedział co zrobić, nie chciał pozwolić Raziji wpakować się w kłopoty i nie potrafił zostawić Soni w tyle.
- Jeśli chcesz, to i ja pójdę - zadeklarowała Soni. - Nie chcę, by im się coś stało, a możemy im się przydać.
-Dobrze, chodźmy.- zgodził się, ale nie gnał już tak do przodu postanawiając trzymać się latarniczki i zadbać żeby nic się jej nie stało.
W końcu cała drużyna dobiegła na miejsce. W międzyczasie w oddali rozlegały się huki, wrzaski i strzały. Quen pełen złych myśli i niepokoju dobiegł na miejsce.



Latarnik zobaczył płonące namioty podobne do indiańskich. Dziury w ziemi jak po bombardowaniu. Tam, gdzie wcześniej stały namioty, prócz popalonych szkieletów tych schronień Quen zobaczył również poszarpane przez eksplozję ciała - najpewniej “tubylców”. Ostrzału i bombardowania dokonali Optimus Prime i Zolos. Starlet leżała na ziemi podtrzymywana przez Strife’a, a w jej pobliżu leżał Xinxin - patrząc na zmasakrowany przez deszcz ołowiano-energetycznych pocisków łeb - martwy. Coś jednak było nie tak. Ansara stała w gardzie, tak samo jak białowłosy rogacz, ale nie atakowali tych drugich. Brakowało jeszcze ośmiorniczego człowieka, którego Razija nigdzie nie dostrzegła.
Hyyva wycelowała łuk w Quena, potem w Raziję, ale szczęśliwie nie puściła strzały. Ansara zauważyła swego przyjaciela, wybiegła w jego kierunku i zasłoniła go przed Hyyvą.
- Ich nie ruszajcie! - krzyknęła toporniczka.
- Co się tutaj dzieje? - zapytał swojej przyjaciółki. - Czemu walczycie między sobą?
- Xinxin i ci w namiotach zaczęli się zachowywać dziwnie, jak tylko tamci przybyli - burknęła Ansara.
- To nie nasza wina! - krzyknęła Króliczka, a Strife wrzasnął do nich.
- Chuj prawda! - i wyciągnął snajperkę. - Spróbujcie czymś strzelić, to was wszystkich rozpierdolę!
- Wykrywam zagrożenie - Optimus zaprzestał niszczenia wioski i skierował działa przeciw Strife’owi.
Hyyva zaś rozpuściła chmurę mroku w tym samym momencie jak Strife zainicjował strzelaninę razem z Optimusem. Ansara pociągnęła Quena w kierunku gęstwiny leśnej.
- Siedźcie tutaj lepiej - syknęła do Quena. - Nie wiem, co tu się dzieje, ale jeśli tego nie powstrzymamy, to się wszyscy powystrzelają.
- To wygląda zupełnie jakby opanował ich Yortsed. - podsunął chłopak - Jak ty idziesz coś zrobić to ja też. Nie będę patrzył jak ryzykujesz życie. Mogę użyć technik ducha by ich spowolnić, wtedy łatwiej się ich spacyfikuje.
Wybuchy nie ustały, jeśli chodzi o stronnictwo Hyyvy. Jednak tylko Optimus i Zolos dokonywali masakry. Strife, Starlet i Asad zrobili taktyczny odwrót w kierunku zachodniego lasu - ktoś z nich wypuścił magiczną ciemność. Acz jeden z pocisków któregoś z robotów poleciał w las i uderzył w drzewa, koło których skryli się Quen, Ansara i Razija, przy okazji inicjując pożar.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 29-12-2015, 17:23   #83
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Robi się coraz ciekawiej

A miało być tak pięknie… czy jakoś tak.
- Czy powiedziałeś właśnie “Yortsed”? - niespodziewanie spytał się Quena Denetsu.
- Tak. Tak powiedziałem. A co, też znasz tego ciula? - zdziwił się latarnik.
- Tak, był ze mną w akademii.
- Radzę rozwinąć, bo zastanawiam się czy ci współczuć, czy zastrzelić. - ogień panujący dookoła trochę stracił na znaczeniu.
- Jasne, że z nim nie współpracowałem - mruknął Denetsu. Ogień zatrzaskał, trawiąc drzewo, a potem przenosząc się na kolejnych sąsiadów. - Może rozmowy na ten temat zostawimy na potem?
- Zgodzę się z tym - odezwała się Ansara. - Uciekajmy stąd, zanim nas jakiś pocisk zmiecie!
- Ansara, oni są odporni na ataki fizyczne, czy starczy jak znajdę w nich odpowiednie obwody i zastrzelę? - zapytał swojej przyjaciółki sięgając po kusze. Na jego nadgarstku znów pojawiła się szara chryzantema.
- Obaj są pokryci ciężkim pancerzem, z tego co się zorientowałam. W dodatku Optimus może strzelać rakietami, a Zolos ma działo shinsoo - powiedziała Ansara. Pociągnęła za rękę Quena wyprowadzając z obszaru pożogi. Denetsu zaś zamachnął potężnie mieczem, wywołując falę uderzeniową. Shield stał się wkrótce zrozumiały - w kierunki ich grupy leciał jeden z pocisków Optimusa. Szermierz uratował im życie.
- Wiejmy stąd! - krzyknął Denetsu.
- Co im odbiło, że tak zaczęli strzelać? Kto w ogóle zaczął? O co poszło? - zasypywał pytaniami swoją siostrę, gdy biegł za nią.
- Eh… My siedzieliśmy od jakiegoś czasu w tamtej wiosce! - w przerwach Ansara na szybko raportowała, po drodze odbiła pocisk shinso za pomocą topora wzmocnionego energią. Strzała poleciała w górę. - Potem przyszli Optimus i reszta. Chcieli się do nas dosiąść… Ale wtedy Xinxinowi coś odbiło. Nie tylko jemu, tubylcy też zaczęli… dziwnie się zachowywać. Agresywnie~ - Ansara przeskoczyła powalone przez jedno z dział drzewo, a temperatura powietrza zaczęła stopniowo rosnąć, jak i przybywało ognia. - Xinxin rzucił się na Bestię w jakimś amoku. Optimus uznał to za atak z naszej strony i z Zolosem zaczęli ostrzał. Zresztą Strife też zastrzelił Xinxina, bo potem Xinxin rzucił się na Starlet. A ci z namiotów też się na nas rzucili… i wtedy to się zaczęło.
- Alice, wiem, że prosiłem byś się nie wtrącała, ale to trochę pojebane. Wyczuwasz tu swoją cześć lub Yortseda?” - Quen zwrócił się do swojej lokatorki.
Zdziwię cię, ale to nie Yortsed. To coś innego, tylko nie wiem co. Takie mam wrażenie, że pierwszy raz mam z tym styczność, a jednocześnie nie pierwszy raz” - odparła mu pokrętnie Alice. Quenowi mimochodem pogorszył się nastrój, z pewnością przez lokatorkę z przyszłości.
- A ta agresja, była może podobna do trybu berserkera? - spytał Quen. Coś mu zaczynało świtać. Nie wiedział do końca co.
- Hę? No, rzucili się na siebie, jakby dostali wszyscy naraz wścieklizny jakiejś. Xinxinowi zaczerwieniły się oczy, niektórym z wioski też - odparła Ansara.
- Ja… chyba się z tym już spotkałem. - stwierdził chłopak. - Może uda mi się uspokoić te roboty, a jak nie to zniszczyć. Spadajcie stąd ile sił w nogach. Może być jeszcze bardziej gorąco.
- Zdurniałeś do reszty?! - huknęła Ansara i palnęła brata w głowę. - Zastrzelą cię jeszcze, nawet z tym całą torpedą, co masz w sobie - porwała go za ramię. Denetsu co jakiś czas stawał, by Tarczą odbijać pociski ze strony robotów.
Soni widząc z daleka, co się dzieje, powiedziała do Zafara:
- Schrońmy się lepiej, nie wygląda to dobrze - westchnęła i razem z bazą operacyjną wycofywała się z lasu, za którym rozgrywało się piekło na ziemi.
- Jeśli będą we mnie celować. Wy biegnijcie dalej, a ja się zajmę resztą. Zaufaj mi. Alice nie pozwoliłaby mi przecież zginąć. - rzucił latarnik, puszczając oczko.
- Nie martw się, braciszku, ja też nie pozwolę ci zginąć - westchnęła łowczyni i bezpardonowo porwała Quena z miejsca. Ostrzał w pewnym momencie się urwał - chyba dwójce agresorów skończyła się ”amunicja”.
- Eh, upierdliwa jesteś. To wam udało się zdobyć klucz w labiryncie? - zaintresował się Quen.
- Nie byliśmy w żadnym labiryncie.
- Czyli to oni mają. Eh. Znowu się coś spieprzyło. Odnajdźmy Starlet i znikajmy stąd. - uległ woli siostry.
Nie tracili czasu na zbędne rozmowy. Mimo iż już od jakiegoś czasu nie słyszeli strzałów, nie zamierzali ani zawracać ani zatrzymywać się. Ci zaś, którzy znajdowali się bliżej rzeki zauważyli, że jej prądy znacznie mocniej się wzburzyły niż wcześniej, gdy przeprawiali się przez most. Coś w niej pływało, ale było ciemno i trudno było dostrzec, to było. Kłoda?
Quen wysłał w stronę tego czegoś latarnię w celu przeskanowania. Jednocześnie naszykował się do strzału - jeśli byłoby to coś łatwego do zabicia - oraz wystawił Ansarze chryzantemę - gdyby trzeba było użyć zasłony dymnej i spierdalać. To, co pływało, to była Króliczka, wyglądała na nieprzytomną albo martwą. Zresztą ta spłynęła szybko, wszak rzeka w tym miejscu stawała się mocno porywista. Wkrótce łuczniczka przepłynęła pod mostem - i w tym momencie z rzeki wydostał się wielki, gadzi pysk zbudowany z wody. Przywołaniec zerwał pomost, a razem z nim zatopił martwą hydrę. Quen rozpoznał w tej bestii ducha znajomego szamana.
- Jeszcze ich kurwa brakowało. - latarnik nie był specjalnie zadowolony z pojawienia się szamana. - Drużyna Novema tutaj jest. Jesteś w stanie skontaktować się z resztą swojej drużyny? - spytał się Ansary.
- O wilku mowa… Czy mówiłam ci, że Wernyhora utopił nam latarnika?
- Cześć szczurki! - głos Zory zapiał koło głowy Denetsu, na tyle głośno, że Razija to usłyszała i zaczęła się skradać w stronę głosu cichutko jak to tylko myszy potrafią. - Słyszeliśmy, że tęsknicie za nami! - zarechotał lisek.
- Wiesz, o takich rzeczach powinno się mówić troszkę wcześniej, wiesz? - Quen ofuknął Ansarę. - Nie zbliżalibyśmy się do wody wtedy. No ale mniejsza. Pora zabić parę śmieci. - latarnie przeskanowały okolicę w poszukiwaniu Zora. Bo szanse, że podszedł do nich niezauważony były raczej żadne.
Okazało się wtenczas, że nie ma tu nigdzie żadnego Zora… za to myszka natknęła się na niewidzialną latarnię Applejack’a.
- Może chcesz sobie pofruwać, Szczurku? - niespodziewanie coś niewidzialnego uderzyło w brzuch Raziji. - Apple, daj mi się tym pobawić!
- Wolnego, sierściuchu! - drużyna po raz pierwszy usłyszała kunia, który był ewidentnie skierowany do szczwanego lisa. - To moje latarnie! - Stealth. Iście wkurwiająca sztuczka latarników, gdy dochodziło do taktyki przeciwnika. Umiejętność czynienia latarni niewidzialnej. A teraz Razija widziała zarysy tego sześcianowego ustrojstwa - to, które zdradziło jedną z umiejętności Zafary.
Pięć, pokrytych płaszczem shinso strzał wystrzeliło na spotkanie z latarnią koniowatego właściciela czołgu. Quen nie sprawiał wrażenia by miał ochotę na zabawę z wkurwiającą drużyną.
Zirytowana Razija nie miała zamiaru czekać aż ktoś pojawi się i wybawi ją z opresji, zakręciła młyńca szablami chcąc posiekać upierdliwy sześcian na kawałki.
Quen, Razija i Denetsu wspólnymi siłami zniszczyli sześcian należący do Applejacka. Nie słyszeli już głosu irytującego lisa.
- Proponuję zastosować najlepszy sposób na obronę i zaatakować tych skurwysynów. - zagadnął latarnik. Wcześniej jednak przeskanował okolicę w poszukiwaniu innych niespodzianek. - Ansara, możesz się jakoś skomunikować z drużyną?
- To to wyleniałe futro gdzieś tutaj jest? - burknęła Ansara, dobywając topora. - Ej, eeeej! Wytarty szaliku, pokaż się! - wrzasnęła z szyderczym tonem. Jej głos został ewidentnie wzmocniony z pomocą techniki zwanej Taunt Mark.
Quen jako że nie znalazł innych zagrożeń niż żmij, postanowił w końcu się z nim rozprawić. Zaczął ładować użytą kuszę, by mieć większą siłę rażenia.
Razija zdecydowała się poszukać natrętnego wyleniałego kundla. W tym celu nie została wspomagać towarzyszy na polu walki z Żmijem. Pobiegła szybko wzdłuż brzegu, gdzie rosło najmniej roślin i gdzie się nie fajczyło. Czym bardziej zbliżała się do wioski, tym więcej słyszała trzaskania ognia i tym cieplej się robiło.
Gdy doszła na miejsce, nie spodziewała się kogo tam zastanie.
Jedno okazało się pewne: nie było tam Zora.

Razija vs ....

Razija Nie widziała tam czterorękiej Bestii. Ujrzała natomiast Optimusa i Zolosa, którzy wyglądali bardziej jak wyczerpane, wyeksploatowane urządzenia, które gdzieniegdzie były oplątane czymś, co wyglądało jak czerwone żyły, które poruszyły się nieznacznie, gdy tylko Razija się do nich przybliżała. Poczuła też, jak ręka ją nieprzyjemnie swędzi - akurat ta, za którą przytrzymał ją wcześniej Novem.
A tak się złożyło, jeśli przystanęliśmy przy małym, złośliwym lisku - Razija zaiście nie spotkała tam Zora. Ujrzała tam natomiast Novema. Wyglądał tak samo, gdy widzieli się po raz ostatni na stołówce. Ten nie wyglądał na zbyt zmęczonego, a oba roboty nie rzuciły się w jego kierunku.
Obaj niszczyciele byli skierowani na wprost Raziji.
- Cześć, Razija! - Novem pomachał wesoło macką w kierunku mysiej zwiadowczyni. I zarechotał - ale gdy się roześmiał… Razija nie spodziewała się, że zamiast usłyszeć dziecięcy głosik - to śmiały się dziesiątki, gardłowych szeptów. - Jak ci się podoba test? Mnie bardzo - i głos też mu się zmienił. Tutaj myszka uświadczyła legionu demonicznych głosów.
-Podobałby mi się bardziej gdybym znalazła Zora.- oznajmiła przyglądając się niecodziennej scenerii. -Nie przeszkadzaj sobie.- rzuciła jeszcze zamierzając czym prędzej się oddalić, możliwe że Zafara miał rację mówiąc jej żeby odpuściła i została z nim i Soni w bezpiecznym miejscu.
Wtem poczuła, jak ręka, która ją dotychczas swędziała… wydłużyła się i wbiła w ziemię! To nie było przyjemne słyszeć trzaski we własnej ręce, jakby pękały wszystkie kości, naczynia i mięśnie. I na pewno coś było na rzeczy. Była już pewna, jak usłyszała, jak Novem cicho się śmieje swoim niecodziennym głosem.
- Już chcesz uciekać? Nie chcesz sobie pogadać z Zorem albo zostać ze mną na grilla? - nie posługiwał się od dłuższej chwili dziecięcym głosikiem. Można było się zastanawiać, co to wszystko znaczy. - Zor, chcesz sobie pogadać z Razii, znaczy ze Szczurkiem? - przy głowie Novema pojawił się żółty sześcianik z jabłkami… o, a teraz przemówił swoim “tradycyjnym” szczebiotem.
- Nieee, pewnie ma pchły i mnie nimi zarazi, a na pewno śmierdzi - roześmiał się lisek. - Baw się dobrze, Novem, ja idę dalej robić swoje!
To co się teraz działo przechodziło wszystkie wyobrażenia Raziji, można by powiedzieć że było jak koszmarny sen tyle że myszowata nie miewała takich snów, a ból który odczuwała jednoznacznie wskazywał na to że jednak wciąż znajduje się w najprawdziwszej rzeczywistości. Tylko co miała zrobić? Jej nienaruszona ręka wykonała zamach i cisnęła wirującą szablę w kierunku Novema by już wolna od ciężaru broni białej sięgnąć po zatknięty za pas pistolet.
Novem złapał jednak szablę jedną ze swoich macek.
- Ładna broń. To prezent dla mnie?
Potem myszka wystrzeliła z broni. Pocisk przedziurawił mu głowę… ale zdawało się, że to na nic.
- Kojot, który wpadł w pułapkę, wolałby odgryźć sobie łapkę niż dać się schwytać kłusownikowi - odparł, szaleńczo chichocząc. - Ale to daremne, ponieważ jesteś tylko małą myszką… Hmm, tak, myślę, że już wiem, jaka jest różnica między szczurem a myszką.
Jej wysiłki spełzły na niczym, ale nie zamierzała się poddawać, rozejrzała się w poszukiwaniu cienia, płomienie rzucały wiele roztańczonych cieni które mogła wykorzystać żeby uwolnić się z pułapki, co też natychmiast postanowiła uczynić.
Myszka wykorzystała sytuację, by się przeteleportować z cienia, rzucanego przez jednego z roboty, do lasu. Nie zważała na zmutowaną łapkę, która ewidentnie zbuntowała się przeciw swojej właścicielce. Z daleka Novem się roześmiał, a potem…
- Myszę i szczura można gonić tak samo - Raziji wydawało się, że ten głos kołacze jej w głowie, kiedy walczyła z ręką, która przeobraziła się w abominację z ostrymi zębami. - Jestem najlepszym łowcą w Wieży, mnie nikt nigdy nie ucieknie, moja droga myszko - głos znów zarechotał, a łapka zapikowała w kierunku pyszczka mysiej zwiadowczyni.
To przekroczyło wszelkie granice, przedstawicielka rzędu gryzoni musiała uchylać się przed własną ręką która miała zęby większe od tych w jej pyszczku! Puściła pistolet i myślą przywołała do dłoni swój wierny koci szpon, nigdy nie przypuszczała że kiedyś zwróci tę broń przeciwko sobie ale nie miała wyboru, nie tylko kojoty były gotowe poświęcić własną kończynę by przeżyć inne zwierzęta również nie oddawały życia łatwo.
Razija postanowiła zastosować zasadę kojota i odciąć sobie zainfekowaną kończynę. Novem jednak jej nie ścigał. Natomiast pościgu podjęli się Optimus i Zolos - czy raczej ich korpusy, oplątane dziwnymi żyłkami, które przypominały Raziji zmutowane mięso. Tamci już nie żyli - stali się tylko mięsem armatnim tego Novema. Przestraszona i krwawiąca zwiadowczyni wiedziała że potrzebuje pomocy inaczej niedługo straci przytomność i się wykrwawi, tymczasem pojawiły się kolejne kłopoty. Przyciskając broczący obficie kikut odciętej do piersi pobiegła przez ciemną dżunglę starając się wybierać jak najbardziej zarośniętą ścieżkę i przyśpieszając swój bieg skokami pomiędzy plamami cienia. To powinno zmylić jej martwych prześladowców, spowolnić ich, chociaż trochę.
Myszce udało się jakimś cudem dobiec do Soni, która dała znak myszce niebieską latarenką. Ona i Zafara ukryli się w pobliżu platformy, z której klucz zrabowali Starletowcy.
- Jasna cholera! - wyrwało się Soni, gdy zobaczyła stan Raziji. - Chodź tutaj, szybko!
Słabnąca myszka zobaczyła światełko w ciemności i ruszyła ku niemu, w tej chwili nie myślała już jasno nie wiedziała co to było, ale instynkt przetrwania działał i doprowadził ją do miejsca gdzie czekali przyjaciele. Zafara widząc co się dzieje od razu przystąpił do działania stawiając portal do “czerwonego kręgu” obok Soni tak by ta po przechwyceniu rannej mogła bezpiecznie z nią uciec. Co do robotów, antybuilder zastosowany niby betonowe kalosze z gangsterskich filmów powinien zakończyć pościg. Zresztą nie miało to już większego znaczenia ponieważ długouchy nie oglądając się za siebie również czmychnął do portalu zamykając go za sobą.
Soni wyszła po raz pierwszy od dłuższego czasu z bazy operacyjnej. Mimo że nie miała tyle siły co myszka, teraz jej pomoc okazała się nieoceniona.
- Zafara, spójrz na Raziję! - rzuciła do czerwonowłosego, kiedy Soni przytaszczyła zwiadowczynię do ich kryjówki. - Postaram się zatamować krwawienie, ale nie potrafię przywrócić ci kończyny - ręka cyborga zmieniła się w skrzyżowanie inteligentnego scyzoryka i z narzędziami chirurgicznymi.
-Widzę.- odparł ponuro czerwonowłosy. -Chyba nawet domyślam się co się stało.- powiedział i jak tylko mógł starał się pomóc przedszkolance, w końcu wiedział co nieco o tamowaniu krwawienia.
- Chodź Zafara, pomożesz mi - Soni rozpoczęła leczenie kikuta Raziji, a długouchy asystował jej i służył radą jak tylko mógł. Razija zaś mimo bólu powoli się uspokajała, dotarło do niej że uciekła i jest w bezpiecznym miejscu z przyjaciółmi.
- Razija, jakby coś ci się działo, to nam mów. Zafara, dziękuję ci za pomoc, co byśmy bez ciebie nie zrobili? - Soni uśmiechnęła się szczerze do Zafary.
-To był Novem. Zmienił moją rękę w potwora, nawet mnie nie dotknął… To znaczy dotknął wtedy w bufecie i… i to wszystko. Nie potrzebował niczego więcej.- właścicielka różowych uszek wciąż nie bardzo mogła uwierzyć w to co się stało.
-Już raz to widziałem, nie wiedziałem tylko że Novem ma z tym coś wspólnego.-Zafara był załamany tym co usłyszał.
-Soni, możesz skontaktować się z Quenem? Przydałoby się ich znaleźć.-zapytał, nie miał pojęcia co stało się z latarnikiem i Denetsu odkąd się rozdzielili a to miało miejsce zaraz na początku starcia.
- Postaram się, ale nie obiecuję, że to się uda - Soni zaledwie schowała narzędzia, to już nawoływała przez latarnie. - Halo, Quen? Denetsu? Słyszycie mnie?... - po chwili przywołała ponownie bazę operacyjną. - Wykryłam latarnię Quena przy moście z bestią, przy labiryncie… Halo, słyszycie nas? - Soni nadal nawoływała przez bazę operacyjną.
- Słyszymy. Jesteśmy przemoknięci, ale nic nam nie jest. Znaleźliśmy króliczkę. A u was co słychać?
-Zyjemy, jesteśmy w czerwonym kręgu.- odpowiedział Zafara -Nie zbliżajcie się do Novema i pod żadnym pozorem nie dajcie mu się dotknąć.- ostrzegł -Zabił roboty, a Razija straciła przez niego rękę.- dodał by wzmocnić siłę przekazu.
- Przyjąłem. Widzieliśmy drużynę Księcia. Są przy drzwiach, ale jest ich tylko czwórka. - informował Quen. - Pewnie zdobyli klucze. Więc został Novem i spółka. Mógłbyś użyć swoich portali by ich wyrzucić poza krawędź.
-Nie zamierzam się do niego zbliżać.- odparł kwaśno duch, na tę propozycję.
Novem…” - odezwała się niespodziewanie Alice w umyśle Quena.
- Już go spotkaliśmy. Nie zareagowałaś wtedy na niego.
Co za dziwna istota… Novem...
Niespodziewanie przez latarnię przemówił inny głos.
- Zafarze… Jestem Alice, przemawiam teraz przez Quena. Czy spotkałeś kogoś, kto przybył do tego czasu? - czerwonowłosy usłyszał, jak ktoś do niego przemawia przez latarnie.
Długouchy nie wiedział co myśleć o Alice, czy martwić się tym że coraz więcej osób ma problemy z dodatkowymi lokatorami w swoich głowach, czy cieszyć się że nie jest sam i przynajmniej jeszcze nie traci kontroli nad swoim ciałem.
-Tak. Podobno przybyło tu całe stronnictwo. Jeden zagnieździł się w moim umyśle, druga jest demonem zwanym Legion, nie wiem czy jaszczur, który z nią był też jest z innego czasu.- wyjaśnił wyczerpująco.
- Który jaszczur?
- Nie ten. Niema go tu.-rozwiał wątpliwości.
W Zafarze zaczęło się coś gotować. Coś mu mówiło, że stary dziad śmieje się cicho z tej całej Alice. “Chcesz sobie z nią pogadać?” pomyślał duch do starucha.
Głupi…” - zarechotał dziadek i ostentacyjnie ziewnął. - “Mam sporo czasu, ale nie zamierzam go tracić na głupią maszynkę, co miała mnie rzekomo przemielić. Zresztą” - Zafara poczuł, jak jego twarz się zmienia, rozkwitał mu na niej szaleńczy uśmieszek. - “i tak wszyscy poginiecie” - i miał wrażenie, że te słowa wypadły mu same z ust.
Soni dziwnie spojrzała na Zafarę. Razija też usłyszała, że Zafara powiedział: “I tak wszyscy zginiecie” i jeszcze się drapieżnie uśmiechnął, jakby chciał ich wszystkich z lubieżnością powybijać na miejscu. Na szczęście w mgnienie oka później oblicze czerwonowłosego przybrało zwykły znudzony życiem wyraz.
-Mówiłem że ktoś zamieszkał w mojej głowie, właśnie mieliście okazję go poznać.- wyjaśnił jakby nie stało się nic szczególnego, chociaż tylko on wiedział że jednak się stało i że bardzo mu się to nie podoba.
-Zdaje się że cię zna Alice.- powiedział do latarni.
- Też mi miło z tego powodu. Zapytaj się, jak się czuje, jak jego plany trafi szlag - uśmiechnęła się wrednie Alice.
- Moje plany nigdy nie trafia szlag - prychnął z wyższością… Zafara. - Najwyżej cię poślę w otchłań z tym śmieciem, w którym siedzisz - Zafara poczuł, jak z niego wypływa szaleńczy śmiech. - Zresztą, sama jesteś odpadkiem, tak jak ta cała Wieża. Najpierw zniszczę tego dziada, który mnie zmienił… w to co zmienił. No, to kto mnie powstrzyma? Ty dziewczynko z latarenkami… a może ty, pchlarzu? - dziad korzystając z ciała Zafary zwrócił się do Soni i Raziji, patrząc na nich z wyższością by zaraz dodać:
-Mam tego dość. Zamknijcie się oboje i zostawcie mnie w spokoju.- po czym odwrócił się i ruszył w stronę drzew.
Właśnie, po co mi te wszystkie śmiecie? Wszyscy mi tylko przeszkadzają”, mruczało coś w myślach Zafary. “Jakaś dziwka w ciele męskiej dziwki będzie mi zawracać głowę!
“Mogłeś wybrać kogoś innego, kogoś ‘wartościowego’.”- pomyślał długouchy wchodząc w pień drzewa “Oszczędziłbyś sobie i mnie kłopotu.” Nie żeby miał niskie poczucie własnej wartości ale był ciekaw czemu to jego spotkał ten wątpliwy zaszczyt dzielenia ciała z jakimś wrednym zarozumiałym staruchem o morderczych skłonnościach.
Chociaż… mogę się stać kim zechcę”, pomyślała sobie po chwili “ciemniejsza” strona Zafary. - “A tamten staruch może za wszystko zapłacić. Gdy dotrę do tego śmiesznego bożka na szczycie, to go załatwię. Albo… po prostu go zastąpię. Taka kulturalna wymiana” - w Zafarze coś zarechotało. - “Tak, to doskonały plan! Mogę wrócić do swej dawnej potęgi i załatwić to, co trzeba, to tak jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu” - nie wiedząc czemu pomyślał o Soni i Raziji. “Tak, kiedy tam dotrę spełnię swoje życzenie, odzyskam wszystko co straciłem, dowiem się kim byłem… nie, kim jestem. Moja moc będzie potężna i nikt nie zdoła mi się przeciwstawić, nikt nie będzie mieszał w mojej głowie, krzywdził moich przyjaciół i traktował jak śmiecia.”- przez chwilę były dżin poddał się marzeniom o potędze, ale szybko upomniała się o niego rzeczywistość. Był dopiero na czwartym piętrze i stał się pionkiem w grze jakichś niezrozumiałych dla niego istot, Razija straciła rękę, Soni o mało nie umarła a on niewiele mógł na to poradzić. Potrzebował rozwiązań tu i teraz a nie w odległej przyszłości która być może nigdy nie nadejdzie, a już na pewno przy obecnym coraz bardziej porąbanym obrocie wydarzeń.
-Nie mieszaj moich myśli ze swoimi, bo obaj przestaniemy być sobą.-powiedział stanowczo do starca wychodząc po drugiej stronie pnia.

Spotkanie na wewnętrznej pustyni

Sceneria rozmyła mu się przed oczami. Zafara znów znalazł się na pustyni, gdzie nieraz toczył spór z dziadem. Teraz jednak tam tego dziada nie spotkał, zamiast niego… spotkał samego siebie!
Drugi Zafara spoglądał z odrazą na swego sobowtóra. Nosił na sobie królewskie odzienie, o, nawet miał na głowie złotą koronę, którą później zaczął obracać sobie w palcu.
Przestaniemy być sobą?” - syknął głosem Zafary. - “Zapomniałeś, co to znaczy być sobą” - prychnął. - “Dlatego jesteś skazany na bycie czyimś sługusem.
-Tak. Zapomniałem.- oryginalny Zafara nie zwykł zaprzeczać prawdzie.-Ale wierzę że kiedyś sobie przypomnę i dlatego nie pozwolę nikomu z zewnątrz się zmienić.- wyjaśnił, obserwując siebie w królewskim odzieniu. Czy mógł tak kiedyś się ubierać? Czy mógł być królem? Nie miał bladego pojęcia.
- Więc wróć do mnie. Porzuć tych, którzy robią z ciebie sługusa, tą robocianą blondynę i tą mysz - orzekł drugi Zafara, powstając z miejsca. - Dlaczego nie zaufasz staremu sobie? Dlaczego pozwoliłeś, by pomiatał tobą tamten staruch, a teraz pozwalasz robić z siebie niańkę tamtej dwójki - z piasku wyłoniły się piaskowe sylwetki Soni i Raziji, które spoglądały z politowaniem na “oryginalnego” Zafarę.
-Nie znam starego siebie, skąd mogę wiedzieć czy można mi ufać?- długouchy zaczął przechadzać się po piasku myśląc głośno, a mimo że szedł wcale nie oddalał się ani od drugiego siebie ani od piaskowych figur. -Jestem przy nich bo tego chcę, nie dlatego że one chcą.- mówił dalej. -Jeśli przestanę mieć ochotę je “niańczyć”, odejdę.- wyjaśnił z prostotą. Z samym sobą mógł być szczery, a prawda była taka że był egoistą.
-Nie jestem niczyim sługusem, po prostu… potrzebuję kogoś… kogoś kto stanie pomiędzy mną a resztą świata.- próbował dobrać właściwe słowa, ale nie mógł być pewien czy sam zdoła siebie zrozumieć.
- Hmm, rozumiem. Więc mogę z nich zrobić swoje sługi! Dlaczego też ja o tym nie pomyślałem? - zadumał się ten drugi Zafara, szczerze zdumiony tym nowym pomysłem.
-Nie możesz, nie zgadzam się. Są moje.-duchowi pustyni zdecydowanie nie podobały się pomysły jego drugiego ja, a właściwie to piaskowego dziadka przebranego za niego.
- Co “nie mogę”? - oburzył się jego sobowtór, a piasek wokół niego zafalował. - Sam powiedziałeś, że są moi, więc to znaczy, że powinienem robić z nimi, co mi się podoba!
-Więc będziesz je chronił, bo to właśnie mi się podoba.- oryginał próbował nadążyć za tokiem rozumowania kopii, ale coraz mniej mu się ta zabawa podobała.
Zafara… czy może raczej Ar Afaz zacmokał z niezadowoleniem.
- Ale z ciebie słabeusz. Widzisz, dlatego nigdy nie możesz zostać królem. Król pozwalający się pomiatać sługom, nigdy nie może być sobie królem - zaśmiał się, po czym machnął dłonią. Piasek wzburzył się, a jego okruchy ciskały się do oczu oryginału.
-Wszyscy są dla ciebie sługami?- zapytał długouchy zaatakowany przez tak drogi mu piasek i zdematerializował się pozwalając ziarenkom przepływać przez siebie bez czynienia mu krzywdy.
- Wszyscy powinni być moimi sługami, bo ich nie stać na nic więcej - Ar Afaz nie wyglądał na zbyt zadowolonego, gdy jego piasek płynął sobie przez postać oryginału, jak gdyby nigdy nic. - A więc zamierzasz podjąć tę całą bezsensowną walkę o to miejsce czy co? - prychnął.
-Zamierzam odzyskać mój wewnętrzny świat, tak jak zamierzam odzyskać pamięć i swoją moc. Obojętne jak długo to zajmie. Tutaj to ja jestem królem, a ty nieproszonym gościem.- zadeklarował Zafara w postrzępionym płaszczu mimo, że to on wyglądał na przybłędę w porównaniu z wspaniale odzianym sobowtórem.
- Ahaha… HAHAHAHAAAAA! - samozwańczy król wybuchnął diabolicznym śmiechem. - haha… dalej niczego nie pojmujesz. Ty i ja… jesteśmy dwiema stronami tego samego medalu - prychnął z wyższością. - Tyle że to ja jestem tą lepszą częścią. Jak dla mnie, możesz się poddać, bo nie pozwolę, żeby taki słabeusz jak ty został moim panem! - po chwili Ar Afaz cisnął kolejną falę piaskowej ściany w kierunku Zafary. Tak jak poprzednio bez żadnego efektu.
-Nie obchodzi mnie czy jesteś moją lepszą czy gorszą częścią. Nie poddam się dopóki “medal” nie spocznie moją stroną do góry.
“Król” znowu się zaśmiał.
- Chyba musisz się lepiej postarać zepchnąć mnie z tronu - zaszydził. - Samym gadaniem nic mi nie zrobisz - uśmiechnął się paskudnie do Zafary.
-Miałbym skrzywdzić samego siebie?- zapytał siadając na piaskowym tronie, który uformował się pod nim, chyba tylko po to żeby rozdrażnić drugą stronę medalu.
- Dobra myśl - uznał Ar Afaz. - Chociaż uznaj tę partię za wygraną… moją.
-Nie uznaję twojej wygranej tak jak nie uznaję twojej władzy tutaj.- Zafara chyba zaczynał poważnie rozważać czy nie jest jednak masochistą ponieważ odwrócił kierunek wiatru tym razem sam posyłając tuman piasku w stronę oponenta. Wstał też ze swojego tronu pozwalając mu rozpaść się, następnie podłoże pod nogami króla zmieniło się w ruchome piaski więżąc póki co jego kostki.
- Znudziła mi się ta gra - niespodziewanie Ar Afaz ogłosił taki werdykt. Pozwolił też wywiać się z pola walki. - To miejsce i tak mi kiedyś oddasz - uśmiechnął się wrednie na pożegnanie, a wówczas jego uszy przeszył wrzask Soni, dobiegający z oddali.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 29-12-2015 o 17:44.
Agape jest offline  
Stary 29-12-2015, 17:29   #84
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Gorzej być chyba nie może... a nie ważne

- Cześć myszko! - Novem wydostał się z lasu. Mniejszy, bardziej przydymiony, ale wciąż mający werwę do walk. - Przyprowadziłem ci kolegę, chciał się z tobą pobawić!
Jakim cudem wytropił Raziję? Teraz nie było to tak istotne, jak to, co Novem przygotował. To co bowiem przyprowadził, wyglądało jak połączenie Optimusa, Zolosa i jakiejś biomasy, z czego wyszedł cyborg połączony z mięsem. Ustrojstwo o wysokości dobrych 3 metrów, o stosunku metali, elektroniki i mięsa “trzy do jednego”. Długa lufa wystawała z jednego ramienia, z drugiego wychodziły szyby od samochodu. Nogi miał zbudowane z mięsa oraz w jednej nodze wystawał rdzeń Zolosa. Ponadto nowo powstały potwór posiadał głowę bez oczu, ale za to nosił koronę z drzwi od samochodów Optimusa oraz fragmenty ciała Zolosa.
- Piesku, bierz ich! - Novem zawołał do tego wielkiego maszkarona, a ten zaczął biec w kierunku Raziji i Soni, która krzyknęła na tyle głośno, że usłyszał ją Zafara, którego przyćmiło gdzieś w oddali.
Okaleczona myszowata podniosła się chwiejnie na nogi, w jej czerwonych ślepkach błyszczała determinacja, nie miała już dokąd uciekać, nie miała też na to sił, postanowiła więc zginąć walcząc. Jej szare futerko rozbłysło shinsoo gdy pokryła je zbroja będąca zazwyczaj umiejętnością posiadaną przez łowców. W zdrową rękę chwyciła elektryczną półwłócznię, rozłożyła ją machnięciem i ruszyła na robota. Tymczasem Zafara wrócił do rzeczywistości a słysząc krzyk Soni otworzył sobie portal by na skróty wrócić do “czerwonego kręgu”.
Myszka natarła w kierunku Kolosa - a przynajmniej tak to wyglądało, bo wkrótce się przeteleportowała za Novema, korzystając z uprzejmości cienia rzucanego przez… to coś. Novema zaskoczyło to zagranie. Niemniej myszka zapomniała, że mackowaty posiadał po coś te wodorostowe macki. Półwłóczna zaplątała się we “włosach” paskudy, ale szczęśliwe pokopał go prąd jak należy. Novem wrzasnął wieloma warkotami, a w powietrzu rozległ się zapach palonego mięsa.
- Ty szczurze! Zapłacisz mi za to! - kilka macek wydłużyło się i pokryło energią shinsoo. Dzięki niej najbliższe “włosy” Novema stały się sztywne, twarde i ostre jak ostrza mieczy. Enchant shinsoo - sztuczka ta sama, której użyła Razija. Kilka nich śmignęło - Razija uniknęła ich tylko dlatego, bo dopisało jej szczęście - i oczywiście dzięki zwinności. Niemniej Novem zdawał się jej dorównywać w tym aspekcie.
Zafara postanowił zająć się chimerą. Nie miał jakichś szczególnie wyszukanych taktyk, jego celem stała się noga abominacji. Wielki “robot” nie był tak szybki i zwrotny jak myszka, czy choćby Zafar. Nie mniej gdyby nie to sprytne zagranie, czerwonowłosy męczyłby się z przeciwnikiem, który wyglądał na wytrzymalszego niż Novem. Zaniknęły metalowe elementy w jednej nodze. Mięso pozostałe w tej kończynie nie utrzymało ciężaru konstrukcji i reszta molocha runęła. Grawitacja załatwiła go, chociaż na chwilę.
- Ach tak, dematerializacja rzeczy. Już zdążyłem prawie o tym zapomnieć - burknął Novem, komentując to, co stało się z jego dziełem, co Razija zresztą usłyszała. Nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać, to była jej ostatnia szansa zanim wodorostowe miecze ją posiekają, rozpuściła więc wokół wodnika chmurę mroku dzięki, której mogła uzyskać przewagę szybkości nad jego licznymi mackami.
Zafara również nie zamierzał spocząć na laurach, dla pewności usuwając jeszcze działo powalonego kolosa, by móc wreszcie ruszyć na pomoc Raziji.
Zafara usunął działo, choć nie bez problemów, bo mięso z ogołoconej z metalu nogi rzuciło się na niego jak wyjątkowo pokraczny pająk… a raczej mięsny glut.
Novem, kiedy został zasłonięty mrokiem, nic nie widział. Nie znaczyło to, że nie zamierzał walczyć. Macki wydłużyły mu się, zalśniły energią, a sama pokraka zaczęła się kręcić wokół własnej osi. Chciała chyba za wszelką cenę sprzątnąć Raziję. Myszka wówczas skoczyła, chcąc skorzystać z nowych osiągów. Jedna z macek wzmocnionych energią uderzyła niezwykle silnie w stopę Raziji, o mały włos nie odcinając jej. Z pewnością ścięgna zostały przerwane, a kości i mięśnie zmiażdżone siłą uderzenia. Niemniej myszka nie przerwała szarży wymierzonej w Novema. Ostrze włóczni pikowało prosto w głowę potwora, z sukcesem mu ją przeszywając… Potwór na nic nie reagował, a jego oczy się wybałuszyły.
...Czyżby ta walka zakończyła się sukcesem?
Tymczasem Zafara zdematerializował się, a mięsko z Kolosa przeleciało przez niego jak przez mgłę. Brakowało tylko efektownego pisku, jak takiego wydawanego przez gumową kaczkę. Razija nacisnęła przycisk włóczni, kopiąc bez litości wnętrze Novema i nie zamierzała przestać dopóki baterie nie wysiądą albo sama nie wyzionie ducha, w zależności od tego co nastąpi pierwsze. Długouchy korzystając z tego że Novem stoi w jednym miejscu podbiegł chcąc otworzyć pod jego nogami portal prosto w przepaść.
I gdy wydawało się, że walka się zakończyła…
- Głupi szczur… - zasyczał Novem, nie tym dziecinnym głosikiem, ale tym groźniej brzmiącym - i pewnie jego prawdziwym - głosem. Jedna z jego macek wyciągnęła z własnej głowy półwłócznię, a następnie cisnęła ją w dal, prawie ją tą broń łamiąc na pół.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=-XZVeAEcqEI[/media]

Portal też nic nie dał, bowiem w tym samym czasie z głowy Novema… wyrosło osiem ogromnych, czarnych, pajęczych odnóży - ich rozpiętość była na tyle wielka, że Novemowi nie groziło wpadnięcie do portalu. Brama nie była na tyle szeroka, by pomieścić takiego potwora w swoim wnętrzu.
Oponent roześmiał się… jego głos przemienił się w legion przerażających śmiechów, a ciało Novema wisiało nad ziemią, podtrzymywane odnóżami. Potwór nic nie zrobił sobie z przejścia, nad którym sobie zwyczajnie przeszedł, niczym parodia gigantycznego pająka. A kiedy przemówił - to tymże samym głosem, którym się zaśmiał.
- Myślałeś, że mnie załatwisz jak tego psa sprzed tygodnia? - Novem skierował pytanie do Zafary. - Wiem o tobie znacznie więcej niż ci się zdaje. Obserwowałem ciebie od dawna.
-Zobaczymy.-odpowiedział długouchy któremu wzmianka o potwornym psie dała kolejną iskrę do działania, pająk szedł a nad niego przesunęły się dwa całkiem spore kawały niematerialnego żelastwa by się nad nim zmaterializować i ruszyć w dół siłą obojętnej grawitacji.
Te bloki Novem jednak ominął całkiem szybko. Co prawda drugi blok urwał tylne odnóża, ale oponent wcale się tym nie przejął, bowiem na jego miejscu wyrosły nowe. Zarechotał, gdy bloki sterczały w ziemi.
- Czy mówiłem już, że jestem najlepszym łowcą w Wieży? Chyba już ci to wystarczająco udowodniłem. Wiem o was bardzo wiele, w każdym razie dla was za dużo, jak dla mnie nie - to że ich jeszcze nie zabił, świadczyło o tym, że Novem traktował ten test jak zabawę. - Żadne z was nie da mi rady. Jeśli chcecie zginąć, to mogę to spełnić w mgnieniu oka. Jak ci się podobał ten mój pies? Ładny był, prawda? - zarechotał upiornie Novem, gawędząc sobie z Zafarą.
Razija leżała na ziemi ranna a może nawet martwa, Soni uciekła z krzykiem, a duch pustyni cofał się przed zbliżającym się potworem nie mając pomysłu jak go pokonać. Portale były zbyt małe by pomieścić ośmionogą kreaturę, antybuilder na nią nie działał, a żeby oberwać blokiem materii spuszczonym z góry była zbyt zwinna i zdecydowanie za szybko się regenerowała żeby przyniosło to pożądany skutek. Długouchy miał ciężki orzech do zgryzienia, w desperacji posłał na Novema tuman piasku, a raczej ziemi i drobinek ściółki, by chociaż odrobinę uprzykrzyć mu życie.
-Czego ty właściwie chcesz?- zapytał poczwarę, w nieudolnej próbie grania na czas. Jednocześnie wołając w myślach do współlokatora swojego umysłu:
“Jeśli chcesz z niego zrobić swojego sługę, nie krępuj się.”
Mmmm, ciekawy z niego osobnik. Tak, bardzo ciekawy… ale odkąd to się ciebie słucham, sługusie?” - zarechotał Ar Afaz.
- Ja? Tego, co wszyscy - szukam potęgi - Novem uśmiechnął się parszywie, ukazując kilka rzędów ostrych zębów. - Byłeś interesujący, tak. Pamiętam, że oferowałem ci miejsce u mego boku, a ty to odrzuciłeś. Dlaczego nie chciałeś dołączyć do Novema? - powtórzył to tą samą intonacją i głosem jak wtedy, kiedy on i Zafara spotkali się pierwszy raz.
Kurz coś pomógł, poczwara nie przepadała za zasłoną z piasku i dymu.
- A tak, piach i kurz… taaaa, dobry pomysł, ale czy uważacie, że przede mną uciekniecie?
-Nie dołączyłem do ciebie bo zanim mi to zaproponowałeś ktoś wtargnął do mojego umysłu i sprawiał mi tyle kłopotu że postanowiłem zrezygnować z testu. - wyjaśnił cierpliwie długouchy, ale nie byłby sobą gdyby nie dodał- No i od początku cię nie lubiłem. Po czym zamknął oba portale umożliwiające ominięcie zdechłej hydry na moście i otworzył je ponownie pod Novemem tak żeby cztery odnóża wpadły do jednego a pozostałe cztery do drugiego. Biorąc pod uwagę że oba portale stanowiły parę powinny kompletnie poplątać paskudzie nogi.

Tymczasem u Quena i reszty załogi…

Żmij był głodny, Żmij był zły. Żmij był kutafonem… nie, on zawsze był kutafonem, nie tylko od dziś.
Duchowa bestia zaszarżowała, a wtedy Quen wystrzelił w kierunku dziesięć bełtów pokrytych shinso. Jako że celność miał znakomitą, to niemal wszystkie przeszły przez energetyczną bramę stworzoną przez latarnie. Wzmocniony atak poprzeszywał bestię, acz to jeszcze nie wystarczyło. Przez cały obszar zaczęła się roztaczać gęsta mgła, przez którą coraz trudniej było cokolwiek upatrzeć. Ansara cisnęła w jego kierunku topór wzmocniony shinso, jednak słaba widoczność sprawiła, że toporniczka nie mogła nocy… tej walki uznać za bardzo udaną. Może ledwo drasnęła duchowego potwora. Teraz zaczęło się dopiero robić gorąco w kwestii walki.
Żmij wkrótce zmienił się w istne wodne tornado, które pochłonęło Quena, Denetsu i Ansarę prosto do rzeki.
Tymczasem Soni i Zafara mogli się cieszyć względnym spokojem, gdy chodziło o walkę. Nikt ich nie atakował. Znajdowali się bardzo daleko od mostu, przy którym rozgrywało się starcie między Quenem, a Mglistym Żmijem.

Później…

Denetsu, Quen i Ansara obudzili się na brzegu. Cali mokrzy i zziębnięci.
Ciekawe, gdzie ich zniosło. Quen poczuł, jak ktoś go ciągnie do brzegu. Kiedy wszyscy się ogarnęli, spotkali Króliczkę. I tylko ją, wyglądała istotnie na zmęczoną i niechętną do walki.
- Przepraszam was wszystkich za tamtą sytuację. Ja naprawdę nie chcę z wami walczyć - uszata powiedziała to desperackim głosem.
- Spoko, później to sobie wyjaśnimy. Teraz idziemy wybić drużynę Novema. - latarnik był wściekły. Ten pierdolony szaman znowu utrudniał test. I jeszcze skurwysyny postanowiły zabijać innych. Bo testu nie można było spokojnie zdać. - Ciekawe czy Książę i S-Drow gdzieś są, czy już zdali test. Przydaliby się. - westchnął chłopak. - W górę rzeki, co nie?
- Tak, ech… W górę rzeki - westchnęła Króliczka. - Nie mam łuku, a przydałby mi się - zmartwiła się.
- Z kuszy potrafisz strzelać? - zapytał, patrząc jednocześnie na Ansarę, by upewnić się, że to dobry pomysł uzbrajać uszatą.
- Właściwie, jaką mamy gwarancję, że nas nie zdradzisz? - Ansara spytała uszatą.
- Taką samą, jak to, czy oni cię zdradzą - uszata wskazała na szermierza i “brata” Ansary.
- Wiesz, że to moja siostra? - Quen uśmiechnął się szeroko, można powiedzieć, że z lekka zaczepnie. - Podtrzymujesz więc swoje zdanie?
- Jakoś ci nie ufam - Ansara mruknęła.
- Ej, czy tam w oddali to ta brama z testu? - Denetsu puknął w ramię Quena i wskazał na dolinę, gdzie krzyżowało się parę rzek.
Latarnik zobaczył białą, lewitującą platformę, do której prowadziły cztery mosty, oraz bramę, która pod warunkiem posiadania klucza, pozwoliła opuścić teren czym szybciej.
- To ty zdobyłaś klucz? - Quen zwrócił się do Króliczki.
- Nie, klucz miał Zolos - westchnęła Hyyva. - A co?
- W takim razie nic. Dobra, masz… - latarnik rzucił jej kuszę. - Srebrzatek, bądź tak miły i się pokaż. Wiem, że nie lubisz tego żmija, ale w sumie powinieneś go mieć gdzieś. W końcu jesteś rzeczną trawą.
- Jestem, jestem! - pisnął duszek znad głowy Quena. - To idziemy w górę rzeki?
- Tak. Ty przemieszczasz się na głowie Hyyvy. Jak coś będzie kombinować to ją spacyfikuj, dobra?
- Popieram - włączył się Denetsu.
- Ale co ja mam niby kombinować? Jestem tutaj tylko ja, nie ma tu nigdzie mojej drużyny. Pewnie tam zostali, gdzie zostali i walczą z tym szamanem.
- Popilnuję - Srebrzatek dał słowo harcerza i wskoczył na głowę Hyyvy, na co dziewczyna “pochwyciła” duszka.
- Nie żeby coś, ale nie chcę, żeby siedział mi na głowie - burknęła zwiadowczyni.
- Nawet go nie poczujesz. Nic nie waży. Nie będzie cię też gryzł, ani nic z tych rzeczy. No chyba, że wolisz, by był na twoim ramieniu. - Quen specjalnie się nie przejął skargami króliczki, tylko ruszył w górę rzeki. Nie mogli tracić czasu. Trzeba było w końcu przeżyć ten test, a to oznaczało zabicie kilku cholernie silnych kolesi.
- Ale czemu musimy z nimi walczyć? - żachnęła się Króliczka. - Czemu nie możemy gdzieś się ukryć? Mogą pomyśleć, że nie żyjemy.
- Bo tam została moja drużyna. I jej drużyna. Jeśli będziemy w kilku grupkach łatwiej nas pokonają, gdy nas znajdą. Lepiej ich wyeliminować zanim oni zrobią to z nami.
- Nie zostawimy ich. Jeśli chcesz, możesz się ukryć - szermierz wytknął zwiadowczyni.
- Na pewno nie zostawię cię samej. Albo idziesz z nami albo cię zabijamy i sami idziemy dalej - Ansara postawiła stanowcze ultimatum Króliczce. - To jak będzie? - kości w łapie wojowniczki strzeliły w charakterystyczny sposób, który sygnalizował zrealizowanie groźby.
Denetsu milczał i obserwował uważnie dziewczynę z króliczymi uszami.
- Chyba nie dajecie mi wyboru - odparła Króliczka. - Idę z wami.
- To ja muszę ci siedzieć na głowie - oświadczył Srebrzatek. - Albo Ansara da ci klapsa w tyłek! - duszek pogroził paluszkiem Hyyvie.
- No to załatwione. W drogę.
Czwórka regularnych udała się w górę rzeki. Było im w jednym momencie bardzo pod górę, ale ostatecznie zyskali piękny widok na platformę z bramą wyjścia oraz… na drużynę Księcia. Była ich czwórka, w blasku bramy odbijała się zbroja S-Drowa. Świecące fioletowym światłem punkciki musiały być latarniami Księcia.
Nie znaleźli natomiast mostu, którym mogli przejść na inny ląd. W oddali Hyyva zobaczyła most, na którym leżała rozwalona hydra (której kawałek zjadł wcześniej wygłodniały Denetsu). Głód zaczął dokuczać Quenowi i Ansarze.
- Prosimy ich o pomoc czy lepiej nie ryzykować? - spytał chłopak wyciągając z ATSu kanapki, dzieląc je między siebie i Ansarę. - Chyba ich więcej powinno być. Ciekawe czy też dostali łomot od Novema.
W oddali błyskało coś niebieskiego - była to latarnia Soni. Unosiła się w okolicach mostu, na którym leżała martwa bestia.
- Żyją, całe szczęście. - Quen posłał w stronę sześcianu przedszkolanki swoją latarnię. Druga cały czas krążyła dookoła nich szukając wrogów.
Latarnia znajdująca się najbliżej niebieskiego sześcianu Soni odebrała sygnał od Soni:
- Halo, słyszycie nas?
Po chwili Quen się obudził - urwał mu się film na chwilę. Hyyva wyglądała na taką, co chciała zwiać, bo nie wiedziała, o co chodzi.
- Poczekaj, ty jesteś Quen czy Alice? - Króliczka spytała się blondwłosego latarnika.
- Nieważne - Denetsu urwał wątek Hyyvie. - Ciekawe, czy Książę też miał styczność z Novemem… Nie przepadam za Księciem, ale S-Drow mógłby nam pomóc w walce z Novemem.
- Na razie dbajmy o to, by Novem do nas nie dotarł - zdecydowała Ansara. - Gdzie ostatnio był Novem? - bez wahania wojaczka zadała takie pytanie Soni, bez zwracania uwagi na dziwactwa ostatniej chwili.
-Był w płonącej wiosce.- odpowiedziała Razija bo to ona widziała go ostatnia. -Wypuścił jakieś czerwone macki jakby z mięsa. Oplótł nimi martwe roboty żeby nimi sterować.- dodała więcej szczegółów.
- Hmmm - mruknęła Ansara. - Poślijmy wiadomość do Księcia, czy jest za ewentualnym sojuszem w walce z Novemem - podsunęła myśl Quenowi.
- Nie kojarzysz, co pisało na latarni, którą Książę podesłał Starlet przed testem? Mnie się pytał czy chcę być z nimi w sojuszu.
- Napisał, że będzie gotowy na nawiązanie sojuszu z nami.
- To zobaczymy jak bardzo się to teraz zmieniło. - jedna z latarni Quena ruszyła w stronę drużyny Księcia. Dla pewności tuż przed nimi miała zamrugać ścianką zwróconą w ich stronę.
Trochę to trwało, tylko to, że nowo powstała “drużyna” miała dobry widok z góry, mogli dostrzec część grupki Księcia. W końcu otrzymali wiadomość od drużyny Księcia.
Zadecydowaliśmy, że nie będziemy szli na Novema.
- Chyba im przekopali dupę. - westchnął Quen, przekazując swojej paczce wiadomość od Księcia. - No chyba że tam pójdziesz i użyjesz swojej “perswazji” by ich przekonać do zmiany zdania. - dodał. W normalnych warunkach byłby to wredny docinek, ale teraz bliżej temu było do stwierdzenia faktu.
- Nie warto, szkoda energii schodzić tam na dół. Pewnie się cykają Novema - mruknęła Ansara. - Możemy spróbować zaatakować Novema, gdy sam się tego nie będzie spodziewał.
- Czekaj, spróbuję jeszcze jednego.
Na latarni przy Księciu pojawił się napis:
“Novem ma jeden z kluczy.”
”Klucze nas nie interesują.”
”To powodzenia w dalszym teście.” - po wyświetleniu ostatniego napisu latarnia powróciła do Quena.
- Jesteśmy zdani na siebie. Trudno. Szaman dostanie wpierdol. Novem za to co zrobił Raziji też dostanie wpierdol. Dzięki temu reszta drużyny nie zda testu. I dobrze. - Quen snuł plany na przyszłość, kierując się w stronę, gdzie była reszta jego drużyny. - Dasz radę skontaktować się z Starlet? - zapytał Ansary.
- Niby w jaki sposób? - prychnęła Ansara.
- Ej, wy tam. Patrzcie, kogo tam widzę - odezwała się Króliczka, pokazując palcem na portal.
A tam kto? O wilku mowa - Wernyhora wraz ze swym duchem. Tylko że ta dwójka znajdowała się w okolicach bramy. Szaman szedł do bramy - czyżby to on miał klucz?!
- Nawet się nie waż ciulu. - mruknął pod nosem. - Nie uciekniesz mi tym razem. - Quen ruszył w stronę bramy. Szedł jednak ostrożnie. Zgaszone latarnie skanowały przed nim teren. To mogła być pułapka albo samego Wernyhory i reszty jego drużyny, albo obu drużyn.
Quen otrzymał informacje, że ten teren został wyeksploatowany przez drużynę Księcia. Nie widać było jednak żadnych pułapek ze strony jakiejkolwiek drużyny. Tymczasem ktoś jednak postanowił stanąć Wernyhorze na drodze - S-Drow.
Jednak blondas musiał bardziej uważać pod nogi, bo o mały włos nie ześlizgnął się na sam dół, prosto pod nogi czy raczej pod wózek Księcia. Zdawało się mu, że kątem oka widział S-Drowa - czy raczej srebrzystą smugę, która ruszyła z miejsca S-Drowa - prosto na Wernyhorę.
Quen nie miał zamiaru przyglądać się z boku. Co prawda przy użyciu tylko jednej kuszy, ale miał zamiar zaatakować Żmija. Świetlista brama zwiększająca obrażenia znów się pojawiła, a magazynek został opróżniony.
Wernyhora utworzył mgłę dzięki wiernemu Żmijowi, jednak patrząc na plamę krwi - S-Drow chyba uderzył w szamana. Quen znajdował się zbyt daleko, by bełty mogły trafić choćby do bramy. Z jego latarni dobiegł wrzask Soni - z tego co tam usłyszał w tle, wywnioskował, że dziewczyny mają kłopot z Novemem. Z drugiej strony znacznie bliżej miał do Wernyhory, który znajdował się paręset kroków od niego.
- S-Drow, wypatrosz go! - krzyknął w stronę walczących, po czym zmienił kierunek biegu. Kierował się do miejsca, w którym jego drużyna zaczęła test. Prywatne porachunki były mniej ważne niż bezpieczeństwo drużyny.
Po drodze natknął się na drużynę Księcia.
Po drodze natknął się też na małą, fioletową latarnię.
- Jeśli chcecie naszej pomocy przy Novemie… to możemy ją udzielić, ale nie za darmo - Książę przemówił. - Jeśli masz klucz, to w zamian za klucz możemy wspólnie ruszyć na tamtego gnojka.
- Z tego co wiem, to ma go Novem. Wiemy o platformie na południu. Może Starlet odda klucz, ale tego nie gwarantuję. - odparł Quen bez ogródek.
- Eee, tak to nie gramy - Książę machnął ręką. - Nie ma takiego zagrania. S-Drow, dokop tamtemu gnojowi! - krzyknął w kierunku mgły, w której wciąż dochodziło do starcia. Chyba Wernyhora w ramach desperacji zwiększył moc zaklęć związanych z mgłą, turbulencje w chmurze znacznie się zwiększyły.
Liść oplatający nadgarstek chłopaka wypuścił dodatkową odnogę, na której pojawiła się biała chryzantema. Quen oderwał listek razem z kwiatkiem i przyłożył do latarni Księcia, która została oplątana przez roślinkę.
- Niech S-Drow to zerwie. Przyda mu się. Reszta niech lepiej się odsunie. Ma to trochę zasięgu. Powodzenia życzę. - chłopak przestał skupiać się na innej drużynie, całą swoją uwagę poświęcając drodze przed sobą. Jedna z jego latarni pofrunęła do Ansary z informacjami o celu.
Chłopak biegł dalej. Wbiegł już na lśniący pomost, kiedy ktoś zastawił mu drogę. Był to lisek z drużyny Novema.
- Cukierek albo psikus! - krzyknął do Quena i zachichotał ze świstem.
- Masz cukierka. - latarnik niewiele myśląc opróżnił kolejny magazynek celując w Zora. Ten zaś zaskoczony został przeszyty strzałami… Cóż, to sobie długo pograł na tym teście. Idiota.
Chłopak również był zaskoczony. To poszło zdecydowanie za szybko. Latarnia, która przy nim była przeskanowała okolicę, w czasie gdy on przeładowywał kuszę.
Nagle coś szarpnęło chłopaka za nogawkę. Quen stracił równowagę i wpadł do wody.
No tak, czego było się spodziewać po członku drużyny Novema. Na pewno nie tego, że będzie grał czysto. Z liścia wystrzeliło czerwone pnącze, które oplotło gałąź jednego z drzew. Chłopak nie tracił czasu, szybko wydostał się z rzeki. Drużyna Księcia przeszła dalej, za bramę, nie pomagając rywalowi.
Kiedy Quen wydostał się na brzeg, znowu był cały mokry. Co do liska - coś było z nim nie tak. Dokładnie to samo, co z tym tankerem, który o mały włos przed paroma dniami nie posłał do krainy umarlaków. Zor powstał z podłoża, bełty wypadły mu z brzucha. Jego futro było inne, bardziej czerwone, a na ciele przybyło mu ciemnych pasów. Gdyby miał z nim bliższy kontakt, zobaczyłby u Zora całe czerwone oczy.
- Cholerne utrapienia z wami ciule. - westchnął Quen.

*~*~*~*

- Quen ma kłopoty. Ok, normalka - toporniczka odczytała bezemocjonalnie wiadomość przesłaną czarną latarnią Quena. - Idziemy mu pomóc. - orzekła to bez większego zastanowienia.
- U was to… hm… normalne? - Den jedynie tak skomentował z lekka olewniczą postawę orczycy, mimo to ruszył za nią.
- Ano - rzuciła Ansara. - Hyyva, Srebrzatek, chodźcie - Hyyva nie miała wyraźnej ochoty, ale jedno spojrzenie toporniczki starczyło, żeby uciąć dalsze pyskowanie.
- Idę, idę! Hyyva też idzie! - Srebrzatek potraktował Króliczkę takim samym spojrzeniem co Ansara, acz duszek nie robił na długouchej zwiadowczyni takiego wrażenia.
Czwórka pobiegła szybko na dół, zjeżdżając momentami po zboczu. Zor, gdy tylko zobaczył Armię Zbawienia, uciekł - nie wyglądał na takiego, co był sobą. Miał inne umaszczenie, a z oczu źle mu się patrzyło. Mimo to trójka regularnych i duszek pobiegła na pomoc Quenowi. Denetsu wyciągnął latarnika na brzeg.
- Ymm… jesteś cały? - zapytał szermierz.
- Tak. Jakoś się trzymam. - Quen był wyraźnie zły. - To Novem za tym stał… Ciul jeden. Zabiję tego gnoja. Niech sobie nie myśli, że będzie innych zarażać i robić z nimi co mu się żywnie podoba. - gniew wręcz wylewał się z blondyna. - Idziemy do Raziji i reszty. Uważajcie na Zora. Zabiłem go, ale nie chciał być martwy.
- Brzmi jak Yortsed - mruknął Denetsu.
- My też spotkaliśmy Yortseda - Ansara rzekła to do Denetsu.
- Nie. To nie Yortsed, co nie Alice? To coś zupełnie innego. - rzucił latarnik. - Ale jak tylko dojdziemy do tamtych rozwiążemy ten problem.
- Nie wiem, o kim mówicie - Hyyva dała znak o swojej obecności. - Ten cały Novem w ogóle mi się nie podoba, ale reszta jego drużyny wcale nie jest lepsza. To ten cały Wernyhora o mało mnie nie utopił.
- Później ci wyjaśnię o co biega. Wernyhorą zajmuje się S-Drow. My zajmiemy się Novemem. Wydaje mi się, że przejął kontrolę nad resztą swojej drużyny.
- Racja, skoro zaraził Zora i przejął jego, to czemu też nie reszty swojej drużyny? - zgodziła się Ansara, widać, że bardzo się jej nie podoba ta sytuacja. - Nie możemy dopuścić do tego, żeby zdali test. Ale też tego, żeby wyszli żywcem z tego testu. Problem w tym, że Wernyhora sam z siebie już był problemem, a teraz…
- S-Drow powinien sobie poradzić. Nawet nie widziałem jak się na niego rzucał. Poza tym trochę go wspomogłem. Jak mądrze to wykorzysta, to powinien wygrać. Dobra, mniej gadania, więcej chodzenia. Idziemy. - Kierunek był oczywisty. Tam gdzie Novem, czyli do miejsca rozpoczęcia testu.
- Czyli dokąd? - żachnęła się Hyyva, która była zmęczona i testem, i nadmiarem tajemnic. - Możecie po wspólnemu mi wytłumaczyć, dokąd mamy iść?! - dodała ze złością.
- Do miejsca, gdzie moja drużyna zaczęła test. Tam jest reszta mojej grupy i Novem. O tym, że Optimus i Zolos nie żyją i prawdopodobnie zginęli z macek wodorostowego wiesz? - Quen nie miał specjalnie ochoty i czasu owijać w bawełnę.
- Pewnie sami się powystrzelali - stwierdziła Ansara.
Hyyva westchnęła z rozczarowaniem, ale widać było, że niespecjalnie przywiązała się do dwójki robotów.
- Czyli zawaliłam test… No trudno, teraz muszę się skupić na tym, by wydostać się stąd cało - nie podobał się jej jednak wynik, który ewidentnie świadczył, że Króliczka przegrała test. - Ma ktoś z was mapę tej całej dżungli, jakąkolwiek? - spytała się towarzystwa, kładąc ręce na biodrach.
- Quen ma! - wyrwało się Srebrzatkowi.
Latarnik wyświetlił ją na jednej ze swych latarni. Naniósł miejsce, gdzie rozpoczęli test i pokazał króliczce.
- Tam się kierujemy. - powiedział jej, po czym postarał się skontaktować z Soni.
Króliczka przejrzała na szybko mapę.
- Chodźcie za mną - mruknęła, lekko kiwając ręką. - Nie bójcie się, nie oszukam was - rzuciła do grupki, sama zaś podążyła naprzód, na północ.
Ansara, pełna wątpliwości, niechętnie podążała za długouchą, podobnie jak Denetsu. Srebrzatek pilnował Hyyvy, żeby ta nie wykroiła im jakiegoś numeru. Okazało się jednak, że Hyyva wcale ich nie wykroiła w pole.
Quen już zrozumiał, dlaczego Króliczka została zwiadowcą. Dawno, a może w życiu nie spotkał kogoś z tak niesamowitym wyczuciem kierunku i biegłością w poruszaniu się po trudnym, leśnym terenie. Wiedziała, jak omijać pułapki i niebezpieczne stwory tak, że po pół godziny marszu grupka dostała się do mostu, który pozwoliłby się im przedostać na drugą stronę. Królica prowadziła ich dalej.
- Chcecie dojść do swoich, tak?
- Tak, zanim Novem ich zabije. - stwierdził stanowczo Quen.
- Znam skrót, żeby tam dojść szybciej. Ale coś za coś. Świadczę wam usługę - wyjaśniła Hyyva. - Chce minimum 100000 kredytów, a za to zaprowadze was do waszych.
Latarnik pytająco spojrzał na Denetsu.
- Niech będzie - odparł Denetsu. - Nie traćmy czasu.
- Słyszałaś. Pośpiesz się. Jeśli nie przeżyją nie dostaniesz nic. - rzucił blondyn.
- Póki co, i tak muszą sobie na razie sami poradzić - rzuciła sucho długoucha i pobiegla naprzód.
Pół godziny później króliczka stwierdziła, że dalej nie idzie. Pewnie widok wielkiego pająka będącego Novemem sprawiło, że tak postanowiła. Zażądała opłaty, oddała kuszę i poszła swoją drogą.


 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 29-12-2015, 17:39   #85
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Novem -ostateczne starcie

[media]http://www.youtube.com/watch?v=FWirE9ghYk4[/media]

Zafara zamknął oba portale umożliwiające ominięcie zdechłej hydry na moście i otworzył je ponownie pod Novemem tak żeby cztery odnóża wpadły do jednego a pozostałe cztery do drugiego. Biorąc pod uwagę że oba portale stanowiły parę powinny kompletnie poplątać paskudzie nogi. Tymczasem zaś Quen, Ansara i Denetsu napotkali przypadkiem po drodze część swojej drużyny. W miejscu - gdzie zaczęli swój test.
Blondyni i toporniczka zobaczyli pajęcze odnóża, Novema z tymi odnóżami… wyrastającymi mu z głowy, Zafarę oraz nieprzytomną czy martwą Raziję. Soni uciekała z pola bitwy.
- Co to za dziwactwo. - Quen był wyraźnie zaskoczony tym, co zobaczył, jednak tylko chwilowo. - Ansara, prawda, że mi nie ufasz, co nie? Rzucisz mną? Ale tak w cholere wysoko, bym nad tym czymś zaczął spadać. - zapytał swojej towarzyszki. Na jego twarzy widniał drapieżny uśmiech.
- Nie. Pierdolnij w niego swoim tym kame… co tam szło dalej - Ansara w międzyczasie cisnęła w potwora toporem wzmocnionym energią shinso.
- Myślisz, że jak on sobie z nim nie radzi to tak zwykły atak sobie poradzi? Rób co mówię chociaż raz. Najwyżej mnie później zabijesz jak mi nie wyjdzie
- Prędzej on cię zabije - westchnęła Ansara, gdy podrzuciła Quena do góry.
Tymczasem topór wbił się w cielsko Novema zajętego Zafarą. Ostrze wbiło się głęboko tam, gdzie Novem miał prawy bark. Odnóża mu się poplątały, ale nie na długo. Potwór wyjął tylko dwa odnóża, pozostałe zrzucając później z własnej głowy…
Ansarą wstrząsnęło, jak okazało się, że jej atak co prawda zranił maszkarę… ale jej nie zabił. Trzon topora wystawał z ciała Novema, a dwa pajęcze odnóża utrzymywały mięso i wbitą w nie broń.
- Kolejne mięso… Och… Tak… To dobrze, BO JUŻ ZGŁODNIAŁEM, NIAHAHAHAHA! - Novem zarechotał setkami demonicznymi głosów i śmiechów.
Quen lecąc w górę przystąpił do realizacji planu. Najpierw latarnie przystąpiły do skanowania Novema, a w jego stronę poleciała biała chryzantema.
Zafara tymczasem po raz pierwszy od bardzo dawna wyciągnął swój ozdobny sztylet, tak właśnie jego sztylet pełnił funkcje głównie ozdobne ponieważ długouchy starając się trzymać swoich pacyfistycznych przekonań nie używał go, a nawet gdyby tak jak teraz przyszła mu na to ochota niewielkie ostrze niewiele mogło zdziałać. Teraz jednak był gotów wykorzystać każdą najmniejszą nawet sposobność byle tylko osłabić przeciwnika. Zamachnął się więc i rzucił wkładając w to całą swoją niechęć do Novema.
Ciekawe okazało się, że sztylet ciśnięty przez Zafarę uczynił maszkaronowi większą krzywdę niż topór Ansary. Novem zlekceważywszy czerwonowłosego rzucił się w nieodpowiednim momencie, w nieodpowiednim kierunku i jak się okazało - przy nieodpowiednim przeciwniku. Zaskwierczało mięso, Novem wrzasnął w bólu, a duch zobaczył, że nóż nasączony nienawiścią do mackowatego dał mu porządnie popalić. Tam, gdzie ostrze magicznego sztyletu się wbił, tam masa się nie regenerowała. Oczy Novema stały się czerwone - Quenowi znowu się coś przypomniało. Z Nethą, z tym pakerem z Plejad. Poczwarze wydłuży się znacznie kły, nie przypominał już niepozornego wodnika.
Novem się rozgrzewał czy się wkurwił? Czy może postanowił już kogoś zlikwidować?
- Jesteś niejadalny, ciesz się, poczwaro… - zawarczał do Zafary. - Ale wy to co innego - oblizał gębę długim, rozdwojonym językiem, spoglądając na Ansarę i rzucił się w jej kierunku razem z wydłużonym łapskiem. Zaiskrzyło shinsoo na tyle, że kończyna potwora zmieniła się wręcz w niebieskawy ogień. - SMACZNEGOOOOO!
Toporniczka starała się uniknąć Novema - rozszalały potwór jednak ją doparł, rozszarpując jej lewy bark i szyję. Ansara siłowała się z bestią - żeby tylko się z niej wydostać. Jednak Novem nie szczędził niespodzianek drużynie - dwa odnóża wystrzeliły w kierunku Denetsu. Szermierz jedno przeciął na dwie części, a drugie uniknął, rzucając się na bok. Gdy wydawało się, że nic wielkiego się nie stało, to Zafara zaobserwował, że dwie nogi Novema, które posłużyły za prowizoryczne włócznie, po uderzeniu w ziemię złączyły się w jedność. Masa mięsa przemorfowała się w pajęczaka - dość znajomego Zafarze i Strife’owi z czasów polowania na “kłulika”. Tym razem zwierzaczek zyskał całkiem długi ogon z żądłem i niezłą możliwość pędu na blondwłosego szermierza, by się na niego rzucić.
Zafara widząc znajomego insekta postanowił zająć się właśnie nim, czym prędzej skasował bezużyteczny portal w przepaść nad którym większy robal przeszedł bez problemu i otworzył go ponownie tuż przed Denetsu tam gdzie stał atakujący go skorpionopająk. Denetsu po chwili siłowania się z abominacją, zdołał ją cisnąć do portalu stworzonego przez Zafarę. Zaś chryzantema rzucona przez Quena spowodowała zasnucie Novema wraz z Ansarą.
- Wielkie dzięki, Zafara! - podziękował duchowi, posyłając mu uniesiony kciuk w górę, po czym skrzywił się, chwytając się za brzuch, z którego buchała krew. Denetsu dał znak Zafarze, że chciał mu coś przekazać na osobności. Ale że duch nie zrozumiał języka migowego szermierza, Denetsu ponowił prośbę, tym razem werbalnie.
- Zaf, chodź tu na szybko!
Na osobności mu powiedział szybko:
- Mam pomysł. Novem musi jakoś wpaść do rzeki. Ona go prędzej stąd spłuka niż my.
-To dość daleko.- odparł długouchy zerkając w stronę gdzie według jego orientacji w terenie powinna płynąć rzeka. -Jeśli zaczniemy uciekać w tamtą stronę powinien pójść za nami.- zaproponował dematerializując kawał gruntu coby spuścić go maszkaronowi na łeb.
Tymczasem Quen pikował w dół, w gęstą chmurę wytworzoną przez magiczną chryzantemę…
Denetsu powstał z ziemi, odzienie na brzuchu lepiło mu się od krwi.
- Chce nas zlikwidować… pójdzie za nami… - mówiło mu się ciężej niż chwilę temu.
Świetlista brama utworzyła się tuż przed Quenem, tak że bełty wystrzelone z kuszy nie miały możliwości przez nią nie przejść. Wiedział dokładnie gdzie ma celować. W tę część ciała, do której przyłączone były macki trzymające Ansarę.
Latarnik wylądował na Novemie, kiedy bełty z kuszy wyleciały w kończyny przetrzymujące Ansarę, która szarpała się z potworem. Toporniczka z pomocą Quena wydostała się z trudem z macek Novema, po drodze zadała kopniak w miejsce, które zostało postrzelone przez Quena. Kiedy latarnik wyciągnął swoją siostrę z mgły, ta była zalana krwią od szyi po pas, ale nie zamierzała się tak łatwo poddawać.
- Dzięki Quen. Uff, co za kawał skurwysyna. W dodatku zabrał mój topór.
- Nie dziękuj. Nie wyjdziemy z tego żywi. - podsumował wynik skanu jednym zdaniem. Mimo to też nie zamierzał się poddawać. Złożył ręce jak w jednym anime, które widział. I zaczął wypowiadać formułkę ataku pewnego czarnowłosego jegomościa o marchewkowym imieniu.
- Kame…. hame… chujciwdupęskurwysynu! - krzyknął wystrzeliwując przez latarniczą bramę promień, który nabył na skutek połączenia się z Alice.
Słynny promień śmierci uderzył w Novema, przy okazji rozpraszając usztywniającą go zasłonę mgielną. Potwór wyglądał jak siedem nieszczęść. Chociaż… dalej żył. Tylne kończyny drgały, ale przy tej fizjonomii trudno było ocenić, czy to były agonalne drgawki czy Novem cierpiał (a kto tego skurwysyna by żałował?) czy się wnerwił i kończyny mu telepały z gniewu. Wkrótce ich ruch ustał.
Nauczony walką z Zorem, Quen nie miał zamiaru zastanawiać się, która z możliwych opcji była prawdziwa. Zamierzał sprawić, że będzie to ta o śmierci maszkary.
- Nie przestawajcie. Coś za łatwo poszło. - zwrócił się do reszty, przeładowując kusze. Zamierzał przerobić Novema na jeża. Tak dla pewności.
Zafara dla pewności przysypał, a raczej uderzył w pozostałości po Novemie sporą ilością ziemi. Wówczas część ich przeciwnika, która była w najlepszym stanie, oderwała się od tej zmasakrowanej przez Quena i Ansarę, formując się w kolejną abominację. Przypominała ona kulę z jednym wielkim okiem z dwiema długimi mackami. Przez całe jej ciało przebiegło shinso. Enchant Shinso, technika, jakiej używała Razija, aby stworzyć sobie zbroję na ciało. Wkrótce mięsista kula z jednym okiem uniosła się w powietrze. Oko zamrugało, a kiedy powieka uniosła się w górę, grupa zamiast oka dostrzegła kilka rzędów ostrych zębów, przypominających ostrza noży.
- To się zabawmy - przemówiła kula wieloma gardłowymi głosami. Powieka zasłoniła zęby, by te zastąpić jednym czerwonym jak krew okiem.
Jedna z macek zamachnęła się, by utworzyć falę uderzeniową - wycelowaną w Zafarę.
- Nie mogę się doczekać, gdy skosztuję waszego mięsa! - z czubka głowy wystrzelił długi jęzor, obśliniający drugą mackę, która nie została użyta do ataku.
Długouchy chcąc uniknąć skierowanego w niego podmuchu dosłownie zapadł się pod ziemię.
- To się zabawmy. - rzucił Quen, wystrzeliwując dziesięć bełtów w oko Novema.
Duch uniknął uderzenia falą uderzeniową. Jednak Quenowi nawet wyśmienite zdolności kusznicze na niewiele się zdały. Zapomniał o tym, że Novem powlekł swoje “nowe” ciało zbroją z shinso. Nawet te strzały, które przeszyły jego ochronę, nie zrobiły mu wielkiej krzywdy, zwłaszcza, że część pocisków potwór zdmuchnął drugą macką, robiąc w powietrzu obrót.
- Ups, chyba nie masz się czym bronić. Mogę was już zjeść, nareszcieee! - wrzasnął z triumfem Novem lecąc w kierunku Quena i krwawiących jak zarżnięte świnie Denetsu i Ansary.
Quen nie zdążył nawet odmówić paciorka, kiedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
Naraz Denetsu zaatakował Novema w obronie blondwłosego latarnika. Quen nie zarejestrował nawet kiedy szermierz przed nim stanął, nie mówiąc o jego orężu, które zmieniło się w lśniącą smugę.
- Ale mnie wszyscy wkurwiacie! - wrzasnął Novem. - Dość tego! - z szyi Ansary zaczęły wydostawać się krwisto-mięsne macki, takie same, jak wydostały się z twarzy Quena. - Naty~! - z tyłu ktoś przywalił Novemowi lancą ciemności. Odrzuciło to Novema daleko naprzód.
- Ej, Zafu, to co, polujemy na kłólika!? - wrzasnął z oddali… Strife. Bez prawej ręki, patrząc na zwisający bezwładnie kawał szmaty, który był rękawem jego płaszcza. - To za moją prawą kochankę, szmatochuju - wrzasnął do Novema.
-Tak. Na siedmio… ośmio nogiego królika.- odpowiedział uradowany obecnością łowcy długouchy wynurzywszy się na powrót z ziemi.
Więc to on był w Nethcie. To jego wstrzykiwali pacjentom w szpitalu. Skurwysyn.
- Alice, jestem twój. Ale zajeb tego dziada. Na śmierć.” - zwrócił się do swojej lokatorki z zamiarem oddania jej kontroli nad swym ciałem. On niestety nie mógł nic więcej zrobić.
Stało się jednak coś jeszcze. Quen poczuł się tak jak wtedy, gdy zobaczył znak Strife’a. To samo shinso zaczęło się ulatniać z ciała Strife’a.
- Ach, miło na chwilę wrócić na ten test. Choć trochę za bardzo chujowy on jest. - Strife zaczął się nagle zachowywać całkiem inaczej. - Zaf, gdzie Razija? - gunslinger spytał się z tumiwisizmem czerwonowłosego ducha. - Cześć Den! - pomachał do szermierza, jakby go skądś znał.
-Nie jesteś Strife.- stwierdził fakt duch pustyni.-Wszystkich już opętało?- rzucił gniewnie w przestrzeń.
- No nie jestem Strife’m. Ale ma sprawną lewicę, to git - odparł “Strife”. - Spoko, nie jestem tym chujem - wskazał na Novema, który teraz powrócił ze stanu skonfundowania do rzeczywistości. - Tradycja rzecz święta, co Novem?
- Kolejne mięso się wpakowuje, świetnie - burknął potwór. - Nie obchodzi mnie, co tam pierdolisz, ale wracam do zabawy! - kolejna macka strzeliła w kierunku poranionej trójki, ale natrafiła na tarczę z shinso. - Grrr, czego tu?!
- Eh, oszukiwanie to tradycja w testach, jak widzę - mruknął Strife. - Więc kasowałeś sobie konkurencję zawczasu. Dobrze się przygotowałeś, jak widzę. Ale zmartwię cię, nie dość wystarczająco - splunął na ziemię. - Wypierdalajcie stąd - rzucił do Zafary. - Bier ich stąd, chcę mu sam dokopać dupsko - wskazał na Quena i jego towarzyszy.
Latarnik nie za bardzo rozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Alice na szczęście nie przejęła nad nim kontroli. Gdyby to zrobiła, pewnie w tej chwili w stronę Strife’a leciał jakiś śmiercionośny pocisk. Co prawda nowemu graczowi na arenie walki nie ufał, ale skoro ktoś chciał ginąć zamiast nich, to niech tak będzie.
- Zbieramy się. - rzucił do towarzyszy, pomagając Ansarze iść.
Zafara wzruszył jedynie ramionami i poszedł w las szukać Raziji, zadowolony że może zostawić dalszą walkę komuś innemu.
- Dobrze walczyliście, gratuluję wam - Zafara i inni usłyszeli głosy dobiegające z otaczającej ich ciemności, jakby na pożegnanie.
Strife tylko uśmiechnął się pod nosem, kiedy Novem zebrał całą siłę i zaszarżował na znajomego… czy może nieznajomego łowcę.


Reszta testu upłynęła już w spokoju, szoku i stanie skrajnego przemęczenia. Mocno poranieni, wygłodniali i obolali regularni z drużyny Zafary oraz Ansara skupili się w pobliżu polany, z której drużyna Zafary i Quena rozpoczęła test. Razija przetrwała, chociaż było wiadome, że szybko nie stanie na nogi.
Soni i Zafara byli jedynymi, którzy nie doznali uszczerbków na zdrowiu. Quen z kolei czuł się zupełnie wyzuty z energii. Rana piekła go w miejscu, gdzie kiedyś zraniła go kotołaczka. Jakby czuł ból Novema, który sprawiał mu niespodziewany wybawiciel. Novem go jednak nie obchodził, znaczy jego los. Modlił się, żeby ten skurwysyn zdechł i nigdy nikogo więcej nie tknął.
Czy to jednak coś da, że on zdechnie? Co jeśli jednak jakimś cudem powróci - większy i potężniejszy?
Mało kto był w nastroju do rozmowy. Właściwie atmosfera panowała, jakby wszyscy przyszli na pogrzeb. Ansara czuła się beznadziejnie. Quen uświadomił sobie, że ich drużyna zdała test. Przetrwali Zafara, Soni, on sam, Denetsu, a nawet Razija…
- Wernyhora utopił Jacksona. Xinxina zaraził Novem. Jeśli ten Strife zginął w walce z Novemem… to będzie oznaczało, że nie zdałam - Ansara powiedziała Quenowi.
- Wtedy też zostanę na piętrze. Nie mam zamiaru sam się wspinać. Nie dożyję do następnego testu. - słychać było, że chłopak jest załamany efektem walki z Novemem.
- Ten Novem to jakieś nieporozumienie na tym teście - Denetsu westchnął. Też był rozgoryczony wynikiem walki. - Nie wierzę, jakim cudem taki potwór trafił tutaj… Czuję się, jakbym walczył z Yortsedem i przegrał tę walkę. Nie sądziłem, że okażę się tak słaby. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Też miałem przyjemność walczyć z Yortsedem i nie bałem się o swoje życie tak jak w walce z tym… czymś. - latarnik starał się pocieszyć szermierza. - A jest taki silny, bo… może nie pochodzić z naszych czasów lub jakoś współpracować z nimi. Na pewno był zamieszany w to co działo się na piętrze. I w szpitalu.
-Od początku nie mieliśmy szans, dokładnie tak jak mówił.- Zafara nie miał żadnych wątpliwości.
To ja przepraszam…” - Quenowi wtrąciła się jego umysł myśl Alice. - “Oryginalnie stworzono mnie do walki z Yortsedem, ale nie z nim” - miała na myśli Novema. - “On… ciągle się zmienia, ewoluuje. Nigdy nie jest taki sam, jak wcześniej. Dlatego trudno go wykryć i go wyleczyć” - humor Quena mimochodem się pogarszał na tę myśl.
Nie przejmuj się. Zaczniemy trenować i skopiemy mu dupę jeśli się kiedyś znowu pokaże. Ale najpierw cię odtrujemy.
Szkoda, że nie mogłeś się zmienić w wielką, krwiożerczą małpę. Wtedy zamiast kamehanem mógłbyś załatwić Novema jednym tąpnięciem” - Alice próbowała zażartować, ale nie za bardzo jej to najwyraźniej szło, bo jej myśl nasiąkła rozgoryczeniem. - “Ech, nieważne...” - gdyby Alice posiadała materialną postać z parą rąk, to by teraz machnęła ręką.
Wiesz, gdyby nie to, że odwiedziny u ciebie pewnie mnie zabiją to bym wpadł cię przytulić. ” - rzucił mimochodem chłopak. “ - Chyba broni nikt za dużo uczuć nie okazywał, co nie?
Heh, jesteśmy póki co jednym ciałem. Zapomniałeś, że jestem w tobie, jakimś zrządzeniem losu - jak wy to nazywacie… Jestem bronią. Broń, jak nazwa wskazuje, służy do obrony. Siebie czy też innych. A że jestem w kawałkach...”*
Ansara nazywa to szczytem debilizmu, wściubianiem nosa w nieswoje sprawy i pragnieniem śmierci. A skoro jesteś bronią, to czemu się odzywasz? Broń powinna siedzieć cicho. No więc skoro gadasz nie jesteś bronią tylko osobą. Co prawda z wybuchowymi właściwościami, ale trudno.”
Mogłeś zginąć, miała trochę racji ta twoja koleżanka. Przepraszam, siostra. A to że mogę rozmawiać, zmienia to, że nie mogę być bronią?
Tak zmienia. Bo tak. Nie podoba się to zgłoś zastrzeżenie. A części pozbieramy i znowu będziesz cała. I obyś była ładna, to przynajmniej trochę się zwrócą próby zabicia mnie przez tych wszystkich dziwnych cosiów.
Tamte cosie mają kilka kawałków mnie” - westchnęła. - “Będzie ci trudno je odzyskać, zwłaszcza, że to regularni z wyższych pięter. Nie wiem, kim dokładniej są ani po co tutaj przybyli. Niemniej coś mi tu nie gra.
Nie, nie, nie. Później. Teraz wszystko gra. Żyjemy i tyle. Jak coś nie gra to mam to w dupie. Muszę odpocząć. I ty też odpocznij. W końcu jesteś zatruta.
Masz rację, mówiąc, że powinnam odpocząć. Niemniej ten regularny, który później przyszedł walczyć za was z Novemem, był pod wpływem pewnej osoby, która w moim czasie dawno umarła, a teraz nie powinna była żyć. A żyje.
Alice, daj se siana. Jeśli tak bardzo uważasz się za broń, to pewnie masz też super pamięć. Więc pozapisuj sobie w niej wszystkie nieprawidłowości i jak odpocznę i dojdę do siebie po teście, to wtedy będziesz mi głowę zawracać.
Pewnie i tak coś wycieknie…
Przed oczami Quena stanęła ponownie wizja najazdu z przyszłości. To laboratorium, z którego uciekła Alice, Yortsed mordujący tych, którzy stanęli mu na przeszkodzie, V wdzierający się do sali, ucieczka przed Yortsedem…
Nie jestem teraz tak doskonała, jak byłam kiedyś tam później.
I tak pewnie jesteś doskonalsza niż ja. Jestem zbyt zmęczony by logicznie myśleć. Wszystko co mi powiesz wyparuje. Nie mam mocy by przywołać swoją bazę i w niej zapisać. Chociaż poczekaj aż się zregeneruję.
Zawsze mogę poczekać… czym dla mnie są 23 lata?” - spytała retorycznie, w końcu się uciszając w głowie Quena.
Ty chyba masz PMS. Jak tylko stąd wyjdziemy, to zajmiemy się tymi niepasującymi kwestiami. Dobra?
Miałeś się regenerować.
- Quen, nie zasypiaj, jeszcze mamy niecałe pół godziny do końca testu - Ansara przywróciła Quena do rzeczywistości klepaniem go po policzku. - wytrzymaj z godzinę, to pójdziemy poszukać noclegu i się tam zdrzemniemy - sama zaś potężnie ziewnęła, acz z pewnością walczyła z oznakami senności, podobnie jak Denetsu. Niebo zaś stopniowo się rozjaśniało, obecnie było ono znacznie jaśniejsze niż parę godzin piekła temu.
- No, nie zasypiam. Rozmawiałem z Alice, ale bez bycia u niej. - wyjaśnił chłopak. - Coś jej w tym wszystkim nie pasuje, ale nie mam siły się tym zająć… A właśnie. Ansara, której z twoich rodziców było żelaznym człowiekiem?
- Kim takim?!
- Żelaznym człowiekiem
- A po wspólnemu to co to takiego? Czym się różni od zwykłego, że tamten jest odlany z żelaza? - burknęła Ansara.
- No. Jest połączony ze swoją bronią i zbroją tak hm… dożywotnio. Dusza i te sprawy. S-Drow do nich należy. - wyjaśnił chłopak. - I tak mi przyszło do głowy, że może po części też ty.
- Nie było u mnie takich cudactw. Jestem… byłam człowiekiem takim jak ty czy Denetsu - mruknęła Ansara.
- Mhm… - mruknięciu towarzyszyło pstryknięcie w ucho, które do ludzkich z pewnością nie należało.
- Mam ci urwać łapę? - toporniczka łypnęła na Quena, chwytając mu dłoń i przytrzymując ją z siłą tytana.
- No już już spokojnie, bo ci się rany otworzą. - latarnik wykręcił się w uchwycie półorczycy tak, by oprzeć głowę na jej ramieniu.
- Ja trzymam za to, żeby mnie zakażenie nie załatwiło. - skrzywiła się Ansara, odsuwając od siebie delikatnie Quena. - Rana mnie kurewsko swędzi.
- Też się… ym, nie najlepiej czuję - Denetsu był blady, trzymał się za zakrwawiony brzuch, gdzie zaatakował go zmutowany pająkoskorpion. Zdjął z siebie zbroję, zakrwawioną koszulę. Tors miał niemal cały zapaskudzony własną krwią. - Ten Novem jest tak podobny do Yortseda, ym… że myślałem sobie, czy oni są ze sobą spokrewnieni czy jak? - z ATSa wyjął butelkę wina i czystą chustę. Tenże materiał polał czerwoną, aromatyczną cieczą i zaczął sobie czyścić rany. - Ym, mówiliście, że spotkaliście Yortseda? - zagadnął do Quena i Ansary, opatrując siebie. Soni podeszła do szermierza, by pomóc mu z obrażeniami.
- Tak, polował na mnie… na Alice we mnie, na czwartym piętrze. Ale to był Yortsed z przyszłości.
- Ymmm… a kim jest ta Alice, co ona w tobie robi w ogóle? - zainteresował się Denetsu.
- Osobą stworzoną by walczyć z Yortsedem. - pierwsze słowo wypowiedział też w myślach. - A we mnie siedzi, bo jest w kawałkach.
- Szkoda, że nie była u nas w akademii. Może nie pozwoliłaby mu dostać się dalej? - zachmurzył się i skrzywił, kiedy Soni odkażała mu ranę. Na co Soni odruchowo powiedziała:
- Przepraszam.
Motywacja do dalszej rozmowy wyparowała. Ostatnie minuty do końca testu minęły...
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 29-12-2015 o 18:25.
Agape jest offline  
Stary 27-01-2016, 15:47   #86
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Jedenasty dzień. Późne popołudnie. Sektor Testowy

Zanosiło się, że stanie niczym słup soli nie będzie owocne w cokolwiek. Wszystkie osoby, od których Bezimienny wyczuwał obecność na 3 piętrze były mu znane. Jednak cierpliwość została wynagrodzona. Uwagę lustrzanego bytu przykuł Yoto. Za nim udał się do zaułku Gotharda i znajdującej się tam drukarni. Zastał tam też Harolda.
- Witam serdecznie panów. - Bezimienny pojawił się na poddaszu. W jego dłoni znajdował się kij Jaxa. - Coś mi mówi, że mieliśmy podobną przygodę nie tak dawno temu. A przynajmniej byliśmy na tym samym piętrze. Rozwalającym się piętrze. Nie mylę się?
- Heh, raczej się pomyliłeś - uprzedził go blondasek w kraciastej koszuli i dżinsach. W obecnej chwili czyścił okulary rękawem koszuli. - Nie wiem nawet kim jesteś ani czemu.
- Ja również jestem ciekaw, co cię tu sprowadza - dołączył się fioletowowłosy, odziany w ciemny płaszcz. - Trzecie piętro, o czym ty w ogóle mówisz? - dodał, zwężając oczy.
Bezimienny wciągnął powietrze niczym pies.
- Tak, trzecie piętro. Piętro, na którym ktoś rozwalił portal. Byliśmy tam, ale z pewnością po innych stronach. Ale mniejsza o to. Porozmawiajmy. Co wiecie o Shiraseiu? - zapytał. Usiadł jakby nigdy nic przy jednej ze ścian. Jakby od niechcenia wpatrywał się w twarze dwójki mężczyzn.
Harold sprawiał wrażenie jakby słowa Bezimiennego wielce go nie zdziwiły. Jego twarz niczym maska nie zdradzała choćby cienia emocji.
- Nadal nie wiem, o co chodzi. - wypowiedzi blondyna towarzyszył pobłażliwy uśmiech.
Yoto nie panował nad twarzą tak dobrze jak jego towarzysz. Zaniepokoił się lekko. Jednak nie powiedział nic.
- No cóż… - Bezimienny powstał gwałtownym ruchem. - W takim razie będę musiał poszukać nowego źródła informacji, a was… tak dla bezpieczeństwa unieszkodliwić. - mówiąc to spojrzał znacząco na Yoto.
Mężczyzna w odpowiedzi zwęził oczy i machnął ręką. W tym samym momencie Bezimiennego otoczyła chmura mroku.
- Naprawdę wolicie trudniejszą drogę? Możemy zwyczajnie porozmawiać. Nikt, nikogo nie musi torturować. - lustrzany byt złożył ręce jak do modlitwy, a po chwili nad jego dłońmi zawisła jego mniejsza forma. Eksplodowała natychmiast, zasnuwając okolicę oślepiającym blaskiem. Jednak jedynym efektem było zniknięcie mroku. Dwójka mężczyzn niestety też zniknęła.
- Czyli trudniejsza wersja. Sami chcecie. - Bezimienny mrugnął. Jego percepcja przełączyła się na postrzeganie shinso. Rozpoczęło się polowanie na zbiegów.
Shinsoista zaklął pod nosem. Użył mocy shinso sense, by ustalić gdzie wcięło tamtą dwójkę.
Yoto miał na tyle pecha, że nie uciekł wystarczająco daleko. Korzystając ze swojego czasu jak i kija, lustrzany byt przycisnął chłopaka i zmusił do udzielenia potrzebnych informacji. A później zaproponował układ. Na którym cała trójka mogła skorzystać… lub zginąć. Pierwszym celem do likwidacji był Dopel.

=***=
Dwunasty dzień. Południe. Sektor 14. Okolice metra

Plany trójki osobników potoczyły się jednak nie do końca tak jak chcieli. Co prawda w wybuchu metra zginął Shirasei i Thak, ale Dopel - w ciele Cienia - został pojmany przez rankerów. To skutecznie uniemożliwiało wysłanie go na tamten świat. I jeszcze rozpoznał całą trójkę, odmachując zupełnie jak… Ryo.
Zuu i Aki kręcili się po miejscu wybuchu. Bezimienny postanowił porozmawiać z kobietą. Nic konkretnego się jednak nie dowiedział, a na miejsce zamachu nie mógł się dostać. Postanowił więc naradzić się ze swoimi towarzyszami.
- Z Doplerem jest tak, że gdy się w kogoś zmienia, przejmuje jego charakter. Nie wiem, czy wiedzę też. Aczkolwiek mógł przeczuwać, że ktoś na niego poluje. - powiedział Yoto.
- Mógł się też dowiedzieć. Wiesz, starczy, że się pod kogoś podszyje i wyniucha informacji, ile tylko będzie mógł. Nie wiem jednak, jak mógł się o nas dowiedzieć. Ja i Yoto kryjemy się od początku na strychu, tam gdzie nas widziałeś. Na pewno nie mieliśmy styczności z Doplem, on z nami też. - dodał Harold.
- Wydaje mi się, że podszył się wcześniej pod moją znajomą. Jeśli przejął jej charakter, to mógł z powietrza wziąć podejrzenie, że ktoś na niego poluje. Ale mniejsza. Nie dostaniemy się do niego. Więc teraz Piaskowi.
- Piaskowi najłatwiej by się skryli tam, gdzie jest pełno piasku - wysunął Yoto. - Mamy do wyboru plaże, place budowy…
- Których jest pełno na tym piętrze - mruknął Harold.
- Tak więc widzisz, posiadanie latarnika nie było głupim pomysłem.
- Damy radę, nie musimy nikogo w to więcej wmieszać. Jeszcze trafimy na paranoika jak znajoma naszego kolegi - mruknął blondas, zerkając na Bezimeinnego. - Albo na kogoś, kto będzie chciał nas sprzątnąć.
- Nie traćmy czasu na gadanie, tylko bierzmy się za szukanie. Zaczniemy od tych gorszych dzielnic. Jak znajdziecie kogoś innego od Shiraseia lub Flinta to zajmiemy się nim.
- Flintem nie ma co się zajmować teraz. Pewnie o nas zapomniał, zresztą on nie działał dla V, szkoda się nim zajmować. Na razie szukamy Shirasei’a i jego ludzi - stwierdził Yoto. - Co prawda mój były szef nie żyje, ale pozostali jeszcze chociażby Delish czy Piaskowi.
- Słyszałem, że sektor trzynasty to nieciekawa dzielnica - odezwał się Harold. - Może tam się ukrywają, wśród równych sobie. Można tam zerknąć.
- Więc chodźmy.

=***=

Piaskowi zostali odnalezieni w Sektorze 13, w jednej z poniszczonych kamienic, która miała niebawem iść do remontu. Wznosiła się w pobliżu placu remontowo-budowlanego. Gdyby nie to, że Yoto wyczuł shinso jednego z piaskowych, to trójka by przegapiła tych zbirów. Znajomi postanowili wejść do budynku - tutaj pomocny okazał się Harold, który rozbroił zamki, które nie należały do tych najwyższej klasy. Piaskowy trop doprowadził ich do mieszkania, gdzie Bezimienny wyczuł jeszcze kogoś - nieżywego. Dziecię czasu dowiedziało się od Yoto, że denat pracował na trzecim piętrze dla Shirasei’a - ot, jeden z szeregowych. Bezimienny wszedł do mieszkania, aby rozprawić się z Piaskowym. Nie cackał się z ciepłym powitaniem - Builder porozstawiał na wszystkie wyjścia z pomieszczenia - tak by Piaskowy nie miał jak się wyślizgnąć bez rozwalania czegoś. To zaskoczyło włamywacza - znalazł się w potrzasku. Poza stworzeniem zasłony z piachu nic nie zrobił. Bezimienny dotknął ścian, by wystrzelić z nich włócznie nasycone mocą czasu - wycelowane tak, by jemu nic się nie stało, a Piaskowy raczej nie miał gdzie się sunąć, ewentualnie sunąć się w róg. Piaskowy próbował uniknąć włóczni, jednakże szczęście mu nie dopisywało. Chmura pyłu w niektórych miejscach stanęła w miejscu. Piaskowa mgła nadal unosiła się w powietrzu. Wtenczas ściany z shinso Bezimiennego zwiększyły swoją grubość, aby zagęścić piach unoszący się w powietrzu. Pojedynek magów stawał się coraz bardziej zacięty - przynajmniej stawało się to widoczne z jednej strony. Piaskowy prawdopodobnie schował się gdzieś w pomieszczeniu. Nie przeszkadzało to Bezimiennemu przywołać brakujące ściany, by utworzyć sześcian do zamknięcia całego piachu wewnątrz bryły. Następnie bryła zaczęła się szybko kurczyć, do tego stopnia, że lustrzana zbroja podniosła sześcian jedną dłonią i go pochłonęła.
Po zakończeniu walki Bezimienny sprawdził budynek i jego okolicę w poszukiwaniu drugiego Piaskowego. Zajęło mu to trochę czasu, ale poszukiwania zaowocowały znalezieniem tropu drugiego piaskowego bliźniaka w piasku niedaleko placu budowy. Tutaj na nieszczęście dziecięcia czasu brat poległego Piaskowego przyuważył trójcę i natychmiastowo zwiał od nich. Szybkość ucieczki zaskoczyła przybyłe trio, jednak Bezimienny zażarcie kontynuował pościg wraz z Yoto i Haroldem. Trójka ścigała zbira po całym placu, brakowało jeszcze tylko słynnego tematu z programu pewnego brytyjskiego komika. Piaskowy ciskał po drodze chmura pyłów, aby spowolnić ścigające go “psy”. Bez względu na utrudnienia Bezimienny z determinacją biegł za Piaskowcem, nie przejmując się swymi dotychczasowymi towarzyszami.
Bezimienny zaczynał doganiać Piaskowego. Niebawem Piaskowy gwałtownie zawrócił, zadając powalająco precyzyjny cios shinso Bezimiennemu. Oponent wykorzystując przewagę znalazł się kilka kroków za powalonym zmiennokształtnym. Tutaj Harold próbował chmurą mroku zatrzymać Piaskowego - najwyraźniej bez skutku. Bezimienny nie zamierzał dać uciec przeciwnikowi cało, ale że miał już małą szansę na celne uszkodzenie uciekiniera, zastosował jedną ze swoich sztuczek związanych z czasem - Time Resonance. Pozwalała ona na dokładną nawigację wroga - co robił, gdzie robił, kiedy robił.
Miał już nadzieję, że trafił w jedynego pozostałego przy życiu szkodnika z piasku.
Nadzieja pokazała mu wała - Time Resonance trafił w Harolda.
Piaskowy uciekł z życiem. Bezimienny dość poważnie poturbowany przez dotychczasowe starcia zaniechał pościgu. Przeciwnik okazał się zbyt szybki i zwinny.

Mógł jeszcze zwalić winę na Yoto, że ten nie zatrzymał piaskowego, gdyby nie to, że coś mu się stało. Harold był w miarę cały i zdrowy, natomiast Yoto gdzieś duchem odleciał czy dokładniej mówiąc - leżał na ziemi i nie kontaktował. Harold sprawdził jego stan zdrowia - pomijając powyższe komplikacje, również był zdrowy.
Bezimienny też postanowił sprawdzić, co się stało z Yoto. Zdrowie istotnie nie szwankowało. Jeśli chodziło zaś o jego osobisty czas, to zdaje się, że ktoś przejął część jego czasu. Prawdopodobnie to się stało. Yoto po paru minutach się obudził. Jego czas powrócił do normy.
Bezimienny sprawdził shinso w okolicy szukając jakichkolwiek anomalii. Przypomniało mu się coś - miał już z tym raz do czynienia. Widział to przy seansie hipnotycznym, z udziałem Edwina i Ryo, na pierwszym piętrze. Postanowił poszuka w okolicy tego, który to zrobił (lub śladów po nim - cokolwiek co nie pasowało do reszty). Tego kogoś nie wyczuwał, tego kogoś nie było w pobliżu. Postanowił głębić się w historię tego miejsca. Zobaczył dużo ludu, codzienne życie… jednak to go nie obchodziło. Żaden chuj nie będzie się bawił czasem oprócz niego.
Yoto ktoś zabrał parę minut z jego życia. Tak jakby się ktoś bawił w jedną z mitycznych Mor - uciął kawałek nici czasu, obwiązał tak, by to się nie urwało przy byle zaciągnięciu i prządł dalej. Bezimienny wiedział mniej więcej, który strumień czasu został naruszony - ten związany z tym piętrem. Ktoś kupił sobie parę minut więcej, żeby zrobić coś niecnego na tym piętrze. I wyciął je sobie z życiorysu Yoto.
Bezimienny bez względu na wszystko postanowił wejść w ten strumień, nie przejmując się tym, że może to być jego ostatnia droga…



Rozpoznawał to miejsce. Wtedy był w nim z Eggo i Dante, na trzecim rozwalającym się piętrze. Teraz powrócił do niego drugi raz.
Na pierwszy rzut oka w świątyni nic się nie zmieniło, lecz Bezimienny czuł, że wszystko tutaj jest nie tak. Przede wszystkim nie był tu sam. Ktoś medytował pod posągiem, niższym od reszty pomników stojących w ogromnej sali. Postać ta siedziała na podłodze i miała na głowie kaptur.
Bezimienny wiedział, że to nie Mroczny tutaj siedział.
- Cześć czarownico. Nie powinno cię tutaj być.
Na te słowa zakapturzona postać zdjęła kaptur z głowy prawą ręką. “Czarownica” nie miała lewej ręki. Odsłoniła się głowa, Bezimienny widział już twarz starej znajomej. Coś się w niej zmieniło, choć zmiany te nie były drastyczne. Czarne oczy uważnie obserwowały lustrzaną zbroję. Poza ewidentnym zaniedbaniem, świadczącym o tym, że nie doświadczało się od tygodnia przyjemności prysznica czy wychudnięciem - nic się nie zmieniło.
- A ty powinieneś tutaj być? Po co tu przyszedłeś? - po chwili z jej ust padły słowa. Po raz pierwszy Bezimienny zarejestrował gładki, chłodny, niski, kobiecy głos zamiast tego silnie zachrypniętego.
- To moja świątynia, jakby nie patrzeć. - odparł również beznamiętnie Bezimienny, - Dobrze wiesz po co tutaj przybyłem. Narozrabiałaś ostatnio.
- I co zrobisz, pójdziesz poskarżyć się Aki? - dziewczyna z goryczą spytała się dziecięcia czasu. - Śmiało, na co czekasz?
- Nie przyszedłem by cię ratować. Odrzuciłaś pomoc innych dawno temu. Przyszedłem posprzątać.
- Pomoc? - cichy i zimny chichot wydostał się z ust Ryo. - Kto komu chciał pomagać? Dlaczegóż byłam dla was taka ważna?
- Bo byłaś moją przyjaciółką. Tylko dlatego. Ale teraz nie ma to najmniejszego znaczenia.
- Dlaczego mnie chcesz karać? Czy to ja sprawiłam, że Draugdin nie żyje? Czy to przeze mnie regularni z naszej akademii stracili życie? - padły pytania, tym razem zaintonowane zdziwieniem.
- Nie dlatego. Chociaż może kara to złe słowo. Przyszedłem cię uratować. Po raz ostatni.
Bezimienny zamierzał wziąć całą swoją moc, by zniszczyć to wszystko, łącznie z jego dawną przyjaciółką. Kiedy jednak zdał sobie sprawę, że to nie wystarczy, postanowił to wszystko wymierzyć w Ryo. Moc czasu i reszta energii rozbiła się o kilka płyt stworzonych z shinso w tym samym czasie, gdy ciemnowłosa prawą ręką machnęła. Iskry rozprysnęły się na wszystkie strony. Część pomników doznała uszczerbków i podłoga została zarysowana lub popalona, jednak dziewczyna nie doznała żadnych poważnych obrażeń.
Wszystko poszło na marne.
- Bezimienny… myślisz, że cię nie znam? - Ryo uśmiechnęła się smutno, wyglądała nawet na rozczarowaną. - Nie podoba mi się to słowo “byłaś”, ale cóż, skoro to tak widzisz, niech ci będzie. Tylko powiedz mi, co mam teraz z tobą zrobić? Uratować cię po raz ostatni?
- Więc taka naprawdę jesteś. - zdawał się nie przejmować swoją sytuacją. - Ludzie nie zasługują jednak na istnienie. - dodał i zaczął się dziko śmiać.
Śmiech Bezimiennego rozbrzmiewał w całej sali. Postać nic sobie nie robiła z tego - poczekała nawet, aż lustrzana zbroja się wyśmieje do rozpuku. Kiedy skończyła, Bezimienny dostrzegł, że Ryo uśmiechnęła się pod nosem.
- Masz rację, że nie zasługują. Dlatego dostaną wkrótce za swoje. A nie chcesz się może jeszcze spytać, czemu to zrobiłam? Ach, zapomniałam, nie interesuje cię to - tutaj uśmiechnęła się demonicznie. Rzadko się uśmiechała w taki sposób. Lecz teraz dobitnie podkreślało to, jak mało Bezimienny wiedział o starej znajomej.
- Poniosłaś klęskę Ryo. Najgorszą z możliwych. Przegrałaś sama z sobą. - odparł, a na jego twarzy widać było uśmiech wyższości - No śmiało, zrób to. Na co czekasz Paranojo? Czy jak tam się naprawdę zwiesz.
- Nie przegrałam ze sobą. Po prostu już nie jestem tą Ryo, którą znałeś. Zmieniłam się - Ryo powstała powoli z podłogi. Wyprostowała się; mimo żałosnego stanu, jaki prezentowała, biła z niej jej zwyczajowa pewność siebie, a wręcz arogancja. - Stałam się w pełni sobą, jak ty to kiedyś określiłeś o sobie.
- Niepotrzebnie zawierałem przyjaźń z humanoidami. No cóż. Mam za swoje. Przynajmniej zobaczę się z rodziną. I ty też się zobaczysz ze swoją.
- Zanim cię ewentualnie zabiję, powiem ci prawdę. Chociaż i tak nigdy cię nie okłamałam, ale teraz szczególnie niespecjalnie mam cokolwiek do stracenia.
- Znam prawdę. Nie musisz nic mówić.
- O tym, dlaczego nie możesz niczego dowiedzieć się o Dzieciach Czasu w Wieży również? - Ryo uśmiechnęła się niecnie. Po czym ten uśmieszek zszedł z jej twarzy. - Czy Aki opowiadała ci, co się z nimi stało?
- Nie musiała. Trochę szkoda, że się za nich nie zemszczę. Postanowiłem ratować przyjaciółkę, która tak naprawdę nigdy nią nie była. Cóż za ironia. - kolejny śmiech, chociaż zimny. - Mam nadzieję, że szybko biegasz.
- Sam uznałeś, że nią byłam. Ale mimo to powiem ci jak było naprawdę. Wiele tysięcy lat temu Dzieci Czasu było tu naprawdę sporo i zostały bezpośrednio zaproszone. Ale to rankerzy zaczęli je zabijać na rozkaz z góry. Zabili wszystkie, co do jednego. Jax również brał udział w tej rzeźni. Cóż za ironia, uznać za nauczyciela kogoś, kto wymordował twoich braci.
- Nic nowego nie usłyszałem. - odparł z dziwnym uśmiechem. - Czas jest potężnym narzędziem. A najlepsze jest to, że jeśli go uszkodzisz, to sam się naprawi. Niszcząc wszystko co zostało nim zrobione. Jeśli uda ci się stąd wyjść, raczej nie wracaj na czwarte piętro.
- Więc chcesz ze mną walczyć - Ryo stwierdziła ze smutkiem. Wyglądała na ogółem rozczarowaną wizytą Bezimiennego. - Brniesz w ślepą uliczkę, Koryu. Ale nie mogę ci tego odmówić, skoro tak usilnie o to prosisz.
- Mylisz się. Mam coś lepszego do zrobienia. Bardziej… bombowego. - zaśmiał się dziko i chwycił za kij. Jedna z jego części oddzieliła się od reszty i… została wycelowana w głowę lustrzanego bytu. - Do zobaczenia po tamtej stronie. - rzucił uwalniając energię.
Ryo tutaj ewidentnie zdziwiła się zagraniem. Niemniej nie sprawiło to, że zamroziło ją w miejscu. W prawej ręce błysnął dziwny klucz - w tym samym momencie, gdy Bezimienny zamierzał popełnić samobójstwo.
Eksplozja rozerwała całą świątynię czasu na kawałki, ubranie Ryo mignęło w portalu otwartym przy pomocy czegoś błyszczącego, co wyglądało jak długi klucz, a Bezimienny odszedł - jako ostatnie Dziecię Czasu, zabierając ze sobą dziedzictwo swego ludu...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 27-01-2016, 15:56   #87
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
=***=
Dzień piętnasty. Godzina 6 minut 00. Sektor Testowy

Reszta testu minęła w ciszy, milczeniu, braku komentarza. W bezsilności.
Kiedy na zegarze w Sektorze Testowym wybiła godzina szósta, Mule przeniósł wszystkich regularnych na plac, gdzie po raz pierwszy zebrał ich do kupy. Wówczas było 26 śmiałków, teoretycznie gotowych na wszystko.
Zdziesiątkowane oddziały regularnych powróciły z piekła zgotowanego przez tylko jednego regularnego, który - jak się okazało - w tej całej misternej grze pociągał za wiele sznurków.
Mały, wydawałoby się, nierozgarnięty mackowaty stwór okazał się na końcu cynicznym, przebiegłym wrogiem.
To on doprowadził do takiego przetrzebienia konkurencji.
To on nasłał tego piekielnego psa oraz stado gołębi na Zafarę i Strife’a w zeszłym tygodniu.
To on zainfekował tego jednego regularnego, który miał rozwalić Quena na miazgę.
Novem nie musiał się nawet wcale do tego przyznawać werbalnie. To co pokazał na teście i jego mowa ciała - to wszystko powiedziało już za niego.
Jak to możliwe, że taki potwór łaził sobie bezkarnie po ulicach Piętra? Na to pytanie mógłby odpowiedzieć tylko blondwłosy szermierz z drużyny Zafary, który czegoś podobnego doświadczył w akademii rządzonej - teraz “świętej pamięci” - pana V. Teraz milczał. Nie dziwił się, że Novema nie podciągnięto do żadnej odpowiedzialności.
Moralność w Wieży była dziwną rzeczą.
[Novem] Zgodnie z regułą Thaka - zabijał wtedy, gdy nikt na niego nie patrzył. Zgodnie z regułą Shirasei’a czy Flinta - posłużył się rękami drugich, samemu bycząc się na ławce w parku i karmiąc w nim zwierzątka, które służyły mu za narzędzia strategiczne. To, że masakrował na teście, nie stało w sprzeczności z regułami panującymi w Wieży. To, że ktoś ginął w pojedynkach, w walce, w testach - było normą w Wieży.
Najgorsze było to, że nic nie można było mu zrobić.
Gdyby nie niesamowite zdolności Zafary związane z bramami, reszta ocalałych stałaby się mięsem… częściami Novema. Otarli się o Śmierć, która przywdziała “skórę” Novema.
Quen zdał sobie sprawę, że właśnie spotkał godnego następcę Yortseda, chociaż ten nie władał ciemnością, to potrafił równie skutecznie każdego nie tylko zarazić, ale zmienić zarażonych w ucieleśnienie rodem z koszmarów. Nie chciał nawet myśleć o tym, co było drugim składnikiem tego gówna, które wpakowano do ciała Nethy…

Teraz zostało ich 14, w tym paru o dobitnie wątpliwym stanie zdrowia. Zafara tzw. kątem oka zarejestrował Strife’a, połamanego jak popsuta, badassowa lalka - chyba mu nawet jedna kość wystawała z jedynego ramienia. Dobrze, że Novem mu nóg z dupy nie powyrywał, choć z pewnością ta krwiożercza bestia miała taką ochotę mu to uczynić. Większość ocalałych była głodna, niemożebnie senna i przemęczona. Byli tacy, co byli w wyśmienitym humorze, pomimo piekła, jakie zgotowała wszystkim drużyna Novema - taki Książę, na ten przykład. Czy S-Drow, jtó również trzymał formę, ale nie wyglądał na aż tak pogodnego - był wyciszony. Podszedł do Quena, wyciągnął do niego rękę, a latarnik uścisnął jego.
- Dziękuję za pomoc w walce z tym szamanem - wyciąga dłoń w kierunku Quena. - Doceniam ją.
- Nie ma sprawy, chociaż przyznam, że więcej frajdy sprawiłoby mi, gdybym sam go pokonał. Ale na to byłem za słaby. - Quen uścisnął dłoń.
- Też nie sądziłem, że jego drużyna narobi tyle problemów. Tak się złożyło, że też natknęliśmy się na nich wcześniej.
- Wtedy, gdy spotkałem was przy bramie było was czworo. Dwójka zginęła?
- Nie, była nas piątka do końca testu, tylko Noboru poszedł na zwiad. A Harolda później nie było, bo zginął, jak pierwszy raz walczyliśmy z drużyną Novema.
- Wychodzi na to ze tylko nasza drużyna wyszła w calości z testu. A przynajmniej bez strat osobowych. - stwierdził Quen.
- Zdarza się, że ktoś ginie na testach. Ważne, że przetrwaliśmy test - oznajmił S-Drow, nie przejmując się zanadto stratą Harolda.- tak czy siak, gratuluję potyczki z Novemem. - uśmiechnął się nieznacznie S-Drow.
- Prawie nas zabił. Można powiedzieć ze zostaliśmy uratowani przez Strife’a.
- Strife’a? To tamten jegomość? - skinięciem głowy wskazał na grupkę medyków wynoszących pokrwawionego gunslingera, który teraz bardziej przypominał cudem żyjącą masę mięsa i szmat. - Nieźle go poharatano.
- Novem był cholernie silny. Trzeba było zadać duuużo obrażeń w każdą jego część by go zabić. - wyjaśnił latarnik. - Tak przez niego. Można tak powierdzieć.
- Mieliśmy z nim styczność, jak wchodziliśmy do jednego labiryntu na południu dżungli. Wtedy on i jego kamraci zaszli nam w drogę. Z tego co wiem, to Novem potrafi zarażać innych sobą i przejmować nad nimi kontrolę. Posłał na nas zarażonego jaszczura ze swojej drużyny, a on sam z lisem i koniem zwiali stamtąd. Mieli podejrzanie dużo siły jak na swoją aparycję - opowiedział.
- Novem potrafi zmieniać swoją aparycję. My walczyliśmy z nim w postali olbrzymiego pająka, a później w formie jednookiej kulki z dwoma mackami. Wtedy Strife wyręczył nas w walce. Więc co tu dużo mówić spierdoliliśmy.
S-Drow skinął głową na znak, że zrozumiał.
- Zdziwiłbym się, jakby się wam udało go rozwalić z łatwością. Załatwiliśmy resztę jego drużyny i nie powiem, byli wyzwaniem dla nas. Sądzę, że Novem wzmocnił ich sobą jeszcze przed testem.
- Naszej zwiadowczyni też się to przytrafiło. Wystarczyło, by dotknął kogoś. Najgorsze, że gdzieś tam chyba został kawałek go. Pewnie będzie chciał się zemścić.
- Harold zginął, bo Novem zmienił go w potwora. Musieliśmy go zabić, bo nam zagrażał. Co do Novema to też odnoszę takie wrażenie, że on powróci, że to jeszcze nie koniec. Dawno nie spotkałem kogoś tak silnego i innego jak on…
- Ja to bym wolał go nie spotkać. Wystarczająco miałem problemów na tym piętrze. - Quen rozejrzał się po okolicy. Gdy upewnił się, że Ansara jeszcze nie opuściła szpitala zapytał: - Ty, Ansara ma coś z tobą wspólnego może?
S-Drow uniósł lekko jedną brew.
- Nie znam Ansary, nie mieliśmy ze sobą żadnej styczności. Wiem tylko, że jest łowczynią. A czemu o to pytasz?
- Sprawdziłem informacje o twojej rasie. Ona pewnie nawet się kąpie w zbroi. Dlatego myślałem, że coś was łączy.
Wargi S-Drowa lekko drgnęły, chyba by się nawet roześmiał. Wtem podjechał do nich Książę.
- S, tutaj jesteś, gamoniu! Wszędzie cię szukałem! Martwiłem się, że wciął cię jakiś jeszcze jeden Novem! - po chwili spojrzał na Quena. - A ty jesteś Quen, dobrze pamiętam? Zdaje się, że nie mieliśmy okazji ze sobą porozmawiać. Jestem Książę, a to jest S-Drow - rzekł rubasznym głosem, zaś S-Drow zamilknął albo pasowało mu, że Książę zabrał za niego głos.
- Miło mi poznać. Muszę przyznać, że oryginalne imię. Ale przynajmniej potrafię je wymówić. - przywitał się blondyn.
- Ahaha, zgadza się! Cieszę się. Co powiecie na kawę? Ja stawiam! - Książę wydawał się być w dobrym humorze, choć ewidentnie wyglądał na niewyspanego. - Mamy ciężką noc za sobą, trzeba naładować energię przed przejściem na kolejne piętro!
S-Drow powiedział: - Nie mam nic przeciw, Książę. Lepiej jednak, abyś poszedł się zdrzemnąć.
Książę machnął ręką:
- Przeżyłem ten test, to przeżyję też kolejne kilka godzin bez snu. Jak chcesz, to załatwię wam coś ciepłego na śniadanie, w bufecie powinni mieć coś do zjedzenia - zaproponował Quenowi.
- Ja podziękuję. Moja siostra została ranna i wolałbym przy niej być. - wykręcił się latarnik.
- No, rozumiem - Książę nie obraził się za odmowę. - To my pewnie pójdziemy swoją drogą - inwalida pojechał w kierunku bufetu, zaś S-Drow spojrzał na Quena i odparł: - Do zobaczenia. - i odszedł za Księciem.
- Do zobaczenia. - Quen ruszył w stronę szpitala dla uczestników testu.
Tam spotkał Ansarę, Denetsu oraz Raziję, która jednak ze względu na stan zdrowia i przemęczenie spała jak zabita. Denetsu również spał, natomiast Ansara wyglądała na taką, co nie mogła usnąć z jakiegoś powodu. Na szyi i barku roztaczał się ogromny opatrunek, nasączony przyjemnie pachnącym preparatem.
- Cześć, braciszku… Jakbyś mógł… poproś kogoś o coś, żebym usnęła jak… kamień.
- Hm… kamień starczy, czy coś większego potrzeba by ci odebrać przytomność? - rzucił Quen na poprawę humoru. - Spoko już idę. Nie musisz rzucać toporem. - Quen spędził prośbę, po czym wrócił do półorczycy. Siadł obok i się na nią patrzył.
- Novem zjadł mi topór, więc nie mam ci jak nim przyłożyć - wybełkotała, chwytając się za głowę. - I co, przegrałam?
- Widziałem Strife’a. Żył. A topór ci kupię nowy. Nawet lepszy niż poprzedni.
- Dzięki, ale nie musisz - Ansara dostała wkrótce preparat usypiający. - Chociaż jak tam wolisz. No to smacznego - jednym haustem przełknęła środek nasenny.
- I czerwony płaszcz ci kupię. Taki nadający ci uroku i seksapilu. Coby przeciwnicy nie mogli cię zaatakować od razu. Smacznego. - rzucił do swej siostry.
Toporniczka nie odparła nic dalej. Wkrótce obudził się Den, dziwnie spocony na czole, zaś Ansara ułożyła się do snu.
- O, emm… dzień dobry… - rzucił do Quena. - Emm, ym, nie wiesz co z Raziją?
- Śpi. - latarnik nie wiedział co miał innego powiedzieć.
- Emm.. ym - Denetsu mruczał, skrzywił się chwilę po tym, jak złapał się za głowę. - Ansara też cała?
- Też. Właśnie usnęła.
- Mmm, chyba poproszę o eliksir nasenny - bąknął szermierz. Hm, właśnie tak.
- Ok. Zaraz ci przyniosę. - Quen jak powiedział tak też zrobił.
- Ymmm, dziękuję - Denetsu drżącymi rękami wziął lekarstwo do rąk, po czym wlał je sobie do gardła, jakby niczego nie pił od kilkunastu godzin.
I wszyscy poszli spać. Nawet Quen, robiąc sobie mimowolnie poduszkę z brzucha swojej siostry. Kiedy zasnął, śniło mu się, że ręka Ansary, o którą się opierał, zaczęła się rozdzierać. Ze środka rany wydostawało się mnóstwo robactwa, które oblazło chłopaka. Co ten ze względu na swój stan skwitował krótkim “Spierdalajcie”. Te nie dawały chłopakowi spokoju. Kiedy się obudził, zorientował się, że to był tylko sen. Co tam taki seneczek w porównaniu z żywym koszmarem, jakim okazał się Novem?


=***=

Zafara od niechcenia przeszukiwał regularnych w poszukiwaniu Novema, ale tego nigdzie nie znalazł. Za to znalazł drużynę Starlet solidnie poharataną, a najbardziej pouszkadzany z nich był Strife. Starlet trzymała się na nogach, chociaż u niej klatka piersiowa broczyła się w krwi. Dziewczyna kulała, zaś rogaty blondas podtrzymywał ją. Ten wyglądał na najmniej rannego z pozostałości drużyny niebieskowłosej. Ansara się denerwowała, bo nie wiedziała, czy zawaliła test czy jakimś cudem go zdała. Bardziej jednak chciało się jej położyć i glebnąć, żeby zapomnieć o nocnym, krwawym szaleństwie. Nie wyglądała najlepiej, świadczyły o tym pogrążone oczy, twarz biała jak kreda i niezbyt rzucająca się w oczy, ale jednak trudność w poruszaniu się, a także spora ilość krwi, która oblepiała jej szyję i bark.
Znajoma mysia zwiadowczyni z drużyny czerwonowłosego nie miała sił; pewnie wolała odpocząć, bo spała. Teraz właśnie leżała na ziemi i spała, a towarzyszyła jej Soni, jako jeden z nielicznych regularnych, który nie odniósł poważnych obrażeń. Soni pilnowała Raziji. Spojrzenie cyborga i czerwonowłosego wtenczas się spotkały - takim przypadkiem.
Długouchy podobnie jak jego przyjaciółka na tle reszty szczęśliwców którzy zdołali przeżyć test jaki zafundował im Novem prezentował się wręcz kwitnąco. Jego ciało nie nosiło żadnych widocznych śladów obrażeń, nie wyglądał nawet na zmęczonego czy sennego, można by wręcz powiedzieć że był gotów na powtórkę nocnych atrakcji. Nie byłaby to jednak prawda, długouchy ucierpiał w ciągu ostatnich kilku godzin, doszedł na skraj metaforycznego urwiska i spadł. Nie spojrzał Soni w oczy, przykląkł za to przy okaleczonej Raziji. Myszowata była nie przytomna i chyba tylko dlatego duch pustyni odważył się pogładzić jej zmierzwione blond włosy i złożyć na policzku delikatny pocałunek, szepcząc “Żegnaj.” Dopiero wtedy podniósł się i spojrzał na Soni.
-Przelałem jej swoje pieniądze z testu, przydadzą się jej na protezę. Doradzisz jej coś? Znasz się na elektronice.- powiedział jakby nie chcąc jeszcze przejść do właściwego tematu, który wisiał w powietrzu.
Soni skinęła głową. Chyba wyczuła, że coś jest nie tak.
- Jasne. Zafara?
-Ja…- słowa zdawały się przychodzić do czerwonowłosego nawet trudniej niż zwykle.-Cieszę się że cię poznałem, chcę cię zapamiętać na zawsze, ale… - czy zawsze musi być jakieś ale? -Nie mam siły żeby z wami zostać. Jestem za słaby. Dlatego odchodzę. Życzę ci wszystkiego co najlepsze. Żegnaj.- wreszcie udało mu się choć nieudolnie powiedzieć to co postanowił jeszcze podczas testu.
- Więc jednak odchodzisz? - Soni brzmiała na rozczarowaną, ale z drugiej strony jakby spodziewała się to usłyszeć. - Chcesz walczyć z Ar Afazem? - zgadywała powód zachowania Zafary.
-Nie pozwolę żeby zrobił z was swoje sługi.- Zafara potwierdził jej przypuszczenia. Nie miał dość sił by podjąć wewnętrzną walkę cały czas musząc uważać na to czy jego postępowanie i niepowodzenia nie sprowadzą tragicznych konsekwencji na tych na których mu zależy. Teraz kiedy wszystko było już jasne Zafara odwrócił się i ruszył do portalu prowadzącego wyżej. Na pożegnanie odmachał swojej cybernetycznej przyjaciółce, niebawem znikając w odmętach bramy międzypiętrowej.

Dzień piętnasty. Południe. Sektor Testowy
Ansara i Quen po długiej drzemce udali się razem na obiad do baru, w którym Quen wraz ze swoją drużyną obradowali jeszcze przed testem. Teraz jedli wspólnie ostatni obiad na tym Piętrze. Ansara jadła wolniej niż zwykle, ewidentnie się nad czymś zastanawiała.
- Nie wiem, czy zdałam test. Widziałeś w jakim stanie był ten Strife?
- Dożył do końca testu, a to się liczy. Wątpię czy dalej żyje. - odparł Quen.
- A Starlet i ten… jak temu rogatemu było? Uciekło mi.
- Aaa… Asad? - starał sobie przypomnieć chłopak - Widziałem ich. Żywych.
- Skoro dożył końca testu, to powinni nas puścić. Nawet jeśli Strife zmarłby po nim. Co ten ranker mówił o warunkach zdania testu?
- Przetrwać do rana. Więc przetrwaliśmy. - uśmiechnął się Quen. - Cudem.
- Więc przetrwaliśmy do rana, teoretycznie powinniśmy zdać.
- Jak nie zdamy, to zacznę robić bałagan na tym piętrze. Sami nie umieją upilnować regularnych i pozwalają takiemu Novemowi szwendać się po piętrze.
- Ano - zgodziła się Ansara. - Ale skoro dotychczas nikt tego Novema nie złapał, to wydaje mi się, że nie bez powodu on hasa sobie na wolności.
- Wszczepili go Nethcie w szpitalu. Wiem, bo blizny, które mi zadała bolały, gdy dostawał wpierdol od tego, co opanowało Strife’a. Więc współpracował z Yortesedem.
- Xun, ja w ogóle nie ogarniam tego, co się działo na teście. Ani co opętało tego Strife’a - Ansara rozłożyła ręce nad obiadem. - Nie wiem, czy chcę to wiedzieć. Ale przydałoby się wiedzieć, o co tu chodzi. By potem trzymać się od tego z daleka.
- No wiem. Alice też chce, bym zajął się tym. Eh. Ogarniemy kwestie z przenosinami i biorę się za kolejne śledztwo. Nie wychodząc z domu. Mam dość przygód na kilka najbliższych pięter.
- Mam trochę pieniędzy z testu. Nie ma problemu z przenosinami. Ja mogę nawet zaraz po obiedzie iść na następne piętro. Tam sobie kupię najpotrzebniejsze rzeczy.
- Mam nadzieję, że Netha szybko do nas dołączy. Nie chciałbym się z nią rozstawać na dłużej.
- Hmm… ja też. Ale nie mów jej o tym - mruknęła Ansara. - pewnie jej szybko nie zobaczymy, Novem z Yortsedem mogli mocno namieszać w jej zdrowiu. Szczerze, mam nadzieję, że mnie też Novem nie rozłoży.
- Ja też. Nie chciałbym walczyć z tobą. Już wolałbym z nim.
- Walczyliśmy z nim, stwierdziliśmy, że lepiej, żeby nam w drogę znowu nie wchodził.
- Ano. Co nie zmienia faktu, że i tak bardziej nie chciałbym walczyć z tobą. Jesteś straszna. - latarnik uśmiechnął się zaczepnie.
Tym razem toporniczka nie szczyciła się najlepszym humorem.
- Kiepsko mi poszło, jak na bycie straszną. Novem tylko lepiej się bawił.
Quen pacnął swoją siostrę ręką w głowę.
- On był jedynie obrzydliwy. W straszności nie sięga ci do pięt. - droczenie miało na celu poprawę humoru półorczycy jak i oddalenie przykrych wspomnień z testu.
- Tia, dzięki Xun, ale to nie poprawiło mi nastroju. Niemniej doceniam twoje starania.
- To może zrobię ci warkoczyki? Przed testem sobie nie dałaś dotknąć włosów, a miałem ci zrobić boską fryzurę. - w głosie latarnika słychać było wyrzut.
- To nic nie da. Na razie daj sobie z tym spokój.
- No dobrze, dobrze. Będę grzeczny.
- Grzeczny Xun… zresztą, chwila, kiedy ty ostatnio byłeś grzeczny, bo mnie pamięć zawodzi.
- Jak spałem? - zapytał sam siebie. - Tak chyba wtedy
- Hehehe, tak, chyba tylko wtedy - lekko zaśmiała się toporniczka.
- Bierzemy kogoś do drużyny, czy wspinamy się sami, dopóki Netha nie wyzdrowieje? - Quen zmienił temat.
- Zobaczymy, jak to będzie. A właśnie, jak tam ci się współpracowało z twoją drużyną? - zainteresowała się Ansara, przyjmując na powrót poważniejszą twarz. - Nikt się u ciebie na nikogo nie rzucał, z żądzą mordu?
- A nawet nie. Wszystko było w miarę normalne. Zafara mnie nie atakował, ja nie atakowałem jego. - odparł Quen. - A czemu pytasz?
- Test był całkiem długi, Starlet dość szybko dogadała się z tym blondasem, prędzej niż ze mną - odparła Ansara. - Miałyśmy trochę inne plany co do testu, wyszło co wyszło - wzruszyła ramionami, a następnie splotła palce i podparła podbródek o dłonie. - Ech, bredzę do rzeczy - potrząsła delikatnie głową. - Można byłoby się dogadać z tym blondwłosym miecznikiem z waszej drużyny, albo z resztą, z którą współpracowałeś.
- Wiesz… zastanawiam się, czy samemu się nie wspinać. Wiesz, trochę silnych osób za mną lata, nie chciałbym sprawiać ci więcej kłopotów.
- Sam nie jesteś dostatecznie silny, żeby wspinać się samemu. Twoja śmierć nic mi nie da dobrego - zauważyła Ansara.
- A twoja coś da? Nie będę mógł sobie wybaczyć, gdy coś ci się stanie przeze mnie.
- Dlatego zdecydowanie najlepszym pomysłem będzie trzymanie się razem.
- Dobra siostrzyczka, dobra. - Quen z zaczepną miną poklepał półorczycę po głowie. - Opowiesz mi kiedyś, co się stało, że już nie jesteś w pełni człowiekiem? - zapytał niespodziewanie.
- Może. - wzruszyła ramionami “siostrzyczka”. - To, co bierzemy kogoś teraz czy bierzemy kogoś na kolejnym piętrze?
- Na kolejnym. Szanse, że przyłączą się do nas po tym co przeżyliśmy na teście są znikome. - odparł chłopak.
- Dobra - Ansara ziewnęła, przeciągnęła się i spytała latarnika. - To co, idziemy na następne piętro?
- Może najpierw się prześpisz? Jeszcze kogoś połkniesz po drodze.
- Mówiłeś to do mnie? - do uszu Quena dotarło pytanie zaintonowane chłodniejszym, groźniejszym tonem.
- Mhm. Ziewasz przecież.
- Ale bredzisz. Idźmy stąd, a na następnym piętrze ty idziesz się przespać - Ansara łypnęła znacząco na Quena.
- Taa, jeszcze czego. - chłopak pokazał jej język. - No to chodźmy. Panie przodem.

=***=
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 27-01-2016, 16:38   #88
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Podczas gdy regularni przeżywali swoje piekło na ziemi, czas stanął w miejscu dla całego czwartego piętra. A potem najwyraźniej poszedł ostro balangować.
Wstał nowy dzień. Dzień, w którym nie wszyscy pójdą do pracy. Ci bowiem nie zażyją przyjemności delektowania się słońcem. Chmurami unoszącymi się pod sztucznym niebem stworzonym przez Pana Wieży. A nie ucieszą się dniem, ponieważ czas się dla nich skończył.

Ranek odsłonił podwójne, potrójne, miejscami nawet wielokrotne oblicze kwitnącej metropolii. W pewnych miejscach zachowała swoje stare oblicze, kuszącego rozrywkami i względnie łatwym życiem metalowo-szklano-betonowego molocha. Były jednak takie dzielnice, gdzie czas starł budynki i istoty żywe na proch.
Ci, których czas oszczędził od swego szaleństwa, stali się świadkami pierwszego od dłuższego czasu aktu gniewu bodaj samego Boga. Ci, których pokarała wyższa siła, straciła jednej nocy najlepsze lata swego życia, teraz niedołężnie idąc do kuchni, z bólem w krzyżu schylając się czy biorąc z nieoczekiwanym trudem kolejny wdech. Byli też ci, którym czas odebrał trochę lat na ich korzyść, niegdyś zmęczeni wiekiem, teraz ku swemu zdumieniu wstawali rześcy jak poranek i zdrowi jak przysłowiowe konie. Były takie miejsca, gdzie wznosiły się budynki, które niegdyś istniały tylko we wspomnieniach najstarszych mieszkańców piętra, teraz prezentowały się w pełni swej zapomnianej doskonałości.



=***=

Setzer nie poszedł tego dnia do pracy. Nie obserwował zmian, jakie zaszły na piętrze, w którym mieszkał. Siedział w swej nadrzewnej, wyremontowanej rezydencji w Sektorze numer 23, w pomieszczeniu, które na co dzień służyło mu za salon. W tym, gdzie tydzień wcześniej gościł Quena i Ansarę - teraz stała tam spora baza operacyjna. Na biurze leżały niebieskie latarnie - teraz nieaktywne, które Quen wcześniej zrabował Zeyfie. Setzer jednak w obecnej chwili nie zajmował się ani latarniami ani bazą, która nieustannie przetwarzała jakieś dane, które wpłynęły przez kilka kabli podpiętych do magicznych sześcianów. Sofia przybyła do pokoju w tacą, z filiżanką kawy i buteleczką whiskey, zaś Setzer rozmawiał z kimś przez telefon. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego z czegoś. Sofia postawiła tacę na stoliku obok fotelu, na którym rozwalił się Setzer. Nie wyglądał na wyspanego. Odstawił na chwilę telefon od ucha, kiedy Sofia znalazła się przy jego fotelu.
- Dziękuję, Sofia - orzekł do różowowłosej pokojówki. Dziewczyna ukłoniła się i wyszła z pokoju. Kiedy ta wyszła, Setzer ciągnął dalej.
- Nie obchodzi mnie, co obiecywałeś w zeszłym tygodniu. Za dużo obiecywałeś, żebym wierzył teraz w twoje jakiekolwiek deklaracje - sarknął przez telefon. - ...Może zmień branżę. Zatrudnij się w reklamie i tam myśl, jak wciskać ciemnotę innym, ale nie mnie, Silver - przez chwilę rozmówca coś tam mówił, a twarz Setzera skrzywiła się z gniewu. - A co na to poradzę, że zginął V? - po drugiej stronie osobnik zwany Silverem chciał coś powiedzieć, jednak Setzer przerwał mu, zdenerwowany. - Podałem wam właściwy adres, ja zrobiłem swoje, reszta to już wasz zasrany problem. Jak macie nieudaczników, co nie potrafią nawet złapać byle jednego regularnego, to o czym my w ogóle rozmawiamy?! - zdenerwował się. - To nie moja sprawa, przestań mnie nachodzić… To nic nie róbcie…. Tak, nic nie róbcie, co jest w tym trudnego?... To przeczekajcie aż sprawa przycichnie. Ludzie przegadają, a potem o tym zapomną.
- Panie Setzer, poczta przyszła - Sofia w tym czasie znalazła się w progu pokoju, cicho zasygnalizowała gospodarzowi, pokazując mu paczkę.
Setzer odsunął ponownie od ucha telefon i bardziej zmęczonym głosem orzekł do niej:
- Świetnie. Sofio, połóż ją na biurku, zaraz się nią zajmę… - potem niechętnie powrócił do rozmowy telefonicznej. - To co chcesz mi jeszcze przekazać, Silver?

=***=

Jednooki obudził się w namiocie. Głowę miał w większości opatuloną bandażami. Powstał z trudem z podłoża. Mózgownica mu nawalała, zwłaszcza, że kilka temu znalazł się w pancernej skrzyni, którą ktoś wraz z kotwicą wrzucił do głębokiej wody. A zanim to nastąpiło, to dostał czymś ciężkim w łeb. Zdziwiłby się, jakim cudem czaszka nie zmieniła mu się w puzzle. Również mógłby stwierdzić, że miał wyjątkowe szczęście, że w tym zbiorniku mieszkały syreny i jedna z nich znalazła ten “kontener”. Jeszcze trochę, a udusiłby się lub utopiłby się na amen. W obecnej chwili odebrał wiadomość od Zafary, którą czerwonowłosy posłał mu kilka dni temu. Wyczołgał się z namiotu, który sam rozbił byle jak, byleby się tylko utrzymał i nie zerwał go byle wicherek, i udał się na plażę, nad wodę, by obmyć sobie twarz. Zdziwił się, jak w ciągu nocy miasto zmieniło się nie do poznania. On w przeciwieństwie do wielu mieszkańców tego Piętra poznawał budynki, które jeszcze poprzedniego dnia nie wznosiły się w niektórych miejscach. Znajdował się w Sektorze Czwartym w pobliżu przystani żeglarskiej. Wieża obserwacyjna była w znacznie lepszym stanie niż wówczas, gdy Quen i Ansara obserwowali z niej mimochodem przez chwilę pokaz sztucznych ogni.
Zanurzył głowę w zimnej wodzie. Potem ją wynurzył. Czuł się już lepiej.
Było tak cicho i spokojnie. Lecz czy to miała być cisza przed burzą… czy może przed tornadem?

=***=

Legion siedziała na samym dachu najwyższego budynku w mieście. Jej beztroska nie znała żadnych granic. Machała wesoło bosymi nogami, a jej ciało okryte bandażami tylko w strategicznych miejscach rozkoszowało się lekkimi podmuchami wiatru. Z szerokim uśmiechem na twarzy obserwowała zamieszanie, jakie kroiło się na dole. Nawet nie przyłożyła do tego paluszka, a mimo to mogła oglądać spektakle różnych histerii, pojedynczych zamieszek na ulicach, reakcji różnych istot na to, co się podziało z Piętrem.
To się jej podobało. I oto chodziło.
Chichotała, kiedy jakaś stara, wkurzona babcia odziana jak nastolatka okładała plecakiem jakiegoś młodego, małego cyklopa. Ta sama babcia jeszcze chwilę temu mogła cieszyć się młodością, którą pewnie bezpowrotnie utraciła.
Z ATSa rozległ się dzwonek, przygrywający utwór niejakiego Vivaldiego pt “Cztery Pory Roku - Wiosna”.
- HELLou? - zapiała wesołym głosem.
- Legion, pogięło cię? Gdzie ty się szwendasz, kurwo jerychońska?
- Jestem w kinie. Chujowy jest, popcornu mi nie serwują, ale za to jakie seanse. Nawet nie wiesz, co tracisz - zaszczebiotała swawolnie. - Poza tym jak ty się do mnie wyrażasz, Plissken?
- Adekwatnie co do osoby? Szef cię wzywa, ma coś dla Ciebie do zrobienia. Będzie liczył do dziesięciu i masz się wstawić. A wiesz, że szef nie umie liczyć do dziesięciu. Dla niego po “dwójce” zawsze jest “dziesięć”.
Po chwili Plissken dodał:
- Ale za to umie dać solidnie popalić.
Legion zachmurzyła się, stęknęła, po czym burknęła.
- Powiedz mu, że zaraz będę, jak za kiwnięciem ogona.
Po czym pstryknęła palcem i zdeportowała się z miejsca.

=***=

Najmniej zastanawiali się ci, którym czas niczego nie zabrał.
Na przykład ci, którzy nie znajdowali się na czwartym piętrze, bo przykładowo - wzięli sobie do serca radę istot, które były potomkami samego Czasu. Czy do czegokolwiek, co pełniło u nich rolę serca, choćby nawet małego i smoliście czarnego.

=***=
Ryo siedziała w ciemnym, skrajnie surowym pomieszczeniu, w którym nie można było uraczyć nawet doniczki z kwiatami. Był to pokój jeszcze uboższy, gdy chodziło o wyposażenie, niż w przypadku gabinetu Zuu, gdzie przynajmniej stało biurko czy biblioteczka z książkami o ogrodnictwie. Poza tym jego gabinet ktoś otynkował, wyłożył w nim panele czy cokolwiek na podłodze; tutaj dosłownie jedynym wyposażeniem “mieszkania” był stary futon oraz drewniana kolumna, teraz podziurawiona jak ser szwajcarski przez liczne shurikeny. Nie widać było nigdzie lampy, a żarówka, która swobodnie wisiała pod sufitem, miała przepalony rdzeń i nadawała się tylko do wyrzucenia.
Ruina. Raczej nikt normalny nie chciał mieszkać. To musiał być jakiś stary dom, który miał iść na zburzenie.
Ciemne włosy były splątane, ułożone byle jak i domagały się solidnego mycia. Także ubranie wymagało ręki krawieckiej oraz mnóstwa środków piorących. Najczystszym przedmiotem w pokoju okazała się katana, której rękojeść dziewczyna przytrzymywała łydkami i próbowała nią balansować, żeby grawitacja ją nie przyciągnęła. Pojedynek między istotą a fizyką
- Durna lustrzana pacynka... - cedziła do siebie pod nosem. - Po co się z tobą trzymałam, mogłam cię zwyczajnie zabić. Ciebie i te wszystkie odpady mięsa... - wymyślała na Bezimiennego, za każdym słowem z jej ust ulatywała strużka ciemności. Czyściła zawzięcie jedyną ręką katanę otrzymaną u mistrza Hanke. Pomimo braku światła wiedziała gdzie trafił, a mimo to nie szło jej to wcale gładko - była mańkutem, a pozostała jej prawa ręka, czyli ta gorsza. Tą lepszą zabrał ze sobą na “tamten świat” cybernetyczny zabójca; przez kogo nasłany… kto by się tym teraz przejmował.
- Matka cię nie uczyła, że to nieładnie podsłuchiwać - burknęła na wprost ściany, pod którą pojawił się Mroczny - w oficjalnym stroju.
- Ajajaj, cóż za chłodne powitanie - Mroczny nie promieniał taką wesołością, jak wcześniej.
- Nie przypominam sobie, żebym cię tu zapraszała ani witała - orzekła sucho jednoręka.
- Nie ty mnie tu zaprosiłaś… a twoja desperacja - odparł tajemniczo Mroczny.
- Moja desperacja też nie przypomina sobie, żeby cię tu zapraszała. Ale do rzeczy: czego ode mnie chcesz? - położyła miecz na bok i zaczęła wyliczać na palcach jednej ręki. - Chcesz Bezimiennego? Zapomnij, załatwił się bez twojej pomocy - wystawiła kciuk. - Sharrath? Nie zwrócisz mi jej, na pewno nie za darmo - wysunął się wskazujący palec. - Mam ci się odwdzięczyć za pomoc przy V? Zapomnij. - a tu mu pokazała środkowy palec.
- Ojoj, wszystko źle zrozumiałaś, moja droga - zacmokał z dezaprobatą. - Nie mi jesteś dłużna za pomoc V… tylko Eggo - wyciągnął zza pazuchy kontrakt podpisany przez jajeczko, co wyraźnie nie spodobało się Ryo, sądząc po wąskiej wykrzywionej linii, jaką stały się jej usta. - Poza tym jesteś strasznie agresywna - zauważył. - Powinnaś bardziej uważać, do kogo jak się zwracasz, moja droga… inaczej ofiara twojego przyjaciela pójdzie na marne - zwinął kontrakt podpisany przez Eggo i włożył za pazuchę, kierując tą możliwe że zawoalowaną groźbę do Ryo.
- Nie nazywaj mnie “moja droga”. Może jak już przechodzimy do dobrych manier, to przedstawiłbyś się jakoś ładnie.
- Jestem Mroczny.
- Ja chyba nie muszę się przedstawiać. Ponoć zwę się Cholerą. Ale do rzeczy - burknęła Ryo, której nie podobała się ta wizyta. Wszystko u niej ostatnio szlag trafiał. Odstawiła niezdarnie na bok katanę, oparła głowę na ręce, po czym rzuciła sucho. - Siadaj proszę, nie lubię, jak ktoś nade mną stoi. Co ciebie do mnie tutaj sprowadza… Mroczny?
Mroczny usiadł na podłodze po turecku. Na jego twarzy wciąż nie widziała, żeby mu się zepsuł humor. Drań, pewnie przyszedł jej humor spieprzyć jeszcze bardziej. Jakby reszta żywych śmieci już tego nie robiła.
- Sprowadza mnie to, że mam dla Ciebie małą propozycję nie do odrzucenia.
Brew Ryo nieznacznie się uniosła. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza.
- Dobra, zobaczmy, Mroczny, jak bardzo nie do odrzucenia będzie ta propozycja. No to dawaj.

===***===
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172