Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2015, 17:39   #85
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Novem -ostateczne starcie

[media]http://www.youtube.com/watch?v=FWirE9ghYk4[/media]

Zafara zamknął oba portale umożliwiające ominięcie zdechłej hydry na moście i otworzył je ponownie pod Novemem tak żeby cztery odnóża wpadły do jednego a pozostałe cztery do drugiego. Biorąc pod uwagę że oba portale stanowiły parę powinny kompletnie poplątać paskudzie nogi. Tymczasem zaś Quen, Ansara i Denetsu napotkali przypadkiem po drodze część swojej drużyny. W miejscu - gdzie zaczęli swój test.
Blondyni i toporniczka zobaczyli pajęcze odnóża, Novema z tymi odnóżami… wyrastającymi mu z głowy, Zafarę oraz nieprzytomną czy martwą Raziję. Soni uciekała z pola bitwy.
- Co to za dziwactwo. - Quen był wyraźnie zaskoczony tym, co zobaczył, jednak tylko chwilowo. - Ansara, prawda, że mi nie ufasz, co nie? Rzucisz mną? Ale tak w cholere wysoko, bym nad tym czymś zaczął spadać. - zapytał swojej towarzyszki. Na jego twarzy widniał drapieżny uśmiech.
- Nie. Pierdolnij w niego swoim tym kame… co tam szło dalej - Ansara w międzyczasie cisnęła w potwora toporem wzmocnionym energią shinso.
- Myślisz, że jak on sobie z nim nie radzi to tak zwykły atak sobie poradzi? Rób co mówię chociaż raz. Najwyżej mnie później zabijesz jak mi nie wyjdzie
- Prędzej on cię zabije - westchnęła Ansara, gdy podrzuciła Quena do góry.
Tymczasem topór wbił się w cielsko Novema zajętego Zafarą. Ostrze wbiło się głęboko tam, gdzie Novem miał prawy bark. Odnóża mu się poplątały, ale nie na długo. Potwór wyjął tylko dwa odnóża, pozostałe zrzucając później z własnej głowy…
Ansarą wstrząsnęło, jak okazało się, że jej atak co prawda zranił maszkarę… ale jej nie zabił. Trzon topora wystawał z ciała Novema, a dwa pajęcze odnóża utrzymywały mięso i wbitą w nie broń.
- Kolejne mięso… Och… Tak… To dobrze, BO JUŻ ZGŁODNIAŁEM, NIAHAHAHAHA! - Novem zarechotał setkami demonicznymi głosów i śmiechów.
Quen lecąc w górę przystąpił do realizacji planu. Najpierw latarnie przystąpiły do skanowania Novema, a w jego stronę poleciała biała chryzantema.
Zafara tymczasem po raz pierwszy od bardzo dawna wyciągnął swój ozdobny sztylet, tak właśnie jego sztylet pełnił funkcje głównie ozdobne ponieważ długouchy starając się trzymać swoich pacyfistycznych przekonań nie używał go, a nawet gdyby tak jak teraz przyszła mu na to ochota niewielkie ostrze niewiele mogło zdziałać. Teraz jednak był gotów wykorzystać każdą najmniejszą nawet sposobność byle tylko osłabić przeciwnika. Zamachnął się więc i rzucił wkładając w to całą swoją niechęć do Novema.
Ciekawe okazało się, że sztylet ciśnięty przez Zafarę uczynił maszkaronowi większą krzywdę niż topór Ansary. Novem zlekceważywszy czerwonowłosego rzucił się w nieodpowiednim momencie, w nieodpowiednim kierunku i jak się okazało - przy nieodpowiednim przeciwniku. Zaskwierczało mięso, Novem wrzasnął w bólu, a duch zobaczył, że nóż nasączony nienawiścią do mackowatego dał mu porządnie popalić. Tam, gdzie ostrze magicznego sztyletu się wbił, tam masa się nie regenerowała. Oczy Novema stały się czerwone - Quenowi znowu się coś przypomniało. Z Nethą, z tym pakerem z Plejad. Poczwarze wydłuży się znacznie kły, nie przypominał już niepozornego wodnika.
Novem się rozgrzewał czy się wkurwił? Czy może postanowił już kogoś zlikwidować?
- Jesteś niejadalny, ciesz się, poczwaro… - zawarczał do Zafary. - Ale wy to co innego - oblizał gębę długim, rozdwojonym językiem, spoglądając na Ansarę i rzucił się w jej kierunku razem z wydłużonym łapskiem. Zaiskrzyło shinsoo na tyle, że kończyna potwora zmieniła się wręcz w niebieskawy ogień. - SMACZNEGOOOOO!
Toporniczka starała się uniknąć Novema - rozszalały potwór jednak ją doparł, rozszarpując jej lewy bark i szyję. Ansara siłowała się z bestią - żeby tylko się z niej wydostać. Jednak Novem nie szczędził niespodzianek drużynie - dwa odnóża wystrzeliły w kierunku Denetsu. Szermierz jedno przeciął na dwie części, a drugie uniknął, rzucając się na bok. Gdy wydawało się, że nic wielkiego się nie stało, to Zafara zaobserwował, że dwie nogi Novema, które posłużyły za prowizoryczne włócznie, po uderzeniu w ziemię złączyły się w jedność. Masa mięsa przemorfowała się w pajęczaka - dość znajomego Zafarze i Strife’owi z czasów polowania na “kłulika”. Tym razem zwierzaczek zyskał całkiem długi ogon z żądłem i niezłą możliwość pędu na blondwłosego szermierza, by się na niego rzucić.
Zafara widząc znajomego insekta postanowił zająć się właśnie nim, czym prędzej skasował bezużyteczny portal w przepaść nad którym większy robal przeszedł bez problemu i otworzył go ponownie tuż przed Denetsu tam gdzie stał atakujący go skorpionopająk. Denetsu po chwili siłowania się z abominacją, zdołał ją cisnąć do portalu stworzonego przez Zafarę. Zaś chryzantema rzucona przez Quena spowodowała zasnucie Novema wraz z Ansarą.
- Wielkie dzięki, Zafara! - podziękował duchowi, posyłając mu uniesiony kciuk w górę, po czym skrzywił się, chwytając się za brzuch, z którego buchała krew. Denetsu dał znak Zafarze, że chciał mu coś przekazać na osobności. Ale że duch nie zrozumiał języka migowego szermierza, Denetsu ponowił prośbę, tym razem werbalnie.
- Zaf, chodź tu na szybko!
Na osobności mu powiedział szybko:
- Mam pomysł. Novem musi jakoś wpaść do rzeki. Ona go prędzej stąd spłuka niż my.
-To dość daleko.- odparł długouchy zerkając w stronę gdzie według jego orientacji w terenie powinna płynąć rzeka. -Jeśli zaczniemy uciekać w tamtą stronę powinien pójść za nami.- zaproponował dematerializując kawał gruntu coby spuścić go maszkaronowi na łeb.
Tymczasem Quen pikował w dół, w gęstą chmurę wytworzoną przez magiczną chryzantemę…
Denetsu powstał z ziemi, odzienie na brzuchu lepiło mu się od krwi.
- Chce nas zlikwidować… pójdzie za nami… - mówiło mu się ciężej niż chwilę temu.
Świetlista brama utworzyła się tuż przed Quenem, tak że bełty wystrzelone z kuszy nie miały możliwości przez nią nie przejść. Wiedział dokładnie gdzie ma celować. W tę część ciała, do której przyłączone były macki trzymające Ansarę.
Latarnik wylądował na Novemie, kiedy bełty z kuszy wyleciały w kończyny przetrzymujące Ansarę, która szarpała się z potworem. Toporniczka z pomocą Quena wydostała się z trudem z macek Novema, po drodze zadała kopniak w miejsce, które zostało postrzelone przez Quena. Kiedy latarnik wyciągnął swoją siostrę z mgły, ta była zalana krwią od szyi po pas, ale nie zamierzała się tak łatwo poddawać.
- Dzięki Quen. Uff, co za kawał skurwysyna. W dodatku zabrał mój topór.
- Nie dziękuj. Nie wyjdziemy z tego żywi. - podsumował wynik skanu jednym zdaniem. Mimo to też nie zamierzał się poddawać. Złożył ręce jak w jednym anime, które widział. I zaczął wypowiadać formułkę ataku pewnego czarnowłosego jegomościa o marchewkowym imieniu.
- Kame…. hame… chujciwdupęskurwysynu! - krzyknął wystrzeliwując przez latarniczą bramę promień, który nabył na skutek połączenia się z Alice.
Słynny promień śmierci uderzył w Novema, przy okazji rozpraszając usztywniającą go zasłonę mgielną. Potwór wyglądał jak siedem nieszczęść. Chociaż… dalej żył. Tylne kończyny drgały, ale przy tej fizjonomii trudno było ocenić, czy to były agonalne drgawki czy Novem cierpiał (a kto tego skurwysyna by żałował?) czy się wnerwił i kończyny mu telepały z gniewu. Wkrótce ich ruch ustał.
Nauczony walką z Zorem, Quen nie miał zamiaru zastanawiać się, która z możliwych opcji była prawdziwa. Zamierzał sprawić, że będzie to ta o śmierci maszkary.
- Nie przestawajcie. Coś za łatwo poszło. - zwrócił się do reszty, przeładowując kusze. Zamierzał przerobić Novema na jeża. Tak dla pewności.
Zafara dla pewności przysypał, a raczej uderzył w pozostałości po Novemie sporą ilością ziemi. Wówczas część ich przeciwnika, która była w najlepszym stanie, oderwała się od tej zmasakrowanej przez Quena i Ansarę, formując się w kolejną abominację. Przypominała ona kulę z jednym wielkim okiem z dwiema długimi mackami. Przez całe jej ciało przebiegło shinso. Enchant Shinso, technika, jakiej używała Razija, aby stworzyć sobie zbroję na ciało. Wkrótce mięsista kula z jednym okiem uniosła się w powietrze. Oko zamrugało, a kiedy powieka uniosła się w górę, grupa zamiast oka dostrzegła kilka rzędów ostrych zębów, przypominających ostrza noży.
- To się zabawmy - przemówiła kula wieloma gardłowymi głosami. Powieka zasłoniła zęby, by te zastąpić jednym czerwonym jak krew okiem.
Jedna z macek zamachnęła się, by utworzyć falę uderzeniową - wycelowaną w Zafarę.
- Nie mogę się doczekać, gdy skosztuję waszego mięsa! - z czubka głowy wystrzelił długi jęzor, obśliniający drugą mackę, która nie została użyta do ataku.
Długouchy chcąc uniknąć skierowanego w niego podmuchu dosłownie zapadł się pod ziemię.
- To się zabawmy. - rzucił Quen, wystrzeliwując dziesięć bełtów w oko Novema.
Duch uniknął uderzenia falą uderzeniową. Jednak Quenowi nawet wyśmienite zdolności kusznicze na niewiele się zdały. Zapomniał o tym, że Novem powlekł swoje “nowe” ciało zbroją z shinso. Nawet te strzały, które przeszyły jego ochronę, nie zrobiły mu wielkiej krzywdy, zwłaszcza, że część pocisków potwór zdmuchnął drugą macką, robiąc w powietrzu obrót.
- Ups, chyba nie masz się czym bronić. Mogę was już zjeść, nareszcieee! - wrzasnął z triumfem Novem lecąc w kierunku Quena i krwawiących jak zarżnięte świnie Denetsu i Ansary.
Quen nie zdążył nawet odmówić paciorka, kiedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
Naraz Denetsu zaatakował Novema w obronie blondwłosego latarnika. Quen nie zarejestrował nawet kiedy szermierz przed nim stanął, nie mówiąc o jego orężu, które zmieniło się w lśniącą smugę.
- Ale mnie wszyscy wkurwiacie! - wrzasnął Novem. - Dość tego! - z szyi Ansary zaczęły wydostawać się krwisto-mięsne macki, takie same, jak wydostały się z twarzy Quena. - Naty~! - z tyłu ktoś przywalił Novemowi lancą ciemności. Odrzuciło to Novema daleko naprzód.
- Ej, Zafu, to co, polujemy na kłólika!? - wrzasnął z oddali… Strife. Bez prawej ręki, patrząc na zwisający bezwładnie kawał szmaty, który był rękawem jego płaszcza. - To za moją prawą kochankę, szmatochuju - wrzasnął do Novema.
-Tak. Na siedmio… ośmio nogiego królika.- odpowiedział uradowany obecnością łowcy długouchy wynurzywszy się na powrót z ziemi.
Więc to on był w Nethcie. To jego wstrzykiwali pacjentom w szpitalu. Skurwysyn.
- Alice, jestem twój. Ale zajeb tego dziada. Na śmierć.” - zwrócił się do swojej lokatorki z zamiarem oddania jej kontroli nad swym ciałem. On niestety nie mógł nic więcej zrobić.
Stało się jednak coś jeszcze. Quen poczuł się tak jak wtedy, gdy zobaczył znak Strife’a. To samo shinso zaczęło się ulatniać z ciała Strife’a.
- Ach, miło na chwilę wrócić na ten test. Choć trochę za bardzo chujowy on jest. - Strife zaczął się nagle zachowywać całkiem inaczej. - Zaf, gdzie Razija? - gunslinger spytał się z tumiwisizmem czerwonowłosego ducha. - Cześć Den! - pomachał do szermierza, jakby go skądś znał.
-Nie jesteś Strife.- stwierdził fakt duch pustyni.-Wszystkich już opętało?- rzucił gniewnie w przestrzeń.
- No nie jestem Strife’m. Ale ma sprawną lewicę, to git - odparł “Strife”. - Spoko, nie jestem tym chujem - wskazał na Novema, który teraz powrócił ze stanu skonfundowania do rzeczywistości. - Tradycja rzecz święta, co Novem?
- Kolejne mięso się wpakowuje, świetnie - burknął potwór. - Nie obchodzi mnie, co tam pierdolisz, ale wracam do zabawy! - kolejna macka strzeliła w kierunku poranionej trójki, ale natrafiła na tarczę z shinso. - Grrr, czego tu?!
- Eh, oszukiwanie to tradycja w testach, jak widzę - mruknął Strife. - Więc kasowałeś sobie konkurencję zawczasu. Dobrze się przygotowałeś, jak widzę. Ale zmartwię cię, nie dość wystarczająco - splunął na ziemię. - Wypierdalajcie stąd - rzucił do Zafary. - Bier ich stąd, chcę mu sam dokopać dupsko - wskazał na Quena i jego towarzyszy.
Latarnik nie za bardzo rozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Alice na szczęście nie przejęła nad nim kontroli. Gdyby to zrobiła, pewnie w tej chwili w stronę Strife’a leciał jakiś śmiercionośny pocisk. Co prawda nowemu graczowi na arenie walki nie ufał, ale skoro ktoś chciał ginąć zamiast nich, to niech tak będzie.
- Zbieramy się. - rzucił do towarzyszy, pomagając Ansarze iść.
Zafara wzruszył jedynie ramionami i poszedł w las szukać Raziji, zadowolony że może zostawić dalszą walkę komuś innemu.
- Dobrze walczyliście, gratuluję wam - Zafara i inni usłyszeli głosy dobiegające z otaczającej ich ciemności, jakby na pożegnanie.
Strife tylko uśmiechnął się pod nosem, kiedy Novem zebrał całą siłę i zaszarżował na znajomego… czy może nieznajomego łowcę.


Reszta testu upłynęła już w spokoju, szoku i stanie skrajnego przemęczenia. Mocno poranieni, wygłodniali i obolali regularni z drużyny Zafary oraz Ansara skupili się w pobliżu polany, z której drużyna Zafary i Quena rozpoczęła test. Razija przetrwała, chociaż było wiadome, że szybko nie stanie na nogi.
Soni i Zafara byli jedynymi, którzy nie doznali uszczerbków na zdrowiu. Quen z kolei czuł się zupełnie wyzuty z energii. Rana piekła go w miejscu, gdzie kiedyś zraniła go kotołaczka. Jakby czuł ból Novema, który sprawiał mu niespodziewany wybawiciel. Novem go jednak nie obchodził, znaczy jego los. Modlił się, żeby ten skurwysyn zdechł i nigdy nikogo więcej nie tknął.
Czy to jednak coś da, że on zdechnie? Co jeśli jednak jakimś cudem powróci - większy i potężniejszy?
Mało kto był w nastroju do rozmowy. Właściwie atmosfera panowała, jakby wszyscy przyszli na pogrzeb. Ansara czuła się beznadziejnie. Quen uświadomił sobie, że ich drużyna zdała test. Przetrwali Zafara, Soni, on sam, Denetsu, a nawet Razija…
- Wernyhora utopił Jacksona. Xinxina zaraził Novem. Jeśli ten Strife zginął w walce z Novemem… to będzie oznaczało, że nie zdałam - Ansara powiedziała Quenowi.
- Wtedy też zostanę na piętrze. Nie mam zamiaru sam się wspinać. Nie dożyję do następnego testu. - słychać było, że chłopak jest załamany efektem walki z Novemem.
- Ten Novem to jakieś nieporozumienie na tym teście - Denetsu westchnął. Też był rozgoryczony wynikiem walki. - Nie wierzę, jakim cudem taki potwór trafił tutaj… Czuję się, jakbym walczył z Yortsedem i przegrał tę walkę. Nie sądziłem, że okażę się tak słaby. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Też miałem przyjemność walczyć z Yortsedem i nie bałem się o swoje życie tak jak w walce z tym… czymś. - latarnik starał się pocieszyć szermierza. - A jest taki silny, bo… może nie pochodzić z naszych czasów lub jakoś współpracować z nimi. Na pewno był zamieszany w to co działo się na piętrze. I w szpitalu.
-Od początku nie mieliśmy szans, dokładnie tak jak mówił.- Zafara nie miał żadnych wątpliwości.
To ja przepraszam…” - Quenowi wtrąciła się jego umysł myśl Alice. - “Oryginalnie stworzono mnie do walki z Yortsedem, ale nie z nim” - miała na myśli Novema. - “On… ciągle się zmienia, ewoluuje. Nigdy nie jest taki sam, jak wcześniej. Dlatego trudno go wykryć i go wyleczyć” - humor Quena mimochodem się pogarszał na tę myśl.
Nie przejmuj się. Zaczniemy trenować i skopiemy mu dupę jeśli się kiedyś znowu pokaże. Ale najpierw cię odtrujemy.
Szkoda, że nie mogłeś się zmienić w wielką, krwiożerczą małpę. Wtedy zamiast kamehanem mógłbyś załatwić Novema jednym tąpnięciem” - Alice próbowała zażartować, ale nie za bardzo jej to najwyraźniej szło, bo jej myśl nasiąkła rozgoryczeniem. - “Ech, nieważne...” - gdyby Alice posiadała materialną postać z parą rąk, to by teraz machnęła ręką.
Wiesz, gdyby nie to, że odwiedziny u ciebie pewnie mnie zabiją to bym wpadł cię przytulić. ” - rzucił mimochodem chłopak. “ - Chyba broni nikt za dużo uczuć nie okazywał, co nie?
Heh, jesteśmy póki co jednym ciałem. Zapomniałeś, że jestem w tobie, jakimś zrządzeniem losu - jak wy to nazywacie… Jestem bronią. Broń, jak nazwa wskazuje, służy do obrony. Siebie czy też innych. A że jestem w kawałkach...”*
Ansara nazywa to szczytem debilizmu, wściubianiem nosa w nieswoje sprawy i pragnieniem śmierci. A skoro jesteś bronią, to czemu się odzywasz? Broń powinna siedzieć cicho. No więc skoro gadasz nie jesteś bronią tylko osobą. Co prawda z wybuchowymi właściwościami, ale trudno.”
Mogłeś zginąć, miała trochę racji ta twoja koleżanka. Przepraszam, siostra. A to że mogę rozmawiać, zmienia to, że nie mogę być bronią?
Tak zmienia. Bo tak. Nie podoba się to zgłoś zastrzeżenie. A części pozbieramy i znowu będziesz cała. I obyś była ładna, to przynajmniej trochę się zwrócą próby zabicia mnie przez tych wszystkich dziwnych cosiów.
Tamte cosie mają kilka kawałków mnie” - westchnęła. - “Będzie ci trudno je odzyskać, zwłaszcza, że to regularni z wyższych pięter. Nie wiem, kim dokładniej są ani po co tutaj przybyli. Niemniej coś mi tu nie gra.
Nie, nie, nie. Później. Teraz wszystko gra. Żyjemy i tyle. Jak coś nie gra to mam to w dupie. Muszę odpocząć. I ty też odpocznij. W końcu jesteś zatruta.
Masz rację, mówiąc, że powinnam odpocząć. Niemniej ten regularny, który później przyszedł walczyć za was z Novemem, był pod wpływem pewnej osoby, która w moim czasie dawno umarła, a teraz nie powinna była żyć. A żyje.
Alice, daj se siana. Jeśli tak bardzo uważasz się za broń, to pewnie masz też super pamięć. Więc pozapisuj sobie w niej wszystkie nieprawidłowości i jak odpocznę i dojdę do siebie po teście, to wtedy będziesz mi głowę zawracać.
Pewnie i tak coś wycieknie…
Przed oczami Quena stanęła ponownie wizja najazdu z przyszłości. To laboratorium, z którego uciekła Alice, Yortsed mordujący tych, którzy stanęli mu na przeszkodzie, V wdzierający się do sali, ucieczka przed Yortsedem…
Nie jestem teraz tak doskonała, jak byłam kiedyś tam później.
I tak pewnie jesteś doskonalsza niż ja. Jestem zbyt zmęczony by logicznie myśleć. Wszystko co mi powiesz wyparuje. Nie mam mocy by przywołać swoją bazę i w niej zapisać. Chociaż poczekaj aż się zregeneruję.
Zawsze mogę poczekać… czym dla mnie są 23 lata?” - spytała retorycznie, w końcu się uciszając w głowie Quena.
Ty chyba masz PMS. Jak tylko stąd wyjdziemy, to zajmiemy się tymi niepasującymi kwestiami. Dobra?
Miałeś się regenerować.
- Quen, nie zasypiaj, jeszcze mamy niecałe pół godziny do końca testu - Ansara przywróciła Quena do rzeczywistości klepaniem go po policzku. - wytrzymaj z godzinę, to pójdziemy poszukać noclegu i się tam zdrzemniemy - sama zaś potężnie ziewnęła, acz z pewnością walczyła z oznakami senności, podobnie jak Denetsu. Niebo zaś stopniowo się rozjaśniało, obecnie było ono znacznie jaśniejsze niż parę godzin piekła temu.
- No, nie zasypiam. Rozmawiałem z Alice, ale bez bycia u niej. - wyjaśnił chłopak. - Coś jej w tym wszystkim nie pasuje, ale nie mam siły się tym zająć… A właśnie. Ansara, której z twoich rodziców było żelaznym człowiekiem?
- Kim takim?!
- Żelaznym człowiekiem
- A po wspólnemu to co to takiego? Czym się różni od zwykłego, że tamten jest odlany z żelaza? - burknęła Ansara.
- No. Jest połączony ze swoją bronią i zbroją tak hm… dożywotnio. Dusza i te sprawy. S-Drow do nich należy. - wyjaśnił chłopak. - I tak mi przyszło do głowy, że może po części też ty.
- Nie było u mnie takich cudactw. Jestem… byłam człowiekiem takim jak ty czy Denetsu - mruknęła Ansara.
- Mhm… - mruknięciu towarzyszyło pstryknięcie w ucho, które do ludzkich z pewnością nie należało.
- Mam ci urwać łapę? - toporniczka łypnęła na Quena, chwytając mu dłoń i przytrzymując ją z siłą tytana.
- No już już spokojnie, bo ci się rany otworzą. - latarnik wykręcił się w uchwycie półorczycy tak, by oprzeć głowę na jej ramieniu.
- Ja trzymam za to, żeby mnie zakażenie nie załatwiło. - skrzywiła się Ansara, odsuwając od siebie delikatnie Quena. - Rana mnie kurewsko swędzi.
- Też się… ym, nie najlepiej czuję - Denetsu był blady, trzymał się za zakrwawiony brzuch, gdzie zaatakował go zmutowany pająkoskorpion. Zdjął z siebie zbroję, zakrwawioną koszulę. Tors miał niemal cały zapaskudzony własną krwią. - Ten Novem jest tak podobny do Yortseda, ym… że myślałem sobie, czy oni są ze sobą spokrewnieni czy jak? - z ATSa wyjął butelkę wina i czystą chustę. Tenże materiał polał czerwoną, aromatyczną cieczą i zaczął sobie czyścić rany. - Ym, mówiliście, że spotkaliście Yortseda? - zagadnął do Quena i Ansary, opatrując siebie. Soni podeszła do szermierza, by pomóc mu z obrażeniami.
- Tak, polował na mnie… na Alice we mnie, na czwartym piętrze. Ale to był Yortsed z przyszłości.
- Ymmm… a kim jest ta Alice, co ona w tobie robi w ogóle? - zainteresował się Denetsu.
- Osobą stworzoną by walczyć z Yortsedem. - pierwsze słowo wypowiedział też w myślach. - A we mnie siedzi, bo jest w kawałkach.
- Szkoda, że nie była u nas w akademii. Może nie pozwoliłaby mu dostać się dalej? - zachmurzył się i skrzywił, kiedy Soni odkażała mu ranę. Na co Soni odruchowo powiedziała:
- Przepraszam.
Motywacja do dalszej rozmowy wyparowała. Ostatnie minuty do końca testu minęły...
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 29-12-2015 o 18:25.
Agape jest offline