Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2015, 18:34   #62
Ognos
 
Ognos's Avatar
 
Reputacja: 1 Ognos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skał
W oddali ujrzał światło. Nie miał pewności czy to jest wyjście. Przez dłuższy czas nie wiedział, czy w ogóle jeszcze żyje. Blask słoneczny majaczący w oddali równie dobrze mógł być oznaką znalezienia się po drugiej stronie… Czy tym była śmierć i przeprawa na ten drugi świat? Pożarciem przez zmorfowanego potwora z mackami, które wciągają swoje ofiary do paszczy i połykają je w całości? Oparł się o kamienną ścianę, która była zaflegmiona niczym żołądek zmorfieńca. Ledwo utrzymał równowagę, gdy ręka mu się poślizgnęła. Mimo to był to dla niego ogromny wysiłek i kolejny raz z rzędu wypluł zawartość trzewi do brei, w której stąpał.

Po dłuższej chwili dotarł do końca kanału, który był zwieńczony kratą ściekową wychodzącą na jedno z ulic znajdujących się na obrzeżach Skilthry. Z podziemnego labiryntu wychodziło się jak z jaskini, a kraty były wbudowane na solidnych mosiężnych zawiasach i pozamykane na kłódki, tak żeby nikt nieproszony się do nich nie dostał. Poza tym, kto o zdrowych zmysłach pchałby się do takiego smrodu, którym było czuć na okoliczne ulice.

Kłódki dla Cyric’a nie stanowiły żadnego wyzwania. W końcu to on był odpowiedzialny za zapewnienie niedostępności podziemnego kompleksu kilka lat wcześniej. Wychodząc na światło dzienne o mało nie stracił przytomności. Blask słońca, który wlał się do jego oczu spowodował chwilową utratę wzroku, lecz po kilku sekundach Cyric zaczął rozpoznawać okolicę, w której się znalazł. Były to obrzeża Zaułka. Na samej granicy miasta nie było wielkiego tłumu, było wczesne popołudnie i ludzie znajdywali sobie atrakcje w centrum miasta. O wydarzeniach w kamienicy Darkbergów już się zrobiło na pewno głośno i kto tylko był w stanie z pewnością poleciał zobaczyć masakrę na własne oczy.

Całe ubranie, które jeszcze jakiś czas temu było śnieżno-białe, jak każdego służącego na imprezie Darkberga, teraz było mieszaniną kału, moczu, wymiocin i krwi. Jego własnej krwi… Nikt nie powiedziałby, że to ubranie było kiedykolwiek białego koloru. Cyric wiedział, że nie jest w stanie przemieszczać się po mieście w takim stanie, gdyż przyciągałby zbyt dużą uwagę na siebie. Pomagało jednak mu zamieszanie na Podzamczu, jak i to, że mieszkańcy Zaułka rzadko zwracali uwagę na takich jak on teraz – takich tutaj było wielu, począwszy od zachlapanych żuli, po umierających w rynsztokach kaleków.

Skierował swoje kroki do miejsca dobrze znanego mu jak i całej szajce Kleftisów. Przeszedł kilka ulic starając się iść w cieniu i unikać wszelkich, większych skupisk ludzkich. Co kilka budynków musiał przystawać, żeby zaczerpnąć oddechu, żebra czuł przy każdym ruchu, pewnie miał kilka połamanych. Przeklęty czarny zmorfieniec! Kiedyś dorwę skurwysyna – pocieszał się w duchu chłopak i pobudzał organizm do produkowania adrenaliny, która miała mu pomóc dotrzeć do celu w całym kawałku. Do kamienicy wszedł od tyłu – w Zaułku nie były to takie masywne budowle jak na Podzamczu. Miały co najwyżej dwa piętra, korytarze i klatki schodowe w środku były zdecydowanie bardziej wąskie. Zaczął wspinać się krętymi schodami na pierwsze piętro. Szedł, opierając się lewym barkiem cały czas ściany, skrupulatnie licząc schody. Gdy doliczył się piętnastego, zgiął swoje ciało w pół i z całej siły nadepnął na środek stopnia. Drewno zazgrzytało trąc o siebie wydając straszliwy charkot, ułamek sekundy później bełt przeleciał mu nad plecami i z cichym uderzeniem wbił się o ścianę. Wyprostował się i stęknął z bólu, chwytając się za klatkę piersiową – niech to morfa…Wszedł na piętro i podszedł do jedynych drzwi. Zamiast nacisnąć klamkę położył się na wznak na podłodze, z cholewki wyciągnął sztylet i wsunął go pomiędzy próg a odrzwia. Ostrzem przesuwał w bok tak długo, aż napotkał napór dokładnie w miejscu poniżej zamka. Szarpnął mocno i poczuł jak struna pęka niczym zbyt mocno naciągnięty włos. W momencie kolejna zapadka została zwolniona i w sam środek drzwi wbił się kolejny bełt.

Teraz spokojnie mógł wstać i przejść przez otwarte drzwi. Pomieszczenie było małe, wypełnione różnego rodzaju fiolkami pełnymi zawiesistych zawartości. Przeszedł przez pokój do kolejnego – w którym znajdowała się mała sypialnia. Pościelone łóżko przysunięte pod ścianę, małe biureczko z kałamarzem i rozrzuconymi notatkami na nim. Obok niewielka biblioteczka pełna grubych oprawionych w skórę ksiąg. W rogu pomieszczenia znajdowała się otwarta klapa z drabiną prowadzącą na dół do niższego pomieszczenia. Cyric wychylił się i wzrokiem poszukał jego…

***

Sazedius siedział na wysokim krześle przy ogromnym stole, na którym wysypanych miał wiele substancji chemicznych podzielonych w idealne kupki gotowe do użycia. Badał właśnie kombinację siarki zmieszaną z łupinami cyny i sproszkowanego liścia Feriuka. Obok w fiolce miał przygotowaną pełną miarę czystego spirytusu. Według przepisu z księgi, znalezionej jakiś czas temu przez chłopaków Brown’a podczas ostatnich napadów, kombinacja ta miała dodawać wypijającemu siłę dziesięciu mężczyzn na kilka uderzeń serca. Gdy dostał tą lekturę był zaintrygowany wiedzą znajdującą się na ich kartkach. Czytał kiedyś o takich rzeczach, ale do tej pory był przekonany, że to są tylko legendy. Jak najszybciej chciał to sprawdzić. Ostatnimi czasy siedział prawie dzień i noc próbując odtworzyć przepis po przepisie. W momencie, gdy starannie wsypywał do drewnianej miski siarkę usłyszał szelest w pomieszczeniu nad nim. Odepchnął te myśli od siebie od razu. Tylko kilka osób było w stanie dostać się na górną kondygnację kamienicy żywym poza nim. Kilka sekund później ponownie jego słuch wydobył dźwięk dochodzący z góry… Umysł płata mi figle – pomyślał Sazedius – będę musiał się dzisiaj położyć wreszcie spać i porządnie odpocząć. Trzeźwość umysłu przywróciły mu słowa, które usłyszał bardzo wyraźnie…


– Saze… Saze, to ja, Cyric, potrzebuję Twojej pomocy…


Zaskoczony wstał, podszedł do rogu gdzie przy ścianie stała oparta drabina i spojrzał w górę. Fiolka ze spirytusem wypadła mu z ręki i roztrzaskała się na małe kawałeczki…
 

Ostatnio edytowane przez Ognos : 29-12-2015 o 21:13.
Ognos jest offline