Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2015, 18:51   #5
Nortrom
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Czy można lepiej zacząć dzień, niż od dostatnia pałą w głowę? Zapewne można, ale Kean nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Gdy odzyskał świadomość, był już zamknięty w więzieniu dla Przeklętych. Nie zajęło mu nawet zbyt wiele czasu domyślenie się tego, ale bardziej zastanawiała go ilość więźniów. Było ich niewielu, więc musiał być jednym z pierwszych, którzy mięli zaszczyt zobaczenia tego niezwykłego kurortu dla utalentowanych. Cóż, jeśli ktoś miał mieć tyle szczęścia to musiał to być właśnie Kean. Na tę ostatnią myśl uśmiechnął się kwaśno.

Pierwsze dni mijały spokojnie. Miejsca było wiele, nikt nie chodził głodny, no i niektórzy ciągle się łudzili, że to pomyłka, inni zaś poddali się. Niewielu, tak jak Kean, starało się trzymać w garści ze świadomością co rzeczywiście ich czekać w najbliższym czasie.
Gdy przybywali nowi więźniowie, nadzieja znikała, a w jej miejsce pojawiały się gniew lub rezygnacja. Ci, którzy dali się ponieść emocją albo byli krwawo uspokajani albo odbierali sobie życie. To zaś nie wchodziło w grę, kiedy miało się przed sobą cel, nawet jeśli był odległy, a nawet nieosiągalny. Najstarsi stażem nauczyli się nie rzucać w oczy i uważnie dobierać kompanów do rozmów. Nowsi musieli się tego nauczyć sami, bo nikt nie chciał ryzykować wdania się w bójkę z “młodym” gniewnym.
Innymi ciekawymi spostrzeżeniami były fakty, że najlepsze jedzenie wydawane jest na końcu, a najspokojniej jest przy “wychodku”. To ostatnie było wyjątkowo ważne, jeżeli chciałeś mieć spokojny sen oraz dobre miejsce do obserwacji innych.

Wobec nieufności jaką darzyli nowoprzybyłych, przez kilka pierwszych miesięcy trzymali się głównie w swoim gronie, obserwując przy tym uważnie każdego nowego. Minęło dużo czasu nim ktokolwiek odważył się zaryzykować. Czas ten umilali sobie tylko na dwa sposoby. Zwykłą rozmową i obstawianiem co wydarzy się danego dnia. Zwycięzca nie miał z tego nic prócz satysfakcji, bo i nie było się o co zakładać… chyba, że udało się dostać coś z rzeczy jakiegoś samobójcy. Dopiero wtedy zaczynała się prawdziwa rywalizacja. Nikt, kto nie spędził tyle czasu w zamknięciu i nudzie, nie zdaje sobie sprawy jaką można czerpać z tego przyjemność. Nawet jeśli stoi za tym czyjaś śmierć.
- Stawiam, że dziś nikt się nie zabije. Co do awanturników nigdy nie obstawiam - usłyszał za sobą żeński głos.
- Oh! - stwierdził krótko, lekko zaskoczony - Widzę, że mamy nowy nabytek. - w jego głosie brzmiało lekkie rozbawienie - Czyli jeden zakład mamy już rozwiązany. Ktoś dzisiaj do nas dołączył. W takim razie ja obstawię, że zginą dwie osoby. Przynajmniej mielibyśmy jakieś nagrody. - zaśmiał się krótko - Ale gdzie moje maniery. Nazywam się Kean Veashyr. Z kim mam przyjemność? - jego twarz zdradzała szczere zainteresowanie. O ile pamięć go nie myliła to była to jedna z osób, po których nie spodziewał się dobrowolnego wejścia w ich mały krąg hazardowy.
- Quinn - przedstawiła się krótko jak to miała w zwyczaju gdy już to robiła. - Ale wiesz, że zakład jest nieważny jeśli sprowokujesz kogoś do bójki? - zastrzegła.
- To jedna z naszych zasad. Zakład jest unieważniony, gdy mamy wpływ na jego wynik. Dlatego po przyjęciu zakładów cały dzień przyglądamy się wszystkiemu uważnie. Jak nie ma się nic lepszego do roboty to można bardzo dobrze patrzeć innym na ręce. Może jeszcze jakiś zakładzik? Może kto pierwszy odbierze posiłek? Albo może masz inny pomysł? - zaproponował.
- Nie wiedziałam, że tu ma miejsce takie kółko hazardowe - zaśmiała się. - To o tym kto pierwszy odbierze posiłek jest dobre - stwierdziła z uznaniem dla pomysłodawcy. - Ja w sumie powinnam przestać obstawiać samobójców odkąd mój kumpel ma misję zbawienia tego miejsca. Za dobrze mu to ostatnio idzie i zakłady zrobiły się nudne.
- Kiedy siedzi się tyle czasu co my, każda rozrywka jest dobra. Do hazardu nie potrzeba tak naprawdę nic, więc jest dobre rozwiązanie w tych warunkach. To kto twoim zdanie pierwszy odbierze posiłek? Mężczyzna, czy kobieta? A może uszczegółowimy ten zakład w jakiś sposób? Chociaż jeśli ten zakład będzie tylko między nami to i taki ogólny wystarczy. Jeśli wygrasz dam ci małą radę. Co ty na to? - każde kolejne pytanie brzmiało jak małe wyzwanie. Miesiące w zamknięciu dały o sobie znać w tym zamiłowaniu do zakładów. A teraz chyba mięli jesień.
- Kobieta, jakaś szatynka - odparła Quinn dosiadając się do nich. - Chociaż nie wiem co za radę możesz mi tu dać, której sama bym nie odkryła do tej pory - uśmiechnęła się zadziornie.
- Przyjmuję zakład. Zawsze może się coś takiego znaleźć. I chyba lepiej usłyszeć niepotrzebną radę, niż nie usłyszeć potrzebnej. - Co prawda nie miał interesu w pomaganiu innym, ale to zawsze jakaś odmiana. - Skoro już ubijamy wspólnie interesy, to może zdradzisz mi coś na swój temat? Skąd pochodzisz? Albo jaki sen cię TU sprowadził? Czy może wolisz zrobić z tego moją nagrodę w zakładzie, panienko? - Po jego ostatnim pytaniu dało się usłyszeć jak ktoś się zakłada się o to jaką odpowiedź otrzyma.
Spojrzała na rozmówce zastanawiając się.
- Umowa stoi. - odparła bez zawahania.
Kean zaśmiał się głośno.
- I to lubię! Zakład bez najmniejszego zawahania i podchodów. Jeszcze zobaczysz, że zasmakujesz w zakładach. A jak uda się wygrać coś po samobójcy to przyda się zimą. Niektórzy mają już tyle, że mogą się wygodnie wysypiać. Szczęściarze.
- W tym rodzaju zakładu nic nie tracę - odparła. - Przecież nie sprawdzisz czy mówię prawdę - mrugnęła do niego okiem.
- Prawda, ale będę miał nowy temat do rozmów, bo już znudziło się nam opowiadanie o naszej przeszłości i naszych planach na przyszłość. Przy tylu osobach deklarujących chęć zemsty, bardzo zastanawiający jest fakt, że dawno nie było buntu. Niektórzy obstawiają, że po wyjściu stąd trafimy do miejsca, gdzie przyjdzie nam pracować do upadłego. Ponoć od pracy nie mamy mieć siły na nic innego. Pożyjemy zobaczymy. - Skwitował.
- No to marne losy tych którzy trafili tu jako piersi i rozleniwili się tym nicnierobieniem - Quinn westchnęła z udawaną obawą.
- To okrutne stwierdzenie. - Zaśmiał się z udawaną urazą. - Wspomniałaś o jakimś przyjacielu. To ten co pomaga innym? Jest częstym tematem zakładów. Najpopularniejszy to ilu osobom pomoże danego dnia. Drugi to ilu ta pomoc nic nie da. On naprawdę jest taki pomocny, czy tylko zabija czas w ten sposób? - Kean był tym wyraźnie zainteresowany od dłuższego czasu, bo była to osoba wyjątkowa w takim miejscu. Większość dbała głównie o siebie.
- Sława Tugala go widzę wyprzedza - roześmiała się. - No przecież mówię, że zakładanie się o samobójców robi się nudne - stwierdziła. - Nieuleczalny z niego optymista i co raz lepiej mu idzie z "pacjentami" - dodała. - Ma całkiem sporo zwolenników. Mogłabym się założyć, że otworzy jakąś sektę religijną - zaśmiała się.
- Ktoś już przyjął podobny zakład. W tamtym zakładzie to jego “pacjenci” mięli założyć sektę oddającą mu cześć, ale o to, że on założy też mogę się założyć. Stawiam, że tego nie zrobi. - Teraz to on uśmiechnął się zadziornie.
- W sumie to nie mogę się zakładać o coś na co mogę mieć wpływ - wzruszyła ramionami niby bezradnie. Uśmiechnęła się. - Przynajmniej chłopak ma zajęcie. Długo tu siedzisz? - zapytała.
Po krótkim i udawanym liczeniu na palcach, odpowiedział:
- Od pierwszego dnia, gdy jeszcze świeciło tu pustkami. Wtedy było bezpieczniej, ale teraz jest tu jakoś żywiej. Jeśli wiesz co mam na myśli.
Quinn spojrzała na Keana z szacunkiem.
- Jej... To cholernie długo... - widać było po niej że jest naprawdę zaskoczona.
- Szczęśliwi czasu nie liczą. - Zażartował. - Trochę się spodziewałem, że mogą po mnie przyjść, więc ominęła mnie faza depresji, na którą umiera tu się równie często co od bełtów. Najciężej było znaleźć sobie zajęcie, a teraz to już przyzwyczaiłem się na tyle, że siedzenie tu mi nie przeszkadza. A ty ile czasu już tu jesteś?
- Od lata - wciąż była pod wrażeniem tego co powiedział - Jak można się było spodziewać, że przyjdą? - bardzo ją to zaciekawiło.
- Kiedyś podsłuchałem moich “rodziców” jak wspominali o tym, że mają korzyści z wychowywania efektu eksperymentu czarodziejów. Ponoć chcieli się dowiedzieć, czy potomstwo Przeklętych dziedziczy moce. Od tamtego czasu spodziewałem się, że kiedyś mogą po mnie przyjść, gdybym rzeczywiście miał jakieś moce. Nie uciekłem tylko dlatego, że mogłem się okazać zwykłym człowiekiem. Jak widać mam pecha. - Przez cały czas uśmiechał się przyjaźnie, ale w jego oczach widać było czystą nienawiść, która zniknęła dopiero przy ostatnim zdaniu. - Teraz pozostało mi tylko cieszyć się życiem.
Zaniemówiła. Nie wiedząc co powiedzieć spojrzała w kierunku miejsca wydawania posiłków.
- Wygrałam - powiedziała niespodziewanie i wskazała ręką na dziewczynę, brunetkę, która wzięła pierwszą porcję jedzenia.
Lekko zaskoczony nagłą zmianą tematu Kean odwrócił się, aby samemu to zobaczyć. Tego dnia nie miał szczęścia w zakładach.
- Prawda. Jak obiecałem, mała rada. Najbezpieczniej jest przy wychodku. Wszyscy uważają, że mocno tam zalatuje, ale wystarczy odejść kilka kroków i nic już nie czuć, więc to dobre miejsce na nocleg. No i są tam same znajome twarze, więc można zakładać się całą dobę. - Poradził. Ostatecznie miała to być mała rada.
Quinn roześmiała się na jego słowa.
- Dzięki, nie wpadłam na to - powiedziała z rozbawieniem. - Miło mi się z tobą rozmawia, więc w zamian mogę o sobie opowiedzieć - zaproponowała.
- Chętnie posłucham. - Odparł krótko.
- Jestem z Lanwir, ale ostatnie lata spędziłam w stolicy imperium. Prawie zostałam księgową. A zgarnęli mnie jak byłam na wakacjach - wymieniła pokrótce. - Ale sen wymienię tylko jeśli ty opowiesz swój najpierw.
- Niech będzie. I tak nie robię z tego tajemnicy. Widziałem płonące ruiny miasta. Jeżeli gdzieś było widać człowieka to były to zwęglone zwłoki. A nad miastem latał wielki, czarny smok, który nienawidził wszystkiego co znajdowało się pod nim. Kiedy wylądował, burząc przy tym kilka domów, zniknął w kurzu i ogniu. Gdy opadły, w miejscu stwora stałem ja sam z grymasem zadowolenia na twarzy oraz tymi samymi świecącymi, pełnymi gniewu oczyma, które wcześniej widziałem u tego potwora. Przyjemny sen, gdy chce się zniszczyć obecny porządek świata. - Ostatnie zdanie powiedział ciszej, aby mieć pewność, że strażnicy nie usłyszą. Któremuś mogło się to nie spodobać i Veashyr dostałby bełt w plecy. - To jaki był twój sen? - Pytanie zadał takim tonem, jakby właśnie skończył mówić o pogodzie i przeszedł do bardziej interesującego tematu.
- Ciekawe, że motyw śmierci tak często przewija się w snach. A może tylko nieświadomie ciągnie mnie do mi podobnych? - powiedziała wyraźnie zadowolona. - Ja w swoim ubrana jestem w zbroję i mam w ręku miecz. Niezwykła to broń, bo jeszcze nigdy nic tak lekkiego i dobrze wyważonego w ręku nie trzymałam. Idę długą ścieżką usłaną martwymi. Ten ogrom śmierci dodaje mi sił. A wśród zabitych są ciała odziane w szaty magów. - ostatnie zdanie wypowiedziała cicho tylko do uszu Keana.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline