Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2015, 23:30   #39
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Ranek zastał Kathil w prześcieradłach… zmęczoną i zadowoloną, ale zupełnie nie pamiętającą gdzie pozostawiła fragmenty swego przyodziewku… i czy jeszcze nadawały się one do czegoś innego poza byciem szmatkami do czyszczenia mebli. Jaegere spał obok niej równie golutki… tyle, że to było jego posiadłość. I miał pewnie kilka szaf z ubraniami.
Dziewczyna powoli wyłuskała się spomiędzy pościeli. Owinąwszy się prześcieradłem ruszyła w poszukiwaniu porzuconych ubrań. Z każdym krokiem śledziła ponownie przebieg “negocjacji” wczorajszego wieczora. Suknia dolna powinna była być gdzieś w sypialni, tak samo jak i pończoszki… pantofelki…
Starając się bardzo nie robić żadnego hałasu, niemalże skradając się, rozglądała się za ubraniem.
Niestety ubranie było tam gdzie je znalazła i w stanie jakim je pozostawiła. Obraz nędzy i rozpaczy, wymiętoszone i dalekie od olśniewającej kreacji w jakiej tu przyszła. Cóż… były to wszak bardzo żywiołowe negocjacje. I przyniosły owoce. Kathil miała konkurencję do Jaegere, nieliczną i słabszą od niej, jak zapewniał półelf, ale jednak. Miała też obiecaną pomoc, tyle że to wymagało czasu. Cóż… cierpliwość jest ponoć cnotą?
Ubranie choć pozostawiało wiele do życzenia, nadal musiało spełnić swą rolę. Cioteczka na pewno się zapłacze.
Wesalt ubrała się pospiesznie z krzywą minką i ruszyła by znaleźć swego stangreta. W oczekiwaniu na przygotowanie powozu skreśliła naprędce parę słów pożegnania do Jaegere. Liścik pozostawiła w gabinecie pod piernikową gwiazdą.
Zdecydowanie nie lubiła takich pospiesznych poranków. Ale czas ją gonił. Kazała stangretowi ruszać. W okolicach posiadłości Jaegere tempo odjazdu miało nie być zbyt szybkie. Przyspieszyć miał zaś gdy znikną z oczu szpiegów konkurencji. Ruszyła do Mei.



Po przyjeździe do siedziby cioteczki kazała przygotować kąpiel, posiłek i od razu zasiadła do pracy w Różowej Komnacie, wydzielonej jej poprzedniego wieczora przez Meę.

Wiadomość do Krantza:
“Czy możliwe jest spotkanie w dniu dzisiejszym? Kathil Wesalt”



Wiadomość do Logana i Yorrdacha zawierała przesunięcie terminu wymarszu do posiadłości na dzień następny. I prośbę do tego pierwszego o poinstruowanie najemników. Sam Logan miał się jednak stawić im szybciej tym lepiej. Kathil chciała wyruszyć do posiadłości i omówić sprawy z Condradem. Zostawiła go sobie na ostatek, jako najtrudniejszego do przekonania i ugładzenia.


Po odświeżeniu się i posileniu, wysłała służkę po Ortusa. Musiała z nim omówić kilka spraw.
Młodzian przybył natychmiast w zmiętej koszuli i ledwo naciągniętych gaciach… i ze śladami szminki na policzku i szyi. Spoglądał na Kathil spode łba, niczym dziecko przyłapane na łobuzerii i jednocześnie uśmiechając się wesoło delektował się widokiem jej dekoltu. Wesalt widziała, że mimo upojnej nocy z kurtyzaną, nadal ma ochotę na więcej… zwłaszcza na figle z małżonką.
- Widzę, mężu, żeś nie próżnował? - spytała na powitanie z lekkim uśmiechem oceniając jego obecny stan. Zbliżyła się i starła lekkim dotknięciem ślady szminki z policzka młodziana. - Jadłeś już?
- Trochę… a ty?- zapytał Ortus obejmując ją w pasie drapieżnie i przyciskając do siebie. Po czym całując w usta, policzek, szyję. Był w zdecydowanie wyśmienitym nastroju.
- Tak, już jadłam - dziewczyna pozwoliła mu na pieszczoty z uśmiechem i oddała pocałunek po czym odsunęła się i poprowadziła do foteli - Musimy pomówić. - sama również opadła na fotel obok. Nie ryzykowała siadania mężowi na kolana. Nie w tej chwili.
- O czym?- zapytał Ortus będąc w dobrym nastroju, skupił się bardziej na jedzeniu niż na tym o miała mu do przekazania.
- O kilku kwestiach. Pamiętasz, że Yorrdach sugerował byś wyjechał na czas wizyty wujów? Myślałam o dwóch opcjach: albo pozostaniesz tutaj albo ruszysz z akrobatami z misją zebrania informacji o paru osobach. Co wolisz? - zadała sobie sprawę, że jest brutalna. Wybór tego rodzaju, po ekscytacji ostatniej nocy stawiał młodzika przed nie lada dylematem.
Ortus natychmiast spoważniał. - Nie będę ukrywał, że nie podoba mi się pomysł zostawienia cię z nimi.
Westchnął zabierając się za grzebanie w potrawie.- Niemniej możliwe, że blokuję ci twe plany. Choć rozumiem czemu, to nie chcę być odsunięty na boczny tor. A choć… przyjemnym byłoby spędzić tu dłuższy czas, tooo..- zamilkł zamyślony.- ...to jest to niemożliwe. Gdyby się dowiedzieli, że jestem tutaj… Lepiej będzie jak wyruszę dalej.
- Nie planuję odsuwać Cię na boczny tor na stałe. - Kathil wyciągnęła dłoń do Ortusa - Lecz po prostu chcę mieć pewność, żeś bezpieczny i że mogę wybadać ich obydwu.
Po chwili wahania dodała:
- Chcę również odesłać Condrada. Przynajmniej na początek pobytu wujów. Mimo, że wolałabym, żebyś przynajmniej obecnie był z dala, możemy uzgodnić kiedy wrócisz. Na przykład po kilku dniach od ich przyjazdu. Zakładam, że nie będą gościć zbyt długo. Druga kwestia, bezpośrednio związana z pierwszą… to… - zawahała się nieco - … poprosiłam znajomego o wizytę w posiadłości na czas pobytu wujów. To bliski znajomy - spojrzała w oczy Ortusowi - i możliwe, że dotrą do Ciebie plotki. Ludzie mają długie języki. Tenże znajomy obiecał pomóc ze sprawą braci.
- Wiesz… zdążyłem już zauważyć że sprawy łóżkowe traktujesz bardzo.. swobodnie.- odparł ironicznie Ortus.- Ta… nocna przyjaciółeczka miała być tego rekompensatą?
- Hmm… po części, a po części pomyślałam, że przyda Ci się nauczycielka inna niż ja. Żebyś się nie znudził zbyt szybko. To źle?
- Wyglądam na takiego co narzeka?- wystawił język Ortus i dodał po chwili w udawanym żalu.- Choć martwi mnie, że siedzisz tak daleko ode mnie.
Wzruszył ramionami na koniec dodając.- Poza tym… dobrze wiem, że nasze małżeństwo jest… cóż… nietypowe.
- Nietypowe nie znaczy nieszczęśliwe. - Kathil ucałowała wnętrze dłoni młodziana - Niewielu mężów może liczyć na brak wymówek po wizycie w zamtuzie. Jeszcze mniej otrzymuje kurtyzany w prezencie od żon. - odwdzięczyła się pokazaniem języka i mrugnęła. - Więc jaka jest Twoje decyzja?
- Wyglądam na takiego co narzeka?- powtórzył Ortus wstając i obchodząc stół. Jego dłonie spoczęły na jej ramionach. Delikatnie je masując rzekł.- Pamiętasz jak wyszły twe plany w Bragstone? Teraz też tak może być. Wolałbym… szukać informacji wraz akrobatami gdzieś bliżej. Poślesz gołębia jak będziesz mnie potrzebowała.
Wesalt z pomrukiem poddała się masażowi:
- Dobrze, porozmawiam też z Leonorą i poproszę by wam towarzyszyła. Jeśli tylko coś się zmieni, natychmiast wyślę gołębia po Ciebie, kochanie. - ostatnie określenie dorzuciła specjalnie, ciekawa czy młodzik zauważy.
- Oczywiście o ile zdołasz się wymknąć z tej komnaty… bo sprawdzę na tobie czego się nauczyłem. - zagroził jej żartobliwie Ortus, muskając językiem płatek uszny żony.
- Och, teraz pobudzasz mą ciekawość - odchyliła głowę pozwalając Ortusowi na pieszczotę. - ale muszę wysłać jeszcze jedną wiadomość. Pozwolisz mi? - spytała tonem posłusznej dziewuszki podejmując jego grę z lekkim śmiechem.
- Nie będę cię zatrzymywał… jeszcze nie wyjeżdżam, prawda?- cmoknął wpierw ucho, a potem czule czoło Kathil. Było to przyjemne w nieco inny sposób. Wszak po raz pierwszy pocałunek męża był pozbawiony jakiejkolwiek żądzy. Jedynie czysta tkliwość.
- Nie, jeszcze nie. - stwierdziła z uśmiechem Kathil, gładząc męża po policzku - Dokończ posiłek. Ja napiszę wiadomość. Nie chcę byś mnie zostawiał samą teraz. - dodała nieśmiało.
- Nie planuję cię zostawiać. Wyciągnęłaś mnie z klasztoru, więc już się mnie nie pozbędziesz.- kolejny czuły pocałunek wprost w czubek nosa. Ortus zasiadł za stołem zerkając na Kathil czule i pożądliwie zarazem, po czym zabrał się do jedzenia. Cóż… był młody i jej pragnął, nadal bardzo mocno. Nawet noc z koleżanką po fachu Wesalt tego nie zmieniła.
Kathil uśmiechnęła się ciepło do młodziana i od czasu do czasu spoglądając na niego, zaczęła pisać wiadomość do Miklosa.
Tym razem list pisała na droższym pergaminie, uważnie kaligrafując słowa. W swej wiadomości przepraszała z góry za brak kontaktu w tak ważkim czasie i pytała, czy może zaoferować mu swe usługi. Całość zakończyła uprzejmą formułką polecając się pamięci Srebrnego Kruka. Zalakowała list i przywołała służbę z poleceniem przysłania posłańca.
W oczekiwaniu na tego ostatniego, przyglądała się mężowi.
- Ortusie… - zaczęła z wahaniem - … chcesz ze mną udać się do Krantza dzisiaj? - jednak zmieniła zdanie. Nie, jeszcze nie czas by wtajemniczać męża w jej sprawy.
- Wolałbym.. rozumiesz.. ciocia Mea i ty to jedno, a Krantz to…- Ortus opacznie zrozumiał słowa biorąc Krantza za jakiegoś jej kochanka. Widać nauczył się czegoś także w kwestii teorii o stosunkach damsko-męskich.- Raczej wolałbym unikać takich sytuacji.
Wesalt na chwilkę zdębiała, po czym wybuchnęła śmiechem:
- Ortusie, Krantz to notariusz. Pamiętasz go z przyjęcia? Nie jest moim kochankiem, jeśli tym się martwisz. Nie każdy mężczyzna, którego znam jest moim kochankiem. - uniosła brew.
- Wiem, wiem… to przez to…- wskazał palcem na sufit przybytku i dodał zawstydzony.- sam nie wiem czemu mi to przyszło do głowy. Ale ciężko tu nie myśleć o takich sytuacjach. A będę potrzebny na tym spotkaniu?
- Niekoniecznie. Pomyślałam jedynie, że chciałbyś zobaczyć Ondulin. Jeśli wolisz zostać, zostań. - uśmiechnęła się Kathil.
- Wolę zostać.- zgodził się nadgorliwie młodzian. Trochę za bardzo, by Kathil nie mogła dojrzeć w jego spojrzeniu nadziei na więcej figli z kurtyzanami. A może nawet z kurtyzanami i Kathil na raz? Cóż... nie zdziwiłaby się, gdyby tego pragnął.
- A zatem postanowione. - uśmiechnęła się ponownie, myśląc w duchu, że jej mąż zachowuje się jak dziecko w salonie słodyczy. - Tylko uważaj, nie przedawkuj wszystkiego na raz. - pogroziła mu palcem.
- Będę uważał.- uśmiechnął się Ortus i wzruszył ramionami dodając.- Choć wątpię, bym stracił apetyt na ciebie. To wciąż nasz miesiąc miodowy.
- Zaczęłabym się poważnie martwić, gdyś stracił ochotę w kilka dni po ślubie. - tym razem to bardka stanęła za siedzącym mężem i przytuliła się do niego oplatając ramionami jego szyję - To byłoby … - szepnęła mu do ucha - … bardzo, bardzo, bardzo niedobrze. - ukąsiła płatek mężowego ucha. - Może spróbuj któregoś ze scenariuszy, o których czytałeś w księgach? - dodała odsuwając się od niego jak gdyby nigdy nic, z obojętną minką wracając na swój fotel.
- Teraz?- spytał zaskoczony Ortus.
- Masz tutaj różne panie, możesz wybrać taką, która pasuje Ci najlepiej do figli. - mrugnęła okiem Kathil - Muszę pomówić z Leonorą. - podniosła się z fotela. - Znajdę Cię później? - uśmiechnęła się i puściła buziaka ku młodzianowi.
- Oczywiście że tak… ale… moja wina, że do wszystkich moich… scenariuszy… ty pasujesz najbardziej.- odparł Ortus odprowadzając ją wzrokiem.
- Zrealizujemy je. - obiecała otwierając drzwi do komnaty - Mamy czas. Też mam parę scenariuszy z Tobą w roli głównej - dodała zadziornie i nie czekając na reakcję Ortusa zamknęła drzwi. Ruszyła do komnaty Leonory po drodze wypytując służbę o jej komnatę.


Dotarcie do komnaty rycerki nie zajęło więc jej długo. Leonora rzucała się w oczy. Także po wejściu do komnaty… siedząc w pełnej zbroi i z kapturem na głowie. I medytując najwyraźniej.
- Mówiłam, że dziękuję i nie jestem zainteresowana. To miłe z waszej strony, ale… nie.- rzekła nie odwracając się.
- Leo, to ja. Mogę wejść? - spytała Kathil od progu. - Czy przeszkadzam?
- Och… oczywiście możesz. Wybacz.- rzekła speszonym, acz dudniącym głosem Leonora.
- Widzę, że nie w smak był Ci pobyt tutaj? - Kathil zamknęła za sobą drzwi.
- Och, nie. Wszyscy byli bardzo mili. Aż nachalnie mili. Tyle że nieszczerzy w swych zamiarach.- rzekła diabliczka wstając.- Tuszę, że to twoja sprawka?
- Że byli nieszczerzy? Nie, raczej nie. - uśmiechnęła się Kathil - Leonoro, czy zgodziłabyś się na zaopiekowanie się mym mężem? - dziewczyna przeszła od razu do właściwej kwestii - Wiesz, że chcę zaprosić wujów do siebie ale wolałabym, aby Ortusa tam wtedy nie było. Chciałabym go wysłać z krótka misją wraz z akrobatami i Tobą, jeśli się zgodzisz. Nie mogłabym znaleźć nikogo lepszego do jego ochrony. Wiem, że z Tobą będzie bezpieczny. - bardka wpatrywała się w przepastną czeluść kaptura diabliczki.
- Zgoda… czemu nie. To szlachetne bronić czyjegoś żywota i…- wsunęła rękawicę pod kaptur, by zapewne drapać się po rogu w zawstydzeniu.- Nie chciałam cię urazić, ani twych przyjaciółek. Nie chodzi o to że byli fałszywi, bo nie byli, tylko jedna z nich, a potem druga była miła bardziej… próbowała mnie uwieść i kusiła. To było miłe, ale czułam fałsz. Bo wiem, że robiła to z powodów czysto materialnych. Bynajmniej nie…- zaczęła się nerwowo tłumaczyć.-... jestem taką, która potępia dawanie rozkoszy innym za pieniądze. To nie jest złe, ale… ja nie mogłabym… wiesz, pójść z kimś do łóżka, wiedząc że nie czyni tego z pragnienia bycia ze mną. Czułabym się… fatalnie zmuszając kogoś do tego, nawet gdyby to robił w ramach swego zawodu. Przeproś je ode mnie, dobrze? Mam wrażenie, że obraziłam je niechcący.
- Nie przejmuj się, naprawdę. W tym zawodzie nie można być delikatną różą. Przeżyją. Na następny raz będą się bardziej starać, mając w pamięci porażkę. A to tylko wyjdzie na dobre następnym klientom i zaowocuje większymi napiwkami i kolejnymi wizytami czyli korzyścią dla Mei. - uśmiechnęła się do rycerki tłumacząc kulisy działania zamtuzowej “maszynerii”. - Planuję byście wyruszyli z Ortusem jak tylko zjadą akrobaci. Wolałabym abyście omijali większe miasta czy włości. I byli w stanie wrócić w kilka dni do posiadłości. Będę słać gołębie, gdyby plany uległy zmianom, dobrze?
- Znasz mnie. Nie mam domu i nie czuję powodu, by zostać w Ordulin. Mogę wyruszyć w każdej chwili.- zaśmiała się cicho Leonora wysuwając dłoń spod kaptura i wyraźnie się odprężając.
- Dobrze, więc pewnie niedługo ruszymy do naszej posiadłości. Tam nie będzie Cię nikt niepotrzebne nagabywać, próbując zaciągnąć do łoża. - Kathil mrugnęła do paladynki.
- Och… toby mi nie przeszkadzało.- odparła figlarnym tonem siadając na łóżku i zakładając nogę na nogę.- Gdyby naprawdę chciał zaciągnąć do łóżka, a nie otrzymać zapłatę i był… no, ładny lub ładna… lub milutka.
- Hmm może się ktoś znajdzie, nigdy nic nie wiadomo. Kiedy możesz być gotowa? Czekamy jedynie na Logana i możemy ruszyć.
- W każdej chwili jestem gotowa.- odparła spokojnym tonem Leonora i dodała wstydliwie.- Aaaa… poza tym… nie szukaj mi. Ja sobie radzę, nawet w ciężkich chwilach. Mam swoje sposoby.
- Nie szukać Ci kompana czy kompanki? - dopytała bardka - Och, Leonoro, każda kobieta ma, ale sposoby raczej nie zastąpią ciepła kochanka czy kochanki.
- To prawda.- jęknęła cichutko Leonora pochylając głowę w dół.
- No i dlatego trzymam oczy otwarte i uszy przy trawie… nigdy nie wiadomo co w niej zapiszczy. Może akurat jakiś przystojny blondyn z niebieskimi oczami? - Wesalt poklepała diabliczkę po ramieniu.
- Wątpię.- odparła markotnie Leonora i westchnęła dodając.- I nie przywiązuj aż tak wielkiej wagi do mych uwag o wyglądzie. To głupie marzenia, głupiej nastolatki. Już z nich wyrosłam.
- Dobrze, kolor włosów i oczu nieistotny. Zapamiętałam. - uśmiechnęła się ciepło do rycerki. - No już, koniec z tym złym nastrojem. Czeka nas droga powrotna.
- Tak. Tak… już idę.- odparła Leonora, lecz nie zabrzmiało to zbyt entuzjastycznie.-Jak wspomniałam, zawsze jestem gotowa.
- W świetle naszej rozmowy, to stwierdzenie brzmi bardzo pikantnie - zażartowała Kathil kierując się do stajni i powozu.
- Jest prawdziwe… trochę…- odparła wymijająco rycerka starając z siebie wykrzesać odrobinę humoru.
- Zapamiętam by Cię dopytać o tę kwestię w dogodniejszym czasie. - zagroziła Kathil.
Gdy dołączył do nich Logan, obie kobiety były już gotowe i oczekiwały na niego.
 
corax jest offline