“Czy możliwe jest spotkanie w dniu dzisiejszym? Kathil Wesalt”
Wiadomość do Logana i Yorrdacha zawierała przesunięcie terminu wymarszu do posiadłości na dzień następny. I prośbę do tego pierwszego o poinstruowanie najemników. Sam Logan miał się jednak stawić im szybciej tym lepiej. Kathil chciała wyruszyć do posiadłości i omówić sprawy z Condradem. Zostawiła go sobie na ostatek, jako najtrudniejszego do przekonania i ugładzenia.
Po odświeżeniu się i posileniu, wysłała służkę po Ortusa. Musiała z nim omówić kilka spraw.
Młodzian przybył natychmiast w zmiętej koszuli i ledwo naciągniętych gaciach… i ze śladami szminki na policzku i szyi. Spoglądał na Kathil spode łba, niczym dziecko przyłapane na łobuzerii i jednocześnie uśmiechając się wesoło delektował się widokiem jej dekoltu. Wesalt widziała, że mimo upojnej nocy z kurtyzaną, nadal ma ochotę na więcej… zwłaszcza na figle z małżonką.
- Widzę, mężu, żeś nie próżnował? - spytała na powitanie z lekkim uśmiechem oceniając jego obecny stan. Zbliżyła się i starła lekkim dotknięciem ślady szminki z policzka młodziana. - Jadłeś już?
- Trochę… a ty?- zapytał Ortus obejmując ją w pasie drapieżnie i przyciskając do siebie. Po czym całując w usta, policzek, szyję. Był w zdecydowanie wyśmienitym nastroju.
- Tak, już jadłam - dziewczyna pozwoliła mu na pieszczoty z uśmiechem i oddała pocałunek po czym odsunęła się i poprowadziła do foteli - Musimy pomówić. - sama również opadła na fotel obok. Nie ryzykowała siadania mężowi na kolana. Nie w tej chwili.
- O czym?- zapytał Ortus będąc w dobrym nastroju, skupił się bardziej na jedzeniu niż na tym o miała mu do przekazania.
- O kilku kwestiach. Pamiętasz, że Yorrdach sugerował byś wyjechał na czas wizyty wujów? Myślałam o dwóch opcjach: albo pozostaniesz tutaj albo ruszysz z akrobatami z misją zebrania informacji o paru osobach. Co wolisz? - zadała sobie sprawę, że jest brutalna. Wybór tego rodzaju, po ekscytacji ostatniej nocy stawiał młodzika przed nie lada dylematem.
Ortus natychmiast spoważniał. - Nie będę ukrywał, że nie podoba mi się pomysł zostawienia cię z nimi.
Westchnął zabierając się za grzebanie w potrawie.- Niemniej możliwe, że blokuję ci twe plany. Choć rozumiem czemu, to nie chcę być odsunięty na boczny tor. A choć… przyjemnym byłoby spędzić tu dłuższy czas, tooo..- zamilkł zamyślony.- ...to jest to niemożliwe. Gdyby się dowiedzieli, że jestem tutaj… Lepiej będzie jak wyruszę dalej.
- Nie planuję odsuwać Cię na boczny tor na stałe. - Kathil wyciągnęła dłoń do Ortusa - Lecz po prostu chcę mieć pewność, żeś bezpieczny i że mogę wybadać ich obydwu.
Po chwili wahania dodała:
- Chcę również odesłać Condrada. Przynajmniej na początek pobytu wujów. Mimo, że wolałabym, żebyś przynajmniej obecnie był z dala, możemy uzgodnić kiedy wrócisz. Na przykład po kilku dniach od ich przyjazdu. Zakładam, że nie będą gościć zbyt długo. Druga kwestia, bezpośrednio związana z pierwszą… to… - zawahała się nieco - … poprosiłam znajomego o wizytę w posiadłości na czas pobytu wujów. To bliski znajomy - spojrzała w oczy Ortusowi - i możliwe, że dotrą do Ciebie plotki. Ludzie mają długie języki. Tenże znajomy obiecał pomóc ze sprawą braci.
- Wiesz… zdążyłem już zauważyć że sprawy łóżkowe traktujesz bardzo.. swobodnie.- odparł ironicznie Ortus.- Ta… nocna przyjaciółeczka miała być tego rekompensatą?
- Hmm… po części, a po części pomyślałam, że przyda Ci się nauczycielka inna niż ja. Żebyś się nie znudził zbyt szybko. To źle?
- Wyglądam na takiego co narzeka?- wystawił język Ortus i dodał po chwili w udawanym żalu.- Choć martwi mnie, że siedzisz tak daleko ode mnie.
Wzruszył ramionami na koniec dodając.- Poza tym… dobrze wiem, że nasze małżeństwo jest… cóż… nietypowe.
- Nietypowe nie znaczy nieszczęśliwe. - Kathil ucałowała wnętrze dłoni młodziana - Niewielu mężów może liczyć na brak wymówek po wizycie w zamtuzie. Jeszcze mniej otrzymuje kurtyzany w prezencie od żon. - odwdzięczyła się pokazaniem języka i mrugnęła. - Więc jaka jest Twoje decyzja?
- Wyglądam na takiego co narzeka?- powtórzył Ortus wstając i obchodząc stół. Jego dłonie spoczęły na jej ramionach. Delikatnie je masując rzekł.- Pamiętasz jak wyszły twe plany w Bragstone? Teraz też tak może być. Wolałbym… szukać informacji wraz akrobatami gdzieś bliżej. Poślesz gołębia jak będziesz mnie potrzebowała.
Wesalt z pomrukiem poddała się masażowi:
- Dobrze, porozmawiam też z Leonorą i poproszę by wam towarzyszyła. Jeśli tylko coś się zmieni, natychmiast wyślę gołębia po Ciebie, kochanie. - ostatnie określenie dorzuciła specjalnie, ciekawa czy młodzik zauważy.
- Oczywiście o ile zdołasz się wymknąć z tej komnaty… bo sprawdzę na tobie czego się nauczyłem. - zagroził jej żartobliwie Ortus, muskając językiem płatek uszny żony.
- Och, teraz pobudzasz mą ciekawość - odchyliła głowę pozwalając Ortusowi na pieszczotę. - ale muszę wysłać jeszcze jedną wiadomość. Pozwolisz mi? - spytała tonem posłusznej dziewuszki podejmując jego grę z lekkim śmiechem.
- Nie będę cię zatrzymywał… jeszcze nie wyjeżdżam, prawda?- cmoknął wpierw ucho, a potem czule czoło Kathil. Było to przyjemne w nieco inny sposób. Wszak po raz pierwszy pocałunek męża był pozbawiony jakiejkolwiek żądzy. Jedynie czysta tkliwość.
- Nie, jeszcze nie. - stwierdziła z uśmiechem Kathil, gładząc męża po policzku - Dokończ posiłek. Ja napiszę wiadomość. Nie chcę byś mnie zostawiał samą teraz. - dodała nieśmiało.
- Nie planuję cię zostawiać. Wyciągnęłaś mnie z klasztoru, więc już się mnie nie pozbędziesz.- kolejny czuły pocałunek wprost w czubek nosa. Ortus zasiadł za stołem zerkając na Kathil czule i pożądliwie zarazem, po czym zabrał się do jedzenia. Cóż… był młody i jej pragnął, nadal bardzo mocno. Nawet noc z koleżanką po fachu Wesalt tego nie zmieniła.
Kathil uśmiechnęła się ciepło do młodziana i od czasu do czasu spoglądając na niego, zaczęła pisać wiadomość do Miklosa.
Tym razem list pisała na droższym pergaminie, uważnie kaligrafując słowa. W swej wiadomości przepraszała z góry za brak kontaktu w tak ważkim czasie i pytała, czy może zaoferować mu swe usługi. Całość zakończyła uprzejmą formułką polecając się pamięci Srebrnego Kruka. Zalakowała list i przywołała służbę z poleceniem przysłania posłańca.
W oczekiwaniu na tego ostatniego, przyglądała się mężowi.
- Ortusie… - zaczęła z wahaniem - … chcesz ze mną udać się do Krantza dzisiaj? - jednak zmieniła zdanie. Nie, jeszcze nie czas by wtajemniczać męża w jej sprawy.
- Wolałbym.. rozumiesz.. ciocia Mea i ty to jedno, a Krantz to…- Ortus opacznie zrozumiał słowa biorąc Krantza za jakiegoś jej kochanka. Widać nauczył się czegoś także w kwestii teorii o stosunkach damsko-męskich.- Raczej wolałbym unikać takich sytuacji.
Wesalt na chwilkę zdębiała, po czym wybuchnęła śmiechem:
- Ortusie, Krantz to notariusz. Pamiętasz go z przyjęcia? Nie jest moim kochankiem, jeśli tym się martwisz. Nie każdy mężczyzna, którego znam jest moim kochankiem. - uniosła brew.
- Wiem, wiem… to przez to…- wskazał palcem na sufit przybytku i dodał zawstydzony.- sam nie wiem czemu mi to przyszło do głowy. Ale ciężko tu nie myśleć o takich sytuacjach. A będę potrzebny na tym spotkaniu?
- Niekoniecznie. Pomyślałam jedynie, że chciałbyś zobaczyć Ondulin. Jeśli wolisz zostać, zostań. - uśmiechnęła się Kathil.
- Wolę zostać.- zgodził się nadgorliwie młodzian. Trochę za bardzo, by Kathil nie mogła dojrzeć w jego spojrzeniu nadziei na więcej figli z kurtyzanami. A może nawet z kurtyzanami i Kathil na raz? Cóż... nie zdziwiłaby się, gdyby tego pragnął.
- A zatem postanowione. - uśmiechnęła się ponownie, myśląc w duchu, że jej mąż zachowuje się jak dziecko w salonie słodyczy. - Tylko uważaj, nie przedawkuj wszystkiego na raz. - pogroziła mu palcem.
- Będę uważał.- uśmiechnął się Ortus i wzruszył ramionami dodając.- Choć wątpię, bym stracił apetyt na ciebie. To wciąż nasz miesiąc miodowy.
- Zaczęłabym się poważnie martwić, gdyś stracił ochotę w kilka dni po ślubie. - tym razem to bardka stanęła za siedzącym mężem i przytuliła się do niego oplatając ramionami jego szyję - To byłoby … - szepnęła mu do ucha - … bardzo, bardzo, bardzo niedobrze. - ukąsiła płatek mężowego ucha. - Może spróbuj któregoś ze scenariuszy, o których czytałeś w księgach? - dodała odsuwając się od niego jak gdyby nigdy nic, z obojętną minką wracając na swój fotel.
- Teraz?- spytał zaskoczony Ortus.
- Masz tutaj różne panie, możesz wybrać taką, która pasuje Ci najlepiej do figli. - mrugnęła okiem Kathil - Muszę pomówić z Leonorą. - podniosła się z fotela. - Znajdę Cię później? - uśmiechnęła się i puściła buziaka ku młodzianowi.
- Oczywiście że tak… ale… moja wina, że do wszystkich moich… scenariuszy… ty pasujesz najbardziej.- odparł Ortus odprowadzając ją wzrokiem.
- Zrealizujemy je. - obiecała otwierając drzwi do komnaty - Mamy czas. Też mam parę scenariuszy z Tobą w roli głównej - dodała zadziornie i nie czekając na reakcję Ortusa zamknęła drzwi. Ruszyła do komnaty Leonory po drodze wypytując służbę o jej komnatę.
Dotarcie do komnaty rycerki nie zajęło więc jej długo. Leonora rzucała się w oczy. Także po wejściu do komnaty… siedząc w pełnej zbroi i z kapturem na głowie. I medytując najwyraźniej.
- Mówiłam, że dziękuję i nie jestem zainteresowana. To miłe z waszej strony, ale… nie.- rzekła nie odwracając się.
- Leo, to ja. Mogę wejść? - spytała Kathil od progu. - Czy przeszkadzam?
- Och… oczywiście możesz. Wybacz.- rzekła speszonym, acz dudniącym głosem Leonora.
- Widzę, że nie w smak był Ci pobyt tutaj? - Kathil zamknęła za sobą drzwi.
- Och, nie. Wszyscy byli bardzo mili. Aż nachalnie mili. Tyle że nieszczerzy w swych zamiarach.- rzekła diabliczka wstając.- Tuszę, że to twoja sprawka?
- Że byli nieszczerzy? Nie, raczej nie. - uśmiechnęła się Kathil - Leonoro, czy zgodziłabyś się na zaopiekowanie się mym mężem? - dziewczyna przeszła od razu do właściwej kwestii - Wiesz, że chcę zaprosić wujów do siebie ale wolałabym, aby Ortusa tam wtedy nie było. Chciałabym go wysłać z krótka misją wraz z akrobatami i Tobą, jeśli się zgodzisz. Nie mogłabym znaleźć nikogo lepszego do jego ochrony. Wiem, że z Tobą będzie bezpieczny. - bardka wpatrywała się w przepastną czeluść kaptura diabliczki.
- Zgoda… czemu nie. To szlachetne bronić czyjegoś żywota i…- wsunęła rękawicę pod kaptur, by zapewne drapać się po rogu w zawstydzeniu.- Nie chciałam cię urazić, ani twych przyjaciółek. Nie chodzi o to że byli fałszywi, bo nie byli, tylko jedna z nich, a potem druga była miła bardziej… próbowała mnie uwieść i kusiła. To było miłe, ale czułam fałsz. Bo wiem, że robiła to z powodów czysto materialnych. Bynajmniej nie…- zaczęła się nerwowo tłumaczyć.-... jestem taką, która potępia dawanie rozkoszy innym za pieniądze. To nie jest złe, ale… ja nie mogłabym… wiesz, pójść z kimś do łóżka, wiedząc że nie czyni tego z pragnienia bycia ze mną. Czułabym się… fatalnie zmuszając kogoś do tego, nawet gdyby to robił w ramach swego zawodu. Przeproś je ode mnie, dobrze? Mam wrażenie, że obraziłam je niechcący.
- Nie przejmuj się, naprawdę. W tym zawodzie nie można być delikatną różą. Przeżyją. Na następny raz będą się bardziej starać, mając w pamięci porażkę. A to tylko wyjdzie na dobre następnym klientom i zaowocuje większymi napiwkami i kolejnymi wizytami czyli korzyścią dla Mei. - uśmiechnęła się do rycerki tłumacząc kulisy działania zamtuzowej “maszynerii”. - Planuję byście wyruszyli z Ortusem jak tylko zjadą akrobaci. Wolałabym abyście omijali większe miasta czy włości. I byli w stanie wrócić w kilka dni do posiadłości. Będę słać gołębie, gdyby plany uległy zmianom, dobrze?
- Znasz mnie. Nie mam domu i nie czuję powodu, by zostać w Ordulin. Mogę wyruszyć w każdej chwili.- zaśmiała się cicho Leonora wysuwając dłoń spod kaptura i wyraźnie się odprężając.
- Dobrze, więc pewnie niedługo ruszymy do naszej posiadłości. Tam nie będzie Cię nikt niepotrzebne nagabywać, próbując zaciągnąć do łoża. - Kathil mrugnęła do paladynki.
- Och… toby mi nie przeszkadzało.- odparła figlarnym tonem siadając na łóżku i zakładając nogę na nogę.- Gdyby naprawdę chciał zaciągnąć do łóżka, a nie otrzymać zapłatę i był… no, ładny lub ładna… lub milutka.
- Hmm może się ktoś znajdzie, nigdy nic nie wiadomo. Kiedy możesz być gotowa? Czekamy jedynie na Logana i możemy ruszyć.
- W każdej chwili jestem gotowa.- odparła spokojnym tonem Leonora i dodała wstydliwie.- Aaaa… poza tym… nie szukaj mi. Ja sobie radzę, nawet w ciężkich chwilach. Mam swoje sposoby.
- Nie szukać Ci kompana czy kompanki? - dopytała bardka - Och, Leonoro, każda kobieta ma, ale sposoby raczej nie zastąpią ciepła kochanka czy kochanki.
- To prawda.- jęknęła cichutko Leonora pochylając głowę w dół.
- No i dlatego trzymam oczy otwarte i uszy przy trawie… nigdy nie wiadomo co w niej zapiszczy. Może akurat jakiś przystojny blondyn z niebieskimi oczami? - Wesalt poklepała diabliczkę po ramieniu.
- Wątpię.- odparła markotnie Leonora i westchnęła dodając.- I nie przywiązuj aż tak wielkiej wagi do mych uwag o wyglądzie. To głupie marzenia, głupiej nastolatki. Już z nich wyrosłam.
- Dobrze, kolor włosów i oczu nieistotny. Zapamiętałam. - uśmiechnęła się ciepło do rycerki. - No już, koniec z tym złym nastrojem. Czeka nas droga powrotna.
- Tak. Tak… już idę.- odparła Leonora, lecz nie zabrzmiało to zbyt entuzjastycznie.-Jak wspomniałam, zawsze jestem gotowa.
- W świetle naszej rozmowy, to stwierdzenie brzmi bardzo pikantnie - zażartowała Kathil kierując się do stajni i powozu.
- Jest prawdziwe… trochę…- odparła wymijająco rycerka starając z siebie wykrzesać odrobinę humoru.
- Zapamiętam by Cię dopytać o tę kwestię w dogodniejszym czasie. - zagroziła Kathil.
Gdy dołączył do nich Logan, obie kobiety były już gotowe i oczekiwały na niego.