Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2015, 23:45   #40
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Wjeżdżając do posiadłości Kathil zgrzytała zębami na widok pola zasłanego namiotami.
Krew w niej się zagotowała i dlatego typowo dla niej zamieniła się w przysłowiową bryłę lodu. Czuła, że rozmowa z Condradem będzie … intensywna. I że ten na pewno takiej reakcji się po niej spodziewa. Emocjonalnej i histerycznej reakcji. Przyglądając się stacjonującym najemnikom, postanowiła, że nie da mu tej satysfakcji. I… w tym samym momencie usłyszała okrzyk bojowy Leonory, która ewidentnie postanowiła dolać oliwy do ognia.
Nie czekając aż karoca się zatrzyma, bardka wyskoczyła z karocy:
- Loganie zagrodź jej drogę! - krzyknęła do zabójcy na koniu i sama ruszyła biegiem za
Leonorą. Nie chciała stracić na starcie w rozgrywkach z Condradem. A ten na pewno wykorzystał zdarzenie podczas “negocjacji”.Kathil zagwizdała przeraźliwie na palcach:
- Leo! Leo! - nie chciała bez pozwolenia zdradzać płci rycerki - Zatrzymaj się!
Bullticusie! Stój!
Przez chwilę przemknęła jej myśl, że jeśli Condrad ogląda to z pałacu to musi mieć niezłą zabawę. Wściekłość dodała jej sił.
Leonora gnała na oślep z opuszczoną kopią i nie słysząc głosu Kathil, ale zatrzymała konie, gdy Logan wjechał wprost pod jej szarżę. Tymczasem czarny rycerz na widok szarżującej rycerki i tajemniczej karocy zaczął wydawać rozkazy swym podwładnym. Widać fair play nie leżało w jego kodeksie rycerskim.
Kathil z lekką ulgą dostrzegła, że Loganowi udało się zatrzymać Leonorę. Zaczerwieniona od biegu, z rozwianymi włosami dopadła całej grupy i stanęła między swoimi towarzyszami a czarnym rycerzem i jego kompanami.
- Stójcie! - krzyknęła by przekrzyczeć odległość - Jestem baronessa Vandyeck! - krzyczała wciąż pełnym głosem - To moi ludzie! A wy jesteście na mojej ziemi! To nieporozumienie, złóżcie broń! - wiedziała, że znajdują się w impasie i syknęła do Leonory - Leo, złóż broń. To ludzie mego stryja.
-To jakimże człekiem jest twój stryj, skoro zatrudnia takich ludzi.- rzekła z gniewem w głosie rycerka, a czarny rycerz odparł. - I kto to mówi paladynie. Zaatakowałeś mnie.
- Ostrzeżono cię wpierw… i dano czas na przygotowania.- odparła gniewnie Leonora, a Logan dodał.- Spokój. Później to obgadacie. Teraz jesteście na służbie u tych samych panów.
Logan rzadko odzywał się tak długą przemową. I zawsze była ona ważna. Logan cenił swoje słowa i rzadko nimi szafował.
Oboje się uspokoili i opuścili oręż, ale żaden z nich go nie schował.
Kathil podeszła bliżej do czarnego rycerza:
- Jak Cię zwą, mości rycerzu, bom miana Twego nie usłyszała? - wyciągnęła zgodnie ze zwyczajem dłoń w rękawicy ku mężczyźnie, spoglądając mu hardo w twarz.
- Sir Gaston Devriee.- odparł dumnie mężczyzna spoglądając równie hardo na kobietę.- Kapitan osobistej straży Condrada Vandyeck.
- Coś liczna ta straż.- ocenił Yorrdach z ironicznym tonem w głosie.
- Bo Condrad to wielka osoba.- odparł rycerz ignorując przytyk.
- Najwyraźniej... - skomentowała Kathil - … wracajcie zatem do swych zajęć - nie oszczędziła sobie lekkiej złośliwości komenderowania strażą Condrada - i zachowujcie się godnie. Nie chcę mieć przez was kłopotów.
Podeszła do Leonory wyciągając dłoń. Nie chciała galopować na piechotę z powrotem do karocy.
- Być może zdarzy się okazja na kolejną rozmowę, mości Devriee.
Gestem dała znak swej świcie na kontynuowanie jazdy ku posiadłości.
Paladynka usadziła Kathil tym razem z przodu, jakby to uczynił mężczyzna. Przycisnęła ją do siebie szepcząc.- Twój czarownik cuchnie złem i grobem i jest wiele osób, które zło naznacza… chciwością, gniewem, lubieżnością, ale ten Gaston… to czyste złe wyrastające z ambicji i pychy. To prawdziwe okrutne zło. Uważaj na niego i nigdy nie odwracaj się do niego plecami.
- Będę pamiętać o tym, Leo. Ale ...nie wiem jak się sprawy mają, najpierw muszę rozeznać sytuację. Gdy wyjeżdżałam straży nie było. - tłumaczyła cicho Kathil - Poza tym sama widziałaś, że on nie walczyłby szlachetnie, a nas jest zbyt mało by stawić reszcie czoła. W dodatku na otwartej przestrzeni. Cierpliwości, moja droga, cierpliwości.
Mówiąc to sama trzęsła się z tłumionej złości i próbowała uspokoić zanim dotrą do pałacu.



Sam pałacyk pozostał nietknięty, pomijając wzmocnione straże, które ustępowały przed karocą z herbem Vandyecków i towarzyszącej powozowi świcie. Wesalt bez problemu dotarła do schodów dworku.
Rozkazała służbie zajęcie się karocą i gośćmi, ochmistrzyni rozkazała przydzielenie kwater i nakarmienie przyjezdnych. Wypytała też czy Condrad jest na miejscu.
Był… akurat był w kąpieli. W wybudowanej w dworku saunie, obmywał się… i zabronił sobie przeszkadzać.
Dlatego też pierwsze co Kathil zrobiła było naturalnym u niej odruchem. Załomotała w drzwi sauny, po czym nie czekając na odpowiedź otworzyła drzwi wypuszczając parę. I weszła do środka.
- Wiesz chyba, że do tego pomieszczenia nie wchodzi się w ubraniu, prawda?- zanurzony do pasa w płytkiej gorącej wodzie Condrad prezentował się majestatycznie. Potężna niedźwiedzia sylwetka, przy słusznym wzroście i solidnej muskulaturze skutecznie maskowały ślady zaawansowanego wieku szlachcica. Mężczyzna nie wydawał się ani zaskoczony, ani specjalnie zaabsorbowany jej wtargnięciem.
- Raczysz wyjść sam czy może trzeba Ci pomóc? - spytała Kathil słodkim głosem.
- Wstyd mi za ciebie, uczennico. Tak szybko tracisz zimną krew i głowę.- westchnął mężczyzna nie ruszając się z kąpieli.- Jesteś pewna, że masz dość sił na konflikt? Może wpierw ochłoń trochę.
- Daję Ci tylko to czego chciałeś i czego oczekiwałeś, czyż nie? - wzruszyła ramionami - Jeśli zaś mowa o ochłonięciu to mogę zapewnić Ci zimny prysznic. W Twoim wieku taki szok może być zabójczy. - docięła olbrzymowi Kathil - Pokrzyżowałeś mi plany, to prawda, przynajmniej te krótkoterminowe - Wesalt z premedytacją stwierdziła to otwarcie - i chciałeś sprowokować. Nie mam czasu na Twoje gierki w tej chwili … to wszystko. Możesz się kąpać do woli wieczorem.
- Chcesz rozmawiać, to możemy rozmawiać tutaj… mamy zapewniony spokój i dyskrecję. A co do planów… cóż… możesz uznać, że jesteśmy kwita. Ty też trochę moich skomplikowałaś.- mruknął Condrad i dodał z uśmiechem.- Chyba, że moja nagość cię peszy?
- Spokój i dyskrecja nie są problemem w pozostałych częściach posiadłości. Chyba, że obawiasz się swej straży. - wzruszyła ramionami Wesalt - A Ty jesteś pewien, że masz siły na rozmowę ze mną... nagą? Szczególnie tutaj? W tak kusząco przytulnym i ciepłym gniazdku? - spytała niewinnie Kathil, drażniąc tygrysa. - jesteś pewien, że pragnienie i tęsknota nie przejmie nad tobą kontroli? - dodała z uwodzicielskim, lekko kpiącym uśmiechem.
- Będziesz niestety musiał wyjechać. Razem ze swą strażą osobistą. - rzuciła z smuteczkiem. Sięgnęła po kropidło i zaczęła opryskiwać Condrada lodowatą wodą z cebrzyka, stojącego przy drzwiach sauny. - Więc jak? Wyjdziesz sam, nauczycielu? Czy mam zastosować przymus? - w oczach dziewczyny zapaliły się złośliwe chochliki. - Osobiście wolałabym pomówić przy zastawionym stole i dobrym winie.
- Jeśli tak się boisz mojej tęsknoty, to czemu mnie prowokujesz.- uśmiechnął się mężczyzna zachowując twardą kamienną twarz zimnego spokoju. Niestety tam na dole, ku satysfakcji Kathil, też robił się twardy.- I co to za pomysł, żebym stąd wyjechał? Myślisz się zgodzę?
Wstał gwałtownie rozchlapując wodę, chwycił za dłoń Kathil trzymającą kropidło i przyciągnął bardkę do siebie, drapieżnie chwytając ją za pośladek drugą dłonią.- Jak właściwie sądziłaś się, ze skończy się takie igranie ze mną?
- Skąd pomysł, że się obawiam? - Kathil przytrzymywana przez Condrada lekko się odgięła. W odpowiedzi na drapieżną pieszczotę, równie bezpardonowo ujęła w dłoń jego sztywną męskość i rozpoczęła pobudzającą pieszczotę. - Jak się skończy? Że wyjdziesz w końcu z wody. - uśmiechnęła się i rozchyliła lekko swe pełne usta drażniąc seniora. - I tak, myślę, że się zgodzisz. - dziewczyna pokiwała głową i popatrzyła wprost w oczy Condrada. - Przejdziemy teraz do komnat czy nadal chcesz psuć mi to co zaplanowałam dla Ciebie... - wspięła się na palce i wciąż pieszcząc mężczyznę, wyszeptała - … nauczycielu?
- Możemy zacząć tutaj… a skończyć na komnatach. I tak jeden raz mi nie wystarczy.- mruknął całując jej szyję namiętnie i drapieżnie kąsając podstawę karku. Druga dłoń Condrada podwijała już jej suknie, gdy oręż po paluszkami dziewczyny prężył się dumnie.
- Condradzie... - wymruczała Kathil, przyciskając swe ciało do masywnego ciała seniora - … proszę… - zrobiła proszącą minkę i wzmocniła pieszczotę dłoni. - … to tak niewiele, a sprawisz mi przyjemność.
- Zgoda…- mruknął niechętnie wypuszczając dziewczynę ze swych rąk.
- Przyjdziesz do moich komnat? - ucałowała i ukąsiła jego tors, po czym odsunęła się powoli mierząc go spojrzeniem.
- Dobrze wiesz, że tak ty podstępna kusicielko.- mruknął w odpowiedzi Condrad zabierając się za wycieranie się ręcznikiem.
- Będę czekać zatem. - Kathil wyszła z sauny i ruszyła ku swym komnatom po drodze wydając służbie rozkaz przyniesienia posiłku i wina do jej komnaty. I świec.
U wezgłowia i dołu łoża przywiązała cztery szarfy, po jednej w każdym rogu i ukryła je pod nakryciem. Przyzwała służkę, by ta pomogła jej rozebrać się z sukni po czym odesłała ją i resztą przygotowań zajęła się już sama. Wyszukała najkrótszą z koszulek oraz czarny gorset. Koszulkę obciągnęła pod gorsetem tak by zakrywała większą część jej pośladków z tyłu i opadała poniżej linii bioder z przodu. Osunęła jedno ramię koszulki w dół i rozpuściła włosy. Poprawiła makijaż i wyperfumowała. Gdy służba dostarczyła wino i świece zasunęła okna i zapaliła świece, kilka z nich ustawiając koło łóżka. Rozejrzała się… a tak… brakowało jeszcze jednego… sięgnęła po miękkie pawie pióra w swej garderobie oraz ciemną szarfę do zawiązania oczu Condradowi. Akcesoria ukryła i czekała na seniora.
Ubrany na czarno, w koszulę i spodnie senior rodu, opasany był szerokim pasem w talii. Zatrzymał się zaskoczony na widok Wesalt uniósł jedną brew i spytał.- Czy to na pewno ja… się stęskniłem? Owszem, czuję się zaszczycony niespodzianką, ale doprawdy nie musiałaś.
- Nie potrafisz mówić komplementów? Czy obawiasz się stracić przez to twarz? - Kathil podeszła do Condrada i chwyciła go za dłoń prowadząc w głąb komnaty.
- Wyglądasz zachwycająco, moja droga. - odparł Condrad dając się wprowadzić do środka.- Wspominałaś coś o wyjeździe?
Kathil poprowadziła mężczyznę do łóżka i usadziła na nim. Podeszła by nalać wina, wypinając lekko pupę tak, by koszulka odsłoniła zarys pośladków i wewnętrzną stronę ud. Wróciła do Condrada i podała mu kielich. Sama zamoczyła usta w swym kielichu i odstawiła go na stolik przy łóżku. Wsunęła się pomiędzy nogi Condrada i oparła dłonie na jego ramionach:
- Tak… chcę zaprosić tu wujów Ortusa - pochyliła się by pocałować Condrada w ucho - więc wolałabym abyś wyjechał. Byś pozostał asem ukrytym w rękawie- szeptała całując jego szyję. - Czy zgodzisz się?
Gdy tak szeptała poczuła jego duże twarde dłonie na swych nagich nogach przesuwające się w górę po pupie, pod koszulkę i masujące pośladki.
- Szczegóły poproszę… zanim podejmę poz… decyzję.- niewątpliwie widoki i doznania jakie mu fundowała deczko go rozpraszały.
- Chcę być tu sama… - Kathil sięgnęła by rozpiąć pas Condrada z minką niewiniątka. Odrzuciła go w tył, nie patrząc gdzie wylądował, lecz przy tym geście przesunęła dłonią po szczytach swych piersi. - … chcę by pomyśleli, że jestem bezbronna. - pocałowała olbrzyma szepcząc słowa wprost w jego usta, grając również na jego potrzebie dominacji. - Ortusa odeślę i chcę im …. - wyszarpnęła koszulę zza paska jego spodni i wsunęła dłonie pod materiał podciągając go ku górze - … wmawiać, że szukam kogoś, kto jest bardziej… dojrzały… męski - zostawiała niewielkie pocałunki na wargach mężczyzny. - Z Tobą i armią pod bokiem - zdjęła koszulę Condrada i na powrót wtuliła w jego ramiona - to się nie uda. - nie dała mu odpowiedzieć od razu lecz pocałowała go namiętnie. - Nie będę sama oczywiście, lecz ze swoimi ludźmi.
- Błąd….- mężczyzna pogłaskał ją po głowie.-... jesteś w błędzie, moja uczennico. Siła ma znaczenie. Bez siły… nie masz szans. Nie będziesz niczym więcej niż trofeum dla zdobywcy. Bezbronne trofeum.
Zamyślił się najwyraźniej, bo zamilkł na dłużej.- Hmm… dobrze. Odjadę. Przyjrzę się włościom twego męża, a mego bratanka. Ale nie zostaniesz tu sama. Oddeleguję małą grupkę moich ludzi pod twoją komendę. Będą mieli baczenie na nich i na ciebie.
- Jak dużą grupkę? - popchnęła Condrada lekko - połóż się… proszę. I… o status trofeum mi chodzi. Chcę, by uznali mnie za bezbronną. Dlatego nie powinieneś zostawać tutaj zbyt długo. Na pewno wieści o ślubie dotrą do nich, jeśli już nie dotarły. Sami na pewno wyślą ludzi na przeszpiegi. - poczekała aż senior ułoży się wygodnie na łożu.
- Wątpię by tak szybko do nich dotarły. Te kmiotki z tytułami z prowincji nie mają szpiegów w Sembii. - mruknął kładąc się na plecach i spoglądając na Kathil pożądliwie.
- Możliwe… - zgodziła się nie w pełni przekonana. Uklękła nad Condradem, pochyliła i oznaczyła jego tors i ramiona pocałunkami i muśnięciami włosów. Sięgnęła po jedną szarfę i powoli, patrząc seniorowi w oczy obwiązała nią jego nadgarstek. Zawiązała węzy, dość mocno, jednak nie na tyle, by nie mógł się wyrwać przy mocniejszym szarpnięciu. - Nie chcę byś zostawiał Gastona. - poprosiła cicho nie chcąc burzyć budującego się napięcia. Pogładziła twarz Condrada pieszczotliwie i wsunęła czubek palca wskazującego między jego wargi.
Pieścił wargami palec jej przez chwilę, wolną dłonią sięgając pod jej koszulkę i między uda. Kciukiem stanowczo i powoli muskał wrażliwy punkcik jej ciała wpatrując się w jej oczy.
Po czym uwolnił jej palec od swych ust i spytał.- A więc… Gaston ci się nie spodobał? Nie lubisz takich wściekłych psów? Nie dziwię ci się. Jednak nie można odrzucać użytecznych narzędzi, tylko dlatego że się nam nie podobają.
- Nie spodobał - mruknęła Kathil prężąc się pod dotykiem Condrada, czując rosnący w jej ciele żar. - Poza tym zrekrutowałam … paladyna. - ucałowała kącik ust mężczyzny sięgając by zabrać jego dłoń ze swego ciała i związać i ją. Znacząc językiem i wargami prostą linię na jego brzuchu, rozpoczęła uwalnianie go ze spodni. - Nie chcę się martwić konfliktem między tą dwójką - całowała i kąsała każdy kawałek odkrywanego ciała olbrzyma - mając na głowie wujów.
- I co.. walczyli już ze sobą?… pokonał go?- zaśmiał się cicho Condrad.- Mam nadzieję, że ten twój paladyn jest dobry, bo ich nie da się tak kontrolować jak… Gastona na przykład.-
Odsłoniła jego oręż zsuwając spodnie i to co pod nimi się znajdowało. Teraz ta wieża unosiła się dumnie celując w sufit komnaty. A sam mężczyzna spojrzał na więzy przy swoich nadgarstkach… mrucząc.- Tak bardzo chcesz nade mną dominować? Czy może tak bardzo się boisz, że ja zdominuję ciebie?
- Udało mi się zapobiec pojedynkowi - bardka powiedziała z kwaśną miną, stając na łóżku by rozdziać Condrada do końca. - Wolę go nie mieć w swej okolicy, chyba nic zdrożnego w tej prośbie nie ma. - zajęła się wiązaniem stóp seniora przy okazji wystawiając kręcący się tyłeczek na jego widok. - A to… to eksperyment. Chcę coś sprawdzić… - wyjaśniła i zawiązała mu oczy.
- Niepotrzebnie… łomot pomaga mu zrozumieć miejsce w hierarchii.- mruknął Condrad delikatnie szarpiąc więzami, by sprawdzić ich wytrzymałość. Jakoś nie czuł się za dobrze, leżąc nagi i związany na łóżku. Tym bardziej, że nic nie widział.
Kathil rozpoczęła swe słodkie tortury używając swych włosów, pawich piór, czubków palców pieściła i drażniła całe ciało Condrada do momentu, gdy pod językiem i ustami nie wyczuła pierwszych słonawych kropli potu. Wtedy sięgnęła po niezapaloną świecę i zapaliła jej knot.
Skoncentrowała się na piersi mężczyzny drażniąc skórę na niej mocniejszymi kąśnięciami, i w końcu przesunęła też dłonią po naprężonej dumnie męskości. Po czym uroniła kilka kropel wosku na wcześniej rozgrzaną skórę, całując natychmiast miejsce wokół rozlewającego się wosku.
- Masz dziwne pomysły… na eksperymenty.- ciało mężczyzny naprężyło pod wpływem wosku, wiązania zatrzeszczały. Ale się nie zerwał.- Skąd ci to… co to właściwie było?
- Nie podoba Ci się? - spytała i pieszcząc dowód pożądania stanowczo i powoli wylała cieniutki, woskowy szlaczek na torsie Condrada. Dmuchnęła na skórę i na chwilę zamknęła usta na jego męskości. - Mam… przestać? - mruknęła pytająco.
- Nie jestem miłośnikiem… takich zabaw.- odparł Condrad i jęknął czując pieszczotę na swej dumie.- A ty? Czy cię to rozpala… taka tortura mego ciała?
- Tak - Kathil ze zdziwieniem usłyszała swą odpowiedź. Podobało jej się to co robiła i mimowolne reakcje mężczyzny. - przynajmniej teraz. - Usiadła na udach mężczyzny tak, by mógł on poczuć gorąco ukryte między jej udami i kontynuowała zabawę, próbując coraz to nowe obszary i kombinacje na Condradzie.
- Zsuń mi opaskę… jeśli chcesz dalej... kontynuować.- westchnął mężczyzna drżąc z pożądania i trochę bólu.- Chcę widzieć… wszystko.
Uśmiechając się dodał.- Z bólem.. jakoś sobie poradzę….- apetyt mu nie opadł, czuła to ocierając się mimowolnie podbrzuszem, gdy znaczyła jego szeroki tors woskiem.
- Zdejmę…- otarła się szczytami piersi o jego tors zbliżając się na czworakach ku jego twarzy. Pocałowała podbródek i ukąsiła mocno szyję. - Ale poproś...
- Proszę…- mruknął dość złowieszczym tonem. Niczym tygrys szykujący się do ataku. Wosk to było za mało by go złamać, ale… przecież na razie dosiadała dziką bestię, która się na to godziła.
Kathil pocałowała go namiętnie i powoli zsunęła przepaskę z jego oczu. Usiadła na brzuchu Condrada, nachylając się blisko jego twarzy i drażniąc go widokiem swych nieskrępowanych piersi, opiętych jedynie cieniutkim materiałem koszulki. Uśmiechnęła się kusząco i sięgnęła po kolejną świecę. Zsunęła się i tym razem rozgrzała pieszczotami skórę na biodrze i udzie Condrada. Kropla po kropli … obserwowała uważnie reakcję uwięzionego olbrzyma. Po czym z diabelskim uśmiechem odwróciła się pupcią ku jego twarzy by jeszcze bardziej podrażnić jego zmysły.
Delikatne spazmy bólu na twarzy, wywołane nagłymi kropelkami wosku nie zmieniały jego spojrzenia. Pożądliwiego i dzikiego… rzuciłby się na nią i posiadł ją gwałtownie, gdyby mógł. Jeszcze się kontrolował, ale przecież w końcu czara się przechyli… Kathil wiedziała, że stary Condrad ma zadziwiająco sporo samokontroli, ale gdy ta się kończy… weźmie ją po prostu i posiądzie. Jak dzika bestia, którą gdzieś głęboko Condrad był.
Usatysfakcjonowana eksperymentem podrażniła ponownie oręż mężczyzny i … zeskoczyła z łóżka, zostawiając go samego, rozpiętego, rozpalonego i niezaspokojonego.
- Zaczekasz na mnie? - powiedziała z poważną minką z premedytacją drażniąc mężczyznę - mam spotkanie w Ordulinie. Dokończymy jak wrócę? - spytała odwracając się by zagryźć usta i powoli poluzować zapięcie gorsetu.
- Nie…- więzy zatrzeszczały złowieszczo i Kathil usłyszała jak pękają z trzaskiem. Pobudzony do granic swych możliwości mężczyzna nie miał w sobie ni krztyny cierpliwości. I uwolniwszy ręce zabrał się za uwalnianie nóg.- Nie zamierzam… czekać.
- Myślałam, że uda się nam dokończyć później… ale skoro nie chcesz czekać… - Kathil odwróciła się przodem, rozpinając ostatnie z zapięć gorsetu, z niewinną minką ukrytą pod opadającymi na twarz włosami. Powoli wycofywała się w stronę garderoby, zaś niczym nie podtrzymywana koszulka opadała coraz niżej jej ramienia.
Condrad nagi i pobudzony ruszył w jej kierunku błyskawicznie niczym dziki barbarzyńca. I niemal tak samo szybki. Zeskoczył z łóżka doskakując w kilka sekund do dziewczyny, chwycił za jej koszulkę i pociagnął ku sobie. Pocałował jej usta, szyję, bark.. chwytając ją w pasie i zaciągając w kierunku łóżka.
- Nie wykpisz się tak łatwo… śliczniutka.- mruknął kąsając delikatnie jej bark zębami.
Kathil opierała się zaciąganiu do łoża:
- Nie tak - powiedziała cicho i zarzuciła ramiona na barki Condrada wspinając się na palce by oddawać pieszczoty - tu …. - wskazała ścianę, pozbawioną ozdób i obrazów. Popatrzyła z wyzwaniem w oczach na Condrada: - Chyba, że nie dasz rady mnie unieść?
- Nie jesteś zbytnio pulchniutka…- uśmiechnął się kpiąco Condrad i chwyciwszy za koszulkę Kathil zdarł ją z niej całkiem. Gdzieniegdzie się rozerwała, ale kogo to w tej chwili obchodziło. Kathil wpier poczuła chłód ściany na plecach, potem twarde dłonie na pośladkach i… uniosła się w górę odrywając stopy od ziemi. Jęknęła, gdy ją posiadł szturmując od razu głęboko. Czuła kochanka intensywnie między udami, przyciskana jego ciężarem do ściany… bezbronna i delikatna, przeszywana co chwilę silnymi doznaniami.
Bardka wtuliła się w Condrada, więżąc go między swymi udami i niemalże zgniatając swój biust na jego torsie. Okrzyki przyjemności pokrywała ugryzieniami jego barków i ramion… szyi. Drobniutka… przemknęło jej przez myśl określenie Leonory… gdy mruczała w ucho seniora zachęcające i rozpustne słowa. Paznokcie znaczyły szlaki na jego łopatkach i karku, gdy rozkosz w jej ciele budowała się coraz mocniej, coraz bliżej szczytu.
Mocniej… mocniej… nie musiała tego mówić. Condrad nie był delikatny, każdy ruch bioder przechodził drżeniem przez jej ciało, a zaciskające się mocno na jej pośladkach dłonie ściskały mocno jej pupę. Brakowało jej oddechu, pokrywała się potem… dzika bestia, którą był jej kochanek nie dawała jej chwili na oddech w swym samolubnym pragnieniu zaspokojenia. jeszcze tylko jeszcze raz, dwa…. z głośnym okrzykiem doszła tracąc siły i przez kolejne kilka sekund będąc bezwolną laleczką dążącego do zaspokojenia mężczyzny o olbrzymiej wytrzymałości. Zadrżał w końcu i on… i osunął dyszącą kochankę na ziemię.
Dysząc i drżąc oparła się o olbrzymiego kochanka i przez chwilę nic nie mówiła. Pocałowała Condrada w pierś i pociągnęła go w kierunku łóżka, by móc przez chwilę odpocząć. Poczekała aż mężczyzna opadnie na łoże i ułożyła się na nim, splatając swe nogi z jego.
- Jakie masz plany poza wujami i doprowadzaniem mnie na skraj rozkoszy? - przesuwała palcami po dolnej wardze rozluźnionego nestora.
- Odzyskamy ziemie, które twój mąż… poprzedni mąż raczył przegrać w karty, zastawić…- delikatny klaps opadł na pupę Kathil.- Jest tego trochę, a w dodatku mam już przy sobie swoich najemników i opinię nieobliczalnego awanturnika w okolicy. Łatwo więc sobie będzie podporządkować tych miękkich szlachetków. Problem mam z tobą.
- Jaki problem? - spytała nieco zdziwiona i poruszyła leciutko biodrami - I co planujesz z tym problem zrobić?
-Nie powinienem sypiać z żoną mego bratanka. Ale ty ciągle rozpalasz me myśli, a potem lędźwie.- wymruczał sięgając palcami między pośladki Kathil i wodząc opuszkami między nimi.
- Na to mam rozwiązanie - bardka podciągnęła się by pocałować Condrada - po odzyskaniu majątku Vilgiztów wyjadę tam wraz z Ortusem. - zanurzyła twarz w zagłębienie jego szyi i sięgnęła dłonią miedzy ich przytulone ciała by muskać jego oręż. Drażniła go takim postawieniem sprawy, ciekawa jego reakcji. - Jaką rolę przewidujesz dla mnie w odzyskiwaniu majątku po Cristobalu?
-To…- Condrad przez chwilę zmagał się z kolejnymi słowami nie zdając sobie sprawy, że póki co nie może skłamać.-... mi osobiście w ogóle nie odpowiada, choć wydaje się sensownym i dobrym rozwiązaniem sytuacji w jakiej jesteśmy.
- Jak mam pomagać z odzyskaniu majątku po Cristobalu? - powtórzyła mrucząc i na powrót rozpalając olbrzyma dotykiem dłoni i swym wijącym się na nim ciałem. - Myślałeś już o tym? - ucałowała wnętrze dłoni nestora i possała palec wskazujący.
- Moja… słodka..- jego palce nadal muskały wrażliwy obszar jej pupy.- Ktoś musi być tym miłym negocjatorem… mi brak odpowiedniej… postury do… dyplomacji.
Zrzucił ją z siebie na bok… wiedziała czemu. Pod palcami czuła już jego nieustępliwe twarde pragnienie by ją posiąść znów. I rzeczywiście… rozchyliwszy jej uda, chwycił za nie i zdobyły jej wrota rozkoszy jednym uderzeniem swego taranu.
Kathil jęknęła, gdy wypełnił ją ciasno.
- Tęskniłeś… - uśmiechnęła się na wpół leniwie, na wpół lubieżnie - … ale… - wyciągnęła ku niemu dłonie - … pozwól mi … być … na górze. - wyjęczała między jednym uderzeniem a drugim. Chciała popatrzeć na tę dziką bestię z góry, prężącą się pod nią i tracącą kontrolę.
Spełnił jej prośbę, obrócił się na plecy ciągnąc Kathil za sobą, jego dłonie pochwyciły za jej piersi miętosząc je namiętnie. Nie miał w sobie delikatności, ale przecież Wesalt nie delikatności w nim szukała.
Bardka uchwyciła się zagłowia łoża i rozpoczęła ujeżdżanie tego dzikiego ogiera z pasją i zapalczywością. Wpatrywała się w twarz Condrada, czując ciężar swych rozbujanych piersi i twarde, męskie dłonie zaciskające się na nich. Co raz to wpijała swe biodra mocno w jego podbrzusze, to unosiła się wysoko by opaść gwałtownie i mocno.
Jej oddech przyspieszył, czuła rozkosz rozsyłającą impulsy po całym jej ciele i pot spływający po jej kręgosłupie. Podziwiała też swego kochanka nie spuszczając spojrzenia z jego twarzy. Nie chciała uronić ani chwili.
Łoże skrzypiało pod nimi. Kathil czuła rozkosz i widziała tą rozkosz odbijającą się w spojrzeniu kochanka, opadała i unosiła się na fali rozkoszy wzbudzanej ruchami swych bioder. Coraz szybciej i mocniej… aż do wybuchowej kulminacji.
Łapiąc oddech bo gwałtownej ekstazie zastanawiała się czy rzeczywiście ma ochotę odsunąć Condrada do Bragstone. Byłoby to wygodne dla niej, ale przecież o wiele przyjemniej było go mieć bardzo blisko... najlepiej pod sobą.
Roześmiała się zadowolona i zaspokojona, gdy w końcu udało jej się złapać oddech i odsunęła włosy opadłe jej na twarz. Ujęła twarz Condrada między dłonie i ucałowała go mocno, głęboko, powoli.
- Naprawdę mam spotkanie w Ordulinie, Condradzie. A ty robisz wszystko bym na nie nie zdążyła. - ukąsiła lekko dolną wargę mężczyzny.
- Bo mnie prowokujesz.- przypomniał jej mężczyzna dając klapsa w pośladek.
- I kto kogo teraz prowokuje? - uszczypnęła szczyt jego męskiej, płaskiej piersi - Nie jestem pewna kiedy wrócę. Mam nadzieję, że powstrzymasz konflikt między Gastonem, a moim paladynem podczas mej nieobecności?
- Gaston to wściekły pies, ale rozumie język siły.- stwierdził Condrad.- No… ubieraj się, a ja sobie popodziwiam.
Kathil wciąż na łóżku stanęła w rozkroku tuż nad kochankiem. Oparła dumnie dłonie na biodrach i popatrzyła w dół z dumną i lekko chochlikową minką.
- Niech Ci będzie wiadomo, że za takie podziwianie niektórzy oddaliby spore majątki - mrugnęła do seniora i zeskoczyła wdzięcznie z łoża. Ruszyła by zająć się toaletą. Nałożyła nieco pachnącego balsamu na ciało, czerpiąc dziwną przyjemność z bycia obserwowaną przez Condrada. Wiedziała, że i jego obserwowanie jej w takim momencie pobudza. Ułożyła fryzurę, skręcając pukle w ciasne loki z tyłu głowy.
- Nie biorę karocy - mruknęła nakładając barwiczkę na usta i wpatrując się w rozciągniętego na łóżku kochanka. - Wydasz odpowiednie rozkazy swoim ludziom? - spytała wsuwając się w opięte skórzane spodnie i wpuszczając w nie dopasowaną koszulę, ciasno opinającą jej biust. Naciągnęła wysokie zamszowe buty i uśmiechając się, podeszła do Condrada z krótkim gorsetem.
- Pomożesz mi z zasznurowaniem? - odwróciła się tyłem do seniora, obserwując go przez ramię.
- Jesteś pewna, że to bezpieczne?- zapytał mężczyzna wstając i podchodząc do niej.- Proszenie mnie o pomoc ze sznurowaniem?
Wiedziała, że nie. Condrad wykazywał sporo samokontroli, jak na jej kochanka. Dużo więcej niż inni. Ale także i sporo wytrzymałości, co objawiało się w kolejnej tego wieczoru owacji na stojąco poniżej pasa. Niemniej… wiedziała, że mogłaby go sprowokować i co gorsza… mogłaby poczuć taką pokusę.
- Saskia zostanie… jest trochę bardziej opanowana. I trudniejsza w okiełznaniu niż byłby mężczyzna. To dziesiętniczka i tylu ludzi jej zostawię.- i niewątpliwie miała być jego szpiegiem. Condrad energicznie wiązał sznurowania jej gorsetu. - Ma głowę na karku, nawet jeśli jest ona trochę gorąca.
- Nie… prowokuj … mnie - Kathil przytrzymała się oparcia fotela, gdy Condrad szarpnięciami sznurował ciasno jej gorset. Nie mogła oprzeć się pokusie wypięcia pośladków… nieco bardziej niż trzeba było. - Saskia - mruknęła spoglądając ponownie przez ramię na nestora - niechaj będzie. Stacjonować będzie tam, gdzie teraz. - stwierdziła, a nie zapytała, twardo negocjując z nauczycielem. - Ty zaś uważaj w Bragstone na burmistrza, półorka Grecko. I jego … straż. Mają worgi. - mruczała.- A gdybyś po drodze napotkał karawanę akrobatów: półelfkę, krasnoluda, człowieka i gnomkę, to zostaw ich. To moi ludzie.
- Dobrze… chyba się nie martwisz o mnie, co? - mruknął mężczyzna mocniej przyciągając Kathil za pomocą sznurowania i ocierając się twardym orężem o jej pupę.- To urocze… aaa…- syknął cicho dodając.- Chyba będę musiał poprosić cię o rozluźnienie, zanim opuszczę twą komnatę.
Bardka wspięła się na krzesło, odwracając twarzą do Condrada i przyciągając go bliżej siebie za ramiona. Spojrzała w dół na jego twarz - przez chwilę korzystając z przewagi jaką dawał jej stołek:
- Tego też będziesz mi chciał zabraniać? Martwienia się o Ciebie?- spojrzała nestorowi w oczy i pogładziła lekko po policzku, spoglądając z nieodgadnioną minką w dół. - Czy będziesz kpił lub wykorzystywał przeciw mnie? - dodała ciszej zbliżając swe usta do ust mężczyzny. - Rozluźnienie? - uniosła brew - Na rozluźnienie trzeba zasłużyć… - uśmiechnęła się leciutko i cmoknęła czubek nosa olbrzyma.
- Zabraniać nie będę, acz trochę… czuję się tym zakłopotany.- dłoń mężczyzny chwyciła za pierś Kathil przez koszulę ugniatając gwałtownie i ściskając namiętnie.- A ty powinnaś już chyba wiedzieć, że nie igra się z tygrysem.
Jego usta przylgnęły do jej szyi pieszcząc ją muśnięciami warg. Był bardzo upartym mężczyzną… i silnym i drapieżnym… niestety.
- A co jeśli nie mogę przestać? - dziewczyna wyszeptała bestii do ucha - Co zrobisz z tą świadomością? - mruczała prowokująco, poddając się pieszczotom jego ust i dłoni z przymkniętymi oczami - I czemu zakłopotany? Przecież chciałeś omotać wdówkę - dodała z uśmiechem - więc powinieneś być zadowolony, że plan zaczyna działać. Czyż nie? - bardka trącała struny na wielkim instrumencie powoli szukając tych kilku znaków, że i jej urok i magia zaczynają oplatać i stawać się częścią seniora.
- Cóż to urocze… choć mam wrażenie, że bynajmniej daleko mi do omotania pewnej uroczej wdówki. W końcu… kto tu teraz kogo pieści. Więc kto kogo omotał? - mruczał ironicznym tonem głosu, co bynajmniej nie przeszkadzało mu w dalszym smakowaniu językiem skóry jej szyi i delektowaniem się sprężystością jej piersi za pomocą dłoni.- Gdyby było tak jak twierdzisz moja wdówko, to czy musiałbym prosić?
Wesalt postanowiła dać Condradowi niewielki token wdzięczności:
- Ja tylko… - odgięła jego twarz wsuwając bezczelnie paluszek pod jego podbródek - … próbuję zachować zimną krew i chłodny osąd, jak radziłeś, mój nauczycielu. I nie spóźnić się na me zobowiązanie. - pocałowała go z pasją, zarzucając ramiona wokół jego szyi. Całowała, pieszcząc wargami jego wargi i wdając się w namiętny tan języków, póki starczyło jej tchu - więc… sam… mmm … widzisz, - całowała jego powieki i czoło - że próbuję być posłuszną uczennicą. A co do rozluźnienia… chętnie pomogę… po powrocie? - dodała kokieteryjnie.
- Akurat… zimną krew. Masz zwinny języczek nie tylko w czynach, Kathil Vandyeck. Niemniej… jeśli chcesz się wymknąć, to lepiej to uczyń teraz.- odparł Condrad, nadal całkiem goły i niechętny w takim stanie do opuszczenia jej komnat.
- Znajdę Cię po powrocie? - Kathil zeskoczyła ze stołka i zadarła głowę do góry. Dłońmi przesunęła po torsie i brzuchu mężczyzny. - Czy sam mnie poszukasz? - odsunęła się powoli.
- Lepiej zrobisz jak poszukasz. Nie wiem kiedy zamierzasz wrócić, zważywszy że nie raczyłaś oznajmić po co jedziesz, uczennico.- wyjaśnił Vandyeck.
- Jadę spłacić dług, Condradzie. - sięgnęła po płaszcz i ubrała go powoli zapinając guziki. Wróciła do garderoby by na wszelki wypadek również zaopatrzyć się w broń. Schowała sztylety w wysokich cholewach butów i nakładając rękawiczki wróciła do sypialni. - Powinnam być z powrotem najpóźniej jutro koło wczesnego popołudnia. Możesz się kąpać do woli do tego czasu. - uśmiechnęła się leciutko.
- Zgoda.- mruknął Condrad zawracając do sypialni, by się ubrać.
 
corax jest offline