Nadzieje Darvana na znalezienie noclegu rozwiała się jak dym. Gospoda w Heldren okazała się wyjątkowo niegościnna, a to za sprawą garści wojaków z Oppary, którzy - mimo mundurów - zachowywali się niczym zgraja bandytów.
Z jednym, dwoma Darvan by się zdołał rozprawić, ale większa ich liczba była poza jego zasięgiem. Poza tym żołnierze, przynajmniej teoretycznie, powinni być sojusznikami w walce z nadciągającym niebezpieczeństwem, a w takiej sytuacji uszczuplanie ich liczby nie należało do najlepszych pomysłów.
Bieganie do radnej Ionnii na skargę może i było sensowne, ale Darvan nie był pewien, czy radna zechciałaby interweniować w tak błahej sprawie. No i, co też było problematyczne, czy jej interwencja przyniosłaby jakikolwiek skutek. Poza tym Darvan nie bardzo miał ochotę biegać po prośbie do przedstawicieli władz.
W takiej więc sytuacji lepiej było poszukać czegoś na własną rękę, albo też skorzystać z oferty, jaką (nieco niechętnie) złożyła Shalia.
Chociaż białowłosa nie przywitała Darvana chlebem i solą, ani też nie zaoferowała wygodnego łoża, to jednak noc spędzona pod dachem była lepsza, niż pod gołym niebem.
Słuszność tej tezy zdała się znaleźć potwierdzenie w nocy, gdy Darvana obudziła nie tylko Shalia. To, co się działo na zewnątrz, nie brzmiało optymistycznie. Przerażająco wprost. A już po chwili Darvan zaczął żałować, że siedzi na parterze, a nie w zacisznej piwnicy, kilka metrów niżej.
Na szczęście dom wytrzymał zderzenie z tymś, co zapewne na skróty opuszczało Heldren, podskakując przy tym z radości.
Darvanowi jednak ani przez myśl nie przeszło by sprawdzać, co to było takiego.
Wolał siedzieć i nie zwracać uwagi na siebie i na Shalię.
Ranek przyniósł zmęczenie, ale i bardzo ponurą niespodziankę.
Ostatnią rzeczą, na jaką Darvan mieł ochotę, było oglądanie takiego widoku... Trzeba jednak było sprawdzić, co się stało. W jaki sposób ofiary stracili głowy, oraz - jeśli zostały ślady - kto, jaki stwór, dokonał takiej masakry.
Wielki stwór powinien pozostawić wielkie ślady. |