01-01-2016, 10:36
|
#12 |
| Popołudniowe suknie Niamh w odróżnieniu od porannej toalety były ciemniejsze. Jedwabie w odcieniach głębokiego granatu obszyto koronkami delikatnymi jak morska piana, tak że wiotka postać dziewczyny zdawała się być otulona falami.
Wiadomość o przebudzeniu maga nie skłoniła córki generała do żadnych gorączkowych działań. Dokończyła swój owoc, krojąc go srebrnym nożykiem, maleńkie, pomarańczowe i idealne w kształcie sześciany wędrowały nieśpiesznie na srebrnym widelczyku ku uszminowanym na bordowo ustom. Fioletowe oczy śledziły rosnący zawijas skórki spływającej spod kozika w dłoniach Albina i chociaż twarz Niamh nie zmieniła wyrazu, mogło się zdawać, że gdzieś za tą niewzruszoną ścianą etykiety dziewczyna uśmiecha się... Jak rekin.
Magowskie fochy, objawiające się w pokrzykiwaniu i grożeniu donosem do królowej, również nie wywołały zmiany na gładkim obliczu damy. Na słowa Albina jednak odwróciła się ku niemu, jedwabne zawoje skręciły się wokół jej sylwetki.
– Magia podobno konserwuje. Tak jak mocny alkohol. I podobny zamęt wprowadza w umyśle – uśmiechnęła się, tym razem naprawdę, wsparła dłoń na ramieniu kuzyna i wspięła się na palce, by pocałować go w policzek.
– Magowie to przebiegłe istoty. Może krzyczeć i próbować stąd odejść dlatego, że zostawił w wieży niepilnowane coś, czego nikt nie powinien zobaczyć... – wyszeptała. – Tym bardziej powinniśmy sprawdzić, czy nie ukrywa niczego niebezpiecznego. Źle, że nie przeszukaliśmy jego siedziby. Naprawmy to... Ja go tu zatrzymam. – Wsunęła w dłoń Albina zsunięty z palca pierścień z morskim smokiem wytrawionym w opalu. – Jeśli pokażesz gwardzistom pilnującym wieży, wpuszczą cię bez pytań.
– Czcigodny Randallu... – zwróciła się do maga, wkraczając chwilę później do sali, w której starszy mężczyzna pieklił się i wyzywał niewinnych niczemu gwardzistów. – Przybyłam najszybciej, gdy tylko mi doniesiono, żeś się obudził. Czy lepiej się czujecie? Wasz wypadek bardzo mnie zmartwił, a i królowa pytała już o wasze zdrowie... |
| |