Gunther niezbyt chętnie opuścił sień, w której chował się przed deszczem. Kiedy akurat nie miał nic do roboty wykidajło z lubością oddawał się szeregowi czynności nie wymagających korzystania z rozumu, jak na przykład czyszczeniu paznokci końcem noża, międleniu w zębach wykałaczki, albo pocieraniu z rozmysłem podbródka patrząc przy tym w nieskoordynowanym kierunku. Wielkolud był z tego powodu wielce kontent, niestety służba publiczna co rusz wymagała od niego dopełniania uciążliwych obowiązków jak raportowanie swoich poczynań przełożonym, albo stawianie się na musztrach i apelach jak choćby teraz, gdy jedyne o czym marzył był parujący półmisek polewki serwowanej przez faktoryjnego kuka. Wielkolud nawet nie silił się by stanąć na baczność, ledwo wyprostował się, co i tak zwykle sprawiało należyte wrażenie i z tępą gębą słuchał kolegów.
Kieska, który jeszcze przed momentem całkiem żywo opowiadał mu jakiś nieprzyzwoity szczegół z mytniczej służby teraz pozował na kogoś kto rychło wybiera się na żalnik, za to myśliwiec przez te kilka dni nieobecności najwyraźniej nabawił się regulaminowego kija w rzyci, tylko mu drukowanego kodeksu brakowało. Nawet buty świeciły mu się jakby bardziej, ale to raczej od padającego deszczu niźli specjalnych ku temu zabiegów. Leuden nie zagłębiał się dalej w rozważania na ten temat bo oko oficera padło na niego.
- Drewno żeśmy przywieźli i trochę żarcia. - podsumował w końcu ich wypad - No i tego jaszczura przegoniliśmy. Twarde kurwie było. |