1: Gdzie jestem i dlaczego ja?
Juna należała do grona szczęściarzy. Dość, że przyszło jej siedzieć w więzieniu krócej niż wielu tutejszym “pechowcom”. Przybyła tutaj 10 dnia 10 miesiąca. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie bardzo wiedziała, za co tu siedzi i po co.
Pierwsze dni były nijakie i takie najwyraźniej musiały już być. Brunetka nie pałała się do nawiązywania kontaktów z kim popadło. Wszystko było jej obojętne, dopiero po paru dniach jakoś tam załapała nowy rytm życia, a może stwierdziła, że swoisty bunt nie ma tu racji bytu. Wystarczyło kilka prostych, ale uniwersalnych zasad: Nie wychylaj się, nie podpadaj nikomu, dostosuj się do tego, czego trzeba. Nie pokazuj po sobie, co czujesz, inaczej ktoś to wykorzysta. Trzeba było zacząć dosłownie walczyć o każdą kromkę chleba i wody.
Mało co dla niej miało tutaj jakikolwiek sens, szybko też zaprzestała szukać odpowiedzi na pytanie, po co to wszystko, gdy tkwiła cały czas w jednym miejscu, a podpowiedzi nie przybywało. Przybywało za to coraz więcej takich młodziaków jak ona, z takimi samymi czarnymi kajdanami, co ona niosła na rękach.
Tu nie było miejsca na sentymenty, Parę tysięcy osobników też nimi się nie żywiło. W każdym razie w pewnych regularnych porach z jakichś powodów ci, którzy wyglądali na wytrzymalszych, czaili się w pobliżu okienek. Kilku dużych okienek w ścianach. Jeśli ktoś się zastanawiał, czy ktoś próbował stąd ucieczki, to cóż, rygle i wesołe kościotrupki mówiły same za siebie. Nie wspominając o wymiarach tych drzwiczek - ręka może się zmieści, a może głowa, ale pewnie zostałyby szybko zgilotynowane. Juna nie należała do tych odważnych - tutaj świat do takich nie należał. Zdecydowanie trzeba było wkręcić się w ten piekielny rytm od pierwszego dnia, gdy chciało się mieć większe szanse na przeżycie.
Bodziec do wyrwania się z tej stagnacji pojawił się pewnego dnia, w okolicach obiadu. Wydarzył się wtedy coś, co nie miało racji bytu, w miejscu takim jak to. Gdzie zainteresowanie drugą osobą ograniczało się do znalezienia sposobu w jaki można ją wykorzystać do własnych celów. Tutaj nikt nie pomagał innym swoim kosztem. A jednak, przed Juną wylądowała miska z jedzeniem. Oznaczało to, że ktoś oddał jej swój obiad. Nie istniała bowiem szansa, by ktoś dostał podwójną porcję. W więzieniu przeklętych każdy sam musiał zadbać o otrzymanie jedzenia. Kto nie ustawił się w kolejce do okienka zwyczajnie nie jadł. Czyżby miała omamy z głodu? To było możliwe, zważywszy na to ile już nie jadła.
– Może byś w końcu coś zjadła? No chyba, że ci skurwiele złamali twoją wolę na przeżycie i czekasz na śmierć z głodu. – głos był raczej przyjemny lecz stanowczy. Należał do blondyna o niebieskich oczach - możliwość stwierdzenia tych faktów dowodziła, że nie spędził tu za dużo czasu.
Jego ciało pokrywały liczne blizny. Widać na wolności toczył niebezpieczne życie lub był na tyle bezczelny, by w chwili zatrzymania stawiać opór. Jego ubiór stanowiły jedynie dziurawe gdzieniegdzie spodnie. Chodził boso.
– To jak będzie, jesz sama czy mam ci pomóc?
-
Nie trzeba pomocy przy jedzeniu - dziewczyna orzekła głosem wypranym z emocji. -
Czemu mi dałeś jedzenie? - nie śmiała jednak nie wziąć go na własność.
- Byś miała wobec mnie dług. - odparł bezceremonialnie chłopak.
- Bo przecież w inne wytłumaczenie byś nie uwierzyła. Nie mylę się?
-
Tego nie wiem - odpowiedziała ponownie bez emocji. -
Jest tu tyle osób, które mogłyby mieć u ciebie dług. Może lepszych ode mnie - zauważyła, a w jej głosie nadal emocji nie przybywało.
- Nie lubię patrzeć, jak ktoś poddaje się sytuacji. Jak robi to, czego ktoś inny oczekuje. Wrzucili nas tutaj byśmy albo stracili całkowicie nadzieję, albo zezwierzęcili. - chłopak siadł koło Juny.
- Popełnili samobójstwo lub zabili kogoś innego. Jaki wtedy będzie sens naszego życia?
-
Właściwie, to za co wszyscy tutaj siedzą? - mruknęła dziewczyna, urywając kawałek pajdy chleba.
- Słyszałaś może o przeklętych? - zapytał blondyn.
-
Nie. - Gdzieś ty się dziewczyno wychowywała? - nie było to pytanie, a raczej stwierdzenie.
- O czarodziejach musiałaś słyszeć. O nich każdy słyszał. Więc przeklęci to tacy czarodzieje, tylko nie do końca. I dlatego ich czarodzieje nie lubią i zamykają tutaj, w Przechowalni. - wyjaśnił chłopak.
-
O czarodziejach słyszałam - stwierdziła dziewczyna, jedząc chleb. -
Ale chyba nie byli nami zainteresowani, przynajmniej do tej pory - jej głos dalej był wyprany z emocji. -
A ty skąd się tutaj wziąłeś? - podjęła inny temat, spoglądając na jegomościa.
- Tak jak ty. W nocy przed dwudziestymi urodzinami miałem dziwny sen. Na urodziny przybyli niezaproszeni jegomoście w czarnych zbrojach i z wronimi piórami przymocowanymi do napierśników. Dostałem wpierdol i obudziłem się za tamtymi drzwiami. - wyjaśnił.
- Sądzę, że wszyscy tutaj tak samo trafiliśmy.
Dziewczyna próbowała sobie coś przypomnieć, ale…
-
Ja nie pamiętam, jak tu trafiłam - orzekła, jedząc chleb. -
Co ci się śniło? - Ogień. Dużo ognia. Sam byłem ogniem. Całkiem fajne to było. A tobie? - blondyn nie przejmował się wcale faktem, że jego obiad znika w brzuchu Juny.
-
Przeprawiałam się przez rzekę w nocy - odparła ciemnowłosa. -
Ale wydaje mi się, że nieraz mi się to śniło. - Ale odkąd tutaj trafiłaś nie przyśniło się ani razu, mam rację?
-
Chyba tak. - Więc jakbyś jeszcze nie skojarzyła to jesteś przeklętym i dlatego tutaj siedzisz. Jak my wszyscy.
-
Yhym… te sny mają coś wspólnego z mocami, jakie mają przeklęci? - Tak mi się wydaje. Ale nie miałem okazji sprawdzić. Z tego co kojarzę, to nasze bransoletki są zrobione z czarnego mageralu - minerału blokującego magię. - wyjaśnił blondyn.
-
Jak długo siedzisz tutaj? - Przybyłem tydzień przed tobą. Ach, gdzie moje maniery. Jestem Cedil, a ty? - ręka została wyciągnięta w celu przywitania się.
Dziewczyna wyciągnęła również rękę.
-
Juna. I dziękuję za jedzenie.
-
Nie ma sprawy. Ważne byś się nie poddała. Szkoda by było. - dodał, uśmiechając się lekko.
-
Gdybym umarła, chyba bym sprawiła tylko radość tym czarodziejom. Szkoda by było - stwierdziła. -
Zresztą nie tylko mnie by to dotyczyło - dodała.
- I widzisz jak mądrze mówisz. To przy następnym posiłku ustaw się w kolejce, bo nie jedząc też umrzesz.
-
Z tym ustawieniem się w kolejce to dobra rada. Byleby nie w tej do wpakowania strzały w łeb - stwierdziła bez emocji, spoglądając od niechcenia w “wyrzutnie” pocisków. -
Czego, twoim zdaniem, najlepiej tu unikać? - spytała się rozmówcy, jakby sceneria, w której się znajdowała, nie miała dla niej najmniejszego znaczenia.
- Myśli samobójczych, zwątpienia i takich tam. A z bardziej cielesnych rzeczy każdego mężczyzny. Jak któryś będzie się do ciebie dobierał to krzycz. Tamten umrze, a ty będziesz miała spokój. Nie prowokuj awantur, bo tacy też dostają bełtem. - Cedil skrótowo odpowiedział na pytanie Juny.
Juna spojrzała na Cedila uważniej, kiedy ten powiedział “każdego mężczyzny”. Nie skomentowała jednak tego.
-
Strażnicy potrafią tutaj utrzymywać względny spokój, trzeba to przyznać.
Rzekła to bardziej do siebie niż do rozmówcy.
-
Może głupio się zapytam, ale czy bywały tutaj przypadki buntów? Nie orientujesz się, kto tutaj najdłużej siedzi?
-
Bunt w tym miejscu nie ma sensu - odezwał się głos za jej plecami. Należał do blondwłosej dziewczyny, która uważnie przyglądała się Cedilowi. Po chwili skierowała spojrzenie na Junę
- Wszystko w porządku? - zapytała z przyjacielskim uśmiechem.
- Kolega nie narzuca się?
Nie było prawdą to, że blondynka jej nie zaskoczyła. Będąc szczerym wobec siebie, Juna została zaskoczona przez niespodziewane towarzystwo.
-
Póki co kolega zachowuje się nader grzecznie - brunetka odparła to głosem, w którym niezmiennie nie było zbyt wiele emocji i wzburzenia. -
Jak się zowiesz? - skierowała to pytanie do nowej rozmówczyni.
-
Jestem Quinn - przedstawiła się mimowolnie się uśmiechając do niej. -
Nader grzeczny mówisz? - blondynka przestała się już przyglądać jej towarzyszowi. Zupełnie jakby go z kimś pomyliła. -
Lepiej przy takich mieć się na baczności - ale powiedziała to w lekkim tonie prawie żartobliwym. -
A tobie jak na imię? - zaraz jednak dodała kolejne pytanie -
To na twojej twarzy... To tatuaż czy blizna?
Ekspresja twarzy brunetki była iście imponująca... gdy chodziło o jej brak; to tak, jakby Quinn pytała się ją o prognozę pogody na dziś czy jutro.
-
Juna - przedstawiła się brunetka. Co zaś tyczyło się znaku szczególnego na twarzy. -
To znak - ale gdy chodziło o przedstawienie jego genezy - białe płótno. Niektórzy mądrzejsi zwaliby to amnezją. Juna nie była aż taka wykształcona, aby takie wyrażenie kołatało jej w głowie - tenże incydent dało się wyrazić prostszymi słowami jak brak pamięci. -
Ale nie blizna.
-
O a ja jestem Clay. - Wciął się do rozmowy niski facet z blizną na twarzy, który przyszedł chwilę po Quinn. -
Ty tu od niedawna nie?
Naznaczona czerwoną pręgą na twarzy dziewczyna odparła na to pytanie odnośnie długości pobytu w kiciu - krótko i klarownie:
-
Będzie z pięć dni.
Pytanie, które wytworzyło się przez tęże chwilę, padło wkrótce z jej ust.
-
Jak długo tu siedzicie? - zapytała się Quinn i Clay’a.
-
Ja jakoś tak od końca ósmego miesiąca ale oni dłużej. - wskazał brodę na dwójkę która przyszła wcześniej.
-
Od czwartego - odparła. -
Można powiedzieć, że całkiem dobrze zdążyłam się tu zadomowić - dodała ze wzruszeniem ramion, ale zaraz lekko się uśmiechnęła.
[Juna] skinęła głową na te odpowiedzi. Nie miała póki co weny do rozmowy, zresztą takie miejsca jak to, w którym się niedawno znalazła, nie sprzyjały nawet chęci do życia; z braku laku dziewczyna spytała rozmówców, skąd pochodzą. Wychodziło na to, że przeklęci w dniu 20 urodzin miewali sny, które pewnie określały ich moce. O, albo jaki mieli sen, zanim ich schwytano.
-
Zastanawiam się, po co nas tutaj trzymają - wyraziła swą myśl. Zaiste: czy jeśli oni są aż takim zagrożeniem, to czy nie lepiej byłoby ich po prostu zabić? Juna nie należała do najmądrzejszych osób; nie była też na tyle głupia, żeby resztę tej refleksji powiedzieć na głos.
Jeszcze nie daj bogowie podsunie coś głupiego tutejszym “klawiszom”.
-
Ewidentnie jesteśmy potrzebni do czegoś. Inaczej nie kłopotali by się z tym wszystkim. Na pewno wykorzystują nas do rozrywki w turniejach, ale wątpię, że to jest główny powód. Podobno na wyspie czeka na nas kopalnia tego magicznego składnika, którego magowie potrzebują do czarowania. I myślę, że to będzie nasz los - powiedziała Quinn. -
Chociaż nie wykluczone, że tam może być po prostu zwykłe społeczeństwo odizolowane od reszty świata i będziemy w miarę normalnie sobie funkcjonować - dodała.