Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2016, 19:22   #8
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
1: Gdzie jestem i dlaczego ja?

Juna należała do grona szczęściarzy. Dość, że przyszło jej siedzieć w więzieniu krócej niż wielu tutejszym “pechowcom”. Przybyła tutaj 10 dnia 10 miesiąca. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie bardzo wiedziała, za co tu siedzi i po co.
Pierwsze dni były nijakie i takie najwyraźniej musiały już być. Brunetka nie pałała się do nawiązywania kontaktów z kim popadło. Wszystko było jej obojętne, dopiero po paru dniach jakoś tam załapała nowy rytm życia, a może stwierdziła, że swoisty bunt nie ma tu racji bytu. Wystarczyło kilka prostych, ale uniwersalnych zasad: Nie wychylaj się, nie podpadaj nikomu, dostosuj się do tego, czego trzeba. Nie pokazuj po sobie, co czujesz, inaczej ktoś to wykorzysta. Trzeba było zacząć dosłownie walczyć o każdą kromkę chleba i wody.
Mało co dla niej miało tutaj jakikolwiek sens, szybko też zaprzestała szukać odpowiedzi na pytanie, po co to wszystko, gdy tkwiła cały czas w jednym miejscu, a podpowiedzi nie przybywało. Przybywało za to coraz więcej takich młodziaków jak ona, z takimi samymi czarnymi kajdanami, co ona niosła na rękach.
Tu nie było miejsca na sentymenty, Parę tysięcy osobników też nimi się nie żywiło. W każdym razie w pewnych regularnych porach z jakichś powodów ci, którzy wyglądali na wytrzymalszych, czaili się w pobliżu okienek. Kilku dużych okienek w ścianach. Jeśli ktoś się zastanawiał, czy ktoś próbował stąd ucieczki, to cóż, rygle i wesołe kościotrupki mówiły same za siebie. Nie wspominając o wymiarach tych drzwiczek - ręka może się zmieści, a może głowa, ale pewnie zostałyby szybko zgilotynowane. Juna nie należała do tych odważnych - tutaj świat do takich nie należał. Zdecydowanie trzeba było wkręcić się w ten piekielny rytm od pierwszego dnia, gdy chciało się mieć większe szanse na przeżycie.
Bodziec do wyrwania się z tej stagnacji pojawił się pewnego dnia, w okolicach obiadu. Wydarzył się wtedy coś, co nie miało racji bytu, w miejscu takim jak to. Gdzie zainteresowanie drugą osobą ograniczało się do znalezienia sposobu w jaki można ją wykorzystać do własnych celów. Tutaj nikt nie pomagał innym swoim kosztem. A jednak, przed Juną wylądowała miska z jedzeniem. Oznaczało to, że ktoś oddał jej swój obiad. Nie istniała bowiem szansa, by ktoś dostał podwójną porcję. W więzieniu przeklętych każdy sam musiał zadbać o otrzymanie jedzenia. Kto nie ustawił się w kolejce do okienka zwyczajnie nie jadł. Czyżby miała omamy z głodu? To było możliwe, zważywszy na to ile już nie jadła.
– Może byś w końcu coś zjadła? No chyba, że ci skurwiele złamali twoją wolę na przeżycie i czekasz na śmierć z głodu. – głos był raczej przyjemny lecz stanowczy. Należał do blondyna o niebieskich oczach - możliwość stwierdzenia tych faktów dowodziła, że nie spędził tu za dużo czasu.


Jego ciało pokrywały liczne blizny. Widać na wolności toczył niebezpieczne życie lub był na tyle bezczelny, by w chwili zatrzymania stawiać opór. Jego ubiór stanowiły jedynie dziurawe gdzieniegdzie spodnie. Chodził boso.
– To jak będzie, jesz sama czy mam ci pomóc?
- Nie trzeba pomocy przy jedzeniu - dziewczyna orzekła głosem wypranym z emocji. - Czemu mi dałeś jedzenie? - nie śmiała jednak nie wziąć go na własność.
- Byś miała wobec mnie dług. - odparł bezceremonialnie chłopak. - Bo przecież w inne wytłumaczenie byś nie uwierzyła. Nie mylę się?
- Tego nie wiem - odpowiedziała ponownie bez emocji. - Jest tu tyle osób, które mogłyby mieć u ciebie dług. Może lepszych ode mnie - zauważyła, a w jej głosie nadal emocji nie przybywało.
- Nie lubię patrzeć, jak ktoś poddaje się sytuacji. Jak robi to, czego ktoś inny oczekuje. Wrzucili nas tutaj byśmy albo stracili całkowicie nadzieję, albo zezwierzęcili. - chłopak siadł koło Juny. - Popełnili samobójstwo lub zabili kogoś innego. Jaki wtedy będzie sens naszego życia?
- Właściwie, to za co wszyscy tutaj siedzą? - mruknęła dziewczyna, urywając kawałek pajdy chleba.
- Słyszałaś może o przeklętych? - zapytał blondyn.
- Nie.
- Gdzieś ty się dziewczyno wychowywała? - nie było to pytanie, a raczej stwierdzenie. - O czarodziejach musiałaś słyszeć. O nich każdy słyszał. Więc przeklęci to tacy czarodzieje, tylko nie do końca. I dlatego ich czarodzieje nie lubią i zamykają tutaj, w Przechowalni. - wyjaśnił chłopak.
- O czarodziejach słyszałam - stwierdziła dziewczyna, jedząc chleb. - Ale chyba nie byli nami zainteresowani, przynajmniej do tej pory - jej głos dalej był wyprany z emocji. - A ty skąd się tutaj wziąłeś? - podjęła inny temat, spoglądając na jegomościa.
- Tak jak ty. W nocy przed dwudziestymi urodzinami miałem dziwny sen. Na urodziny przybyli niezaproszeni jegomoście w czarnych zbrojach i z wronimi piórami przymocowanymi do napierśników. Dostałem wpierdol i obudziłem się za tamtymi drzwiami. - wyjaśnił. - Sądzę, że wszyscy tutaj tak samo trafiliśmy.
Dziewczyna próbowała sobie coś przypomnieć, ale…
- Ja nie pamiętam, jak tu trafiłam - orzekła, jedząc chleb. - Co ci się śniło?
- Ogień. Dużo ognia. Sam byłem ogniem. Całkiem fajne to było. A tobie? - blondyn nie przejmował się wcale faktem, że jego obiad znika w brzuchu Juny.
- Przeprawiałam się przez rzekę w nocy - odparła ciemnowłosa. - Ale wydaje mi się, że nieraz mi się to śniło.
- Ale odkąd tutaj trafiłaś nie przyśniło się ani razu, mam rację?
- Chyba tak.
- Więc jakbyś jeszcze nie skojarzyła to jesteś przeklętym i dlatego tutaj siedzisz. Jak my wszyscy.
- Yhym… te sny mają coś wspólnego z mocami, jakie mają przeklęci?
- Tak mi się wydaje. Ale nie miałem okazji sprawdzić. Z tego co kojarzę, to nasze bransoletki są zrobione z czarnego mageralu - minerału blokującego magię. - wyjaśnił blondyn.
- Jak długo siedzisz tutaj?
- Przybyłem tydzień przed tobą. Ach, gdzie moje maniery. Jestem Cedil, a ty? - ręka została wyciągnięta w celu przywitania się.
Dziewczyna wyciągnęła również rękę.
- Juna. I dziękuję za jedzenie.
- Nie ma sprawy. Ważne byś się nie poddała. Szkoda by było. - dodał, uśmiechając się lekko.
- Gdybym umarła, chyba bym sprawiła tylko radość tym czarodziejom. Szkoda by było - stwierdziła. - Zresztą nie tylko mnie by to dotyczyło - dodała.
- I widzisz jak mądrze mówisz. To przy następnym posiłku ustaw się w kolejce, bo nie jedząc też umrzesz.
- Z tym ustawieniem się w kolejce to dobra rada. Byleby nie w tej do wpakowania strzały w łeb - stwierdziła bez emocji, spoglądając od niechcenia w “wyrzutnie” pocisków. - Czego, twoim zdaniem, najlepiej tu unikać? - spytała się rozmówcy, jakby sceneria, w której się znajdowała, nie miała dla niej najmniejszego znaczenia.
- Myśli samobójczych, zwątpienia i takich tam. A z bardziej cielesnych rzeczy każdego mężczyzny. Jak któryś będzie się do ciebie dobierał to krzycz. Tamten umrze, a ty będziesz miała spokój. Nie prowokuj awantur, bo tacy też dostają bełtem. - Cedil skrótowo odpowiedział na pytanie Juny.
Juna spojrzała na Cedila uważniej, kiedy ten powiedział “każdego mężczyzny”. Nie skomentowała jednak tego.
- Strażnicy potrafią tutaj utrzymywać względny spokój, trzeba to przyznać.
Rzekła to bardziej do siebie niż do rozmówcy.
- Może głupio się zapytam, ale czy bywały tutaj przypadki buntów? Nie orientujesz się, kto tutaj najdłużej siedzi?
- Bunt w tym miejscu nie ma sensu - odezwał się głos za jej plecami. Należał do blondwłosej dziewczyny, która uważnie przyglądała się Cedilowi. Po chwili skierowała spojrzenie na Junę - Wszystko w porządku? - zapytała z przyjacielskim uśmiechem. - Kolega nie narzuca się?
Nie było prawdą to, że blondynka jej nie zaskoczyła. Będąc szczerym wobec siebie, Juna została zaskoczona przez niespodziewane towarzystwo.
- Póki co kolega zachowuje się nader grzecznie - brunetka odparła to głosem, w którym niezmiennie nie było zbyt wiele emocji i wzburzenia. - Jak się zowiesz? - skierowała to pytanie do nowej rozmówczyni.
- Jestem Quinn - przedstawiła się mimowolnie się uśmiechając do niej. - Nader grzeczny mówisz? - blondynka przestała się już przyglądać jej towarzyszowi. Zupełnie jakby go z kimś pomyliła. - Lepiej przy takich mieć się na baczności - ale powiedziała to w lekkim tonie prawie żartobliwym. - A tobie jak na imię? - zaraz jednak dodała kolejne pytanie - To na twojej twarzy... To tatuaż czy blizna?
Ekspresja twarzy brunetki była iście imponująca... gdy chodziło o jej brak; to tak, jakby Quinn pytała się ją o prognozę pogody na dziś czy jutro.
- Juna - przedstawiła się brunetka. Co zaś tyczyło się znaku szczególnego na twarzy. - To znak - ale gdy chodziło o przedstawienie jego genezy - białe płótno. Niektórzy mądrzejsi zwaliby to amnezją. Juna nie była aż taka wykształcona, aby takie wyrażenie kołatało jej w głowie - tenże incydent dało się wyrazić prostszymi słowami jak brak pamięci. - Ale nie blizna.
- O a ja jestem Clay. - Wciął się do rozmowy niski facet z blizną na twarzy, który przyszedł chwilę po Quinn. - Ty tu od niedawna nie?
Naznaczona czerwoną pręgą na twarzy dziewczyna odparła na to pytanie odnośnie długości pobytu w kiciu - krótko i klarownie:
- Będzie z pięć dni.
Pytanie, które wytworzyło się przez tęże chwilę, padło wkrótce z jej ust.
- Jak długo tu siedzicie? - zapytała się Quinn i Clay’a.
- Ja jakoś tak od końca ósmego miesiąca ale oni dłużej. - wskazał brodę na dwójkę która przyszła wcześniej.
- Od czwartego - odparła. - Można powiedzieć, że całkiem dobrze zdążyłam się tu zadomowić - dodała ze wzruszeniem ramion, ale zaraz lekko się uśmiechnęła.
[Juna] skinęła głową na te odpowiedzi. Nie miała póki co weny do rozmowy, zresztą takie miejsca jak to, w którym się niedawno znalazła, nie sprzyjały nawet chęci do życia; z braku laku dziewczyna spytała rozmówców, skąd pochodzą. Wychodziło na to, że przeklęci w dniu 20 urodzin miewali sny, które pewnie określały ich moce. O, albo jaki mieli sen, zanim ich schwytano.
- Zastanawiam się, po co nas tutaj trzymają - wyraziła swą myśl. Zaiste: czy jeśli oni są aż takim zagrożeniem, to czy nie lepiej byłoby ich po prostu zabić? Juna nie należała do najmądrzejszych osób; nie była też na tyle głupia, żeby resztę tej refleksji powiedzieć na głos.
Jeszcze nie daj bogowie podsunie coś głupiego tutejszym “klawiszom”.
- Ewidentnie jesteśmy potrzebni do czegoś. Inaczej nie kłopotali by się z tym wszystkim. Na pewno wykorzystują nas do rozrywki w turniejach, ale wątpię, że to jest główny powód. Podobno na wyspie czeka na nas kopalnia tego magicznego składnika, którego magowie potrzebują do czarowania. I myślę, że to będzie nasz los - powiedziała Quinn. - Chociaż nie wykluczone, że tam może być po prostu zwykłe społeczeństwo odizolowane od reszty świata i będziemy w miarę normalnie sobie funkcjonować - dodała.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline