Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2016, 21:33   #28
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Ghul niepomna przyszłych towarzyszy podróży zeszła po odebraniu zaliczki do wspólnej sali. Wypatrywała anioła, z którym uprzednio siedziała kapłanka, Glynne, jeżeli dobrze zapamiętała. Niestety, jak się okazało, kapłanka znów siedziała przy niebiańskiej istocie, co było całkiem nie po drodze nieco martwej kobiecie. Wieczór postanowiła zatem spędzić na odpoczynku, siedząc we wspólnej sali i popijając wodę. Zaczepić anioła chciała dopiero kiedy rozdzieli się z kapłanką.

W końcu pojawiła się szansa. Ghul prawie że wybiegła na ulicę, chcąc dogonić skrzydlatego. Od razu kiedy go zobaczyła ruszyła w jego kierunku i szybkim krokiem skróciła dystans.

- Przepraszam - odezwała się, starając się nie cuchnąć za bardzo. Wysiłek woli w tym przypadku był bezcelowy, jednak i tak zawsze tak robiła, gdy z kimś rozmawiała. - Ma pan czas porozmawiać przez chwilę? Zdaje się, że razem z twoją znajomą będziemy pracować…

Anioł przystanął i spojrzał na nią z ciekawością.
- Nic mi o tym nie wiadomo - odparł, jednak nie ruszył dalej w swoją drogę tylko czekał przyglądając się jej.


Na szczęście zatrzymał się. Rzadko kto, a w szczególności rasy uważane za te “dobre” miały ochotę na pogawędkę z przeklętą przez bogów. Uśmiechnęła się do siebie, odsłaniając przy tym garnitur paskudnych zębów.

- W sumie to nie w tej sprawie się odezwałam. Poszukuję… - Nie była pewna, czy może mu zaufać, ale w sumie… Co jej szkodziło? - Poszukuję sposobu, żeby umrzeć. Chcę umrzeć tak jak powinnam była umrzeć, zanim bogowie postanowili obłożyć mnie klątwą i zamienić w tę okropną rzecz, którą obecnie jestem. I tutaj moja sprawa - czy, jako przedstawiciel rasy, uznawanej za bliską bogom, wiesz może czy jest to w ogóle możliwe?

Wybałuszyła oczy na swoją głupotę. Nie wie, kim był ten mężczyzna, nawet się nie przedstawiła, a od razu wypaliła z najgłębiej drążącą ją sprawą. Idiotka! - podsumowała w myślach swoje zachowanie.

- Dlaczego chcesz umrzeć? - Był wyraźnie zaskoczony pytaniem które mu zadała.

Się w gówno wpakowała, to niech to dalej ciągnie…

- Głupio tak mówić o tym na środku ulicy. Może gdzieś usiądziemy? Jakaś ławka w parku czy cokolwiek… - zaproponowała. Chciała zapytać o imię i się sama przedstawić, jednak czuła się tak śmiesznie, że nie potrafiła się na to zdobyć.

- Wynajmujesz miejsce w Koguciku? - Zapytał, kierując spojrzenie ku karczmie. - Teraz nie mam zbyt wiele czasu jeżeli jednak nigdzie się nie spieszysz to mogę z tobą porozmawiać później. Powiedz tylko gdzie cię znaleźć będę mógł.

- Tak, mam pokój w Koguciku. Za godzinę będę w swoim pokoju. Jak nietrudno zgadnąć gości tam tylko jeden ghul, więc równie łatwo będzie mnie odnaleźć. Dziękuję. - zakończyła i ruszyła w swoją stronę.

***

Godzinę później ghul wróciła do swojego pokoju w karczmie, na plecach niosą swoją nową zdobycz - lśniący nowością i lekko emanujący magią plecak. Nie żeby ona to jakoś odczuwała - na magii się nie znała i nie miała pojęcia o jej jakimkolwiek działaniu. Przyjemnie obciążał jej barki.

W piwnicy otworzyła drzwi do swojej malutkiej krypty, położyła plecak na ziemi i usiadła na łóżku w oczekiwaniu na gościa.

Anioł był punktualny niczym nowiutki czasomierz. Równo w godzinę po ich spotkaniu i dosłownie chwilę po tym jak Ksenocidia wkroczyła do wynajmowanego przez siebie lokum, rozległo się pukanie do drzwi.

Ghul otworzyła drzwi, przed którymi stał skrzydlaty. Zaprosiła go do siebie, wskazując mu łóżko. Sama usiadła pod ścianą, podkładajac sobie pod tyłek książkę, wyciągniętą z kieszeni.

Skrzydlaty nim usiadł rozejrzał się po wnętrzu pomieszczenia i dopiero wtedy przysiadł na brzegu łóżka.
- Zwą mnie Merinsel - przedstawił się obdarzając kobietę łagodnym uśmiechem.


- Ksenocidia.

Tutaj nie było wiele do dodania. Podrapała się szponami po pobrudku.

- Zatem - zaczął przyglądając się jej z zainteresowaniem - dlaczego chcesz umrzeć?

- Czym jest życie ghula? Jesteśmy skorupami, w których tlą się ledwie resztki naszych prawdziwych osobowości. Zapominamy o samych sobie i stajemy się nikim. Niektórzy traktują to jako powstanie nowej osoby, jednak nie jest to prawdą. Jesteśmy tylko starym ciałem pozbawionym duszy i zmuszonym do pochłaniania śmierci, by podtrzymać swoją śmiertelną powłokę. Na dodatek osoby, na których trupach wzrastamy, były do cna przeżarte przez zło, co poskutkowało tą klątwą, która uosabia się, w tym przypadku, jako ja. Na co mi taka egzystencja? Samo zniszczenie siebie także nie jest trudnym rozwiązaniem, jednak nie tego poszukuję. Chcę umrzeć tak, by ta prawdziwa ja, ta martwa, mogła spocząć w spokoju. - Ksenocidia miała nadzieję, że wyłożyła swoje stanowisko w sposób w miarę zrozumiały. Miała trzydzieści lat, żeby się nad tym zastanowić.

- Twój problem bardziej do uszu kapłana się nadaje niż moich. - Jego odpowiedź nadeszła po dłuższej chwili, którą poświęcił na przemyślenie jej słów. - Podczas moich podróży spotkałem kilku osobników należących do twej rasy. Nie uważam by to, kim się stałaś, było klątwą. To druga szansa. Widać bogowie mieli dla ciebie inne plany, widać przeznaczyli cię do czegoś więcej, niż życie które wiodłaś wcześniej. Jeżeli jednak chcesz wiedzieć, w jaki sposób umrzeć, by z radością przyjęto cię w Ogrodach Tahary, wystarczy byś zginęła w walce o dobrą sprawę. Ten rodzaj śmierci z pewnością ucieszy jej Panią.

- Kapłani, których dotychczas spotkałam, nie potrafili mi pomóc. Zginąć w walce o dobrą sprawę… - zamyśliła się. - Problem w tym, co oznacza dobrą sprawę. Tak samo z tą drugą szansą. Drugą szansą dla osoby, którą nie jestem. Problem jest mocno złożony, potrzeba wielu lat, żeby go rozwikłać. Staram się, szukam po bibliotekach, kapłanach, mędrcach - jednak wciąż sens istnienia ghuli mi się wymyka. A jeżeli ma to być druga szansa - dlaczego w ciałach, których potrzeby same w sobie wydają się być bluźniercze? - zapytała, zapewne retorycznie.

- Bogowie każdemu z nas wyznaczyli miejsce na tym świecie, zatem i dla tobie podobnych musi ono istnieć. Nie uważam jednak by wasze zwyczaje żywieniowe były bluźnierczymi. Nie odbieracie wszak życia, więc na dobrą sprawę jesteście lepsi niż ci którzy zabijają by się pożywić. Uwierz mi, dusze tych, którzy trafiają na twój stół nie mają nic przeciwko. W Ogrodach jest im lepiej, te ciała nikomu by się już nie zdały, a tak przynajmniej i po swej śmierci mogą uczynić coś, co być może dobro przynieść zdoła. Dla wielu z nich jest to pierwsza rzecz, która chociażby trochę do dobrego uczynku jest podobna. Którego boga wyznajesz? - Zapytał po krótkiej chwili.

- Porzuciłam dawną wiarę. Moje poprzednie ja wyznawało boginię kurew i doliniarzy. Gus jej chyba było.

Pomimo okazywanej rezerwy, Ksenocidia poczuła się trochę lepiej. Wytłumaczenie odnośnie jedzenia trupów było nawet przekonujące.

Anioł skinął głową, po czym sięgnął po zawieszony na szyi łańcuszek, który po chwili zdjął i ułożył na dłoni.


- Przyjmij zatem ten dar - poprosił, wyciągając dłoń w jej stronę. - Nawet jeżeli w nią nie wierzysz to Pani Śmierci jest ci bliższa niż każdemu z nas. Może on pomoże ci uzyskać odpowiedzi, których szukasz.

Ksenocidia niepewnie wyciągnęła pazurzastą dłoń i odebrała podarunek.

- Dziękuję, Merinselu. I za ten symbol i za rozmowę. Jeżeli będę się mogła jakoś odwdzięczyć, to daj mi znać - powiedziała cicho, wpatrując się w piasek w maleńkiej klepsydrze.

- Jeżeli będziesz chciała jeszcze porozmawiać, służę swą osobą - odparł wstając.

Po wyjściu anioła, Ksenocidia wyjęła drewnianą drumlę z kieszeni i zaczęła brzdąkać spokojną melodię wpatrując się w otrzymany wisiorek, co jakiś czas obracając go do góry nogami i podziwiając piasek. Nie spostrzegła się nawet, a już nadszedł poranek.
 
Ardel jest offline