Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-01-2016, 12:11   #21
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Ksenocidia pokiwała głową. Pieniędzy będzie wystarczająco dużo, żeby mogła poświęcić kilka miesięcy, jak nie lat, na poszukiwania, nie martwiąc się o przetrwanie.

- Zgadzam się - stwierdziła rzeczowo i skrzywiła się lekko na widok irytującego kota. Nigdy nie jadła jeszcze truchła tej rasy...

Ghul zastanowiła się, co mogłoby się jej przydać w nadchodzących dniach, jednak prócz pożywienia, nic nie przyszło jej do głowy. A to, że będzie musiała zaopatrzyć się w przeciwieństwie do reszty grupy osobno nie budziło wątpliwości. Przydałaby się jakaś zaliczka... W sumie to powinna być dość pożądana w drużynie, bo każdego nieumarłego wykryje zanim ktokolwiek zdoła go usłyszeć czy zobaczyć. Czuły na śmierć nos będzie w cenie...

- Zanim wyjedziemy potrzebuję złota na jedzenie - dodała po chwili, nie przejmując się reakcją jaką wywoła jej prośba. Wielu mogło, tak dla zachowania przyzwoitości, zwymiotować, gdy uświadomi sobie, co oznaczały jej słowa.
 
Ardel jest offline  
Stary 01-01-2016, 18:34   #22
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Słuchając jak wróżka rozmawia o zleceniu kapłanka Zakonu Vess na wspomnienie o księciu mogła przynajmniej upewnić się, że sprawa jest świecka i natury politycznej. Choć z Riv ta interpretacja nigdy nie mogła być pewna. Glynne zastanawiała się, co w tym zadaniu sprawiło, że król Orfus zdecydował się wspomóc królową Hasirę w odnalezieniu błyskotki. Ale za tymi myślami kryła się jedynie prosta ludzka ciekawość. Oczywiście nie było jej dane oceniać decyzji władcy San. Za wysokie progi. Tylko najwyższe kapłanki miały prawo kwestionować królewskie polecenia i domagać się wyjaśnień motywów za nimi stojących.
Dla Glynne pozostawało już tylko wykonać przydzielony jej przez Zakon rozkaz. Stąd też uśmiechnęła się tylko lekko na słowa wróżki o tajności tego spotkania i daniu możliwości odwrotu. Ją samą jedynie śmierć mogła usprawiedliwić od wycofania się.
- Masz mój miecz - powiedziała dla dopełnienia formalności i podeszła do stołu, na którym rozłożono mapę.

"Lust"
powtórzyła w myślach nazwę wyspy, którą przyjdzie jej niebawem odwiedzić. Westchnęła ciężko widząc ile drogi przyszło jej nadrobić tylko po to by odnaleźć Naresię. "No cóż, przynajmniej po wszystkim będzie bliżej do domu" uśmiechnęła się pod nosem. Nie mogła narzekać, bo podróż minęła jej nawet całkiem przyjemnie.
Z uwagą słuchała i w zdziwieniu uniosła brew na wieść o podejrzanej o kradzież.

Suma będąca nagrodą za odzyskanie błyskotki zastanawiała ze względu na to co to mogło oznaczać. Co musiało być w tej koronie, że była warta, aż taką kwotę?
"Czyżby artefakt?" przeszło jej przez myśl.
O przywłaszczeniu takiej sumy nawet nie myślała. Nie uważała by w jej życiu kiedykolwiek taka suma była potrzebna. Była człowiekiem wielkiej wiary i było jej dobrze z tym co miała. Życie, powołanie, bliskich. A wszystko to zawdzięczała Riv i to od samego początku.

- Doskonale - powiedziała z zadowoleniem na wieść o rychłej podróży. Spojrzała na wilkołaka, który wspomniał o postoju w stolicy Alezji, a elf zaraz dodał o statku płynącym stamtąd. - Mam nadzieję, że nie będziemy tracili na to czasu. Nadrobimy dużo drogi i stracimy czas. Lepiej będzie dotrzeć do portu na tym wybrzeżu - wskazała na granicę lądu i wody na bezpośrednim południu i południowym zachodzie od Barduk. - Z pewnością znajdzie się tam port i odpowiedni statek.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 02-01-2016, 12:14   #23
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Może Amir był przewrażliwiony, ale coś mu nie pasowało. Obserwowany obiekt wykazywał o niebo więcej beztroski niż zachowanie, jakie wykazywał w "Koguciku".

Nie rozglądał się, nie sprawdzał uliczek, szedł spacerowym krokiem i pogwizdywał wesołą melodyjkę.
To nie pasowało.

Nieznajomy po chwili wahania przy drzwiach wszedł do kolejnej karczmy. Tym razem był nią owiany złą sławą "Ponurak", zaś Seth zatrzymał się przy oknie widząc jak śledzony ignoruje rzucane mu nieprzyjazne spojrzenia i odchodzi w dalsze i ciemniejsze części gospody. Tam nie sięgał wzrok Amira.

Szybkim wzrokiem obrzucił ściany wewnątrz w poszukiwaniu kolejnych okien, które mogłoby mu ułatwić śledzenie bez konieczności wchodzenia do środka. Jeśli ich nie ma, to szybko odwróci płaszcz na burą stronę, potarga włosy, by zasłaniały mu część twarzy, laskę wetknie za pas i lekko pobrudzi się ziemią. Wtedy wejdzie w poszukiwaniu swojego celu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 02-01-2016, 16:32   #24
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
No i pojawił się pierwszy zgrzyt.
"Słona woda... więcej słonej wody niż miałabym ochotę widzieć przez całe życie" - Zilal jak zawsze znalazła coś na co mogła ponarzekać Kłaczkowi. Gapiła się na niego spode łba w myślach kalkulując co będzie w tanie kupić za swoją działkę nagrody. Kiwała przy tym głową i uprzykrzała wilkołakowi życie drogą telepatyczną - "Robota cuchnie, trupy śmierdzą. Wszystko śmierdzi, za dużo płacą. Musi być w tym haczyk... niemożliwe żeby wykładali tyle złota za coś bez drugiego dnia. Ale to złoto, potrzebujemy złota. Co nam szkodzi? W gorszej dziurze i tak nie wylądujemy, a jak dobrze pójdzie może wreszcie się od ciebie uwolnię. Nie wiem, wykupię się workiem brzdęku, nie będziesz stratny. Poza tym jes...

- Bierzemy. - Verey zwrócił się do wróżki, przerywając potok myśli jaki przesyłała mu rybja. - Zostaje tylko zaliczka.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 03-01-2016, 15:26   #25
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Karczma - pokój na piętrze

Naresia cierpliwie wysłuchała co do powiedzenia mieli, krzywiąc się jedynie nieznacznie gdy Ksenocidia wspomniała o jedzeniu. Na propozycję elfa przystała jednak od razu. Niema oferta pomocy ze strony księżniczki zdawała się dopełniać planu podróży. Przynajmniej do momentu, w którym głos zabrała Glynne. Nie było wątpliwości co do tego, że jej propozycja oszczędziłaby im sporo czasu. Wróżka pytającym wzrokiem obrzuciła Silyena.
- Czy ten ktoś dałby radę spotkać się z nami w tym porcie? - Wskazała na miasto znajdujące się u ujścia jednej z większych rzek Alezii, Mestr. Tasir, tak bowiem zwało się owe miasto, było znanym ośrodkiem handlowym, z którego korzystali kupcy chcący oszczędzić sobie czasu i dostarczyć swe dobra do stolicy drogą morską, która bez wątpienia była szybszą i wygodniejszą niż lądowa.
- To zależy tylko od tego, jak szybko dostanie wiadomość - odparł zapytany. - Jeśli zaś chodzi o inne statki - spojrzał na Glynne - to zapewne będzie dość trudne i kosztowne znalezienie kogoś, kto popłynie na Lust. To miejsce nie cieszy się ani popularnością, ani dobrą sławą.
- Wiadomość otrzyma jeszcze dzisiaj, tym nie musisz się martwić, Silyenie - Zalisena uspokoiła swego towarzysza, podnosząc się ze swojego miejsca. - Wypłać zaliczki Naresio, póki wciąż jest czas by mogli uzupełnić swe zapasy.
Wróżka nie zamierzała sprzeczać się z księżniczką. Jak się okazało otrzymała dość złota by na każdego przypadło po dwanaście złotych riv’ów. Nie było to dużo w porównaniu do całej puli nagrody, jednak same w sobie stanowiły pokaźną sumę. Godzina co prawda późna była, jednak Barduk nie należało do miast, które spać idzie wraz ze zgaśnięciem ostatnich promieni słońca.
Daske, który do dalszej rozmowy się nie wtrącał, z niechęcią przystał na to by Moonria zatrzymała złapanego ptaka, który usilnie próbował wydostać się ze swojego więzienia. Istota zdawała się być nad wyraz szczęśliwa. Obietnica nowych wstążek, którą cichym, jednak nie dość cichym dla większości uszu głosem, złożył jej towarzysz, sprawiła że uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Kruk też towarzyszyć będzie. Prawda kruku? - Zwróciła się do niego, unosząc kulę na wysokość oczu i niewiele sobie robiąc z jego krakania i prób odzyskania wolności. - Zaliczka dla kruka?
Na jej pytanie odpowiedziała Zalisena, która w towarzystwie elfa i swego ochroniarza, kierowała się już do drzwi.
- Jeżeli sobie tego życzysz, Dzwonku. Poczekamy jednak, aż kruk sam zgłosi takie życzenie. Naresia z pewnością wypłaci mu wtedy odpowiednią kwotę, co ty na to?
Wyrażające zgodę skinięcie głowy Dzwonka zakończyło sprawę funduszy dla ptaka. Daske także nie miał zamiaru dłużej czasu marnować. Gdy Moonria złapała go za rękę, ruszył śladami elfów.
- Spotkamy się rano - oświadczyła wróżka wydając pozostałym ich złoto.


Reszta nocy należała do nich. Jak ją spędzili, jakich zakupów dokonali, czy był to czas spędzony na sił czerpaniu czy też na piciu - to już od ich wolnej woli zależało.




Amir

Niestety, szczęście mu najwyraźniej nie sprzyjało. Co prawda były i inne okna, dokładnie trzy, jednak ich stan uniemożliwiał dojrzenie co też kryło w sobie wnętrze “Ponuraka”. Z braku innego wyjścia skorzystać musiał z drugiej opcji. Ta zaś nie należała do zbyt bezpiecznych. Powszechnie wiadomym było, że bywalcy tej karczmy stanowili zgraję, która w świetle dnia z rzadka jedynie swe oblicza pokazywała. Nawet straż miejsca nie zaglądała do tego przybytku, a to już samo w sobie mówiło dość.
Amir jednakże do strachliwych nie należał i bez dalszego zwlekania próg “Ponuraka” przekroczył. Uwaga zebranych natychmiast na nim spoczęła, jednak wzrok ich utkwił w nim ledwie na jedno serca uderzenie. Ciekawość nie była mile widzianą cechą w tym towarzystwie. Kolejną był zwyczaj mycia się, do czego stwierdzenia nie potrzeba było specjalnie czułego węchu. Lepiąca się do podeszwy butów podłoga także wiele do życzenia pozostawiała, stanowiąc swoistą mozaikę opisującą życie i śmierć tutejszych bywalców oraz wszystko pomiędzy.
Śledzony przez niego mężczyzna nie był trudnym do odnalezienia. Znalazłszy się w sali przybytku, bez problemu odszukał jego postawną sylwetkę. Specyficzne cechy, z którymi się urodził, pozwoliły wypatrzeć go, pomimo mroku panującego w “Ponuraku”, gęstszego w miejscu, w którym nieznajomy siedział wraz ze swym towarzyszem.


Drugi mężczyzna, także człowiek, a przynajmniej na pierwszy rzut oka na przedstawiciela owej rasy należał, wyglądem swym i zachowaniem przedstawiał obraz typowego najemnika, jakich wielu spotkać można było na drogach Zarisu.
Wybranie stolika w pewnej odległości od nich wydawało się rozsądne i tak też Amir uczynił. Co prawda siedząc przy szynku miałby odrobinę lepszy widok na nich jednak stolik stanowił opcję nie dość, że dyskretniejszą to i pozwalał na zmniejszenie odległości, która oddzielała śledzącego od śledzonej osoby. To, że przy okazji mógł łatwiej usłyszeć o czym rozmawiali, było jedynie dodatkowym plusem.
Mówili zaś o... wszystkim w sumie. Kobiety, konie, walka, która odbyła się w “Koguciku”, a którą to najemnik był niezwykle zainteresowany. Ani słowo jednakże nie padło, które by się wróżki tyczyło, czy chociażby lekko o demonicę zahaczało. Wyglądało na to, że cały jego wysiłek włożony w śledzenie nieznajomego okazał się płonnym. Jedynymi informacjami, których do tej pory nie posiadał, a które uzyskał były imiona. Człowiek, którego śledził zwał się Juster, a jego towarzysz Symeon. Padło także trzecie imię - Mesena. Na pytanie o tą osobę, Juster jedynie wzruszył ramionami i rzekł iż zapewne wkrótce się pojawi.
Nim jego słowa na dobre przebrzmiały w uszach Amira, drzwi “Ponuraka” po raz kolejny zostały otwarte, wpuszczając istotę, której pojawienie się nawet w tym miejscu wywołało pewne poruszenie.


Upadli nieczęsto odwiedzali Alezię. Królestwo to w sposób szczególny było im nieprzyjazne, ustępując jedynie Usterowi. To jednak zdawało się nie przeszkadzać nowoprzybyłej, która nic sobie nie robiąc z owych spojrzeń, które w większości niechęć wyrażały, ruszyła prosto do stolika, który Amir zajmował.
- Amator - prychnęła, siadając na krześle i skinięciem głowy witając Justera i Symeona. Ruch ten był dla mężczyzn znakiem, po którym wstali niespiesznie i rzuciwszy na stół należność za zawartość kufli, które nietknięte stały na stole, ruszyli do wyjścia, nie poświęcając Amirowi, oraz jego towarzyszce większej uwagi. Także bywalcy zaczęli powracać do swoich spraw. Upadła czy nie, interesy musiały się kręcić.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 04-01-2016, 16:58   #26
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Argen Alethi zgarnął zaliczkę do wilczej łapy i skinął na towarzystwo, opuszczając pokój. Schodząc na dół zauważył, że jego prawdziwa “pracodawczyni” opuściła już karczmę. Wilkołak chciał przekazać jej zebrane na górze informacje, ale widocznie to miało poczekać. Warspine wzruszył ramionami i skierował się na zewnątrz. Kątem oka zauważył, że po bójce krasnoluda i wilkołaka nie było już ani śladu. Zdziwiło go to, w jaki sposób miejscowi przechodzą nad śmiercią. Nie żeby Nocny Kieł miał z tym jakiś problem. Śmierć była częścią jego obowiązków jako łowcy bestii. Po prostu zawsze wierzył, że ludzie i inne stworzenia skupiające się w miastach takie jak Barduk są bardziej cywilizowane i zabójstwa traktują z większą powagą. Argen stwierdził, że brak w tym honoru, jednak nie pozwolił tym myślom odwrócić swojej uwagi.
Wychodząc z budynku zaczerpnął świeżego powietrza. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z tyloma istotami było dość niekomfortowe, jeśli weźmie się pod uwagę wyostrzony węch wilkołaków i mieszankę zapachów ludzkich - i nie tylko - ciał. Odszedł kawałek od drzwi wejściowych “Kogucika” i oparł się o ścianę, czekając. Nie trwało to długo. Wkrótce jego “ofiara” się pojawiła, wychodząc z karczmy. Moonria. Istota, na którą Inseri kazała mu mieć oko. Argena zastanawiała jednak jedna rzecz. Tuż za istotą z kocimi uszami wyszedł ten dziwny mężczyzna w pancerzu i ze szponami zamiast prawej dłoni. Wyglądał i zachowywał się jak prywatny ochroniarz Moonrii, na co więc w tym wszystkim była potrzebna uwaga wilkołaka?
Kto tam zrozumie czarta, prychnął, przyglądając się, jak ta dwójka kieruje się w stronę pobliskiej ulicy. Znajdował się tam swego rodzaju zadaszony targ, który pomimo późnej pory i wspinającego się srebrzystego księżyca na nieboskłonie wciąż pozostawał czynny. Można nawet rzec, że zapadający wieczór wręcz zachęcał do zakupów. Nocy Kieł podążył za nimi, trzymając dystans. Wiedział, że nie wtopi się w tłum - nie z jego posturą. Pozostało mu tylko nie rzucać się zbytnio w oczy i obserwować cel.
Zatrzymał się, przechodząc obok jednego ze straganów. Krępy mężczyzna z ogromnym jak ziemniak nosem ledwo wystawał zza stołu, który dosłownie uginał się pod wszelkiego rodzaju jadłem. Po bokach jego straganu były wywieszone przetwory mięsne, a za plecami sprzedawcy przyjemnie pachniał grill. Wilkołak poczuł, jak coś go ściska w żołądku. Przypomniał sobie, jak dawno już nie jadł, a instynkt wilka nakazywał mu rzucić się na to mięsiwo bez pytania. Z trudem zapanował nad sobą, uświadamiając sobie, gdzie się znajduje. Argen rzadko jadał w miastach. Większość swojego życia spędził przemierzając wzgórza i lasy Matr, gdzie też polował na swoje posiłki. Poza tym dobrzy wieśniacy z Matr czasami częstowali wilkołaka swoimi zapasami, kiedy ten wykonywał dla nich zlecenia. Rzadko jednak dysponował gotówką, którą miałby przeznaczyć na jedzenie. Jednak jeśli mają wyruszyć do Lust, Argen będzie potrzebował prowiantu. Na całe szczęście dostali od wróżek zaliczkę, toteż miał okazję dobrze ją spożytkować.
- Masz tu wiele przysmaków - zwrócił się do mężczyzny, który wydawał się lekko zaniepokojony obecnością uzbrojonego wilkołaka. Zwłaszcza takiego, który szczerzy kły w uśmiechu. - Tak się składa, że ja mam wilczy apetyt…


Kilkanaście minut później Warspine znalazł się z powrotem w “Koguciku”. Moonria i jej towarzysz zrobili tylko krótkie zakupy i wrócili do karczmy. Argen nie miał do załatwienia wiele spraw na mieście, toteż po uzupełnieniu prowiantu podążył za nimi. Zdawali się nie zwracać na niego większej uwagi, choć nie wątpił, że wiedzieli o jego obecności.
Argen odłożył swój bagaż w wynajętym pokoju na drugim piętrze. Z premedytacją wybrał lokum, które znajdowało się tuż obok pokoju zajętego przez Moonrię i jej domniemanego ochroniarza. Czy istniała możliwość, że tę dwójkę łączyło coś więcej? Wilkołak tego nie wiedział i szczerze dużo go to nie obchodziło. Siedział natomiast pod ścianą i nasłuchiwał.
Poszedł, mruknął do siebie, po czym ostrożnie wyjrzał na korytarz. Argen czekał, aż człowiek opuści jej pokój. Wilkołak chciał porozmawiać z Moonrią w cztery oczy. Nie chodziło o zawiązywanie znajomości, a o odpowiedzi na nurtujące go pytania. Dlaczego była taka ważna dla demonicy? Kim był ten mężczyzna? Czy zna demona, na którego poluje? Na te i inne pytania miał nadzieję odnaleźć odpowiedzi. Wilkołak nigdy nie był zbytnio dociekliwy, ale przebywanie w cywilizacji oddziaływało na niego w taki sposób. Jeśli Argen nauczył się czegoś przez siedemdziesiąt dwa lata swojego życia, to tego, że w dziczy przetrwanie zapewnia szybkość oraz siła. W społeczeństwie natomiast najcenniejsze były informacje.
Nie tracąc czasu podszedł do drzwi Moonri i zapukał.
Na otwarcie drzwi musiał chwilę poczekać. Moonria, co zdołał usłyszeć, informowała kogoś, iż zaraz wróci i dopiero po owej informacji rozległ się dźwięk odsuwanego skobla a drzwi uchyliły się nieco, ukazując jej zaciekawioną twarz.
- Wilk szuka Daske? - zapytała, wyraźnie zdziwiona.
Wilkołak starał się wyglądać jak najmniej groźnie, o ile było to możliwe. Przyzwyczaił się do lękliwych spojrzeń wśród istot, które rzadko miały do czynienia z jego rodzajem. Jeśli ta cała Moonria się bała, to nie dała tego po sobie poznać.
- Właściwe to przychodzę do ciebie. Można? - zapytał, wskazując pyskiem na znajdujący się za jej plecami pokój.
- Do Dzwonka? - zapytała zdziwiona, jednak otworzyła szerzej drzwi i odstąpiła do tyłu, by mógł przejść. - Daske nie wie. Daske będzie zły - dodała, nieco zmartwiona owym faktem.
Argen wszedł jak do siebie, po czym stanął na środku pomieszczenia, rozglądając się wokół i węsząc. Jak widać te siedemdziesiąt lat nie nauczyło go jednak dobrych manier. Pokój wiele się nie różnił od jego, poza tym, że były tu dwa łóżka, przy czym na jednym z nich spoczywała bańka, jakby szklana kula, w której uwięziony był kruk. Wilkołak widział, jak Moonria uwięziła ptaszysko w tej pułapce. Czy ono miało w ogóle czym oddychać? Argen spojrzał tylko krzywo, ale nie skomentował tego. Instynkt bestii, bo wszak nią był, drżał na myśl o uwięzieniu. Istoty powinny być wolne. To ludzie zniewalają. Barbarzyńcy.

- Dzwonek - wypowiedział jej imię, odwracając się do niej. - Nie musisz się bać. Nie zrobię ci krzywdy. Twój Daske na pewno to zrozumie. Jest twoim ochroniarzem, tak?
- Dzwonek się nie boi - odpowiedziała, zamykając drzwi i ponownie je ryglując. Dzwoneczki w jej uszach wydały z siebie wesołe dźwięki, gdy odwróciła się do wilkołaka, bynajmniej na wystraszoną nie wyglądając. - Daske dba o Dzwonka. Dzwonek o Daske.
- Pilnujecie siebie nawzajem. Rozumiem - wilkołak westchnął i usiadł na jednym z dwóch foteli znajdujących się w pokoju, starając się wyglądać przy tym jak najbardziej naturalnie. Jednak widok wilka korzystającego z mebli zawsze wywoływał komiczne reakcje. - Długo się znacie? Gdzie go poznałaś? Nie wygląda na pospolitego towarzysza.
- Dużo pytań. - Stwierdziła podchodząc do łóżka, którego nie zajmował kruk i wskakując na nie, przy wtórze dzwonków. - Długo. Dzwonek nie jest pewna jak długo. Daske wie, wilk może go zapytać. Daske i Dzwonek poznali się w Vole Kes. Złe miejsce. Dzwonek go nie lubi - wspomnienie w sposób wyraźny ją zasmuciło, jednak smutek ów długo nie trwał. - Daske dobry towarzysz.
Warspine pokiwał pyskiem. Czas przejść do konkretniejszych pytań.
- Znasz Inseri? Demon, z którym siedziałem przy stoliku, kiedy na dole trwała… bójka tego krasnoluda i wilkołaka. - Argen przyjrzał się jej uważnie, próbując zaobserwować jej zachowanie na to pytanie. Łudził się, że potrafi rozpoznać blef.
Moonria potrząsnęła głową w geście zaprzeczenia.
- Dzwonek nie zna. Powinna?
- Interesujące… - mruknął do siebie. Kim była dla tego czarta? Czy ochrona tej Moonri to tylko kaprys tej przeklętej istoty? Wcale by się nie zdziwił. - Czy ostatnio miałaś kontakt z jakimkolwiek demonem?
- Daske nie lubi demonów. Dzwonek nie powinna się z nimi spotykać. Szukasz jakiegoś? Dużo pytań o demona.
- Powiedzmy, że szukam. Jedna z tych gnid zalazła mi za skórę i pragnę wymierzyć jej sprawiedliwość. Wiesz jak to jest, kiedy ktoś krzywdzi twoich bliskich?
- Złe wspomnienia. - Potrząsnęła głową, jakby chcąc się owych pozbyć, co najwyraźniej się udało, bowiem w chwilę później klasnęła w dłonie z wesołym uśmiechem na twarzy. - Dzwonek pomoże. Dzwonek umie znajdywać rzeczy. Dzwonek znajdzie demona.
Wilkołak wyszczerzył zębiska w uśmiechu. Współpraca z Moonrią przebiegała o wiele łatwiej niż z czartem. To mi się podoba.
- Przede wszystkim muszę się dowiedzieć, jak go zwą. Kiedy widziałem go ostatnim razem, zauważyłem, że jego lewy róg jest w połowie odłamany, a twarz jego szpeciła paskudna blizna. To jednak nie powstrzymało go przed noszeniem… eleganckich ubrań, że tak to ujmę. - Wilkołak zamyślił się, opisując demona. Za każdym razem czuł wzrastający gniew na wspomnienie tego przeklętego stworzenia. - Jeśli pomożesz mi go odnaleźć, to ja zatroszczę się o ciebie i twojego Daske. Nigdy dość ochrony. Co ty na to?
- Daske nie lubi obcych przy Dzwonku. Nie będzie szczęśliwy. - Oświadczyła wstając z łóżka i podchodząc do wilkołaka. - Dzwonek potrzebuje imię. Może dotknąć wilka?

Warspine spojrzał na Dzwonka i spróbował się “cofnąć” na fotelu. Nie wiedział czemu jej propozycja nie przypadła mu do gustu. Może po prostu nie lubił, jak ktoś go dotyka, a może nie ufał na tyle tej całej Moonrii, żeby pozwolić jej coś kombinować.
- W jakim celu? - udało mu się uniknąć warknięcia, wciąż przyjmując maskę potulnego wilka.
Jej pełna zapału twarzyczka przybrała na chwilę zaskoczony wyraz.
- Dzwonek nie skrzywdzi. Dzwonek potrzebuje znaleźć imię. Wilk może sam dotknąć Dzwonka. Nie boli - powiadomiła go wyciągając dłoń w jego stronę.
Argen zastanawiał się jeszcze przez chwilę. Właściwie czart obiecał mu imię demona za wydanie celu podróży i pracodawcy wróżki. Ale skąd mógł mieć pewność, że demon go nie oszuka? Sama wspominała, że to jeden z jej braci. Może dobrze mieć zapasowe źródło informacji dla porównania.
- Niech będzie - powiedział, wyciągając łapę na spotkanie jej dłoni.
- Widzi? Nie boli - uśmiechnięta twarz Moonrii była nagrodą za jego odwagę. - Teraz Dzwonek poszuka. Wilk się nie boi Dzwonka - poprosiła, przymykając oczy.
Wstążki, włosy, a nawet dzwoneczki przy uszach obudziły się do życia niczym unoszone wiatrem, którego jednak wilkołak nie miał okazji czuć.
- Wilk spotkał kobietę demona - oświadczyła mu łagodnym głosem. - Nie Inseri. Złe imię. Sine. Dzwonek zna Sine. - Uśmiech istoty nieco się pogłębił. - Sine lubi zabawy. Wilk… Nieładnie… Wilk nie powinien się zgadzać na propozycję Sine. Teraz Dzwonek znajdzie imię demona. Sine go zna. Mestir Sones. Zły demon. Poszukać złego demona?
Wilk przyznał rację Moonri. Zabieg był bezbolesny, chociaż Argenowi wydawało się, że czuje “dotyk” na swoim umyśle. Bardzo delikatny, ale mimo to sprawił, że chciał wyrwać się z dotyku Dzwonka. Wytrzymał to jednak, gdyż żądza zemsty wciąż się w nim nie wypaliła.
- Mestir Sones... - powtórzył, zapamiętując to imię. Pętla się zaciska. Wkrótce cię dopadnę. Warspine podniósł wzrok znad splecionych rąk na twarz Dzwonka. Mogłem od razu do niej przyjść i nie polegać na tym cholernym czarcie. Jednak umowa to umowa i nie zamierzał jej łamać. Rodzina Alethi do dziś szczyci się swoim honorem, a ich słowo nadal jest coś warte.
- Potrafisz go… wytropić? - zapytał z niejaką nadzieją w głosie.
- Dzwonek potrafi - potwierdziła spokojnie. - Zły demon w wielu wspomnieniach. Nie można ukryć się przed Dzwonkiem. Dzwonek znajdzie wszystko i każdego.
- Będę wdzięczny za każdą informację o miejscu jego pobytu. Mój trop urwał się za granicą Matr. Musi mieć gdzieś swoją kryjówkę, tu, w Alezi.
- Demon nie w Alezii - zaprzeczyła po chwili. - Demon wrócił do Matr. Dziwny demon… Szuka wilków. Teraz w Selis, podąża do stolicy. Dzwonek nie wie czy tam dotrze.
- To… bardzo przydatne. Dziękuję, Dzwonku. Czy potrafisz go znaleźć w każdej chwili? - Wilkołak był pod wrażeniem dokładności jej informacji - o ile nie były wyssane z palca. Tak czy owak lepiej będzie jeszcze poczekać i zobaczyć, co Inseri, czy raczej Sine ma do powiedzenia w tej sprawie. Może porównując ich dane dojdzie do jakiejś sensownej konkluzji.
- Dzwonek potrafi - potwierdziła, cofając dłoń. Zarówno włosy jak i wstążki opadły na swoje miejsce, jedynie dzwonki dzwoniły jeszcze przez chwilę. - To męczące - poskarżyła się, jednak uśmiech nie zniknął z jej twarzy. - Dzwonek teraz głodna. Daske przyniesie ciastko.
Jak na wezwanie rozległo się puknie do drzwi.
- Ciastko - klasnęła w dłonie, biegiem ruszając, by owe drzwi otworzyć.

Nocny Kieł poruszył się w fotelu. Pukanie mogło oznaczać tylko jedno - Daske wrócił. I jeśli wierzyć słowom Dzwonka, nie będzie zadowolony z wizyty wilkołaka. Argen wstał i podszedł kilka kroków w stronę drzwi, prostując się na ile pozwalało mu jego wilkołacze ciało i splatając łapy za plecami.
Moonria najwyraźniej doczekać się nie mogła, by owe wspomniane ciastko dostać w swoje łapki. Jej ogon podrygiwał nerwowo gdy odsuwała skobel i otwierała drzwi.
- Ciastko? - zapytała z nadzieją w głosie, a nim wilkołak zdążył dostrzec stojącego w drzwiach człowieka, rozległ się jej pełen radości pisk. Ciasto najwyraźniej faktycznie było. Radość istoty nijak się jednak miała do wściekłego oblicza jej towarzysza, gdy ten spostrzegł niezapowiedzianego gościa.
- Wszystko w porządku? - Zwrócił się wpierw do Moonrii, która pokiwała ochoczo głową.
- Dzwonek znalazła demona. Dzwonek teraz głodna… - poskarżyła się.
Widać było, że Daske najchętniej sięgnąłby po miecze, jednak zamiast tego ograniczył się do podania jej talerza z ciastkami. Pozbywszy się przeszkadzającej istoty, która z owym talerzem w rękach ruszyła w stronę łóżka, zwrócił się do wilkołaka.
- Czego tu chcesz?
Alethi musiał przyznać, że czuje lekkie zakłopotanie, co było dziwne, jak na nieustraszonego łowcę bestii, który rzucał wyzwania najgroźniejszym stworom Zaris. Jak na wilka jednak przystało, zmierzył mężczyznę twardym wzrokiem.
- Moje interesy nie są twoją sprawą. Powiedzmy, że chciałem poznać lepiej towarzyszy wyprawy.
- Od Dzwonka trzymaj się z daleka. - W głosie mężczyzny wyraźnie słychać było groźbę. - Wynocha.
Wilkołak otworzył pysk, by coś jeszcze odpowiedzieć, szybko się jednak skarcił w myślach. Zwady nie były jego celem. Nie porzucając swojej wyprostowanej postawy ruszył w stronę wyjścia. Chciał jakoś podziękować Dzwonkowi za pomoc, ale uznał, że jeszcze będzie miał do tego dużo okazji. Wyszedł na korytarz i ostatni raz spojrzał na Daske.
- Dobrej nocy wam życzę - wysilił się na zachowanie kultury, po czym zniknął im z oczu. Za plecami usłyszał głośne trzaśnięcie drzwi. Urocza para, mruknął Argen.


Chwilę później znalazł się w pokoju. Było już naprawdę ciemno, a wilkołak nie zostawił zapalonej lampy. Jednak jego wilczy wzrok oraz węch szybko wyłapały czyjąś obecność w pokoju. Natychmiastowo dobył miecza, pochylił się i warknął groźnie. Zaraz też się rozluźnił, widząc znajomą sylwetkę stojącą na tle okna.
- Inseri… Zaskoczyłaś mnie.
- Doprawdy? Zaskoczyłam wilkołaka? Ten świat na psy schodzi. - Odwróciła się, zasłaniając okno swymi skrzydłami, przez co w pokoju zrobiło się ciemniej. - Jakie masz wieści dla mnie, wilczku?
Nocny Kieł schował miecz, po czym podszedł do swoich bagaży. Wyciągnął z nich sporych rozmiarów bukłak. Wkrótce woda w nim przechowywana została połknięta kilkoma haustami. Długa rozmowa z Dzwonkiem go wyczerpała. Nigdy nie wypowiedział tylu słów w tak krótkim czasie. A teraz czekała jeszcze na niego pogawędka z czartem.
- Ta cała Naresii pracuje dla niejakiego księcia Patoriana, brata króla Orfusa, czego się dowiedziałem. Celem tej wyprawy jest odnalezienie zaginionej korony królowej Hasiry. Podobno w całe zaginiecie, czy raczej kradzież jest zamieszana Sontia, nekromantka z Lust. Sporo płacą za odzyskanie tej błyskotki.
- I nie nabrali żadnych podejrzeń co do ciebie? - To wydawało się interesować ją bardziej, niż wieści które jej przekazał.
Argen warknął gniewnie ukłuty jej uwagą.
- Dla wszystkich wilkołaki są podejrzane.
- Nie złość się, futro ci się stroszy - prychnęła, niewiele sobie robiąc z tej jego złości. - Dobrze jednak, że nie podejrzewają, iż nie idziesz za nimi z innego powodu niż złoto. Utrzymaj ten stan rzeczy, a będę zadowolona. Ustalili już, w jaki sposób zamierzają dostać się na wyspę? - Zadając pytanie ruszyła w stronę łóżka, na którego brzegu usiadła, przyglądając się wilkołakowi z ciekawością.
Łowca bestii odłożył bukłak i stanął przed Inseri, świdrując ją spojrzeniem.
- Najpierw imię.
- Nudny jesteś, wilczku - odchyliła się nieco, by nie tracić jego twarzy z widoku. - Skoro jednak nalegasz… Demon którego szukasz to Mestir Sones. Zadowolony?
Argen pokiwał łbem, wyraźnie zadowolony. Wyglądało nawet, że obdarzył czarta uśmiechem.
- Silyen, towarzysz elfiej księżniczki Zaliseny, ma kontakt w stolicy. Załatwi nam transport przez morze. Mamy się spotkać w Tasir, mieście portowym u ujściu Mestr. Planów na odzyskanie samej korony jeszcze nie omawialiśmy. Póki co chcemy się dostać na Lust.
- Zalisena… - Demonica skrzywiła się nieprzyjemnie. - Ona może sprawiać problemy. No cóż, będę musiała poinformować odpowiednich ludzi. Dzięki za informacje, wilczku. O dziwo wydajesz się być przydatnym nabytkiem.
Wilkołak mruknął gniewnie, puszczając sposób, w jaki się do niego zwraca mimo uszu.
- Kiedy następne spotkanie i przekazanie reszty informacji o pobycie tego całego Mestisa?
- Lokalizację dostaniesz, gdy zadanie będzie wykonane. A może to o głowę chodziło. Drobne szczegóły. Nie martw się jednak, znajdę cię, gdy zajdzie taka potrzeba. Ty się zajmij swoją robotą, a resztę zostaw mi. Dasz sobie chyba radę, prawda, wilczku?
- O to nie musisz się martwić, czarcie. Wilkołak zawsze dotrzymuje umowy - odpowiedział, odwracając od niej wzrok i podchodząc do okna, by wyjrzeć na zewnątrz. Na całe szczęście pełnia nie była tak dawno temu. Miał tylko nadzieję, że nie będzie wtedy zamknięty na okręcie, kiedy przyjdzie ponownie, rozmyślał, spoglądając na księżyc.
- I tego się trzymajmy - głos demonicy dobiegł go z nieco większej odległości. - Nie zapomnij także o drugiej części umowy, wilczku.
- Wydaje mi się, że Moonria ma już swojego ochroniarza. Ale wedle danego przeze mnie słowa, będę miał ją na oku. Chociaż ten cały szponiasty może utrudniać mi robotę - powiedział, odwracając się w jej stronę.
Demonica stała już przy drzwiach, najwyraźniej nie mając ochoty pozostawać w jego pokoju dłużej, niż było to konieczne.
- W razie potrzeby zabij go, nie zależy mi na tym czy przeżyje czy nie.
- Zrobię, co będzie konieczne, by zapewnić jej bezpieczeństwo - skinął łbem, wpatrując się w nią i czekając, aż w końcu opuści jego pokój.
Czekać długo nie musiał. Bez pożegnania otwarła drzwi i po chwili je za sobą zamknęła zostawiając go samego.

Nocny Kieł westchnął, pozwalając, by opuściło go napięcie. Za dużo gadania jak dla niego. Zwłaszcza konwersacje z czartem były wyczerpujące. O ileż łatwiej wszelkie rozmowy rozwiązywało się mieczem. Może nawet dostanę jej głowę po wykonaniu tej roboty? pomyślał, uśmiechając się szpetnie.
Noc się zbliżała, pora przepełniona wilczym życiem. Argen nie był jednak w dziczy i musiał zachowywać ustalony przez społeczeństwo tryb życia, choćby wiązało się z tym spanie w ciągu nocy. Rano musiał być pełny sił. Nie zwlekał więc, zaryglował drzwi, zdjął pancerz i legł na swoim posłaniu.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 04-01-2016, 18:46   #27
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dwanaście złotych riv'ów zaliczki było kwotą dużą, acz nie olśniewającą (szczególnie w porównaniu ze stoma tysiącami riv'ów), lecz na zakup zapasów, niezbędnych podczas podróży, w zupełności wystarczało. Natomiast olśniewającą była proponowana zapłata, nawet jeśli miała iść do podziału pomiędzy tyle osób.
Jednak dać tyle złota za królewską koronę? Nawet jeśli był to symbol władzy, bez którego nie można było koronować następnego władcy?
- Możemy zamienić kilka słów, Zaliseno? - spytał Silyen, gdy przekraczali próg komnaty. - W mniejszym nieco gronie - dodał.
- Nasz pokój jest na górze - oznajmiła, kierując się w stronę schodów. - I tak musisz mi towarzyszyć by wysłać wiadomość.

Gdy znaleźli się w zaciszu ścian apartamentu, zajmowanego przez Zalisenę i jej eskortę, Silyen odprężył się nieco. Przebywanie w towarzystwie wróżek często owocowało kłopotami. Najróżniejszymi. A w tym momencie nic nie mogło go zaskoczyć. Był za to ciekaw, z jakiej metody skorzysta Zalisena.
- Potrzebujesz czegoś ode mnie, by rozpocząć przygotowania? - spytał.
- Nie - odparła, podchodząc do stojącej na małym stoliku misy i sięgając po dzban, który stał obok. - Na szczęście nie przewiduję w najbliższym czasie potrzeby zwiększonego użycia mocy, więc poradzę sobie bez dodatkowych środków.
Silyen skinął głową, równocześnie obserwując poczynania magiczki. Widział już kila sposobów bezpośredniej komunikacji. Porównanie tamtych obserwacji z poczynionymi teraz spostrzeżeniami mogło dać nową wiedzę.
Zalisena zaś nalała wody do misy i ustawiła ją na środku pokoju. Jej sługa w międzyczasie ustawił się tuż przy drzwiach i z obojętną miną przyglądał poczynaniom elfki. Od czas do czasu jedynie jego spojrzenie wędrowało w stronę Silyena, jakby upewniając się, czy elf faktycznie nie zagraża księżniczce.
- Gdy obudzę przejście będziesz musiał sam wezwać tego, z kim chcesz się skontaktować - poinstruowała elfa, stając przed misą z dzbanem w dłoni.
- Wezwę - obiecał Silyen. - Jak długo potrwa połączenie?
- Wystarczy na krótką rozmowę. Mogę je przedłużyć jeżeli zajdzie taka potrzeba - odpowiedziała, obdarzając go lekkim uśmiechem. - Postaraj się jednak ograniczyć do najważniejszych spraw.
Gdy upewniła się co do tego, że zrozumiał przechyliła dzban, z którego powoli zaczęła spływać woda, łącząc się cieniutkim strumieniem z tą, która już znalazła się w misie. Silyen od razu poczuł jak magia księżniczki wypełnia pokój skupiając się na owym wątłym strumieniu, który rozdzielił się na dwie części tworząc okrągłą ramę, wypełnioną drżącą, przeźroczystą taflą wody. Zalisena przeniosła spojrzenie na elfa i skinęła głową dając mu znak.
- Anaia z Arantz, kapitan fregaty "Seren" - powiedział.
Tafla zafalowała. Kręgi zaczęły się tworzyć na jej powierzchni, poczynając od środka, rozchodząc się ku jej brzegom. Minęła chwila nim z owej tafli wyłonił się utkany w wody obraz wzywanej kobiety.
- Musisz jak najszybciej przypłynąć do Tasiru - powiedział Silyen. - Jest ze mną księżniczka Zalisena. Chodzi o bardzo ważną sprawę. Kiedy możesz być w Tasirze?
- Żartujesz, prawda? - Głos był odrobinę zniekształcony, ale bez wątpienia była to Anaia.
- Jesteś sama? To sprawa... dyskretna.
- Tylko nie mów, że znów jakaś kobieta... I nie, nie jestem sama.
- Dla spódniczki nie prosiłbym księżniczki o pomoc. Za trzy, cztery dni będziemy w Tasirze.
- Będę, bo inaczej nie zdołam cię zabić.
- Też cię kocham.
Silyan przesłał buziaka swej rozmówczyni, a potem spojrzał na Zaliseną.
- Już, koniec - powiedział. - Dziękuję Zaliseno.
Elfka skinęła głową, unosząc dzban i przerywając połączenie. Ramy spłynęły do misy niszcząc wodny obraz, który widniał między nimi.
- Jesteś pewien, że przybędzie? - zapytała pochylając się by podnieść misę.
- Nigdy mnie nie zawiodła. Poza tym obiecała, że będzie, a nie rzuca słów na wiatr.
- Miejmy nadzieję iż nie postanowi uczynić tego po raz pierwszy. - Odstawienie naczyń na stolik, zatarło ostatnie ślady rzuconego czaru. - O czym chciałeś porozmawiać? - zapytała wskazując na jeden z foteli stojących przy kominku.
Silyan poczekał, aż księżniczka usiądzie, po czym sam zajął miejsce.
- Czy wiesz może coś więcej o tej koronie? Nagroda, jaką za nią wyznaczono, jest przerażająco wielka, nawet jak na jeden z regaliów Alezii.
Nie wydawała się zaskoczona owym pytaniem.
- To sprawy królestw, Silyanie. Tajne w dodatku, a sam wiesz, że takie lepiej trzymać w możliwie wąskim gronie. Mogę jednak zdradzić iż masz rację doszukując się powodów tak wysokiej nagrody. Korona ta nie jest bowiem tylko koroną i dlatego należy ją jak najszybciej odzyskać i zwrócić właścicielce.
- Rozumiem. I nie będę wypytywać już ani ciebie, ani Moonrii, która zdaje się też wie zadziwiająco dużo na ten temat. Czy ja dla odmiany mogę coś zrobić dla ciebie?
- To miła oferta, jednak póki co nic nam nie trzeba. Dziękuję jednak. - Kolejny, zdawkowy uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- W takim razie pozwól, że cię pożegnam.
- Oczywiście, wszak musisz się przygotować do wyprawy - skinęła głową.
Silyan wstał i skinął głową na pożegnanie.
- Dobrej nocy - powiedział. - I jeszcze raz dziękuję.
- Dobrej nocy - odpowiedziała, pozostając jednak na swoim miejscu.
Silyan w paru krokach był przy wyjściu.
- Dobranoc - powiedział do służącego-ochroniarza, który otworzył mu drzwi.
Mortol skinął głową.

Silyan miał nadzieję, że w tak dużej karczmie znajdzie się dla niego jakieś lokum. Wcześniej nie planował noclegu w tym miejscu, a teraz...
- Dobranoc - powiedział, mijając na schodach Daske i Moonrię.
Daske mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało jak 'dbrnc', równocześnie postarał się, by Moonria znalazła się jak najdalej od Silyana. Moonria zaś radośnie się uśmiechnęła i pomachała ręką, zaś jej 'Dobranoc!' słychać było zapewne i na drugim, i na pierwszym piętrze.
Silyan uśmiechnął się lekko, po czym ruszył dalej.

- Pokój poproszę. Jednoosobowy - powiedział, gdy w końcu dotarł na parter, do Katupira. - Kolację do pokoju. Śniadanie do pokoju skoro świt. I informację, jak wygląda sprawa z noclegami na trakcie do Tasiru.
Katupir przez chwilę spoglądał na elfa zdziwiony, jednak szybko się opamiętał. Gość płacił, gość miał.
- Pokój się znajdzie. Z posiłkami problemu nie będzie. Któraś z dziewczyn zaraz przyniesie, skoro szanowny gość w pokoju zjeść sobie życzy. Z noclegami zaś problemu nie będzie. Droga do Tasir obsiana karczmami.
- Dziękuję bardzo - odparł Silyan, sięgając do sakiewki. - Ile jestem winien?
- Trzydzieści brązowych - Katupir szybko obliczył koszt takowej usługi i podał swą cenę z uprzejmym grymasem na twarzy, który mógł ewentualnie za uśmiech uchodzić.
- Dziękuję. - Silyan położył na ladzie srebrnego riv'a.
Zabrał klucz i wydaną przez karczmarza resztę.
- Meli zaraz pana zaprowadzi - dodał Katupir.
Po chwili jak spod ziemi wyrosła szczupła brunetka, podobnie jak inne służące hojnie wyposażona przez naturę.
- Proszę za mną. - Dygnęła.

Pokój znajdował się na drugim piętrze, gdzieś w połowie korytarza. Parę drzwi dalej znajdował się apartament Zali.
- Czy pan sobie życzy coś jeszcze?
Służąca była młoda, ładna, zgrabna, ale Silyan nie czuł potrzeby załatwiania sobie towarzystwa na całą noc lub jej choćby fragment.
- Nie, dziękuję. Powiedz mi tylko, jak trafić do łaźni. - Silyan wręczył dziewczynie napiwek.
- Dziękuję. - Dziewczyna ponownie dygnęła. - Łaźnia jest w piwnicach. W razie potrzeby zaprowadzę.

Parę chwil później, przez przypadek, dowiedział się, kto jest jego sąsiadem z naprzeciwka.
Trudno było z czymś innym pomylić głos Daske'a. A radosny pisk "Ciastko!" mógł należeć tylko do Dzwonka.
Jednak Silyan nie miał zamiaru rozmawiać w tej chwili z kimkolwiek, a z nastawionym negatywnie do całego świata Daske w szczególności.


Łaźnia, kolacja, wygodne łóżko - czego więcej potrzeba?
Niecałą godzinę później odświeżony i najedzony Silyan zamknął i zasłonił okno, a potem starannie zamknął drzwi.
Pięć minut później spał.


Obudziło go stukanie do drzwi.
- Śniadanie! - Głos Meli towarzyszył stukaniu.
Do świtu, zdaniem Silyana, brakowało jeszcze kilka chwil, ale jemu to nie przeszkadzało. W końcu lepiej było zjawić się na spotkaniu za wcześnie, niż za późno.
- Już, zaraz - powiedział, pospiesznie ubierając spodnie i koszulę.

Kolejny uśmiech, kolejne 'dziękuję', kolejny napiwek.
Po śniadaniu Silyan spakował swój skromny dobytek, po czym dokładnie sprawdził, czy nie zostawił czegoś przydatnego. Nieprędko miał zamiar odwiedzić Barduk w ogóle, a 'Kogucika' w szczególności. Wiadomą zaś rzeczą było, iż pozostawione rzeczy zmieniają postać lub właściciela, co na jedno wychodziło, bo do prawowitego posiadacza nie wracały.
Dokonawszy starannych oględzin i uporządkowawszy pobieżnie pokój Silyan zszedł na dól. Musiał oddać klucz i zająć się wierzchowcem. Co prawda mogło mu to zająć parę minut, ale lepiej było czekać na innych, niż stać się powodem opóźnienia.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-01-2016, 21:33   #28
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Ghul niepomna przyszłych towarzyszy podróży zeszła po odebraniu zaliczki do wspólnej sali. Wypatrywała anioła, z którym uprzednio siedziała kapłanka, Glynne, jeżeli dobrze zapamiętała. Niestety, jak się okazało, kapłanka znów siedziała przy niebiańskiej istocie, co było całkiem nie po drodze nieco martwej kobiecie. Wieczór postanowiła zatem spędzić na odpoczynku, siedząc we wspólnej sali i popijając wodę. Zaczepić anioła chciała dopiero kiedy rozdzieli się z kapłanką.

W końcu pojawiła się szansa. Ghul prawie że wybiegła na ulicę, chcąc dogonić skrzydlatego. Od razu kiedy go zobaczyła ruszyła w jego kierunku i szybkim krokiem skróciła dystans.

- Przepraszam - odezwała się, starając się nie cuchnąć za bardzo. Wysiłek woli w tym przypadku był bezcelowy, jednak i tak zawsze tak robiła, gdy z kimś rozmawiała. - Ma pan czas porozmawiać przez chwilę? Zdaje się, że razem z twoją znajomą będziemy pracować…

Anioł przystanął i spojrzał na nią z ciekawością.
- Nic mi o tym nie wiadomo - odparł, jednak nie ruszył dalej w swoją drogę tylko czekał przyglądając się jej.


Na szczęście zatrzymał się. Rzadko kto, a w szczególności rasy uważane za te “dobre” miały ochotę na pogawędkę z przeklętą przez bogów. Uśmiechnęła się do siebie, odsłaniając przy tym garnitur paskudnych zębów.

- W sumie to nie w tej sprawie się odezwałam. Poszukuję… - Nie była pewna, czy może mu zaufać, ale w sumie… Co jej szkodziło? - Poszukuję sposobu, żeby umrzeć. Chcę umrzeć tak jak powinnam była umrzeć, zanim bogowie postanowili obłożyć mnie klątwą i zamienić w tę okropną rzecz, którą obecnie jestem. I tutaj moja sprawa - czy, jako przedstawiciel rasy, uznawanej za bliską bogom, wiesz może czy jest to w ogóle możliwe?

Wybałuszyła oczy na swoją głupotę. Nie wie, kim był ten mężczyzna, nawet się nie przedstawiła, a od razu wypaliła z najgłębiej drążącą ją sprawą. Idiotka! - podsumowała w myślach swoje zachowanie.

- Dlaczego chcesz umrzeć? - Był wyraźnie zaskoczony pytaniem które mu zadała.

Się w gówno wpakowała, to niech to dalej ciągnie…

- Głupio tak mówić o tym na środku ulicy. Może gdzieś usiądziemy? Jakaś ławka w parku czy cokolwiek… - zaproponowała. Chciała zapytać o imię i się sama przedstawić, jednak czuła się tak śmiesznie, że nie potrafiła się na to zdobyć.

- Wynajmujesz miejsce w Koguciku? - Zapytał, kierując spojrzenie ku karczmie. - Teraz nie mam zbyt wiele czasu jeżeli jednak nigdzie się nie spieszysz to mogę z tobą porozmawiać później. Powiedz tylko gdzie cię znaleźć będę mógł.

- Tak, mam pokój w Koguciku. Za godzinę będę w swoim pokoju. Jak nietrudno zgadnąć gości tam tylko jeden ghul, więc równie łatwo będzie mnie odnaleźć. Dziękuję. - zakończyła i ruszyła w swoją stronę.

***

Godzinę później ghul wróciła do swojego pokoju w karczmie, na plecach niosą swoją nową zdobycz - lśniący nowością i lekko emanujący magią plecak. Nie żeby ona to jakoś odczuwała - na magii się nie znała i nie miała pojęcia o jej jakimkolwiek działaniu. Przyjemnie obciążał jej barki.

W piwnicy otworzyła drzwi do swojej malutkiej krypty, położyła plecak na ziemi i usiadła na łóżku w oczekiwaniu na gościa.

Anioł był punktualny niczym nowiutki czasomierz. Równo w godzinę po ich spotkaniu i dosłownie chwilę po tym jak Ksenocidia wkroczyła do wynajmowanego przez siebie lokum, rozległo się pukanie do drzwi.

Ghul otworzyła drzwi, przed którymi stał skrzydlaty. Zaprosiła go do siebie, wskazując mu łóżko. Sama usiadła pod ścianą, podkładajac sobie pod tyłek książkę, wyciągniętą z kieszeni.

Skrzydlaty nim usiadł rozejrzał się po wnętrzu pomieszczenia i dopiero wtedy przysiadł na brzegu łóżka.
- Zwą mnie Merinsel - przedstawił się obdarzając kobietę łagodnym uśmiechem.


- Ksenocidia.

Tutaj nie było wiele do dodania. Podrapała się szponami po pobrudku.

- Zatem - zaczął przyglądając się jej z zainteresowaniem - dlaczego chcesz umrzeć?

- Czym jest życie ghula? Jesteśmy skorupami, w których tlą się ledwie resztki naszych prawdziwych osobowości. Zapominamy o samych sobie i stajemy się nikim. Niektórzy traktują to jako powstanie nowej osoby, jednak nie jest to prawdą. Jesteśmy tylko starym ciałem pozbawionym duszy i zmuszonym do pochłaniania śmierci, by podtrzymać swoją śmiertelną powłokę. Na dodatek osoby, na których trupach wzrastamy, były do cna przeżarte przez zło, co poskutkowało tą klątwą, która uosabia się, w tym przypadku, jako ja. Na co mi taka egzystencja? Samo zniszczenie siebie także nie jest trudnym rozwiązaniem, jednak nie tego poszukuję. Chcę umrzeć tak, by ta prawdziwa ja, ta martwa, mogła spocząć w spokoju. - Ksenocidia miała nadzieję, że wyłożyła swoje stanowisko w sposób w miarę zrozumiały. Miała trzydzieści lat, żeby się nad tym zastanowić.

- Twój problem bardziej do uszu kapłana się nadaje niż moich. - Jego odpowiedź nadeszła po dłuższej chwili, którą poświęcił na przemyślenie jej słów. - Podczas moich podróży spotkałem kilku osobników należących do twej rasy. Nie uważam by to, kim się stałaś, było klątwą. To druga szansa. Widać bogowie mieli dla ciebie inne plany, widać przeznaczyli cię do czegoś więcej, niż życie które wiodłaś wcześniej. Jeżeli jednak chcesz wiedzieć, w jaki sposób umrzeć, by z radością przyjęto cię w Ogrodach Tahary, wystarczy byś zginęła w walce o dobrą sprawę. Ten rodzaj śmierci z pewnością ucieszy jej Panią.

- Kapłani, których dotychczas spotkałam, nie potrafili mi pomóc. Zginąć w walce o dobrą sprawę… - zamyśliła się. - Problem w tym, co oznacza dobrą sprawę. Tak samo z tą drugą szansą. Drugą szansą dla osoby, którą nie jestem. Problem jest mocno złożony, potrzeba wielu lat, żeby go rozwikłać. Staram się, szukam po bibliotekach, kapłanach, mędrcach - jednak wciąż sens istnienia ghuli mi się wymyka. A jeżeli ma to być druga szansa - dlaczego w ciałach, których potrzeby same w sobie wydają się być bluźniercze? - zapytała, zapewne retorycznie.

- Bogowie każdemu z nas wyznaczyli miejsce na tym świecie, zatem i dla tobie podobnych musi ono istnieć. Nie uważam jednak by wasze zwyczaje żywieniowe były bluźnierczymi. Nie odbieracie wszak życia, więc na dobrą sprawę jesteście lepsi niż ci którzy zabijają by się pożywić. Uwierz mi, dusze tych, którzy trafiają na twój stół nie mają nic przeciwko. W Ogrodach jest im lepiej, te ciała nikomu by się już nie zdały, a tak przynajmniej i po swej śmierci mogą uczynić coś, co być może dobro przynieść zdoła. Dla wielu z nich jest to pierwsza rzecz, która chociażby trochę do dobrego uczynku jest podobna. Którego boga wyznajesz? - Zapytał po krótkiej chwili.

- Porzuciłam dawną wiarę. Moje poprzednie ja wyznawało boginię kurew i doliniarzy. Gus jej chyba było.

Pomimo okazywanej rezerwy, Ksenocidia poczuła się trochę lepiej. Wytłumaczenie odnośnie jedzenia trupów było nawet przekonujące.

Anioł skinął głową, po czym sięgnął po zawieszony na szyi łańcuszek, który po chwili zdjął i ułożył na dłoni.


- Przyjmij zatem ten dar - poprosił, wyciągając dłoń w jej stronę. - Nawet jeżeli w nią nie wierzysz to Pani Śmierci jest ci bliższa niż każdemu z nas. Może on pomoże ci uzyskać odpowiedzi, których szukasz.

Ksenocidia niepewnie wyciągnęła pazurzastą dłoń i odebrała podarunek.

- Dziękuję, Merinselu. I za ten symbol i za rozmowę. Jeżeli będę się mogła jakoś odwdzięczyć, to daj mi znać - powiedziała cicho, wpatrując się w piasek w maleńkiej klepsydrze.

- Jeżeli będziesz chciała jeszcze porozmawiać, służę swą osobą - odparł wstając.

Po wyjściu anioła, Ksenocidia wyjęła drewnianą drumlę z kieszeni i zaczęła brzdąkać spokojną melodię wpatrując się w otrzymany wisiorek, co jakiś czas obracając go do góry nogami i podziwiając piasek. Nie spostrzegła się nawet, a już nadszedł poranek.
 
Ardel jest offline  
Stary 06-01-2016, 18:34   #29
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Kobieta pobrała zaliczkę i powoli skierowała się do wyjścia. Przechodząc obok mnicha zwolniła nieznacznie.
- Miło mi będzie jeśli dołączysz do mnie przy kolacji - powiedziała i nie czekając na jego odpowiedź poszła dalej.
Nieśpiesznie przeszła przez korytarz i schodami w dół. Od czasu, gdy była tu przed spotkaniem z wróżką odrobinę zmienił się krajobraz. Było więcej ludzi, gwarniej, duszniej ale i radośniej przez wypity do tego czasu alkochol. Nie było już awanturników i podłoga wydawała się być zdecydowanie bardziej czysta. "Czyżby się zatłukli?" pomyślała, lecz nie poświęciła już więcej uwagi temu, bo zbliżyła się do karczmarza i poprosiła o podanie wina i kolacji dla niej i Merinsela, który w tej chwili miał najnudniejsze zajęcie.
stolika, gdzie czekał jej anielski towarzysz.
- Całkiem dobrze poszła rozmowa - powiedziała dosiadając się do stolika. Odpięła od pasa miecz i położyła go na ławie obok siebie. Przelotnie spojrzała na plecak, który nadal znajdował się tam gdzie go zostawiła. - Zamówiłam kolację i zaprosiłam do naszego stolika jednego mnicha wyznającego mojego boga. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciw - spojrzała na anioła pytająco.

Mnich wydawał się zaskoczony gdy nieznajoma, która zwała się Glynne, zaprosiła go do stolika. Był trochę głodny, choć to akurat nie stanowiło problemu żadnego. Trzymając cały więc swój dobytek w dłoni, ruszył za kobietą. Lekkim skinieniem głowy przywitał się z aniołem, jednocześnie odsuwając sobie krzesło. Gdy zasiadł na nim, kij położył na ziemi, bowiem nie sądził aby w tej rozmowie miał być on do czegokolwiek przydatny.
-Gdy los się nam uśmiecha, spotykamy przyjaciół, a gdy nam jest przeciwny, ładną kobietę. - odrzekł grzecznie, uśmiechając się przy tym do kobiety.
Gdy przyszła pora zamówienia posiłku poprosił o miskę zupy z ryżem i jakimś mięsem. Nie było to może zbyt wyszukane, ale mnich nie czuł potrzeby zamawiania wytrawnych potraw. Także jeżeli chodzi o napitek, tym razem zamierzał się delektować zwykłym sokiem z jabłek albo innych suszonych owoców.

Anioł najwyraźniej nic przeciw towarzystwu mnicha nie miał. Skinął mu głową, w odpowiedzi na jego słowa, które na twarzy skrzydlatego wywołały pełen zdziwienia wyraz.
- Zadbałem o nocleg - poinformował swą towarzyszkę, postanawiając najwyraźniej zignorować póki co owego mnicha.
Glynne uśmiechnęła się na słowa mnicha, ale nie skomentowała ich choć początkowo miała na to ochotę.
- Bardzo miło z twojej strony - odparła do Merinsela. - Ruszamy z samego rana, więc jeśli uważasz że czegoś nam brakuje to jest jeszcze czas to nadrobić - mówiąc to podała mu zaliczkę od wróżki.
- Zajmę się tym - odparł biorąc sakiewkę. - Zostawię was samych - dodał, wyciągając z kieszeni klucz i podając go kobiecie. - Drugie piętro, pierwszy po prawej.
- Nie zjesz najpierw? - zapytała niepocieszona, że na darmo zamówiła dwie porcje pieczeni. Wzięła od niego klucz i schowała do swojej sakwy.
- To zajmie chwilę, targ jest tuż za rogiem, a resztą zajmie się Katupir. Wrócę nim zdąży ostygnąć. - Po raz pierwszy od jej powrotu przez jego twarz przemknął uśmiech, który jednak pozostał na niej tylko chwilę. - Lepiej załatwić zapasy wcześniej niż później.
- Dobrze, tylko nie wydaj wszystkiego na głupoty - uśmiechnęła się do anioła.
- Postaram się - odpowiedział, po czym skinął głową mnichowi, a dopiero później Glynne. Po chwili już go nie było.
Mnich przysłuchiwał się w milczeniu tej wymianie zdań. Co jakiś czas podnosił wzrok z nad talerza, przyglądając się nowo poznanym znajomym. Od dawna przebywał w samotności, więc ich dyskusja była przyjemną odmianą monotonnej ciszy.
- Od dawna znasz Skrzydlatego? - zapytał Mnich, gdy anioł odszedł.
- Od początku podróży w to miejsce - odpowiedziała. - Przybyliśmy z San, więc trochę minęło. Jest przyjemnym towarzyszem, choć małomównym - spojrzała na mnicha. - Od dawna wyznajesz Riv?
-Całe życie - odparł zgodnie z prawdą, choć trzeba było przyznać że mnich wypowiadał się zwięźle i krótko
- Rozumiem, że pochodzisz z Gór światła. To... Naprawdę spory kawał drogi w to miejsce. A już myślałam, że sama z daleka pochodzę - uśmiechnęła się do niego. Karczmarz pojawił się przy nich stawiając pieczeń i kielichy przy Glynne i przed mnichem, a karafkę z winem na środku blatu.
Gdy tylko odszedł kobieta poprawił pomyłkę i przesunęła porcję pieczeni w kierunku pustego teraz miejsca które zajmował anioł.
- Należysz do jakiegoś zakonu? - zapytała nalewając sobie wina do kielicha.
-Można to tak powiedzieć. Wychowałem się w klasztorze, pod okiem mistrzów. Na szczycie Gór Światła, istnieje klasztor Foshan. To tam mnie wychowano - odparł skromnie mnich -A Ty? Jak to jest z Tobą ? - zadał pytanie swojej rozmówczyni na koniec.
Glynne słuchała go uważnie nieśpiesznie sącząc wino. Gdy skończył odstawiła kielich i wzięła do ręki sztućce.
- Wcześnie trafiłam do sierocińca prowadzonego przez kapłanki Zakonu Vess. To one wychowały mnie otaczając troską. Bardzo dobrze wspominam tamten czas - nostalgia zagościła w jej spojrzeniu, gdy kroiła pieczeń. - Byłam wdzięczna im, ale przede wszystkim wyznawanej przez nie bogini Riv. Nie zastanawiałam się nawet, gdy zaproponowano mi dołączenie do Zakonu, bo zawsze marzyłam by stać się jedną z Vess - po tych słowach spojrzała na Li. - Opowiedz mi o swoim zakonie - poprosiła.
- Cóż. Nie ma za wiele do powiedzenia. Żyjemy z dala od ludzi choć czasem schodzimy do pobliskich osad pomagając biednym i słabszym. Klasztor jest dość ubogi i tam hartujemy ducha i ciało. Każdy po wielu latach przechodzi swoisty test. Każdemu pisana jest własna droga. Moja doprowadziła mnie tutaj - odpowiedział zgodnie z prawdą - Czemu akurat Ciebie wybrano do pomocy ? - zapytał bowiem kobieta wyglądała dość młodo.
Zastanowiła się nad jego pytaniem wbijając widelec w pieczeń. Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Jeśli moje starsze siostry zakonne uznały, że temu podołam to tak będzie - odparła bez skrępowania, a w jej tonie głosu nie było nawet cienia przechwałki. - Ufam w ich osąd i wiem, że Riv mnie wesprze - w jej słowach czuć było wewnętrzny spokój. - W moim Zakonie nie ma testów. Jeśli kapłanki uznają kandydatkę za godną to dostąpi taka zaszczytu by przyjąć kapłańskie święcenia i otrzymuje przydomek Vess. Choć w moim kraju jesteśmy kojarzone z wizerunkiem walecznej kobiety okutej w zbroję płytową dzierżącą miecz półtoraręczny to również pośród nas są delikatne istoty, które poświęcają się na zgłębianiu tego co ofiarowuje nam Riv. Zakon wspiera króla, a ten nie szczędzi kapłankom funduszy, więc zarówno sierotom przez nas chowanym, jak i nam nie brak niczego - i to mogło tłumaczyć jej zadbany wygląd jak i pięknie zdobiony miecz jaki obok niej leżał.
Mnich przyjął w milczeniu słowa kobiety. Było to dla niego coś nowego. Nowy zwyczaj. Nowi ludzie, więc nie jemu ani było osądzać ani kwestionować cokolwiek. Skinął tylko głową że rozumie, i powrócił w milczeniu do spożywania swojego posiłku. Nie był rozmownym towarzyszem, bowiem cenił sobie ciszę i spokój. Poza tym uważał że słowa trzeba ważyć, bowiem potrafią one być przyczyną głupich sporów.
Kobieta nie nalegała na dalszą rozmowę i podobnie ja Li skupiła się na posiłku. Nie spieszyła się z tym zerkając tylko raz po raz na stygnąca porcję anioła. Czas mijał a jego wciąż nie było. Glynne zastanawiała się co chciał zakupić na drogę, że tyle mu się schodziło.
- Jak dowiedziałeś się o zadaniu? - zapytała, gdy jej talerz był już pusty a kielich po raz drugi opróżniony.
-Od tej skrzydlatej małej. Dziś. Wcześniej...nie wiedziałem - odparł zgodnie z prawdą.
Glynne spojrzała na niego z pewną dozą zdziwienia.
- Znaczy… Chyba nie znalazłeś się w tej karczmie przez przypadek skoro przybywasz z tak daleka - uściśliła swoje zapytanie.

Nim miała okazję usłyszeć odpowiedź na swe pytanie, w drzwiach karczmy pojawił się Merinsel i od razu ruszył w stronę stolika, przy którym wraz z mnichem siedziała.
- Zakupy zostaną dostarczone rano - poinformował ją siadając i zabierając się za swoją chłodnawą już pieczeń.
- Doskonale - odparła kapłanka krótko nalewając wina do kielicha jego i swojego.
-Przeznaczenie mnie tu skierowało. Kazało mi znaleźć...ją. I znalazłem - sam nie wiedział czemu, ale teraz wydawało mu się to zabawne. Przemierzył taki szmat drogi...by znaleźć tego skrzydlatego chochlika. Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy -Smacznego - rzucił do anioła, który zabrał się za jedzenie.
- Dziękuję - odparł Merinsel, gdy tylko przełknął to co akurat w swych ustach miał. - Merinsel - przedstawił się, nadrabiając ów brak z poprzedniego spotkania.
-Fei Li - odpowiedział mnich krótko.
Anioł skinął głową mnichowi, na chwil parę skupiając się na nadrabianiu zaległości w jedzeniu.
- Jak rozumiem także udział w zadaniu, które wróżka zleciła, bierzesz?
-Los tak chciał - potwierdził przypuszczenia anioła
- Zatem ciekawe towarzystwo się zebrało - stwierdził anioł, nie wydając się zrażony małomównością mnicha. - Miałem okazję spotkać kolejną z osób, które towarzyszyć nam będą. Ghula, kobietę. - Tym razem zwrócił się do Glynne.
- Tak, pamiętam ją. Ksenocidia - wspomniała ją sącząc wino. - Mamy też rybjię. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej poza malowidłami. Niestety prawdą jest, że to niema istota - stwierdziła. - Rozumiem, że na minięciu się nie skończyło. Rozmawialiście o czymś konkretnym?
- O śmierci - odparł, odsuwając od siebie talerz z niedokończoną kolacją. - Spotkam się z nią ponownie za chwilę. Wydaje mi się iż temat ów jest dla niej niezwykle istotny. Ghule zwykle nie zaczepiają innych bez ważnego powodu, a przynajmniej te, które spotkałem tak nie czyniły. Rybja zaś… Może się okazać przydatna.
- Skoro żywi rozmawiają o życiu, to nie powinno nas dziwić, że Ghule chcą mówić o śmierci - wzruszyła ramionami. - Nie mniej ciekawi mnie wasza rozmowa, więc jeśli tylko nie będzie spowiedzią to chętnie usłyszę co ci ona powie - dodała
- Mam wrażenie iż nie będzie to nic więcej ponad rozmowę o egzystencji i jej celach. Oczywiście przekażę ci to, co będę mógł - odpowiedział, wstając. - Teraz zaś wybaczcie, lecz ponownie was opuszczę. Godzina minęła, a ja nie lubię się spóźniać. Szukać cię tu czy w pokoju, Glynne? - Zapytał jeszcze.

- Będę w pokoju, czas odpocząć - odpowiedziała mu.
- Zatem to tam skieruję swe kroki po owej rozmowie - rzucił na pożegnanie, po czym skierował się w stronę Katupira, z którym zamienił słów parę, a następnie skierował się do korytarza po prawej stronie.
Mnich skinieniem głowy pożegnał anioła, by potem zwrócić się do Glynne:
-Jeśli jesteś zmęczona nie krępuj się. Ja tu jeszcze posiedzę. Wiele lat minęło od kiedy w okół mnie było więcej niż kilkoro ludzi. - uśmiechnął się szeroko.
- W takim razie życzę dobrej nocy - odparła i sięgnęła po swój plecak i miecz. - Do zobaczenia jutro rano - po tych słowach wstała i po uprzejmym skinieniu głową do Li na pożegnanie skierowała się ku schodom.

Wyciągnęła klucz z sakwy i okazało się, że drzwi, przed którymi stanęła były właściwe. Rozejrzała się po pokoju mającym dwa łóżka, stolik i okno.
Zamknęła za sobą drzwi i weszła do środka kładąc swój plecak przy łóżku, a miecz na poduszce. Podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Widok zza szyby wychodził na ulicę. Idealnie.
Zaczęła rozbierać się ze swoich ubrań. Kurtkę powiesiła na krześle i tam też zostawiła pas oraz spodnie. Podeszła do małej toaletki i odświeżyła się przy niej. Wróciła do łóżka usiadła na jego środku uprzednio zdejmując buty. Siedząc ze skrzyżowanymi nogami położyła na udach wyciągnięty z pochwy miecz. W tej pozycji, z prawą dłonią położoną na płazie pogrążyła się w modlitwie.
Nie dane jej było długo ową samotnością się cieszyć. Skrzypienie podłogi przed drzwiami, a następnie ich otworzenie zwiastowało powrót jej skrzydlatego towarzysza. Anioł postanowił najwyraźniej iż przeszkadzać jej w modlitwie nie będzie i miast się odezwać w ciszy odjął swój płaszcz, a następnie zbroję, którą złożył przy łóżku. Do niej to dołączył długi miecz. Dopiero wtedy usiadł na wolnym łóżku, czekając cierpliwie aż Glynne zakończy swe modły.
Kobieta otworzyła oczy i spojrzała na Merinsela. Nieśpiesznie odłożyła miecz obok na poduszkę przy okazji gładząc go pieszczotliwie dłonią.
- Coś ciekawego? - zapytała.
- Ciekawy ghul, reszta jednakże taka jakiej się spodziewałem - odparł. - Będę musiał odwiedzić świątynie Tahary nim ruszymy. - Słowa te wypowiedziane zostały z pewną dozą niechęci.
- Jeśli uważasz to za konieczne - powiedziała. - Co chciała ghul? - zmieniła prędko temat by anioł przestał myśleć o niemiłej dla niego konieczności odwiedzenia miejsca sakralnego jego boga.
- Wiedzy - odpowiedział uśmiechając się łagodnie. - Chciała wiedzieć jak umrzeć. Ta istota nigdy nie pogodziła się z darem, który otrzymała. Zbyt wiele w niej zostało by tak się stało. Ofiarowałem jej swoje przemyślenia, które zrodziły się przy okazji spotkań z jej podobnymi. Mam nadzieję, że to jej pomoże. - Mówiąc uniósł dłoń do piersi, szukając na niej czegoś, jednak gdy tego nie znalazł, opuścił ją z powrotem na łóżko.
- Jeśli nie zmieni zdania to mogę jej pomóc - wymownie spojrzała na swoją klingę, która wybitnie do tego celu się nadawała. - Zgubiłeś medalion na zakupach? - zapytała patrząc na niego ze zdziwieniem odkrywając czego mu brakuje.
- Ona szuka godnej śmierci, takiej, która zmaże klątwę. Wspomniałem jednak iż winna ze swymi problemami do kapłana się udać. Kto wie, może wspomni ci o nich.
Nim odpowiedział na jej pytanie przez chwilę wydawał się tkwić we własnych myślach, jakby starając przypomnieć sobie co właściwie z owym medalionem zrobił. To jednak niezbyt pasowało do jego pewnej odpowiedzi, której w końcu udzielił.
- Oddałem.
- Rozumiem - uśmiechnęła się lekko. - Choć uważam, że taką śmierć również można uznać za chwalebną. Potrzeba odwagi by podjąć taką decyzję - dodała patrząc na swój miecz. Podniosła wzrok na anioła.
- Jak się czujesz? - zapytała go z nieco ukrywaną troską.
Podniósł na nią swój wzrok, który w pierwszej chwili nie wyrażał niczego, jednak już w następnej był pełen zdziwienia.
- Dlaczego pytasz?
- Wyglądasz na zmartwionego
- odpowiedziała mu wprost.
- Nie przejmuj się tym - odparł, przywołując na usta łagodny uśmiech. - Powinnaś odpocząć skoro ruszamy z rana. Którędy wyznaczono trasę?
Glynne położyła się na boku przykładając głowę do poduszki tuż obok leżącej tam klingi.
- Jeśli wszystko ułoży się dobrze to wyruszamy z portu w Tasir i oszczędzimy sobie drogi do stolicy - odpowiedziała przyglądając mu się uważnie. - Ja wiem, że to nie moja sprawa, nie mniej serce się kraje od patrzenia na smutnego anioła - wydusiła z siebie w końcu marszcząc brwi w zmartwieniu.
- Wybacz, że przysparzam ci trosk. To minie, nie przejmuj się tym.
Słowom swoim starał się nadać lekkie brzmienie, jednak czas, który spędzili w drodze, pozwolił Glynne dostrzec niezbyt udaną próbę zbagatelizowania problemu. W jego słowach nie było jednak śladu kłamstwa. Tym bowiem usta jego nie skalały się ani razu odkąd go poznała.
Udzieliwszy jej tej odpowiedzi skupił się na przygotowaniach do snu. Powoli i z namysłem pozbył się wpierw butów, układając je następnie równo obok siebie i wsuwając pod łóżko. Po butach przyszła kolej na koszulę, która ułożona została na oparciu łóżka. Na końcu dołączyły do niej spodnie. Merinsel zawsze dbał o ład i porządek, szczególnie w miejscu, w którym przyszło im nocować. Kolejnym z jego zwyczajów było ustawienie ochronnej bariery wokół ich posłań. Tym jednak razem nic nie wskazywało na to by zamierzał to zrobić. Zakończywszy swe przygotowania usiadł i oparł się plecami o ścianę, podciągając prawe kolano ku górze i opierając o nie rękę. Skrzydła otuliły jego postać niczym śnieżnobiały płaszcz.
- Tasir - podjął wcześniejszą rozmowę, najwyraźniej zapominając iż dopiero co namawiał ja do odpoczynku. - Zatem czeka nas droga morska. Gdzie zatem zmierzamy, Glynne?
Przez cały ten czas kapłanka raz po raz spoglądała na Merinsela. Nie była szczególnie bardzo zmęczona. Wyciągnęła się wygodnie na łóżku i ułożyła rękojeść miecza pod poduszką. Zawsze tak sypiała niezależnie czy była w drodze czy miejscu całkowicie bezpiecznym. Kwestia przyzwyczajenia i pewnie również poczucia bezpieczeństwa jakie dawała jej bliskość klingi. Palcem zaczęła wodzić po wyżłobieniach biegnących przez ostrze.
Podniosła wzrok na anioła, gdy ten odezwał się.
- Lust. Siedziba nekromanckiej, samozwańczej królowej Sontii - dopiero teraz tak naprawdę do niej dotarło, że anioł przecież nie wiedział o misji więcej niż mu powiedziała. - Skradziono koronę królowej Hasiry. Miało to miejsce kilka dni temu. I to właśnie Sontii została uznana za tą która zleciła kradzież. Wyznaczono nad wyraz wysoką nagrodę za znalezienie korony. Sto tysięcy rivów oznacza, że jest to bardzo ważny przedmiot.
Anioł skinął głową przyjmując tą informację. Nie wydawał się zaskoczony. Na szczęśliwego także nie wyglądał.
- Sontia Dakara to groźny przeciwnik. Szczególnie będąc w posiadaniu korony Denary. Musiała jednak mieć ważny powód by dopuścić się tego czynu. Nagroda zaś… Nagroda dziwić nie powinna, ów przedmiot jest bezcenny.
- Denary? - zapytała unosząc brwi w zdziwieniu myśląc, że się przejęzyczył.
Ponowne skinięcie głową poprzedziło jego słowa.
- Pani Wody Denara. Wedle przekazów tą właśnie koronę nosiła na głowie, gdy jeszcze ukazywała się mieszkańcom Zaris. Gdy zniknęła, przekazała ją władcy Alezii. Od tamtej pory każdy kolejny władca wybierany jest nie z racji urodzenia, a umiejętności władania mocą zawartą w artefakcie.
Glynne była pod wrażeniem pochodzenia tego artefaktu.
- To trochę wygląda tak, jakby Sontii chciała udowodnić, że jej się bardziej należy korona... - wypowiedziała na głos swoje myśli. Władza była jednym z dogmatów Riv i obcym pragnieniem dla Glynne. Sama nigdy nie dążyła do władzy co na drodze do osiągnięcia równowagi między dogmatami bóstwa stanowiło przeszkodę. Najlepsze spośród Vess potrafiły osiągnąć tą równowagę. Ale Glynne nie czuła się z tego powodu źle. - Zadanie zostało dane przez mojego króla, więc San zdaje się chcieć zacieśnić więzi z Alezją - skryła ciche ziewnięcie zakrywając usta dłonią.
- Dopóki żyje prawowita właścicielka tej korony, Sontia jedyne co uczynić może to skorzystać z częściowej władzy jaką przedmiot ten posiada. Ta jednak sama w sobie daje jej dużą przewagę. Szczególnie gdy do jej uszu dotrze, że się zbliżamy.
Przez chwilę przyglądał się jej nim dodał.
- San i Alezia od jakiegoś czasu dążą do połączenia. Ta okazja jest aż nazbyt dogodna. Teraz jednak nie pora na te dywagacje. Śpij.
- Zdajesz sobie sprawę, że często zdarza ci się traktować mnie jak małe dziecko? - zwróciła mu uwagę. Nie było jednak w tym pretensji. Nawet uśmiechnęła się ciepło do niego.
Uśmiechnął się, jednak nieco smutno.
- Nie jest to moim zamierzeniem, Glynne. Troszczę się o ciebie jak o towarzysza broni.
Westchnęła wiedząc że i tak nic nie zdziała.
- Pamiętaj tylko, że jestem tu obok, gdybyś zechciał o tym porozmawiać - odparła ciepłym tonem po czym położyła się na plecach okrywając kocem. - Śpij dobrze.

* * *

O świcie obudziło ją czyjeś krzątanie się. Anielskie skrzydła były bardzo nieporęczne w ciasnych pomieszczeniach. A ciasnym okazywał się nawet nie mały przecież pokoik jaki wynajmowali. Otworzyła oczy i przeciągnęła się na łóżku.
- Dzień dobry - przywitała Merinsela zaspanym głosem. Powoli podniosła się przeczesując włosy. Anioł był już gotowy do wyjścia i łapiąc za klamkę poinformował ją tylko, że idzie do świątyni. Obiecał wrócić na śniadanie. Nim Vess zdołała cokolwiek odpowiedzieć ten zamknął już za sobą drzwi.
Glynne bez ociągania się wstała z łóżka i zaczęła się rozciągać. Po tej czynności, którą miała w zwyczaju robić każdego ranka, zaczęła się w końcu ubierać.
Postanowiła, że uprzednio zamknie drzwi pokoju na klucz. Teraz dopiero zdjęła z siebie koszulę by zmienić ją na inną, wyciągniętą z plecaka. Narzuciła ją na naznaczone kilkoma bliznami plecy i podeszła do lustra toaletki, żeby zapiąć ją. Na brzuchu i boku widniały kolejne ślady po dawno zaleczonych ranach.

Wkrótce była gotowa do wyjścia. Zapakowała jeszcze swoje rzeczy do plecaka i umocowała miecz przy pasie. Nigdzie się bez niego nie ruszała.
Wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Zeszła na dół do sali i po zamówieniu dwóch porcji usiadła przy wolnym stoliku. O tej nieludzkiej porze nie było o to trudno.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 06-01-2016, 20:44   #30
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Mnich jeszcze przez jakiś czas siedział samotnie przy stoliku. Delektował się napojem z suszonych śliwek, które od pierwszego spróbowania, przypadły mu do gustu. Zamówił jeszcze jedną porcję zupy, bowiem nie chciał iść spać głodny. W przeciwieństwie do reszty podróżników, on wolał nocować w stajni. Tańsze koszta, a i spanie na sianie nie było takie złe. W porównaniu do gołej ziemi, czy zimnych granitowych bloków siano wydawało się być prawdziwym luksusem.
Ciepła zupa rozgrzała zmarznięte wnętrzności mnicha, jednocześnie sycąc go do pełna. Łyżka raz po raz wędrowała w jego ustach, wlewając ciepłą ciecz do ust. W ciszy i spokoju kontemplował nad życiem i światem. Po pewnym czasie przestał nawet zwracać uwagę na otaczających go ludzi.
Misja, która go czekała, była dziwna. Niby proste, lecz miał przeczucie że nie wszystko zostało im powiedziane do końca. Podróż morska jaką miał odbyć nie napawała go przerażeniem, a raczej ciekawością bowiem wcześniej tylko raz płynął statkiem. Fakt, bujanie i morskie fale nie były czymś co by mu przypadło do gustu, ale z drugiej strony podziwianie natury i ta wolność. Rozkoszował się tym. Tak samo jak morskimi stworzeniami, które mógł zobaczyć podczas podróży. Nekromantka. Sontia. Imię to słyszał po raz pierwszy, choć mnisi z klasztoru mówili mu o tych magach. Z reguły byli źli. Pragnęli nieśmiertelności i potęgi. Może to dlatego Riv wysłała go w tą podróż. Może dlatego, kazała odnaleźć mu skrzydlatą.
Tak zamyślony Fe Li opuścił karczmę i udał się do stojącej obok stajni. Tam miał przygotowany swój własny boks, i miejsce gdzie mógł spocząć. W innych zagrodach znajdowały się wierzchowce, ale ich obecność nie przeszkadzała mu. A on im. Oczywiście wolał towarzystwo koni, niż centaurów. Te bywały często zaczepne, lub chciały za każdym razem udowodnić swoją wyższość nad ludźmi. Mnich jednak pragnął oddać się jeszcze wieczornej medytacji, gdzie mógłby poszukać odpowiedzi na pewne nurtujące go pytania. Świat, w którym się znalazł, dalece odbiegał od tego, który znał przez całe życie. Różnorodność istot, które ciągle napotykał, zaskakiwała go. Do tej pory miał szczęście, gdyż nikt go nie zaczepiał, ani nie pragnął z nim konfrontacji.
Jeden z wielkich Mistrzów od małego wpajał mu jedną maksymę. Zwyciężają ci, którzy wiedzą, kiedy walczyć, a kiedy nie. Dlatego Fei Li nie szukał zwady, bowiem zawsze może trafić się potężniejszy wojownik od niego. Porażka boli, ale porażka do której sam doprowadzasz, boli podwójnie.
Pochłoniętego myślami mnicha, dobiegł głos cichych kroków. Ktoś się skradał. Dało się to wyczuć nie tylko po sposobie stawianych kroków, ale także i oddechu. Ktoś nie chciał spłoszyć koni, ani wzbudzić niepokoju u centaurów, czy odpoczywających na górze harpii. Ten ktoś, był dobry. Naprawdę dobry. Nie czyniąc hałasu, Fei Li podniósł się, nie czyniąc żadnego hałasu i wyjrzał spokojnie znad boksu. Początkowo dostrzegł tylko cień człowieka, który pragnął dostać się do stajni, do jednego z pomieszczeń. Sposób w jaki to robił, z pewnością świadczył o tym że nie mógł być on właścicielem zwierzęcia, które tam stało.
Biały ogier ający najlepszy boks, oraz mogący liczyć na specjalne traktowanie, z pewnością nie należał do tego człowieka.
Fei Li wyszedł po cichu ze swojego pomieszczenia i lekko chrząknął, uśmiechając się przy tym. Złodziej automatycznie odwrócił się, a w jego dłoniach zabłysnęła stal. Nieznajomy mężczyzna, liczył około trzydziestu, może czterdziestu wiosen. Na poznaczonym czole bliznami zawieszona była chusta, która przytrzymywała włosy aby nie spadały na twarz. Ubranie było dość mocno znoszone, i nosiło ślady licznych cerowań.
-Spadaj. To nie twoja sprawa - warknął nieznajomy
-Myślę dobry człowieku, że powinieneś sobie stąd pójść. Ten koń nie należy do Ciebie - odrzekł spokojnie mnich
Mężczyzna rozłożył ręce w geście mówiący “że sobie idzie”, by w jednym ułamku sekundy jego prawa dłoń wystrzeliła do przodu. Ostrze, które trzymał w dłoniach, zostało uwolnione i pomknęło ku mnichowi. Ten nie odrywając nawet stóp od ziemi, wykonał skręt tułowiem tak, że stal mignęła obok niego. Ostrze odbiło się od murku, który znajdował się za mnichem. Fei Li uśmiechnął się tylko, i pokręcił głową. Nie chciał walki. Nie widział sensu, tym bardziej że, jego przeciwnik nawet uzbrojony nie miał za wielkich szans z nim.
-Naprawdę, powinieneś iść sobie stąd. Straż pewnie zaraz przybędzie. Po co Ci kłopoty - próbował przemówić do rozumu nieznajomemu.
Ten jednak nie zamierzał ustąpić, a może po prostu uważał się za lepszego. To nie miało większego znaczenia, bowiem jedyne co było w tych chwilach istotne to że, zaatakował mnicha. Ruszył biegiem na niego, wymachując mieczem, którym zamierzał go najpewniej zabić. Miecz, który znalazł się w prawej dłoni, wyglądał na dość ostry i z pewnością było to narzędzie, które mogło uczynić wiele krzywdy. Jego właściciel niestety był zbyt zapalczywy, i atakował bez pomyślunku. Wykonał zamach od góry, jakby chciał przepołowić swojego przeciwnika. Fei Li spokojnie wyczekał na dogodny moment, i praktycznie nie odrywając stóp od ziemi, zszedł na bok, unikając ciosu. Jednocześnie gdy ręka napastnika, niesiona siłą pędu, była już na wysokości jego barku, jedna z dłoni mnicha wystrzeliła do przodu w celu złapania za przedramie, by druga uderzyła wewnętrzną częścią dłoni w bark. Nim złodziej zdążył zareagować, Fei Li wykonał kolejne szybkie uderzenie. Tym razem trafił łokciem w twarz. Złodziej padł na ziemię wypuszczając miecz.
Mnich odstąpił parę kroków do tyłu, dając możliwość wycofania się przeciwnikowi. Ten patrzył wzrokiem pełnym nienawiści ale i strachu, bowiem Fei Li wydawał się być spokojny i niewzruszony. Złodziej wstał i trzymając się za wybity bark, zaczął się wycofywać.
Jego wycofywanie się ułatwiła w znacznym stopniu strzała, która wbiła się w podłogę tuż przed jego stopami.
- Powinieneś posłuchać - stanowczy głos, bez wątpienia należący do kobiety, dotarł do nich od strony przepierzenia, za którym znajdowała się część stajni przeznaczona dla centaurów. Drzwi, które do niej prowadziły były lekko uchylone, tak iż nie dało się w pełni dostrzec kim jest właścicielka głosu. Nie dało się jednak nie zauważyć grotu kolejnej strzały gotowego w każdej chwili pomknąć ku złodziejowi. Temu najwyraźniej wystarczyło atrakcji jak na jeden wieczór. Zachowując czujność wycofał się do wyjścia ze stajni, za którego drzwiami po chwili zniknął.
- Powiadomię księżniczkę o tym zdarzeniu. Z pewnością będzie ci chciała podziękować - ten sam głos przemówił po raz kolejny, a jego właścicielka wyłoniła się z mroku, odkładając strzałę do kołczana.

Mnich odwrócił się w pełni, gdy już złodziejaszek zniknął za drzwiami, w kierunku centaurzycy i lekko skłonił się, mówiąc:
-Dziękuję za pomoc. Jestem wdzięczny. Nie szukam poklasku, a najważniejsze że zwierzę, nadal będzie w dobrych rękach - słowa wypowiedział delikatnie.
Łuczniczka odpowiedziała lekkim pochyleniem głowy, po czym przekroczyła próg, wyłaniając się w pełni z mroku. Swe kroki skierowała do tkwiącej w podłodze strzały.
- Zalisena powinna się dowiedzieć i tak też się stanie. Mogę jednak przemilczeć twój udział, jeżeli chcesz. Pomoc zaś nie była potrzebna. Ot, nie lubię koniokradów.
-Dziękuję za zrozumienie. - po tych słowach ponownie ukłonił się i skierował się do swojej zagrody.

Tam też zdjął z siebie swoje szaty i wygodnie ułożył się do snu. Nie czuł zmęczenia, ale chciał skorzystać z okazji, że ma nad głową ciepły dach i sucho. Takie wygody nie często mu się przytrafiały, toteż chciał z nich skorzystać póki miał okazję. Sen przyszedł dość szybko...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172