04-01-2016, 22:26
|
#84 |
Konto usunięte | Obłok skrzącego się pyłu utworzonego przez rozpłynięcie się Tamarie był widokiem niezbyt przyjemnym dla Sadima. A mówił jej, by się zatrzymała i zaatakowała zza kolumny, a ta wolała flankować.
~ Cholera - pomyślał Sadim - Mogłem ją powstrzymać siłą.
Znak na jego czole zniknął, a ciało na ułamek sekundy osłabło. Półelf powstrzymał jednak uginające się z powodu jakiegoś bólu w lewym boku kolana i ruszył przed siebie. Stanął pewnie na ziemi.
Żyły na jego rękach rozświetliły się jasnym bladoniebieskim blaskiem, a iskry energii przenikające przez ubrania tworzyły runy formujące jakiś krąg za powiększonym wojownikiem, trochę ponad jego głową. Przywoływacz wyciągnął prawą dłoń, a drugą chwycił swój nadgarstek. Jego nastepne słowa odbiły się echem w uszach wszystkich zebranych w pomieszczeniu.
- κλήση! Pierwsza brama niebios! Orzeł!
Z portalu wyleciał biało-niebiesko opierzony orzeł natychmiast szarżujący na wojownika, w którym wyczuł zło. Jego drapnięcia oraz ugryzienia zostawiały lśniące smugi oraz rany na przeciwniku, aż wreszcie ten ostatni padł martwy.
Sadim chwycił się za bok, a drugą dłonią odepchnął się od jednej kolumny, a później od następnej, dopóki nie zmusił się, by przynajmniej wyglądać normalnie mimo bólu. Wziął amulet maga z chęcią oddania go świątyni Tyra, a następnie podszedł do Kurga.
Po wzięciu pozostawionego przez zmarłych ekwipunku ruszył z pozostałymi, by napotkać czekającego na nich niziołka, który z powodu ich rozmów uciekł. Nie miał zamiaru pakować się za samozamykające się drzwi, kiedy o mało nie zabiła ich wielka tocząca się kula. A że jeszcze zostało coś wspomniane o pułapkach... Wyraził swą opinię, której trójka jego towarzyszy nie posłuchała i przeszła za wrota. Zasmucił się tym i po prostu pozostało mu życzyć im szczęścia. Wziął torbę od Szarej i z pozostałą grupą wrócił na górę.
Podczas całej wędrówki powrotnej dręczył go ból w boku... I przewijająca się co jakiś czas wizja.
Pobojowisko. Wielkie i rozległe. A na środku jakaś osoba poważnie ranna. Jakaś... Dziewczyna?
Sadim nawet nie zauważył kiedy znalazł się na górze. Słyszał jakby z oddali głos Szarej. Półelf chciał położyć jej rękę na ramieniu, by dodać jej otuchy, ale zamiast tego upadł na kolana i wypluł zebraną w ustach krew. Kaszlał przez chwilę, aż wreszcie mógł w jakiś sposób się podzbierać. Jednak pozostało pytanie: Co to do cholery było? |
| |