Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-01-2016, 16:48   #81
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację


- Co Ty masz nas za frajerów? Przecież na drugim końcu tego pomieszczenia jest wyjście… Nie wiem po co mielibyśmy iść akurat tędy, kiedy nie wiadomo co tam jest… Ja jestem za tym, by go ubić i wrócić. Tym bardziej, że wszyscy, którzy Ci ufali już nie żyją. Podejrzane, co? - Szarańcza założyła ręce krzyżem na piersiach i fuknęła. Nie ufała niziołkowi i nie miała zamiaru go słuchać, ani w ogóle przekraczać progu portalu.
Ferval spojrzał na Szarą spode łba.
- To, że nie powinniśmy mu ufać nie znaczy, że nie powinniśmy iść dalej. Sporo można w takich miejscach wyszarpać.
- Wbrew pozorom, nie przyszłam tutaj by świątynie grabić… - wymamrotała pod nosem i dmuchnęła w grzywkę.
Chłopak uśmiechnął się chytrze.
- A ja nie ruszyłem w drogę, żeby złodziei gonić, a mimo wszystko - rozłożył szeroko ręce - tada! Oto jestem.
- Oj, a ja właśnie mam przeczucie, że wyruszyłeś specjalnie dla tego złodziejaszka - odparła dumnie wypinając pierś z uśmiechem na ustach i wskazała ruchem głowy na niziołka, wciąż go obserwując - I pewnie zaraz nam zwieje, jeśli będziemy tak się sprzeczać…. Wokól niego widnieje aura śmierci, nie powinniście być blisko niego
- Zawsze możemy go utłuc, wrócić do miasta, a potem, przy okazji, tu wrócić - powiedział Rathan.
- Ten złodziejaszek to dodatkowa atrakcja tego wypadu - uśmiech nie znikał z ust Fervala. - Taka, powiedzmy, wisienka na torcie. A wrócić to tu pewnie nie wrócimy, skoro tyle tu szliśmy w jedną stronę.
- Co jak co, ale czasu nam nie brakuje - odparł Rathan. - Nie musimy zwiedzać tej świątyni dzisiaj, a jeśli kryją się tu jakieś skarby, to przy jakiejś okazji możemy jej poświęcić parę dni. W końcu wiemy, gdzie ta świątynia jest. Nie ucieknie nam.
- Nie musimy uciekać się od razu do przemocy. Ale możemy wziąć naszego uciekiniera za fraki i wyprowadzić go tą samą drogą, którą tu przyszliśmy. - rzekł Sadim podchodząc do Szarej i odbierając od niej worek z głowami, bo widać nikt silniejszy od obojga z nich nie miał zamiaru go nieść.
-Ej, gdzie lecicie, już wam do miasta tak śpieszno? Kurwa, nie ma mowy, wyciągacie mnie rano z łóżka, obijam się po jakichś chaszczach przez pół doby, i jak już znajdziemy jakieś interesujące miejsce, robicie w tył zwrot!? Przysięgam na Valkura, jesteście najdziwniejszą grupą poszukiwaczy guza z którą przyszło mi pracować.- Rudobrody wydął pogardliwie policzki i prychnął. Musiał przyznać sam przed sobą że spacery w deszczu, potyczki z goblinami i rozkradanie starożytnych grobowców obudziło w nim kogoś, kogo dawno już zakopał pod miękką darnią wygodnego życia w mieście.Wciąganie czarnego lotosu z cycków drogiej ladacznicy było przyjemne, ale uśpiło bestię którą był za młodu. Reketerstwo obfitowało w wysiłek fizyczny i słodką przemoc, ale rzadko zdarzało się by pozwolił sobie na więcej niż kilka pogruchotanych kości, a czujne oko straży miejskiej i co bardziej pozytywnie nastawionych do cudzego życia awanturników sprawiały, że trzeba było mieć oczy dookoła głowy - co bywa trudne, gdy twoja twarz jest między nogami dziewki, albo twoje czoło stanowczo kończy istnienie czyjegoś nosa jako narządu trójwymiarowego. Tutaj mógł zabijać, miażdżyć głowy gołymi rękami, rozerwać truchło na strzępy, a potem zszabrować krwawą miazgę która została z jego przeciwnika do ostatniego miedziaka. A lokalne władze dadzą mu medal, klucze do bram miasta, loda z połykiem od córki lorda, i taką wielokrotność rocznego przychodu statystycznego faeruńskiego farmera, że będzie mógł do końca życia chodzić od wsi do wsi i wrzucać po jednej złotej monecie do każdej studni, by patrzeć jak tabuny pastuchów rzucają się weń jak po rodzone dziecko. Ryzyko może i było większe, ale nikt nie powie że Daegr yp Kleddwyn boi się wyzwania, w głębi duszy dobrze wiedząc, że jest w stanie sprostać wszystkiemu co życie może rzucić w jego stronę. -Mam nadzieję, że przemyślicie swoje postępowanie i zaniechacie pochopnych działań, .- Drapieżny uśmiech wykwitł na twarzy Daegra jak pryszcz na nosie nastolatka w dzień pierwszej randki - robiący wrażenie, ale niezbyt dobre. Światło pochodni zatańczyło na złotym zębie zabijaki.

Korzystając z faktu, że wszyscy byli zajęci rozmową, łotrzyk odwrócił się plecami do awanturników i wbiegł do komnaty, nim ci zdążyli odpowiednio zareagować. Aktywował tym samym jakiś mechanizm, który zaczął opuszczać za nim kamienne wrota.

Daegr poruszał się szybko, jak na człowieka o swojej posturze. Blisko czterysta funtów żywej, okutej w zbroję wagi, z goblinem na plecach i przytłaczającym ciężarem stalowych jaj olbrzyma, rzuciło się naprzód zanim reszta grupy zdążyła poprawnie zareagować. Wojownik nie był przesadnie sprytny, zbyt inteligentny, ani wyjątkowo bystry. Ale potrafił walczyć - z człowiekiem, z orkiem, ze smokiem i gigantem i galaretowatym sześcianem, o czym przekona się sam gdy przyjdzie mu spotkać te trzy ostatnie istoty na polu bitwy. Tym razem, jego przeciwnikiem były opadające kamienne wrota, które w jego masywnej czaszce nie różniły się zbytnio od żywego oponenta - zasady pozostały te same. Reaguj szybko. Wykorzystaj przewagę fizyczną. Zmiel napastnika w drobny pył.
W jednym susie rudobrody doskoczył do zamykających się wrót i podparł ich dolną krawędź masywnym ramieniem. Jego towarzysze musieli widzieć bezsens tego gestu - zaraz olbrzym puści wrota i odskoczy, prawda? To przecież kawał pierdolonej skały. Nikt nie może go utrzymać. Albo, o zgrozo, zaraz usłyszą dźwięk pękającego kręgosłupa, miażdżonym mięśni, rozdzieranych ścięgien. Oto przed ich oczami szczeźnie kolejny tego dnia członek załogi - krzyżyk ci na drogę, wielki skurwielu!...
A jednak tak się nie stało. Po spotkaniu z potężnymi ramionami olbrzyma, wrota opadły jeszcze kilka cali. Metalowe naramienniki olbrzyma wgniotły się pod ogromnym naciskiem i poszatkowały skórę pod nimi. Daegr zaparł się nogami i wytężył wszystkie siły. Niski, głuchy pomruk dobywał się z jego nabitego żyłami wysiłku gardła, powoli przeradzając się w pełen agresji warkot. Spomiędzy zaciśniętych zębów mężczyzny trysnęła krew. Oczywistym było, że Daegr jest już u kresu sił, że przegrał tę potyczkę, że zaraz pułapka zamieni go w mielonkę.
Tymczasem, wrota zatrzymały się.
A potem podniosły o te kilka skradzionych drużynie centymetrów, i wyżej.
Człowiek z północy wydał z siebie mrożący krew w żyłach ryk. Jego potężne mięśnie wyły razem z nim, walcząc o każdą sekundę. Wrota były tylko kolejnym przeciwnikiem - albo on zgniecie je, albo one jego. Nie było już innego wyjścia, kontrakt musiał zostać wypełniony. Obudzony wrzaskiem wojownika Gibo otworzył oczy i ujrzał drgającą kilka centymetrów nad jego nosem taflę zimnego kamienia. Najpierw zdezorientowanie, a potem przerażenie sprawiło, że zamarł w geście niemego krzyku.
Daegr nie mógł nic powiedzieć swoim towarzyszom - utrata koncentracji byłaby dla niego śmiertelna, jak w każdej bitwie - ale wiadomość zawarta w jego porywczym geście była jasna. Mieli kilka uderzeń serca by przemieścić się na drugą stronę, do komnaty, i ruszyć w pościg za łotrem, złotem i sławą. Lub zostać po tej stronie granitowej granicy, bezpieczni i objuczeni dotychczas zrabowanymi skarbami i dowodami dopadnięcia bandy złoczyńców, gotowi na powrotny spacer do miasta. Tutaj chłopcy zostaną oddzieleni od mężczyzn, dziewczynki od kobiet. Daegr dał im tę szansę.
Olbrzymowi udało się zatrzymać wrota.
- Naprawdę już nie pamiętacie, co ostatnio się stało, gdy drzwi same się zamknęły? - przypomniała jedynie Szarańcza pozostałym członkom drużyny, ale i tak nie miała zamiaru niczego im bronić - My jesteśmy nieco przeciążeni - wskazała tutaj na Sadima, który jako jedyny zechciał pomóc jej w noszeniu głów, które też swoje ważyły - Sądzę, że byśmy was tylko spowalniali. Może spotkamy się na górze? Głupio by było teraz zgubić te głowy, co już żeśmy zebrali, na rzecz jednej.
- Przede wszystkim musimy się zastanowić, czy na pewno chcemy tam wchodzić. Jeden z nas już zginął. Wchodząc tam nie będziemy mieli drogi odwrotnej, a że droga ponoć jest najeżona pułapkami… - przerwał na sekundę Sadim patrząc po reszcie - Ja podziękuję. Iii… Weźmy po drodze Kurga.
Rathan nie miał zamiaru już dłużej uczestniczyć w dyskusji,dlatego też od razu wślizgnął się pod drzwiami do pomieszczenia, w którym znajdował się łotrzyk i z pewnością sposób, by otworzyć te wrota.
Nie wahając się długo Rathan prześlizgnął się pod kamiennymi wrotami.

Kiedy te zamknęły się z hukiem, Szarańcza westchnęła głośno. Miała bardzo złe przeczucia, co też odbiło się szybko na jej zdrowiu. Zrobiła się słaba i ledwo słaniała się na nogach, dlatego Lorath bez wahania pochwycił ją w ramiona i wyniósł na rękach ze świątyni.

Sadim, Lorath i Szarańcza czekali na zewnątrz na pozostałych towarzyszy. Tyrion postanowił zostać przed kamiennymi wrotami i obserwować całą sytuację, pozostała trójka pognała za niziołkiem. Barbarzyńca postawił Wyrocznie na ziemi, gdy ta powiedziała mu, że już jej trochę lepiej. Kobieta stała z ręką przystawianą do lewego śródpiersia i patrzyła z zapartym tchem na wejście do świątyni.

Nagle Wyrocznie omotał niesamowity podmuch wiatru, który nie tylko szarpnął jej włosami, ale i płaszczem, który to został gwałtownie wyrwany w powietrze. Osłabiona Wyrocznia upadła na ziemię, zupełnie jakby omdlała, jednak przeczyć mogła temu jej postawa i amortyzacja upadku rękami, którymi to się podparła.

- To... Oni... Tam stało się coś strasznego... - załkała osłabiona, nie potrafiła wydobyć z siebie więcej słów. Czuła na karku oddech złej siły. Oddech samej śmierci, która szeptała jej do ucha same straszności.

 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 03-01-2016 o 16:53.
Nami jest offline  
Stary 04-01-2016, 01:34   #82
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Korytarz... pułapki... czarownik!

Stało się tak szybko...

W jednej chwili szedł korytarzem...

W kolejnej jakaś siła zmorzyła go niemiłosiernie... Spać... teraz? Nie! Ale....

Miał upaść, nagle zabrakło sił. Wtedy z zamroczenia wyrwał go ostry ból w brzuchu.

Tylko dzięki wrodzonej wytrwałości uniósł się z rykiem gotów zabić przyczajonego tchórza...

Miecz... Ale.... Skąd.... Ja byłem...
 
Ryder jest offline  
Stary 04-01-2016, 21:07   #83
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Nagła śmierć nie była niczym niespodziewanym, zwłaszcza kiedy goniło się zabójców, a jednak. Czuł jakby ktoś go trzasnął pałką w potylicę. Westchnął ciężko, sprawdzając co pozostawiła Szarańcza przy magu, a następnie pomagając w odciągnięciu ciała kompana na bok. Musiał się zgodzić, należało zabrać ciało, lub przynajmniej je jakoś stosownie pochować poza świątynią. W końcu ruszył za resztą, nieco niechętnie biorąc udział w pościgu za niziołkiem. Pewnie, miał ochotę go ukatrupić, ale nie był pewien czy bieganie po tej akurat świątyni, która jak już dawno się okazało, była najeżona pułapkami, było sensowne. Dobiegł do reszty, kiedy ci już złapali niziołka i negocjowali z nim, co dokładnie z nim zrobią, z mocnymi wskazaniami na poderżnięcie gardła. Gdy jednak ten rzucił się do ponownej ucieczki, prosto do pułapki o której wspominał, czarownik postanowił się zatrzymać.


Możliwe że nie był najmądrzejszym człowiekiem pod słońcem. Może nie był też przesadnie błyskotliwy przez większość czasu, umiał jednak dodać dwa do dwóch. Jeśli ktoś mówił pułapka w tym miejscu, to nie miał zamiaru rzucać się w jej środek. Nie był pewien tylko co ze sobą zrobić, w oczekiwaniu zaczął pociągać ze swojej piersiówki, przestępując nieco z nogi na nogę. Dochodzące ze środka odgłosy wcale nie pomagały. Zaczęło się od chlupania, ogromnego chlupania, bo nic innego nie przebiłoby się przez tutejsze ściany. Potem nadeszły krzyki, zdławione i odbijające się zwielokrotnionym echem. Nie wiedział co o tym myśleć, więc nastawił swą kuszę, gotów jej użyć, lub sięgnąć po magię w każdym momencie.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 04-01-2016, 22:26   #84
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Obłok skrzącego się pyłu utworzonego przez rozpłynięcie się Tamarie był widokiem niezbyt przyjemnym dla Sadima. A mówił jej, by się zatrzymała i zaatakowała zza kolumny, a ta wolała flankować.

~ Cholera - pomyślał Sadim - Mogłem ją powstrzymać siłą.

Znak na jego czole zniknął, a ciało na ułamek sekundy osłabło. Półelf powstrzymał jednak uginające się z powodu jakiegoś bólu w lewym boku kolana i ruszył przed siebie. Stanął pewnie na ziemi.

Żyły na jego rękach rozświetliły się jasnym bladoniebieskim blaskiem, a iskry energii przenikające przez ubrania tworzyły runy formujące jakiś krąg za powiększonym wojownikiem, trochę ponad jego głową. Przywoływacz wyciągnął prawą dłoń, a drugą chwycił swój nadgarstek. Jego nastepne słowa odbiły się echem w uszach wszystkich zebranych w pomieszczeniu.
- κλήση! Pierwsza brama niebios! Orzeł!

Z portalu wyleciał biało-niebiesko opierzony orzeł natychmiast szarżujący na wojownika, w którym wyczuł zło. Jego drapnięcia oraz ugryzienia zostawiały lśniące smugi oraz rany na przeciwniku, aż wreszcie ten ostatni padł martwy.

Sadim chwycił się za bok, a drugą dłonią odepchnął się od jednej kolumny, a później od następnej, dopóki nie zmusił się, by przynajmniej wyglądać normalnie mimo bólu. Wziął amulet maga z chęcią oddania go świątyni Tyra, a następnie podszedł do Kurga.

Po wzięciu pozostawionego przez zmarłych ekwipunku ruszył z pozostałymi, by napotkać czekającego na nich niziołka, który z powodu ich rozmów uciekł. Nie miał zamiaru pakować się za samozamykające się drzwi, kiedy o mało nie zabiła ich wielka tocząca się kula. A że jeszcze zostało coś wspomniane o pułapkach... Wyraził swą opinię, której trójka jego towarzyszy nie posłuchała i przeszła za wrota. Zasmucił się tym i po prostu pozostało mu życzyć im szczęścia. Wziął torbę od Szarej i z pozostałą grupą wrócił na górę.

Podczas całej wędrówki powrotnej dręczył go ból w boku... I przewijająca się co jakiś czas wizja.


Pobojowisko. Wielkie i rozległe. A na środku jakaś osoba poważnie ranna. Jakaś... Dziewczyna?

Sadim nawet nie zauważył kiedy znalazł się na górze. Słyszał jakby z oddali głos Szarej. Półelf chciał położyć jej rękę na ramieniu, by dodać jej otuchy, ale zamiast tego upadł na kolana i wypluł zebraną w ustach krew. Kaszlał przez chwilę, aż wreszcie mógł w jakiś sposób się podzbierać. Jednak pozostało pytanie: Co to do cholery było?
 
Flamedancer jest offline  
Stary 06-01-2016, 02:28   #85
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Daegr potrząsnął głową, gramoląc się z klęczek. Ocean krwi w jego żyłach wciąż rwany był sztormem nadludzkiego wysiłku, szum czerwonych fal odbijał się wewnątrz jego pancernej czaszki. Uczucie dezorientacji nie trwało jednak zbyt długo – wkrótce człowiek z północy wstał na nogi i podniósł ręce w geście triumfu. Nie słyszał komentarzy towarzyszy przed przejściem przez bramę – cała akcja trwała jedynie kilka pełnych napięcia sekund, podczas których był zbyt zajęty trzymaniem kilkuset kilogramów rzeźbionego kamienia.

-TAK KURWA! Tak to się robi, cienkie bolki! Szara, choć no tutaj, zmierz mje biceps, bo nie mogie normalnie!- Rudobrody olbrzym nie dawał nic po sobie poznać wykręcającego kiszki bólu który zalewał całe jego ciało. Każdy centymetr jego wielkiego cielska pulsował agonią starych i nowych ran, które mieszały się ze sobą w spektakularny koktajl kakofonii. Ale wciąż tutaj był, zwyciężył, i pokazał wszystkim na co go stać.

-Co jest, maleńka, zaniemówiłaś z wrażenia?- Olbrzym odwrócił się z szelmowskim uśmiechem na ustach, będącym w istocie grymasem skrywanej męki. Przywitała go tylko granitowa ściana – zimna, chropowata i starożytna jak grzech. -Co? NIE!- Ból odszedł gdzieś daleko, w zapomnienie. Zastąpiła go furia, gwałtowna jak letnia burza, straszna jak senny paraliż. -ZDRADA! NIE! NIE! KURWA!- Olbrzym zaczął bić we wrota pięściami – nie tak, jak zdesperowany więzień w nadziei ich otwarcia. Bił w nie kłykciami, jakby chciał się przez nie przebić i udusić tych po drugiej stronie, jakby wrota były twarzą jego zaprzepaszczonego zaufania, sznurem który zaciskał się wokół jego szyi. -Skurwiele! Uciekli z głowami, zgarną nasz hajs! Sadim, ty bezkręgowy psie! Szara, ty białowłosa kurwo!- Daegr wył jak potępieniec, a pot na jego ciele zaczął parować w białą mgiełkę. Mógł się tego spodziewać po tym pizdowatym góralu, ale dziewczyna wydawała się mieć parę jaj. Zadzieranie nosa, prawienie mu głodnych kawałków i moralnych frazesach, zwykli złodzieje, sprzedawczyki i tchórze!

-Głupio zrobiliście!- Syknął niziołek gdzieś za jego plecami. Daegr zatrzymał się jak zamurowany, opuścił powoli ręce i odwrócił się do kurdupla. Jego twarz był zastygłą maską śmiertelnej złości. Żyły na jego czole pulsowały, w oczach czaił się demon.

-ZAMKNIJ PYSK, KARAKANIE!- Ryknął i rzucił się na karypla. Nie robił sobie nic z lichego uzbrojenia łotra – wyciągnął ręce po jego filigranowe w porównaniu ze swoim ciało, by rozłożyć go na części pierwsze, skórę od mięsa, mięso od kości, jak wprawny rzeźnik. Nic innego już dla niego nie istniało – towarzysze którzy przeszli razem z nim, ci którzy zostali po drugiej stronie, jazgoczący na jego plecach Gibo, świątynia, Stonebrook, Kai Hurganson. Był niziołek z rapierem w dłoni, który musiał, musiał, musiał zginąć, teraz, już, w tej chwili.

Do komnaty zaczęła wpływać woda z zdobiących ściany wężowych pysków. Daegr robił w niej wielkie fale, usiłując bezskutecznie złapać niziołka i zgnieść go w małą kulkę. Dopiero wystrzelona przez Rathana strzała zakończyła marny żywot pokurcza, co nie przeszkodziło Daegrowi w pochwyceniu jego zwłok i podniesieniu ich nad głowę, gdzie z nieludzkim wrzaskiem oderwał mu głowę od ramion, zalewając siebie i najbliższe otoczenie deszczem krwi. Fragment kręgosłupa złodzieja dyndał ze zmiażdżonego gardła, a wybałuszone oczy ledwie zdążyły zajść mglistą galaretką, zanim Daegr odrzucił jego ciało na bok, ciężko dysząc. Ulga okazała się chwilowa – skąpany w posoce olbrzym tupnął donośnie, rozsyłając po komnacie kręgi fal, i pogroził pięścią sufitowi.

-TO SAMO CZEKA WAS, SUKINSYNY!- Warknął, ale odpowiedzał mu tylko plusk zalewającej komnatę wody, która wkrótce nawet jemu sięgała do pasa. W kilku spowolnionych wodą krokach, Daegr zbliżył się do drewnianych drzwi na drugim końcu komnaty i wyszczerbił ich powierzchnię w próżnej próbie rozbicia ich na kawałki – te ani drgnęły, nawet pod tytaniczną siłą giganta. Zmęczony, obolały, ranny i totalnie oddany swojej furii, Daegr wbrew temu co o sobie sądził szybko tracił siły.

Niedługo potem mężczyzna zanurzył się po czubek głowy, puszczając przy tym pełne złości bąbelki. Jego uwagę przykuło pojawienie się metalowych, przypominających mechaniczne rekiny konstruktów, które przemierzały wodę z gracją noży, tak jak ich żywe odpowiedniki, szukając ofiary. Olbrzym zaśmiał się pod wodą, i odbił się od dna, skacząc im na spotkanie.

CHODŹCIE TUTAJ! CHODŹCIE I GIŃCIE!, wrzasnął bezgłośnie w lodowatą toń, zupełnie ignorując fakt że istoty nie były do końca żywe, i że marnował cenne powietrze. Potężna pięść wystrzeliła i zmiażdżyła stalową szczękę jednego z konstruktów, posyłając na wszystkie strony wolno obracające się w wodzie ostre jak żyletki zęby. Kolejny cios w pękniętą paszczę tego samego stwora odnalazł jego metalowe wnętrzności – Daegr złapał go drugą ręką za kark i wyciągnął z niego garść tego co znalazł w środku, dosłownie wybebeszając golema z trybików, rurek i kół zębatych, które w chmurze czarnego oleju opadły na dno komnaty.

Z tej chmury wystrzeliło kolejne monstrum, gotowe do ataku, ale nie gotowe na spotkanie z Daegrem. Mężczyzna zrobił podwodny unik połączony ze zbiciem stwora z trajektorii uderzeniem łokcia, i złapał go w pół. Z rykiem który dał się odczuć na skórze wszystkich w komnacie wibracjami cząsteczek wody, olbrzym opuścił go grzbietem na kolano. Nawet przy oporze wszechobecnego płynu, siła ataku była tak wielka, że starożytny pancerz rekina pękł jak skorupka jajka, a jego zmiażdżone szczątki eksplodowały kawałkami zmaltretowanych mechanizmów. Maszyna walczyła z człowiekiem, i przegrała.

TAK! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! Kto następny? Kto mi podoła? Na szczycie góry i w morskich odmętach, zgniotę was jak muchy!, pomyślał olbrzym, szczerząc zęby z obłędem w oczach i śmiejąc się radośnie, łykając wodę.

Trzeci konstrukt podpłynął od tyłu, cichy jak zaraza. Przeciął wodę niczym strzała i świsnął tuż obok Daegra. Olbrzym przygotował się do odparcia ataku, ale po pełnej skonfundowania sekundzie uświadomił sobie, że nie może podnieść rąk. Spojrzał w dół, na swoje ramię. Jego lewy bark przestał istnieć – odcięta od reszty ciała ręka olbrzyma dryfowała w zimnej wodzie pośród karmazynowej chmury jego krwi, łopatka i część piersi była teraz ziejącą krwią nicością, a znajdujący się w tym miejscu Gibo był teraz tylko biodrami i parą chudych, owiniętych liną nóżek. Daegr otworzył usta ze zdziwienia, ale szybko zmienił wyraz twarzy na grymas gniewu, i wyciągnął w stronę rekina drugą rękę, próbując się do niego zbliżyć. Niestety nogi odmówiły mu posłuszeństwa – był wolny, ociężały, nie mógł już walczyć z oporem wody. Po raz pierwszy w życiu, czuł się słaby. Połowa jednego płuca pompowała teraz tylko wymieszaną z juchą wodę, drugie paliło brakiem tlenu. Oczy zachodziły mu mgłą – po części z uraty krwi, po części z rzeczywistej zasłony jego własnej posoki, która spowiła go jak dym, jak pośmiertny całun, ścinając się w lodowatej wodzie w leniwy obłok. Żeby ci Gibo w gardle stanął, flądro, pomyślał wojownik. Daegr próbował zrobić jeszcze jeden krok, a kiedy mu się nie udało, spróbował znowu. Rekin zatoczył koło i odwrócił się, by dokończyć dzieła. Olbrzym zebrał w sobie wszystkie siły, cały gniew który w nim kiedykolwiek siedział, całe napięcie, strach, adrenalinę, wolę życia, nienawiść, radość tryumfu, gorycz porażki. Jego nadludzką siłę, jego nieludzką wytrzymałość, akceptację swojego losu, i gwałtowne jego odrzucenie zarazem. Tym wszystkim, całym sobą, zebrał się na jeden ostatni bitewny krzyk, ostatni wrzask zapomnianego berserkera, zdławiony przez wodę, zalany krwią, uciszony grubymi, kamiennym murami. Porywczy, bezsensowny i martwy, jak sam najemnik.

Zgodnie ze słowami niziołka, jego pozostałości zalegną w komnacie pośród szczątków innych awanturników którzy myśleli że byli czymś specjalnym, a okazali się mięsem armatnim. Pułapka cywilizacji którą starto w proch tysiące lat temu odebrała im życie, jak okrutny żart. Złoto, którego nikt nie widział, a które potrafiło oślepić. Zbielałe kości, jak błędy, za które mogli winić tylko siebie, a z których nigdy nie wyciągną żadnej nauki, rozerwani na strzępy i utopieni.

Przeklinam was! Szarańczo, Lorathcie Odmieńcu, Tyrionie Kącie, Sadimie! Bądźcie po trzykroć przeklęci! Niech wam kutasy pousychają, niech wam pizdy zaszyją! Wy, którzy mieliście zbyt dużo rozsądku, by wspomóc towarzysza w boju! Wy, którzy wybraliście światło i życie jako tchórze i zdrajcy, kiedy ja wybrałem czerń i krew i błysk kruszcu! Po stokroć bądźcie przeklęci! Przeklinam ciebie, Daegrze yp Kleddwyn, za twoją głupotę, za twoją dumę, za słabość twoich ramion i grubość twojej czaszki! Oby duch mojej lekkomyślnej śmierci prześladował was wszystkich do końca waszych... waszych...

Błysk ostrego jak złe słowo bólu, wiekuista ciemność, i Daegra już nie było. Jego bezbożna, czarna jak węgiel dusza wystrzeliła przez multiwersum, gdzie plecami odwróciły się do niej wszystkie istoty niebieskie i piekielne.

 

Ostatnio edytowane przez Krieger : 06-01-2016 o 18:19.
Krieger jest offline  
Stary 06-01-2016, 19:59   #86
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Ruszył biegiem w stronę opadającej kamiennej płyty, jednak szybko został odtrącony przez Daegra. Olbrzym prawdopodobnie nawet tego nie zauważył. Musiał go ogarnąć jakiś dziwny rodzaj gniewu, rozbudzony po przespaniu poprzedniego starcia. Ten właśnie gniew pomógł Fervalowi dostać się do pomieszczenia. Przeszedł pod trzymaną przez człowieka północy przeszkodą, po czym sam pomógł mu przejść.

* * *

Wielokrotnie jego działania nie przynosiły zamierzonego skutku, jednak dwie sytuacje szczególnie utkwiły mu w pamięci. Prawdopodobnie dlatego, że obydwie zdarzyły się w jego 17 urodziny. Dzień, który powinien być jego świętem, okazał się być najgorszym dniem, jaki mu się przydarzył w tym mieście. Podczas wizyty na targowisku, na którym planował zdobyć nie do końca legalnym sposobem coś na śniadanie, poczuł delikatne szarpnięcie przy pasie. Znając tego typu zagrywki odwrócił się szybko i chwycił dłoń sięgającą po nieprawidłową sakiewkę. Ujrzał niziołka o twarzy przyozdobionej wrednym uśmiechem. Chwilę później chłopak klęczał już na ziemi, a jego “rodowe klejnoty” pulsowały z bólu. Złodziejaszek rasy niższej natomiast oderwał sakiewkę, którą usiłował wcześniej ukraść i zniknął w tłumie, bogatszy o dziesięć złotych monet.
- Znajdę cię, gnojku - chciał zawołać za nim Ferval, ale w efekcie ledwo zdołał to wypiszczeć.

* * *

Chłopak słyszał krzyki Daegra, jednak był zbyt zajęty swoim prawdziwym celem. Niziołkiem, który całkiem niedawno położył swoje malutkie rączki na złej sakiewce. Kilka sekund później te same rączki starały się wyciągnąć z klatki piersiowej strzałę, a niziołcze oczy zaszły mgłą, kryjąc wcześniejszy błysk. Jednak zalewająca pomieszczenie woda nie pozwalała mu cieszyć się tą chwilą. Powietrze wypierane było przez ciecz w zastraszającym tempie. Ledwo zdążył dobiec do drzwi, które cudem zauważył podczas walki, a woda już przykryła całe jego ciało. Wstrzymując oddech, sięgnął do wytrychów trzymanych przy pasie i spojrzał na zamek dzielący ich od przeżycia. Na trzy zamki.

Obraz zaczął rozmywać mu się przed oczyma, ręce poruszały się coraz wolniej, a myśli zaczęły coraz bardziej odpływać od tematu, który powinien być teraz jego jedynym zmartwieniem - przetrwania. Nawet nie dotarło do niego, że nie są tu sami. Dopiero kawałki metalu imitujące zęby, które oderwały od ciała kawał jego pleców przywróciły chłopaka do rzeczywistości. Nie na długo. Brak tlenu, ból i utrata krwi pozwoliły mu jedynie machnąć pochwyconym naprędce mieczem na odlew. Ostrze odbiło się od metalowego pancerza i wyśliznęło z dłoni młodzieńca. Oczy chłopaka błysnęły białkiem, a świadomość stała się jedynie wspomnieniem.

* * *

Gdy otworzył oczy, leżał na niedźwiedziej skórze rozłożonej przed huczącym płomieniami kominkiem. Drewniane ściany izby ozdobione były licznymi obrazami, dając poczucie komfortu i domowego ciepła. Do jego nozdrzy docierał zapach pieczonego mięsa, a z pomieszczenia obok płynęły delikatne dźwięki harfy.

Usłyszał cichy oddech w rogu pokoju. Gdy uniósł głowę, zobaczył tam kobietę, wpatrującą się w niego z uwagą. Choć nigdy wcześniej jej nie widział, czuł się, jakby spotkał dawno niewidzianą przyjaciółkę.


- Zaskoczył mnie twój wybór, Fervalu - powiedziała cichym i miękkim głosem. Wiedział, że potrafiłaby rozmiękczyć tym głosem każde serce. Nie odrywał oczu od jej ust, nie chcąc pominąć żadnego słowa. - Wiedziałeś, że nie pomogę ci w obu sprawach. Dlaczego wybrałeś właśnie jego?
Łotrzyk opuścił wzrok pod wpływem fali wstydu, która zalała jego myśli. Dał się ponieść beznadziejnej zemście za głupie dziesięć złociszy.
- Mam nadzieję, że pamiętasz, co straciłeś - z tymi słowami Tymora odwróciła się i wyszła, zostawiając go samego z myślami. Pomieszczenie rozpadło się na drobne kawałki, gdy tylko pierwsza łza opuściła jego oko. Łza tęsknoty za kobietą, której już nigdy nie będzie mu dane zobaczyć.

 

Ostatnio edytowane przez Aveane : 17-01-2016 o 11:26.
Aveane jest offline  
Stary 06-01-2016, 22:15   #87
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Świątynia Yuan-Ti, Ciernisty Las
16 Mirtul, 1367 DR
Południe


Wielkie kamienne wrota zatrzasnęły się ze zgrzytem, zostawiając trzech żądnych zemsty awanturników sam na sam ze ściganym przez nich łotrzykiem w niemalże idealnie kwadratowej komnacie. Ferval jako pierwszy dobył broni, po czym powoli ruszył w stronę niziołka, uważnie przy tym rozglądając się dookoła. Intuicja podpowiadało mu, że jego przeciwnik ma jeszcze jednego ukrytego w rękawie asa.

W pomieszczeniu, w którym się znaleźli znajdowały się cztery wystające ze ścian posągi uformowane w wężowe pyski. Wszystkie zostały zwrócone ku centrum komnaty, gdzie na środku popękanej posadzki znajdowało się malowidło przedstawiające uniesioną do ataku kobrę. Niziołek wcześniej przebiegł po nim, aktywując tym samym mechanizm, który zatrzasnął wrota za jego plecami. Tylko dlatego Ferval nie zaatakował jako pierwszy. Wolał poczekać na ruch ze strony swego przeciwnika, któremu znowu zebrało się na idiotyczne żale.

- Głupio zrobiliście! - Syknął niziołek, po czym błysnął podstępnym uśmiechem, ukazując przy tym liczne braki w uzębieniu.
- Tylko ja wiem jak się stąd wydostać i mam zamiar zabrać tą tajemnicę do grobu. Nawet jeśli zginę, to niebawem dołączycie do innych - dodał wskazując ruchem głowy martwe truchła zdobiące popękaną posadzkę komnaty, po czym sięgnął po wiszący u boku rapier oraz sztylet szykując się do ataku.
- Brońcie się!

Z tymi słowami niziołek przebiegł przez komnatę, wydzierając się na całe gardło w bitewnym okrzyku. Za cel swojej odważnej szarży wybrał znanego mu wcześniej z Saelmur Fervala. Ten jednak okazał się być dobrze przygotowany i w ostatniej chwili odskoczył, ledwie unikając podstępnie wysuniętego ostrza rapiera, które miało rozpłatać mu gardło.
Widząc jak przeciwnik się odsłania, łotrzyk natychmiast odpowiedział furią dzikich ciosów. Jeden z nich prześlizgnął się przez obronę niziołka i zatopił się w odsłoniętym boku, zostawiając po sobie głęboką, ociekającą krwią ranę, która zmusiła wroga do przemyślenia swej brawurowej taktyki i wycofania się nieco w głąb komnaty.

W tym samym momencie, wykonane z brązu lub podobnego stopu metalu żuchwy wężowych posągów opadły w dół, a z ich otwartych paszczy wyleciały strumienie lodowato zimnej wody, która zaczęły zapełniać szczelnie zamkniętą komnatę. Nie wróżyło to nic dobrego, tym bardziej, że wyjścia stąd nie było widać, choć istnieć musiało skoro ten pokurcz zarzekał się, że zna drogę przez podziemia.

Widok wylatującej z dysz wody nie zrobił większego wrażenia na zwalistym Daegru, który w pogoni za swym przeciwnikiem wzburzał wielkie fale, niczym potężny okręt. Prawdę powiedziawszy ledwo to zauważył, tak bardzo jego uwagę pochłonął wrzeszczący na całe gardło niziołek.
- ZAMKNIJ PYSK, KARAKANIE! - Ryknął na całe gardło olbrzym, po czym rzucił się na karypla. Jeden silny cios pięścią lub morgenszternem w czerep tego pokurcza zakończyłby jego bitewny śpiew, lecz karzeł okazał się być nadzwyczaj zwinny i szybki. Bez trudu trzymał dystans od wojownika, który w pewnym momencie mocno się zachwiał i musiał złapać się walczącego obok Fervala, by nie wpaść twarzą do wody. Dopiero wtedy zauważył, że coś tu nie gra i szybko podniósł wzrok, aby na nowo przeanalizować swoją sytuację.

W chwili, gdy łotrzyk odskoczył od Daegra, Rathan miał czysty strzał. Błyskawicznie napiął cięciwę i wypuścił zakończoną zadziorami strzałę, która zakosztowała w udzie niziołka. Ten nieoczekiwany cios wstrząsnął całym ciałem przeciwnika, który dotychczas skupiał większość swej uwagi na walce z Fervalem i unikaniu potężnych pięści Daegra. Łotrzyk jęknął z bólu, potknął się i runął do wody, która już wtedy sięgała mu pasa.
Widząc upadającego niziołka, Rathan nie potrzebował lepszej zachęty i nim ktokolwiek inny zdążył zareagować, łucznik posłał kolejną strzałę, która tym razem wbiła się w głowę przeciwnika zabijając go na miejscu.

Nie przeszkodziło to jednak Daegrowi w znęcaniu się nad martwym truchłem. Pochwycił zwłoki niziołka, po czym uniósł je wysoko nad głowę niczym olimpijski siłacz, gdzie z nieludzkim wrzaskiem oderwał głowę od reszty ciała, zalewając siebie i najbliższe otoczenie szkarłatną posoką.
Fragment kręgosłupa złodzieja dyndał ze zmiażdżonego gardła, a wybałuszone oczy ledwie zdążyły zajść mglistą galaretką, zanim Daegr odrzucił jego ciało na bok, ciężko dysząc. Ulga okazała się chwilowa – skąpany we krwi olbrzym tupnął donośnie, rozsyłając po komnacie kręgi fal, i pogroził pięścią sufitowi.

- TO SAMO CZEKA WAS, SUKINSYNY! - Warknął, ale odpowiedział mu tylko plusk zalewającej komnatę wody, która wkrótce nawet jemu sięgała do pasa.

- Musimy stąd spierdalać - powiedział Ferval, przyglądając się z niekrytą odrazą poczynaniom Daegra. Przez bardzo krótką chwilę zaczął zastanawiać się czy jego kompan jest zdrowy na umyśle. Szybko jednak odegnał tą myśl od siebie, przypominając sobie jak trudno jest o niezachwianą psychikę będąc poszukiwaczem przygód. Cóż… najwyraźniej niektórych los doświadczył okrutniej od niego.
- Ten pieprzony pokurcz coś wspominał o ukrytym wyjściu z tego miejsca. Sprawdźcie tą studnie, przebadajcie posągi, przyjrzyjcie się ścia… właśnie kurwa, ściany! - Wykrzyknął łotrzyk wyraźnie zadowolony ze swej pomysłowości. Dobrze pamiętał jak Tamarie znalazła drogę do reszty drużyny, więc nie trudno było się domyśleć, że gdzieś w pobliżu powinno znajdować się podobne przejście.

Rzeczywiście, ściany bezpośrednio sąsiadujące ze studnią okazały się być sprytnie ukrytą iluzją, która skrywała pod sobą wrota prowadzące gdzieś dalej. Podwójne drzwi, które wydawały się być wykonane z bardzo grubego i wytrzymałego na wilgoć drewna zaryglowane były na trzy wielkie spusty, dodatkowo złączone ze sobą kajdanami, których otwarcie z pewnością nie było łatwą sztuką, lecz Ferval spotkał już na swej drodze bardziej skomplikowane zabezpieczenia, więc złamanie czegoś takiego było dla niego tylko kwestią czasu. Jednakże z tym ostatnim był największy problem. W chwili, gdy odnalazł wrota woda sięgała mu nieco powyżej klatki piersiowej, a w obecnym tempie dotarłaby pod sufit w zaledwie kilkanaście sekund. Łotrzyk musiał działać niezwłocznie.

Identyczne przejście, do tego które znalazł, znajdowało się po przeciwnej stronie pomieszczenia, więc jeszcze przed zatopieniem komnaty rozkazał reszcie towarzyszy spróbować strzaskać drzwi.


Ferval wziął głęboki wdech i zanurkował. Podpłynął do wrót, wcisnął wytrychy do zamka i po kilku sekundach był on otwarty. Zostały jeszcze dwa, lecz w chwili złamania pierwszego nie miał już jak wypłynąć na powierzchnię, by złapać powietrze, gdyż komnata została w pełni zalana.
Po przeciwnej stronie pomieszczenia, Daegr wraz Rathanem rąbali zaciekle bronią, pięściami, nogami i wszystkim co było pod ręką w ukryte wrota, lecz ich wysiłki nie były zbyt owocne. Ledwo udało im się je zarysować, kiedy łotrzyk dobierał się do kolejnego zamka.
Ferval otworzył go w ciągu kilku kolejnych sekund. Chciał już się zabrać za trzeci, kiedy nagle wyczuł jakiś ruch za sobą. Najpierw został pchnięty na wrota przez niespodziewany strumień wody, a gdy się odwrócił ujrzał najeżoną zębami torpedę, która mknęła w jego kierunku z zawrotną prędkością.
Przypominający kształtem rekina, mechaniczny konstrukt zacisnął z tytaniczną siłą szczęki na udzie łotrzyka i mocno szarpnął. Otaczająca ich woda niemalże natychmiast zmieniła swą barwę w szkarłat. Ferval próbował panicznie stawiać opór uderzając krótkim mieczem w głowę stalowej istoty, która bezlitośnie miotała nim po całym pomieszczeniu, coraz głębiej zatapiając zębiska w jego ciele przy każdym kłapnięciu żelaznych szczęk, lecz poza kilkoma nowymi rysami nie był w stanie wyrządzić jej poważnej szkody. Walka nie trwała długo - łotrzyk stracił przytomność na wskutek nieopisanego wręcz bólu i gigantycznego upływu krwi.




Reszta awanturników z uporem siłowała się z wrotami, nie mając świadomości o obecności trzech rekinów, które pływały w komnacie razem z nimi. Dopiero zmiana koloru wody i stłumione krzyki Fervala zmusiły ich do odwrócenia się.
Niemalże w tym samym momencie zostali zaatakowani przez mechaniczne konstrukty - dwa z nich rzuciły się na Rathana, a jeden za swą ofiarę wybrał Daegra. Olbrzym widząc, że jego towarzysz znajduje się w gorszym położeniu rzucił się mu na pomóc, ignorując kąsającego go rekina. Jedną ręką siłował się z zaciskającymi się szczękami bestii, która go atakowała, a za pomocą drugiej uderzał golema (z którym walczył Rathan) po głowie stalowym morgenszternem.

Dopiero wspólnymi siłami udało im się pokonać pierwszego potwora, który wcześniej podstępnie zaatakował Fervala. Niestety, to chwilowe zwycięstwo kosztowało Daegra jego życie, który przez nieuwagę wypuścił z uchwytu rekina. Ten niemalże błyskawicznie zatoczył koło w komnacie i z pełną prędkością uderzył w wojownika, zaciskając najeżoną zębami paszczę na jego przedramieniu.

Przepełniony gniewem i furią podwodny krzyk olbrzyma zmusił Rathana, by spojrzeć w bok. Jego towarzysz był rozszarpywany z bezlitosnym okrucieństwem przez mechaniczną rybę, która szarpała i zaciskała stalowe szczęki na jego ciele, rozrzucając kawałki mięsa i kości na boki. Woda wokół nich znowu zmieniła swą barwę...
Wtedy łucznik zrozumiał, że jego los został już przypieczętowany. W ostatnim przypływie sił zaatakował swego przeciwnika, zatapiając ostrze długiego miecza w łączenia między żelaznymi płytami, które oddzielały głowę od reszty ciała podwodnego konstrukta. Kilka precyzyjnych pchnięć i cięć, a potem silne szarpnięcie pozwoliło mu unieszkodliwić rekina, który w efekcie rozpadł się na dwie części. Iskra nadziei zapaliła się na chwilę w sercu Rathana, lecz zgasła niemalże równie szybko jak się pojawiła.

Odwracając głowę w stronę kolejnego przeciwnika, zobaczył jedynie najeżoną zębami żelazną paszczę zatrzaskującą się na jego czaszce…


Po drugiej stronie kamiennych wrót stał przez cały ten czas Tyrion. Od samego początku miał złe przeczucie, dlatego nie poszedł za resztą żądnych przygód i złota awanturników. Szybko jednak pożałował swej decyzji, gdy przykładając ucho do ścian komnaty usłyszał zagłuszone krzyki swoich kompanów i głośne walenie o ściany, które po kilkunastu sekundach kompletnie ustało.
Po upływie paru kolejnych nerwowych minut, wrota opadły ze zgrzytem na ziemię, wpuszczając do korytarza, wewnątrz którego samotnie stał zaklinacz, odrobinę wody, którą nie zdążyły wciągnąć dysze. W środku, po drugiej stronie komnaty, znajdowały się rozszarpane na strzępy szczątki jego towarzyszy oraz coś, co swym wyglądem przypominało rekina, lecz wcale nim nie było. Ostatni z mechanicznych konstruktów wciąż podskakiwał na posadzce jak ryba bez wody, lecz nie stanowił już żadnego zagrożenia.

Ten widok ścisnął gardło Tyrionowi, który bez zastanowienia popędził na górę świątyni, aby poinformować o tym ponurym odkryciu resztę drużyny.


To co zostało z martwych kompanów, reszta awanturników pochowała przed wejściem do świątyni. Miejsca na zbiorową mogiłę nie trzeba było specjalnie szukać, gdyż nieopodal znajdował się mały, prowizoryczny cmentarz, w którym inne drużyny poszukiwaczy przygód pochowały osoby, które podobnie jak Daegr, Ferval, Rathan i Kurg, przekroczyły wrota świątyni, by już nigdy nie wrócić żywym.
Teraz nie było żadnych wątpliwości co do tego, że miejsce to było już w przeszłości odwiedzane przez innych, choć mało kto miał tyle szczęścia co oni. Większość pułapek została już dawno oczyszczona, lecz niektóre mechanizmy pomimo upływu lat wciąż opierały się poszukiwaczom przygód, gotując im równie ponury los co towarzyszom Sadima.

Korzystając z tego co dała im matka natura, awanturnicy stworzyli prowizoryczne sanie, na których zgromadzili wszystkie swoje łupy, po czym ruszyli w stronę Stonebrook, chcąc utopić swe smutki w alkoholu i na chwile zapomnieć o tym co miało miejsce w owianej złą sławą świątyni Yuan-Ti...



Stonebrook, Srebrzysta Dolina
16 Mirtul, 1367 DR
Popołudnie


Podróż w stronę Stonebrook zajęła poszukiwaczom przygód dobre kilka godzin. Tym razem nie napotkali na swej drodze żadnych przeciwników, obyło się też bez nieszczęśliwych wypadków. Mały problem był z przedostaniem się na drugą stronę wąwozu, ale dzięki miksturze latania, którą znaleziono przy zwłokach Fervala, awanturnikom udało się przeprawić nad przepaścią razem ze swym ciężkim bagażem. Jeszcze przed opuszczeniem ongiś pola bitwy, Szarańcza wydobyła z krzaków ukryte przez siebie skarby, które niebawem dołączyły do góry innych przedmiotów znajdujących się na saniach. W końcu udało im się wydostać z Ciernistego Lasu i na kilka godzin przed zmierzchem poczuli na twarz łagodny powiew ciepłego wiatru z południa oraz promienie powoli zachodzącego słońca.

16 Mirtul w wielu rolniczych regionach Faerunu oznacza początek okresu żniw, a w Stonebrook ma ono dodatkowe znaczenie. Przeszło dwa wieki wcześniej, Lord Alavor wyswobodził oblężone przez hordę goblinoidów miasto, którego od tamtego momentu jest niepodzielnym władcą. Aby upamiętnić to wydarzenie mieszkańcy miasta co roku, w ten jeden dzień, organizują festyn, który ma przypomnieć innym o dobrodziejstwach władcy tego księstwa.
Wśród wielu dostępnych dla wszystkich obywateli i gości atrakcji są między innymi; turnieje rycerskie, potyczki na broń białą, konkursy strzelectwa, przeciągania liny, a nawet walki magów. Całość kończy pokaz pirotechniczny w wykonaniu nadwornych czarodziejów Lorda Alavora, a także przemowa jego książęcej mości, który jak co roku ogłasza w ten dzień swoje plany na przyszłość związane z rozbudową miasta oraz polepszeniem warunków życia w księstwie.


Od momentu opuszczenia miasta przez poszukiwaczy przygód, Stonebrook zmieniło się nie do poznania. Cała osada stała się jedną wielką altaną, poprzeciąganą wstągami i licznymi dekoracjami, które rozciągnięte zostały na praktycznie każdym dostępnym budynku czy fortyfikacji. Wiele atrakcji znajdowało poza murami miasta - z tych najbliższych można było wymienić rozłożone na polach gigantyczne cyrkowe namioty, które wydawały się być wyższe niż najwyższe z drzew w Ciernistym Lesie. Wzdłuż drogi prowadzącej w stronę miasta postawiono drewniane trybuny, które skierowane były w kierunku prowizorycznego toru, gdzie odbywały się wyścigi konne oraz pojedynki rycerskie. Wszędzie organizowano jakieś konkursy, namioty i stragany stawiane były co krok, zaś ludzi było od zatrzęsienia.
Zmęczonym podróżą awanturnikom wydawało się, że nie tylko wszyscy mieszkańcy miasta wypełźli ze swych nor, ale także goście z okolicznych królestw przybyli na tą okazję, aby świętować razem z innymi dzień poświęcony zwycięstwu Lorda Alavora. Wśród nich było też wielu elfów, którzy zapewne przybyli w to miejsce z Samotnej Ostoi. Zapewne niejeden z nich brał wcześniej udział w bitwie o Stonebrook i pomimo niebezpiecznych czasów odważył się przybyć w to miejsce, aby oddać hołd władcy miasta. Być może wśród nich był ktoś kto był w stanie zwrócić życie martwym towarzyszom, oczywiście za odpowiednią opłatą...


 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 06-01-2016 o 22:20.
Warlock jest offline  
Stary 09-01-2016, 20:38   #88
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację


Głośniej niżeli w rozmowach Bóg przemawia w ciszy.
I kto w sercu ucichnie, zaraz Go usłyszy.

Po opuszczeniu świątyni, Sadim, Szara i Lorath czekali na powrót Tyriona i pozostałych odwaznych towarzyszy, którzy postanowili zaryzykować podczas pogoni za krnąbrnym i nader złośliwym niziołkiem. Czas płynął, a cisza przenikała ich serca i umysły, nie pozwalając się skupić, ani nie dając żadnych nadziei. Owe Wyrocznia straciła tuż po tym, gdy została pchnięta przez jedną ze zjaw i upadła na brudną ziemię, amortyzując upadek rękami. Chłód i szept za jej plecami zwiastował nieszczęście i nawet nie zdawali sobie sprawy, że tragedia była znacznie większa.

Owszem, mogli przypuszczać, że Ferval, Daegr i Rathan wyjdą z komnaty cali poharatani, ledwo żywi, z licznymi ranami, może i na granicy życia. Ciężko jednak było przypuszczać, że po prostu zostaną zabrani do Krainy Umarłych, bez żadnej szansy na powrót. W całym tym zajściu Szarańczy najbardziej było żal łotrzyka. Był młody, pełen życia, nadziei. Zuchwały, odważny, ale zazwyczaj nader ostrożny. Wyrocznia przepowiedziała mu dnia poprzedniego, że jego pewność siebie daleko go zaprowadzi, jednak powinien ją kontrolować. W świątyni najwyraźniej owa pewność zabrała mu życie i dla kobiety nie było w tym nic przyjemnego. Ze smutkiem spojrzała na swoją dłoń ozdobioną obrączką, którą jej podarował. Po tej wyprawie chciała oddać mu jej wartość w monetach, jednak ta okazja już nie nadejdzie.

Daegr zaś miał już więcej lat, więcej w życiu przeżył. Był narwany, obelżywy i szczery aż do bólu, prawdopodobnie nigdy nie zważał na słowa, bo nie uważał, że powinien. W końcu w razie różnorakich poglądów i negacji jego zdania przez rozmówcę, mógł posłużyć się pięściami jako argumentem. A przyznać było trzeba, że był to zacny argument i nikt nie powinien mieć już żadnych obiekcji, po jego użyciu. Kobieta wiedziała, że będzie jej brakować jego poczucia humoru, które zawsze bawiło ją do rozpuku, jego szczerości i nie krycia się z tym, kim był. Był po prostu sobą, dobrym sobą. Zastanawiała się, czy chciałby wrócić, móc ponownie czerpać radość z tego, co lubił najbardziej, przeć przed siebie i nigdy się nie zatrzymywać. Wielka szkoda, że tego dnia, zatrzymała go sama śmierć.

Była wśród nich również osoba, dosyć cicha i skryta, której poznać nie zdążyła. Mimo to wiedziała, że można było liczyć na jego łuk i współpracę, na jego spokój oraz rozwagę. Nigdzie się nie spieszył, nigdy nie ryzykował, to też zdziwiło ją to, że tym razem ryzyko podjął. Co go pchnęło w tak oczywistą pułapkę, która okazała się być ich oprawcą? Żałowała, że nigdy nie pozna prawdy.


Gdy wracali z wyprawy owiani żałobą i smutkiem, Szara postanowiła zbliżyć się do Sadima. Wiedziała, a może po prostu czuła, że nie pora na rozmowy tego typu, ale prędzej czy później musiała ją rozpocząć i właśnie nadszedł ten moment.
Gdy niespodziewanie znalazła się przy jego boku, chwyciła go za dłoń zupełnie, jakby byli sobie bliscy. Jego reakcja, jakakolwiek by nie była, nie zdziwiłaby jej, ponieważ miała w głowie przygotowany prawie każdy z możliwych scenariuszy, zdążyła przemyśleć wiele reakcji i mnóstwo na nich odpowiedzi.
- Wiem, że masz jeden z amuletów i że chcesz go zniszczyć - zaczęła spokojnie i cicho, gdyż nie każdy musiał to słyszeć, choć ich szeregi na tyle się skurczyły, że było wysoce prawdopodobnie, iż Lorath czy Tyrion wszystko słyszeli.
- Jednak wydaje mi się, że jak każda istota potrzebujesz pieniędzy, dla siebie czy Tamarie - ciągnęła dalej spokojnym i przyjemnym dla ucha głosem - Dlatego też chciałam Ci zaproponować coś, co uciszy Twoje sumienie i napełni moją sakwę w prawy sposób. Spójrz, jakbyśmy udali się do Świątyni, to na pewno daliby nam jakąś kwotę. Wiem, że amulet wart jest sporo i chciałabym się targować o niego. Jeśli postaramy się sprzedać te dwa wspólnie, może choć za jeden otrzymamy więcej niż połowa jego wartości… - zakończyła po czym odwróciła głowę by spojrzeć na Tyriona
- A za amulet, który wypłynął z komnaty śmierci, odkupimy reinkarnacje jednego z naszych - to mówiąc wyciągnęła z kieszeni ocalały palec jednego z trzech tragicznie zamordowanych - pięćset sztuk złota, jakie otrzymamy, zdecydowanie na to wystarczy- dokończyła uśmiechając się pod nosem. Miała nadzieję, że nie spojrzą na nią jak na złą istotę… Po prostu chciała coś zrobić dla poległych.
- Planowałem zanieść go do świątyni, by zniszczyli to plugawstwo. A jedyna rzecz, na jakiej aktualnie potrzebuję pieniędzy, to przywołanie Tamarie drugi raz. - odparł zasmucony na słowa Szarej, lecz nim zdołał cokolwiek więcej rzec, od razu wtrącił się Tyrion.
- W gildii magów podobno dobrze płacą za wszelkie magiczne przedmioty, może tam uda się coś więcej utargować, a złoto się przyda, tylko nie wiem, czy damy radę kogoś takiego znaleźć w Stonebrook.- Zamyślił się Tyrion. Zastanawiało go co też Sadimowi siedzi w głowie, ewidentnie kierował się czym innym niż Kąt.
- Czy chcesz, aby artefakty należące do Shar zostały sprzedane byle magom myślącym wyłącznie o własnym interesie, a nie o dobrze tego świata? Lepiej oddać je już do świątyni Tyra. Będziemy mieć pewność, że przedmioty te nie spaczą umysłów innych bogom ducha winnych osób. Podejrzewam, że w ten sposób każdy wyznawca Cienia zaczynał. - oburzył się przywoływacz, przez co jego słowa zostały wypowiedziane trochę głośniej, niż by chciał. Szybko się jednak zreflektował - Przepraszam.
- Po pierwsze, tutejsza gildia magów, zdaje się podlegać tutejszemu władcy, po drugie, tutejszy władca jak się nie mylę, o ile nie jest świętoszkowaty, to na pewno nie jest przesadnie zły, po trzecie, czy lepiej żeby został zbadany i ewentualnie zniszczony, czy żeby splugawił jakiegoś kapłana, który przypadkiem zapomni go zniszczyć, bo może pod ręką nie być odpowiednio potężnego kapłana? To wszystko tylko może, ale jeśli koniecznie chcesz się tym kierować, to pamiętaj o poległych towarzyszach, im się przyda bardziej twój dobry uczynek w formie znalezienia kogoś, kto ich zawróci z tamtej strony śmierci, a to tanie nie jest, lepsze to, niż drobne zaniechanie przez zniszczenie. Oczywiście, masz swoją głowę i rozum, oni też mieli i… i jej nie użyli. - Wyrzucił z siebie ciurkiem Tyrion będący chwilowo kłębkiem nerwów.*
- Ech - westchnęła Szara - Głupio teraz kłócić się o monety… Może w świątyni też nagradzają za oddanie “złych przedmiotów”? Ja nie chcę by Sadim się źle czuł tylko dlatego, że sprzedał swoje idee. My możemy, on nie musi… Nas do tego nie ciągnie, niech choć trochę będzie mu lżej. Mnie będzie lżej, jeśli sprzedam amulet i odzyskam jednego z towarzyszy. - to powiedziawszy schowała cząstkę, prawdopodobnie, Daegra i szła dalej.
- Oddajmy je do świątyni. To dla nich jedyne słuszne miejsce. Kościół Tyra ma wrogi stosunek do Shar, więc prawdopodobnie zniszczą oba od razu, jak tylko wpadną w ich ręce. - zakończył rozmowę przywoływacz ruszając przed siebie. W sumie spodziewał się tej dyskusji. Jemu zależało tylko na tym, by zniszczyć to cholerstwo. Już zbyt wiele osób straciło życie przez jakiegoś maga.
- Wiesz, tyle że… Świątynia je zniszczy i prócz czystego sumienia nie będziemy mieli nic. Wspomnienie o poległych towarzyszach, poczucie winy, które chcesz zdusić. A gdyby tak za zarobione monety wykupić reinkarnacje? Nie uważasz, że czułbyś się lepiej niosąc pomoc w ten sposób, niż niszcząc przedmiot wart tysiąc monet? Możemy ze zdobytych dóbr zrobić wiele dobrego, zniszczenie amuletu da Ci krótkotrwałą ulgę… Jednak nie będę Cię namawiać, bo i tak zrobisz to, co uznasz za słuszne. Ja to zaakceptuję - dodała pospiesznie dotrzymując mu kroku i nie planowała już więcej wracać do tematu. Decyzja i tak należała do niego. Ona swój na pewna sprzeda.
- Pewnie, bo tylko magowie potrafią zaklinać przedmioty, a kapłani to już nie, bo któraś konkretna religia jest jedyna i dobrzy kapłani nie wyrzynają złych kapłanów i na odwrót. Pewnie, nie bronie tutaj nikogo spod kiecki Shar, ale do diaska, nie przerzucajcie się tutaj teraz moralami, zrobi co chce, my zrobimy co chce, dobrzy kapłani zrobią co chcą, źli kapłani zrobią co chcą, magowie zrobią co chcą, a wieśniacy jak zwykle dostana przez to w dupsko, niezależnie od tego co na ten temat myślicie. O! - Rzucił słysząc te wszystkie wywody Tyrion.
- Uhm. - Odgłos wydany przez barbarzyńcę niespodziewanie przerwał rozmowę trojga użytkowników magii i zawiesił ich w stanie krępującej konsternacji. Jak zwykle nie było do końca wiadomo, komu tak właściwie Lorath przytaknął, jednak dalszej wypowiedzi z jego strony nie otrzymali, a on milcząc kontynuował swój ponury marsz.
Potok słów z ust Tyriona, a następnie skąpy mruk Loratha, zupełnie wybiły Szarą z rytmu rozmowy. Nie chciała się sprzeczać, nie chciała też nikogo zmuszać do swoich racji. Wycofała się z rozmowy i postanowiła iść u boku swojego Barbarzyńcy. Dziękowała bogom, że jej go zostawili


Rozglądając się tu i ówdzie Sadim szybko zmierzał ku strażnikom znajdującym się przy bramie. Zastanawiał się jak zareagują widząc jakiegoś półelfa z worem głów. Nie miał jednak zamiaru nad tym rozmyślać. Ciekawiło go jedynie to, czy znowu trafi na tych samych strażników, co wcześniej.
- Morderców Williama i jego rodziny spotkała sprawiedliwość. Mamy iść z dowodami do garnizonu straży? - wskazał na wór z głowami uciętymi przez Loratha.
Wąsaty strażnik, który wcześniej przywitał drużynę poszukiwaczy przygód groźbami, uśmiechnął się pod nosem na widok wyraźnie uszczuplonej gromady.
- Coś mało was wróciło. Co stało się z resztą? - Zapytał z udawaną troską, choć w jego głosie dało się usłyszeć nutkę drwiny. Kompletnie przy tym zignorował uprzejme pytanie półelfa.
- Czy to naprawdę jest teraz najważniejsze? - wtrąciła się dyplomatycznie Szarańcza, dając krok na przód, a jej wypowiedź była łagodna i przepełniona smutkiem
- Prócz głów niesiemy też złe wieści. Oto kartka z goblińskimi rozkazami, nakazującymi na atak waszego miasta. Musimy jak najszybciej poinformować odpowiednie służby. Wskażcie nam drogę, a już nas tutaj nie ma - zakończyła ze spokojem przeszywając strażników swym wzrokiem.
Strażnik gwałtownym ruchem dłoni wyrwał pergamin z rąk Szarańczy, po czym musiał mocno zmrużyć oczy, by cokolwiek odczytać. Nic z tych bredni nie rozumiał, ale kobieta, która wcześnie przepowiadała zagładę Stonebrook była śmiertelnie poważna. To plus fakt, że drużyna awanturników była wyraźnie przetrzebiona sprawiło, że uwierzył w słowa wyroczni i natychmiast kazał stojącemu obok gwardziście zaprowadzić ich prosto do garnizonu.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 10-01-2016, 04:35   #89
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Jedna śmierć była sporym przeżyciem, chociaż czymś, z czym mógłby się pogodzić. Nie był jednak gotów na to, co zobaczył za podnoszącymi się wrotami. Trójka martwych towarzyszy, gobliński jeniec i podrygująca, mechaniczna ryba, to było dla niego za wiele. Postanowił się taktycznie przegrupować, choćby sam ze sobą, byle daleko stamtąd. Gdy dotarł na górę, jedyne co padło z jego ust to. - Nie żyją.


Ceremonia po wszystkim z konieczności była krótka. Odkrycie cmentarza nawet go nie zdziwiło, ale jednak. Gdyby tylko znaleźli go wcześniej, może wszyscy polegli, nie wybiegaliby jak idioci na złamanie karku. Pluł sobie w brodę że ich nie zatrzymał a jednocześnie tak bardzo się cieszył, że miał dość rozsądku i przeżył.


W drodze powrotnej nie był zbyt rozmowny, jego myśli zaprzątało mnóstwo rzeczy. Czy żył tylko dlatego, że był kim był, czy może dlatego, że na farmie jeszcze nauczył się podstawowej zasady, nie wkładać ręki pod młotek ani nie wchodzić do zagrody głodnych świń. Dla niego była to podstawowa wiedza, dla niektórych jednak... nieszczególnie. Chociaż może ta wiedza przychodziła razem z mocami siódmego syna siódmego syna. Chociaż jak udało im się z Uliasem dowieść, w jego wypadku o żadnych specjalnych mocach mówić nie można było. Ciągnąć prowizoryczne sanie, zastanawiał się, czy sam jest idiotą, myśląc o pogoni za mordercami jako sposobie na zarobienie złota, czy po prostu wszyscy, którzy polegli, byli zwyczajnie nieuważni. Chociaż, w czasie pogoni za zlotem , trafili też na coś użytecznego dla miasta. Tylko, czy to wszystko warte było aż tylu głów? Fakt, że być może uratuje to wiele istnień, jakoś niespecjalnie mu to rekompensował. Przecież sam mógł być jednym z trupów, które zostały dziś pochowane. Na mniej więcej takich ponurych rozmyślaniach minęła mu droga. Na pocieszenie, miał jeszcze do sprzedania narkotyczną roślinkę. Przynajmniej tyle dobrego przyszło mu z dzisiejszego dnia.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 10-01-2016, 16:29   #90
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
W chwili, gdy Szarańcza została przewrócona przez złośliwą zjawę lub zjawisko, jakie ona wywołała swoim gniewem, Sadim starał się do niej podejść, coś powiedzieć. Właściwie, to nie była pewna, czy robi to ze względu na nią, czy też po prostu taki miał zamiar od początku, by podzielić się swoimi myślami. Niespodziewanie jednak kobieta poczuła wilgotną kroplę na swoim policzku, a gdy dotknęła jej palcem, zobaczyła niewielką ilość krwi. Zerknęła przez ramię, by kątem oka dojrzeć klęczącego na ziemi Sadima, a przed nim rozbryzłą plamę krwi, która chlusnęła prosto z jego ust. Przeraziła się.

- Sadim? – wyszeptała przecierając piekące oczy brudną od piachu ręką i resztkami sił podczołgała się do mężczyzny, kładąc na jego plecach swoją rękę i patrząc na jego pochyloną ku ziemi twarz. Razem musieli wygląd naprawdę jak obraz rozpaczy.

- Źle się czujesz? Zostałeś zraniony? – spytała wyraźnie pozbawiona sił, gładząc go po grzbiecie, zupełnie jakby chciała rozgrzać płuca. Nie wiedziała czym było spowodowane krwioplucie, więc niezgrabnie zaczęła wyjmować z torby różdżkę leczenia.

Półelf pokręcił głową. Zebrał się z klęczek wtedy, kiedy był w stanie i oparł się ciężko na swym kiju podróżnym. Twarz miał bladą, a oczy przekrwione.
- Nie. Nic mi się w trakcie walki nie stało, tylko... Nie wiem co się stało, a chory nie jestem. - rzekł słabym tonem spoglądając na plamę krwi - Mamy trochę do zrobienia w mieście. A tobie nic nie jest? Nie czułaś się chyba najlepiej przed chwilą.

Szara pokręciła głową patrząc na niego z dołu.
- To nic takiego, coś mnie po prostu popchnęło. - odparła nie wstając z ziemi i obejmując się rękami, gdyż było jej chłodno, a jej płaszcz został porwany przez wiatr - I zabrakło mi tchu. Chyba odeszło. - skończyła zerkając na wyjście z jaskini.

Przywoływacz podszedł wolnym krokiem do aasimarki i podał jej dłoń, by wstała.
- Każdemu z nas mogło się tutaj przydarzyć coś złego. Ważnym jest, że my żyjemy, a pamięć zmarłych zostanie uczczona. W Stonebrook ci opowiem coś więcej, gdyż to nie jest dobry moment na rozmowę.

Kobieta spojrzała na niego ze smutkiem w oczach i uśmiechnęła się bardzo słabo. W milczeniu skorzystała z pomocnej dłoni, by wstać z ziemi, która wystarczająco ubrudziła jej odzienie. Zerknęła przez ramię na Loratha, który chyba nasłuchiwał okolicy i ponownie zatrzęsła się z zimna.

Odmieniec jakby poczuł na sobie jej spojrzenie i kiedy upewnił się już, że odległy odgłos należał najpewniej do jakiegoś zwierzęcia, skierował się w stronę towarzyszki. Jednym ruchem zdarł z siebie swój, nieco podarty i ubrudzony płaszcz, i założył go na ramiona Szarej. Ani jedno pełne słowo nie wydobyło się z jego ust odkąd opuścili świątynie i przez całą drogę czuwał w stanie ekstremalnego napięcia. Spoglądał przez chwilę na nią, niemo i ponuro. W końcu jednak wolno przeniósł wzrok na liściasty dach jaki zapewniał im Ciernisty Las i przerwał tą spiralę ciszy.
- Bogowie nie spoglądają dziś na nas przychylnym wzrokiem - rzekł nie do końca wiadomo czy do niej, czy do siebie samego.

Kobieta dzielnie przyjęła na swój grzbiet ogrzane ciałem barbarzyńcy nakrycie i westchnęła niemal bezgłośnie.
- Nie na nas, Lorathcie…. Nie na nas. - odparła jakby zamyślona, chwytając go za dłoń, w której poszukiwała wsparcia.

Sadim, po swych ostatnich słowach, nie zwracał uwagi już na otaczającą go scenę. Patrzył tylko z grobowym nastrojem na pozostawioną przez niego plamę krwi. Szybko jednak wracał do sił, więc zastanawiał się jaka to siła prawie przygniotła go do ziemi. Pierwszy raz mu się coś takiego zdarzyło. Zajął się wraz ze swymi towarzyszami ceremonią pogrzebową.

*

Krajobraz miał to do siebie, że zazwyczaj był ładny. I w tym wypadku tak było. Tu zielone drzewa, tu jakieś mieniące się złotem pola, tam mnóstwo ludzi podróżujących jeszcze nie do końca suchą drogą, a w oddali aż nazbyt głośne miasto.

Zaraz... Coś jest nie tak.

Obraz ten byłby aż nazbyt sielankowy, gdyby nie pewien trup wciąż oblegany przez wszelkiego rodzaju skrzydlatych padlinożerców. No... W sumie resztki trupa. Chyba mało kto zwracał na niego uwagę, choć wyglądał niczym preludium do czegoś znacznie gorszego.
Na przykład ataku goblinów na miasto.

*

No cóż... Rozmowa ze strażnikiem odbyła się w sposób, którego Sadim dobrze się spodziewał - czyli miał ochotę wrzucić go na dobę do celi, by w końcu przestał szydzić z tych, którzy odwalają za niego brudną robotę. A ze zmarłych śmiać się nie należało. Dobrze że Szara się odezwała, nim półelf zdołał cokolwiek powiedzieć.

W istocie miasto zostało przyozdobione pięknie. Przywoływacz oglądał stragany, różnych śmiałków mierzących się w różnych konkurencjach, architekturę budynków oraz analizował obronność Stonebrook. Miał nadzieję, że dowie się czegoś więcej w garnizonie. Wiedział jednak, że musiał kupić kilka rzeczy, więc zostanowił zadać pytanie Szarej, nie zważając na obecność kogokolwiek.

- Wiesz może coś na temat tego miasta? Muszę zakupić kilka składników - zapytał półelf aasimarkę w czasie, kiedy szli za strażnikiem. Miał w planie przywołać Tamarie.
Nie wiedział jakim cudem wiedział o całym rytuale, gdyż nie uczył się tego z księgi znalezionej w domu, ale analizując składniki był pewien, że będzie to kosztowne. Rozglądał się przy tym dookoła idąc przez plac handlowy, czy przypadkiem nigdzie nie można jakichś kupić.

Szarańcza uśmiechnęła się lekko pod nosem, choć było to może bardziej parsknięcie, które zamaskowała swym miłym wyglądem. Oczywiście, że nie było w tym nic ze złośliwości, po prostu były pewne fakty świadczące o tym, że raczej wie tyle samo, co Przywoływacz
- Przybyłam tutaj w tym samym czasie, co Ty. Niestety nie wiem zbyt wiele na temat tego miasta, tyle co moje oczy i uszy zdążyły wychwycić. Na pewno jest tutaj jakaś akademia magii, możliwe więc, że tam znalazłbyś coś, czym byłbyś zainteresowany. Bo, jak mniemam, nie szukasz składników na zupę? - dokończyła pytając z zadziornym uśmieszkiem i zerkając na mężczyznę.

- Na pewno potrzebuję diamentowego pyłu. Iii… - Sadim podrapał się po głowie - Fragmentu złamanego w walce ostrza. Ponadto jeszcze wodę święconą i święte oleje, ale mamy po drodze świątynię.
- Dość niekonwencjonalne składniki, co? Nie do zupy. Takowej lepiej nie próbować. - aż się zaśmiał pod nosem, bo sam nie wiedział, że tej kombinacji kiedykolwiek będzie można do czegokolwiek użyć.

- No zupy z tego na pewno nie będzie - odparła ze spokojem mrużąc oczy i bacznie przyglądając się Sadimowi.
- Co planujesz zrobić?

- Co do ostrza, trzeba by zapytać u tutejszego kowala, albo w gildii, tam mogą mieć stos ostrzy czekających na przekucie, to najsensowniejsze miejsce. Pył, pył, jest tu chyba jubiler, nawet jeśli nie miejscowy, to musiał jakiś przyjechać na jarmark. Mam wodę święconą chyba nawet przy sobie - Kąt zaczął szperać po kieszeniach i torbach.

- Porozmawiamy o tym później. Lepiej nie mówić o tym mając ryzyko, że ktoś chce to usłyszeć, ale jesteś zdolna się domyślić co planuję. - zerknął kątem oka na strażnika - Nic strasznego. Wierz mi.

- Później możemy być zajęci swoimi sprawami, hmm… No, ale może i już wiem. A kiedy później? - odparła w sumie dla samej chęci podtrzymania rozmowy i powkurzania strażnika. Samo pytanie zadała z szerokim uśmiechem, bo i ciekawa była odpowiedzi kogoś, kto w jej oczach był dość powściągliwą i poważną osobą.

- Cóż… Jeśli zechcesz mnie trochę posłuchać, może popatrzeć na przygotowania i tak dalej, to może całkiem za niedługo. A później możemy pooglądać kończący się festiwal jeśli będziesz chciała, byśmy trzymali się w grupie. - przywoływacz się zasępił po tych słowach

- Łoch, czyli randka! - Szarańcza pokiwała głową sama do siebie i cicho skwitowała pod nosem. Trochę jakby gadała do siebie i próbowała przekonać własną osobę o słuszności nazewnictwa.

- Gobliny są problemem i muszę pomóc temu miastu odeprzeć atak, który ma nastąpić. Jeśli tego nie zrobię, to może się okazać, że jakaś rodzina będzie przeżywać osobistą tragedię. - przerwał na chwilę, by popatrzeć na głowy złoczyńców - Dla przykładu - William i jego rodzina. A my już straciliśmy kilku towarzyszy.
Zamilkł na chwilę zwieszając głowę. Próbował przegnać złe złe wspomnienia, co dopiero po dłuższej chwili mu się udało.
- Cóż. Mam nadzieję, że rozumiesz. Ale w Twych oczach akurat można zrozumienie dostrzec. - uniósł kąciki ust do góry, gdy zerknął na Szarańczę - Do zmierzchu jeszcze trochę czasu zostało. Można się rozejrzeć za czymś ciekawym.

- Dobrzy ludzie nie lubią, gdy inni umierają, zawsze jest to przykre. Cóż, nie każdy jednak przejmuje się śmiercią obcej osoby, tak jak Ty - rzuciła z pocieszającym uśmiechem i westchnęła - Ale, mimo wszystko, dobrzy ludzie, czy też niewinni, na pewno nie powinni być mordowani w taki sposób. A i mieszkańcy tego miasta niczemu winni nie są, by spadało na nich tyle nieszczęść. Choć ja dostrzegam poważne chmury nad nim wiszące - powiedziała wyrocznia i spojrzała na strażnika mrużąc oczy. Skoro raz jej uwierzył, to teraz też to zrobi. Inna sprawa, że Szara sama wierzyła w swoje zdolności i nie raz przeczucie jej nie myliło, lecz i tyle samo razy w błędzie była.
- Zobaczymy najpierw, co powiedzą nam w garnizonie. Chyba nie będą chcieli byśmy dołączyli do walki, jak myślicie? - spytała ocalałych towarzyszy podróży patrząc na nich po kolei.

-Myślę że będą chcieli mieć na murach wszystkie miecze, tarcze i łuki jakie tylko dadzą radę pokazać że potrafią się nimi nie zabić. O ile nie zrobią wcześniej kontruderzenia na goblinie wioski i obozy w lesie, próbując je zdziesiatkować, zanim tamci uderzą - Wtrącił swoje trzy grosze, nie komentując rozczulania się Sadima nad losem nieznanych ludzi.

- Miejmy nadzieję, że nie ma żadnych podziemnych przejść pod miastem, o których wiedzą gobliny. - skwitował słowa Tyriona - Lecz możesz mieć rację. Należy jednak pamiętać, iż goblinoidy są dość… Nieprzewidywalne. Hej, to chyba garnizon.

W istocie. Docierali już do garnizonu, z którego słychać było dość donośne krzyki.
 
Flamedancer jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172