|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-01-2016, 16:48 | #81 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 03-01-2016 o 16:53. |
04-01-2016, 01:34 | #82 |
Reputacja: 1 | Korytarz... pułapki... czarownik! Stało się tak szybko... W jednej chwili szedł korytarzem... W kolejnej jakaś siła zmorzyła go niemiłosiernie... Spać... teraz? Nie! Ale.... Miał upaść, nagle zabrakło sił. Wtedy z zamroczenia wyrwał go ostry ból w brzuchu. Tylko dzięki wrodzonej wytrwałości uniósł się z rykiem gotów zabić przyczajonego tchórza... Miecz... Ale.... Skąd.... Ja byłem... |
04-01-2016, 21:07 | #83 |
Reputacja: 1 | Nagła śmierć nie była niczym niespodziewanym, zwłaszcza kiedy goniło się zabójców, a jednak. Czuł jakby ktoś go trzasnął pałką w potylicę. Westchnął ciężko, sprawdzając co pozostawiła Szarańcza przy magu, a następnie pomagając w odciągnięciu ciała kompana na bok. Musiał się zgodzić, należało zabrać ciało, lub przynajmniej je jakoś stosownie pochować poza świątynią. W końcu ruszył za resztą, nieco niechętnie biorąc udział w pościgu za niziołkiem. Pewnie, miał ochotę go ukatrupić, ale nie był pewien czy bieganie po tej akurat świątyni, która jak już dawno się okazało, była najeżona pułapkami, było sensowne. Dobiegł do reszty, kiedy ci już złapali niziołka i negocjowali z nim, co dokładnie z nim zrobią, z mocnymi wskazaniami na poderżnięcie gardła. Gdy jednak ten rzucił się do ponownej ucieczki, prosto do pułapki o której wspominał, czarownik postanowił się zatrzymać. Możliwe że nie był najmądrzejszym człowiekiem pod słońcem. Może nie był też przesadnie błyskotliwy przez większość czasu, umiał jednak dodać dwa do dwóch. Jeśli ktoś mówił pułapka w tym miejscu, to nie miał zamiaru rzucać się w jej środek. Nie był pewien tylko co ze sobą zrobić, w oczekiwaniu zaczął pociągać ze swojej piersiówki, przestępując nieco z nogi na nogę. Dochodzące ze środka odgłosy wcale nie pomagały. Zaczęło się od chlupania, ogromnego chlupania, bo nic innego nie przebiłoby się przez tutejsze ściany. Potem nadeszły krzyki, zdławione i odbijające się zwielokrotnionym echem. Nie wiedział co o tym myśleć, więc nastawił swą kuszę, gotów jej użyć, lub sięgnąć po magię w każdym momencie.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
04-01-2016, 22:26 | #84 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Obłok skrzącego się pyłu utworzonego przez rozpłynięcie się Tamarie był widokiem niezbyt przyjemnym dla Sadima. A mówił jej, by się zatrzymała i zaatakowała zza kolumny, a ta wolała flankować. |
06-01-2016, 02:28 | #85 |
Reputacja: 1 | Daegr potrząsnął głową, gramoląc się z klęczek. Ocean krwi w jego żyłach wciąż rwany był sztormem nadludzkiego wysiłku, szum czerwonych fal odbijał się wewnątrz jego pancernej czaszki. Uczucie dezorientacji nie trwało jednak zbyt długo – wkrótce człowiek z północy wstał na nogi i podniósł ręce w geście triumfu. Nie słyszał komentarzy towarzyszy przed przejściem przez bramę – cała akcja trwała jedynie kilka pełnych napięcia sekund, podczas których był zbyt zajęty trzymaniem kilkuset kilogramów rzeźbionego kamienia. -TAK KURWA! Tak to się robi, cienkie bolki! Szara, choć no tutaj, zmierz mje biceps, bo nie mogie normalnie!- Rudobrody olbrzym nie dawał nic po sobie poznać wykręcającego kiszki bólu który zalewał całe jego ciało. Każdy centymetr jego wielkiego cielska pulsował agonią starych i nowych ran, które mieszały się ze sobą w spektakularny koktajl kakofonii. Ale wciąż tutaj był, zwyciężył, i pokazał wszystkim na co go stać. -Co jest, maleńka, zaniemówiłaś z wrażenia?- Olbrzym odwrócił się z szelmowskim uśmiechem na ustach, będącym w istocie grymasem skrywanej męki. Przywitała go tylko granitowa ściana – zimna, chropowata i starożytna jak grzech. -Co? NIE!- Ból odszedł gdzieś daleko, w zapomnienie. Zastąpiła go furia, gwałtowna jak letnia burza, straszna jak senny paraliż. -ZDRADA! NIE! NIE! KURWA!- Olbrzym zaczął bić we wrota pięściami – nie tak, jak zdesperowany więzień w nadziei ich otwarcia. Bił w nie kłykciami, jakby chciał się przez nie przebić i udusić tych po drugiej stronie, jakby wrota były twarzą jego zaprzepaszczonego zaufania, sznurem który zaciskał się wokół jego szyi. -Skurwiele! Uciekli z głowami, zgarną nasz hajs! Sadim, ty bezkręgowy psie! Szara, ty białowłosa kurwo!- Daegr wył jak potępieniec, a pot na jego ciele zaczął parować w białą mgiełkę. Mógł się tego spodziewać po tym pizdowatym góralu, ale dziewczyna wydawała się mieć parę jaj. Zadzieranie nosa, prawienie mu głodnych kawałków i moralnych frazesach, zwykli złodzieje, sprzedawczyki i tchórze! -Głupio zrobiliście!- Syknął niziołek gdzieś za jego plecami. Daegr zatrzymał się jak zamurowany, opuścił powoli ręce i odwrócił się do kurdupla. Jego twarz był zastygłą maską śmiertelnej złości. Żyły na jego czole pulsowały, w oczach czaił się demon. -ZAMKNIJ PYSK, KARAKANIE!- Ryknął i rzucił się na karypla. Nie robił sobie nic z lichego uzbrojenia łotra – wyciągnął ręce po jego filigranowe w porównaniu ze swoim ciało, by rozłożyć go na części pierwsze, skórę od mięsa, mięso od kości, jak wprawny rzeźnik. Nic innego już dla niego nie istniało – towarzysze którzy przeszli razem z nim, ci którzy zostali po drugiej stronie, jazgoczący na jego plecach Gibo, świątynia, Stonebrook, Kai Hurganson. Był niziołek z rapierem w dłoni, który musiał, musiał, musiał zginąć, teraz, już, w tej chwili. Do komnaty zaczęła wpływać woda z zdobiących ściany wężowych pysków. Daegr robił w niej wielkie fale, usiłując bezskutecznie złapać niziołka i zgnieść go w małą kulkę. Dopiero wystrzelona przez Rathana strzała zakończyła marny żywot pokurcza, co nie przeszkodziło Daegrowi w pochwyceniu jego zwłok i podniesieniu ich nad głowę, gdzie z nieludzkim wrzaskiem oderwał mu głowę od ramion, zalewając siebie i najbliższe otoczenie deszczem krwi. Fragment kręgosłupa złodzieja dyndał ze zmiażdżonego gardła, a wybałuszone oczy ledwie zdążyły zajść mglistą galaretką, zanim Daegr odrzucił jego ciało na bok, ciężko dysząc. Ulga okazała się chwilowa – skąpany w posoce olbrzym tupnął donośnie, rozsyłając po komnacie kręgi fal, i pogroził pięścią sufitowi. -TO SAMO CZEKA WAS, SUKINSYNY!- Warknął, ale odpowiedzał mu tylko plusk zalewającej komnatę wody, która wkrótce nawet jemu sięgała do pasa. W kilku spowolnionych wodą krokach, Daegr zbliżył się do drewnianych drzwi na drugim końcu komnaty i wyszczerbił ich powierzchnię w próżnej próbie rozbicia ich na kawałki – te ani drgnęły, nawet pod tytaniczną siłą giganta. Zmęczony, obolały, ranny i totalnie oddany swojej furii, Daegr wbrew temu co o sobie sądził szybko tracił siły. Niedługo potem mężczyzna zanurzył się po czubek głowy, puszczając przy tym pełne złości bąbelki. Jego uwagę przykuło pojawienie się metalowych, przypominających mechaniczne rekiny konstruktów, które przemierzały wodę z gracją noży, tak jak ich żywe odpowiedniki, szukając ofiary. Olbrzym zaśmiał się pod wodą, i odbił się od dna, skacząc im na spotkanie. CHODŹCIE TUTAJ! CHODŹCIE I GIŃCIE!, wrzasnął bezgłośnie w lodowatą toń, zupełnie ignorując fakt że istoty nie były do końca żywe, i że marnował cenne powietrze. Potężna pięść wystrzeliła i zmiażdżyła stalową szczękę jednego z konstruktów, posyłając na wszystkie strony wolno obracające się w wodzie ostre jak żyletki zęby. Kolejny cios w pękniętą paszczę tego samego stwora odnalazł jego metalowe wnętrzności – Daegr złapał go drugą ręką za kark i wyciągnął z niego garść tego co znalazł w środku, dosłownie wybebeszając golema z trybików, rurek i kół zębatych, które w chmurze czarnego oleju opadły na dno komnaty. Z tej chmury wystrzeliło kolejne monstrum, gotowe do ataku, ale nie gotowe na spotkanie z Daegrem. Mężczyzna zrobił podwodny unik połączony ze zbiciem stwora z trajektorii uderzeniem łokcia, i złapał go w pół. Z rykiem który dał się odczuć na skórze wszystkich w komnacie wibracjami cząsteczek wody, olbrzym opuścił go grzbietem na kolano. Nawet przy oporze wszechobecnego płynu, siła ataku była tak wielka, że starożytny pancerz rekina pękł jak skorupka jajka, a jego zmiażdżone szczątki eksplodowały kawałkami zmaltretowanych mechanizmów. Maszyna walczyła z człowiekiem, i przegrała. TAK! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! Kto następny? Kto mi podoła? Na szczycie góry i w morskich odmętach, zgniotę was jak muchy!, pomyślał olbrzym, szczerząc zęby z obłędem w oczach i śmiejąc się radośnie, łykając wodę. Trzeci konstrukt podpłynął od tyłu, cichy jak zaraza. Przeciął wodę niczym strzała i świsnął tuż obok Daegra. Olbrzym przygotował się do odparcia ataku, ale po pełnej skonfundowania sekundzie uświadomił sobie, że nie może podnieść rąk. Spojrzał w dół, na swoje ramię. Jego lewy bark przestał istnieć – odcięta od reszty ciała ręka olbrzyma dryfowała w zimnej wodzie pośród karmazynowej chmury jego krwi, łopatka i część piersi była teraz ziejącą krwią nicością, a znajdujący się w tym miejscu Gibo był teraz tylko biodrami i parą chudych, owiniętych liną nóżek. Daegr otworzył usta ze zdziwienia, ale szybko zmienił wyraz twarzy na grymas gniewu, i wyciągnął w stronę rekina drugą rękę, próbując się do niego zbliżyć. Niestety nogi odmówiły mu posłuszeństwa – był wolny, ociężały, nie mógł już walczyć z oporem wody. Po raz pierwszy w życiu, czuł się słaby. Połowa jednego płuca pompowała teraz tylko wymieszaną z juchą wodę, drugie paliło brakiem tlenu. Oczy zachodziły mu mgłą – po części z uraty krwi, po części z rzeczywistej zasłony jego własnej posoki, która spowiła go jak dym, jak pośmiertny całun, ścinając się w lodowatej wodzie w leniwy obłok. Żeby ci Gibo w gardle stanął, flądro, pomyślał wojownik. Daegr próbował zrobić jeszcze jeden krok, a kiedy mu się nie udało, spróbował znowu. Rekin zatoczył koło i odwrócił się, by dokończyć dzieła. Olbrzym zebrał w sobie wszystkie siły, cały gniew który w nim kiedykolwiek siedział, całe napięcie, strach, adrenalinę, wolę życia, nienawiść, radość tryumfu, gorycz porażki. Jego nadludzką siłę, jego nieludzką wytrzymałość, akceptację swojego losu, i gwałtowne jego odrzucenie zarazem. Tym wszystkim, całym sobą, zebrał się na jeden ostatni bitewny krzyk, ostatni wrzask zapomnianego berserkera, zdławiony przez wodę, zalany krwią, uciszony grubymi, kamiennym murami. Porywczy, bezsensowny i martwy, jak sam najemnik. Zgodnie ze słowami niziołka, jego pozostałości zalegną w komnacie pośród szczątków innych awanturników którzy myśleli że byli czymś specjalnym, a okazali się mięsem armatnim. Pułapka cywilizacji którą starto w proch tysiące lat temu odebrała im życie, jak okrutny żart. Złoto, którego nikt nie widział, a które potrafiło oślepić. Zbielałe kości, jak błędy, za które mogli winić tylko siebie, a z których nigdy nie wyciągną żadnej nauki, rozerwani na strzępy i utopieni. Przeklinam was! Szarańczo, Lorathcie Odmieńcu, Tyrionie Kącie, Sadimie! Bądźcie po trzykroć przeklęci! Niech wam kutasy pousychają, niech wam pizdy zaszyją! Wy, którzy mieliście zbyt dużo rozsądku, by wspomóc towarzysza w boju! Wy, którzy wybraliście światło i życie jako tchórze i zdrajcy, kiedy ja wybrałem czerń i krew i błysk kruszcu! Po stokroć bądźcie przeklęci! Przeklinam ciebie, Daegrze yp Kleddwyn, za twoją głupotę, za twoją dumę, za słabość twoich ramion i grubość twojej czaszki! Oby duch mojej lekkomyślnej śmierci prześladował was wszystkich do końca waszych... waszych... Błysk ostrego jak złe słowo bólu, wiekuista ciemność, i Daegra już nie było. Jego bezbożna, czarna jak węgiel dusza wystrzeliła przez multiwersum, gdzie plecami odwróciły się do niej wszystkie istoty niebieskie i piekielne. Ostatnio edytowane przez Krieger : 06-01-2016 o 18:19. |
06-01-2016, 19:59 | #86 |
Reputacja: 1 | Ruszył biegiem w stronę opadającej kamiennej płyty, jednak szybko został odtrącony przez Daegra. Olbrzym prawdopodobnie nawet tego nie zauważył. Musiał go ogarnąć jakiś dziwny rodzaj gniewu, rozbudzony po przespaniu poprzedniego starcia. Ten właśnie gniew pomógł Fervalowi dostać się do pomieszczenia. Przeszedł pod trzymaną przez człowieka północy przeszkodą, po czym sam pomógł mu przejść. * * * Wielokrotnie jego działania nie przynosiły zamierzonego skutku, jednak dwie sytuacje szczególnie utkwiły mu w pamięci. Prawdopodobnie dlatego, że obydwie zdarzyły się w jego 17 urodziny. Dzień, który powinien być jego świętem, okazał się być najgorszym dniem, jaki mu się przydarzył w tym mieście. Podczas wizyty na targowisku, na którym planował zdobyć nie do końca legalnym sposobem coś na śniadanie, poczuł delikatne szarpnięcie przy pasie. Znając tego typu zagrywki odwrócił się szybko i chwycił dłoń sięgającą po nieprawidłową sakiewkę. Ujrzał niziołka o twarzy przyozdobionej wrednym uśmiechem. Chwilę później chłopak klęczał już na ziemi, a jego “rodowe klejnoty” pulsowały z bólu. Złodziejaszek rasy niższej natomiast oderwał sakiewkę, którą usiłował wcześniej ukraść i zniknął w tłumie, bogatszy o dziesięć złotych monet. - Znajdę cię, gnojku - chciał zawołać za nim Ferval, ale w efekcie ledwo zdołał to wypiszczeć. * * * Chłopak słyszał krzyki Daegra, jednak był zbyt zajęty swoim prawdziwym celem. Niziołkiem, który całkiem niedawno położył swoje malutkie rączki na złej sakiewce. Kilka sekund później te same rączki starały się wyciągnąć z klatki piersiowej strzałę, a niziołcze oczy zaszły mgłą, kryjąc wcześniejszy błysk. Jednak zalewająca pomieszczenie woda nie pozwalała mu cieszyć się tą chwilą. Powietrze wypierane było przez ciecz w zastraszającym tempie. Ledwo zdążył dobiec do drzwi, które cudem zauważył podczas walki, a woda już przykryła całe jego ciało. Wstrzymując oddech, sięgnął do wytrychów trzymanych przy pasie i spojrzał na zamek dzielący ich od przeżycia. Na trzy zamki. Obraz zaczął rozmywać mu się przed oczyma, ręce poruszały się coraz wolniej, a myśli zaczęły coraz bardziej odpływać od tematu, który powinien być teraz jego jedynym zmartwieniem - przetrwania. Nawet nie dotarło do niego, że nie są tu sami. Dopiero kawałki metalu imitujące zęby, które oderwały od ciała kawał jego pleców przywróciły chłopaka do rzeczywistości. Nie na długo. Brak tlenu, ból i utrata krwi pozwoliły mu jedynie machnąć pochwyconym naprędce mieczem na odlew. Ostrze odbiło się od metalowego pancerza i wyśliznęło z dłoni młodzieńca. Oczy chłopaka błysnęły białkiem, a świadomość stała się jedynie wspomnieniem. * * * Gdy otworzył oczy, leżał na niedźwiedziej skórze rozłożonej przed huczącym płomieniami kominkiem. Drewniane ściany izby ozdobione były licznymi obrazami, dając poczucie komfortu i domowego ciepła. Do jego nozdrzy docierał zapach pieczonego mięsa, a z pomieszczenia obok płynęły delikatne dźwięki harfy. Usłyszał cichy oddech w rogu pokoju. Gdy uniósł głowę, zobaczył tam kobietę, wpatrującą się w niego z uwagą. Choć nigdy wcześniej jej nie widział, czuł się, jakby spotkał dawno niewidzianą przyjaciółkę. - Zaskoczył mnie twój wybór, Fervalu - powiedziała cichym i miękkim głosem. Wiedział, że potrafiłaby rozmiękczyć tym głosem każde serce. Nie odrywał oczu od jej ust, nie chcąc pominąć żadnego słowa. - Wiedziałeś, że nie pomogę ci w obu sprawach. Dlaczego wybrałeś właśnie jego? Łotrzyk opuścił wzrok pod wpływem fali wstydu, która zalała jego myśli. Dał się ponieść beznadziejnej zemście za głupie dziesięć złociszy. - Mam nadzieję, że pamiętasz, co straciłeś - z tymi słowami Tymora odwróciła się i wyszła, zostawiając go samego z myślami. Pomieszczenie rozpadło się na drobne kawałki, gdy tylko pierwsza łza opuściła jego oko. Łza tęsknoty za kobietą, której już nigdy nie będzie mu dane zobaczyć. Ostatnio edytowane przez Aveane : 17-01-2016 o 11:26. |
06-01-2016, 22:15 | #87 | |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Świątynia Yuan-Ti, Ciernisty Las 16 Mirtul, 1367 DR Południe Wielkie kamienne wrota zatrzasnęły się ze zgrzytem, zostawiając trzech żądnych zemsty awanturników sam na sam ze ściganym przez nich łotrzykiem w niemalże idealnie kwadratowej komnacie. Ferval jako pierwszy dobył broni, po czym powoli ruszył w stronę niziołka, uważnie przy tym rozglądając się dookoła. Intuicja podpowiadało mu, że jego przeciwnik ma jeszcze jednego ukrytego w rękawie asa. Stonebrook, Srebrzysta Dolina 16 Mirtul, 1367 DR Popołudnie Podróż w stronę Stonebrook zajęła poszukiwaczom przygód dobre kilka godzin. Tym razem nie napotkali na swej drodze żadnych przeciwników, obyło się też bez nieszczęśliwych wypadków. Mały problem był z przedostaniem się na drugą stronę wąwozu, ale dzięki miksturze latania, którą znaleziono przy zwłokach Fervala, awanturnikom udało się przeprawić nad przepaścią razem ze swym ciężkim bagażem. Jeszcze przed opuszczeniem ongiś pola bitwy, Szarańcza wydobyła z krzaków ukryte przez siebie skarby, które niebawem dołączyły do góry innych przedmiotów znajdujących się na saniach. W końcu udało im się wydostać z Ciernistego Lasu i na kilka godzin przed zmierzchem poczuli na twarz łagodny powiew ciepłego wiatru z południa oraz promienie powoli zachodzącego słońca.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 06-01-2016 o 22:20. | |
09-01-2016, 20:38 | #88 |
INNA Reputacja: 1 | Głośniej niżeli w rozmowach Bóg przemawia w ciszy. I kto w sercu ucichnie, zaraz Go usłyszy. Po opuszczeniu świątyni, Sadim, Szara i Lorath czekali na powrót Tyriona i pozostałych odwaznych towarzyszy, którzy postanowili zaryzykować podczas pogoni za krnąbrnym i nader złośliwym niziołkiem. Czas płynął, a cisza przenikała ich serca i umysły, nie pozwalając się skupić, ani nie dając żadnych nadziei. Owe Wyrocznia straciła tuż po tym, gdy została pchnięta przez jedną ze zjaw i upadła na brudną ziemię, amortyzując upadek rękami. Chłód i szept za jej plecami zwiastował nieszczęście i nawet nie zdawali sobie sprawy, że tragedia była znacznie większa.
__________________ Discord podany w profilu |
10-01-2016, 04:35 | #89 |
Reputacja: 1 | Jedna śmierć była sporym przeżyciem, chociaż czymś, z czym mógłby się pogodzić. Nie był jednak gotów na to, co zobaczył za podnoszącymi się wrotami. Trójka martwych towarzyszy, gobliński jeniec i podrygująca, mechaniczna ryba, to było dla niego za wiele. Postanowił się taktycznie przegrupować, choćby sam ze sobą, byle daleko stamtąd. Gdy dotarł na górę, jedyne co padło z jego ust to. - Nie żyją. Ceremonia po wszystkim z konieczności była krótka. Odkrycie cmentarza nawet go nie zdziwiło, ale jednak. Gdyby tylko znaleźli go wcześniej, może wszyscy polegli, nie wybiegaliby jak idioci na złamanie karku. Pluł sobie w brodę że ich nie zatrzymał a jednocześnie tak bardzo się cieszył, że miał dość rozsądku i przeżył. W drodze powrotnej nie był zbyt rozmowny, jego myśli zaprzątało mnóstwo rzeczy. Czy żył tylko dlatego, że był kim był, czy może dlatego, że na farmie jeszcze nauczył się podstawowej zasady, nie wkładać ręki pod młotek ani nie wchodzić do zagrody głodnych świń. Dla niego była to podstawowa wiedza, dla niektórych jednak... nieszczególnie. Chociaż może ta wiedza przychodziła razem z mocami siódmego syna siódmego syna. Chociaż jak udało im się z Uliasem dowieść, w jego wypadku o żadnych specjalnych mocach mówić nie można było. Ciągnąć prowizoryczne sanie, zastanawiał się, czy sam jest idiotą, myśląc o pogoni za mordercami jako sposobie na zarobienie złota, czy po prostu wszyscy, którzy polegli, byli zwyczajnie nieuważni. Chociaż, w czasie pogoni za zlotem , trafili też na coś użytecznego dla miasta. Tylko, czy to wszystko warte było aż tylu głów? Fakt, że być może uratuje to wiele istnień, jakoś niespecjalnie mu to rekompensował. Przecież sam mógł być jednym z trupów, które zostały dziś pochowane. Na mniej więcej takich ponurych rozmyślaniach minęła mu droga. Na pocieszenie, miał jeszcze do sprzedania narkotyczną roślinkę. Przynajmniej tyle dobrego przyszło mu z dzisiejszego dnia.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
10-01-2016, 16:29 | #90 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | W chwili, gdy Szarańcza została przewrócona przez złośliwą zjawę lub zjawisko, jakie ona wywołała swoim gniewem, Sadim starał się do niej podejść, coś powiedzieć. Właściwie, to nie była pewna, czy robi to ze względu na nią, czy też po prostu taki miał zamiar od początku, by podzielić się swoimi myślami. Niespodziewanie jednak kobieta poczuła wilgotną kroplę na swoim policzku, a gdy dotknęła jej palcem, zobaczyła niewielką ilość krwi. Zerknęła przez ramię, by kątem oka dojrzeć klęczącego na ziemi Sadima, a przed nim rozbryzłą plamę krwi, która chlusnęła prosto z jego ust. Przeraziła się. |