Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2016, 15:02   #101
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dookoła panował harmider. Chaaya była w jego epicentrum. To wokół niej, Anskary i smoków koncentrowała się uwaga wszystkich. Jarvis jako mężczyzna nie był tak ważny. A Gozreh… znikł kryjąc się w cieniach.
Amalanche przyglądając się obu smokom z wyraźnym zachwytem i nabożnym podziwem.
- Jak mają na imię? - zapytała w końcu, a Anskara trąciła bardkę dyskretnie łokciem.
Cała ta sytuacja, wraz z opadającym poziomem adrenaliny, zaczynała powoli przytłaczać tancereczkę. Wiedziona, niczym w pół śnie przez wojowniczki, przed oblicze przywódczyni, starała się poskładać myśli do kupy. Imiona… tak miała nazwać smoki. Z początku kusiło ją by wymienić dwa drogie jej sercu imiona jedynych mężczyzn których kochała. Stwierdziła jednak, że to dość beznadziejny pomysł i jako bard mogłaby się postarać o większą inwencję twórczą.
- Ten…- wskazała na smoka, którego trzymała - … jest czysty jak księżyc. Amalendu. - przebąknęła, czując, że zaschło jej w gardle - Drugi zaś… jest oślepiający niczym słońce. Anshuman. - Chaaya miała nadzieję, że jej propozycje się przyjmą, wszak amazonki wywodziły się z innej kultury i mogłoby im nie przypaść, obce nazewnictwo, do gustu.
- Siostry.. bracia! - krzyknęła głośno Amalanche. - Do naszego plemienia dołączyli nowi członkowie. I jakże zacni. Amalendu! I Anshuman!
Odpowiedzią na te słowa były okrzyki radości. Zakończyły się one, gdy Amalanche uniosła dłonie w górę.
- Bawmy się więc dziś, bo to radosny czas. - dodała i zwróciła się do Chaai i jej przyjaciół. - A wy jesteście oczywiście honorowymi gośćmi.
Chaaya popatrzyła na Anskarę i na Jarvisa, jakby chcąc znaleźć w nich oparcie. Nie miała siły się bawić… a już tym bardziej tak tłumnie i hucznie jak aktualnie się zapowiadało. - Trudno… niech tak będzie… - westchnęła siląc się na uśmiech, przytulając mocniej smoka.
~Nie będzie tak źle. Goście honorowi siedzą na krzesłach i gapią jak bawią się inni. ~ odparł ciepło w myślach mag na widok jej zmęczonej miny.
~ Noc w noc tu imprezuję… raz mogłabym się zamknąć w samotności i nacieszyć moimi… nacieszyć się widokiem piskląt. ~ burknęła, niczym obrażone dziecko ~ Przynajmniej nie musisz mieć kobiety by się swobodnie poruszać po wiosce. Jeden plus.~
- Anskaro… mam nadzieję, że zatańczysz dla mnie ten ostatni raz. - zawołała radośniej, puszczając kobiecie oczko.
~ Mam wrażenie, że Imri tylko czeka bym się wymknął z tego przyjęcia, by mnie godnie pożegnać. ~ jego odpowiedź była przesycona dramatycznymi odczuciami, doprawionymi ironią.
Anskara przeciągnęła się kilka razy, gdy słudzy przynieśli wiklinowe krzesła i postawiwszy je w cieniu tronu Amalanche zaprosili Jarvisa, Anskarę i Chaayę do zajęcia ich.
Wojowniczka odmówiła usiądnięcia i dodała.- Zatańczę, ale będzie mi wstyd potem, jeśli nie odpowiesz na mój taniec.-
~ Ho, ho… aż tak było ci źle? Chodź i mnie obejmij. Może się odczepi. ~ Chaaya podziękowała uśmiechem, po czym opadła na krzesło. - Może ktoś inny na niego odpowie? Nie zamykaj się na resztę. - odparła pogodnie - Nie wiem czym dam radę wykrzesać z siebie tyle energii ile bym chciała poświęcić jej twej osobie. - dodała usprawiedliwiająco.
- Wiem… na to liczę. Też chyba chciałabym się zdrzemnąć.- mruknęła Anskara potulnie, a Jarvis przytulił się do tancerki tak jak mu poradziła.
~ Nie było źle… ale ona nie bez powodu ma czterech mężów, podczas gdy większość kobiet w wiosce najwyżej dwóch. ~ wyjaśnił enigmatycznie mag.
~ Mmm… nienasycona. ~ pokręciła z dezaprobatą do swoich myśli, najwyraźniej nie zgadzając się z pewnymi aspektami. Zasmucona, umilkła zwieszając głowę jakby odcinając się od otoczenia.
~ Żyje pełnią życia. Bierze z niego tyle ile zdoła. Jest wojowniczką, a dookoła niej toczy się konflikt. Jutro może zginąć, więc… trudno się jej dziwić, że próbuje przeżyć jak najwięcej na raz.~ stwierdził spokojnym tonem myśli mag. ~To zrozumiałe. ~
~ Nie zaprzeczam ale i nie zgadzam się z tobą.~ odparła lakonicznie, wzruszając ramionami. Tymczasem Amalanche coś dyskutowała cicho z jedną z młodych przyjaciółek bardki. Ta skinęła głową i pognała gdzieś, a Anskara zaczęła tańczyć zmysłowo wśród innych tancerzy i tancerek. Impreza rozkręcała się coraz bardziej.
~ Zauważyłem… dyscyplinę którą na siebie nałożyłaś. Zauważyłem też kiedy pękała na moment. Cóż… sam mam podobnie, choć na innych zasadach.~ odparł telepatycznie mag.
Chaaya podniosła wzrok by śledzić swoją ulubioną tancerkę. Widok, jak zwykle przyprawiał o szybsze bicie serca i po chwili wydawałoby się, że szczerze uśmiechnięta, obserwowała zabawę, kiwając głową na boki w rytm tańca.
~ Nie wiem o czym mówisz. ~ trąciła Jarvisa ramieniem, z łobuzerską miną ~ Zastanów się lepiej nad planem B jeśli się okaże, że mimo wszystko amazonki nie będą chciały nas wypuścić. ~
~ Mam kilka fajerwerków, mogę je powierzyć Gozrheowi i odpali je w jednym miejscu… my uciekniemy drugim. ~ rzekł telepatycznie czarownik. ~ Amazonkom nic się nie stanie. A smoki nasze są w pobliżu. Godiva aż się pali by cię uratować. ~
~ Może podziękuję…~ odparła zdawkowo, machając Anskarze w tłumie.
~ Może… A może Nveryioth cię zdecyduje uratować? ~ stwierdził Jarvis przyglądając się tłumowi i głaszcząc opuszkami palców ramię i szyję tulonej Chaai. ~ Jak przyśniesz, to do której chatki cię zanieść? ~
Chaaya zaśmiała się, najwyraźniej rozbawiona tym co jej powiedział. ~ Ta jaszczurka nie ratuje… to ją trzeba ratować. Postaram się nie zasnąć ale jak już pytasz to…~ bardka, pokręciła się chwilę na krześle szukając znajomego kształtu ~ Dooo tamtej. To dom Anskary. ~ wskazała palcem w odpowiednim kierunku.
~ Co ma ona, czego nie mam ja? Poza cudnym biustem i zgrabną pupą? ~ zapytał retorycznie czarownik udając obrażonego i czule muskając palcami szyję Chaai. Tym czasem zjawiła się pomocnica Amalanche wraz z podłużnym zawiniątkiem.
Amalanche wyraźnie na to czekała, bowiem wstała i wzięła je od swej pomocniczki i dając je, zaskoczonej tym, Chaai. - To dar naszego ludu dla ciebie. Odpowiedni za tak cenny podarunek jaki otrzymała osada. Cóż… może nie tak odpowiedni jak być powinien, ale nic cenniejszego nie mamy.
Zaskoczona nagłym gestem, poderwała się z krzesełka mało go nie wywracając.
- To… to aż nadto… nie spodziewałam się… - Chaaya z namaszczeniem, przyjęła podarek, nie do końca wiedząc co dalej z nim zrobić. Rozpakować? Zachwycić się? Pokłonić? W normalnych okolicznościach, uraczyłaby darczyńce śpiewem, tańcem i swym ciałem ale…
~ Co ja mam teraz zrobić? ~ spytała przestraszona Jarvisa, bojąc się poruszyć.
~ Podziękować zapewne… może… wykazać się skromnością… i… że nie ma za co. Ale na końcu przyjąć. Wdzięczność innych należy także nagradzać, przyjmowaniem tego co się dostaje. ~ wyjaśnił telepatycznie czarownik.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech po czym pokłoniła się nisko, podobnie jak robił to Janus, który się nią opiekował. - Dziękuję ci o Pani za ten hojny podarunek dla mej mało wartej osoby, wykonywałam jeno swój obowiązek wobec Ciebie i Twej wspaniałej wioski, która przez pewien czas stała się mym domem.
~ Tak może być? ~ Chaaya utrzymując pokłon, czekała na odpowiedź Amalanche.
- Bzdura… te smoki to nadzieja dla naszej wioski. - odparła Amalanche i nachyliła się by czule uściskać ich oboje.
~ Myślę, że tak.. może być. ~ odparł z uśmiechem na obliczu Jarvis.
Chaaya starała się odwzajemnić uścisk, spoglądając koso na maga, jakby w gotowości by kopiować wszelkie jego ruchy. - Oby zesłały na waszą ziemię czasy dobrobytu i pokoju. - odparła nieco szczerzej.
- I na waszą też… no i jedzcie, bawcie się. - rzekła z uśmiechem odsuwając się powoli, po czym usiadła na tronie zostawiając Chaayę z tajemniczym zawiniątkiem.
Bardka przysiadła na krześle wpatrując się w zawiniątko. Przez chwilę zastanawiała się nad błogosławieństwem amazonki. Prawdopodobnie chodziło jej o smoczą jaskinię, choć tancerka w pierwszej chwili pomyślała o swoim domu, złotej klatce uciech dla książąt. Z roztargnieniem rozchyliła materiał spoglądając na Jarvisa. ~ To co… po połowie? ~
~ Zobaczymy co jest w środku i… wtedy postanowimy.~ stwierdził pojednawczo czarownik i cmoknął ją delikatnie w ucho. ~ Może być? ~
Chaai było wszystko jedno, uśmiechając się potulnie, rozpakowała podarek i z nieukrywanym zdziwieniem westchnęła na to co zobaczyła. Miecz z nieznanego jej mlecznobiałego metalu ze smoczymi zdobieniami i pięknym szafirem. Krótki miecz, prawdziwe dzieło sztuki.
~ To będzie ciężko podzielić ~ stwierdził telepatycznie czarownik.
Świetnie. Wyruszyła na tereny wroga zapuszczając się do nieznanych lochów pod wulkanem. Mało nie straciła rozumu przez magiczną pieśń nienarodzonych smocząt. Była świadkiem wyklucia się, dwóch miedzianych gadów. Ledwo udało im się uciec przed cała armią… niewiadomo kogo i właśnie... dostała, w podzięce za fatygę... miecz.
~ Przynajmniej jest ładny…~ westchnęła przyglądając się klindze ~ Ale miecz jest dla mężczyzn…~ spojrzała wymownie na Jarvisa.
~ Miecz jest dla tego, kto nim włada. ~ sięgnął po oręż i niezdarnie wykonał nim kilka ruchów. ~ Lekki, delikatna rękojeść pod drobne palce. Ten mieczyk wykuto z myślą o kobicie. ~
~ Może należał do założycielki? ~ nie pytając o zgodę, zabrała magowi broń z ręki, po czym zaczęła przyglądać się klindze. Smocze motywy nie pasowały do osoby o pustynnym pochodzeniu. Trzymanie takiej broni będzie nad wyraz upierdliwe, jeśli chodzi o dopasowanie do wyglądu i charakteru nosicielki. W pewnym momencie, maska zamyślenia goszcząca na twarzy Chaai, pękła pod naporem ogromnego uśmiechu. ~ Podobno uśmiech oznacza zadowolenie z prezentu. Mam nadzieję, że… nie wyglądam głupio a Amalanche się nie obrazi.~ szczerząc się jak wariatka, poczęła machać bronią na lewo i prawo.
~ Wyglądasz jak mała szlachcianka otrzymująca od ojca swój pierwszy sztylecik… uroczo… można by cię schrupać. ~ i na dowód tych słów delikatnie muskał ustami ucho tancerki. ~ I masz rację… ten miecz pochodzi niewątpliwie od ich starożytnej przywódczyni. Nie wykuto tutaj. ~
Dziewczyna zakryła jego usta dłonią. ~ Trzymam kawałek historii, Nvery się ucieszy z takiego prezentu ~ z błyskiem w oczach popatrzyła na Jarvisa, po czym nie spuszczając z niego oczu, ucałowała delikatnie opuszki palców, które spoczywały na jego ustach. ~ Lepiej nie kombinuj bo wylądujesz z dwiema na raz. ~ zażartowała odwracając głowę w poszukiwaniu tańczącej wojowniczki.
~ Bywały i trzy… choć wtedy… używaliśmy amoku… i trochę odlecieliśmy…~ odparł czarownik i znów musnął szyję Chaai delikatnym całusem.~ Poza tym od takich drobnych pieszczot nie ląduje się w łóżku.~
Bardka popatrzyła na kompana z nutką politowania, ale nie kwapiła się by komentować jego miłosnych wyczynów.
~ Uważaj… tutaj świat rządzi się trochę innymi zasadami, zwłaszcza w taką noc jak dzisiaj. ~ poleciła ciepło, odkładając miecz na materiał spoczywający na kolanach.
~ Cóż… zawsze byłem ciekawy nowych zasad, acz…. nie sądzę, bym musiał się aż tak martwić. Chyba że zaprosicie do kółeczka Imril. ~ odparł mag i nadal delikatnie muskał ustami to szyję, to policzki, to ucho tancerki
~ Poza tym… zamierzam tylko nieco przyjemności ci dać. Ot, takiej delikatnej i niezobowiązującej jak teraz.
Anskara już tańczyła niemalże w transie i widząc to, mag, dodał. ~ Może lepiej dołączymy do niej przez chwilę i zaciągniemy ją do łóżka zanim padnie z wyczerpania? ~
Zawijając miecz w szmatkę, bardka wstała z lekkim ociąganiem. Nie miałaby nic przeciwko, małemu szaleństwu dzisiejszej nocy. Wprawdzie była zmęczona i obolała ale… kto wie, kiedy nadejdzie podobna okazja? Jeśli szybko wróci do swojego smoka, prawdopodobnie resztę misji przeżyje w celibacie o zaostrzonym rygorze, pod postacią zakazu odzywania się do kogokolwiek. ~ Nic to… skoro zdecydowałeś się zadawać mi takie tortury…~ skłoniła się lekko z kpiącym uśmieszkiem.
- Anskarooo… - zawołała wojowniczkę, podbiegając do niej i obejmując w pasie. Przez chwilę dała nieść się ekstatycznym pląsom, po czym delikatnie acz stanowczo zaczęła nadawać im kierunku. - ...chodź do domu.
- Nogi mnie bolą… - mruknęła tuląc się do Chaai i mrucząc. - Już zapomniałam jak przyjemnie rozpala ten taniec. Ale może twój chudzielec mnie poniesie, co?
Jarvis z pewnym trudem wziął muskularną wojowniczkę i westchnął. ~ Tortury? Och moja droga.. tortury to ci mogę zadać… rozpalając cię do białego ognia. Powoli, każdym muśnięciem…. jestem okropny, prawda? ~
Chaaya z cierpliwym zrozumieniem, poklepała przyjaciółkę po ramieniu, po czym oddała ją w ręce maga.
~ Miej litość dla swej biednej niewolnicy. ~ odparła przelotnie, wysuwając się naprzód.
- Dawno nikt mnie nie nosił. - wymruczała zmysłowo Anskara i zachichotała cicho. - Dołączysz do nas w łożu dzielny łowco? Bo chyba nas złowił, prawda Chaayu? Jestem zbyt zmęczona by szaleć… ale… ciekawa też, czy jest tak dobry jak krzyczała Imril. Myślisz, że zająłby się nami dobrze?
“Żeby jeszcze potrafił łowić w jakikolwiek sposób.” burknęła w myślach, rozbawiona stanem Anskary. - Spójrz jaki on mizerny i chudy… może starczy… dla nas jednej. Ja się wypisuję. - odwróciła się do pary, uśmiechając się dwuznacznie.
- Ach… bez ciebie to nie będzie zabawa… głupio mi było… wiesz, przy tobie z nim… czułabym… że cię wykluczam. - westchnęła Anskara i mruknęła. - No dobrze.. może sam masaż.
Dotarli do chatki i Jarvis starannie ułożył kobietę na legowisku, ta przeciągnęła się zmysłowo dodając. - Naprawdę… nie chcesz, ze mną ostatni raz przeżyć czegoś ciekawego? Pozwolimy mu się wymasować.
Na razie Jarvis zaczął ją rozbierać, co nie mogło mu zająć zbyt dużo czasu, bo amazonka niewiele miała na sobie.
- Nie posiadłam umiejętności dzielenia się swymi kochankami… albo jesteś cała moja albo w ogóle. - odparła spokojnie, nachylając się i całując kobietę w czoło, po czym krzątając się po domku, zbierała swoje rzeczy i przepakowywała torbę.
- Wybaczysz nam? - westchnęła Anskara i wskazała Jarvisowi kąt, po czym przewróciła się na bok. - Niech będzie… jestem twoja.
Czarownik w milczeniu usiadł w kącie przyglądając się. Zaś Anskara dodała. - Bądź tylko delikatna… a dzielić mogłabym cię nauczyć, w końcu dzieliłam się ukochanym z moją przyjaciółką.
No do wszystkich piasków! Wdech i wydech. Zostawiając rzeczy na ziemi, podeszła do łóżka. - Mówiłaś, że jesteś ciekawa umiejętności chudzielca. Masz szansę się przekonać dlaczego Imril tak głośno krzyczała. - ostatnia szansa i nie będzie odwrotu.
- Ale on jest twoim przyjacielem, a ciebie znam i lubię. I nie chciałabym cię stawiać w sytuacji biernego widza. Ja bym nie potrafiła tak wytrzymać. - obróciła się na bok i delikatnie pogłaskała tancerkę po policzku. - Jeśli nie chcesz…. bo zabolałoby mnie, gdybym cię zmuszała.
- Nie oddałabym cię w ręce kogoś, kto by cie nie zadowolił… twój śpiew, byłby dla mnie niczym balsam. - mrugnęła do kobiety - A jeśli poczuję się zbyt samotna to… - zamachała do niej paluszkami uśmiechając się psotnie. - To twoja noc i twoja decyzja. - zdecydowanie powinna popracować nad asertywnością… może kiedyś.
- Chodź tu. - objęła ją ramieniem Anskara i pocałowała delikatnie usta Chaai. - Niech się twój chudzielec rozgrzeje… naszym widokiem, a potem… przejmie pałeczkę. Ale chcę byś była bardzo blisko cały czas… byś wszystko widziała.
Nie wyszło tak źle. Chaaya była przygotowana na całkowitą porażkę, a jednak prawie się wywinęła. Wprawdzie, gdyby Janus słyszał całą tą rozmowę to by się chłopina załamał na najbliższe dwa tygodnie aaale, bardka i tak uważała, że popełniła pewne postępy w swoim... “zachowaniu”. Oplatając się wokół ciała kochanki z nieukrywaną ochotą zaczęła bawić się jej ciałem.
~ Postaraj się nie wygadać Godivii… wystarczy mi jeden smok na karku gdy wrócimy. ~ zażartowała psotnie.
~ Obawiam się że Godiva… będzie tym szczególnie zainteresowana i wydrze to z mej pamięci. Zresztą… ~ odparł telepatycznie mag uśmiechając się kącie. ~ Ona chciała bym sprawił ci przyjemność i byłaby zła gdybym tego nie zrobił. Jesteś jej oczkiem w głowie. ~
Nieświadoma toczących się rozmów Anskara czule odpowiadała na pocałunki, prężyła się pod pieszczotami palców Chaai i… leniwie pozbawiała ją amazońskiego stroju. Tak więc wypięty tyłeczek bardki przykuł spojrzenie mężczyzny, który mimowolnie mruknął niczym leniwy drapieżnik.
“To będzie piekło… jeśli Nvery mnie nie zabije… to pewnie rzuci się na wygadaną smoczycę…” westchnąwszy do swoich myśli, wyżywała frustrację na ciele kobiety pod sobą.
~ To było niemiłe z twojej strony. Zabrzmiało to... jakbyś nie robił tego z własnej inicjatywy. ~ odparła cierpko, wyraźnie drażniąc się z mężczyzną, jednakże spojrzenie jakim na chwilę go uraczyła, było chłodne, karcące i ostrzegawcze.
~ Po prawdzie… uwiodłaś mnie swoim urokiem. I poszedłem za twym powabem niczym pies myśliwski za tropem. Nie sądziłaś chyba, że Godiva może mnie zmusić do figlowania? Ot, ona się troszczy o ciebie. i ja też…. i wierz mi… wyglądasz teraz bardzo kusząco. Testujesz moją silną wolę, kręcą tym kuperkiem. ~ odparł ciepłym tonem myśli Jarvis, a Anskara zdradziecko sięgnęła między uda bardki powolnymi ruchami palców dotykając jej bramę rozkoszy. Wojowniczka była dość pasywna w pieszczotach, delikatna i rozleniwiona. I nie próbowała nawet uspokoić tancerki
Chaaya nie była do końca pewna czy spodobała jej się odpowiedź maga. Coś… coś było nie tak, ale nie umiała w tej chwili doprecyzować co dokładnie. Rozgniewana na samą siebie, całą uwagę skupiła na Anskarze. Po pierwsze chciała tę szopkę jak najszybciej skończyć. Dla swego dobra. Jakby przeczuwając czyhające nieszczęście.
- Nie poznaję cie najdroższa… - szepnęła do kobiety, całując ją czule w usta - Wydajesz się krucha niczym dojrzały kwiat orchidei. - przyciągnęła delikatnie dłoń wojowniczki, która błądziła między jej nogami i doprowadzała ja do wrzenia, do swych ust, muskając, całując i oblizując każdy z jej paluszków.
To co planowała zrobić, wydawało jej się ryzykowne, gdyż sama do końca nie była pewna co właściwie chce uczynić. Owszem, nie jedną pozycję przetestowała razem z amazonką, jednakże brak stażu w stosunkach jednopłciowych, dostatecznie odbierał jej pewności siebie a na domiar złego… dziś miały widza. Zsuwając się powoli w dół, znalazła się między rozchylonymi nogami kobiety.
„Czy ty właśnie się tremujesz?” zaskoczona, spytała samą siebie, zostawiając czerwone ślady, po swych ustach, na udach wojowniczki. Czujnie obserwując reakcje partnerki, zaczęła pieścić i ssać najczulszy punkt na ciele kobiety, wsuwając w nią swoje łobuzerskie paluszki.
- Dzisiaj… mam ochotę… być leniwa i oddać się w wasze ręce. Sama… powiedziałaś… to moja… noc. - mruknęła w odpowiedzi Anskara poddając się pieszczocie i drżąc. Wzdychała cicho, jej piersi unosiły się w szybszym oddechu. Poddawała się przyjemnościom sprawianym jej przez Chaayę i zerkała na nią powoli podnosząc się na zgiętych ramionach.
- On patrzy… jest coś w tym ekscytującego… mój… też tak patrzył. Z tym dzikim żarem w spojrzeniu… - mruknęła cicho wspominając inne miłosne zabawy. - Niczym.. tygrys w klatce.
Tancerka nie odrywała spojrzenia, od wijącej się pod jej dotykiem, kobiety. Skupiona na sprawieniu Anskarze przyjemności, wypchnęła z podświadomości obecność Jarvisa. Czytając z partnerki jak z otwartej księgi, nie patyczkowała się i szybko doprowadziła ją do ekstazy. Cel co prawda osiągnięty ale ona, aż cała dygotała od nadmiaru emocji. Przełykając ostrożnie ślinę, leniwie wdrapała się na towarzyszkę, siadając na niej okrakiem i uśmiechając triumfująco z odrobiną nuty goryczy.
- To może go wypuść… - zaproponowała gryząc ją zadziornie w pierś i mrucząc przy tym jak kotka.
- Zgoda… chodź do nas… tygrysie. - jęknęła zachęcająco Anskara. A Chaaya wpierw usłyszała ciche kroki. Potem...drżenie i cichy jęk Anskary pod sobą, a potem.. Lewa ręka mężczyzny owinęła się wokół jej ciała. Lewa dłoń pochwyciła za jej pierś masując i przyciągając całe ciało tancerki do tyłu. Jarvis posiadł Anskarę, ale jego ruchy bioder, przenosiły się przez jej ciało, na bardkę. Poruszała się z obojgiem kochanków w powolnym, acz zmysłowym rytmem.
Anskara wpatrywała się z roziskrzonym wzrokiem w Chaayę, oddychając szybko i jedną dłoń splatając z jej dłonią. Widać było, że chciała tą noc przeżyć razem tancerką.
~ Jeśli taki masz kaprys… mogę przesunąć dłoń… niżej. ~ przekazał jej telepatycznie Jarvis mimowolnie przelewając też i część doznań jakie odczuwał zdobywając ciało Anskary i pieszcząc pierś tancerki, jak i szyję pocałunkami.
Wooow… hej, zaraz, chwileczkę… tego nie było w planach. Jasno powiedziała, że nie chce brać w tym udziału. Prawda? Mówiła tak? Przez serce Chaai przeszedł chłodny impuls, który powoli dławił jej urywany, ciężki oddech. Czując, że się dusi, a strach obezwładnia ciało, wyrwała się agresywnie z objęć mężczyzny, przeskakując na ziemie.
Granica została naruszona.
Niewiele myśląc, niczym zaszczuta zwierzyna, pognała do wyjścia, znikając w ciemnościach nocy.
- Chaaya!... O bogowie… szybciej… Chaaya… - krzyki mieszały się z głośnymi jękami ekstazy, gdy wybiegała. Spojrzenie Anskary błagalne i pełne ekstazy wpatrywało się uciekającą dziewczynę. - Chwyć moją dłoń…
Nie oglądając się za siebie, tancerka biegła na oślep byle jak najdalej od znajomego głosu, byle jak najdalej od tej przeklętej chatki z przeklętymi ludźmi, robiącymi przeklęte rzeczy.
~ A ty co taka nerwowa? ~ Nveryioth, pojawiał się jak zawsze w najmniej oczekiwanym momencie, zupełnie jakby karmił się negatywną energią swojej jeźdźczyni.
~ Mater ćhhood, cholerny… mam dość, koniec z tym, wracam do Jaskini, koniec zabawy w poszukiwacza przygód, gówno mnie obchodzi cała ta misja i całe to zgrupowanie, może się rozpaść w drzazgi. Wracam do domu. Wypisuje się. ~ kryjąc się pod smoczym siodłem na środku polanki, siedziała skulona i uspokajała oddech.
Smok jednak nie odpowiedział, choć bardka czuła jak ten, zagląda w jej umysł, przeczesując wspomnienia. Była pewna, że się teraz uśmiechał.
~ Możesz wracać. Usnęła. ~ krótki stonowany przekaz od Jarvisa pojawił się po kilkunastu minutach.
Chaaya nie miała zamiaru wracać. Dziś śpi pod gołym niebem… o ile uda jej się zasnąć.
Zmęczenie całym dniem w końcu powaliło bohaterkę uroczystości i Chaaya zasnęła ukryta niedaleko swej pierwszej chatki, acz… sny które miała pełne choć rozpoczęły się ucieczką na smoku przed ognistym potworem, zakończył się uwięzieniem między dwojgiem wijących się kochanków. I ten koszmar wyrwał ze snu tancerkę wczesnym rankiem.
Bardka powitała dzień wianuszkiem kolorowych przekleństw, których nie powstydziłaby się nawet chłopka z rynsztoka. Leżąc na trawie, rozglądała się po wiosce, bez wyznaczonego sobie celu. Gdyby nie była naga, pewnie leżałaby tak do upadłego, w końcu jednak zebrała się na powrót, tylko po to, by zabrać swoje rzeczy i ponownie opuścić chatkę.
W chatce Anskara jeszcze spała. Jarvis zaś szykował prosty posiłek. Był już przygotowany do drogi. Uśmiechnął się delikatnie na widok wchodzącej golutkiej Chaai i rzekł żartobliwie.- Doprrawdy… nie mursisz się mnie barć. Nie jestrem, aż takr strraszny.
Tancerka nie uraczyła go nawet spojrzeniem, w milczeniu zbierając swoje rzeczy. Gdy wszystko już miała, wyszła z domku, z zamiarem ubrania się w strój taneczny na zewnątrz.
~ Przepraszam… Naprawdę trudno ciebie wyczuć. Czasami wydajesz się doświadczoną kochanką, by potem… przypominać… płoche niewinne dziewczątko. Trudno zgadnąć, którą stronę okażesz. ~ usłyszała gdy przebierała się na oczach… cóż… w większości mężów robiących posiłek swoim żonom.
Następnie udała się do komnat przywódczyni wioski. Tym razem jednak została przez strażniczki skierowana do prywatnej sali, bo Amalanche odsypiała wczorajszą imprezę. Koło niej odpoczywały smoki i ich nowe opiekunki pilnujące wygód i potrzeb piskląt. Przywódczyni powitała uśmiechem bardkę. - Witaj… Co cię sprowadza o tak wczesnej porze?
- Przepraszam, że niepokoje o tak wczesnej porze… - Chaaya ukłoniła się, posyłając kobiecie ciepły uśmiech - Przybyłam w pewnej sprawie. Chciałabym prosić o możliwość opuszczenia wyspy razem z moim towarzyszem. - jej wzrok powędrował ku dwóm smokom, kobieta jednak pozostała, przynajmniej z zewnątrz, obojętna na ten widok.
- Oczywiście… kiedy tylko chcecie. Przylecą po was smoki? - zapytała Amalanche z odrobiną ciekawości w tonie głosu.
“Co jest z tymi ludźmi? Na bogów, jeszcze ci mało ty stara raszplo?” Chaaya oderwała wzrok od Anshumana zwiniętego w kłębek i popatrzyła przewodniczącej prosto w oczy.
- Nasze smoki, nie przybędą po nas. Mają zadanie do wykonania. - zmyśliła na poczekaniu, nadając tonowi głosu, nieco formalniejszy wydźwięk - Umówiliśmy się na spotkanie, na jednej z okolicznych wysp.
- Aaaacha. To nie ma problemu. Na taką odległość mogę wysłać pirogi z moimi wojowniczkami by was bezpiecznie przewiozły. - odparła radośnie przywódczyni wioski.
- Dziękuję… jesteś nad wyraz łaskawa… Pani. - dziewczyna ponownie się pokłoniła, po czym ponownie spojrzała na pisklęta. A więc tak będzie wyglądało ich pożegnanie. Nie tak to sobie wyobrażała, ale być może… nie, na pewno tak będzie lepiej. Lepiej ujarzmić uczucia zanim rozwiną się z zarodka. choć one nie będą o niej pamiętać, ona już do końca będzie nosić ich śpiew w sercu.
- Mam jeszcze jedno pytanie… w zasadzie prośbę. - odparła miękko, przez chwilę wyraźnie się nad czymś zastanawiając lub nawet martwiąc.
- Tak? - spytała Amalanche.
- Czy… mogłoby zabraknąć miejsca w łodzi… dla Anskary. - spuściła wzrok rumieniąc się.
- Nie wiem co między wami zaszło, ale… nasza czempionka ma wiele zadań w wiosce. - uśmiechnęła się ciepło Amalanche. - I nie popłynie zapewne w ogóle.
- Dziękuję. - odparła drżącym głosem, po raz trzeci się kłaniając, po czym czując, że długo tak nie pociągnie, pożegnała się cicho i wyszła z pomieszczenia.
Wychodząc z budynku, zobaczyła podłużny kształt zakrywający niebo. Ów potężny powietrzny pancernik, który był przerażającym dowodem siły tutejszych najeźdźców, powoli przemierzał niebo nabierając prędkości i wyraźnie dokądś odlatywał. Naiwnością byłoby sądzić, że opuszcza wyspy na zawsze. Raczej rusza na jakąś misję, by powrócić do swej roli… powietrznego strażnika okolicy.
Chaaya zadarła do góry głowę i z uśmiechem, przypatrywała się machinie, biorąc go za dobry omen. Z lżejszym sercem, ruszyła ku chatce Anskary. Nie weszła jednak do środka. Siadając pod schodami, obserwowała po raz ostatni ‘miejskie’ życie.
Wszystko wracało do normy… takiej jak zawsze. Niby nic się nie zmieniło przez te kilka dni, ale teraz wioska wydawała się tancerce bardziej żywsza i weselsza. Pełna nadziei na lepsze jutro. Dosłyszała swoje imię i Jarvisa powtarzane przez grupkę mężczyzn zebranych przy jednym z ognisk z parującym mięsiwem. Składali oni pierwsze strofy nowej opowieści… legendy o odzyskanych smokach. Chaaya…. dołączyła więc do ich opowieści. Nigdy nie zostanie tu zapomniana.
Zrobiło jej się lepiej na duchu. Niczego się tak bardzo obawiała, jak właśnie zapomnienia. Czując się, na dziwny sposób, bezpieczną, podparła brodę na kolanach, zapatrując się w dal. Nveryioth ponownie skanował jej umysł, niemalże czuła na sobie wzrok świdrujących, złotych oczek. Podła jaszczurka. Jej jaszczurka.
~ Mógłbyś poczekać z tym do mojego powrotu…~ burknęła do smoka.
~ A… to jednak wracasz…~ odparł z udawanym rozczarowaniem.
~ Tak się jakoś złożyło. Jeśli chcesz możesz powiadomić resz…~
~ Nie. ~ przerwał jej gad buńczuczono, najwyraźniej dalej był wrogo nastawiony do reszty drużyny.
~ To nie. ~ wzruszyła ramionami, dając wierzchowcowi, mentalnego pstryczka w nos, który oznaczał, że straciła zainteresowanie konwersacją.
Jarvis wynurzył się z mroków chatki dość cicho, przez chwilę obserwował bardkę w milczeniu po czym rzekł. - Anskarra wyrszła, nie wiemr gdzie. Jerśli czujresz głód, trrochę jerdzenia zorstało.
Chaaya posłusznie wstała, otrzepując spódnicę i poprawiając torbę na ramieniu. - To coś zjem. - odparła jakby nie miała wyboru, po czym uśmiechnęła się do Jarvisa jak to miała w zwyczaju. Wchodząc lekko po stopniach weszła do chatki i przysiadła przy palenisku, wyczekując ‘podania do stołu’.
Czarownik tylko uśmiechnął tak jakoś… enigmatycznie. I zupełnie niczym sługa w milczeniu przygotował Chaai upieczoną rybę i prażone warzywa. Z pewną satysfakcją Chaaya mogła stwierdzić, że Jarvis nie dorównuje jej kunsztem kucharskim. Ale dało się to zjeść, bez wybrzydzania. Czarownik podał jej wodę do popicia wyraźnie daleko myślami, pewnie rozmawiając z Godivą.
- Porwinniśmy porpytać o śrrodek trransporrtu… na perwno majrą tu jarkieś łordzie. - rzekł w końcu.
Chaaya posłała magowi jeden ze swoich czupurnych uśmieszków. - Już nie złość się tak… ostatni raz gotujesz. - odparła zadziornie próbując potrawy - Mmmm! Paskudne! - robiąc zdziwioną minę, zamachała miską przed Jarvisem, śmiejąc się tak jak zwykle. Następnie przez chwilę jadła w milczeniu od czasu do czasu krzywiąc się, aż za nadto atorsko.
- Załatwiłam nam transport, kiedy ty zabijałeś smak tej pysznej rybki. - odparła retorycznym tonem, co by mag nie musiał jej odpowiadać, jeśli nie chciał.
- Hmm… porwinniśmy się chyrba więc zamiernić rrolami i ja załartwiać trransporrt. A Anskarra… nie narzerkała na mojrą kuchrnię. - ostatnie zdanie Jarvis wypowiedział w tak fałszywym oburzeniu, że… nie potrafił do końca utrzymać maski i uśmiechał się ironicznie wypowiadając ostatnie słowa.
- Oho… - westchnęła łobuzersko, przykładając dłoń do policzka - Jaka ja niedobra. - wzruszyła ramionami, wręczając pustą miskę Jarvisowi.
- Jak księżniczkra… - mruknął czarownik uśmiechając się delikatnie.- Tak. Tooo dobre okrreślenie.
- Hmmmm… nie zaprzeczę, że w mych żyłach płynie błękitna krew. - puściła do niego oczko, po czym wstała rozglądając się po pomieszczeniu i grzebiąc w torbie.
- Nie zdzirwiłbym się gdyrby płynęrła. - mruknął czarownik i potarł się po czole. - Mursisz porrozmawiać z Godivą po powrrocie. Inarczej… ona morże pogryźć Nverryiotha w trwoim irmieniu i moimr… i włarsnym przedre wszyrstkim.
- To twój smok i twój problem. Jeśli ja powstrzymałam Nverego przed atakiem na ciebie to, ty powstrzymasz Godivę. - odparła gładko, spoglądając czujnie na rozmówcę.
- Godiva… jest innra. Ona nie grrozi. Ona artakuje… - potarł podbródek wzdychając. - I jest barrdziej nierzależna niż Nverryioth. Nie wiemr włarściwie co o mnie myrśli, bo nie próbuję wchordzić jej do głorwy. Ty i twój smokr jesterście partnerami, ja i Godiva… to skomplirkowany układr. W skrrócie można ujrąć, że łarskawie pozwrala mi się dorsiadać.
Dziewczyna zasłoniła ręką usta, co by nie parsknąć śmiechem. Przez chwilę analizowała wyznanie maga, ale niestety dochodziła ciągle do jednej i tej samej, mało zadowalającej konkluzji. Pokręciła głową, poddając się.
- Jeśli Godiva zaatakuje mojego smoka, zaatakuje także i mnie. Bądź na to przygotowany. - klepnęła go pocieszająco w ramię - Mam nadzieję, że wykrzesasz z siebie, tę odrobinę męskości. - bardka nawet jeśli chciała, nie miała zamiaru bawić się w niańkę. Zaczepiając mentalnie, leniwie drzemiącego smoka, dała mu znak by ponownie przeszukał jej umysł, za co ochoczo się zabrał.
- Cóż porradzić… mamr do niej słarbość, więrkszą niż… chciarłbym mierć.- wzruszył ramionami w odpowiedzi.- I to nie małżeństwo żerbym mursiał udowardniać swą męrskość. Wtedy byrłoby znacznie łartwiej… Ona barrdziej mi… martkuje.
- Bo dajesz jej ku temu powody. - popatrzyła na niego dwuznacznie - Jeśli nie stworzysz ze swoja smoczycą relacji partnerskiej, do końca życia będziesz się zmagać z konsekwencjami jej krnąbrnego postępowania… Pod warunkiem, że będziesz je w stanie udźwignąć. - bardka w duchu dziękowała, za to, że jej smok miał wszystko w głębokim poważaniu, a ona sama szybko odnalazła z nim nić porozumienia.
- Jak to się stało, że matka was połączyła… - odparła bardziej do siebie niż do niego - Spakowany?
- Rrelacji… parrtenerrskiej? To kwerstia derfinicji. Werdle Godivy narsze rrelacje są parrtnerrskie. I to barrdzo.- uśmiechnął ironicznie mag. Przymknął na chwilę oczy, milczał przez chwilę nimi dodał.- Tak czy siak… moja smoczyca tęskni za tobą. A co do rreszty. Cóż… nie jestr tark źle. Znam jej naturrę i…
Nie dokończył wypowiedzi. Pojawiła się bowiem amazonka u progu chaty. - Łodzie czekają. Jesteście gotowi?
Chaaya przewróciła demonstracyjnie oczami po czym odwróciła się do wyjścia.
- Jesteśmy… prawda? - zerknęła przez ramię na Jarvisa. “No dajesz maleńka… jesteś sama na środku pustyni… musisz iść po prostu przed siebie. Nie myśl za dużo, to co było nie ma znaczenia, a to co będzie… też w zasadzie nie ma znaczenia.” dodając sobie otuchy, ochoczo poprawiła torbę na ramieniu. “Środek pustyni. Piasek. Nic. Właśnie tak.”
- Tark chordźmy.- rzekł Jarvis i oboje ruszyli za przewodniczką. Gozreha nigdzie nie było widać. Zapewne czarownik go odwołał. Minęło kilkanaście minut nim przedzierając się przez dżungle dotarli do niedużej ukrytej pośród wysokich skał piaszczystej zatoczki. Podróż do niej częściowo prowadziła przez jaskinie podobne tym, które pokazała im Anskara. Na plaży czekała już na nich piroga. i dwie amazonki pod bronią z wiosłami.
- Wskakujecie do łodzi i odpływamy. - rzekły amazonki spychając pirogę na wodę.

Przez całą podróż bardka siedziała zamyślona, wpatrując się w wodę, z trudną do odgadnięcia miną. Jawnym było, że czuła zmęczenie… niewyspanie ale i inne niedogodności. Cierpiała z powodu rozstania.
Rozstania nie tylko ze smokami ale i ludźmi, z wioską, z Anskarą i…
Gdy łupinka powoli przemierzała morską toń, Chaaya powracała myślami do tego co się wydarzyło. Do emocji jakich odczuwała.
Wyspa, choć z pozoru mała, okazała się ogromnym, pełnym potencjału uniwersum. Nietypowa kultura, zakrawająca o mityczne herezje, opowiadane w podejrzanych szynkach wielkich metropolii. Wspaniała historia. Najeźdźcy i pradawne smoki…
Co by nie było, dziewczyna postanowiła zachować każdy szczegół wyprawy, głęboko w sercu.
Kiedy to, pierwszy raz była kobietą. Pełnoprawną. Choć obcą, to jednak posiadającą ten niepodważalny status, dzięki któremu była z innymi na równi.
Musiała przyznać, że choć na początku czuła się przerażona i samotna, szybko się do tego przystosowała i zaczęła czerpać z przywilejów, jakie było dane jej zaznać, pełnymi garściami.
Kiedy to, pierwszy raz od wielu miesięcy, ba! lat. Zaznała przyjemności, nie tylko tej fizycznej ale i psychicznej. Poczucia więzi z drugą osobą.
~ Co się dzieje? Wracasz już? ~ Nveryioth niespodziewanie pojawił się w jej umyśle, rozwiewając wspomnienia i moszcząc się na pierwszym planie, niczym rozkapryszone dziecko. ~ Dlaczego, nie zabrałaś smoków? Chciałem je zobaczyć. Ten burak z pola co ujeżdża kupę miecha, nie pozwolił mi do ciebie polecieć. Daj mi na nie popatrzeć…~ gad nie zważając na partnerkę, nurkował w przyjemnych wspomnieniach. ~ Jaja były w kręgu… o a poza nim zaczęły pękać… wykluwają się…~
~ Który to już raz oglądasz ~ Chaaya w końcu przebiła się swym głosem pełnym frustracji i oburzenia.
~ Niewystarczający. Ooo… jakie świecące się łuski. Jakie gładkie, jakie ciepłe… ~
~ Nie mógłbyś tego robić gdy śpię? Wiesz, że nie dobrze się z tym czuję. ~ gdy tylko Chaaya skończyła zdanie, zaraz pożałowała tego co powiedziała.
~ Doprawdy twoja arogancja nie zna granic. ~ odburknął gniewnie smok, przerywając wydzieranie z pamięci bolesnych, ale jakże rozkosznych wspomnień, kiedy to pierwszy raz w życiu zdała sobie sprawę, jak wielkim cudem jest akt narodzin. ~ Ty możesz robić co ci się rzewnie podoba, ale ja mam się trzymać zasad, które sama łamiesz? Myślisz, że mogłem spać jak ty się puszczałaś z tym sękatym badylem? Wiesz jak się czułem, gdy mnie uderzyłaś i powiedziałaś, że mnie zostawisz?! ~
~ Nie chce się kłócić… wiem, że zrobiłam źle… chce to naprawić. Chyba. Nie wiem. ~
~ Gadaj zdrów… chcesz wrócić do domu. Dobrze wiem co kombinujesz. Możesz się kryć ze swoim planem ale ja cię przejrzałem. Nie licz, że cie odstawie bezpiecznie do Jaskini. Skoro to ma być nasz ostatni raz to zamierzam się świetnie bawić…~
~ Nvery… ~ przerwała mu bardka, garbiąc się ze zmęczenia ~ To prawda… po tym co się wydarzyło ostatniej nocy… eh… Nie zostawię cię. Obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy razem. Ja… Słyszałam plotki, co by Smocza Jaskina stała na skraju rozpadu… ~
Zielonołuski, niczym gigantyczny boa, owinął się wokół ciała bardki, wpatrując się w jej wnętrze z uwagą. Tancerka mimowolnie poczuła dreszcz na plecach.
~ Jesteśmy do siebie podobni. ~ kontynuowała ~ Przez całe życie, ktoś podejmował za nas decyzje. A my nie znając prawdziwego smaku życia, dostosowywaliśmy się, uważając, że tego właśnie chcemy. Ja… nie wiem co sobie myślałam uciekając z Ranveerem, nie wiem też, co sobie myślałam idąc za Janusem. Niczym mokra, miękka glina dostosowywałam się do potrzeb otoczenia. Pragnął bym uciekła więc uciekłam. Chciał bym stała się godnym Jeźdźcem… stałam się. Chcieli mieć smoki… oddałam je. Chciała mieć nas oboje… ~
~ Nie masz poczucia, że spełniłaś swój obowiązek. Nie czujesz się dumna z tego co robisz, bo nie chcesz tego robić. ~ gad pokiwał głową jakby rozumiał ~ Nie przeszkadza mi, że inni decydują za mnie. ~
~ Jesteś obserwatorem. Nie skupiasz się na sobie, lecz na innych. Jeśli otoczenie, żyje… ty żyjesz i przeżywasz razem z nim. Żyjesz dłużej niż ludzie… nie odczuwasz naturalnej potrzeby przezywania czegoś… samodzielnie. ~
Dziewczyna była tak zaaferowana rozmową, że nawet nie zauważyła, że piroga dotarła na brzeg. Jej ciało reagowało machinalnie. Poruszała się, uśmiechała i wymieniała pojedyncze zdania, choć w duchu…
~ Dlatego chcę wyruszyć na własną misję. Pytanie tylko czy ty chcesz lecieć ze mną. Może być nudno i trudno… niewygodnie, monotonnie ale będziemy robić to co my chcemy, a nie inni. Koniec z samotnością i „byle do następnego rozkazu”. Chciałabym ci pokazać pustynie i jej mieszkańców…. niekoniecznie tych humanoidalnych. Być… być może moja… moja rodzina żyje. Nie chciałbyś jej poznać? Powiesz mi do kogo jestem bardziej podobna, jesteś obiektywny, polegam na twojej ocenie. ~
~ A jeśli ci się odwidzi? Co chwilę zmieniasz zdanie. Raz udajesz, że wciąż jesteś tawaif, a raz, że jesteś wyzwolona i wolna… ~ gad przerwał jej wywód, chłodnym syknięciem.
~ T-to mi się odwidzi… tobie też może, nic się nie stanie. Będziemy robić to co chcemy… ~ zarumieniona, wbiła spojrzenie w piasek na plaży.
~ Będziemy… ~ smok nie dawał się omamić pięknymi słówkami o wolności. Wprawdzie, dobro Kryształowej Jaskini, nigdy go nie interesowało, ale wizja dwóch amatorów niczym dwóch kanarków uciekających z klatki… nie ważne jak smutnej i samotnej, wydawała mu się w pewien sposób niepokojąca. ~ Zajmijmy się misją…~
~ Ale… ~ bardka nie dawała za wygraną.
Gad podpełzł do towarzyszki i położył na jej głowie łapę. ~ To co chcesz zrobić to ucieczka urażonej panny ale i… hmmm… ~ smok zamyślił się czując jak Chaaya wytwarza barierę w swoim umyśle. Pierwszy raz odkąd byli ze sobą razem. Zaintrygowało go, wciagnęło i rozbudziło fantazję. Zdecydowanie nie mógł pozwolić by przerwano przedstawienie. ~ Polecę z tobą gdy faktycznie tego zapragniesz. Po za tym… lubię gdy cierpisz… zaznaję wtedy przyjemnych uczuć. Teraz gdy nie jestem sam, możemy razem ponabijać się magika i jej pticy. ~ znowu bariera. Nveryioth wywiesił język i machał nim z boku pyska. „Zajarał się” jeszcze bardziej. ~ Wiesz, że zawsze możesz mi się wygadaaać… ~ bariera ~ Nie musisz, przeżywać wszystkiego w samotności… ~ bariera. O bogowie, czuł, że zaraz skona z ciekawości… ~ Wsiadaj, odlatujemy. ~ odparł potulnie niczym baranek.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline