Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2016, 02:28   #85
Krieger
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Daegr potrząsnął głową, gramoląc się z klęczek. Ocean krwi w jego żyłach wciąż rwany był sztormem nadludzkiego wysiłku, szum czerwonych fal odbijał się wewnątrz jego pancernej czaszki. Uczucie dezorientacji nie trwało jednak zbyt długo – wkrótce człowiek z północy wstał na nogi i podniósł ręce w geście triumfu. Nie słyszał komentarzy towarzyszy przed przejściem przez bramę – cała akcja trwała jedynie kilka pełnych napięcia sekund, podczas których był zbyt zajęty trzymaniem kilkuset kilogramów rzeźbionego kamienia.

-TAK KURWA! Tak to się robi, cienkie bolki! Szara, choć no tutaj, zmierz mje biceps, bo nie mogie normalnie!- Rudobrody olbrzym nie dawał nic po sobie poznać wykręcającego kiszki bólu który zalewał całe jego ciało. Każdy centymetr jego wielkiego cielska pulsował agonią starych i nowych ran, które mieszały się ze sobą w spektakularny koktajl kakofonii. Ale wciąż tutaj był, zwyciężył, i pokazał wszystkim na co go stać.

-Co jest, maleńka, zaniemówiłaś z wrażenia?- Olbrzym odwrócił się z szelmowskim uśmiechem na ustach, będącym w istocie grymasem skrywanej męki. Przywitała go tylko granitowa ściana – zimna, chropowata i starożytna jak grzech. -Co? NIE!- Ból odszedł gdzieś daleko, w zapomnienie. Zastąpiła go furia, gwałtowna jak letnia burza, straszna jak senny paraliż. -ZDRADA! NIE! NIE! KURWA!- Olbrzym zaczął bić we wrota pięściami – nie tak, jak zdesperowany więzień w nadziei ich otwarcia. Bił w nie kłykciami, jakby chciał się przez nie przebić i udusić tych po drugiej stronie, jakby wrota były twarzą jego zaprzepaszczonego zaufania, sznurem który zaciskał się wokół jego szyi. -Skurwiele! Uciekli z głowami, zgarną nasz hajs! Sadim, ty bezkręgowy psie! Szara, ty białowłosa kurwo!- Daegr wył jak potępieniec, a pot na jego ciele zaczął parować w białą mgiełkę. Mógł się tego spodziewać po tym pizdowatym góralu, ale dziewczyna wydawała się mieć parę jaj. Zadzieranie nosa, prawienie mu głodnych kawałków i moralnych frazesach, zwykli złodzieje, sprzedawczyki i tchórze!

-Głupio zrobiliście!- Syknął niziołek gdzieś za jego plecami. Daegr zatrzymał się jak zamurowany, opuścił powoli ręce i odwrócił się do kurdupla. Jego twarz był zastygłą maską śmiertelnej złości. Żyły na jego czole pulsowały, w oczach czaił się demon.

-ZAMKNIJ PYSK, KARAKANIE!- Ryknął i rzucił się na karypla. Nie robił sobie nic z lichego uzbrojenia łotra – wyciągnął ręce po jego filigranowe w porównaniu ze swoim ciało, by rozłożyć go na części pierwsze, skórę od mięsa, mięso od kości, jak wprawny rzeźnik. Nic innego już dla niego nie istniało – towarzysze którzy przeszli razem z nim, ci którzy zostali po drugiej stronie, jazgoczący na jego plecach Gibo, świątynia, Stonebrook, Kai Hurganson. Był niziołek z rapierem w dłoni, który musiał, musiał, musiał zginąć, teraz, już, w tej chwili.

Do komnaty zaczęła wpływać woda z zdobiących ściany wężowych pysków. Daegr robił w niej wielkie fale, usiłując bezskutecznie złapać niziołka i zgnieść go w małą kulkę. Dopiero wystrzelona przez Rathana strzała zakończyła marny żywot pokurcza, co nie przeszkodziło Daegrowi w pochwyceniu jego zwłok i podniesieniu ich nad głowę, gdzie z nieludzkim wrzaskiem oderwał mu głowę od ramion, zalewając siebie i najbliższe otoczenie deszczem krwi. Fragment kręgosłupa złodzieja dyndał ze zmiażdżonego gardła, a wybałuszone oczy ledwie zdążyły zajść mglistą galaretką, zanim Daegr odrzucił jego ciało na bok, ciężko dysząc. Ulga okazała się chwilowa – skąpany w posoce olbrzym tupnął donośnie, rozsyłając po komnacie kręgi fal, i pogroził pięścią sufitowi.

-TO SAMO CZEKA WAS, SUKINSYNY!- Warknął, ale odpowiedzał mu tylko plusk zalewającej komnatę wody, która wkrótce nawet jemu sięgała do pasa. W kilku spowolnionych wodą krokach, Daegr zbliżył się do drewnianych drzwi na drugim końcu komnaty i wyszczerbił ich powierzchnię w próżnej próbie rozbicia ich na kawałki – te ani drgnęły, nawet pod tytaniczną siłą giganta. Zmęczony, obolały, ranny i totalnie oddany swojej furii, Daegr wbrew temu co o sobie sądził szybko tracił siły.

Niedługo potem mężczyzna zanurzył się po czubek głowy, puszczając przy tym pełne złości bąbelki. Jego uwagę przykuło pojawienie się metalowych, przypominających mechaniczne rekiny konstruktów, które przemierzały wodę z gracją noży, tak jak ich żywe odpowiedniki, szukając ofiary. Olbrzym zaśmiał się pod wodą, i odbił się od dna, skacząc im na spotkanie.

CHODŹCIE TUTAJ! CHODŹCIE I GIŃCIE!, wrzasnął bezgłośnie w lodowatą toń, zupełnie ignorując fakt że istoty nie były do końca żywe, i że marnował cenne powietrze. Potężna pięść wystrzeliła i zmiażdżyła stalową szczękę jednego z konstruktów, posyłając na wszystkie strony wolno obracające się w wodzie ostre jak żyletki zęby. Kolejny cios w pękniętą paszczę tego samego stwora odnalazł jego metalowe wnętrzności – Daegr złapał go drugą ręką za kark i wyciągnął z niego garść tego co znalazł w środku, dosłownie wybebeszając golema z trybików, rurek i kół zębatych, które w chmurze czarnego oleju opadły na dno komnaty.

Z tej chmury wystrzeliło kolejne monstrum, gotowe do ataku, ale nie gotowe na spotkanie z Daegrem. Mężczyzna zrobił podwodny unik połączony ze zbiciem stwora z trajektorii uderzeniem łokcia, i złapał go w pół. Z rykiem który dał się odczuć na skórze wszystkich w komnacie wibracjami cząsteczek wody, olbrzym opuścił go grzbietem na kolano. Nawet przy oporze wszechobecnego płynu, siła ataku była tak wielka, że starożytny pancerz rekina pękł jak skorupka jajka, a jego zmiażdżone szczątki eksplodowały kawałkami zmaltretowanych mechanizmów. Maszyna walczyła z człowiekiem, i przegrała.

TAK! ŚMIERĆ! ŚMIERĆ! Kto następny? Kto mi podoła? Na szczycie góry i w morskich odmętach, zgniotę was jak muchy!, pomyślał olbrzym, szczerząc zęby z obłędem w oczach i śmiejąc się radośnie, łykając wodę.

Trzeci konstrukt podpłynął od tyłu, cichy jak zaraza. Przeciął wodę niczym strzała i świsnął tuż obok Daegra. Olbrzym przygotował się do odparcia ataku, ale po pełnej skonfundowania sekundzie uświadomił sobie, że nie może podnieść rąk. Spojrzał w dół, na swoje ramię. Jego lewy bark przestał istnieć – odcięta od reszty ciała ręka olbrzyma dryfowała w zimnej wodzie pośród karmazynowej chmury jego krwi, łopatka i część piersi była teraz ziejącą krwią nicością, a znajdujący się w tym miejscu Gibo był teraz tylko biodrami i parą chudych, owiniętych liną nóżek. Daegr otworzył usta ze zdziwienia, ale szybko zmienił wyraz twarzy na grymas gniewu, i wyciągnął w stronę rekina drugą rękę, próbując się do niego zbliżyć. Niestety nogi odmówiły mu posłuszeństwa – był wolny, ociężały, nie mógł już walczyć z oporem wody. Po raz pierwszy w życiu, czuł się słaby. Połowa jednego płuca pompowała teraz tylko wymieszaną z juchą wodę, drugie paliło brakiem tlenu. Oczy zachodziły mu mgłą – po części z uraty krwi, po części z rzeczywistej zasłony jego własnej posoki, która spowiła go jak dym, jak pośmiertny całun, ścinając się w lodowatej wodzie w leniwy obłok. Żeby ci Gibo w gardle stanął, flądro, pomyślał wojownik. Daegr próbował zrobić jeszcze jeden krok, a kiedy mu się nie udało, spróbował znowu. Rekin zatoczył koło i odwrócił się, by dokończyć dzieła. Olbrzym zebrał w sobie wszystkie siły, cały gniew który w nim kiedykolwiek siedział, całe napięcie, strach, adrenalinę, wolę życia, nienawiść, radość tryumfu, gorycz porażki. Jego nadludzką siłę, jego nieludzką wytrzymałość, akceptację swojego losu, i gwałtowne jego odrzucenie zarazem. Tym wszystkim, całym sobą, zebrał się na jeden ostatni bitewny krzyk, ostatni wrzask zapomnianego berserkera, zdławiony przez wodę, zalany krwią, uciszony grubymi, kamiennym murami. Porywczy, bezsensowny i martwy, jak sam najemnik.

Zgodnie ze słowami niziołka, jego pozostałości zalegną w komnacie pośród szczątków innych awanturników którzy myśleli że byli czymś specjalnym, a okazali się mięsem armatnim. Pułapka cywilizacji którą starto w proch tysiące lat temu odebrała im życie, jak okrutny żart. Złoto, którego nikt nie widział, a które potrafiło oślepić. Zbielałe kości, jak błędy, za które mogli winić tylko siebie, a z których nigdy nie wyciągną żadnej nauki, rozerwani na strzępy i utopieni.

Przeklinam was! Szarańczo, Lorathcie Odmieńcu, Tyrionie Kącie, Sadimie! Bądźcie po trzykroć przeklęci! Niech wam kutasy pousychają, niech wam pizdy zaszyją! Wy, którzy mieliście zbyt dużo rozsądku, by wspomóc towarzysza w boju! Wy, którzy wybraliście światło i życie jako tchórze i zdrajcy, kiedy ja wybrałem czerń i krew i błysk kruszcu! Po stokroć bądźcie przeklęci! Przeklinam ciebie, Daegrze yp Kleddwyn, za twoją głupotę, za twoją dumę, za słabość twoich ramion i grubość twojej czaszki! Oby duch mojej lekkomyślnej śmierci prześladował was wszystkich do końca waszych... waszych...

Błysk ostrego jak złe słowo bólu, wiekuista ciemność, i Daegra już nie było. Jego bezbożna, czarna jak węgiel dusza wystrzeliła przez multiwersum, gdzie plecami odwróciły się do niej wszystkie istoty niebieskie i piekielne.

 

Ostatnio edytowane przez Krieger : 06-01-2016 o 18:19.
Krieger jest offline