Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2016, 09:35   #45
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Ciało Kathil prężyło się pod pościelą. Zmęczone, ale i usatysfakcjonowane. To był wszak przyjemny wieczór, nawet jeśli pracowity. Więc zasłużyła na spokojną noc i bardzo późny poranek w swoim starym pokoju w zamtuzie. Śniadanie już na nią czekało: trochę chleba, trochę mięsiwa i wina. I kartka od cioci Mei, by zajrzała do niej jeśli znajdzie czas po przebudzeniu.
Kathil powoli zjadła posiłek i w dodatku zrobiła to wylegując się leniwie w pościeli. Przez ten czas nie chciała dopuszczać do siebie żadnych trosk czy zmartwień. To było miłe uczucie by móc rozkoszować się czasem i by robić to samotnie. Ostatnio rzadki przywilej.
Nietety nic nie trwa wiecznie więc i te chwile dobiegły końca z ostatnimi kroplami trunku i ostatnimi kęsami posiłku. Dziewczyna ubrała się w swe konne odzienie i niedbale zawinęła włosy w kok idąc do pokoiku Mei. Zastukała lekko. Kurtyzana miała nieregularny harmonogram, a wychowanka nie chciała jej niepotrzebnie budzić.
- Cioteczko? - wsadziła głowę przez drzwi starając się zachowywać w miarę cicho.
-Och… wejdź wejdź.- cioteczka siedziała w łożu przeglądając jakieś listy, ubrana tylko w skąpe jedwabne giezło opinające kusząco jej postać i przypominające o powodzie wczorajszej nocy… miłosnych figlach z Meą na oczach Ortusa, a potem wraz z nim.
- Jak ci się podobał powrót do przeszłości?- zapytała półelfka z ciepłym uśmiechem.
- Chyba wyszłam z wprawy - uśmiechnęła się Kathil przysiadając w nogach łóżka półelfki. - Nie uwierzysz, ale miałam tremę! - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Miałaś jakieś wiadomości od klientki?
- Była bardzo zadowolona z tego co napisała.- uśmiechnęła Mea i westchnęła smutno.- Ale to też oznacza, że będę musiała znaleźć jej kolejną damę. A to łatwe nie będzie.
- Pokłada w Tobie zaufanie, to dobrze. - poklepała leciutko Meę po łydce. - Może … któraś z niewolnic od Jaegere by się nadała? - skrzywiła się lekko - To bardzo duże “może”... O czym chciałaś pomówić? - zmieniła temat, nawiązując do wiadomości znalezionej przy łóźku.
- Och wątpię… ją interesują damy, nie egzotyka. A damę trzeba wyuczyć odpowiedniego zachowania, dotyku, uśmiechu… jak to mówią:” dama nawet wypinając gołą dupę robi to elegancko.”- rzekła w odpowiedzi Mea i potargała włosy Kathil energicznie ją głaskając.- Rozmawiałam już z Ortusem i tą… Leonorą. Biedaczek nadal rozbiera mnie wzrokiem i rumieni. Musi jeszcze dojrzeć jako mężczyzna.
- Nooo to jeszcze troszkę przed nim… - westchnęła Kathil układając głowę na udzie Mei i wtulając się w nią jak dziecko z przymkniętymi powiekami - … na co mi przyszło? Wychowywać sobie męża. - zaśmiała się cicho. Przez chwilkę leżała bez słowa.
- Wiesz… ten … plan - zająknęła się - … o którym wspominałam. W obecnej sytuacji może nie byłby tak całkiem szalony. - zmarszczyła nosek. - Co by było, gdybym to ja rządziła Sembią? - uniosła lekko buzię ku Mei z uśmiechem.
- Złodzieje Cienia są ambitni, ale nie daj się ponieść ich ambicjom, kochanie. Niełatwo zdobyć władzę, acz…- półelfka głaskała policzek Kathil.- To dobry cel do postawienia sobie na drodze. Tym lepszy teraz, gdy Selkirkom ta władza wymyka się palców. Niemniej… nie spiesz się, bo póki co to wszystko jest palcem na wodzie pisane. Poza tym… to też oznacza, że zajdziesz w ciążę… kiedyś, czyż nie?
- Kiedyś trzeba… a może powinnam teraz? I dać sobie spokój z ambicjami? - w chwili gdy to powiedziała, uśmiechnęła się szeroko - Wyobrażasz sobie mnie jako stateczną matronę z gromadką dzieci?
- Pieściłaś mnie na oczach swego męża, pozwoliłaś mu mnie posiąść przy okazji sama dołączając do zabawy… jesteś wszystkim, tylko nie stateczną żoną.- uśmiechnęła się ironicznie Mea, dając pstryczka w nos Kathil.- Za to chyba bardziej uwodzicielską niż planowałam. Ta Leonora… chyba się w tobie zadurzyła. Choć nie sądzę by zdawała sobie sprawę z tego faktu.
- Muszę jej znaleźć kochanka - wymruczała Kathil - Biedactwo... jest taka … samotna. Chociaż na własne nieco życzenie. Bardzo wstydzi się swego dziedzictwa.
Wypad z Ortusem może pozwoli jej przełamać się i otworzyć nieco na towarzystwo innych. Zobaczymy. Ale jest słodka - to fakt. I piękna. Nie uświadamia sobie tego. A Ty? - zmieniła temat - Jak się masz? Nie przepracowujesz się?
- Nie wiem jak z tą urodą, bo zauważyłam tylko ogon. - zamyśliła się Mea.- Siedzi w tej zbroi i raczej z niej nie wyjdzie kochanie, zresztą… ciężko ci będzie znaleźć kogoś kto ją wydobędzie. Sama zresztą wiesz pewnie najlepiej.- przeciągnęła się dodając.- Oj tak… prowadzenie interesu… nuuuuży, nawet bardziej niż w nim uczestnictwo. Ale osoba o mojej pozycji nie może już być częścią oferty, nawet jeśli tylko dla wybranych.
- Może zrób sobie wakacje? - mruknęła z zazdrością słyszalną w głosie - Meo, czy kojarzysz niejaką Flawinię, kurtyzanę słynącą z tajemniczości? Podobno bardzo anonimowa z niej osóbka.
- Tak...kochanka wyższych sfer, w dodatku kapłanka jakiegoś bóstwa. Nawraca tyłkiem na swoją wiarę wybranych. Suka… której lepiej nie wchodzić w drogę.-wyjaśniła Mea.
- Hm… a kto może wiedzieć coś więcej o niej?
- Wtajemniczeni w jej mały kulcik wzajemnej adoracji. Ale wiesz jak to jest z tymi sekciarzami, nie zdradzają tajemnic postronnym.- uśmiechnęła się Mea i spytała podejrzliwie.- A czemu cię tak ta Flawinia ciekawi?
- Zlecenie - mruknęła krótko Kathil - Jakieś porady co do zauroczenia szlachetków z prowincji? - spytała w ramach zawodowej konsultacji. - Chcę zorganizować polowanie i przyjęcie. Jak najmniejszym kosztem. - po czym dodała siadając na łóżku - Ah, no nie uwierzysz, Condrad ściągnął armię najemników szumnie nazywaną strażą osobistą. Okupują mi teren przed pałacem. Zanim wujowie przyjadą muszę go odesłać z tą całą strażą. Ale bezczelność tego typka jest równie wielka jak jego ego. - fuknęła dziewczyna. - Po wyjeździe wujów zamierzam… przenieść się tutaj. Do Ordulinu. - dodała na koniec.
- Oczywiście że jest bezczelny.- zaśmiała się Mea i przechyliła głową na bok.- Nie zauważyłaś tego od razu? Bezczelnie łamie wszelkie normy i zasady, by cię zszokować, by zszokować całe otoczenie i obezwładnić je niespodziewanym obrotem sytuacji.
Głaszcząc włosy Wesalt dłonią spytała.- Ale gdzie się chcesz przenieść moja droga. Vandyeck’owie nie mają posiadłości w mieście.
- Wynajmę coś, a potem się rozejrzę za jakąś przyjemną kamieniczką. Condrada to zirytuje na pewno, bo bardzo chce mnie opleść sobie wokół małego palca, a poza tym opinia publiczna zostanie zaszokowana jak powiedziałaś ale na jego niekorzyść. Senior rodu powraca i biedni młodzi małżonkowie muszą opuścić rodową posiadłość… - z przekąsem zacytowała możliwe plotki - Ale … z armią stacjonującą pod domem, szczególnie taką armią, to nie jest mój dom…
- Zastraszał waszego sąsiada podczas twojego przyjęcia. I to skutecznie, więc chyba negatywna opinia jest mu na rękę.- zastanowiła się Mea w zamyśleniu.- A ty masz wiele interesów w Ordulinie i jeszcze będziesz miała męża, który nie będzie ci dawał spać po nocach.
- Condrad chce umocnić ród. Więc taki rozłam rodzinny, nie będzie mu współgrał z czymkolwiek planuje. Wywiem się jeszcze co chce zrobić na dłuższą metę. A Ortus za chwilę zacznie szkolenie u Logana. Znając jego, Ortus będzie … mieć zdecydowanie mniej energii. - uśmiechnęła się krzywo.
- Och… może i masz rację. Może i nie… miałam wrażenie, że lubisz jego energię… i to bardzo.- zaśmiała się półelfka i nachyliła się cmokając ją w policzek, by dodać wprost do jej ucha.- Nawet próbował dyplomatycznie wybadać, czy tamten potrójny poranek byłby możliwy do powtórzenia. Wychowasz sobie potwora, kochanie.
Kathil roześmiała się głośno.
- No, no, no nie sądziłam, że przejdzie mu to przez usta. Na samo wspomnienie brakowało mu tchu. - pokręciła głową - Widzisz, jakie na nim zrobiłaś wrażenie? - pogładziła cioteczkę czułym gestem po policzku. - A co do potwora… to chyba próbuje nadrabiać te kilka lat w klasztorze. Uzależnił się od przyjemności.
- Starał się być dyplomatyczny… nie powiedział wprost, czego chce. Tak jak Leonora nie powiedziała wprost, że czuje do ciebie miętę, kochanie.- odparła półelfka.- Wyczytałam to między wierszami.
- No, gdy Ortus wyłożył pytanie bezczelnie wprost, to… byłabym zdziwiona. W końcu szkolił się na skrybę, więc umie obchodzić się ze słowami. I nie jest głupi. A co do Leo, to na razie nie będę zaczynać tematu. Zobaczymy. Może podsunę ją Favecie. - mrugnęła okiem do Mei. - A teraz będę uciekać. Czeka mnie jeszcze wizyta u Krantza i powrót do … koszarów wojskowych.
- Faveta...hmm.. ciężki orzech… w tym przypadku. Nie ma subtelności, a Leonora wymaga subtelnego podejścia.-rzekła Mea i dała całusa w policzek na pożegnanie.




Zazwyczaj Kathil z przyjemnością przechadzała się ulicami stolicy, słuchając ploteczek, obserwując przechodniów, czując puls miasta. Dzisiaj… nie miała do tego głowy. Szybkim krokiem weszła do kancelarii Krantza i z niejakim roztargnieniem przywitała się z jego sekretarką. Zrezygnowała z napoju i bezpośrednio ruszyła do jego gabinetu.
Zastukała krótko i po krótkim “Wejść”, w końcu stanęła przed notariuszem.
- Witam, witam! - zaćwierkała wesoło - Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas, Wiligianie! Na pewno jesteś strasznie zajęty, więc nie będę się narzucać zbyt długo.
- Cóż… to prawda.- potwierdził Wiligian prowadząc ją do krzesła na przeciw swego biurka.- Ufam że wycieczka w rodzinnych strony męża była owocna?
- Nie tak owocna jak myślałam, że będzie. Niemniej jednak czas wyjazdu nie był całkiem stracony. Teraz jednak Cię nagabuję by odebrać sygnety i pozostałe dokumenty, jeśli coś jeszcze jest do odebrania. I może wywiedzieć się jak sprawy stoją w naszej światłej rodzinie rządzącej. - zaśmiała się lekko - Miklos jednak się nie odezwał, mimo Twego wspominku podczas balu. Mam nadzieję, że nie popadł w zbyt wielkie zmartwienie po śmierci Kendricka?
- Niezupełnie. Mam dla ciebie zaproszenie na małą rodzinną uroczystość. Podwieczorek wydany z okazji zaręczyn pewnej kupieckiej córki. Tam spotkasz… agentkę, która będzie miała dla ciebie propozycję.- rzekł Krantz sięgając do jednej z szuflad i wyciągając kilka dokumentów związanych wstążeczką, do których doczepiony był tani miedziany sygnet z artystycznie wykonanym herbem.- Odradziłem Miklosowi wysyłanie cię na wyprawę poza Sembię, co go zmartwiło… bo jest to jeden z jego priorytetów.
- Poza Sembię? - zdziwiła się Kathil, wyciągając dłonie po paczuszkę - A co mu powiedziałeś, jeśli będziesz łaskaw się podzielić?
- Że w tej chwili rodzinne twe sprawy z pewnością odciągną cię od wyjazdu poza nasz piękny kraj.- odparł Wiligian, a w tym czasie sekretarka przyniosła tacę ciasteczek i kielich wina dla Wiligiana.
Bardka odczekała aż sekretarka opuści ich i pokiwała głową:
- Niestety - rzekła z ubolewaniem - muszę stawić czoła rodzinie. Myślę, że Miklos może do pewnego stopnia mieć obecnie podobne podejście. - dziewczyna skrzywiła się nieco. - Wysłałam wiadomość do niego. Przekażesz mu wyrazy współczucia ode mnie, przy okazji? - poprosiła z uśmiechem.
- Oczywiście.... rozumiesz też pewnie, że zaufanie wobec ciebie jest w tej materii ograniczone. Wiadomym jest, że wykonywałaś misje i dla drugiej strony.- wyjaśnił uprzejmym głosem Krantz i podsunął ku niej tacę.- Ciasteczko?
- Oczywiście, że rozumiem. - podziękowała gestem za ciasteczko - Ubolewam nieco nad tym, ale rozumiem, że neutralność nie jest najpopularniejszym ze stanowisk, szczególnie teraz. - zmierzyła notariuszem uważnym spojrzeniem - A jak Ty się miewasz, mój drogi?
- Nie narzekam. Na wszelki wypadek jednak wzmocniłem zabezpieczenia domu. Ordulin może się stać w najbliższej przyszłości areną zamieszek.- odparł uprzejmie Krantz, splatając dłonie.- Jak pewnie zauważyłaś prowadzę dość pustelnicze życie, a w takim przypadku trudno o wzloty i upadki.
- Słusznie. Ja też wzmocniłam. - Wesalt zmarszczyła nosek - Pośrednio. - zmieniła temat - Wiadomo kiedy zostaną ogłoszone kolejne wybory?
- W tym celu rada musi się zebrać, a to trochę potrwa, zwłaszcza że Selkirkowie starają się póki co zablokować wybór kolejnego namiestnika. Bo chyba nie będzie nim żaden z Selkirków.- wyjaśnił Krantz. - Rodzina i bez obecnych kłopotów miała by problem z wystawieniem kolejnego kandydata.
- Obstawiasz który z rodów zatem? Nie pytam o szczegóły - machnęła dłonią - lecz z ciekawości o twe zdanie.
- To trudne pytanie… Niewątpliwie ktoś z Tallwoodów ma szansę. To ród zaprzyjaźniony z Selkirkami, niezbyt potężny i połączony mniejszymi więzami krwi. Albo… Darven Durthen Starszy… jest dobrze znany wśród członków rady i poważany przez wszystkich i bardzo stary.- zastanowił się Krantz.- Albo któryś z Dunthwitchów. No i zawsze może się pojawić jakiś ambitny czarny koń na wyborach.
- Intrygująca opcja - uśmiechnęła się Kathil - najchętniej obstawiłabym czarnego, silnego ogiera - mrugnęła dwuznacznie do Wiligiana. - Cóż, niezależnie od wyników wyborów, nie sądzę by wpływ rodziny zmalał znacząco. Raczej… przycichnie chwilowo.
- Problem w tym, że rada wybierze raczej kogoś spośród siebie, a tam nie ma ogierów tylko same wałachy.- zaśmiał się Wiligian i wzruszając ramionami.- Kendrick dbał o to by rada była mu posłuszna i niezbyt ambitna, by ktoś po nim z jego rodziny odziedziczył jego stanowisko. Niestety, umarł przedwcześnie. Jego ród ma więc dwójkę silnych dziedziców i kilkoro nie tak utalentowanych acz równie ambitnych członków. Wpływy rodziny są niezmienione, ale… rodzina może utonąć w wewnętrznych walkach.
- Cóż, może zatem zamiast obstawiać czarnego ogiera powinnam pomyśleć o obstawianiu czarnej klaczy… - zmrużyła oczy po kociemu z lekkim uśmiechem - … to by Ci była niespodzianka. Z pewnością zainteresowana konkurencja, jeśli jest mądra, będzie podsycać te walki. A ataki z zewnątrz i z wewnątrz… to już całkiem inna sytuacja. Mam nadzieję, że zadbasz w tym wszystkim o siebie. - Kathil podniosła się szykując powoli do wyjścia. - Jeśli potrzebujesz pomocy, możesz na mnie liczyć. - dodała z uśmiechem, spoglądając notariuszowi w oczy.
- Obawiam się, że moje życie pozbawione jest już wszelkiej ekscytacji. No chyba że lubisz bawić się liczydłem.- odparł z uśmiechem Krantz. - Lub kruczki prawne. Życie notariusza jest pozbawione ekscytacji.
- A więc jeśli potrzebujesz więcej tejże, też mogę pomóc - wyciągnęła dłoń na pożegnanie - Będę w kontakcie, mój drogi.
- Będę pamiętał i oczywiście… możesz liczyć i na moją pomoc, droga przyjaciółko.- odparł Wiligian wstając i odprowadzając Kathil do drzwi.- Będzie ciekawe poznać taką klacz, bo przyznaję… żadna nie przychodzi mi teraz do głowy.
- Rzeczywiście. Myślę, że klacze w tym mieście są dosyć niedoceniane. Zobaczymy. Dziękuję - stwierdziła Kathil lekko poklepując przedramię Krantza - i do zobaczenia.
 
corax jest offline