Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-12-2015, 23:47   #41
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Kathil wyszła z komnaty z lekką mieszanką ulgi i … rozczarowania. Po drodze kazała służbie przygotować dla siebie konia. Wstąpiła też na chwilę do swego gabineciku, by sprawdzić, czy podczas jej nieobecności nie doszły jakieś wiadomości. Postanowiła również nie odwlekać zaproszenia wujów, lecz skreślić zaproszenia od razu.
Przybył tylko jeden ważny list, poza oczywistym wysypem gratulacji od pobliskich drobnych właścicieli ziemskich (oraz ukrytych pretensji związanych z niezaproszeniem na ceremonię) oraz bardziej wylewnych gratulacji od kupców. Owena Goldswern odpisała w miłych słowach dziękując za list i pisząc że na nią akurat zagniewana nie jest, choć z pewnością dobór gości następnym razem powinien być bardziej… odpowiedni.
Wesalt ucieszyła się, że chociaż w poczcie nie ma braków, i postanowiła umówić się z baronessą na ploteczki… to na pewno poprawi jej humor do reszty.
Usiadła i na papierze opatrzonym godłem Vandyecków skreśliła dwa osobne zaproszenia do
Archibalda i Bertolda Vilgitzów. Z okazji ślubu z barona Ortusa Vilgitza z baronessą Vandyeck zaprosiła obu krewniaków na trzydniowy pobyt w posiadłości rodowej. Oczekiwać ich będzie za tydzień. Prosiła również o potwierdzenie wizyty by przygotowania w niczym nie umniejszyły świetności gości. Zalakowała pisma i z zamyśloną minką wysłała gołębie.
Nie pozostało wszak jej nic więcej niż wyruszyć, najpierw do cioci Mei, a potem do owej tajemniczej kobiety w ramach zapłacenia długi zaciągnięto u swej mentorki.
Gdy właśnie wstawała od biurka to zjawił się u drzwi Yorrdach, mówiąc z ironicznym uśmieszkiem.- Spodziewałem się zobaczyć jakiegoś trupa, ale widać nie byłaś na tyle zagniewana na Condrada, po tym jak rozbił obóz wojskowy u wrót twojego pałacyku. Jak to gniew się ulatnia na widok męskich muskułów, prawda?
- Zgodził się zabrać i obóz i siebie z posiadłości - Kathil pokazała magowi język z dumną minką - więc mu wybaczyłam. A jak tam kwestia chłopczyka w płaszczu? - odcięła się mężczyźnie.
- Zapewne wybaczałaś mu w niejednej pozycji. A co do chłopca w płaszczyku toooo… właśnie z tego powodu tu jestem. Nie mogłabyś zabrać ze sobą paladynki? Blondas chce chyba przetrzepać jej skórę, z wzajemnością. Osobiście nie miałbym nic przeciwko by spuścił łomot, bo nie przepadam za twardogłowymi obrońcami dobra, ale… blondasowi mogłoby się poprzewracać w głowie od sukcesów.- odparł z przekąsem Yorrdach nie bardzo wierząc w zapewnienia Kathil co do potulności Condrada.
- Ty i Gaston? - przewróciła oczami - Podobno nie lubisz mięśniaków… Jak to szybko zmieniają się wersje, gdy na horyzoncie pojawi się apetyczny blondynek. - dodała kąśliwie.
- Ale… wracając do Leo… Nie bardzo będę mieć co z nią zrobić w Ordulinie. Wizyta u Mei nie przypadła jej do gustu. Ale spytam czy chce jechać. A co do szans blondaska, to nie byłabym aż tak przekonana co do jego wygranej.
- I dobrze… bo nie, ten blondasek nie jest w moim guście. Natomiast mam wrażenie, że w jego guście jest wszystko co lubi być pod… łącznie z kozą.- mruknął niechętnie Yorrdach i wzruszył ramionami.- Jak nie zamtuz Mei, to choć zwykła karczma. Bez tego może być nocny rozlew krwi, a ja nie lubię jak coś mi przerywa mój sen dla urody.
- Ehhh… dobrze. Ale zapamiętaj me poświęcenie! - powiedziała ni to poważnie ni to na żarty Kathil - Idę po Leo i ruszam. Coraz mniej czasu. Znajdę ją tam, skąd dochodzą wrzaski? - dodała domyślnie.
- Jeszcze nie, tam gdzie wrzaski znajdziesz tego przechwalającego się swym rodowodem Gastona.- uśmiechnął się ironicznie Yorrdach.- Charty też mają rodowód, a nie obszczekują nim każdego drzewa, na które sikają.
- Chodzący urok - mruknęła Kathil ruszając obok Yorrdacha do komnaty Leonory. - Dzięki bogom, niedługo się go pozbędę.
Zastukała do drzwi pomieszczenia:
- Leo? To ja, Kathil. Masz moment by ze mną pomówić?
- Oczywiście… daj mi chwilę.- odparła kobiecym tonem głosu, więc nie zdążyła założyć kaptura i otwarła drzwi wpuszczając Wesalt do środka. Kathil zamurował widok jaki zobaczyła… Biust. Niby nic nie zwykłego. Jako kobieta Leonora powinna go mieć. I miała, dość duży i sprężysty i z ładnie podkreślonym przez bluzę dekoltem. Podobnie jak tyłeczek, z którego podstawy wystawał ów wijący się długi ogon diabliczki. Leonora była bardzo kobieca pod zbroją, co podkreślał ciasno opinający jej ciało strój. Zarówno spodnie jak i koszula.
Tyle że była różnica między świadomością istnienia biustu u Leonory, a faktycznym jego widokiem, wszak bardka dotąd nie widziała rycerki bez zbroi.
Nadal była duża, wyższa od Kathil acz… jak się okazywało bez zbroi nie była aż tak… nie robiła wrażenia aż tak przygniatającej sylwetką.
- Co się stało ?- zapytała zamykając za Wesalt drzwi i przed nosem Yorrdacha.
Kathil wchodząc z całych sił próbowała opanować zadziwienie i szok. Z otwartą buzią i szerokim uśmiechem odwróciła się do Leonory:
- Leo… Leo…- wydukała - Leonoro… Jesteś barrrrrrdzo apetyczna.... blondyn z niebieskimi oczami byłby głupcem...- zmierzyła diabliczkę jeszcze raz od góry do dołu, zapominając o przyczynie odwiedzin.
- To miłe słowa… - speszyła się paladynka, a jej ogon zaczął wić się nerwowo wokół jej nóg. Poprawiła włosy zakładając energicznie kosmyki za ucho.- Ty też wyglądasz bardzo… - przesunęła spojrzeniem po Kathil.-...kusząco, więc… z pewnością Ortus będzie.. byłby zachwycony twym widokiem.
Wesalt odchrząknęła:
- Kehemm… tak… więc przyszłam zapytać czy masz ochotę na jazdę do Ordulinu? Muszę tam wyruszyć a wolałabym uniknąć pojedynków podczas mej nieobecności. Mam przytulną karczmę, więc nie będziesz narażona na kurtyzany. Wróciłybyśmy najpóźniej jutro wczesnym popołudniem. Jeśli nie masz ochoty też zrozumiem. Poproszę stryja o interwencję.
- Ty i ja… we dwoje pod księżycem, to brzmi jak początek romantycznego spotkania. zachichotała rycerka bardzo dziewczęco. I z uśmiechem dodała.- To nie tak, że czułam się obrażona ich działaniami, tylko… po prostu… wiesz…- sięgnęła palcami i poprawiła kosmyk opadający na twarz Kathil.-... nie jestem taka by brać namiętność innych za pieniądze. Może być zamtuz, pokoik był ładny i nie mam problemu by tam wrócić. Odgłosy bywały ciekawe. Daj mi tylko chwilę, bym założyła zbroję i możemy ruszać.
- Potrzebujesz pomocy ze zbroją? - spytała Kathil z lekkim uśmiechem.
- Hmmm… no zwykle sobie radzę sama, ale nie odrzucę tej propozycji.- odparła diabliczka i ruszyła po leżącą na stoliku kolczugę wesoło majtając na boki ogonem.
- Czuję się zaszczycona - zachichotała bardka i pomogła Leonorze przywdziać na powrót jej groźny uniform - W twoim zakonie były same dziewczyny? Czemu tak? - spytała obciągając koszulkę kolczą i zapinając pasy na poszczególnych częściach zbroi.
- Nie… no… byli chłopcy… właściwie znacznie więcej chłopców.- wyjaśniała diabliczka stojąc tyłem do Wesalt pomagającej jej naciągnąć kolczugę. I będącej narażoną na coś nowego… ów ogon Leonory wijący się nerwowo, a przez to ocierający się o jej uda i pośladki, a czasami podbrzusze.- Dziewcząt było ledwie kilka, w tym ja… ale wiesz… mnisi dbali o czystość naszą i do czasu pełnoletności obie grupy nie miały się prawa spotykać. A poza tym… ja najlepiej się czułam pod zbroją. Najbezpieczniej.
- Czemu? Dokuczali Ci z powodu odmienności? - spytała domyślnie Kathil i pacnęła przeszkadzający czubek ogona - I czemu czystość była aż tak ważna? - mocniej docisnęła upięcia.
- Auu… nie moja wina, że tak wierzgam. Nie byłam jeszcze nigdy tak blisko z kobietą.- rzekła żartobliwie Leonora, ale rzeczywiście tym razem nie mogła zapanować nad swoim ogonem.- Mnisi byli osobami starej daty: “Czystość to dyscyplina, dyscyplina to oddanie sprawie”-powtarzali. Potem się dowiedziałam, że tak niekoniecznie być musi. Paladynowi nie wolno okłamywać partnera, dawać mu fałszywych nadziei na coś więcej niż miłość… ale jeśli to mu wystarczy.
- Fałszywych nadziei na coś więcej niż miłość - powtórzyła Kathil nie bardzo rozumiejąc co diabliczka ma na myśli - to znaczy, że co? Wmawiano wam, że fizyczność jest grzeszna? - powiedziała marszcząc brwi.
- Nie… no co ty.- zaśmiała się Leonora.- Jestem paladynką bóstwa zmarłych, co go obchodzi co robię za życia. Oczywiście miłość może być jak najbardziej fizyczna. Nie mogę się żenić, zakładać rodziny… po prostu. Nie mogę się aż tak wiązać, bo najpierw mam powinność jako paladynka.
Odsunęła się od Kathil i sięgnęła po leżące na podłodze trzewiki - metalowe osłony na stopy, bezwstydnie i nieświadomie zarazem wypinając się w stronę Kathil.- Możemy, to znaczy zakon z którego ja pochodzę, pójść do zamtuzu i zapłacić za chwilę przyjemności, tylko ja… się wstydzę rogów i ogona i… ogólnie ciężko mi się przełamać. Poza tym płatna miłość, to nie dla mnie.
Wesalt jakoś odruchowo pomyślała o Favecie i Leonorze. To byłoby dopiero fajerwerki, podumała przyglądając się wypiętemu tyłeczkowi paladynki. Może warto byłoby je sobie przedstawić.
- Dobrze, zatem poprzedni pokoik - przykucnęła by pomóc rycerce - tooo… chyba gotowa? - bardka rozejrzała się po komnacie, sprawdzając czy niczego nie pominęły.
- Jeszcze rękawice, i wierzchnia tunika i pas… i jestem gotowa.- naciągany kaptur sprawił że jej głos znikł w mroku kaptura, podobnie jak kusząca sylwetka po kolczugą. Wesalt pomogła jeszcze z nałożeniem wierzchniej warstwy tkaniny. Rękawice i pas paladynka założyła już sama.



Dotarły do miasta tuż przed zmierzchem. Przepuszczone przy bramie szybko i bez zbędnych pytań dotarły w dwa konie do bram zamtuzu cioci Mei. Półelfka już oczekiwała na Kathil, niekoniecznie jednak na jej towarzyszkę.
W tym też czasie do Wesalt podleciał gołąb z odpowiedzią od Krantza. Zapraszał ją kiedy tylko będzie jej wygodnie. Aczkolwiek przypominał, że w godzinach porannych nie bywa w domostwie, a w wynajętym do interesów gabinecie.
Wiadomość ta bardzo uradowała bardkę. Uprosiła cioteczkę o komnatę dla rycerki i pożegnała z Leonorą, życząc jej dobrej nocy i podziękowała za towarzystwo podczas drogi.
Udała się za cioteczką do jej komnaty, by wysłuchać detali na temat dzisiejszego wieczoru.
- Toooo…. jak to zwykle aranżujesz moja droga? Tutaj zapewne trudno o pełną anonimowość. - rzekła do wychowawczyni.
- Wpierw chciałabym ci przypomnieć, że nie prowadzę działalności charytatywnej. Ortus kosztuje doliczając rozrywkę jaką mu zapewniam, a choć ta twoja rycerka nie korzysta z okazji, to jednak wikt i pokój też kosztują.- przypomniała Mea, a gdy znalazły się w pokoju podeszła do klatki z gołębiem.- Zwykle przysyła powóz i stangreta. Nie będziesz pierwsza, więc nie martw się o swe bezpieczeństwo. Nic ci nie grozi. Jak chcesz się nazywać?
- Wystawię papier na należną kwotę. - powiedziała potulnie Kathil z leciutkim uśmiechem - Nie gniewaj się. Nie traktuję tego miejsca, jak przydrożnej karczmy. - przytuliła się przymilnie do cioteczki - Po prostu Tobie ufam tutaj najbardziej i wiem, że zostawiając tego młodzika pod Twym dachem mogę być spokojna. - cmoknęła Meę w policzek - Może być Bianca. - rzuciła na koniec.
- Po prostu niech ci podrzucanie tutaj swoich znajomych nie wejdzie w nawyk.- mruknęła udobruchana Mea zapisując imię wraz z innymi informacjami.- Chcesz się już przebrać w coś kobiecego, czy może masz jakieś pytania… aaa… no tak. O sam przebieg. Klientka jest kobietą, ale nie bardzo wiadomo czy cały czas jest tylko ona. Przez większość spotkania będziesz miała opaskę na oczach. Lubi dotykać i ponoć patrzeć… wydaje polecenia, które ty wykonujesz. Jest dziwna i skryta. I tyle…
- Nie wejdzie, obiecuję - dziewczyna pokiwała głową i wysłuchała grzecznie opisu - Hm… no dobrze, a dotyku poprzednie panie nie wywnioskowały czy była tylko ona? I ta lokacja jest w stolicy tak? - Kathil dopytywała się; nie chciała stracić całkiem kontroli. Mimo, że i tak było za późno.
- Tak. Posiadłość w dobrej dzielnicy… należąca do jakiegoś rodu z prowincji. Ale pewnie figurantów.- wzruszyła ramionami Mea.- Chyba nie sądzisz, że narażam cie na niebezpieczeństwo? A co zaś do innych...hmmm… czasami dotykane były za pomocą przedmiotów. No i mogli być niemi obserwatorzy.
- Bardzo specyficzna ta klientka - mruknęła Kathil - lubi jakieś specjalne stroje?
- Ładne i eleganckie kobiety. Damy. Płaci dużo za wyrafinowane kurtyzany, a tych nawet w Odrulinie jest skończona ilość i nie tak sporo jakby się wydawało.- wyjaśniła Mea.
- Kto by pomyślał - dziewczyna mrugnęła ironicznie do półelfki - Dobrze, idę się przebrać zatem. Powinnam być niedługo gotowa. Czy pozwolisz, że skorzystam ponownie z różowej komnaty? - spytała z lekko bezczelnym wyrazem twarzy. W oczach błyszczały jednak iskierki żartobliwego humoru.
- Zgoda, zgoda… pokaż jej taką damę rozkoszy, żeby padła przed tobą na kolana. Olśnij ją.- odparła ciepło Mea.
- Pokładasz we mnie doprawdy wielkie nadzieje, cioteczko. - cmoknęła Meę w policzek i ruszyła by się przygotować.

Z całej gamy sukien, strojów, dodatków mieszczących się w przepastnej garderobie cioteczki wybrała suknię w kolorze ciemnego wina , podkreślającą odcień jej włosów. Dobrała pantofelki i ubrała się z pomocą służki. Zabawa garderobiana zajęła jej nieco czasu więc postanowiła pozostać przy swej gotowej fryzurze. Oceniła krytycznym okiem efekt i wydała polecenie, by informować ją, gdy pojawi się karoca. Była nieco niespokojna - dawno nie podejmowała się zlecenia dla cioteczki, a jej występ będzie rzutował na jej opinię. Z takimi myślami dokonała ostatnich przygotowań.
Po jakimś czasie w pokoju zjawiła się ciocia Mea i rzekła z uśmiechem.- Wyglądasz uroczo kochanie.
- Cieszę się, że ci się podoba. Mam nadzieję, że i klientce przypadnie do gustu. Jestem gotowa. - dygnęła przed półelfką z uśmiechem, niby córka przed matką przed wielkim balem.
- Jeśli się nie spodoba, to jej gust jest plebejski.- rzekła z uśmiechem Mea i przytuliła Kathil mówiąc.- Powóz już czeka.
Wesalt odzwajemniła się cmoknięciem w policzek i ruszyła ku wyjściu:
- Do zobaczenia wkrótce. - pomachała cioteczce i wsiadła do powozu, układając suknię by się nie pomięła.
Powóz ruszył, czarny i zaprzężony w kare konie. Ruszył powoli uliczkami miasta wioząc ją ku nieznanemu. Kathil nie wiedziała czego się spodziewać, Sembia miała wszak i swe okrutne oblicze, a Wesalt nie miała tylu okazji do kochanek co kochanków. Tym bardziej, że w tym przypadku nawet z Condradem było łatwo. A teraz… niewiadoma.
 
corax jest offline  
Stary 29-12-2015, 23:50   #42
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Powóz zatrzymał się przy dość starej i dość zapuszczonej rezydencji, przy której wejściu czekał już lokaj ze świecznikiem.
Ujęła suknię w palce i ruszyła za sługą, rozglądając się dyskretnie. Normalnie nigdy by do takiej sytuacji w ciemno nie dopuściła. Cioteczka musiała sobie zdawać z tego sprawę. Jak i z tego jak wielkim zaufaniem darzy ją jej wychowanka. Powoli kroczyła za lokajem, nie odzywając się ni słowem.
Ruszyli do środka pustej i cichej rezydencji. Martwej. W holu nie paliły się żadne świece, a i nie słychać było żadnych odgłosów. Powoli krok za krokiem udawali się w kierunku schodów powoli wchodząc na górę do dużej sypialni. Sługa otworzył drzwi i przepuścił Kathil pierwszą. Po czym zamknął za nią drzwi. Sypialnia była olbrzymim pokojem powstałym z dwóch dużych sypialni. Nic dziwnego, że mieściła się w nim nie tylko spora szafa oraz buduar, ale i łóżko z kolumienkami i spory stół przy którym gospodyni. Kobieta o twarzy ukrytej pod koronkową maseczką i w białej powłóczystej sukni spiętej szerokim pasem w biodrach pożywiała się ostrygami, stała przy niej butelka otwartego wina i dwa kielichy.
Wesalt zatrzymała się niedaleko wejścia do pokoju i dygnęła dwornie przed kobietą:
- Witaj pani, jestem Bianca. - i zamilkła. Nie miała więcej nic do dodania .. no może oprócz - Bon appetit - rzuconym z leciutkim uśmiechem komentując wybór frykasów.
- Chyba cię nie onieśmielam?- zapytała nieco kpiącym głosem kobieta nalewając wina do kielichów.- Dotąd Mea mnie nie zawiodła w doborze zabawek. Moja droga… jesteś damą, a nie służką. Nie musisz stać w miejscu i dygać jak pokojówka.
- Pozostaje mi zatem mieć nadzieję, że i ten wieczór Cię nie rozczaruje. - uśmiechnęła się Kathil podchodząc bliżej - Nie zwykłam jednak panoszyć się w gościnie u kogoś. To byłoby nieco prostackie - bardka zmarszczyła nosek z niesmakiem - nieprawdaż, pani?
- Dobrze powiedziane, ale też dama wszędzie czuje się jak w domu.- mruknęła kobieta biorąc dwa kielichy z winem w dłonie i podchodząc do Wesalt.- Nawet będąc w gościnie sprawia takie wrażenie. A i muszę przyznać…- obchodziła powoli Kathil dookoła.- ...iż wyglądasz jak dama, bardzo piękna dama. Ufam, że doświadczona i biegła w zabawie. I nie peszy cię fakt, że jestem kobietą? Nie lubię męczenniczek w łożnicy. To nie miejsce na poświęcanie się.
Kathil jedynie odwracała lekko głowę by spoglądać na gospodynię przez ramię, gdy ta obchodziła ją wokół.
- Nie peszy. Jedyne co … - zaczęła i urwała. Takie postępowanie zazwyczaj pobudzało ciekawość rozmówcy a o to jej przecież chodziło tej nocy - … nie obawiaj się, pani. Nie zamierzam uwalniać swej ukrytej, martyrzej strony. - dodała z uśmiechem błądzącym na ustach. - Chociaż poświęcę się w łożu specjalnie dla ciebie dzisiejszej nocy. - ukryła uśmiech drocząc się z klientką. - Czy mam cię jakoś specjalnie nazywać, pani?
- Och… nie mam na myśli takiego poświęcenia.- zaśmiała się cichutko kobieta pijąc wino i podając kielich Kathil.- Lubię czasem użyć pejcza na chętnej pupie. Chodzi mi o to, że niektóre kobiety po prostu nie lubią pieścić innych kobiet i to widać… jak się poświęcają oddając się w me ręce. Jakby robiły mi przysługę. To jawny policzek mej urodzie.
Upiła nieco wina dodając.- A możesz mnie nazywać… Sharess.
Bezczelnie nadała sobie imię bogini fizycznej rozkoszy, miłości i rozpusty.- Właściwe imię na tą noc, prawda Bianco?
- Nie jestem pewna, czy tylko na tę noc, Sharess - bardka odwróciła się ku kobiecie w masce i zamoczyła usta w winie wpatrując się w rozmówczynię. - Coś mi mówi, że ta persona pasuje Ci również i na co dzień. - zrobiła niewielki kroczek w kierunku gospodyni i sama zaczęła powoli ją obchodzić. Bez słowa, z poszumem sukni i cichym stukotem obcasików: - I chciałabyś móc ją okazywać częściej … - wyszeptała cicho nachylając się ku kobiecie figlarnie i budując elektryczną atmosferę, pełną oczekiwania.
- Noc i dzień to dwie odmienne pory moja droga. Kobieta zmienną jest…- wymruczała Sharess oblizując języczkiem wargi. Delikatnie ujęła dłoń Kathil powstrzymując jej taniec i potem nachyliła się twarzą ku jej obliczu.- A teraz… posmakuję twych ustek. Sprawdzę twoją gotowość.
Kathil zbliżyła swe usta do warg Sharess i … zamiast złożyć pocałunek przesunęła palcem delikatnie obrysowując ich kształt.:
- Nie musisz… - wyszeptała z palcem wskazującym drażniącym wrażliwe miejsce między górną wargą a nosem - … się o mą gotowość … - delikatnie ucałowała uwrażliwioną wargę - … kłopotać - na zakończenie złączyła swe wargi z kobietą w delikatnym, droczącym pocałunku. Nie dotykała Sharess w żaden inny sposób, nie próbowała też pogłębiać całusa.
- Intrygujące…- zamruczała Sharess oblizując wargi pocałunku, skropiła dekolt kurtyzany kilkoma kropelkami wina i nachyliwszy się zebrała je czubkiem języka.- Ale po Mei można się było spodziewać najlepszej jakości dziewcząt. Ruszyła następnie ku stołowi, na którym przysiadła zakładając nogę na nogę, i odsłaniając przy tym zgrabne łydki i kolana.- Ile ci mówiono o mych kaprysach?
- Znam jedynie skromne informacje. Że lubisz wydawać polecenia, i lubisz zasłaniać oczy przepaską. - Kathil zbliżyła się nieco i przesunęła opuszkami palców wokół kostki Sharess, sunąc palcami ku podbiciu jej stopy. Uniosła leciutko obutą stopę kobiety i pochyliła się nieco by złożyć delikatny pocałunek na podbiciu. Przy okazji ukazała również swój dekolt, by podrażnić apetyt “bogini”.
- Zdejmij go ze mnie… pocałuj jeszcze. -mruknęła ze zmysłowym uśmiechem nalewając sobie wina i dodając.- Twoja szefowa wyraźnie napisała, że jesteś wyjątkowym kwiatuszkiem tylko na jedną noc. Mimo że jako koneserka i kolekcjonerka doznań, raczej nie biorę kochanki na więcej niż jedną noc. Musisz być więc wyjątkową ozdobą jej kolekcji.
Bardka posłusznie wykonała polecenie, przytrzymała kostkę Sharess jedną dłonią by drugą delikatnie zsunąć pantofelek. Przesunęła palcami po palcach stóp kobiety i chuchnęła delikatnie ciepłym powietrzem na wewnętrzną stronę stópki. Złożyła kilka leciutkich pocałunków rozpoczynając subtelny masaż i przesuwając się w powolnym tempie w górę by powrócić tą samą drogą w dół.
- Byłabym dumna, gdyby faktycznie tak było - zaśmiała się lekko pomiędzy pocałunkami - Nie zaprzeczę, taka myśl łechta mile me ego.
-Przekonamy się dziś... prawda? - jej stopa uniosła się lekko podpierając twarz Kathil i unosząc ją w górę.- Zwykle zawiązuję opaską oczy tej, którą się bawię… wzmacnia to jej doznania i czyni ich oblicza bardziej ciekawymi i pięknymi, ta niepewność i strach mieszające się z doznaniami. Kobiece oblicze w ekstazie jest czymś godnym obrazu nieprawdaż?
- Zwykle? - spytała Kathil wciąż masując delikatnie stopę Sharess - Co zaś obrazu… myślę, że są to chwile tak ulotne i niepowtarzalne, że żaden z mistrzów nie byłby w stanie uchwycić ich na płótnie. Może właśnie dlatego kolekcjonerzy tak je cenią? - ukąsiła lekko stopę kobiety.
- Chciałabyś zobaczyć więc? Swoją twarz w takiej chwili?- mruknęła z lubieżnym błyskiem w oku Sharess wpatrując się w oczy Wesalt.- Chciałabyś się zobaczyć taką, jaką widzą cię kochankowie sprawiający ci rozkosz?
- Czasem udaje mi się - mruknęła bardka prostując się i przysuwając do Sharess delikatnie gładząc jej łydkę i zagięcie kolana - zobaczyć odbicie mej rozkoszy w ich obliczach, ich oczach. To są specjalne chwile, to prawda… - sięgnęła tym razem po dłoń kobiety całując każdy palec z osobna i kąsając skórę we wnętrzu dłoni.
- Nie wątpię… ale nie o to pytałam.- zamruczała Sharess i wzdychając cichutko dodała.- A ty już zbyt długo jesteś w twej sukni. Zdejmij ją… jestem ciekawa jakie słodkie niespodzianki pod nią ukrywasz.
- Nie wiem czy widok mej twarzy w chwili ekstazy nie zburzy mego wyobrażenia o tym jak wyglądam - zaśmiała się cicho Kathil i odsunąwszy się, odwróciła się tyłem. Zsunęła brzegi gorsetu bliżej siebie i zwolniła haftki. Rozwiązała też wiązanie spódnicy i pozwoliła jej powoli opaść, zrzucając pantofelki. Pod spodem miała jedynie pończoszki oraz białe, delikatne majteczki, z pufiastymi nogawkami i kokardkami na udach, zapinane z tyłu na rząd malutkich guziczków. W końcu wybrała imię Bianca na dzisiejszą noc. Zasłoniła dłońmi swe piersi i powoli odwróciła się ku kobiecie, zagryzając dolna wargę.
- Wyglądasz bardzo apetycznie…- mruknęła Sharess zrzucając drugi pantofelek i stanęła bosymi stopami na podłodze powoli ruszając ku Kathil.- Ale nie ma co ukrywać się za wstydem, ręce spleć za sobą i dumnie wypnij piersi.
- Jak sobie życzysz, Sharess - uśmiechnęła się Wesalt i wykonała polecenie, splatając dłonie ze plecami. Ugięła nogę w kolanie i wygięła lekko, by podkreślić swe krągłości.
- Widzę ślady namiętności, ktoś lubi się namiętnie obchodzić z twym ciałem. Mężczyźni to brutale.- mruknęła Sharess przyglądając się przez chwilę piersiom dziewczyny, po czym zwinnym języczkiem zaczęła wodzić dookoła ich szczytów i delikatnie ugniatać je drobnymi dłońmi.- Acz trudno się im dziwić… więc, mam ci założyć opaskę Bianco? Czy wolisz jednak wszystko zobaczyć?
Bardka westchnęła cicho czując pieszczoty Sharess i zadrżała lekko w oczekiwaniu.
- Wolę zobaczyć - wymruczała podejmując wyzwanie i poczuła gęsią skórkę gdy przeszywały ją pierwsze delikatne prądy przyjemności.
- Więc w twoim przypadku… zrobię wyjątek.- usta Sharess krążyły po wypiętych dumnie piersiach Kathil smakując je i pieszcząc, dłonie jednak zsunęły się po sprężystym brzuchu dziewczyny w dół i dotykały ciekawsko obszaru Kathil ukrytego pod bufiastymi majteczkami. Sharess lubiła takie zabawy, acz… przecież sama była śliczną kobietą. Czyż nie powinno to się zakończyć nagłym spleceniem ich ciał w namiętności? Cóż, bogacze i ich kaprysy.
Kathil poddając się pieszczotom i badawczej ciekawości klientki, uśmiechnęła się w duchu, gdy w jej głowie pojawiło się stwierdzenie o bogaczach i kaprysach. Przed oczami stanęła jej twarz Ashki mówiącej to samo. Obraz ten znikł zdmuchnięty przez wędrujące po jej brzuchu palce Sharess:
- Doceniam twą łaskawość - podziękowała bardka przypatrując się poczynaniom Sharess, odpowiadając leciutkim drżeniem na jej dotyk.
- Cieszy mnie to…- jej obecna pani ukąsiła delikatnie szczyt piersi Kathil i sięgnęła palcami pod majteczki, szybko znajdując drogę do intymnych wrót bardki i badając je delikatnie opuszkami.
Wesalt zacisnęła swe splecione dłonie i napięła się pod tym dotykiem wzdychając cichutko z przyjemności. Wygięła leciutko biodra na powitanie delikatnego dotyku Sharess, wydając ciche zapraszające mruczenie i westchnienie.
Kobieta niewątpliwie droczyła się z jej pragnieniami wodząc jedynie po powierzchni jej ciała. Uśmiechała się wyraźnie zadowolona i wesolutka.- Hmm… no to mam pewność, że czerpiesz satysfakcję, której oczekiwałam.
Odsunęła się nagle od Kathil i rzekła.- Majteczki, choć urocze, nie będą już ci potrzebne. Zdejmij je i podaj mi swą dłoń.
Po tych słowach wyciągnęła dłoń ku Wesalt.
- Nie miałam powodu by kłamać, Sharess. - Kathil powoli wysupłała się z bielizny poruszając lekko biodrami na boki. Podała dłoń kobiecie i przekroczyła bieliznę, która opadła wokół jej kostek. - Szczególnie tak pięknej bogini, jak ty. - dodała, gdy jej poetycka jaźń doszła do głosu. Uśmiechnęła się do gospodyni.
- Nie tak już piękna niestety.- odparła enigmatycznie kobieta prowadząc Kathil w kierunku szafy. Otworzyła ją i stanęła tuż za nią. Oprócz sukni i opasek na oczy, były też jedwabne liny i pejcze. Sharess czasem lubiła ostrzej, a póki co stanęła za Kathil która oglądała swą nagość w odbiciu olbrzymiego lustra.
Sharess rozpięła pas i pozwoliła opaść swej białej sukni na ziemię. Wesalt niewiele widziała zakrywając swym ciałem widoki. Ale po chwili poczuła jak piersi kochanki ocierająca się o jej plecy przylegając do nich z naprężonymi pożądaniem czubkami, usta Sharess na swej szyi i barku. I wreszcie widziała dłonie, jedną chwytającą za pierś Wesalt, drugą bezwstydnie i odważnie sięgającą ku intymnemu zakątku by pieścić ją powolnymi ale stanowczymi ruchami palców. I wreszcie widziała swą własną twarz, lekko zaczerwienioną od doznań i z błyszczącymi od żądzy oczami.
Bardka oparła się o stojącą za nią kobietę i odgięła lekko głowę do tyłu, wpasowując się w zagłębienie szyi Sharess. Objęła ją sięgając jedną dłonią za siebie, by gładzić pośladek i udo kochanki. Drugim ramieniem otoczyła jej szyję. Wygięła ciało i naprężyła pod dotykiem Sharess i zagryzła lekko wargę wpatrując się w lustrzane odbicie. Żądza rosła i budowała się w jej ciele.
- Wyglądasz cudownie.. uroczo.. podniecająco… -mruczała cichutko Sharess wpatrując się w oblicze Bianci odbijające się w lustrze. Palce jej sięgnęły głębiej w studnię rozkoszy bardki szybko wynajdując miejsca, gdzie dotyk jej wąskich palców sprawiał najwięcej przyjemności wijącemu się ciału Wesalt. Ona sama także była coraz bardziej pobudzona, co bardka widziała w lustrze.
Kathil na chwilę odwróciła spojrzenie i twarz, by sięgnąć ust Sharess. Ucałowała kobietę z pasją, którą bladła przy widokach w lustrze. Prowokowała “boginię” i drażniła na wpół świadomie. Kątem oka spojrzała na ich odbicie i uśmiechnęła się leciutko, i jęknęła w usta kobiety. Jej oddech przyspieszał i czuła, że za niedługo osiągnie szczyt rozkoszy. Drżała z oczekiwania.
- Nie … przestawaj - wyjęczała prosząco.
- Nie mam zamiaru…- mruknęła cicho Sharess tuż po pocałunku i mocniej zacisnęła dłoń na pieszczonej piersi Kathil. Palce kobiety bawiły się energicznie w intymnym zakątku bardki nie dając jej chwili na oddech. Rozkosz narastała gwałtownie wprawiając całe jej ciało w drżenie.
Dłonie Kathil zacisnęły się mocniej na ciele Sharess, gdy poczuła pierwszą falę nadchodzącej ekstazy. Zamrugała gwałtownie, by nie poddać się odruchowi zamknięcia oczu. Wpatrzyła się w swe odbicie i odbicie kobiety za nią, gdy kolejny przypływ rozkoszy zaczął przenikać jej ciało. Palce Sharess grały na niej z wprawą wirtuoza i Kathil poddała się przetaczającej się przez jej ciało przyjemności z głębokim jękiem. Nie odrywała spojrzenia od lustra.
Był to ciekawy widok, spoglądać na siebie w tej chwili… tak drżącą i bezbronną i tak zadowoloną ze swego stanu. Patrzyła jak wiła się zmysłowo pod rozkoszą palców kochanki i jak opadła lekko tuż po wybuchu ekstazy.
- To było piękne… nieprawdaż?- mruknęła Sharess prowokacyjnie oblizując palce ze dowodów rozkoszy Kathil, co ona widziała w odbiciu.- Nie wiem czy powinnam pozwolić ci widzieć to co stanie się za chwilę, ale cóż… zaryzykuję, jednakże ręce będę musiała ci skrępować.
- Jeśli takie jest twe życzenie - wymruczała zdyszana Kathil zastanawiając się co Sharess miała na myśli mówiąc o ryzyku. Odwróciła się powoli by ucałować wargi kobiety, na których mogła wyczuć posmak dowodu dopiero co przeżytych odczuć. - Co mam robić? - spytała całując ucho kochanki.
- Naprawdę nie wiem…- wymruczała po tym pocałunku Sharess uśmiechając się lekko i wodząc palcami pośladkach Kathil. Ocierając się swym biustem o jej biust.- Rozkojarzyłaś mnie…. aach, tak.. wiązania. Odwróć się do mnie plecami ręce za siebie.
Bardka powoli się odwróciła lecz wcześniej ujęła lekko piersi Sharess w dłonie i przesunęła kciukami po ich szczytach a potem wokół nich. Pochyliła się leciutko i zanurzyła twarz między nimi i długim liźnięciem posmakowała lekko spoconej skóry kobiety.
- Zgodnie z życzeniem - uśmiechnęła się zmysłowo i splotła dłonie za sobą. Palcami jednak przesuwała po po podbrzuszu Sharess, niby to przypadkiem muskając jej łono.
Poczuła, że kochanka jest bardzo rozpalona i wręcz gotowa na przyjęcie rozkoszy, ale… po drodze natrafiła na jakieś zgrubienie. Nie miała pojęcia co to było… w tej chwili jednak jej dłonie zostały skrępowane razem za plecami. A potem usłyszała kroki… Sharess oddalała się w stronę łóżka. Na którym to usiadła.
- Możesz się odwrócić.- gdy Kathil odwróciła się, zobaczyła jak Sharess rozchyla swe nogi zachęcająco. Uśmiechała się przy tym nerwowo, choć miał to być zachęcający uśmieszek. Ale też widać było wyraźnie paskudną bliznę przecinającą pod kątem jej brzuch i docierającą do podbrzusza. Takiego ciosu nie dało się przeżyć bez pomocy uzdrawiającej magii, Sharess miała więc szczęście i brzydką pamiątkę po tamtych wydarzeniach.
Kathil podeszła powolnym, wystudiowanym wzrokiem do siedzącej kochanki i objęła spojrzeniem jej całą postać. Wsunęła jedno kolano między jej rozchylone nogi i rozsunęła je szerzej władczym gestem. Wpatrując się w twarz Sharess osunęła się na kolana między jej udami i zaczęła całować wnętrze jej uda, a potem drugiego. Delikatnie drażniła skórę językiem by za chwilę ukąsić wrażliwe ciało blisko jej kobiecości. Dmuchnęła na skórę ciepłym powietrzem i pochyliła się nad blizną. Przesunęła po niej językiem i zanim Sharess zdążyła zaprotestować zanurzyła twarz w jej oczekującym i gorącym wnętrzu. Zaczęła pieścić ukryty punkcik liźnięciami języka na przemian lekko go ssając i kąsając. Chciała oddać doznaną rozkosz w dwójnasób.
- Zwykle.. tutaj… ja… kier.. kieruj.. pocz..naniami.. ale tym.. razem pozwolę.. na inicjaty…- drżąc i pojękując z trudem mówiła. Opadła na plecy dłońmi chwytając za swój biust i wpatrując się w górę. W lustro umieszczone u góry na kolumienkach łoża. Chciała zobaczyć własną ekstazę.
Związane ręce nie ułatwiały zadania więc bardka musiała urozmaicać pieszczoty, by podsycać przyjemność Sharess. Kathil powolnym dotykiem ust, mocnymi liźnięciami prowadziła kobietę ku szczytowi rozkoszy pomrukując od czas do czasu pozwalając wibracjom przenikać wrażliwe miejsca kochanki. Nie przestawała póki nie poczuła drżenia ud i spazmatycznego napięcia w jej ciele, z zadowoleniem słuchając pomruków i jęków rozkoszy.
Bo i Sharess sama pieszcząc dłońmi swe piersi i drżąc od muśnięć języka kochanki spoglądała z pożądaniem wprost w lustro nad sobą i docierała na szczyt. Głośno i gwałtownie… jej ciało wygięło się w łuk, gdy spazmatycznie łapała powietrze porażona nadmiarem doznań. W końcu odprężyła się i stopą odsunęła głowę Kathil od swego podbrzusza.
- Wprawiłaś mnie w bardzo łaskawy nastrój Bianco, to muszę przyznać. Więc… tym razem spełnimy pragnienie twego ciała… w sposób jaki lubisz.- odparła z uśmiechem.
Wesalt ucałowała stopę kobiety i podniosła się z kolan:
- To Ty, bogini jesteś główną aktorką dzisiejszego wieczoru. Więc pozwól bym mogła Ci złożyć hołd…- pochyliła się nad Sharess i oznaczyła jej ciało delikatnymi pocałunkami torując sobie drogę ku jej piersiom. Ujęła w usta napięty szczyt lewej piersi kobiety i językiem zaczęła zataczać powolne kręgi wokół niego, pobudzając i pieszcząc. Po chwili przeniosła się na drugą pierś z oddaniem wywołując dreszcze przyjemności.
- Widzę… że masz ulubione obszary na mym ciele.- mruknęła Sharess i westchnęła poddając się tej pieszczocie. Jej ciało naprężyło się by dumnie wypiąć biust, a jej stopa sięgnęła między Kathil prowokacyjne wodząc po podbrzuszu.- Masz kochankę poza pracą? Kogoś kogo obdarzasz pożądaniem, zachwytem, miłością?
- Trudno nie uznać ich piękna - mruknęła Kathil chwytając szczyt prawej piersi i leciutko naciągając go zębami a następnie ssąc go zachłannie. Usiadła okrakiem na Sharess i spojrzała na nią w dół powoli pochylając się ku jej ustom. - To standardowe pytanie jakie zadajesz swym zabawkom, bogini? - ucałowała delikatnie wargi kobiety, jakby na próbę, a potem powoli pogłębiła pocałunek przesuwając pieszczoty na ucho i delikatna skórę na szyi kochanki.
- W zasadzie… to nie zadaję… zazwyczaj.- zamruczała Sharess, sięgając dłońmi do biustu Kathil i masując go drapieżnie, ugniatając i znacząc delikatnymi zadrapaniami paznokci.- Byłam ciekawa… czy są na tym świecie piersi, które rozpalają twą wyobraźnię i pożądanie.
Oddychała ciężko… wyraźnie pobudzona tymi pieszczotami.
Wesalt westchnęła z przyjemności pod dotykiem dłoni Sharess i rozpoczęła wędrówkę powrotną po obojczykach, szyi, ustach kobiety. Delikatne muśnięcia przeplatała z nieco pikantniejszymi ukąszeniami by uwrażliwiać miejsca pieszczot. Nosem, jak pies, wymusiła na kochance, by ta przesunęła ramię ponad głowę i rozpoczęła pieszczotę wewnętrznej strony ramienia i zagłębienia łokcia. Przy okazji powoli ocierała swym ciałem o ciało Sharess i drażniła napiętymi szczytami własnego biustu.
- Unikasz… odpowiedzi…- zamarudziła z trudem Sharess, wolną dłonią drapieżnie miętosząc biust kochanki i wijąc się pod nią coraz bardziej rozpalona. Ściskała mocno raz jedną raz drugą pierś Wesalt ocierając jej biustem o swój.- Ciekawe czemu… Cóż… pewnie to tajemnica… jednakże… nie oczekuję… szczegółów.
“Z mężczyznami jest jednak łatwiej” - przemknęło przez myśl Kathil, gdy zamykała usta kochanki namiętnym pocałunkiem, zapierającym dech w jej piersi.
- Nie lubię myśleć o innych… gdy dzielę pasję z …. kimś … w danej chwili - ukąsiła płatek ucha Sharess. Wyprostowała się nagle nad kobietą: - To… burzy nastrój …. - uśmiechnęła się po kociemu. - Teraz ty rozpalasz mą wyobraźnię i me ciało. Choć nie mogę odpłacić Ci się w pełni - poruszyła związanymi dłońmi.
- Mogłaś powiedzieć… - odparła Sharess unosząc się lekko i sięgając za plecy Wesalt. Muskając ustami brzuch kochanki rozwiązywała jej dłonie.- Mogłaś poprosić o ich uwolnienie… albo o inną zabawę.
- Mówię teraz - wyszeptała Kathil - Pragnę cię dotknąć i sprawić przyjemność. - rozpalała Sharess szeptając wprost w jej ucho uwodzicielsko.
- Obietnica… która brzmi… interesująco.- dłonie zostały w końcu uwolnione, a Sharess opadła na łóżko, obejmując dłońmi swe piersi i pieszcząc je tak jakby chciała pochwalić się ich sprężystością.
Bardka powiodła dłońmi po brzuchu Sharess wciąż siedząc na niej. Delikatnie muskała linię żeber i zarys krągłych bioder. Frywolnym ruchem przesunęła również po bliźnie na podbrzuszu kobiety. Przesunęła dłonie by dołączyć do masażu i droczenia piersi kochanki szczypiąc ich szczyty. Ujęła naprężone koniuszki po kolei w usta i z zapałem possała wsuwając dłoń pomiędzy złączone ciała i sunąc niżej ku rozpalonemu i gotowemu centrum kobiecości Sharess. Delikatnie musnęła bramy i raptownym ruchem zanurzyła palec, by zatrzymać ruch dłoni na chwilę. Ukąsiła pierś bogini i kciukiem zaczęła zataczać niewielkie kółeczka na wrażliwym punkcie rozkoszy.
Wsunęła dłoń pod szyję Sharess i przyciągnęła jej twarz do siebie. Pocałowała kobietę namiętnie i rozpoczęła taniec języków. Jednocześnie wypełniła kobiecość kochanki i środkowym palcem. Powoli, lecz zdecydowanie i głęboko drażniła jej czarę nie pozwalając oderwać się od swych ust.
Jej pani… całkowicie uległa rozwojowi sytuacji i zaciskając dłonie na pościeli poddawała się doznaniom wijąc się i drżąc. Oddała całkowicie kontrolę Kathil poddając się jej pieszczotom i całując zachłannie jej usta. Drżała coraz bardziej rozpalona i coraz bliższa głośnego finału, zniewolona doznaniami dostarczanymi przez dotyk Wesalt.
Bardka prowadziła ją ku szczytowi czerpiąc przyjemność z dotykania kochanki i jej namiętnej odpowiedzi na dotyk. Nie przestawała pieszczot czując pod palcami zbliżającą się eksplozję.
Gdy ta nadeszła, nie pozwoliła Sharess odsunąć twarzy lecz scałowała jej jęk z namiętnym pomrukiem. Powoli zwalniała tempo ruchów dłoni zanurzonej w grocie rozkoszy Sharess by wciąż nieść przyjemność w momencie powrotu zza chwilowej mgły nieświadomości.
Przetoczyła się na bok i delikatnie przytuliła kochankę, muśnięciami opuszków palców wciąż wprawiając w najlżejsze z drżeń.
- Jesteś… warta każdego miedziaka jakiego zapłaciłam za ten wieczór… ba… nawet więcej. Można powiedzieć, że tym razem Mea nie doceniła swej pracownicy.- mruknęła Sharess drżąc jeszcze od rozkoszy.- Co by tu więc z tobą…-
Nie zdążyła dopowiedzieć. Usłyszały bowiem głośne pukanie do drzwi.
- Niech to…- mruknęła Sharess wstając do pozycji siedzącej.- Twój czas ze mną się skończył.
Nachyliła się i cmoknęła czule usta Kathil.- Niestety muszę uszanować reguły, przygotuj się by mój sługa zawiózł cię do zamtuzu. Chyba że… chcesz…- zamyśliła się.- Zostać do rana, ale już z własnej woli i dla własnej przyjemności.
Kathil uniosła się oddając pocałunek i czule gładząc zamaskowaną boginię po policzku.
- Spotkanie cię było zaszczytem, Sharess. Niestety mam … kolejne zobowiązania tej nocy.
To mówiąc rozpoczęła ubieranie na powrót swej bielizny i sukni.
- To chociaż powiedz… czy są jakieś piersi, które budzą w tobie pragnienie i pożądanie. Czy to tylko… zawodowa pasja?- zapytała Sharess przewracając się na brzuch i przyglądając Kathil ubierającej się.- Noooo powiedz. Przecież nie pytam czyje.
Bardka z uśmiechem pokręciła głową:
- Pani, czuję się zaszczycona, że pobudzam aż tak Twą ciekawość. Ale w zawodzie kurtyzany dyskrecja i … tajemniczość są walutą. - spojrzała kokieteryjnie na rozleniwioną kochankę. Gdy była już gotowa, zbliżyła się do łoża i przesunęła dłonią po pośladkach kobiety. Złożyła kilka drobnych pocałunków na pupie Sharess i na ostatek wymierzyła lekkiego klapsa.
- Bywaj zdrowa, pani. - dygnęła z uśmiechem i ruszyła ku wyjściu.
 
corax jest offline  
Stary 01-01-2016, 15:31   #43
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kathil Wesalt


Ordulin był ruchliwym miastem i zawsze coś się w nim działo. Ale teraz… Kathil miała wrażenie jakby ktoś wrzucił ją w gniazdo szerszeni. Polityka… zwłaszcza tak ważna, jak wybór nowego Namiestnika, budziła wiele emocji. I była tematem wielu rozmów.


Tym bardziej że Selkirkowie jako ród ponoć przeżywali kryzys. Czym wywołany… to było powodem wielu spekulacji, bowiem zarówno w interesie Mirabety jak Miklosa pozostawało unikanie rozgłosu w tej materii. Jakiż to brudny sekrecik tego rodu wyszedł po śmierci Kendricka Wysokiego?
Wiele osób zapłaciło by sporo za jego poznanie. Coś co połączyło chwilowo dwóch zaciekłych przeciwników, mogło się jednak okazać ostatnią poznaną informacją.
Za niektóre sekrety płaci się życiem.
To jednak mało obchodziło Kathil snującą własne intrygi i mające własne problemy rodzinne.
I sprawy do załatwienia…

Dlatego też udała się do budynku w którym Wiligian Krantz pracował za dnia. Jego kancelarii…
Budynku będącego całkowitym przeciwieństwem jego posiadłości. Pięknie zdobionej i zbudowanej z białego marmuru kamienicy.


Ozdobionej rzeźbą lamassu trzymającego pod łapą zwój z prawem. Olbrzymie mahoniowe drzwi prowadziły do jasnego dużego holu, w którym to przesiadywała , młoda kobieta zabijająca czas zabawą z kocurem. Kilka piór wpiętych w jej włosy świadczyło o tym, że może być ona skrybą, albo sekretarką.
I tym właśnie była. Na widok wchodzącej do holu Kathil owa sekretarka uśmiechnęła się delikatnie i rzekła energicznie.- Pan Krantz już na panią czeka, pierwsze drzwi na prawo. Woli pani wino czy kawę do ciasteczek?-
Wiligian rzeczywiście już na nią czekał. Wstał od biurka i podszedł do Wesalt, ujmując szarmancko jej dłoń i całując ją. - Witam w moich skromnych progach madame.

Zaś spotkanie z Ashką odbyło się w jakiejś podrzędnej karczmie, w której sprzedawano tanie piwo i tłuste mięsiwo. O dziwo szczupła elfka przepadała za takimi potrawami i potrafiła utrzymać szczupłą linię… przechera.


W karczmie tej panowała obecnie cisza i spokój, bowiem przy jednym ze stolików zasiadł jakiś zabijaka uzbrojony w dwa miecze i przechwalający się co chwila ile on to potworów, demonów i smoków w życiu nie ubił. Nikt mu chyba nie wierzył, ale też nikt nie próbował się spierać z brodaczem. Może i potworów już by pewnie ubić nie potrafił, ale pewnie na przeciwników w sporze siły by mu starczyło.
Sama Ashka jedząc już na koszt Wesalt zapewne, wierciła się nerwowo na swoim miejscu. Miała zapewne ciekawe wieści, które chciała szybko przekazać, ale… Kathil na tyle znała wścibską elfkę, by wiedzieć że nic nie powie dopóki się nie dowie.
Zanim jednak zdążyła się odezwać, ktoś wpadł do karczmy.- Ludzie… mordują! Kto prawo sembijskie poważa i mieczem lub magią włada, niech rusza za mną, bo zbóje jakowyś orszak wielmożnego Matteo Selkirka w biały dzień zaatakowali w pogardzie mając prawo i obyczaj!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-01-2016 o 11:53.
abishai jest offline  
Stary 04-01-2016, 00:01   #44
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Droga była męcząca. Morgan przemierzał Cormanthor w kamuflujących barwach, bez spoczynku i wytchnienia. Chcial mieć zadanie za sobą, ale lata musztry i dyscypliny pozwalały mu zachować czujność, mimo ochoty by ją porzucić.
Maszerował i przemykał się pod postacią drowa, bo to oni byli tutaj największym zagrożeniem spośród tych inteligentnych.




- Hahah! - zaśmiał się w półgłos Juurgen. Gęste drzewa tłumiły dźwięki już po kilkunastu metrach ale zbędne ryzyko nie było w jego naturze. Jednak okrzyk zwycięstwa mu się należał. Odnalazł świątynię. Na dnie głebokiej doliny, tuż pod wysokim klifem. Schowana tak, że wynalezienie jej przypadkiem graniczy z cudem. Prawdopodobnie właśnie dlatego drowy jeszcze jej nie znalazły.
Nim się zbliżył zbadał teren. Obszedł światynie wokół, oraz cały niewielkie kompleks. Dopiero wtedy, gdy już wiedział, że na pewno jest tu sam (jeśli nie liczyć robactwa, węży, kilku żab i dzika) ruszył do świątyni, tym razem patrząc sobie pod nog. Ale gdy podszedł na dziesięć metrów coś się zmieniło. Jego wzrok zawirował i zmatowiał. Rozmazał się lekko. Jego bogate karmazynowe szaty zmieniły się. Naciągnęły. I zmieniły w stal, a jego lewe ramię chroniła teraz tarcza.
- Do czorta? - na wpoł zaklął a na wpół zapytał. Pstryknął palcami chcąc użyć mocy, ale… nie był w stanie.
- Martwa magia. To jakieś jaja.

Wzmógł czujność. Wypatrywał pułapek i zasadzek. Gdy w końcu wszedł i wynalazł skrzynie zacisną pięści zirytowany. Osiem byczych skrzyń. Niech to cholera.
Momentalnie pożałował, że kazał drużynie zabierać dupę w troki. I zaraz znów zmienił zdanie. Przy takiej ilości drowich patroli to stało się misją infiltracyjną, do której oni się zupełnie nie nadawali. Szybko obmyślił plan. Obnażył rapier. Broń może i straciła swoją magię, ale wciąż była wspaniałym orężem.
Wyszedł ze świątyni i ściął osiem długich lian.
Każdą jedną przywiązał do skrzyni, a luźny koniec wyciągnął daleko poza świątynię, dwa metry poza granicę martwej magii. Prosto wgłąb murów zawalonego budynku w którym kiedyś, chyba, mieszkali kapłani wiary, która była tu czczona.
W porządku.
Osiem lin gotowe. Morgan miał je pod nogami, stojąc poza martwą magią.
Zamknął oczy i skupił się zyskując skupienie potrzebne by czynić rzeczy nadnaturalne. Gdy otworzył je… spoglądał na świat inaczej. Posłał przez swoje ciało moc. Poczuł jak się rozrasta. Jak przybiera dodatkowe dziesięć cali wzrostu. Gdy jego mieśnie się napinały i potężniały, a skóra czerniała czyniąc z niego niezwyke wyrośniętego drowa. Rozejrzał sie po okolicy po raz ostatni i wziął pierwszą lianę. Wyciągnięcie skrzyni nie sprawiło mu problemu. Podobnie drugiej i trzeciej. Wszystkie trzy pozostawił tuż przed granicą martwej magii.
Wtedy zauważył… że już go otaczali. Powoli ze wszystkich stron. Najpierw trzech, potem czterech, pięciu… drowy. Co więcej… nie atakowały. Tylko zbierały siły. Prawdopodobnie ta piątka ukryta gdzieś wśród drzew, miała dopilnować, by Morgan nie zdołał uciec.
Nie lekceważyli tego, że był sam, co oznaczało z pewnością sprytnym przeciwników. I magów z rozproszeniem magii, która poradziłaby z jego mocami.
Juurgen się nie spiął. Wciąż kontynuował swoje nie dając mrocznym elfom poznać, że je dostrzegł. Nie wiedział skąd się wzięły. Czy popełnił błąd, czy czekały tu na niego. Nie miało znaczenia. W tym momencie jedynie cieszył się, że jest sam. Byli zbyt liczni by z nimi walczyć, a uciekać łatwiej solo. Przesunął się tak aby skryć się przed ich wzrokiem. Oczywiście ruiny nie pozwalały zrobić tego tak bardzo jak by chciał. Ale musiał się z tym pogodzić. Miał jedynie nadzieję, że przed magami się skrył i, że udało mu się udać, że to przypadek i wcale ich nie dostrzegł.
Spakował jedną ze skrzyń do magicznego plecaka a drugą do zwykłej torby i zarzucił je na siebie. Po czym znów się skoncentrował i nagiął rzeczywistość. Jego skóra zbrązowiała, a oczy stały się czarne i ręce rozszerzyły na wzór krecich, choć zachowały również ludzkie cechy. Nachylił się i zaczął kopać w dół, by uciec wrogom.
Strzały… dwie wbiły się w tułów, jedna głęboko i boleśnie. Długie o zadziwiająco ostrych grotach. Magiczne. Stare. Nie drowie. Trzecia wbiła się w ziemię. Jeden postrzał między żebra był dość ciężki i kłopotliwy, drugi… lżejszy. Strzała jedynie rozorała bok.
Drowy strzelające z łuków… cóż... ani strzały, ani zapewne łuki nie były dziełem tej rasy. Zapewne zostały wykradzione z jakiejś zapomnianej elfiej zbrojowni. Drowy skupiły się na ostrzale, więc ich magowie pewnie jeszcze nie zdążyli tu dotrzeć. Ale to była kwestia czasu. Już zauważał trzy kolejne sylwetki przedzierające się przez las w jego kierunku. Dwie dwunożne i trzecią czteronożną.
Morgan syknął i złamał strzałę ruchem przedramienia. Otrzymywał już gorsze rany. Dużo gorsze. Kopał dalej w dół. Miał dwie skrzynie z ośmiu, ale powrót po kolejne nie wchodził w rachubę. Kopał dalej klnąc, że kilka miesięcy wcześniej nie skusił się na ten adamantowy rapier, jak pierwotnie planował. Wtedy mogłoby to wyglądać inaczej. Kopał dalej.

* * *

Godzinę później Morgan był już pewny, że umknął drowom. Nie wiedział czy podjęły pościg. Miał ze sobą dwie skrzynie. Zostawił sześć. Nie wiedział czy to źle, czy paskudnie, więc chciał się dowiedzieć. Znalazł wygodną kryjówkę i przyklęknął przy jednej ze skrzyń.
Zamknął oczy na chwilę skupiając się. Przestrajając.
Nastąpił wybuch… Morgan poczuł zapach kwasu. Silny i mocny. Z zamku jednak nic się nie rozlewało. Nic nie rozchlapało ze skrzyni. Wniosek był jeden. Kwas rozlewał się w samej skrzyni, niszcząc jej zawartość.
- Niech to czart! - zaklął Morgan doskakując do skrzyni. Otworzył wieko, chwycił skrzynię u podstawy i rozrzucił jej zawartość po ziemi, mając nadzieję uratować chociaż część. Strzelił kłykciami palców i zabrał się do pracy

* * *

To co było w środku i ocalało w nielicznych egzemplarzach okazało się bronią, magicznym orężem wykonanym z rzadkiego metalu, którego nie dało się na szybko rozpoznać. Był to transport drowich “mieczy”, niezwykle cennych. I pewnie dość potężnych i… z jakiegoś powodu zakazanych oficjalnie. Czemu? Trudno było powiedzieć od razu. Ale komuś bardziej zależało na tym by nie wpadły w nieodpowiednie ręce, niż by odstraszyć złodziejaszków.

Morgan westchnął wręcz boleśnie. Policzył oręże. Po rękojeściach, choć to też nie była stuprocentowa metoda. Ktoś nie pożałował kwasu. Dwanaście sztuk. Przetrwała połowa, z czego tylko cztery prawie nienaruszone. Czegoś takiego się bał. Spakował warte coś sztuki broni do pojemnej torby. Gdyby nie te cholerne skrzynie… bez problemu wyniósł by wszystkie ostrza, spakował do plecaka i uciekł z całością.
Wynalazł punkt orientacyjny. Wielki martwy dąb. Odmierzył dwanaście kroków prosto na północny północny wschód. Odgarnął leśne runo i po raz kolejny sięgnął po moc przekształcając swoje ramiona w wielkie łopatopodobne narzedzia. Wykonał głęboki, wąski dół. Na dwadzieścia metrów w pionie nim natknął się na wielkie głaz którego nie był w stanie poruszyć. Wtedy wykopał jeszcze trzy metry prosto w stronę drzewa i w tym miejscu ukrył łup. Potem zakopał go i starannie przykrył runem, aby nie było widać, że cokolwiek tutaj kopano. Następnie przeklął się za swą głupotę i ruszył w stronę świątyni.
Widok jaki zastał, cóż.. nie był za optymistyczny. Drowów było dwudziestu, w tym kapłani i magowie. Oprócz tropicieli trzeba się też było obawiać dość kłopotliwych stworzeń jakie im towarzyszył. Półsmocze wilcze hybrydy. Byli czujni, mimo że ich łotrzykowie operowali przy zamkach skrzyń, byli czujni i baczyli na otoczenie.*

Morgan przyglądał im się jakiś czas obmyślając i odrzucając kolejne plany. Wszystkie z nich opierały się na ciężkiej magii, a te bydlaki wciąż siedziały w samym środku pola gdzie była ona martwa. W aktualnej sytuacji nie miał jak odzyskać oręża. Musiał odczekać. Zobaczyć jak rozwinie się sytuacja. Znalazł dobre miejsce do obserwacji, z którego pozostawał niewidoczny i tak pozostał.
Drowy dość szybko i sprawnie opróżniały kolejne skrzynie z oręża. Mając wśród siebie łotrzyków radziły sobie z opróżnianiem skrzyń. Ale i to zajmowało im trochę czasu i powodowało, że Morgan musiał poświęcać dodatkową moc na kamuflowanie się. W końcu jednak oczyścili wieżę i podzieliwszy zdobycz między siebie dwudziestu dwóch członków grupy, drowy ruszyły lekko rozproszonym szyku w głąb puszczy. Czujni i skupieni… co prawda nie zauważyli Juurgena jeszcze, ale to miejsce miało wszak wiele innych zagrożeń ukrytych pod baldachimem zielonych liści.
Zwiadowcy ze swoimi zwierzakami poruszali się po obrzeżach, magowie i kapłani w środku. Sami mężczyźni, czy przypadkiem to kobiety nie powinny być kapłankami? Juurgen nie dostrzegł żadnej wśród nich. Byli dobrze zorganizowani, liczni i wzmocnieni magią. Zaprawdę trudny orzech do zgryzienia. A choć Juurgen póki co zdołał ukryć przed ich wzrokiem i węchem, to nie mógł się kryć przez wieczność. Drowy były na to za dobre… no i zapewne w okolicy mieli przygotowaną kryjówkę.

Ostatnia nadzieja Morgana prysła. Póki oręż był w skrzyniach mógł coś wymyślić. Zniszczyć go czy coś. Ale tak… musiał przyznać się do porażki. Wycofał się powoli, gdy tylko się okolica rozluźniła i ruszył zabrać skrzynię i broń którą zostawił. Potem pozostało już tylko wrócić.
Dotarcie do kryjówki z bronią zajęło chwilę Juurgenowi, wystarczająco by w duchu pogodzić się z porażką. Z drugiej strony… dobry strateg wie, kiedy się wycofać z pola boju. A Morgan wszak był doświadczonym dowódcą.
Dlatego nie wkroczył na polanę z dębem w którego okolicy ukrył broń. Zryte runo, ślady ognia i pazurów. Juurgen odczekał chwilę i rozglądał się szukając świeżych oznak zagrożenia.
Te ślady które dostrzegł nie były świeże, za to świadczyły o starciu dwóch olbrzymich istot. Na szczęście żadna z nich nie pozostała tutaj, a i kryjówka Morgana nie została zniszczona ani złupiona.
Jednak ślady w okolicy dębu, świadczyły że puszcza kryje w sobie wiele zagrożeń… z którymi nie warto się spotykać twarzą w twarz.

Podróż powrotna Morgana była zaprawiona goryczą porażki. Rozważał swoje błędy i dobre posunięcia. Nie wiedział jak drowy go znalazły w świątyni. Wymykało się tego jego logice. prawdopodobnie zwykły pech. Ot… jakiś świetnie schowany siedział na drzewie pod którym przechodzili. Nie bardzo w to wierzył, bo jego oczom nawet komary z ledwością umykały. Prawdopodobnie po prostu zwykły pech. Gdyby nie kazał drużynie się wynieść to dotarłby szybciej, ale znacznei wcześniej zostałby dostzreżony przez drowy, które prawdopodobnie miały by dość czasu by pułapkę zastawić. Polałaby się krew. Jeśli on sam nie dał rady sie przekraść, a uważał się za jednego z mistrzów cieni, to z tamtym balastem na pewno nie dałby rady. Takie myśli kotłowały mu się w głowie gdy wracał do Sembii. Prosto do swoich przełożonych by złożyć raport.
 
Arvelus jest offline  
Stary 06-01-2016, 09:35   #45
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Ciało Kathil prężyło się pod pościelą. Zmęczone, ale i usatysfakcjonowane. To był wszak przyjemny wieczór, nawet jeśli pracowity. Więc zasłużyła na spokojną noc i bardzo późny poranek w swoim starym pokoju w zamtuzie. Śniadanie już na nią czekało: trochę chleba, trochę mięsiwa i wina. I kartka od cioci Mei, by zajrzała do niej jeśli znajdzie czas po przebudzeniu.
Kathil powoli zjadła posiłek i w dodatku zrobiła to wylegując się leniwie w pościeli. Przez ten czas nie chciała dopuszczać do siebie żadnych trosk czy zmartwień. To było miłe uczucie by móc rozkoszować się czasem i by robić to samotnie. Ostatnio rzadki przywilej.
Nietety nic nie trwa wiecznie więc i te chwile dobiegły końca z ostatnimi kroplami trunku i ostatnimi kęsami posiłku. Dziewczyna ubrała się w swe konne odzienie i niedbale zawinęła włosy w kok idąc do pokoiku Mei. Zastukała lekko. Kurtyzana miała nieregularny harmonogram, a wychowanka nie chciała jej niepotrzebnie budzić.
- Cioteczko? - wsadziła głowę przez drzwi starając się zachowywać w miarę cicho.
-Och… wejdź wejdź.- cioteczka siedziała w łożu przeglądając jakieś listy, ubrana tylko w skąpe jedwabne giezło opinające kusząco jej postać i przypominające o powodzie wczorajszej nocy… miłosnych figlach z Meą na oczach Ortusa, a potem wraz z nim.
- Jak ci się podobał powrót do przeszłości?- zapytała półelfka z ciepłym uśmiechem.
- Chyba wyszłam z wprawy - uśmiechnęła się Kathil przysiadając w nogach łóżka półelfki. - Nie uwierzysz, ale miałam tremę! - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Miałaś jakieś wiadomości od klientki?
- Była bardzo zadowolona z tego co napisała.- uśmiechnęła Mea i westchnęła smutno.- Ale to też oznacza, że będę musiała znaleźć jej kolejną damę. A to łatwe nie będzie.
- Pokłada w Tobie zaufanie, to dobrze. - poklepała leciutko Meę po łydce. - Może … któraś z niewolnic od Jaegere by się nadała? - skrzywiła się lekko - To bardzo duże “może”... O czym chciałaś pomówić? - zmieniła temat, nawiązując do wiadomości znalezionej przy łóźku.
- Och wątpię… ją interesują damy, nie egzotyka. A damę trzeba wyuczyć odpowiedniego zachowania, dotyku, uśmiechu… jak to mówią:” dama nawet wypinając gołą dupę robi to elegancko.”- rzekła w odpowiedzi Mea i potargała włosy Kathil energicznie ją głaskając.- Rozmawiałam już z Ortusem i tą… Leonorą. Biedaczek nadal rozbiera mnie wzrokiem i rumieni. Musi jeszcze dojrzeć jako mężczyzna.
- Nooo to jeszcze troszkę przed nim… - westchnęła Kathil układając głowę na udzie Mei i wtulając się w nią jak dziecko z przymkniętymi powiekami - … na co mi przyszło? Wychowywać sobie męża. - zaśmiała się cicho. Przez chwilkę leżała bez słowa.
- Wiesz… ten … plan - zająknęła się - … o którym wspominałam. W obecnej sytuacji może nie byłby tak całkiem szalony. - zmarszczyła nosek. - Co by było, gdybym to ja rządziła Sembią? - uniosła lekko buzię ku Mei z uśmiechem.
- Złodzieje Cienia są ambitni, ale nie daj się ponieść ich ambicjom, kochanie. Niełatwo zdobyć władzę, acz…- półelfka głaskała policzek Kathil.- To dobry cel do postawienia sobie na drodze. Tym lepszy teraz, gdy Selkirkom ta władza wymyka się palców. Niemniej… nie spiesz się, bo póki co to wszystko jest palcem na wodzie pisane. Poza tym… to też oznacza, że zajdziesz w ciążę… kiedyś, czyż nie?
- Kiedyś trzeba… a może powinnam teraz? I dać sobie spokój z ambicjami? - w chwili gdy to powiedziała, uśmiechnęła się szeroko - Wyobrażasz sobie mnie jako stateczną matronę z gromadką dzieci?
- Pieściłaś mnie na oczach swego męża, pozwoliłaś mu mnie posiąść przy okazji sama dołączając do zabawy… jesteś wszystkim, tylko nie stateczną żoną.- uśmiechnęła się ironicznie Mea, dając pstryczka w nos Kathil.- Za to chyba bardziej uwodzicielską niż planowałam. Ta Leonora… chyba się w tobie zadurzyła. Choć nie sądzę by zdawała sobie sprawę z tego faktu.
- Muszę jej znaleźć kochanka - wymruczała Kathil - Biedactwo... jest taka … samotna. Chociaż na własne nieco życzenie. Bardzo wstydzi się swego dziedzictwa.
Wypad z Ortusem może pozwoli jej przełamać się i otworzyć nieco na towarzystwo innych. Zobaczymy. Ale jest słodka - to fakt. I piękna. Nie uświadamia sobie tego. A Ty? - zmieniła temat - Jak się masz? Nie przepracowujesz się?
- Nie wiem jak z tą urodą, bo zauważyłam tylko ogon. - zamyśliła się Mea.- Siedzi w tej zbroi i raczej z niej nie wyjdzie kochanie, zresztą… ciężko ci będzie znaleźć kogoś kto ją wydobędzie. Sama zresztą wiesz pewnie najlepiej.- przeciągnęła się dodając.- Oj tak… prowadzenie interesu… nuuuuży, nawet bardziej niż w nim uczestnictwo. Ale osoba o mojej pozycji nie może już być częścią oferty, nawet jeśli tylko dla wybranych.
- Może zrób sobie wakacje? - mruknęła z zazdrością słyszalną w głosie - Meo, czy kojarzysz niejaką Flawinię, kurtyzanę słynącą z tajemniczości? Podobno bardzo anonimowa z niej osóbka.
- Tak...kochanka wyższych sfer, w dodatku kapłanka jakiegoś bóstwa. Nawraca tyłkiem na swoją wiarę wybranych. Suka… której lepiej nie wchodzić w drogę.-wyjaśniła Mea.
- Hm… a kto może wiedzieć coś więcej o niej?
- Wtajemniczeni w jej mały kulcik wzajemnej adoracji. Ale wiesz jak to jest z tymi sekciarzami, nie zdradzają tajemnic postronnym.- uśmiechnęła się Mea i spytała podejrzliwie.- A czemu cię tak ta Flawinia ciekawi?
- Zlecenie - mruknęła krótko Kathil - Jakieś porady co do zauroczenia szlachetków z prowincji? - spytała w ramach zawodowej konsultacji. - Chcę zorganizować polowanie i przyjęcie. Jak najmniejszym kosztem. - po czym dodała siadając na łóżku - Ah, no nie uwierzysz, Condrad ściągnął armię najemników szumnie nazywaną strażą osobistą. Okupują mi teren przed pałacem. Zanim wujowie przyjadą muszę go odesłać z tą całą strażą. Ale bezczelność tego typka jest równie wielka jak jego ego. - fuknęła dziewczyna. - Po wyjeździe wujów zamierzam… przenieść się tutaj. Do Ordulinu. - dodała na koniec.
- Oczywiście że jest bezczelny.- zaśmiała się Mea i przechyliła głową na bok.- Nie zauważyłaś tego od razu? Bezczelnie łamie wszelkie normy i zasady, by cię zszokować, by zszokować całe otoczenie i obezwładnić je niespodziewanym obrotem sytuacji.
Głaszcząc włosy Wesalt dłonią spytała.- Ale gdzie się chcesz przenieść moja droga. Vandyeck’owie nie mają posiadłości w mieście.
- Wynajmę coś, a potem się rozejrzę za jakąś przyjemną kamieniczką. Condrada to zirytuje na pewno, bo bardzo chce mnie opleść sobie wokół małego palca, a poza tym opinia publiczna zostanie zaszokowana jak powiedziałaś ale na jego niekorzyść. Senior rodu powraca i biedni młodzi małżonkowie muszą opuścić rodową posiadłość… - z przekąsem zacytowała możliwe plotki - Ale … z armią stacjonującą pod domem, szczególnie taką armią, to nie jest mój dom…
- Zastraszał waszego sąsiada podczas twojego przyjęcia. I to skutecznie, więc chyba negatywna opinia jest mu na rękę.- zastanowiła się Mea w zamyśleniu.- A ty masz wiele interesów w Ordulinie i jeszcze będziesz miała męża, który nie będzie ci dawał spać po nocach.
- Condrad chce umocnić ród. Więc taki rozłam rodzinny, nie będzie mu współgrał z czymkolwiek planuje. Wywiem się jeszcze co chce zrobić na dłuższą metę. A Ortus za chwilę zacznie szkolenie u Logana. Znając jego, Ortus będzie … mieć zdecydowanie mniej energii. - uśmiechnęła się krzywo.
- Och… może i masz rację. Może i nie… miałam wrażenie, że lubisz jego energię… i to bardzo.- zaśmiała się półelfka i nachyliła się cmokając ją w policzek, by dodać wprost do jej ucha.- Nawet próbował dyplomatycznie wybadać, czy tamten potrójny poranek byłby możliwy do powtórzenia. Wychowasz sobie potwora, kochanie.
Kathil roześmiała się głośno.
- No, no, no nie sądziłam, że przejdzie mu to przez usta. Na samo wspomnienie brakowało mu tchu. - pokręciła głową - Widzisz, jakie na nim zrobiłaś wrażenie? - pogładziła cioteczkę czułym gestem po policzku. - A co do potwora… to chyba próbuje nadrabiać te kilka lat w klasztorze. Uzależnił się od przyjemności.
- Starał się być dyplomatyczny… nie powiedział wprost, czego chce. Tak jak Leonora nie powiedziała wprost, że czuje do ciebie miętę, kochanie.- odparła półelfka.- Wyczytałam to między wierszami.
- No, gdy Ortus wyłożył pytanie bezczelnie wprost, to… byłabym zdziwiona. W końcu szkolił się na skrybę, więc umie obchodzić się ze słowami. I nie jest głupi. A co do Leo, to na razie nie będę zaczynać tematu. Zobaczymy. Może podsunę ją Favecie. - mrugnęła okiem do Mei. - A teraz będę uciekać. Czeka mnie jeszcze wizyta u Krantza i powrót do … koszarów wojskowych.
- Faveta...hmm.. ciężki orzech… w tym przypadku. Nie ma subtelności, a Leonora wymaga subtelnego podejścia.-rzekła Mea i dała całusa w policzek na pożegnanie.




Zazwyczaj Kathil z przyjemnością przechadzała się ulicami stolicy, słuchając ploteczek, obserwując przechodniów, czując puls miasta. Dzisiaj… nie miała do tego głowy. Szybkim krokiem weszła do kancelarii Krantza i z niejakim roztargnieniem przywitała się z jego sekretarką. Zrezygnowała z napoju i bezpośrednio ruszyła do jego gabinetu.
Zastukała krótko i po krótkim “Wejść”, w końcu stanęła przed notariuszem.
- Witam, witam! - zaćwierkała wesoło - Dziękuję, że znalazłeś dla mnie czas, Wiligianie! Na pewno jesteś strasznie zajęty, więc nie będę się narzucać zbyt długo.
- Cóż… to prawda.- potwierdził Wiligian prowadząc ją do krzesła na przeciw swego biurka.- Ufam że wycieczka w rodzinnych strony męża była owocna?
- Nie tak owocna jak myślałam, że będzie. Niemniej jednak czas wyjazdu nie był całkiem stracony. Teraz jednak Cię nagabuję by odebrać sygnety i pozostałe dokumenty, jeśli coś jeszcze jest do odebrania. I może wywiedzieć się jak sprawy stoją w naszej światłej rodzinie rządzącej. - zaśmiała się lekko - Miklos jednak się nie odezwał, mimo Twego wspominku podczas balu. Mam nadzieję, że nie popadł w zbyt wielkie zmartwienie po śmierci Kendricka?
- Niezupełnie. Mam dla ciebie zaproszenie na małą rodzinną uroczystość. Podwieczorek wydany z okazji zaręczyn pewnej kupieckiej córki. Tam spotkasz… agentkę, która będzie miała dla ciebie propozycję.- rzekł Krantz sięgając do jednej z szuflad i wyciągając kilka dokumentów związanych wstążeczką, do których doczepiony był tani miedziany sygnet z artystycznie wykonanym herbem.- Odradziłem Miklosowi wysyłanie cię na wyprawę poza Sembię, co go zmartwiło… bo jest to jeden z jego priorytetów.
- Poza Sembię? - zdziwiła się Kathil, wyciągając dłonie po paczuszkę - A co mu powiedziałeś, jeśli będziesz łaskaw się podzielić?
- Że w tej chwili rodzinne twe sprawy z pewnością odciągną cię od wyjazdu poza nasz piękny kraj.- odparł Wiligian, a w tym czasie sekretarka przyniosła tacę ciasteczek i kielich wina dla Wiligiana.
Bardka odczekała aż sekretarka opuści ich i pokiwała głową:
- Niestety - rzekła z ubolewaniem - muszę stawić czoła rodzinie. Myślę, że Miklos może do pewnego stopnia mieć obecnie podobne podejście. - dziewczyna skrzywiła się nieco. - Wysłałam wiadomość do niego. Przekażesz mu wyrazy współczucia ode mnie, przy okazji? - poprosiła z uśmiechem.
- Oczywiście.... rozumiesz też pewnie, że zaufanie wobec ciebie jest w tej materii ograniczone. Wiadomym jest, że wykonywałaś misje i dla drugiej strony.- wyjaśnił uprzejmym głosem Krantz i podsunął ku niej tacę.- Ciasteczko?
- Oczywiście, że rozumiem. - podziękowała gestem za ciasteczko - Ubolewam nieco nad tym, ale rozumiem, że neutralność nie jest najpopularniejszym ze stanowisk, szczególnie teraz. - zmierzyła notariuszem uważnym spojrzeniem - A jak Ty się miewasz, mój drogi?
- Nie narzekam. Na wszelki wypadek jednak wzmocniłem zabezpieczenia domu. Ordulin może się stać w najbliższej przyszłości areną zamieszek.- odparł uprzejmie Krantz, splatając dłonie.- Jak pewnie zauważyłaś prowadzę dość pustelnicze życie, a w takim przypadku trudno o wzloty i upadki.
- Słusznie. Ja też wzmocniłam. - Wesalt zmarszczyła nosek - Pośrednio. - zmieniła temat - Wiadomo kiedy zostaną ogłoszone kolejne wybory?
- W tym celu rada musi się zebrać, a to trochę potrwa, zwłaszcza że Selkirkowie starają się póki co zablokować wybór kolejnego namiestnika. Bo chyba nie będzie nim żaden z Selkirków.- wyjaśnił Krantz. - Rodzina i bez obecnych kłopotów miała by problem z wystawieniem kolejnego kandydata.
- Obstawiasz który z rodów zatem? Nie pytam o szczegóły - machnęła dłonią - lecz z ciekawości o twe zdanie.
- To trudne pytanie… Niewątpliwie ktoś z Tallwoodów ma szansę. To ród zaprzyjaźniony z Selkirkami, niezbyt potężny i połączony mniejszymi więzami krwi. Albo… Darven Durthen Starszy… jest dobrze znany wśród członków rady i poważany przez wszystkich i bardzo stary.- zastanowił się Krantz.- Albo któryś z Dunthwitchów. No i zawsze może się pojawić jakiś ambitny czarny koń na wyborach.
- Intrygująca opcja - uśmiechnęła się Kathil - najchętniej obstawiłabym czarnego, silnego ogiera - mrugnęła dwuznacznie do Wiligiana. - Cóż, niezależnie od wyników wyborów, nie sądzę by wpływ rodziny zmalał znacząco. Raczej… przycichnie chwilowo.
- Problem w tym, że rada wybierze raczej kogoś spośród siebie, a tam nie ma ogierów tylko same wałachy.- zaśmiał się Wiligian i wzruszając ramionami.- Kendrick dbał o to by rada była mu posłuszna i niezbyt ambitna, by ktoś po nim z jego rodziny odziedziczył jego stanowisko. Niestety, umarł przedwcześnie. Jego ród ma więc dwójkę silnych dziedziców i kilkoro nie tak utalentowanych acz równie ambitnych członków. Wpływy rodziny są niezmienione, ale… rodzina może utonąć w wewnętrznych walkach.
- Cóż, może zatem zamiast obstawiać czarnego ogiera powinnam pomyśleć o obstawianiu czarnej klaczy… - zmrużyła oczy po kociemu z lekkim uśmiechem - … to by Ci była niespodzianka. Z pewnością zainteresowana konkurencja, jeśli jest mądra, będzie podsycać te walki. A ataki z zewnątrz i z wewnątrz… to już całkiem inna sytuacja. Mam nadzieję, że zadbasz w tym wszystkim o siebie. - Kathil podniosła się szykując powoli do wyjścia. - Jeśli potrzebujesz pomocy, możesz na mnie liczyć. - dodała z uśmiechem, spoglądając notariuszowi w oczy.
- Obawiam się, że moje życie pozbawione jest już wszelkiej ekscytacji. No chyba że lubisz bawić się liczydłem.- odparł z uśmiechem Krantz. - Lub kruczki prawne. Życie notariusza jest pozbawione ekscytacji.
- A więc jeśli potrzebujesz więcej tejże, też mogę pomóc - wyciągnęła dłoń na pożegnanie - Będę w kontakcie, mój drogi.
- Będę pamiętał i oczywiście… możesz liczyć i na moją pomoc, droga przyjaciółko.- odparł Wiligian wstając i odprowadzając Kathil do drzwi.- Będzie ciekawe poznać taką klacz, bo przyznaję… żadna nie przychodzi mi teraz do głowy.
- Rzeczywiście. Myślę, że klacze w tym mieście są dosyć niedoceniane. Zobaczymy. Dziękuję - stwierdziła Kathil lekko poklepując przedramię Krantza - i do zobaczenia.
 
corax jest offline  
Stary 06-01-2016, 09:37   #46
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil schowała paczuszkę od Wiligiana za gorset i ruszyła na spotkanie z przyjaciółką.
Zmierzyła objadającą się półelfkę na wpół nienawistnym spojrzeniem:
- Nienawidzę spotykać się z Tobą w takich miejscach - wykrzywiła usteczka z przyganą - Jak ty nie puchniesz w oczach, pozostaje tajemnicą. - usadowiła się na przeciwko półelfki i gestem przywołała dziewkę.
- Tak? - zapytała pracownica z uśmiechem przylepionym do ust, a Ashka wzruszyła ramionami.-Niektórzy rodzą się szczupłymi. Taki dar, więc… jak było u rodziny twojego słodziutkiego męża?
Tłem tej rozmowy były przechwałki białowłosego osiłka, samozwańczego pogromcy wszelakich potworów.
- Wina dzban poproszę - Kathil złożyła zamówienie i wyciągnęła dłoń ku przyjaciółce - Udziel mi pożyczki: muszę wiadomość posłać - wyjaśniła z lekko złośliwym uśmieszkiem po czym westchnęła.
- Rodzina … cóż, przyjeżdża na me zaproszenie… chyba. Czekam na wiadomość. Ale tam trzeba albo sposobu albo wielkiej armii, aby rozwiązać sytuację. Nestor szanowny obstaje z drugą opcją. Ja za pierwszą z dodatkiem drugiej. I cóż, impas niejaki się nam zrobił chwilowo.
- A jak pożycie małżeńskie?- zapytała z lubieżnym uśmiechem elfka.
- Och, zero narzekań. Mąż bardzo się stara póki co. I jest nienasycony. Nawet u cioci - nachyliła się poufale do Ashki szepcząc, by pobudzić jej apetyt - nie ma dość. Zbankrutuję przez niego - bardka zaśmiała się, zasłaniając usta dłonią. - I robi się z dnia na dzień coraz lepszy i bardziej urokliwy. Ciocia jest chętna na spotkanie z nim za parę lat.
- Aż ci zazdroszczę.- mruknęła w odpowiedzi elfka z lisim uśmieszkiem.- Korzystaj póki jest młody i niewinny, to niestety nie trwa wiecznie.
- Jakbyś go nie przeraziła na początku, to kto wie, może uległ by Ci - zastanowiła się głośno Kathil - Ale, ale… poślesz któregoś ze swoich urwisów do Jaegere? - przesunęła niewielką wiadomość złożoną na cztery ku półelfce. - I opowiesz w końcu co cię tak ekscytuje? I czemu on gada tak głośno? - Kathil zirytowała się w końcu na siwowłosego gadułę. Kiwnęła raz jeszcze na obsługującą dziewczynę.
-Zaraz ci powiem…- i zerknęła na siwowłosego.- Diabli wiedzą. Nazywa się Garret z Mirabaru… szczerze mówiąc nie wiem nic więcej. Kto by się nim interesował? Przybył zresztą do Ordulinu raptem dwa dni temu…
Gdy Wesalt słuchała jej odpowiedzi, zjawiła się już służka z zamówionym winem.
- Podaj to wino temu mężczyźnie. Z pozdrowieniami ode mnie. - Kathil powiedziała do służącej, kiwając ukradkiem głową na samotnika. - Może to mu zamknie usta na chwilę - mruknęła pod nosem do Ashki.
- Tak, pani.- dygnęła służka i wykonała polecenie, a mężczyzna przyjął wino z uśmiechem wznosząc toast ku niej. Może i miał jakieś inne plany, ale Kathil była zajęta słuchaniem, jak Ashka mówi.- Otóż nie odkryłam nic ważnego w sprawach, które mi zleciłaś ale…-
I wtedy ktoś znów przeszkodził. Mężczyzna wdarł się karczmy i wygłosił swe dramatyczne przemówienie. Zapewne jeden z osobistych bodygardów młodziana z selkirkowego rodu.
Mało co nie waląc ze złości piąstką w stół, Kathil odwróciła się ku ochroniarzowi. Potoczyła wokół spojrzeniem i z przekąsem stwierdziła:
- No ciekawam ilu się rzuci ku pomocy. - przez chwilkę oceniała sytuację.
Ledwo paru się ruszyło, w tym oczywiście brodacz sięgając jedną ręką po miecz, drugą po dzban wina. Niemniej ochroniarz głupi nie był i od razu wspomniał.- Chojna nagroda dla tych, co udzielą pomocy! - podrywając od razu większość osiłków z karczmy.
Kathil kiwnęła na Ashkę rzucając parę monet na stół za posiłek i napitek:
-Chodź, popatrzymy jak sobie radzą. - mruknęła. - A może jakiś zakładzik? - dorzuciła z chytrym uśmieszkiem.
- Co stawiasz i na kogo?- zapytała się z uśmiechem Ashka zdecydowanie mając ochotę na taką zabawę.
- Dwa szlachcice na białowłosego, że nie zostanie draśnięty podczas walki. - Kathil obejmując przyjaciółkę ruszyła za tłumkiem obrońców.
- Nie.. wymyśl coś lepszego. Zakłady za złoto nie budzą we mnie dreszczyku.- sprzeciwiła się elfka.- Nie masz pikantniejszych pomysłów?
- Opowiem Ci o trójkąciku mego męża. - Kathil błysnęła uśmiechem w stronę półelfki - Bardziej pikantne?
- Nooo… bardziej. A co jeśli przegram?- zamyśliła się Ashka rozważając.- Nie bardzo wiem czym odpłacić w przypadku przegranej, gdybyś była mężczyzną… problemu by nie było.
- Jeśli Ty przegrasz, to pomożesz mi znaleźć świeże mięsko dla Yorrdacha. Macie podobne gusta jeśli o to chodzi.
- Jeszcze nie… ja się nie ograniczam do jednej płci jak on.- wystawiła język Askha i wzruszyła ramionami dodając.- Nie mogłaś poprosić Meę, ona ma lepsze rozeznanie w burdelach dla no.. wypindrzonych perukarzy.
- Chodzi o to, żeby to nie był najemny chłopak. Chcę mu znaleźć kogoś kogo tym razem nie wyrzuci przez okno. - powiedziała Kathil rozglądając się po placu boju, by ocenić zastałą sytuację.
Tymczasem w uliczce niedaleko karczmy toczyła się regularna bitwa. Stron tego boju było kilka: nieliczni ochroniarze ukrywającego się w karocy kupca, dobrze zorganizowani zbóje… zbyt dobrze by to był przypadek, oraz banda chcących zarobić osiłków, która bardziej wywoływała chaos na polu bitwy niż pomagała Selkirkowi, ale pewnie właśnie tego potrzebowali ochroniarze kupca. Chaosu.
Białowłosy pijak zaś… zataczał się pomiędzy walczącymi, wypijając wino z kufla, który zresztą rzucił w jednego z uczestników bójki, ogłuszając go. Był wśród tego tłumu jak łosoś w rwacej rzece, płynął raz z prądem, raz pod prąd, jakimś cudem utrzymując równowagę i rozdając mieczem ciosy na prawo i lewo. Często płazem ostrza powalając walczących. Wyglądało to równie absurdalnie jak było skuteczne. Kathil nie widziała nikogo kto by tak walczył, zresztą przy jego upojeniu.. mężczyzna nie powinien był w stanie walczyć.
Bardka pilnowała spojrzeniem jednak samego powozu na wypadek, gdyby jednak napastnikom udało się przebić przez ochronę. Technika samego Garreta była ciekawa na tyle, że wymierzyła Ashce lekkiego kuksańca:
- Niczym na placu szkoleniowym. Okłada ich niby uczniaków. - powiedziała do przyjaciółki - Może zabierzemy młodego Matteo z ukropu i damy chłopcom się pobawić? - dodała sprawdzając, czy na placu są jakieś przeszkody uniemożliwiające odjazd karocy.
- Co? - mruknęła zaskoczona Ashka ze sztyletem w dłoni i z zamiarem wpakowania go w tyłek białowłosego wypisanym na twarzy.
- Aż tak Ci zależy na tej opowiastce? - ironicznie skwitowała Kathil - Chodź, rozerwiemy się my też. Wystarczy, że przedrzemy się tu prawą stroną, załatwimy zbója i już. Powóz nasz. - Kathil sięgnęła po sztylety ukryte w cholewach wysokich butów i popchnęła Ashkę w stronę wozu, sama idąc tuż za nią.
- Bardziej wolę odpuścić sobie męczenie się z kaprysami Yorrdacha. On by nie znalazł wybranka nawet w męskim klasztorze Sharess… gdyby taki istniał.- burknęła Ashka podążając za Wesalt.- Słuchaj moja droga… to tylko Yorrdacha wina, że jest sam. Ma za trudny charakter, za duże wymagania i za mało do zaoferowania na dłuższą metę. Poza tym… miłość musi się znaleźć sama. Ty po swojego męża jechałaś do klasztoru? Z tego co pamiętam, dla nas wasze zaręczyny były niespodzianką.-
- Dla nas też - mruknęła Kathil przemykając pomiędzy walczącymi i unikając pijanego chaosu. Zakradała się za plecami walczącego przy koniach oprycha i ochroniarza by wrazić sztylet pod żebra napastnika - I kto Ci powiedział, że to miłość? To… - uchyliła się - … czysty interes. - skoncentrowała się na znalezieniu otwarcia umożliwiającego uderzenie.
- Interes, co… ten trójkącik też był interesem? To może następny taki interes ubijesz ze mną, co?- szepnęła z ironicznym przekąsem Ashka osłaniając tyły Kathil, gdy podchodziły coraz bliżej.- Byłoby to ciekawe… doświadczenie, ty, ja i twój interes małżeński.
Wesalt przytulona niemal plecami do ściany dotarła do walczących na koźle mężczyzn… obecnie w zwarciu. Zbój wprost wystawiał się na cios.
Kilka susów, przykulić się nieco by obrońca nie zdradził jej pozycji i pochwycić jedną ręką oprycha, drugą wrazić mu adamantowy sztylet… głęboko…wyciągnąć i ...unik przed ochroniarzem.
Instynkty Kathil podsuwały jej błyskawiczne kroki.
Cios był szybki i głęboki, prosto między łopatki, prosto w serce. Zraniony śmiertelnie banita jęknął z bólu szybko tracąc siły. A od strony ulicy słychać było kolejne wrzaski i krzyki, oraz dźwięk rogu. Straż miejska nadchodziła. A dokładniej mały oddziałek straży w bojowym rynsztunku na czele z Favettą.
Kathil widząc Favettę na czele oddziału zrobiła wielkie oczy złapanego w krąg światła zająca. Poklepała ochroniarza:
- Dobra robota, dzielnieś waść bronił swego pana. Nas tutaj nie było. Wsiadaj na kozła i odjedź z paniczem Matteo. - po czym zaczęła wycofywać się z Ashką z dala od sceny dziejących się wydarzeń. Na odchodnym, zastukała w drzwi karocy:
- Całyś, panie? - spytała aby szybko się upewnić, że najmłodszej latorośli Selkirków nic nie jest.
Nie zdążyła usłyszeć odpowiedzi, bowiem Ashka mocno pociągnęła Wesalt za rękę w kierunku najbliższego zaułka, z którego skręciła do kolejnego i przeskoczyła przez dzielący uliczkę na pół niski murek.
Dopiero gdy Kathil go przebyła, elfka rzekła beztrosko.- No i się nie dowiemy, która miała rację w sprawie brodacza, a co do… twojego interesiku, to Yorrdach pewnie sam z czasem znajdzie swój. Nie ma co mu takiego szukać.
- Zawsze możemy wrócić do karczmy i sprawdzić. - uśmiechnęła się Kathil - Yorrdachowi obiecałam, że coś mu na urodziny znajdę specjalnego. - mruknęła - Zobaczymy jak będzie.
- No to gadaj, coś się dowiedziała - powiedziała poprawiając ubranie i włosy po zamieszaniu - bo zaraz znowu nam ktoś przerwie.
- Wątpię…- wzruszyła ramionami Ashka i dodała zaciekawionym tonem głosu.- Co do Yorrdacha, to niech mu Mea szuka. Ma odpowiednie koneksje, a co do nas to… skoro to nie miłość, to jaka jest opinia twa w sprawie trójkącika: Ortus, ty i ja?
- Ashka! Jesteś okropna. - Kathil pokazała półelfce język - Nie wiem… tyle czasu Ci się już opieram, że głupio przestać teraz. - odskoczyła przed kuksańcem - Zobaczymy, może zdarzy się okazja, tak jak zdarzyła z poprzednim trójkącikiem. No powiesz w końcu o co chodzi, piękna?
- No nie wiem… czuję się obrażona.- odparła ze śmiechem elfka.- Tym opieraniem oczywiście.
Po czym natychmiast spoważniała.- Ktoś szuka po burdelach i zamtuzach kobiet. I to wyjątkowych. Byłych kochanek twojego byłego męża Cristobala. Ktoś się o nie wypytuje poprzez podstawione osoby. Nie udało mi się ustalić, kto.
Kathil westchnęła:
- Co za nowe licho… Niedługo osiwieję. Od kiedy?
- Od kilku dni, tygodni? Moje skarby natrafiły na to przypadkiem.- wzruszyła ramionami Ashka.- Ten ktoś jest bardzo dyskretny i ostrożny, unika zamtuzów Mei. Wie że jesteście powiązane ze sobą.
- Po co komuś dojście do kochanek Cristobala? Przecież on nie żyje. - zdziwiona Kathil spytała na głos. - Czy ten idiota zostawił za sobą jakieś małe idiocięta? - zacięła usta ze złością. - Muszę pomówić z cioteczką o tym. Może będzie mogła się dowiedzieć czegoś więcej.
- Możliwe…- zamyśliła się Ashka pocierając podbródek i dodała.- Cóż… zostawił - nie zostawił… skoro nie ujawniły się dotąd, to albo nie zostawił, albo są dobrze ukryte, albo… kurtyzany mają wielu klientów, także stałych. Trudno dowieść który dzieciak jest kogo. A z innej beczki… czemu uciekałyśmy?
Nachyliła się ku Kathil wpatrując się badawczo w jej oblicze.- Myślałam, że to my byłyśmy te dobre w tej bójce?
- Albo mnie Condrad sprawdza, albo Jaegere. Ale ten drugi… nie ma sensu. Condrad … może chce się wywiedzieć okrężną drogą o nasze małżeństwo…. - bardka rozłożyła ręce - naprawdę nie wiem…. - zmarszczyła brwi wybita z rozmyślań - Co? Aaa…. nie chciałam się tłumaczyć Favecie. Wolę by nie była świadkiem mojego drugiego ja...w tak otwarty sposób.
- Uuuu… a co cię łączy z Favettą? Słyszałam że bywa drapieżna.- uśmiechała się podstępnie elfka wpatrując się w twarz tłumaczącej się Kathil.
- Nic mnie nie łączy… - wydukała Kathil lekko odsuwając się od Ashki - … no po prostu… nie chciałam się zdradzać...no co?! - spytała widząc wzrok przyjaciółki.
- No nie wiem…- zamyśliła się Ashka stukając palcem w podbródek. Uśmiechnęła się łobuzersko.- Wiesz… myślę, że Favetta mogłaby cię uwieść. To taki typ kobiety, co nie daje się spławić. Więc uważaj na nią…
I ruszyła przodem.- Dokąd cię zaprowadzić? Bez zwracania uwagi Favetty oczywiście.
Kathil podała jej miejsce spotkania z najemnikami. Po drodze komentując:
- Ale… czemu zakładasz, że każdy chce mnie od razu uwodzić, hm? Może niektórzy chcą zostać znajomymi… nie każdy jest ciągle nabuzowany jak Ty… - pokazała półelfce język - za dużo czasu spędzasz z tymi podrostkami swoimi, wiesz?
- Masz rację, choć… wiesz, że bardziej się z tobą droczę niż próbuję zaciągnąć cię do łóżka.- zatrzymała się i obróciła się ku Wesalt z podstępnym uśmieszkiem. Podeszła do niej, nagle dociskając ją swym ciałem do ściany i uśmiechnęła się drapieżnie.- Niemniej jeśli Favetta jest drapieżnikiem, jak ja… a z tego co słyszałam to jest.- oparła dłonie o ścianę nie pozwalając Wesalt uciec. Ocierała się swym biustem o jej biust i mówiła.- Jeśli jest drapieżnikiem i wzięła sobie ciebie na ząb, to z pewnością będzie uparcie dążyła do twoich majtek. A tobie… jej drapieżność może się spodobać. No.
Cmoknęła czubek nosa Wesalt i odsunęła się dodając.- Oczywiście mogłaś nie wpaść w jej oko, ale obie wiemy że Mea wybrała cię nie bez powodu.
Bardka wymierzyła przyjaciółce na wpół pieszczotliwego klapsa, gdy ta odsunęła się od niej, w końcu uwalniając ją ze swojej pułapki.
- Jednego drapieżnika mam, pod nosem, paradującego i puszącego w moim własnym domu. Drugiego na razie mi nie potrzeba. - dziewczyna prychnęła lekko - A za niedługo będę mieć aż dwóch. - skrzywiła się nagle tracąc humor.
- Oj tam... mężczyźni są inni. Kobiecy drapieżnik bywa bardziej subtelny.- przekrzywiła głowę uśmiechając się delikatnie i powoli przesunęła dłońmi po swojej pupie.- Sama zresztą wiesz czemu. Z Favettą więc bądź ostrożna… albo i nie… ponoć jest dobra w łóżku.
- Dobrze, Mamo, będę ostrożna - bardka przewróciła oczami - na chwilę obecną dość mam kochanków. Kiedyś muszę sypiać, wbrew pozorom. Słuchaj… - zmieniła temat - potrzebuję jakaś miłą kamieniczkę, którą mogłabym wynająć tu w Ordulinie. Nie wiesz nic na temat ewentualnych nieruchomości? Nie musi być w centrum, ale na tyle spora by pomieściła mnie, Ortusa i służbę. Hm?
- Niczego nie obiecuję…- pokiwała palcem Ashka.- Ale się rozejrzę za czymś. Może to być jednak trudne. A poza tym…- wystawiła język dodając wesoło.- Wcale ci nie każę być ostrożna z Favettą, gdyby miała około osiem-dziesięć lat mniej to.... sama bym ją prowokowała.
- No przecież sama przed chwilą mówiłaś bym była ostrożna - westchnęła z rozbawieniem Kathil - Kiedy Ty ostatnio miałaś jakiegoś kochanka? Bo ostatnimi czasy o niczym innym nie mówisz - zaśmiała się cicho i przytuliła oburzoną przyjaciółkę.
- Jeśli znajdziesz miłego chłopca w wieku Ortusa, to chętnie przyjmę go do swego łóżka. Kochanków mam sporo, ale gang się niestety starzeje.- westchnęła teatralnie Ashka.- Przyda mi się ktoś nowy, a co do… Favetty, to… jeśli nie masz zamiar sprawdzić ile jest prawdy w plotkach, to trzymaj się z dala. Jeśli jednak jesteś ciekawa, to módl się do bogów by owe plotki były prawdziwe.
Bardka roześmiała się z ostatniego stwierdzenia Ashki:
- Dobrze, już dobrze… zachwalasz ją tak, jakbyś miała w tym jakiś własny interes. A co jeśli mnie się marzy romantyczna miłość a nie zaraz tam pościelowe romansiki, hm? - Kathil wydęła usteczka drocząc się z półelfką. - Spytam Ortusa czy nie miał jakichś kolegów w klasztorze. Swoją drogą wróciłaś tam?
- Przy tym całym cyrku dziejącym się w Ordulin? Nie miałam okazji.- odparła Ashka wystawiając język.- Tobie marzy się romantyczna miłość, Yorrdachowi… jeśli i Logan wyzna coś podobnego, to szukam tego brodatego miecznika i razem będziemy pić na umór, bo świat oszalał.
- Oj no co, no? - obruszyła się Wesalt - Czasem pomarzyć mogę nawet i ja, prawda? A brodatego miecznika i tak poszukasz, znając cię. I będziesz mieć na oku. W zasadzie to miej go na oku, co?
- Czemu? Z pewnością Favetta będzie miała na niego oko, bo to taki typ co przyciąga kłopoty.- uśmiechnęła się kwaśno Ashka i westchnęła.- Zobaczę co się da zrobić w tej sprawie. Dla ciebie i tylko dla ciebie.
- Kiedy się widzimy ponownie? - Kathil przystanęła dostrzegając znajome okolice.
- Hmm… to zależy. Mam dzisiaj małą imprezkę w kryjówce przy starej aptece wieczorem. Możesz czuć się zaproszona jeśli lubisz tanie wino, śpiew, tańce i … młodzików obojga płci.- odparła po namyśle Ashka.- I spojrzenia taksujące twój strój. Wybieram wtedy sobie jakieś towarzystwo na noc… a reszta... robi co chce. Poza tym nie wiem. Poślę list? Chyba że ty masz jakąś potrzebę szybszego spotkania.
- Na razie nie, ale mogę mieć. Jeśli Condrad nadal będzie mnie irytować jak to się mu udaje do tej pory. Baw się dobrze dzisiaj i nie zamęcz biednego wybranka. - Kathil uśmiechnęła się - Chociaż pewnie oni się tam pewnie właśnie biją o to, kogo wybierzesz. Idę zebrać swoich i wracam do domu. Muszę upewnić się, że senior na pewno wyjedzie. - dodała mrugając znacząco.
- A jak nie wyjedzie?- zapytała ostrożnie Ashka.
- To go utopię w saunie! Nikt się nie będzie dziwić atakowi serca w jego wieku w tym pomieszczeniu. Ot, przedawkował … gorąco.
- Nie wygląda na takiego co go się da utopić.- odparła półżartem półserio Ashka i ruszyła w swoją stronę. A Kathil udała się spotkać z Loganem w jego ulubionej karczmie.




Dotarła do karczmy bez większych przeszkód za to z igrającym na twarzy uśmiechem. W zasadzie sama nie była pewna skąd to zadowolenie. Może dlatego, że miała okazję porozmawiać z przyjaciółką? Odszukała spojrzeniem zabójcę i podeszła do jego stolika.
- Czy nie szukasz panie towarzystwa? - spytała żartobliwie.
-Tak.- odparł krótko Logan i uśmiechnął ni to kwaśno ni to ironicznie.
- Doskonale zatem się stało, bo i ja szukam. - dosiadła się do małomównego mężczyzny i spojrzała na niego - Coś się podziało po moim wyjeździe?
- Nic. Najemnicy poszli korzystać z życia za pieniądze które dostali. A u ciebie?- Logan jak zwykle był lakoniczny.
- Ktoś napadł Matteo, założyłam się z Ashką, brałam udział w bójce ulicznej, zleciłam poszukiwania willi do wynajmu - wyliczyła na palcach bardka. - Za ile spotykamy się z najemnikami?
- Wieczorem mają tu być.- stwierdził Logan zamyślony i spytał.- Spieszy ci się? I jaki Matteo? Znam go?
-Wieczorem? - zdziwiła się Kathil - Myślałam, że spotykamy się koło południa. Spieszy, nie spieszy. Powiedziałam Condradowi, że wrócę mniej więcej o tej porze. Mam nadzieję, że nie wyśle po mnie swej armii przybocznej. - skrzywiła się - Selkirk, chyba o nim słyszałeś.
- Nie bardzo. Trochę tych Selkirków chodzi jednak po świecie.- mruknął Logan i zmrużył oczy.- Armii? My nie mamy armii… tych paru najemników to za mało na armię.
- Och no mówię o jego najemnikach przecież. Straży przybocznej, mini armii. - dziewczyna machnęła niedbale dłonią. - A z innej beczki, udało się twoim ludziom czegoś dowiedzieć w sprawie mojego zlecenia?
- Moi… ludzie… to twoi ludzie. Nie jestem Ashką, nie mam uszu. I nie mam koneksji. Smarkowi się nie spodobałem, więc nie dostałem się do jego elitarnej formacji dla znudzonych wysoko-urodzonych.- uśmiechnął kwaśno Logan.- Ale trochę się im przyjrzałem. Większość nie wąchała pola walki. Z pewnością szermierki uczyli ich nauczyciele fechtunku… i parzenia ziółek.
- Hmmm interesujące.. czyli łatwo można ich hmmm… obrać z masek i narazić imię na szwank. - mruknęła cicho Kathil. - Jeśli komuś na tym będzie zależeć. Coś się stało? - spytała znienacka przyglądając się zamyślonemu zabójcy.
- Nie rozumiem “obierania z masek”.- machnął dłonią Logan i nachylił się do Kathil.- Jeśli jednak pytasz czy to banda pozerów to… nie… nie są nimi. Mają jakiś tam trening i umiejętności. To niesprawdzone żółtodzioby, ale nie pozerzy.
Wesalt pokiwała głową przyjmując wiadomości:
- Mają jakiś klientów już? Nie wiesz?
- Nie jestem Ashką.- przypomniał Logan.
- Ehhh no dobrze - Kathil poklepała mężczyznę po dłoni - to dość odświeżające nawet. - tym razem to dziewczyna zamarudziła. - Zostaniesz u mnie na czas wizyty wujów tak?
- Tak.- skinął głową Logan potwierdzając swą obecność.
- Myślałam, żeby zabrać ich na polowanie. Co myślisz o tym? Mogliby się pokazać, naprężyć muskuły i wykazać. A przy okazji spuścić nieco pary, jaką na pewno będą nabuzowani. - bardka spojrzała uważnie na Logana.
- Nie znam się na tym. - wzruszył ramionami Logan.- Ani na polowaniu, ani na szlachcie.
- Coś się stało? Nie brzmisz jakbyś miał najlepszy humor dzisiaj… - dziewczyna uniosła brwi.
Logan zaśmiał się cicho i nachylił bardziej ku niej.- Jestem… skołowany przez ciebie. Wiesz co potrafię, zabijać i walczyć. Polityka, intrygi, ludzka mentalność… Ashka może poradzić, Yorrdach. Ja nie. Nie wiem co ci doradzić… gdyby to chodziło o walkę, to co innego.
- To nie pierwszy raz gdy Cię kołuję - Kathil pokazała mężczyźnie czubek języka - raczej… - zaśmiała się lekko. - Na razie walki nie planuję. Chociaż zakładam, że wujowie się pojawią ze swoimi wojskami, albo chociaż najbliższą strażą. Condrad chce zostawić niewielki oddział w posiadłości. Jakieś porady co do ich pozycji? Nie chciałabym, żeby po pałacyku pałętały się stada najemników.
- Hmmm… poślij ich do…- Logan zamyślił się.- Kuchni? Przebież w liberie, zrób z nich służbę… pod bronią, ale służbę. Wybije to głupie pomysły wujom.
- To byłby nie taki zły pomysł, gdyby nie fakt, że dowódca ma również szpiegować i mnie zapewne. - Kathil skrzywiła się lekko - Chociaż … muszę z nią i tak porozmawiać. Zobaczyć co to za osoba. Pani Percy rzuci u mnie służbę jak wpuszczę do kuchni najemników - bardka zdała sobie sprawę z takiej możliwości z lekkim przerażeniem. - Ale może do stajni ich wyślę, oraz do obchodu nocą, albo niech już stoją podczas kolacji pod ścianami robiąc za tło.
- Będzie szpiegować i tak, bez względu gdzie postawisz jego ludzi.- ocenił Logan.
- Naślę na nią Yorrdacha albo oddeleguję do śledzenia głównodowodzących wujów.
- Jeśli posłucha…- skinął głową Logan.- Wpierw jest lolajny… to ona ? Wpierw jest lojalna Condradowi, a dopiero potem tobie.
- Wiem, wiem, ale ma zostać oddana pod moją komendę. Więc posłuchać powinna. Porozmawiam i zobaczę. Tak, to kobieta. Wybrał kobietę, żebym jej tak szybko nie omotała.
- Mądre posunięcie.- stwierdził Logan z uznaniem.- Twardy orzech z tego Condrada.
- Hej! - oburzyła się Kathil - masz być po mojej stronie, a nie podziwiać Condrada.
- Mój podziw nie problem. Jak Yorrdach zacznie… to będzie problem.- odparł Logan z trudem zachowując poważną minę.
- Dobra, dobra, już nie zmieniaj tematu. - Kathil pogroziła mężczyźnie paluszkiem - Yorrdach już dawno zaczął. Pierwszego wieczora. - pokręciła głową nie to zła ni to fukająca. - Jeszcze teraz Ty zaczynasz.
- Ja nie zrobię maślanych oczu… nie martw się. Dobrze mieć szacunek dla wroga… nie popełniasz błędów, podczas walki. Bo jesteś uważny.- wyjaśnił Logan.
- Wiem, pamiętam. - pokiwała głową dziewczyna - Ale po pierwsze nie chcę go traktować jak wroga. To on sam zaczyna od takiego podejścia. A pod drugie to już by sobie pojechał. Gdzieś. - fuknęła po raz kolejny dając na głos ujście swej frustracji seniorem.
- Dobrze że nie on stanął przy ołtarzu obok ciebie. Stary to i pewnie mało użyteczny.- stwierdził Logan wzruszając ramionami.- A tak… masz Ortusa, przynajmniej do łoża ci się nie wepchnie.
- Et… to najmniejszy z problemów - bardka machnęła dłonią ponownie - szaleństwa pościelowe to pozytywny lub mniej aspekt małżeństwa. Mnie chodzi raczej o tę wszechobecność Condrada. I jego kombinacje, które burzą moje kombinacje! - oburzenie było doskonale widoczne na jej twarzyczce.
- Nie da się wsadzić pod obcas?- zapytał zdziwiony jej słowami Logan.
Kathil syknęła pod nosem:
- Na razie idzie powoli. Ale może z czasem się uda… chociaż on chce zrobić to samo ze mną.
- Trudna walka. Nie na moją głowę jej reguły.- westchnął Logan.
- Każdy walczy tam, gdzie jego umiejętności mogą pomóc najlepiej - Kathil uśmiechnęła się ciepło do zabójcy. Dasz radę przyjechać do posiadłości z najemnikami? Ja pojadę teraz, może po drodze zastukam na chwilę do Oweny.
- Oczywiście. Będę wieczorem.- stwierdził krótko jak zwykle Logan.

Wesalt pożegnała mężczyznę i ruszyła ku zamtuzowi cioteczki by zabrać Leonorę i Ortusa.
 
corax jest offline  
Stary 06-01-2016, 09:39   #47
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Po dotarciu do zamtuzu Mei, Kathil zwróciła się do młodszych kurtyzan z pytaniem, czy jej małżonek jeszcze żyje, czy może jej koleżanki po fachu pokonały go na dobre. Ploteczkowanie z dziewczętami nigdy złym pomysłem nie było, więc z chęcią pociągnęła je za język. Ortus żył jeszcze… był młody i miał duży apetyt i był tak słodki w próbie ich zadowolenia, że nie mogły mu odmówić głośnych krzyków i radości rozkoszy. Stał się niemal ich wspólną maskotką. Aczkolwiek musiał się jeszcze wiele nauczyć i zmężnieć.
- Dziewczęta, no mam nadzieję, że mu tego nie powiedziałyście w twarz. Nie będę mieć przez was życia! - przy okazji z tłumu wybierała te kurtyzany, które byłby nieco bardziej obrotne i zmyślne. Pokiwała na nie palcem.
Dziewczyny zapewniały, że były bardzo subtelne i niewinne. I że na pewno nie domyślał się prawdy. Czego Kathil się spodziewała, w końcu esencją tego zawodu nie jest podwijanie kiecy, a poprawianie nastroju klientom, tak by wychodzili zadowoleni nie wiedząc o manipulacji jakiej zostali poddani.
Podziękowała wszystkim bardziej lub mniej zaangażowanym w edukację swego męża i podeszła do jednej dziewczyny:
- April, mogę Cię porwać na słówko - spytała z uśmiechem.
- Tak panno Wesalt?- spytała April, słodka blondyneczka o uroczej buzi i loczkach aniołka. Co dawało jej powodzenie u prawie każdego bez względu na rasę bądź płeć. Tu u cioci Mei, nikt nie zwracała się do niej inaczej niż “panna Wesalt”. Mimo że i status i stan Kathil nie pasował do takiego określenia.
- Co planujecie na rocznicę otwarcia pierwszego zamtuzu dla cioteczki? - bardka pochyliła się do ucha dziewczyny.
- Imprezę zamkniętą… Mamy tort, świeczki, ślicznego półelfa gotowego zrzucić odzienie na jej oczach. I tyle różnych ziółek, afrodyzjaków i wina ile dusza zapragnie.- mruknęła cicho April.- Będzie zabawnie, choć… raczej spokojnie. No chyba że niektóre z nas uciekną na pięterko świętować wspólnie. Wiadomo, że ciocia Mea nie jest osobą, która samolubnie wybierze kogoś do świętowania. Ale półelf jest ładny i ma… duży atrybut, więc może się skusi.
- Ja mam dla niej prezent… dostarczę go przed przyjęciem. Posłaniec będzie na Twoje imię dobrze?
- Tak panno Wesalt. Czyli nie będzie panna na przyjęciu? Będziemy grały i będą śpiewy.- odparła nieco zdziwiona i rozczarowana April.
- Postaram się dotrzeć, ale nie wiem czy w tym czasie mi się uda. Spodziewam się gości niestety - dodała Kathil ze smętną minką. - A bardzo mi zależy, żeby cioteczka dostała prezent podczas przyjęcia. Z góry dziękuję za pomoc. - uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Rozumiem… Oczywiście, że dopilnujemy by prezent dotarł.- uśmiechnęła się ciepło April.
- Doskonale, doskonale. Ah… i przyśle wam skrzyneczkę szampana. - Kathil uśmiechnęła się na wspomnienie poprzednich celebracji - z tego co pamiętam, cieszył się ostatnio sporym powodzeniem. - zachichotała.
- Dziękuję w imieniu dziewczyn, panno Wesalt.- odparła z uśmiechem April.



Sam Ortus za nią wyraźnie zatęsknił i to mimo wypróbowania kilku panienek z oferty cioci Mei.

bo na widok Kathil rzucił się ku niej od razu, całując ją namiętnie i z wyraźną czułością w każdym pocałunku.
- Witaj… miły… widzę, że - Kathil ze śmiechem oddawała buziaki - … się … nieco stęskniłeś - obejmując męża w pasie i przytulając się do niego. - Dość… kurtyzan?
- Hmm… cóż… ty jesteś najważniejsza, moja żonko.- cmoknął ją w czoło i mruknął do ucha.- I tak wieczorem znów będę miał na ciebie olbrzymią ochotę. Nic się nie zmieniło.
- Hmm… no to zobaczymy, jak to będzie wieczorem, kochany - Kathil nie mogła odmówić sobie droczenia z Ortusem - Słyszałam, że umilałeś tutaj wielu paniom czas i że chcą Cię zatrzymać dla siebie - pogroziła mu paluszkiem z surową minką - Nie myśl sobie, że mi cię zabiorą.
- Same przychodziły.- speszył się Ortus, nie wiedząc że przychodziły z polecenia Mei. Przyjemność przyjemnością… ale w godzinach pracy, miłość jest płatna.
- No dobrze, już dobrze - Kathil przytuliła się wtulając twarz w zagłębienie ramienia męża - po prostu uprzedzam, żeby Ci głupie pomysły do głowy nie wpadły przypadkiem. Jesteś mój. - po czym ukąsiła młodzika w ucho.
- Wiem, wiem… nie martw się.- pochwycił ją bezczelnie za pośladki podciągając lekko jej suknię. I przy okazji przycisnął ją do siebie by wyraźnie czuła jego pragnienia.- Za dobrze mi z tobą, moja żonko.
- Hmmm… nooo dobrze - mruknęła udobruchana - wierzę Ci. Gotowy na powrót do domu? - popatrzyła na Ortusa roześmiana.
- Jak najbardziej… choć dom jest tam, gdzie twoja kształtna pupcia.- ścisnął ją dłońmi dla podkreślenia swych słów.
Kathil nie mogła się nie roześmiać.
- Widać postępy. Nagle Twój sprytny języczek zrobił się jeszcze sprytniejszy, hmm? - Kathil pocałowała młodziana czule.
- Trochę…- mruknął Ortus bezczelnie podnosząc bardziej jej suknię na środku wewnętrznego dziedzińca. Tak więc.. widownia ograniczała się do ciekawskich dziewcząt w oknach i… Leonory szykującej swego rumaka w stajni.
- Ortusie, kochanie, co robisz? - spytała rozglądając się nieco na strony, skrywając uśmieszek.
- Ja… poniosło mnie.- przyłapany na swym niecnym uczynku chłopak zaczerwienił się, zaciskając dłonie na pośladkach i wstrzymując swe działania. Odsłonił już pół łydki Kathil i niewątpliwie miał ochotę na więcej. Wesalt była tego pewna, bo ta ochota się o nią ocierała.
Kathil poprawiła zwiewną suknię i wspięła się na palce nachylając ku uchu Ortusa:
- Możemy wypróbować ten scenariusz dzisiaj wieczorem - wyszeptała zarzuciwszy ramiona na jego szyi i krzyżując je razem - jeśli chcesz… - kusiła szeptem i lekkim liźnięciem płatka ucha.
- A kiedyś i twoje... fantazje… masz jakieś, które chciałabyś… spełnić.- jęknął cicho Ortus znów masując i ugniatając pośladki na myśl...o pokusie wieczornej.
- Mam, ale musimy wybrać się w tym celu do ...lasu… - wyszeptała mu namiętnie w usta - albo … wyprawić przyjęcie.
- Na pewno są jakieś lasy po drodze do naszej posiadłości rodowej, prawda?- mruknął Ortus zaciekawiony pomysłami swojej małżonki.
- Owszem, ale muszę pojechać do Oweny i nie mogę tego zrobić w pomiętej sukni - bardka puknęła lekko czubek nosa Ortusa palcem wskazującym i niechętnie odsunęła - Zabrałeś wszystko z komnaty?
- Tak... wszystko. Niewiele zresztą zabrałem z posiadłości. A w drodze powrotnej?- nie ustępował łatwo.
- A w drodze powrotnej… hmmm… zobaczymy - dziewczyna skwitowała z tajemniczym uśmiechem. Miała do niego słabość, co nie znaczyło, że zamierzała podawać mu wszystko na srebrnej tacy. - To chodźmy, czas na nas. - pociągnęła męża lekko, kręcąc biodrami ponętnie tuż pod jego nosem.
- Chodźmy. - mruknął zaczerwieniony na twarzy Ortus, gdy Kathil prowadziła ich dwójkę do przyszykowanych przez Leonorę wierzchowców. Diabliczka już siedziała na swoim, z kapturem okrywającym głowę, a i tak wydawała się jakby chciała się ukryć bardziej.
Kathil umościła się na swoim wierzchowcu przy okazji mrucząc ku Leonory:
- Wybacz...
- Nie bardzo wiem, o czym mówisz.- wybąkała Leonora starając się brzmieć beztrosko. Ale była zawstydzona.
- O naszym zachowaniu… troszkę … nas… poniosło… - mruknęła Kathil. - Niekoniecznie chciałaś oglądać moją pupę w okazałości.
- Och to… to raczej ja powinnam przepraszać. Nie wypada podglądać innych, nawet jeśli są na głównym placu i… nie przejmuj się mną. Masz prawo do szczęścia małżeńskiego.- odparła cicho Leonora nachylając się ku Kathil, gdy powoli opuszczały stajnię.- Mną się nie przejmuj.
- Przestanę, jeśli powtórzysz to raz jeszcze. - Kathil podroczyła się z paladynką z uśmiechem.
- Przecież mówię… nie przejmuj się mną. Potrafię przymknąć oczy.- odparła Leonora, gdy we trójkę przemierzali uliczki miasta. Ortus trzymał się nieco z tyłu niezbyt pewnie czując się w pobliżu paladynki. Nic dziwnego zresztą, nie widział Leonory bez kaptura. Zresztą nikt poza Kathil jej tak nie widział, a sama diabliczka nie lubiła odsłaniać twarzy.
- I … ech ...- Kathil ugryzła się w język przed skomentowaniem faktu, że paladynka już trzykrotnie powiedziała to samo. I nie dostrzegała w tym ironii. - Dobrze, nie będę. Ale możesz czuć się w pełni upoważniona do zwrócenia nam uwagi, jeśli posuniemy się za daleko.
- Zrobię tak.- zapewniła Leonora spokojnym tonem głosu.
- Po drodze udamy się do mej sąsiadki. Muszę poprosić ją o przysługę. Dobrze?
- Mnie się nigdzie nie spieszy. W okolicy nie ma problemów, które wymagałyby mojej atencji.- odparła Leonora i spytała dudniącym głosem.- Masz jakieś uwagi co do mego zachowania na tą okazję?
- Cóż, może powstrzymaj się od szarży - zażartowała dziewczyna - i bądź sobą. Owena to miła kobieta. Wdowa. Lubi plotkować ale postaram się, by wizyta nie trwała za długo. A zmieniając temat - i tu Kathil opowiedziała paladynce o nietypowym stylu walki siwowłosego Garreta. - I co ty na to?
- Może jakiś mnich… chociaż… sama nie wiem. To dość nietypowe i pewnie trudne podejście do wojowania. Nigdy nie widziałam kogoś kto walczy w ten sposób.- zamyśliła Leonora.- Z pewnością jest groźnym przeciwnikiem.
- Mnisi się nie upijają przed walką. Muszą wszak być zdyscyplinowani i skupieni na toczonym boju.- stwierdził autorytarnie Ortus po raz pierwszy włączając się w rozmowę dwóch kobiet.
- To… prawda w sumie. Ale gdyby był barbarzyńcą… to oni nie panują nad swoimi ruchami i czasem szałem. A mnisi mają różne style walki.- odparła Leonora.
- A ty znasz jakiś?- zapytał zaciekawiony Ortus.
- Nieeee… brakowało mi dyscypliny, by zostać mniszką.- wyjaśniła wstydliwie Leonora.
- Jeśli mnich to z bardzo gadatliwego zakonu samochwał - skomentowała kwaśno Wesalt - duuuuużo mówił o potworach i smokach, które zabił. Z drugiej strony bardzo się starał nie zabijać niepotrzebnie. Raczej ogłuszał. A to ciekawe już zupełnie. - spojrzała na paladynkę - Szkolenie na mnicha zatem musiało być szalenie wymagające, bo mam wrażenie, że jesteś najbardziej zdyscyplinowaną osóbką jaką znam. No może za wyjątkiem Logana.
- Staram się trzymać ogień w sobie. To trudne… ale podczas walki mogę sobie pozwolić na jego uwolnienie.- wyjaśniła Leonora i westchnęła. - Nie mogę zawsze być… no… zamknięta. Bitwa to czas, gdy nie jestem. Mnisi zaś na odwrót, są wtedy zamknięci na swe emocje i otwarci na otoczenie.
- Ogień - spytała Kathil wyławiając z całego tego tłumaczenia jedno słówko. Przy okazji uśmiechnęła się do Ortusa jadącego obok.
- No… ogień. Emocje… wszelkiego rodzaju.- wyjaśniła Leonora dukając każdą sylabę.
- Aha, rozumiem - ale nie rozumiem, czemu na co dzień trzymasz je upchane pod dywanem? - Kathil zmarszczyła brwi rozważając słowa diabliczki.
- Tak jest dobrze.- mruknęła cichutko Leonora. -Bezpiecznie.
- To część szkolenia paladyna? Czy Twój wybór? - spytała delikatnie Kathil.
- Po trochu jedno i drugie.- stwierdziła wymijająco Leonora.
- A co czujesz najczęściej podczas walki? - bardka zmieniła temat widząc, że rycerka nie ma ochoty na wyznania.
- Nie mam czasu się zastanawiać… gniew może? Żądzę… krwi? - zamyśliła się Leonora.- Coś mocnego, co pcha mnie do konfrontacji i nie pozwala poddać się strachowi.
- Hmm… - mruknęła Kathil zastanawiając się nad tym co sama czuje podczas walki - Nie wiem czy dzielimy podobne uczucia. - powiedziała w zamyśleniu - Ja wolę zakończyć sprawę szybko, a sama walka… raczej nie sprawia mi większej frajdy. Osiągnięcie celu za to już dużo, dużo bardziej. - spojrzała to na Leonorę to na Ortusa.
Ortus skinął ze zrozumieniem, a Leonora dodała swym dudniącym głosem.- To szlachetne i zrozumiałe podejście.
- Szlachetne? - teraz Kathil się zdziwiła myśląc o niedawnym ataku zbója - Chyba nie do końca. - skomentowała z powątpiewaniem - rzecz w tym, że … jeśli walczę to by wygrać, zawsze. Nie wiem czy to ma cokolwiek wspólnego ze szlachetnością. Raczej dużo z pragmatyzmem.
- To dobrze… nie chciałabym by coś się stało tak delikatnej i kruchej istotce.- odparła ciepło i żartobliwie zarazem paladynka, ale kolczy kaptur sprawił że zabrzmiało to upiornie.
- Wcale nie takiej znowu drobnej, ani wcale nie takiej kruchej - Kathil naprężyła biceps ukryty pod rękawem sukni. Niewiele to dało, no może oprócz podbudowania jej ego i rozbawienia Leonory.
- Masz rację… i bardzo odważnej. Tylko proszę… nie udowadniaj mi tego na polu walki.- rzekła pobłażliwym tonem Leonora.
- No nie! To wyzwanie? - spytała bardka buńczucznie. - Jeszcze zobaczysz! - zarzekła się z dumną minką. - Ale czekaj… jakim polu walki? - błaznowała z powagą.
- Noooo…- Leonora zamilkła nim odezwała się ponownie szukając właściwego miejsca na “pojedynek” zaskoczona buńczucznym tonem Kathil.- Na łóżkowym polu walki? Albo na każdym?
Wzbudziła tym zaskoczenie Ortusa, wybierając takie, które nie zagroziło by życiu Wesalt. By potem opamiętać się w swym wyborze.
- No wiesz... zazwyczaj wybieram tak, by przeciwnik miał jak najmniej szans. Więc łóżkowe pole walki byłoby chyba najlepszym … dla mnie. Ale skoro domagasz się dowodów mej odwagi, to znajdziemy inne rozwiązanie. Tylko nie teraz, bym sukni nie pomięła. - fuknęła pół serio, pół żartobliwie Kathil.
- Nie musisz… ja wiem, żeś odważna.- jęknęła Leonora, która jak się okazywało, niezbyt radziła sobie z ironią i wszelkie deklaracje Wesalt traktowała poważnie.
Tymczasem cała trójka zbliżała się już do posiadłości należącej do wdowy Goldswern. Na widok nadjeżdżających osób służba od razu rozbiegła się niczym stado myszy. Strażnicy pobiegli powiadomić swą panią, słudzy zaś pognali by przytrzymać konie i pomóc z zsiadaniem trójce gości.
- Co teraz ?- zapytała Leonora, choć i Ortus miał na ustach to samo pytanie. Co teraz?
Jak rozegrać całą sprawę. Jak przedstawić Leonorę i Ortusa.
Kathil miała na to kilka chwil nim Ovena się zjawi na dziedzińcu.
 
corax jest offline  
Stary 06-01-2016, 09:43   #48
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Bardka szybko poprawiła włosy po jeździe konnej, czułym gestem zrobiła to samo z fryzurą męża, pod którego ramię wsunęła swą dłoń. Wyprostowała się dumnie i oczekiwała Oweny z uśmiechem na twarzy.
- Leo, przedstawię Cię jako mężczyznę. Nie ma potrzeby rozwiewać fałszywego, pierwszego wrażenia.
- Nie ma problemu.- problemu odparła diabliczka swym głosem wzmocnionym magią kaptura. Paradoksalnie wyglądała bardziej męsko niż Ortus, który w odpowiednim przebraniu i z nadal gładką twarzą mógłby za dziewczę uchodzić.
Tymczasem zaś zbliżała w się dostojnie ciemnopururowej kreacji.



Pani tego dworu… Lady Owena Goldswern. Starała się za uśmiechem i leniwym spojrzeniem ukryć i zaskoczenie i skonfudowanie widokiem trójki gości.
- Co… za… miła… niespodzianka! O tak… niespodzianka! Powinnaś mnie uprzedzić moja droga, że się zjawisz…- rzekła na powitania dając przyjacielskie całusy w kąciki ust Kathil.
- Witaj, moja droga Oweno! Wybacz, wybacz mi taką niezapowiedzianą napaść na Twój spokój. Ale… - dodała ciszej nachylając się - … nie mogłam się doczekać by się nie pochwalić moim mężulkiem młodym. - wyjaśniła z roziskrzonym spojrzeniem.
Odsunęła się nieco i wsunąwszy dłoń pod ramię Oweny w poufałym geście wskazała:
- Moja droga, pozwól że oficjalnie przedstawię Ci mego małżonka, barona Ortusa Vilgitza - wskazała dłonią młodziana - oraz jego czempiona, szanownego Leona, paladyna Kelemvora. - przeniosła kolejno wzrok na Leonorę.
- Miło mi…- wtrąciła grobowym tonem Leonora, czy niewątpliwie sprawiła, że po Owenie przeszły nieprzyjemne ciarki.
- Mi też… miło, może nie stójmy tak. Macie ochotę na podwieczorek w ogrodzie.- rzekła wdowa Goldswern, chybotliwym chodem wprawiając swe pośladki hipnotyczny ruch, który przyciągał i spojrzenie Ortusa. Po chwili namysłu zadał dość niedyskretne pytanie, acz bardzo cichym głosem.- Czy wy dwie, byłyście kiedyś… bliżej?
- Ortusie - syknęła Kathil przez zęby - na bogów… - pokręciła głową lekko rozgniewana i rozbawiona - Nie… no doprawdy… - ale nie dokończyła lecz skierowała swą uwagę na Owenę. - Nie chcemy sprawiać problemu, Oweno, doprawdy. Jakżeż się miewasz? Co nowego? - dołączyła do kobiety, dwójkę towarzyszy pozostawiając nieco z tyłu.
- Och… zbieram się do kupy po tej… napaści, której doświadczyłam u ciebie. To było takie stresujące i poniżające zarazem.- odparła melancholijnym tonem młoda wdowa.- Słyszałam zaś plotki, że ty wybrałaś się na podróż poślubną. Nie spodziewałam się więc, że tak szybko cię zobaczę.
- Tak bardzo mi przykro. Raz jeszcze przyjmij me przeprosiny. Ten prostak … zaraz… zginął raczej z mapy dobrego towarzystwa na dobre… - Kathil zmarszczyła brwi jak gdyby starając sobie przypomnieć co się stało z...ee… jak mu tam było, a tak, Merske. - Z pewnością nie zobaczysz go już więcej. - bardka zmieniła temat - Owszem, wybraliśmy się w podróż poślubną, a teraz przygotowujemy się na przyjęcie rodziny Ortusa. Wiesz, że ten ślub był tak nagły - zaszeptała konfidencjonalnie - więc musimy teraz łatać niedociągnięcia. Prawda, kochanie? - zwróciła się do Ortusa.
- Tak, tak…- przytaknął Ortus, a Owena zgodziła się z Wesalt mówiąc.- Rzeczywiście baronesso, ten… ślub… wybacz że na nim nie byłam. Ten ślub był zaskoczeniem dla wszystkich. To jak się poznaliście?
- Ten ślub był zaskoczeniem i dla mnie, ale … prezentem od mojego mężulka. - Kathil dla odmiany jak prawdziwej wiernej i oddanej żonie przystało, godnie wtuliła się do boku Ortusa. Wypowiadając ostatnią część popatrzyła w twarz młodziana niczym zauroczona. - Mój małżonek - powiedziała dumnie podkreślając to słowo i rzucając ukradkowe spojrzenie na swego wybranka - pierwszy raz zobaczył mnie na mym poprzednim ślubie. Podobnież jak ja jego. - zrobiła nieco maślane spojrzenie i nadała buzi czuły wyraz - Ale wtedy oboje dzieciakami byliśmy. Teraz bogowie pomogli i spotkaliśmy się ponownie. Dziecięce zauroczenie okazało się … czymś mocniejszym … - Kathil zarumieniła się leciutko.
- Ależ… on jest jeszcze… - zaczęła Owena ale szybko przerwała i dodała z uśmiechem.- Cieszę się twoim szczęściem.
Ortus nic nie mówił zaś zerkając na Kathil spojrzeniem pełnym, dumy, czułości i pożądania. On nie musiał nic udawać… wszystko miał wypisane na twarzy.
- Na poprzednim ślubie… no to śmierć biednego Cristobala była dla was błogosławieństwem.- zamyśliła się Goldswern, gdy cała czwórką dotarli do niedużej altanki położonej w przedniej części ogrodu, na której to słudzy pospiesznie rozkładali zastawę i stawiali dzban z winem. Owena jako gospodarz zaprosiła całą trójkę do środka altany. Leonora odmówiła argumentując że lepiej się czuje stojąc, co Owena przyjęła z ulgą, bo diabliczka ją przerażała. Sama paladynka najwyraźniej się bała że filigranowej budowy meble nie wytrzymają jej ciężaru.
- Cóż… - stwierdziła Kathil jakby od razu tracąc humor na wspomnienie byłego męża - może w ten sposób, schodząc nas ze sobą ponownie, Cristobal próbuje zadośćuczynić za … - machnęła dłonią - … ach nie mówmy o tym już. Cristobal spoczywa w pokoju a my cieszmy się tym pięknym popołudniem i frykasami naszej wspaniałej gospodyni. - uśmiechnęła się nieco sztucznie, jakby próbowała na siłę zatuszować niemiłe wspomnienia z poprzedniego małżeństwa. Mocniej schwyciła dłoń Ortusa, szukając w nim oparcia.
- Oweno… oczekujemy wizyty rodziny za około tydzień. I w związku z tym… chciałabym Cię poprosić o pomoc, jeśli się zgodzisz…- zawiesiła teatralnie głosik.
- Och.. a jakaż to pomoc wchodzi w w grę.- zastanowiła się Owena, gdy słudzy przynosili tace ze słodkimi wypiekami i owocami. Wybrała jedno z nich, jabłko i wgryzając się w nie spytała.- To dość niespodziewana prośba, tym bardziej że zapewne oczekujesz odpowiedzi już teraz?
- Wybacz i to - uśmiechnęła się Kathil biorąc daktyla z tacy i ukradkiem wsuwając owoc w usta Ortusa, spojrzeniem kusząc go nieznacznie - Pomoc zaś… och… chodzi o zorganizowanie łowów dla rodziny. Jako, że niestety nie posiadam już odpowiednich terenów, pomyślałam, że może Ty dałabyś się namówić na odnajem swoich na jeden dzień. Wraz z łowczymi i całym niezbędnym ambarasem. I już teraz chcielibyśmy Cię również zaprosić na wielką ucztę pożegnalną na cześć rodziny męża. Dokładny termin jednak będę musiała potwierdzić jeszcze. Co rzekniesz, moja droga?
- Czuję się urażona twoimi sugestiami.- nadęła usteczka Owena, podczas gdy Ortus udowadniał jak łatwo jest jej go sprowokować. Choć potulnie siedział obok niej, to jego dłoń przesunęła się nerwowo po udzie małżonki i palcami sięgnęła na podbrzusze próbując nieco podwinąć materiał jej sukni lub… przynajmniej dotknąć obszaru między jej udami.
- Czuję się urażona tym, że oczekujesz iż ci wynajmę moje tereny. Doprawdy, co za niedorzeczny pomysł.- kontynuowała tymczasem Owena kosztując jabłko kolejnymi kęsami.- Nie ma takiej możliwości. Nie wezmę pieniędzy za taką uprzejmość względem ciebie moja droga przyjaciółko. Natomiast łowy… o jakich to łowach mówimy, zwierzyna płowa, dziki, niedźwiedzie? Nagonka? Będzie też problem z łowczym. Mój mąż… świętej pamięci.- odparła z przekąsem jako że darzyła swego byłego męża taką samą sympatią, jak Kathil Cristobala.- Lubił różne polowania, ale wolę kameralne sokolnictwo lub polowanie na ptactwo. Mniej krwi i więcej… wygody.
- Ach co za faux pas.. przepraszam moja droga. Do tej pory nie musiałam przejmować się brakiem terenów lecz sama wiesz o mej sytuacji najlepiej. Będę Ci wdzięczna za twą pomoc. Zaś co do samego polowania...Ortusie jak sądzisz? - Kathil spróbowała zmusić Ortusa do koncentracji - Czy wujowi twoi wolą polować na ptactwo czy grubego zwierza?
Zaskoczony pytaniem zwróconym ku niemu Ortus się speszył i na moment przestał muskać dłonią udo Wesalt. Ale szybko po powrócił do tej pieszczoty żony mówiąc przy okazji.- Chyba im grubszy tym lepiej.
- Nie mam niestety łowczego… ale pozostało trochę ciężkich kusz i dzid po mężu. Ja sama wolę lekkie kusze łowieckie. Nie chwaląc się muszę stwierdzić, że… jestem całkiem dobrym strzelcem. - odparła z uśmiechem Owena.
- Łowczego znajdę, może nawet szacowny stryj nasz będzie mieć kogoś w swych szeregach. A swoją drogą… Ortus mówił mi, że jego wujowie to doświadczeni wojowie. - mrugnęła lekko, pochylając się lekko do przyjaciółki, przesuwając udo bliżej męża i ocierając się nim o jego nogę - Może któryś wart będzie… ustrzelenia przez tak czarującego strzelca. - pokiwała głową z miną swatki i leciutko się roześmiała, jakby właśnie utkała doskonały plan.
Owena uśmiechnęła się jakoś kwaśno słysząc te słowa i westchnęła.- Po dwóch wpadkach… Nie jestem pewna, czy… Mam wrażenie, że mamy nieco rozbieżne gusta moja droga Kathil.
I podała do ust Wesalt daktyla.- Wybacz. Po prostu już dwa razy się sparzyłam na twoich propozycjach.
Kathil ocierając się udem o męża czuła jak spięty on jest… w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Czuła też palce swego małżonka niecierpliwie wodzące po sukni w nadziei znalezienie jakiegoś zdradzieckiego rozcięcia pozwalającego im zagłębić się pod materiał. Co jednak nie oznaczało, że zrezygnował z pieszczenia intymnego obszaru żony, nawet jeśli tylko poprzez suknię.
- Och… - rzekła bardka pochwyciwszy owoc ustami i pokryła swe rozczarowanie przeżuwaniem - chyba całe to przyjęcie nie było udane. Nie tylko dla Ciebie, Oweno. Również dla młodej Elisy. - przypomniała wdowie młodą szlachciankę - W każdym bądź razie… sama ocenisz tym razem, skoro i tak będzie ku temu okazja. - dodała pojednawczo i położyła swą dłoń na dłoni Ortusa, by powstrzymać jego zapędy poszukiwacza skarbów.
- To prawda…- uśmiechnęła się wdowa Goldswern zakładając nogę na nogę i przypadkiem trącając stopę Kathil pod stolikiem.- Niemniej… pewnie rozumiesz jednak, że nie pałam aż takim entuzjazmem ku owym… krewnym twego małżonka. Kogo jeszcze zaprosisz?
Ortus zaś potulnie poddał się dłoni Kathil, nie szarpiąc się… jego dłoń pozostała we władzy małżonki.
- Głównie będzie to naprawdę kameralna wizyta rodzinna, połączona z odwiedzinami mego przyjaciela z dzieciństwa, który niedawnymi czasy zjechał do Sembii. Rodzina zjechać ma na trzy dni. W ostatnim dniu, po polowaniu będzie uczta. Mam zaprosić kogoś specjalnego? - dodała chytrze.
- Obawiam że nikt taki nie przychodzi mi do głowy… - westchnęła rozdzierająco Owena, przy okazji palcem ścierając kropelkę owocowego soku ze swego dekoltu, czym przyciągnęła uwagę Ortusa na moment.
- Jeśli sytuacja się zmieni, daj mi koniecznie znać. - Kathil niewinnym spojrzeniem przyglądała się działaniom Orweny zastanawiając się czy i ona ma chrapkę na jej młodziutkiego męża. Zdecydowanie czar Ortusa rósł z dnia na dzień, zaś sama Kathil miała w związku z tym mieszane odczucia. Rozeźlona nieco, ścisnęła lekko dłoń męża by zabrał głos w dyskusji a nie siedział wgapiając się w biust wdowy.
- Oczywiście moja droga… ale wtedy z pewnością sama wyprawię przyjęcie.- stwierdziła z uśmiechem wdowa, a Ortus rzekł.- To naprawdę… piękny ogród. Czarujący.
- Och doprawdy… to miłe że ktoś jeszcze zauważa urok tego miejsca. Mam wrażenie, że sąsiadom już się opatrzył.- odparła uprzejmie Owena rozglądając się dookoła.- Chcecie się po nim przejść, czy może… mam was, lub któreś z was oprowadzić?
Na to jawne zaproszenie, Kathil zwolniła dłoń Ortusa, i postukała go lekko w udo.
- Pozwolisz moja droga, że się wymówię, zmęczona jestem jazdą konną z Ordulinu. Doprawdy nie wiem co mnie podkusiło by wybrać konia nad karocę. - pokręciła z niedowierzaniem bardka, dając wolną drogę Ortusowi.
- Ja… powinienem dopilnować odpoczynku mojej małżonki.- wyjaśnił Ortus, a Owena dodała z uśmiechem.- To urocze naprawdę, ale niepotrzebne. W moim pałacu komnat wiele, więc jeśli chcecie, to mogę jedną z nich użyczyć wam obojgu i jedną rycerzowi.
- Powinienem zwiedzić ogrody kochanie, czy może potrzebujesz bym zadbał o twe wygody?- zapytał Ortus zerkając w oczy małżonki.
- Zaczekam tutaj na was… Jeśli masz życzenie, mężu, to ogrody Oweny są warte zwiedzania, szczególnie zagajnik różany z tego co pamiętam. Nie kłopotajcie się mną, jestem w dobrych rękach Leona. - stwierdziła Kathil.
- W takim razie chętnie się rozejrzę po ogrodach.- stwierdził Ortus, a Owena wstała i gestem przyzwała swą służkę. - Moich gości zakwaterujcie w komnatach herbacianych i oczywiście spełnić należy każdy ich kaprys. Natychmiast.
Po czym podała dłoń w kierunku Ortusa mówiąc.- Chodźmy, mój drogi.
Młodzian skinął nerwowo głową i podał dłoń kobiecie. Po czym oddalili się w głąb różanego labiryntu.
A Wesalt udała się do luksusowej sypialni połączonej z jadalnią i gabinetem… będącą jedną z kilku herbacianych kwater, które wyróżniały się właśnie kolorem herbacianej róży dominującym w wystroju wnętrz.
 
corax jest offline  
Stary 06-01-2016, 09:45   #49
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Milcząca Leonora podążała za Wesalt niczym jej strażnik i dopiero, gdy zostały same spytała. - Czy to mądrze tak go puszczać samego? Słyszałam co wyrabiał w zamtuzie.
- Nie jestem jego matką, tylko żoną, Leo. - stwierdziła Kathil kwaśno - Jeśli będzie chciał spędzić z nią czas to i tak tego nie uniknę, nawet gdybym założyła mu smycz. - wzruszyła ramionami. - Poza tym… ja też nie jestem święta. - mruknęła.
- To znaczy? Pozwalasz mu na figle z powodu poczucia winy? Z jakiego powodu, przecież jesteście młodym małżeństwem.- stwierdziła Leonora wsuwając dłoń po kaptur i (prawdopodobnie) drapiąc się po rogu w konsternacji.
- Leo… - zaczęła Kathil - … ja wykorzystuję swoje … atuty… w pewnych konkretnych celach. Ortus o tym wie, a nasze małżeństwo jest nietypowe. W tej sytuacji byłoby z mojej strony hipokryzją, gdybym od niego wymagała całkowitej wierności. Co nie znaczy, że nie jest mi bliski. Rozumiesz?
- Rozumiem… widać tą bliskość między wami. Pożerał cię wzrokiem.- zachichotała Leonora dudniącym tonem głosu.- Wiesz… że zostałby z tobą.
- Wiem, że zostałby. To też jest kwestia tego, że ma wolny wybór. Wolę, by nie musiał się martwić o swoje romansiki, jeśli tylko wracać będzie do mnie. - Kathil uśmiechnęła się czule i … zaborczo. - Jest słodki, co?
- Trochę…- mruknęła niepewnym głosem Leonora i podeszła do Wesalt od tyłu obejmując ją w pasie i przyciskając do siebie.- Wróci… ma takie wygłodniałe spojrzenie. Wróci… na pewno. Ja bym wróciła na jego miejscu.
Kathil nieco zdziwiła się tym nagłym okazywaniem uczuć, ale ufnie wtuliła się w diabliczkę:
- Dziękuję, Leonoro. - poklepała delikatnie ramię rycerki ale zdała sobie sprawę, że poklepuje zbroję, więc przestała. - Owena za to strasznie się na niego śliniła. A Ciebie… obawiała. Ty z kolei bałaś się jej mebelków? - bardka odwróciła głowę ku górze próbując przeniknąć spojrzeniem czeluść kaptura.
- Miałam wrażenie że się śliniła się do was obojga… może miała nieczyste myśli, dotyczące was obojga.- zamyśliła się Leonora starając się poprawić humor Kathil. Mrok kaptura był nieprzenikniony. Ale sam kaptur był w zasięgu dłoni dziewczyny.- Na przykład waszej nocy poślubnej… a poza tym to trochę nieuczciwe że ty musisz poświęcać swą cielesność dla sprawy, a on dostaje od ciebie podarunek taki. To bardzo szlachetne z twej strony Kathil.
Biedna naiwna paladynka w ogóle nie pojmowała stosunków damsko- męskich.
- Cóż… lubię Owenę, ale… nie tak. A Ty… też kiedyś myślałaś o naszej nocy poślubnej? - zadroczyła się bardka, obracając przodem w objęciach rycerki, wsuwając powoli dłoń w cień kaptura by sięgnąć twarzy diabliczki. Dziwiła się, że ogon jeszcze nie poszedł w ruch. Ale może to z powodu kontrolowania się paladynki?
- Mogłam… w nocy… w zamtuzie… łatwo było sobie wyobrazić, że te krzyki obok jego należą do ciebie.- jęknęła speszona własnymi słowami Leonora.- Takie myśli są niegodne, ale… przychodzą same w takiej sytuacji.
- Czemu niegodne? - bardka delikatnie pogładziła na oślep policzek rycerki i niby przypadkiem zesunęła palce muskając jej usta i podbródek - To chyba… naturalne?
- No bo… niegodne mnie… powinnam lepiej nad sobą panować... i niegodne ciebie mojej… przyjaciółki…- westchnęła paladynka sama nie wiedząc jak zareagować na dotyk Kathil. Była ciepła, być może nawet zarumieniona… choć zapewne kolor skóry ten fakt maskował. Za to jej ogon uniósł się lekko i zaczął kiwać się szybko na boki.
- Przecież nie zrobiłaś nic złego… to tylko marzenia… fantazje… a te nie mogą być niegodne. - mruczała cicho Kathil kładąc ufnie głowę na chronionych przez zbroję piersiach paladynki. Dłoń wciąż muskała delikatnie jej twarz, szyję i bawiła się pasmami włosów Leonory. - Inaczej wszystko wokół nas byłoby zbrukane.
- Ale… to co się dzieje, to już nie jest fantazją…- rzekła cicho Leonora, gdy jej ogon zaczął się ocierać o pośladki dziewczyny pieszczotliwie i czule i… było to nowe doświadczenie dla Kathil. Głęboki oddech i… paladynka odsunęła ogon.- Wybacz… nie jestem dobra w ocenianiu zachowania innych. Pozwoliłam sobie na zbyt wiele wobec ciebie. Lepiej by było, gdybym już wyszła.
Bardka niechętnie mruknęła: - Jeśli tak wolisz… I wcale się nie gniewam. - uniosła głowę uśmiechając się - Gdybym się gniewała na pewno byś o tym wiedziała. - dodała żartobliwie. - Dziękuję… - dodała całkiem cichutko.- … że się o mnie troszczysz. To nowe uczucie. Do tej pory tylko jedna osoba się o mnie troszczyła. A to i też nie do końca bezinteresownie. - złożyła na swych palcach pocałunek i przeniosła go na usta diabliczki.
- Ja nie wiem… czy powinnam być… chwalona… jestem taka skołowana. - jęknęła muskając gorącymi ustami opuszki palców Kathil i… nie puszczając jej.- Sama nie wiem czego chcę.
Ale jej ciało nawyraźniej wiedziało, czego pragnie, skoro ogonek zaczepił o jej suknię podciągając ją w górę… powiem na udach i łydkach i pupie jaki Wesalt poczuła był tego dowodem.
- To wszystko jest takie.. skomplikowane.- uścisk w pasie się rozluźnił, paladynka starała się odsunąć i dosłownie wyplątać z tej sytuacji.- Sama nie wiem czego pragnę i co wolę.
Bardka wspięła się na palce i delikatnie ucałowała rycerkę w policzek.
- Ja jestem tutaj. Obok. Jeśli mogę jakoś pomóc, nie wahaj się. - cmoknęła też i drugi policzek powoli przesuwając swą gładką twarzyczkę pod kapturem. - Czasem… lepiej zdać się na instynkty, a nie myślenie. - opadła powolutku, pozwalając Leonorze się odsunąć.
Nie korzystała ze swych umiejętności, obawiając się reakcji jakie mogłaby wywołać w paladynce.
- W tym rzecz… chcesz mi pomóc. Tak jak w zamtuzie, jak… przy swych przyjaciołach. Wiem, że chcesz dobrze… że potrafisz się poświecić dla innych. To bardzo szlachetne i… ale… ja nie chcę byś się dla mnie poświęcała.- rzekła smutnym tonem Kathil, a jej ogon opuścił suknię Wesalt.- Wiem jak wyglądam, rogi i ogon i w ogóle, ale… chcę rozkoszy danej z pragnienia, a nie litości czy kupionego. Chcę być pożądana… to chyba tak być powinno, prawda? Wiem, że mogłabym cię poprosić, ale nie chcę… chcę być kochana, albo przynajmniej pożądana… nie chcę litości. Nie takiej.
- Leonoro, co Ty wygadujesz? Jakiej litości? Jesteś piękną kobietą razem z rogami i ogonem. Masz piękne wnętrze. Jesteś dumna i honorowa i silna w swych przekonaniach. Nie wiem gdzie w tym wyczuwasz litość. - Kathil zamrugała szybko i odsunęła się zagniewana - Teraz powinnaś wyczuć gniew. - fuknęła bardka na powrót odwracając się plecami do rycerki.
- Przepraszam… zawsze wszystko psuję. Wybacz… w ogóle nie powinnam… Lepiej udam się do swojej komnaty.- westchnęła w końcu Leonora i rzeczywiście ruszyła do swojej komnaty wyraźnie załamana rozwojem sytuacji.
Gdy diabliczka się odwracała, Kathil złapała ją jak kota za koniec ogona i powstrzymała. Bez słowa podeszła i wspinając na palce, zmusiła do pochylenia się. Lekko musnęła usta rycerki badając najpierw jej reakcję, by potem powoli wzmacniać pocałunek. Gdy zabrakło jej tchu, odsunęła się od Leonory i zeszła jej z drogi:
- Udaj się tam, jeśli chcesz. - mruknęła cicho.
Na razie jednak wydawało się, że Leonora nigdzie się nie wybiera. Była bowiem niczym żywy posąg. Zamarła w bezruchu zaskoczona… ale potem coś zaczęło się ruszać. Ogon diabliczki owinął się wokół kostki dziewczyny wodząc po niej powoli. Sama rycerka powoli obróciła się, zsuwając kaptur… miała ślady łez na twarzy i wyraz zaskoczenia. Ale oczy… w oczach widziała Kathil ogień.
- No co? - spytała cicho bardka opierając dłonie na biodrach - No i czego buczysz? - dodała lekko zgłupiawszy na widok łez. Dziewczyna podeszła powoli do Leonory jakby nie chciała spłoszyć dzikiego zwierzątka i spojrzała na rycerkę. Otarła łzy delikatnym gestem i uśmiechnęła się ciepło.
Paladynka ostrożnie oparła dłonie na biodrach Kathil niczym na porcelanowej figurce. Dłonie w pancernych rękawicach. Nad kwestią stroju będzie trzeba popracować… później. Teraz Leonora zaczęła żarliwie całować jej usta, szyję i schodząc na ramię z pieszczotami języka.
Sama Wesalt była rozkojarzona przez przesuwający się po jej nodze w górę ogon owijający się wokół niej i podwijający jej suknię.
Wtulając się w rycerkę mruknęła niezadowolona:
- Głupia zbroja… - przesunęła dłonie na szyję Leonory i palcami zaczęła pieścić jej kark - … niewygodna… - marudziła nie mogąc poczuć nic innego jak twarda skorupa opatulająca ciało diabliczki. W desperacji zaczęła ponownie całować z pasją usta kobiety i przesunęła z fascynacją dłonią po jednym z rogów badając go opuszkami palców.
Łuski na jej twarzy były delikatne i miłe w dotyku, rogi twarde acz ciepłe pod palcami Kathil, a paladynka uśmiechnęła się nieśmiało mówiąc.- Nie bardzo się na tym znam… ale chcę zrobić ci przyjemność… poprowadzisz mnie?
Ona sie może nie znała, ale instynkty nią kierujące podpowiadały co ma robić, skoro wijący się po jej udzie ogon zaczął muskać podbrzusze bardki przez jej bieliznę.
- Pozbądźmy się wpierw rękawic - wymruczała bardka, a jej oddech przyspieszył pod dotykiem ogona Leonory. Sięgnęła by rozpiąć upięcia rękawic, od czasu do czasu spoglądając z uśmiechem na rycerkę. Gdy uporała się z tym poprowadziła paladynkę do stojącego nieopodal wielkiego fotela i przez chwilę się zastanawiała.
- Nie będzie Ci wygodnie klęczeć… - zmartwiła się - … łóżko lepsze… - ze śmiechem wtulając się w rycerkę i całując ją czule, pociągnęła ją ku wspomnianemu meblowi. Uklękła na nim przodem i powoli uniosła miękką suknię ku górze, by zdjąć ją przez głowę. - Pomocy! - mruknęła chichocząc, gdy materiał sukni okazał się sporym wyzwaniem dla jednej osoby.
Diabliczka zamurowana widokami jakie Kathil odsłoniła, dopiero po jej słowach niezdarnie rzuciła się do pomocy z ową suknią, starając się być przy tym jak najbardziej delikatną.
- O… już… teraz … ufff - Kathil wyswobodziła się z fałd sukni i lekko rozczochrana odłożyła ją na bok, uważając by jej nie pomiąć. Pod spodem zaś miała frywolną koszulkę na ramiączkach i równie frywolne majteczki, wiązane na kokardki w połowie ud. Napięła ponownie biceps i pokazała Leonorze - Widzisz? Wcale nie drobniutka. - wspięła się do pozycji stojącej balansując na miękkim materacu i wyciągnęła dłonie ku paladynce. - Chodź tutaj. - na buzi wykwitł jej lubieżny uśmiech.
- Dobrze…- mruknęła wstydliwie rycerka, ale zatrzymała się w pół kroku. Zamiast podchodzić, odpięła pas z przytroczonym do niego mieczem, zrzuciła szybko,wierzchnią tkaninę, odpinała nerwowo napierśnik, zrzuciła i wreszcie… odsłoniła swe bujne piersi okryte przyciasną koszulą. Kathil długo musiała czekać, ale widok był warty tego.
Stanęła ciężkim skórzanym butem na pościeli i speszyła się.- Jesteś bardzo bardzo.. bardzo ładniutka. Jak cudo z porcelany. Czuję się przy tobie taka… niezgrabna.
Wesalt podczas jej przemowy, korzystając z dodatkowych centymetrów jakie zyskała stojąc na łożu, pochyliła się ku szyi rycerki i otoczywszy ją ramionami zaczęła całować i kąsać leciutko. W końcu, gdy Leonora wspomniała o własne niezgrabności, położyła jej palec na ustach.
- Szszzz…. - oderwała się od pieszczot - … jak masz gadać głupstwa, to zamilknij. - dała dobry przykład, zajmując usta diabliczki czymś innym. Czymś zdecydowanie bardziej przyjemnym. Przy okazji poprowadziła dłonie rycerki, by objęły one jej talię. Stopniowo prowadziła jej dłonie ku swym piersiom. Sama Kathil zaś oparła się mocno swym ciężarem o paladynkę, ufnie i czule, pogłębiając niecierpliwe pocałunki i sama badając ciekawsko ciało kobiety.
Leonora całowała jej usta zachłannie zaborczo, smakując słodycz nowego doznania. A Kathil musnęła jej kiełki czubkiem języka i sam język energicznie poruszający się w ustach diabliczki. Czuła też jej dłonie pieszczotliwie ugniatające jej piersi. Delikatnie masujące biust z wyraźną wprawą. Cóż… pewnie doświadczenia nabierała ćwicząc na sobie. Co więc jeszcze ćwiczyła… skoro jej ogon wodził po udach Kathil, po ich wewnętrznej stronie, by wreszcie owinąć się wokół majteczek i pociągnąć je w dół?
Bardka pochyliła się ku dekoltowi i piersiom Leonory by składać na nich niewielkie, krótkie pocałunki i palcami kreślić koła wokół ich szczytów. Nie odrywając ust wyszła ze ściągniętych majteczek i stanęła na lekko rozstawionych nogach.
W tym czasie Leonora ściągnęła całkiem koszulę odsłaniając krągłe piersi z wyraźnymi już szczytami.
- Ogon… wydaje się przydatny - wydyszała czując rosnące pożądanie i zacisnęła usta na czubku prawej piersi rycerki ssąc go łapczywie. Otuliła Leonorę ramieniem w pasie by móc dłonią drażnić jej drugą pierś.
- Pozwala… rozładować napięcie…- jęknęła Leonora stojąc na baczność i prężąc przed Kathil swoje dwie półkule niczym najemnik na inspekcji. Naga od pasa w górę , podczas gdy Wesalt była naga od pasa w dół i… poczuła jej ogon wodzący pieszczotliwie po intymnym obszarze między jej udami. Badawczo niemalże.
- Widzę i … czuję - stęknęła cichutko Kathil czując muskanie ogona. Trąciła czubkiem języka napięte szczyty piersi Leonory i ujęła je obie w dłonie, masując i ściskając. Przesuwała ustami w górę szyi i po obojczykach diabliczki. - Uważaj - ostrzegła i wskoczyła na diabliczkę, oplatając ją w pasie udami i ocierając się o jej biust swymi piersiami.
- Hej…- jęknęła zaskoczona Leonora chwytają Kathil i drżąc od pieszczoty ocierających się siebie piersi. Paladynka bez problemu unosiła Wesalt zaciskając dłonie na jej pupie i nieświadomie prowokowała Wesalt do dość perwersyjnych myśli. Jej ogonek wodził bowiem między pośladkami Kathil w górę i w dół. Ale prosta paladynka zajęta zresztą całowaniem szyi Wesalt nie potrafiła wyciągnąć odpowiednich wniosków.
- Pytałaś o to jak mi sprawić przyjemność - mruknęła Kathil i ukąsiła lekko dolną wargę Leonory i uniosła się lekko gdy czubek ogona musnął szczególnie wrażliwy punkt. - Mmm… jeszcze raz - wydyszała w usta rycerki - nie bój się, nie jestem z porcelany.
Dłone Kathil błądziły po uszach, twarzy i szyi diabliczki:
- Lubisz dotyk… na rogach? - wyjęczała wprost do jej ucha.
- Lubię twój dotyk wszędzie…- jęknęła cicho Leonora dysząc.- Rogi nie są specjalnie wrażliwe… uszy, szyja... piersi… bardzo…- mruczała ocierając mocniej ogonkiem o pupę i wrażliwy punkt Wesalt na tym obszarze jej ciała. Zbyt prosta, by zrozumieć subtelne wskazówki.
- Przesuniesz dłoń bliżej? - poprosiła cichutko Kathil - Tam, gdzie ciepło? Albo… - Kathil wpiła się z pasją w usta rycerki - .... ogonek? - bardka prowadziła paladynkę krok po kroku.
I zadrżała gdy poczuła obecność owego wijącego się energicznego organu pomiędzy pośladkami, poruszający się głęboko i wijący się nerwowo. Doznania jakich nigdy nie czuła, a Leonora wszak chciała sprawić jej przyjemność i przez to Kathil czuła jej namiętne pocałunki na swej szyi i piersi ocierające się o jej własny biust i drżenie jej ciała. W końcu rozpalona pożądaniem paladynka zaspokaja głównie jej pragnienia.
Kathil stęknęła z przyjemności i zaskoczenia. I napięła ciało w ramionach Leonory. Poddała się pieszczotom swej niedoświadczonej kochanki i z zamkniętymi powiekami, gwałtownie łapiąc powietrze rozchylonymi ustami rozkoszowała się dotykowi… ogona.
- Nigdy… nie… spojrzę … na niego inaczej… - wysapała przez zaciśnięte z przyjemności zęby, znacząc paznokciami ramiona Leonory.
Ciężar ciała działał na korzyść owego intruza sprawiając, że opadająca w dół Kathil czuła wszystko intensywniej i wyraźniej. Diabliczka z pewnością potrafiła wyczyniać nim cuda… i testować je na własnym ciele. Ale teraz… ten ogonek należał się do wijącej w spazmach rozkoszy Wesalt. I wszystkie doznania jakich jej dostarczał należały do niej. Podobnie jak przyjemna miękkość dużych piersi Leonory i jej gorące pocałunki na dekolcie wijącej się od nadmiaru doznań bardki.
Dziewczyna przestała się kontrolować i wtulając mocno w rycerkę, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi by stłumić jęk rozkoszy osiągnęła szybko szczyt rozkoszy pod namiętnym dotykiem ogonka, rąk i ust paladynki. Ciężko dysząc obsypała pocałunkami jej twarz i uśmiechnęła z zadowoleniem.
- To było… - złożyła na ustach Leonory namiętny pocałunek - … brak mi słów - uśmiechnęła się. - Mogę się odwdzięczyć? - spytała zalotnie.
- A chcesz…? Bo ja mogę… zająć się tobą… lubię… sprawiać ci przyjemność.- szepnęła zawstydzona Leonora.
- Chcę - rozwiała jej obawy bardka - tylko postaw mnie na ziemi - roześmiała się cicho rozluźniona po osiągniętej rozkoszy. - Muszę Cię rozebrać - dodała z psotnym uśmiechem wpatrując się w oczy diabliczki.
- No tak…- rzekła w odpowiedzi paladynka, która wyraźnie zapomniała że trzyma drobniutką Kathil na sobie.- Ale ty też się rozbierz całkiem.
Wskazała palcem na całkiem podwiniętą koszulkę, która w zasadzie nie osłania jej piersi.
- Trochę się wstydzę… -wymruczała ostrożnie stawiając bardkę na ziemi.
- Dobrze - odpowiedziała Wesalt i ściągnęła koszulkę stając nago przed Leonorą. Pochyliła się i ucałowała brzuch rycerki, drażniąc wrażliwą skórę językiem.
- Nie ma czego… - palcami już błądząc wokół zapięć zbroi - Pomogę Ci… - i z zapałem zaczęła realizować wcześniej obrany cel, uwalniając paladynkę od żelastwa.
Niewiele już tego żelastwa na niej pozostało, nakolanniki i żelazne osłony butów odpadły z brzękiem, a po tym została skóra. Skórzane spodnie i skórzane buty. Sama diabliczka już drżała, jej ogon wił się nerwowo na boki, czasem zahaczając czubkiem o policzek Kathil, czasem muskając usta, czasem na moment owijając się wokół jej piersi.
Wesalt niecierpliwie popchnęła Leonorę na łóżko i zaczęła gwałtownie i niecierpliwie ściągać z niej skórzane odzienie. Chciała jak najszybciej rozpakować rycerkę z tych wszystkich warstw. Przy okazji całowała każdy kawałek odsłanianego ciała podsycając ogień pożądania diabliczki. Gdy w końcu udało się jej pozbyć materiału, rozsunęła raptownie nogi Leonory nie dając jej czasu na myślenie i wstyd. Uklękła między nimi i przez chwilę napawała widokiem by przystąpić do delikatnego i wyrafinowanego ataku. Muskała skórę ud wargami i gładziła delikatnie skórę na biodrach i podbrzuszu, powoli wędrując ku centrum pożądania na ciele rycerki. Pieszcząc i drażniąc językiem jej czuły punkt popatrzyła paladynce w oczy. Nie spuszczając wzroku, powolutku zagłębiła palec, by spotęgować doznania Leonory.
- Powiedz jak … - wyszeptała nabrzmiałym z pożądania głosem chociaż nie oczekiwała słownych instrukcji. Ciało Leonory dawało jej dość wskazówek.
- Nie wiem.- pisnęła cichutko diabliczka drżąc pod pieszczotą i wijąc się na łóżku. Tym razem to ona była bezbronna, delikatna i słaba i bardzo bardzo rozpalona. Nie wiedziała przy tym co zrobić z dłońmi, wodząc nimi po swym ciele i pościeli. Nie wiedziała też co zrobić z ogonem… ale tu znów jej instynkt zadziałał. I Wesalt została podstępnie zaatakowana przez czubek ogona muskający jej nagie podbrzusze wrażliwy punkcik między udami.
- Och - jęknęła zaskoczona i odwzajemniła się intensywniejszymi pocałunkami, liźnięciami i ssaniem delikatnego miejsca Leonory. Sięgnęła głębiej palcem, a potem kolejnym i zaczęła poruszać dłonią, wzbudzając biodra rycerki do podobnego ruchu. - Pieść piersi tak jak lubisz. - wymruczała w podbrzusze paladynki i ponownie pobudziła ją mocniej. - Jesteś taka piękna... - mruczała pożądliwie dodając diabliczce odwagi w przełamaniu jej wstydu.
Leonora jęknęła tylko cichutko i rzeczywiście jej silne dłonie zaczęły ugniatać dwie krągłości jej ciała, podczas gdy ona sama wiła się pod namiętnymi pieszczotami Kathil. Samej Wesalt też nie było łatwo, za to było przyjemnie, gdy ogonek kochanki sięgnął między jej uda i zanurzył się głębiej. Znów ruchy były nerwowe i wijące się w niej..przyjemny powiew nowości, nawet jeśli doznania nie mogły być tak intensywne jak przed chwilą.
Bardka wypięła swoje biodra pod dotykiem ogonka, bardzo starając się skoncentrować nad pieszczeniem Leonory. Chciała zobaczyć wybuch przyjemności spowodowany jej dotykiem.
Mruczała cichutko i sama drżała czując nowy dotyk, i pracowała ustami, językiem i dłonią zawzięcie by rycerka przekroczyła próg swej wytrzymałości. Zachęcała ją do tego również szeptem i namiętnymi jękami. Im mocniej pieściła kochankę, tym gwałtowniej wił się ów niezwykły intruz w jej własnym gniazdku miłości. Na szczęście Wesalt była o wiele bardziej doświadczona w arkanach miłości i bardziej wytrzymała. Wkrótce paladynka wygięła się w łuk drżąc i pojękując, po czym opadła zmęczona… leniwie poruszając jedynie ogonkiem między udami kochanki.
Kathil ułożyła głowę na podbrzuszu Leonory wciąż gładząc jej uda i podbrzusze i zaciskając dłonie na biodrach kochanki. Pomogła sobie wsuwając dłoń między uda i dodając pieszczotę i muśnięcia palców do doznań dostarczanych przez ogon Leonory. W końcu i ona sama dysząc i jęcząc osiągnęła szczyt i opadła całym swym ciężarem na rycerkę, wtulając się w nią. Ucałowała jej pierś i uśmiechnęła ciepło:
- Dalej chcesz uciekać? - zapytała ciekawie, zostawiając delikatne znaki zębów na lekko nabrzmiałej półkuli.
-Nie… ale wiesz, że i tak nie odważę się drugi raz.- zaśmiała się cicho Leonora głaszcząc włosy Kathil dłonią.- Ale muszę przyznać, że jesteś cudowna.
- Czy to znaczy, że mam tylko jedną szansę by zrobić tak? - tu Kathil ścisnęła i naciągnęła lekko szczyt piersi Leonory - Albo tak? - powtórzyła ruch na drugiej piersi tym razem zębami.
- No nie.. -mruknęła zmysłowo paladynka drżąc pod pieszczotą.- Nie… odważę się drugi raz zaciągnąć cię do łóżka.
- Czyli muszę wykorzystać tę chwilę - mruknęła Kathil i zsunęła się w dół ciała Leonory by ponownie doprowadzić ją do ekstazy.
- Nie… nie możemy… Ortus wróci pewnie… -jęknęła diabliczka nie mając jednak sił by opierać się działaniu Kathil.
- To poczeka… albo dołączy - mruknęła Kathil i nie zważając za bardzo na protesty paladynki, ponownie wprawiła jej ciało w rozkoszne drżenie.
- Wstydzę się…- zakryła twarz prężąc swe ciało i wijąc się na łóżku. Jednak ogonek nadal się ocierał o uda Wesalt, w próbie sięgnięcia do najbardziej rozpalonego miejsca Kathil.- Nie chcę być widziana. Ciężko mi było zsunąć kaptur tamtej nocy. Nie jestem gotowa… by się odsłaniać.
- To poczeka… - przesunęła ogonek na kobiecość Leonory by wzmocnić jej doznania potrójną pieszczotą: ust, dłoni i ogona. - ...ciiiii…. jestem tutaj, jesteś bezpieczna i Twój sekret też. - wymruczała i zmusiła Leonorę by zaczęła wydawać rozkoszne pojękiwania - … tak lepiej… - skomentowała z uśmiechem sięgając drugą dłonią ku piersi diabliczki.
- Tak… -jęknęła cicho Leonora kładąc dłoń swą na dłoni Kathil pieszczącej biust paladynki. Jakby czerpała otuchę z tego że bardka jest przy niej. Jej własny ogonek zwinnie poruszał się między udami Leonory… zapewne nie pierwszy raz, bo nie było wahania w tych ruchach. Dotykana i samo pieszcząca się diabliczka roziskrzonym wzrokiem wpatrywała się w Wesalt.
Bardka od czasu do czasu przerywała pieszczoty by ponownie zacząć drażnienie… mocniej, intensywniej. Wpatrywała się z zadowoleniem i czułością w kochankę, która drżąc posłuszna jej dotykowi podążała ku ekstazie. Gdy zaś nastąpił rozkoszny wybuch tłumionych tak długo namiętności, przytuliła rycerkę mocno, szepcząc zapewnienia swej bliskości i czule scałowując jęki z jej ust. Splotła swe nogi z nogami rycerki, gładząc i pieszczotliwie muskając jej ramiona i brzuszek, uspokajając jej zmysły po chwilach namiętności.
- Mam wrażenie, że… częściej to ty sprawiałaś przyjemność mnie… przepraszam, że tak się stało. Nastę… - zamilkła nagle zawstydzona i cmoknęła czule czoło Kathil.- Przepraszam.
- Nie masz za co… jesteśmy kwita, jeśli aż tak dokładnie chcesz się rozliczać - zaśmiała się cicho bardka, gładząc pieszczotliwie policzek paladynki i zaglądając jej w oczy.
Przeciągnęła się w ramionach diabliczki napinając wszystkie mięśnie, lekko stężałe po przyjemnościach alkowy. - Czas się jednak zebrać… - dodała smętnie.
- Nie masz co narzekać. Masz wszak uroczego męża…- zachichotała dziewczęco paladynka głaszcząc ogonem pośladek Wesalt. - To ja powinnam się smucić. Nie ty.
- Następnym razem poprawię Ci humor masażem - rzuciła Kathil powoli siadając na łóżku i składając pocałunek na biodrze Leonory. - Ale to już w posiadłości mojej. Nie u znajomych. - na czworakach cmoknęła rycerkę w czubek nosa i ześlizgnęła z łóżka by zacząć się ubierać.
- No… wiesz dobrze, że nie mam w sobie odwagi by cię prosić o masaż… i też bym cię chciała wymasować i zrobić to co mi zrobiłaś.- mruknęła rycerka zabierając się za ubieranie, szybko i sprawnie. W samą porę i słychać było głośną rozmowę między Oweną a Ortusem dotyczącą krzewów i ogrodów.
- Ciekawa jestem jaką wersję ustalili - mruknęła chichocząc Kathil - bo ta rozmowa jest specjalnym przedstawieniem dla mnie. - mrugnęła do Leonory. - Siadaj w fotelu, a ja ułoże się na łożu, udając zaspaną. To będzie nasza wersja. - wskoczyła na łóżko już w sukni, udając drzemkę.
- Dobrze..- odparła już dudniącym głosem paladynka pilnując spokoju Kathil i siedząc w fotelu. Ortus wszedł z niewyraźną miną i zerknąwszy na stróżującą Leonorę spytał cicho.- Śpi?
Rycerka zerknęła na łoże i nie mogąc skłamać rzekła wymijająco.- Chyba już nie.
Kathil udała rozespanie i głosem, w którym brzmiało rozespanie mruknęła:
- Ortus? Wróciłeś już? Nie było was tak długo, że się zdrzemnęłam. - wyciągnęła dłoń ku mężowi - Podobał Ci się ogród Oweny? - przypilając biedaka wyrzutami sumienia.
- Oooo tak… zajmujący…- westchnął smętnie młodzian ujmując dłoń dziewczyny i dodając.- Rozmawialiśmy tyle o ogrodach i Owena stwierdziła, że uroczy ze mnie chłopiec. Chłopiec! Wyobrażasz to sobie?
- To źle?- zapytała Leonora.
- Nie widzi we mnie mężczyzny.- mruknął Ortus.- No cóż… cieszę się że moja żona widzi jednak we mnie więcej.
- Oczywiście, że widzę. - Kathil uniosła się na łokciu i pogładziła Ortusa po policzku - Cóż… nie każdy dostrzega diament w nieoszlifowanym kamieniu, kochany. - cmoknęła młodziana w policzek - Nie każdy też umie lub lubi szlifować takie kamienie - dodała wyciągając ramiona. - Ale nie martw się. Za parę lat to ty będziesz mieć przewagę i wtedy powiesz jej, że urocza z niej matrona - wyszeptała mężowi prosto w ucho i mrugnęła pocieszająco.
- Za parę lat? Hmmm… za parę lat będę zbyt zajęty doprowadzaniem ciebie do rozkoszy, żeby się tym przejmować.- mruknął Ortus obejmując Kathil w pasie.- Mam tylko wrażenie, że nie przeszedłem twego testu i nie zauroczyłem jej.
Te słowa wywołały dudniący chichot paladynki.- A to ci dopiero. Test? Ciekawe masz pomysły Ortusie.
- No co innego to mogło być? Chciałaś żebym ją zauroczył, żebyś mogła być dumna ze mnie, prawda?- zdziwił się młodzian zaskoczony zachowaniem paladynki.
Kathil zrzedła mina:
- Myślałeś, że masz ją zauroczyć? - spojrzała z niedowierzaniem na męża - Nieeee… Ortusie, myślałam, że Ci się podoba… - wydukała czując rosnący w jej gardle śmiech. Nie chciała jednak roześmiać się w twarz Ortusowi, którego duma już i tak poniosła klęskę tego popołudnia.
- No bo się mi podoba. To piękna kobieta i twoja znajoma… stąd moje podejrzenia wcześniej. Wszak tobie trudno się oprzeć, Kathil.- uśmiechnął się Ortus, a rycerka skinęła głową.- Więc tak… podobała mi się, ale próbowałem ją uwieść, bo no miałem wrażenie że ty chcesz bym to zrobił…- westchnął cicho.- Pokazał co się nauczyłem. Tylko że w zamtuzie sporo mi pokazały w łóżku… ale nic przed łóżkiem. No… nie wiem jak podejść do kobiety i porozmawiać i rozpalić jej pragnienia. Przecież nie mogę ich tak dotykać jak ciebie… dostałbym po gębie od razu.
Bardka pomyślała, że za swe opanowanie winna jest bogom jakiś datek. Zamrugała szybko i pokiwała głową:
- Dobrze ten temat omówimy… będziesz mógł poćwiczyć… od dziś wieczór. Żeby dostać się do mej sypialni, będziesz mnie musiał wpierw uwieść słowem. - Kathil postawiła mężowi poprzeczkę. - Jesteś skrybą, znasz moc słowa pisanego. Pomyśl jakby takie uwodzenie wyglądało w powieściach lub romansach. A następnym razem, jeśli nie chcesz zaciągać kobiet do alkowy, wystarczy odmówić. Nie zmuszam Cię do sypiania z kim popadnie, kochany.
- Nie nazwałbym tego zmuszaniem… Owena jest ładna i urocza. Nie aż tak jak ty, ale… nie czułem się zmuszany. -mruknął Ortus mocniej obejmując Kathil i wodząc po jej pośladku.- Raczej… bardziej zachęcany do działania.
- Rozumiem. - pokiwała głową Wesalt i wypinając lekko pupę, nadstawiając ją na dotyk męża - Więc cóż, gotowi do powrotu do posiadłości?
- Niemniej naprawdę wystawiasz mnie na ciężką próbę. -mruknął potulnym głosem Ortus.- Nigdy jeszcze żadnej kobiety nie uwodziłem. No i co z lasem?
- Jakim lasem?- zapytała Leonora.
- Las może poczekać. Nie ucieknie. - Kathil ucięła dyskusję - To dzisiaj będziesz mieć okazję. Pamiętaj, strojem również okazujesz kobiecie jakie masz o niej zdanie. - pogładziła męża po policzku - W posiadłości prześlij służącego z informacją kiedy raczysz zawitać do mych komnat. - skłoniła leciutko główkę - Lub kiedy mam się stawić w Twych komnatach. Zostawiam resztę w Twych rękach mężu. Pamiętaj, zaskoczenie, niepewność to jedna z najlepszych broni w takich szrankach. - mrugnęła z uśmiechem do młodziana.
- Postaram się.- mruknął Ortus, choć wyraźnie mu nie w smak było odbieranie tej słodkiej śmietanki od ust.
- Ja jestem gotowa.- rzekła Leonora wstając, a Ortus skinął głową.- Ja też… no prawie. Potrzebuję chwili dla siebie… więc jeśli można, niech obie panie opuszczą tą komnatę.
Kathil zeszła z łóżka i dygnęła przed Ortusem, jak przed mężem dyga posłuszna żona i ruszyła ku wyjściu z Leonorą by odszukać gospodynię i pożegnać się z nią.
 
corax jest offline  
Stary 06-01-2016, 09:45   #50
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Zastała Owenę zza parawanem w jej sypialni. Kobieta właśnie się przebierała i na widok Kathil się uśmiechnęła wesoło.- Ach… Moja droga. Uroczy ten twój mężuś, szkoda jednak że nie poszłaś z nami. Ortusik zna się na ogrodach i ogrodnictwie… w każdym razie lepiej niż przeciętny hrabia. To miło dla odmiany porozmawiać z kimś kto nie chwali się swoją męskością poprzez ilość ubitych zwierząt.
- Cieszę się, że Ortus okazał się bardziej zajmującym towarzystwem niż ja - zachichotała Kathil - ale przyznam, że drzemka mi się przydała. Dziękuję za wyrozumiałość. Oweno, ruszamy z powrotem do domu, już i tak nadużyliśmy twej gościnności. Prześlę posłańca z terminem łowów, dobrze, moja droga? Poszukam również jakiegoś godnego łowczego. Nie mogę doczekać się, by zobaczyć cię w roli łowczyni, doprawdy.
- Och… liczyłam, że zostaniecie na kolację.- zasmuciła się Owena, ale po chwili dodała. - No i nie był bardziej zajmujący od ciebie. Nie martw się. Także i o łowy. Będę czekała i moi wieśniacy z widłami i pochodniami też.
- Jesteś nieocenioną przyjaciółką - Kathil ucałowała Owenę w policzki i uścisnęła z wdzięcznością dłonie. - A zatem do zobaczenia wkrótce.
I ruszyła ku wewnętrznemu dziedzińcowi by wraz z Ortusem i Leonorą powrócić do swej posiadłości i rozmówić się z Condradem.



Ortus jechał wyraźnie zasępiony, niezbyt zadowolony faktem, że Kathil dała mu zadanie… które mogło oznaczać dłuższą abstynencję. Już bowiem rozsmakował się w pewnych doznaniach. A teraz… cóż, pozostawało powalczyć o Wesalt.
Także i Leonora jechała milcząca, choć kaptur czasami obracał się w kierunku Wesalt, jakby kobieta chciała coś powiedzieć, albo zapytać… ale nie zdobyła się na odezwanie.
Przejeżdżali przez las… należący do Oweny. Ta puszcza nie była specjalnie prastara i nie grasowały w niej żadne dzikie bestie. Była ucywilizowana, tak jak wiele obszarów dookoła stolicy. Była urocza na konne przejażdżki, więc pewnie dlatego Lady Goldswern zatrzymała te włości po śmierci męża. Ta droga była najkrótszą pomiędzy dworem Goldswern a Vandyeck. A Ortus patrzył na lasy z tęsknotą… wszak wśród tych drzew kryła się fantazja jej małżonki. Ciekawość… też bywa pokusą.
Tymczasem przed dworkiem Vandyeck lasek namiotów nieco przerzedł, a sami wojacy porządkowali okolicę. Jasnowłosy pachołek Condrada potrafił najwyraźniej utrzymać żelazną dyscyplinę wśród swych ludzi.
Podczas drogi Wesalt starała się udawać, że nie dostrzega rzewnych spojrzeń Ortusa i nie słyszy jego cichych westchnień. Trochę dyscypliny ewidentnie mu się przyda, a cóż lepszej marchewki niż figle w pościeli tudzież w lesie, Kathil na razie nie miała na młodziana.
Z zadowoleniem jednak spostrzegła, że Condrad postanowił jednak wywiązać się z danej jej obietnicy i zaczyna powoli się szykować do drogi… wraz ze swą strażą przyboczną.
Popędziła konia by dotrzeć do pałacyku nieco szybciej z tej radości.
Kazała służbie zająć się końmi i wysłała jednego z nich do Condrada, że będzie gotowa na spotkanie z nim za kwadrans, gdyż musi się odświeżyć po podróży. Po drodze niechże służący przyśle do jej komnat ochmistrzynię.
- Moi kochani, spotkamy się nieco później. Muszę omówić parę kwestii z Condradem zanim wyjedzie. I z panią Percy również. - zwróciła się do Leo i Ortusa i ruszyła ku swym kwaterom by się lekko orzeźwić i przygotować na rozmowę z nestorem i omówić szybko z panią Bartolomeą kwotę potrzebną na wystawną ucztę i muzykantów.
Ochmistrzyni przyszła wściekła jak osa i narzekająca na żołdaków, a w szczególności “oficyerka” który stawiał wygórowana żądania. Blondasek oczekiwał najlepszego wina, najlepszego jadła… a nawet jednej ze służek do łóżka!
Dostał kozę z rozprutym brzuchem i ostrzeżenie, że następnym razem ona sama - Bartolomea się w łóżku pojawi… z bardzo ostrym tasakiem i żądzą w mordu w oczach.
Trzeba przyznać, że wściekła pani Percy używała dosadnego słownictwa, od którego mogły więdnąć uszy nawet doświadczonym ulicznicom z dzielnic portowych.
Bartolomea stwierdziła, że posiłek przygotuje… tylko musi z wyprzedzeniem co najmniej jednego dnia wiedzieć, kiedy się goście zjawią.
Kathil obiecała, że pomówi z owym oraz z jego dowódcą oraz gdyby jeszcze jakieś kłopoty z żołdakami były to ma jej ochmistrzyni o tym od razu mówić. Bo ani sama Kathil ani JEJ służba do obsługiwania żołdactwa nie są, a już na pewno łożyć na ich utrzymanie i wygody nie zamierza.
Kwotę potrzebną na zorganizowanie eleganckiej uczty i przybycie gości ustaliły na około 3000- 3500 i z takimiż to informacjami, bardka udała się do Condrada. W zwiewnej, miękkiej sukni, opływającej jej postać i odsłaniającej kształtne ramiona oraz rozpuszczonymi włosami ledwie tylko spiętymi. Wiedziała, że wygląda uroczo, drobniutko i bardzo dziewczęco. Przedreptała przed jak największą ilością najemników, poruszając się lekko i kusząco i udając, że nie dostrzega przyciąganych spojrzeń. Co poniektórych pozdrowiła lekkim uśmiechem, by następnie zaraz zignorować. Przez to droga do Condrada nieco się wydłużyła. Ale chciała, być na ustach najemników, by nawet poza granicami posiadłości Condrad odczuwał jej obecność.
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172