Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2016, 10:03   #51
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Condrad zaś nie był sam… tylko z kobietą. Bardzo śliczną i gibką kobietą. Przebywali razem w komnacie dogadując coś między sobą, gdy Wesalt weszła robiąc po drodze wrażenie na wszystkich, których mijała.
Condrad uśmiechnął się drapieżnie i wskazał przyglądającej się Kathil półelfkę, która mu towarzyszyła.
- Nie poznałaś jeszcze Saskii prawda? Jednej z moich oficerów?- zapytał retorycznie.
Kathil uśmiechnęła się lekko i skinęła półelfce głową na powitanie:
- Skądże! Nie dane mi było poznać żadnego z Twych oficerów prócz tego blond prostaka, jak mu tam… Gastona. - wykrzywiła usteczka i zmarszczyła nosek. Odgoniła jednak widmo też ostatniego lekkim gestem dłoni. - Cieszę się, że mam szansę poznać oficer, która podczas nieobecności twej będzie silnym ramieniem Vandyecków.
Zwróciła się do półelfki:
- Nie wiem czy Condrad wtajemniczył Cię, mości pani oficer, w szczegóły - w pełni świadoma była jednak, że było dokładnie tak z dodatkiem niejakim szpiegowania i jej samej - ale zanim rodzina mego męża się zjedzie, chciałabym pomówić z Tobą. Liczę na Twą pomoc. - popatrzyła na kobietę nie siląc się na nic więcej niż swój naturalny urok. Na resztę… przyjdzie czas później.
- Sir Condrad wspomniał ogóły… dwóch szlachciców, każdy z kupą ludzi pod bronią. Nie przeszkadzać im we wzajemnym mordowaniu, ale pilnować by nie narobili szkód, oraz nie porwali lub zabili ciebie. Coś pominęłam?- zapytała uprzejmie Saskia z przyjaznym uśmiechem na obliczu. Z pewnością Condrad wybrał najlepiej wychowanego ze swych oficerów i w teorii… niemożliwego do przekabacenia.
- Bardzo dobrze - skinęła głową Kathil przysłuchując się raportowi - Później podam Ci liczbę rycerzy podróżującą z jednym z tych szlachciców, ich rodzaj uzbrojenia i inne detale. Jest jeszcze jedna sprawa, w której będę oczekiwać twej pomocy, ale to możemy również omówić później. - Kathil specjalnie wbiła szpileczkę w mrowisko z uśmiechem, który miał być uznaniem profesjonalizmu Saskii.
- Myślę, że możemy omówić już teraz… przynajmniej zarysy.- odparła szybko półelfka zerkając Condrada, który zgodził się z nią.- Owszem… jakiej to pomocy oczekujesz od moich ludzi?
Kathil ukryła zadowolenie, że oboje złapali przynętę. Następnym razem, gdy będzie prosić o pomoc Saskii, Condrad ją po prostu zignoruje.
- Otóź, ci szlachcice… - Kathil usiadła na fotelu, krzyżując nogi w kostkach i składając dłonie na udach - … są raczej nieprzyzwyczajeni do przyjęcia jakie im szykuję. Zapewne będą nieco znudzeni formą, więc w ramach wynagrodzenia im tego, planuję polowanie. Chcę zabrać jedynie ich z niewielką liczbą ich ludzi. Reszta pozostanie tutaj. Zaś posiadłość i służba nie mogą zostać bez opieki. A raczej pod opieką mości Saskii i jej oddziału. - spojrzała to na jedno to na drugie.
- Nie jestem pewna… czy powinnam ciebie zostawić bez opieki baronesso… polowanie to idealna okazja do porwania.- stwierdziła Saskia stanowczym głosem.- Najlepsza nawet… posiadłości w worku nie wyniosą. Ciebie tak.
- Och, to doprawdy wzruszająca troska - uśmiechnęła się Kathil - Dobrze, zatem dołączysz do moich ludzi, Saskio. A opiekę nad posiadłością oddelegujesz komuś ze swego oddziału. - Kathil klasnęła w dłonie z radością - Jestem pewna, że pod Twą osobistą opieką będę bezpieczna niczym perła w muszli. - dodała. - Twe imię tak cudownie pasuje tutaj, nieprawdaż?
- Postaram się.- mruknęła dumnie Saskia i zdziwiona dodała.- Jak to, pasuje?
- Och, wybacz - Kathil zasłoniła usteczka dłonią i lekko się zaczerwieniła - Nie chciałam Cię urazić, mości oficer.
-Nie bardzo rozumiem…- rzekła skołowana Saskia, a Condrad wtrącił się mówiąc.- Po prostu Kathil stosuje swoje sprawdzone sztuczki. To wszystko na razie, jesteś wolna… dokończ przenosiny i maskowanie namiotów.
- Tak jest!- rzekła głośno półelfka i wyszła natychmiast. A Condrad westchnął głośno.- To weszło ci już w krew, co?
- Ale co takiego? - spytała Kathil marszcząc brwi - Przecież byłam grzeczna i uprzejma. Czy czymś ją uraziłam? Przyniosłam Ci ujmę jako jej dowódcy? - bardka podeszła bliziutko mężczyzny i poszukała jego spojrzenia. Na twarzy malował się niepokój i zatroskanie.
- A wyglądała na urażoną? Co najwyżej na skołowaną.- uśmiechnął się drapieżnie muskając palcami jej nagi bark.- Wyglądasz uroczo… ale nie władczo. Najemnicy to jednak sfora psów, muszą czuć respekt wobec tego, który jest na ich czele. Pamiętaj o tym.
- Ale … - Kathil potrząsnęła głową sprawiając, że miękkie loki musnęły dłoń Condrada -... to przecież Ty jesteś dowódcą. To przed Tobą powinni czuć respekt. - po czym ujęła dużą dłoń mężczyzny i wtuliła w nią swą twarz. - Condradzie… - zaczęła przymykając oczy z przyjemności - … będziesz na siebie uważał…. - poprosiła czule. Nie podniosła na mężczyznę spojrzenia jakby nie chciała by dostrzegł coś w jej spojrzeniu. - ….Obiecaj mi to… - Nie wypuściła jego dłoni ze swoich, lecz odwracając twarz, zaczęła składać pocałunki na jej wnętrzu i wewnętrznej stronie nadgarstka. - Obiecasz? - mruknęła cicho, kąsając podstawę kciuka seniora.
- Naprawdę ci na tym zależy?- zdziwił Condrad uśmiechając się ironicznie.- Przeze mnie musiałaś pośpiesznie się żenić i ukryć część swego majątku. Nie jestem pewien, czy rzeczywiście zaliczasz mnie do pozytywnych stron swego życia.
- Mówiąc szczerze - Kathil w końcu podniosła oczy ku twarzy olbrzyma - sama nie jestem pewna, bo przecież od początku próbujesz mnie do siebie zrażać. - sięgnęła dłonią ku twarzy Condrada. - Ale… nie chcę, żeby coś Ci się stało. - spojrzała na niego bez cienia ironii czy sztuczności i nagle odwróciła się od niego. - A teraz możesz sobie kpić - spięła się w oczekiwaniu na przytyki.
- To urocze.- odwrócił ją i ujął twarz za podbródek i nachylił się by czule cmoknąć jej usta.- I nie próbuję cię zrażać. Tylko nałożyć uzdę, tak jak ty próbujesz nałożyć na mnie siodło.
- Czemu właściwie? - spytała nadstawiając twarz do pocałunku i lekko opierając dłonie o tors Condrada. - I tylko urocze? Ciągle to powtarzasz…uroczo, urocza, urocze... - zamarudziła leciutko. - I nadal nie obiecałeś.
- Obiecuję…- cmoknął kolejny raz usta i kolejny i kolejny. Każdy pocałunek był coraz mniej czuły, a coraz bardziej namiętny. Jego język zaczął zdobywać jej usta muskając język Kathil.- Urocza ta twoja troska… słodka jak miód.
Odpowiadając na pocałunki nestora, Kathil powoli i leciutko opadała na niego swym ciężarem, coraz bliżej się wtulając:
- Condradzie… - wymruczała gładząc dłońmi jego umięśnioną pierś - … drzwi są otwarte.
Mężczyzna odsunął delikatnie Kathil i ruszył do drzwi, by je zamknąć.- O czym jeszcze masz ochotę porozmawiać przed mym wyjazdem?
- O paru rzeczach ale nie odpowiedziałeś mi na poprzednie pytanie. - Wesalt uśmiechnęła się wyciągając ręce do seniora - Czemu właściwie chcesz mnie tak bardzo udomowić?
- Lubię mieć wszystko pod kontrolą. A ty nie?- zapytał Condrad i dodał.- Saskia ma ładne piersi, wiesz? Małe ale dumnie sterczące. Ten fakt, może ci utrudnić plany.
- Jeśli chcesz się przechwalać swoimi podbojami, to wychodzę. - Kathil spoważniała jakby ją uderzył, zacięła usta i odsunęła się od Condrada, ruszając w kierunku drzwi pełnym złości krokiem.
Pochwycił ją za rękę, zatrzymując na chwilę.- Nie o to mi chodziło. Wiem, że jesteś sprytniutką dziewuszką… i z pewnością masz własne tajne plany wobec mych ludzi. Ale chcę ci uświadomić, że nie tak łatwo będzie ci ich przekabacić moja droga. No… nie gniewaj się. Choć oczywiście możesz wyjść... Nie chcę cię do niczego przymuszać.
- Nadal twierdzisz, że nie chcesz mnie do siebie zrazić? - spytała smutno - Najpierw próbujesz mnie obrazić w obecności Twojej oficer, potem się ze mnie naśmiewasz, gdy wykazuję troskę, prowokujesz mnie do zazdrości, a potem wywracasz kota ogonem zwalając na mnie samą winę. Ach, i pozwalasz swojemu oficerowi panoszyć się w naszej posiadłości. Nie zamierzam go utrzymywać, nawet jeśli jest twym ulubieńcem. Czy ja potraktowałam Cię źle do tej pory w jakikolwiek sposób? Okazałam Ci brak szacunku prywatnie lub publicznie?
- Po kolei…- westchnął Condrad nie puszczając dziewczyny.- Ów oficer… został skarcony za swoje zachowanie. Mocno i boleśnie. Nie próbuję cię obrazić, wręcz przeciwnie… uważam cię za niezwykle przebiegłą osóbkę. I rozmawiam jak równy z równą. I naprawdę rozczula mnie twoja troska o mnie. Tego się nie spodziewałem. Jak i zazdrości… Dlaczego miałabyś być zazdrosna o mnie? Czyżbyś czuła coś więcej niż tylko sentyment i fizyczną fascynację? Bo przecież nie możesz czuć się zagrożona przez urodę innej kobiety.. zwłaszcza, gdy wyglądasz tak zjawiskowo.
Wesalt odwróciła się do Condrada i przypuściła “atak” popychając go ku ścianie, pukając cały czas w jego pierś paluszkiem. Jej oczy płonęły złością i rzucały pioruny:
- Przestaniesz w końcu? Nie myśl sobie, że jesteś taki.. taki… mądry. No i co, że jestem zazdrosna? Zrobiłeś to celowo. Chciałeś się przekonać? No to proszę bardzo. - mówiła cicho, napiętym głosem. - A Ty niby taki z kamienia? Mam Ci opowiadać o moich kochankach? Proszę bardzo, jest ich kilku, każdy z nich czuły i uważający na me potrzeby. I znający się na rzeczy, nigdy nie zostawiający mnie niezaspokojonej. - fuknęła gniewnie. - Chcesz to was sobie przedstawię. Ciekawe jaką wtedy będziesz mieć minę - zagoniła Condrada pod ścianę zaciskając piąstki i wyprostowała dumnie. - I możesz sobie sprawdzać kochanki Cristobala ile chcesz. Nic Ci z tego nie przyjdzie.- usta jej zadrżały jak do płaczu.
Condrad pochwycił ją w pasie i obrócił się dociskając jej ciało do ściany własnym ciałem.
- No już już.. Ty naprawdę się we mnie podkochujesz? To… cóż…- nie bardzo wiedział co powiedzieć. Więc przeszedł do czynów. Zaczął całować jej usta zachłannie, potem policzki i szyję.
- No.. już już… i tak wiesz że jesteś najpiękniejsza, prawdziwe ucieleśnienie pokusy w kobiecym ciele..- mruczał jednocześnie podciągając powoli jej suknię w górę, delikatnie przy tym masując jej biodra dużymi silnymi dłońmi.
- Naprawdę … tak… sądzisz? - mruczała pomiędzy jego pocałunkami, wtulając się i drżąc lekko - Czy znów… próbujesz… mnie … wziąć pod obcas? - Kathil wplotła dłonie we włosy Condrada i zamknęła oczy nadstawiając się na kolejne buziaki.
- Pewnie jedno...i drugie... - mruczał szlachcic wsuwając dłonie podciągniętą suknię i opierając jej na udach Kathil.- Ale z pewnością jestem szczery… zresztą za chwilę sama poczujesz… moją twardą szczerość… tak jak lubisz.
- Wiesz … czemu… - popatrzyła mu w oczy Kathil, obejmując twarz mężczyzny dłońmi - … tak z Tobą walczę? - tym razem to bardka pocałowała czule oczy, czoło i usta Condrada.
- Hmmm… bo nie jesteś osóbką którą można okiełznać… bo nie jesteś żonką która stoi w cieniu męża…. bo kochasz swą swobodę. A ja jestem … lwem który próbuje cię zagarnąć i nagiąć twą wolę. Mamy podobne natury, wiesz?- uśmiechnął się łobuzersko mężczyzna, gdy jego dłonie wędrowały po jej udach, by znaleźć bieliznę i pozbawić jej Wesalt. Ustami całował jej szyję i usta, nachylony lekko podczas tego działania.
Kathil osunęła się na kolana i sięgnęła ku materiałowi więżącemu twardą szczerość Condrada. Wsunęła dłoń przez rozpięty otwór w tkaninie i zaczęła powolną pieszczotę zaciskając delikatnie wpierw a potem bardziej stanowczo palce na nabrzmiałym orężu.
- To też… ale nie wszystko … - drugą dłonią powoli osunęła jedno ramiączko sukni by poszerzyć swój dekolt i ułatwić Condradowi podziwianie jej kobiecych atrybutów. Ucałowała jego męskość przez materiał spodni po czym delikatnie uwolniła ją i złożyła delikatny pocałunek na głowie uwolnionego smoka. Nie dając mu czasu na reakcję ujęła włócznię seniora w usta i rozpoczęła mocną i powolną torturę stopniowo zwiększając i nacisk i tempo.
- To ja powi…- tyle zdołał wymruczeć czując usta Wesalt na swej dumie. Zacisnął zęby dysząc ciężko i drżąc. Oparł się jedną dłonią o ścianę stojąc nad nią i pozwalając jej usteczkom na zmysłową pieszczotę jego lancy pożądania.
- Co… jeszcze?- spytał w końcu zerkając w jej dekolt z lubieżnym spojrzeniem. Kto wszak mógłby się oprzeć tej pokusie?
- Mmmmm - wymruczała Kathil z buzią zajętą zadawaniem mu rozkoszy, a drugą dłonią pieszczącą pośladek Condrada. Pracowała nad doprowadzeniem go do szaleństwa z wielkim zapałem i artyzmem, starając się sprawić, by wspomnienia o jej wirutozerii nie opuściły go na wyjeździe. Nie przerwała by odpowiedzieć na pytanie, wręcz przeciwnie. Wzmocniła doznania by pozbawić seniora trzeźwych myśli.
Nie było to trudne… sam jej widok pewnie rozpalił już jego wyobraźnię. Wszak odpowiednio się prezentowała. Głaszcząc ją powoli po włosach, poddawał się pieszczocie jej ust, czując… podobnie jak ona zbliżającą się kulminację jego pożądania.
Doprowadziła go szczytowego punktu z zapałem i satysfakcją, przyglądając się jego twarzy i sczytując w niej oznaki od rozkoszy po powolne rozluźnienie i błogostan, który Kathil podtrzymała jeszcze kilka chwil po wybuchu. W końcu uwolniła Condrada delikatnie i podniosła się do pozycji stojącej. Przytuliła się lekko do mężczyzny. - Bo jeśli się poddam, przestanę Cię interesować - wymamrotała w jego pierś unoszącą się wciąż w ciężkim oddechu.
- Naprawdę w to wierzysz?- mruknął mężczyzna i delikatnie popchnął i przycisnął ją ręką do ściany. Spoglądając jej w oczy.- Jesteś wyjątkową kobietą Kathil Wesalt… gdybyśmy… gdybyś urodziła się wcześniej i gdybyśmy spotkali się wcześniej, kto wie… jak potoczyły by się nasze losy, a teraz unieś rąbki sukni… wysoko.
- Powiedz tak … jeszcze raz… - bardka pogładziła usta Condrada opuszkami palców - … do ucha… - poprosiła czując lekkie wypieki na policzkach i wybuch gorąca w podbrzuszu.
- To o wyjątkowości... czy to o sukni?- zapytał cicho Condrad.
- O sukni - Kathil spojrzała na niego z pożądaniem spod na wpół przymkniętych powiek, zagryzła dolną wargę - proszę… - wyszeptała.
- Podnieś rąbki… sukni… wysoko… teraz.- szepnął jej powoli i nie znoszącym sprzeciwu głosem Condrad wprost do ucha.
Jego ochrypły głos wprost przy jej uchu, ciepły oddech i nakaz słyszalny nawet w szepcie sprawiły, że Kathil zadrżała i oddychając ciężko podciągnęła powoli kraj sukni, obnażając kolejno łydki, uda, biodra i podbrzusze. Czuła się jak zahipnotyzowana. I mimo, że wszystko dotąd było w większości grą, teraz przestawało być. Powoli zrobiła niewielki kroczek ku seniorowi, chcąc poczuć jego ciało blisko swego. Zatrzymała się niepewna i drżąca.
Mężczyzna sięgnął w dół i musnął palcami podbrzusze i intymny obszar dziewczyny przez króciutkie i wysoko wycięte majteczki. Uśmiechnął się dodając.- Jesteś gotowa.
Znów nachylił się i znów usłyszała cichy i stanowczy szept wprost do ucha. - Lekki rozkrok, wypnij pierś i nie waż się drgnąć… dostaniesz klapsa na pupę jeśli drgniesz.
Oddech Kathil przyspieszył i poczuła, że policzki ją palą, ale skinęła posłusznie głową i stanęła na rozchylonych nogach, mocno wciągając brzuch z podniecenia. Czuła, że szczyty jej piersi spięły się i wyraźnie odznaczają się przez suknię. Na rozkaz Condrada, ciało samo zareagowało tak jak chciał. Drżała i czuła gęsią skórkę pokrywającą jej ramiona. Popatrzyła na seniora spłoszona.
-Dobrze…- mężczyzna kucnął i powoli zsunął z niej bieliznę w dół.- Bardzo dobrze.
Kathil poczuła jak palcem wodzi po jej wrotach rozkoszy, a potem kciukiem zaczyna pocierać wrażliwy punkcik nad nimi sprawiając kolejne pioruny przyjemności przeszywające jej ciało.
- Pamiętaj… nie wolno ci się poruszyć.- rzekł stanowczo i głośno, acz z łobuzerskim tonem w głosie.
- Jak… mam… - Kathil oddychała ciężko i zaciskała dłonie na trzymanej tkaninie - się...nie ruszać… - jęknęła czując intymny dotyk Condrada i kolejne fale gorąca nim wywoływane. - Tor…- wciągnęła ostro powietrze - ...turujesz mnie…. - dokończyła na bezdechu, drżąc coraz bardziej.
- Sprawdzam tylko twą wytrzymałość…- bezczelnie rozchylił płatki jej kwiatu, by poczuła jego ciepły oddech w sobie.- Jeśli to tortury… to chcesz bym je przerwał? Wystarczy jedno twoje słowo… jeśli nie… masz być posłuszna.
Kathil przestała mówić, nie chcąc tracić sił na rozmowę. Przypomniała się jej sytuacja, gdy to ona sprawdzała wytrzymałość Jaegere. Wspomnienie i drażniące poruszenia palców nestora sprawiły, że cicho jęknęła. Szybko zagryzła wargę, by pokryć chwilę słabości. Poczuła pierwsze krople potu zbierające się na czole i nad górną wargą, nie kontrolowała drżenia ciała czując fale przyjemności powoli zbierające się w jej ciele. Zacisnęła mocniej dłonie z napięciem.
Palce mężczyzny pieściły przez chwilę jej intymny zakątek, leniwymi ruchami muskając jej skórę i sięgając głębiej. Condrad był bardzo delikatny w tej pieszczocie, ale pewnie dlatego że chciał wydłużyć całe doznanie… w końcu jednak nachylił się ku jej łonu. I Wesalt poczuła język muskający jej wrażliwy punkcik, już wszak rozpalony wcześniejszym dotykiem. Powoli i ostrożnie… wystawiając jej ciało na ciężką acz przyjemną próbę.
- Con… Condradzie - wydyszała spazmatycznie jego imię - … proszę - dodała ledwo słyszalnie, gdy jej ciało napięło się. Spojrzała ponownie na mężczyznę rozpalonym spojrzeniem ponaglającym go. - Nie wiem… - i nie dokończyła odchylając głowę do tyłu, dłonie się wyprostowały powoli nie puszczając jednak rąbka sukni.
- O co prosisz?… nie dosłyszałem.- droczył się z nią Condrad przerywając na szczęście słodkie tortury jej intymnego zakątka na rzecz liźnięć językiem po skórze jej ud.
Rozpalona i pobudzona Kathil, łapała ciężko oddech i odzyskiwała nieco kontroli nad swym ciałem, zawracając znad granicy rozkoszy.
- Od… odwdzię… czę się - ostrzegła. Oblizała wargi czubkiem języczka i uśmiechnęła kurczowo - O Twój dotyk… głębiej… - wymruczała niespeszona, lecz z lekką niecierpliwością w głosie.
- Myślę że możemy połączyć te przyjemności.- mruknął Condrad wstając i “przypadkiem” ocierając się o jej podbrzusze czubkiem rozbudzonej już znów męskości. Następnie szepnął jej do ucha stanowczym tonem głosu.- A teraz… pozbędziesz się tej sukni, opadniesz na czworaka i wypniesz swoją pupę… by prosić o nagrodę za swój sukces.
Kathil wciągnęła raptownie powietrze i rozszerzonymi z zaskoczenia i pożądania oczami spojrzała na Condrada. Sprawdzała wyraz jego twarzy i widząc, że mężczyzna nie żartuje, uniosła prowokacyjnie ramiona w górę by ściągnąć suknię. Przy okazji powoli się obracając w miejscu. Gdy stanęła tyłem do Condrada powoli i kusząco przechyliła się do przodu, odrzucając suknię i wypinając pośladki ocierając nimi się przy okazji o jego twardą dumę. Ponownie się wyprostowała by osunąć po kolei ramiączka koszulki i rozpiąć ją z drażniącą powolnością. Obróciła się ponownie wokół własnej osi, pozwalając mężczyźnie napawać się jej widokiem i delikatnymi muśnięciami jej rozgrzanej skóry. Po czym na koniec ruszyła ku łożu by powoli i przeciągając każdy ruch opaść na czworaka. Wypięła mocno pupcię i poruszyła nią lekko na boki, pogładziła swój pośladek dłonią i zerknęła na Condrada:
- Proszę… o nagrodę - przesunęła palcami po nabrzmiałych płatkach kobiecości - za sukces. - wymruczała cicho i lekko oblizała palce smakując własną przyjemność.
- Jak możesz w ogóle wierzyć…- mruknął Condrad pozbywając się spodni i podchodząc powoli do do łóżka. Kolejne części garderoby olbrzyma lądowały na podłodze, odsłaniając jego mięśnie i blizny.- ...że możesz przestać być dla mnie interesująca?
- Cristobal się mną znudził po paru miesiącach… - Kathil odwróciła się mocniej by móc podziwiać ciało Condrada, jego pewne ruchy i widoczny dowód pożądania.
- Niektórzy nie potrafią docenić… niezwykłej kobiety.- Condrad wdrapał się na łóżko, sprężyny zajęczały cicho. Mężczyzna objął dłońmi jej pośladki, nachylił się i musnął powolnym ruchem jej rozpalone pożądaniem łono. Po czym klęcząc posiadł ją gwałtownym ruchem bioder… mocno i głęboko. Jego twarde dłonie zacisnęły się na pupie Kathil niczym kleszcze unieruchamiając ją, gdy jej kochanek co chwila gwałtownie i bezlitośnie zdobywał jej kobiecość.
Każdy ruch Condrada przesyłał przez ciało Kathil dreszcze rozkoszy, które bardka pokrywała cichym pojękiwaniem i kurczowym zaciskaniem dłoni na pościeli. Wypięła biodra mocno w górę i opadła na łokcie, chowając twarz między ramionami. Z tej pozycji widziała ich połączone ciała i Condrada szturmującego jej kobiecość raz po raz. Uniosła się powoli i wyprostowała by uklęknąć. Wygięta w łuk sięgnęła by przyciągnąć Condrada do pocałunku, Zacisnęła dłoń na swej piersi drażniąc napięty szczyt i jęcząc przeciągle w usta mężczyzny, sygnalizując zbliżającą się ekstazę.
- Ty… chyba… chcesz być… uk...tego.. kla…- wydyszał sam również bliski, czuła między udami i głęboko w sobie. Nie dokończył słów, tylko nadal gwałtownie zdobywając jej ciało, pochwycił ją za pierś i ugniatając ją dłonią całował ją namitnie. Ich ciała wiły się na trzeszczących łożu, aż ekstaza całkowicie pochłonęła ich oboje w gwałtownej erupcji.
Drżąca Kathil trzymała się kurczowo Condrada aż oboje padli na łoże. Dziewczyna nie chciała się odsuwać, gdy wracała do rzeczywistości. Tym bardziej, gdy czuła ciężką dłoń mężczyzny masującą pupę Wesalt powolnymi ruchami.
Przez chwilę całowała powoli pierś i bark seniora.
- Takiego posłuszeństwa chcesz? - spytała drażniąc czubkiem języka szczyt męskiej piersi. i gładząc powolnymi ruchami resztę jego potężnego ciała.
- Też… i lojalności… i nie wiem…- mruknął Condrad wsuwając dłonie w jej pukle.- Przecież masz męża, jak więc możesz być zazdrosna o mnie?
Kathil ugryzła go w dopiero co całowaną pierś:
- Nie wiem… po prostu jestem… - usiadła na Condradzie i przesunęła dłońmi po swym biuście sprawiając, że szczyty znowu stanęły dumnie. Ujęła dłoń seniora i poprowadziła ją po prawej piersi - Zapamiętaj jak wyglądają i jak są kształtne i jędrne i jak idealnie pasują w Twoją dłoń. - mruknęła wyzywająco. - I niech to wspomnienie zastąpi Ci wizję piersi Saskii - pokazała język Condradowi.
- Saskia to przeszłość…- odparł Condrad zaczynając drapieżnie ugniatać i ściskać pierś dziewczyny.- A choć podniecająca jest wizja was obu nagich i swymi urokami walczących o me względy, to się nie spełni. Ona będzie walczyć o me spojrzenie… ty… nie musisz… bo już je masz.
Druga dłoń mężczyzny władczo sięgnęła między uda Kathil i głębiej, powolnymi acz stanowczymi ruchami pieszcząc ów zakątek jej ciała.
- Mówisz, że chcesz mej lojalności… dasz swą w zamian? - jęknęła głośno Wesalt - Jeśli Ci się poddam i ulegnę. - zaczęła powoli poruszać swymi biodrami, imitując pradawny ruch ujeżdżania - Czy raczej pozbędziesz jak niepotrzebnej już zabawki?
- Nie pozbyłem się Saskii… nie porzuciłem jak zabawki. Nasze łóżkowe drogi się rozeszły.- Jego duże twarde dłonie… czuła na swej piersi i w swym ciele. Pieszczące ją ze stanowczą i doświadczeniem.- A ty przecież jesteś kim więcej niż Saskia. Jesteś Vandyeck, jesteś żoną Ortusa i moją… kochanką… ale pragniesz czegoś więcej… pragniesz bym cię pokochał?
Kathil pochyliła się i pocałowała go, drażniąc olbrzyma zaczepliwymi ruchami swego języka. Zamruczała z przyjemności:
- Czemu uważasz, że tego chcę? Nie proszę Cię o nic prócz uszanowania mej niezależności i odrobiny lojalności. Mam plany co do rodu i nie chcę się obawiać pułapek z twej strony. - wtuliła twarz w szyję olbrzyma kąsając płatek ucha i skórę na szyi. Ocierała się swym ciałem o ciało seniora jakby anektując je dla siebie swym dotykiem. Znaczyła ramiona paznokciami, tors ukąszeniami, coraz bardziej chętna na powtórkę rozkoszy.
- Ja też mam plany co do rodu i co do ciebie i co do Ortusa. Ale ty utrudniasz mi je… sprawiasz, że staję się zachłanny wobec ciebie.- mruknął mężczyzna gwałtowniej pieszcząc jej ciało i bez delikatności… jak zwykle zresztą i jak lubiła.
- Może … - stęknęła - … omówimy te … plany po…. twym powrocie? - wydyszała mu w usta. - Zagramy o to kto …. pierwszy… wyłoży karty na stół? - uśmiechnęła się zadziornie, by zaraz zamknąć oczy odczuwając ekstazę.
- Zobaczymy po powrocie…- z uśmiechem doprowadził ją do granicy i sprawił że znów przeszła przez nią drżąc i pojękując z rozkoszy. Condrad uniósł jej nieco podbródek i cmoknął usta delikatnie.
- Obawiasz się? - oddała pocałunek i ponownie wtuliła w olbrzyma, leżąc na nim. Gładziła jego ramię i bok, muskając biodro i podbrzusze i coraz bardziej zbliżając się do muśnięcia jego włóczni. - Że Cię pobiję w grze? - uśmiechnęła się leniwie - Czy obawiasz się mi zaufać?
- Nie jestem naiwnym młodzikiem, Kathil. Może wyglądasz jak delikatna i niewinna panienka, ale bynajmniej… nie zmienia to faktu, że jesteś inteligentną i sprytną przeciwniczką. Przegram bitwę, jeśli rozegram ją na twoich warunkach. Wiem, że pobijesz mnie więc w swej grze.- poczochrał jej włosy leniwym ruchem dłoni dodając.- A ty… nie obawiasz się, że którejś pięknej nocy… zamknę drzwi i zatrzymam cię tu by rozkoszować się twymi wdziękami i twym posłuszeństwem…. tak jak kilka chwil temu?
Wesalt zadrżała lekko na samo wspomnienie:
- Nie… - mruknęła - … tego się nie obawiam. Czego innego tak. - pocałowała kącik ust nestora - Condradzie… jak rozwiążemy kwestię wydatków rodzinnych? Na przykład kwestię utrzymania gości, którą oszacowałyśmy z ochmistrzynią na jakieś trzy i pół tysiąca? Do tej pory wszystko było na mojej głowie, ale i wydatków było mniej…
- Ty masz ukryte przede mną fundusze, Kathil… uczciwym by było gdybyśmy się oboje dorzucili po połowie w takim razie.- mruknął Condrad wyraźnie rozleniwiony.
- No chyba się temu nie dziwisz? - zaczęła schodzić dłonią w dół jego podbrzusza - wszystkie zasoby jakie zostały po Cristobalu poszły na spłatę długów a i tak musiałam spieniężyć część ziemi i lasów. Fundusze, które mam … zarobiłam. Tak jak ty, który też nie opowiada mi się ze swej zasobności. - ułożyła głowę na podbrzuszu Condrada i dłońmi zaczęła się “bawić” jego zmęczonym orężem. - I nie w smak mi je przejadać. A i tak czeka mnie nie lada wydatek… - zawiesiła głos.
- Moje pieniądze też nie pochodzą z zysków jakie przynosi ta ziemia. Wszystko musiałem zdobyć sam, potem i krwią… czasami dla rodu trzeba poświęcić. A wierz mi… poświęciłem wiele.- nestor rodu drżał pod jej pieszczotą, jednocześnie masując dłonią włosy.- Część pieniędzy wyłożysz ty, uczennico. Część ja.
- Co byś powiedział… gdybym Ci powiedziała, że chcę … - Kathil przerwała by liźnięciami pobudzić olbrzyma jeszcze troszkę - się wyprowadzić…? - kontynuowała pieszczotę już samymi dłońmi mocniej zaciskając je na męskości Condrada i na jej podstawie.
- Czemu?- jęknął Condrad czując palce Kathil na swym coraz twardszym i sztywniejszym palu rozkoszy. Mężczyzna był coraz bardziej gotów na podbój jej ciała.- I gdzie… do zamku męża? Z pewnością jest zaniedbany… zapominasz też… głupta...sku -westchnął drżąc.- Kto dziedziczy majątki wujów O..ooo… ortusa… gdy zginą… bezdzie… tnie.
- Nie … - mruknęła dmuchając ciepłym powietrzem oręż Condrada - … wynajmę willę w Ordulinie - ponownie zamknęła usta na twardej, gorącej i gotowej broni nestora - Dam Ci … tu… wolną rękę… będziesz… mieć ode mnie spokój… - nie poprzestawała w swych wysiłkach.
- Skąd pomysł… że chcę mieć… od ciebie … spokój.- jęknął Condrad czując na swym orężu, miękkie wargi kochanki. Jego dłoń spoczęła na jej pupie, delikatnie masował pośladek… a następnie dał klapsa… niezbyt bolesnego, ale głośnego.- Lubię wszak… wydawać ci rozkazy… a ty.. ty.. pragniesz… je wyko..nywa...ć.
- W łożnicy… się nam układa...a potem Ty odrzucasz … - Kathil uniosła się i powoli dosiadła Condrada, karając go jednak i siadając tyłem do jego twarzy - … możliwość…. że wyciągam do Ciebie dłoń… - pochyliła się nieznacznie by powolnym ruchem bioder i widokiem ich złączonych ciał rozpocząć hipnozę mężczyzny. - Może lepiej… zatem - uniosła ramiona nad głowę i powoli wsunęła dłonie w swe włosy unosząc je by ukazać wąską talię - … byśmy mieszkali osobno…
- Jak długo… wytrzymamy… osobno…- Condrad sięgnął rękami do ciała Kathil, chwycił ją za piersi ściskając i pieszcząc je brutalnie, po czym odchylił się do tyłu ciągnąc ją za sobą. Kathil poczuła jego usta całujące jej szyję i bark.- A odrobina gniewu rozpala ciała w łóżku.
- Gdy wrócisz, chcę byśmy razem wyjechali - jęknęła wyginając swe ciało i wijąc się na olbrzymie - skoro nie mogę się wyprowadzić - wydyszała. - Zgodzisz … się?
- Zgodzę…- szepnął jej do ucha znacząc jej piersi drobnymi zadrapaniami paznokci, a szyję ukąszeniami.- Zgodzę.
- Sami… - Kathil poruszała się coraz bardziej niecierpliwie, całkowicie poddając się znaczeniu przez mężczyznę. Pożądanie wybuchło z większą siły gdy Condrad wyszeptał swą zgodę wprost do jej ucha. - … we .. dwójkę… ty.. i … ja. Tak? - poruszyła biodrami coraz bliższa ekstazy, szukając na oślep ust kochanka i zaciskając mocno swe dłonie na jego dłoniach.
- Do małego… mieszkanka w Ordulin.. z dużym… łóżkiem…- wymruczał jej do ucha Condrad sam też bliski eksplozji, która wstrząsnęła ich ciałami nagle i mocno.
Bardka oprzytomniała dopiero po dłuższej chwili i leniwie sturlała się z olbrzyma na łózko.
Spojrzała na swe piersi i mruknęła:
- I co ja mam powiedzieć Ortusowi? - wymierzając klapsa w udo nestora. - Kiedy wyruszasz?
- Jutro po południu… muszę jeszcze rozmówić się z sąsiadem.- odparł Condrad i wzruszył ramionami.- Ortus jest młodzikiem… sam widok piersi go zahipnotyzuje, a jeśli by pytał… cóż znajdziesz sposób na odwrócenie jego uwagi od tej sprawy.
- Ortus ma dzisiaj zadanie bez którego wypełnienia nie ujrzy nic - Kathil podniosła się z łóżka i zaczęła ubierać - Odwołasz swoich szpiegów? - spytała zapinając guziczki koszulki.
- Nie szpiegują ciebie.. a poza tym… wy jeszcze nie macie dzieci, więc warto sprawdzić czy istnieją inne alternatywy. Sama wiesz, że bękarty to… niekoniecznie najlepsi kandydaci na dziedziców.- mruknął niechętnie Condrad.
Kathil zamarła na chwilę spoglądając badawczo na nestora.
- Tak… oczywiście - dodała cichym chrząknięciem pokrywając zmieniony ton głosu. Ubrała suknię już bez komentarzy. Poprawiła sztywnym gestem włosy i nie spoglądając na Condrada rzekła:
- Udanej podróży i do zobaczenia wkrótce. - ruszyła do drzwi starając się by wyszło to naturalnie chociaż zaskoczenie, złość, ciupka gniewu i smutek, buzowały w niej.
- Nie bocz się tak. - odparł polubownie Condrad i westchnął. - Musisz pamiętać, że jestem już w wieku, w którym nie mam już wiele czasu na załatwienie spraw… zanim… Liczę, że jednak wam się uda.
- Chyba nie planujesz ściągać tutaj jakiegoś potencjalnego dzieciaka, którego w swej szczodrości zamierzasz adoptować, a w rzeczywistości by wzmocnić swą pozycję? - spojrzała jeszcze badawczo na olbrzyma - Zajdź do mych komnat jutro przed wyjazdem, dobrze? To zajmie dosłownie parę chwil. - doszła do wniosku, że prośby działają znacznie lepiej na Condrada niż rozkazy i łatwiej nim wtedy sterować. Uginanie się nie przeszkadzało jej za bardzo, dopóki mogła osiągnąć swój cel.
- Biorę różne scenariusze pod uwagę, choć nie… nie chodziło tylko o samą pozycję. Lecz o coś w Jest nas tylko dwójka Vandyecków… Ortus i ja. Z czego tylko twój mąż jest płodny. Jest mało moja słodka Kathil… jeśli zdobędziemy spore posiadłości kimś trzeba będzie te zamki obsadzić, tym bardziej jeśli ty zamierzasz zamieszkać w Ordulinie.- przypomniał jej Condrad i uśmiechnął.- Musimy stworzyć silny ród, musi skupić wszystko co po nim zostało. Ty i ja… Jeśli nasze zdobycze mają mieć znaczenie, komuś trzeba będzie je przekazać. Ale nie martw się baronesso… twoje dzieci będą najważniejsze.
- O ile starsi bracia lub siostry ich nie zabiją w kołysce lub później. Zapominasz o jednym: że wyciągnięte z biedy dziecko, nigdy nie zapomni, że było biedne. Więc automatycznie stawiasz moje i Ortusa nienarodzone dzieci od razu na przegranej pozycji. Dodatkowo dzieci mają również rodzinę matki. To komplikacje, których nie jesteś w stanie ani przewidzieć ani kontrolować. Nie brzmi to jak wzmacnianie rodu.
- To dobre… argumenty. Ale to że odnajdę jakieś dziecko… nie oznacza od razu, że je zaadoptuję.- stwierdził w odpowiedzi Condrad i uśmiechnął się. - Lubię jednak mieć pole do manewru.
Kathil nic nie odpowiedziała na te słowa choć na usta cisnęło się ich wiele. Nie było sensu strzępić języka na dywagacje. Wszak Cristobal mógł cóż… nie mieć szczęścia i w tym zakresie. Kurtyzany raczej nie spieszyły się z zachodzeniem w ciąże. Ona sama wiedziała to lepiej niż ktokolwiek inny.
- Cóż… widzę, że podjąłeś decyzję i nic Cię od niej nie odwiedzie. - wzruszyła ramionami - Będę czekać jutro. A tymczasem muszę wracać do swych komnat.
Pożegnała Condrada chłodno i ruszyła do swej części pałacu.
 
corax jest offline