Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2016, 10:04   #52
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Na blacie jej sekretarzyka leżał pospiesznie skreślony list. Drżące pismo informowało Kathil, gdzie jej małżonek miał zamiar ją uwieść… wybrał nieduży gabinecik, którego wyróżnikiem było szczególnie duże biurko i duży portret małżeński Kathil i Cristobala właśnie. Niemniej w liście proponował jej kolację i prosił o strój wieczorowy i brak bielizny. Był to gabinecik Cristobala o czym Wesalt dobrze wiedziała, bo tam po raz pierwszy posiadł ją jej pierwszy mąż. Jak to się los dziwnie splata? Nie było to złe wspomnienie… bądź co bądź Cristobal umiał dogodzić kobiecie, zwłaszcza gdy się go subtelnie nakierowało.
Jej były mąż zdecydowanie zbyt często, jak na gust Kathil, zaczynał ponownie pojawiać się w jej okolicach, czy to w rozmowach, czy to w niespodziewanych sytuacjach.
Podczas przygotowań do kolacji, wysłała umyślnego do cioteczki Mei, z prośbą o trzymanie ręki na pulsie w sprawie “dziedzica” i ewentualnych skutków ubocznych rozwiązłego życia Cristobala. Wyjaśniła pokrótce plan Condrada oraz fakt, że bez pomocy cioteczki nie jest w stanie przeciwdziałać jego planom. W pozostałym czasie, sprawdziła swą garderobę w posukiwaniu odpowiednich sukien na czas wizyty wujów oraz wysłała gołębia do Logana by rozejrzał się w poszukiwaniu łowczego do najęcia do zaganiania grubego zwierza.
Wybrała dwie suknie, które jej zdaniem powinny rzucić wujów … i Condrada na kolana. Po czym przygotowała się na kolację z mężem.
Ortus czekał już na nią w gabinecie, przy niedużym stoliku ustawionym tu specjalnie na tę okazję. Po jednej stronie stolika była miękka sofa, po drugiej krzesło na którym siedział nerwowo niczym uczniak przed egzaminem. Z portretu na Kathil patrzył jej wizerunek z promiennym uśmiechem. Mąż był całkowicie zasłonięty płachtą kiru… choć kusząco perwersyjna była myśl kochania się na jego oczach… żeby widział co przed nim ukrywała pod pozorami oziębłości. Mała odpłata za te wszystkie kłopoty po jego śmierci.
Na stoliku były kasztany.. pieczone zapewne, obrane z łupin i oblane czekoladą. Znany afrodyzjak. Było też i wino koloru rubinowego.
Ortus ubrany niczym… lokaj w marynarkę kamizelkę i spodnie przechodzące w pończochy wyglądał jeszcze bardziej młodo niż zwykle. I jeszcze bardziej speszony.
Kathil w luźnej, ciemnoniebieskiej sukni, podkreślającej jasną barwę jej włosów rozejrzała się zaciekawiona po gabineciku i uśmiechnęła do Ortusa.
- Witaj, mężu. Przychodzę na Twe wezwanie. - lekko dygnęła i wyciągnęła dłoń ku młodzikowi.
- Ja… tego.. wyglądasz… uro.. czo.- westchnął zawstydzony młodzik prowadząc ją ku sofie. Usiadł obok niej wpatrując się w dywan.- Ja… to trudne. Wiesz… próbowałem, wymyślić jakieś sonety, jakieś komplementy, które nie brzmiały by głupio i banalnie. Wpatrywałem się w twój portret licząc na natchnienie i…- zacisnął dłonie na kolanach.-... jedynie o czym mogłem myśleć, to rozerwaniu tej sukni ślubnej i pieszczotach twego ciała. Nie zdobyłbym cię , gdyby nie ten ślub… nie ma się co oszukiwać.
Bardka słuchała słów Ortusa i mruknęła cicho:
- Po pierwsze, to nigdy bym nie wiedziała, że chciałeś zdobywać. Dlatego czasem słowa są konieczne. - pogładziła dłoń męża - A co … co czujesz oprócz pożądania, bo wiesz… ja tego tak naprawdę nie wiem… Lubisz mnie choć trochę? - spytała nieśmiało.
- Lubię… jestem wdzięczny za wyciągnięcie z klasztoru.- wziął w palce kasztan i podał jej do ust.- Lubię widzieć zachwyt w twych oczach. I… wiesz… spędziłem z miłymi dziewczynkami ten czas w zamtuzie, ale… i tak nie zamieniłbym żadnej z nich na ciebie. Nawet gdyby to oznaczało, że tylko ciebie miałbym do pieszczot. Lubię gdy… jestem twoim mężczyzną w twoim spojrzeniu, a nie chłopcem który się jeszcze wiele nauczyć. Choć wiem, że masz rację to przyjdzie czas, że nie zobaczysz już we mnie nigdy chłopca… a tylko mężczyznę.
Po raz kolejny sprawdzały się mądrości, że mężczyźni lubią widzieć swe odbicie w oczach kobiet. Kathil zaś dodać mogła od siebie, że lubią odbicie tego jak mogą wyglądać, niekoniecznie zaś tego jak wyglądają.
Spojrzała na męża z czułym uśmiechem: - Ortusie, w klasztorze byłeś ledwie kilka dni temu. - powiedziała oblizując lekko wargi po podanym jej rarytasie - Nikt nie dojrzewa w tak krótkim czasie. A ja lubię Cię i jako chłopca i jako mężczyznę, na jakiego wyrastasz. Wiesz? A powiesz mi … jakim mężczyzną byś chciał być? Co dla tego mojego przyszłego męża będzie się liczyć najbardziej? - zaczęła ulubiony temat wszystkich ludzi: mówienie o sobie.
- Ty. Będę silnym i potężnym… człowiekiem, a ty będziesz mogła czuć się bezpiecznie w moich ramionach… bo cię ochronię.- odparł bez namysłu Ortus i sięgnął po kolejny kasztan.- Mój ojciec był wielkim wojownikiem, odważnym szlachetnym wspaniałym… i głupim. Pozwolił dać się zabić, zostawił moją matkę a swoją żonę, na pastwę tych dzikich psów a moich wujów. Ja… taki nie będę. Ja cię nie wypuszczę z objęć, nie pozwolę ci się czuć zagrożoną. Nie dam ci być samą, choć wiem że nasze małżeństwo… jest luźne towarzysko, to i tak… będę twoją tarczą. Kiedyś.- dodał na koniec z kwaśną miną wiedząc jak słaby jest jeszcze. I podał jej kolejny kasztan dodając.- No i najlepszym twoim kochankiem. Poznam to co lubisz i będę ci sprawiał dużo przyjemności.
- To brzmi… jak namiętność, jak pasja, mój miły - Kathil położyła głowę na ramieniu Ortusa - I wiem, że tak będzie. Tylko… gdy będziesz moja tarczą, kto będzie strzegł Ciebie? Co jeśli mnie zabraknie?
- Nie wiem… naprawdę nie wiem…- westchnął młodzieniec. I musnął kasztanem delikatnie usta swej żony.- Jeszcze kilka dni temu...byłem w klasztorze, a teraz… jeszcze nie minął nawet nasz miesiąc poślubny. To wszystko dzieje się tak szybko, że ciężko mi złapać oddech. Ale wiedz że cię lubię, coraz bardziej i bardziej.
- Wiem… musi być to szalona zmiana w porównaniu do życia w klasztorze. - Kathil nadstawiła usta do pieszczoty - Ja Ciebie też lubię, mój Ty gburku. Ale nie mogę obiecać, że przy mnie czy przy stryju tempo wydarzeń zwolni. - mruknęła - No chyba, że uciekniemy gdzieś daleko. - zaśmiała się cicho.
- Czy ja wiem… lubię to szalone życie…- zaśmiał się cicho.- Te słodkie kobiety i ciebie… i widzisz? Mimo że przygotowałem i kasztany i wino to… zamiast cię wprawić w romantyczny nastrój, tak sobie gadamy o życiu. Nie jestem materiałem na podrywacza… i mam szczęście, że ciebie złapałem. I kto wie… może wyjedziemy gdzieś daleko, ty i ja. Gdy bardziej się zbliżymy… duchowo oczywiście.
- Rozmowy o życiu to też ważna sprawa. Zbliża ludzi. Buduje więź. - uśmiechnęła się do Ortusa - A ja gadam jakbym była wiekową matroną. A Ty to prowokujesz. - puknęła palcem w czubek nosa młodzieńca. - Wiesz co wymyślił Condrad… nie zgadniesz… - sama sięgnęła po kasztana i podała go mężowi do ust wsuwając frykas powoli pomiędzy jego wargi i patrząc czule mu w oczy. - Szuka możliwych dzieci Cristobala, z zamiarem wprowadzenia do rodziny.
Usta młodziana pochwyciły jej palce delikatnie zaciskając się na nich. Język muskał jej opuszki delikatnie, gdy patrzył Wesalt w oczy. W końcu wypuścił swych więźniów.- Strasznie mu się spieszy. Jesteśmy ledwo kilka dni po ślubie, a on już chce dzieci… ech… co ty odpowiedziałaś na jego plany?
- Że stawia nasze nienarodzone dzieci na straconej pozycji i w niebezpieczeństwie. Nawet jeśli znajdzie dzieci Cristobala to one mają jakieś rodziny, a poza tym raczej ciężko by przyszło im zapomnieć skąd pochodzą. Wystarczy popatrzeć na historię, albo.. nie sięgać daleko lecz ku Vilgitzom. - Kathil skrzywiła się - Nie podoba mi się to, ale stryj stwierdził, że lubi mieć opcje. Pozostaje trzymać kciuki, że żadnych dzieci nie ma. - westchnęła ciężko.
- Na razie nie ma się czym martwić. Szkoda nerwów na gdybanie.- mruknął Ortus i cmoknął czule policzek Kathil.- Toooo jakie kwiaty lubisz? Jakie smakołyki? I… czy naprawdę nie masz nic pod suknią?- ostatnie pytanie zadał z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Wiem, masz rację. - mruknęła Kathil wtulając się w męża nieco zamyślona - Lubię frezje i konwalie. Smakołyki … rzadko jadam… muszę dbać o figurę. A czy nie mam… cóż pozostaje jedynie sprawdzić. A jak? To Ty mi powiedz. - podjęła figlarny ton męża.
- W zamtuzie pewna słodka blondynka o imieniu April… uczyła mnie jak zadowolić kobietę językiem… ponoć mistrzowie potrafią rozpalać godzinami… nie przeszkadzając im żadnych czynnościach. I sprawiając dużą przyjemność.- mruknął Ortus cmokając czoło przytulonej żony.- To właśnie planowałem po uwiedzeniu cię. Pieścić cię powoli i sprawiać przyjemność… z głową pod twoją suknią.
- Hmm i jak wam szło? - spytała ciekawsko.
- Mam zapał… ale brak mi doświadczenia i bywam niecierpliwy. Niemniej wiła się zmysłowo, gdy ją pieściłem…- wspomniał Ortus podając kolejnego kasztana do swej żony.- Miałem głupie… pomysły tutaj… jakby to było zabawnie, gdybym wtedy tam… był skryty pod twoją suknią ślubną… podczas wesela. Głupie, prawda?
- Czemu głupie? Nie cofniemy czasu ale… suknię mam i dzisiaj… - Kathil uśmiechnęła się kokieteryjnie i przez przypadek kąsając palec Ortusa zamiast kasztana - A cierpliwości się możemy uczyć razem.
- Nie starczy… mi jej na czekanie aż się w nią przebierzesz… nie tym razem.- Ortus ujął dłoń Kathil i poprowadził w dół. Ciasne spodnie lokaja, bez problemu pozwoliły jej wyczuć napięcie męża.- Ale może którymś razem… i portret… chcę mieć twój portret. W pięknej zmysłowej sukni, albo i bez… coś co zastąpi to…- wskazał na ślubny malunek Wesalt.
- A może nasz wspólny portret? - Wesalt spytała przysuwając się bliżej i masując delikatnie naprężony oręż męża - no chyba, że wolisz pozwolić bym godzinami stała naga przed malarzem - dodatkowo wyszeptała te słowa wprost w ucho młodziana. - Na twoich oczach… - ukąsiła płatek jego ucha.
- Nie wytrzymałbym tak długo widoku twego nagiego ciała… samotnego…- jęknął cicho drżąc pod dotykiem jej palców i jej szeptu. Ortus miał dużą wyobraźnię.- My we dwoje nadzy? Nie będziesz się mnie wstydziła?
- Czemu mam się Cię wstydzić? - dziewczyna musnęła wargami ciepły policzek męża.
- Nie jestem tak muskularny i dobrze zbudowany… godny ciebie.- zawstydził się Ortus drżąc pod palcami Kathil. Był już bliski pełnej gotowości.
- To się zmieni… a poza tym… czy do tej pory mi to przeszkadzało? - ukąsiła dolną wargę i zacisnęła dłoń nieco mocniej, wyciskając jęk z ust młodzika.
- Pragnę… pragnę cię… teraz..- jęknął spoglądając rozpalonym wzrokiem wprost w oczy Kathil.- bardzo.. mocno… Chcę… byś usiadła… podwinęła suknię… chcę zobaczyć… chcę posiąść na biurku.. teraz… proszę.
Drżał z podniecenia i gotowości. Jego oczy błyszczały, a to co czuła pod placami Wesalt, było gotowe do boju.
- A co z lekcją cierpliwości? - droczyła się z nim Kathil podnosząc się i stając wprost przed nim, powoli zaczęła się cofać ku wspomnianemu meblowi - Jak wysoko podwinąć suknię?
- Jak… najwyżej…- on obserwował ją nerwowo rozwiązując troczki spodni i podnosząc się z sofy. Jęknął cicho.- Wybacz… nie mam cierpliwości… pragnę tak mocno ciebie… potem… zrobimy to jak należy…. Wybacz.
- Pomóż mi - bardka wyciągnęła ręce do męża, by móc się go przytrzymać wspinając się na biureczko - zobacz… - podciągała powoli materiał sukni - zgodnie z mężowskim nakazem… - odsłoniła niczym nie osłonięte łono, uda i podbrzusze. Rozsunęła zachęcająco uda. - Widzisz? - kusiła spojrzeniem znad trzymanej w dłoniach spódnicy sukni.
- Www widzę… jesteś zachwycająca.- jęknął Ortus zgodnie z jej życzeniem pomagając je wspinać się dość wysoki mebel. Jego zachwyt widziała nie tylko w jego oczach. Poniżej też była owacja na stojąco.
- Najpierw dotknij mnie - wyszeptała - a potem… bądź czuły. - poprosiła oplatając biodra Ortusa nogami i powoli przyciągając go blisko do siebie. - Proszę, mężu. - wyszeptała ponownie ze słodką minką.
Dłonie Ortusa drżące opadły na piersi Kathil nadal okryte materiałem sukni. Starał się być delikatny, masując powoli te dwie krągłości. Całował jej szyję i biodrami sprawiał że lanca jego prowokująco ocierała się o jej podbrzusze. Aż w końcu wszedł… z trudem panując nad swymi pragnieniami. Starał się poruszać delikatnie swą dumą, w jej intymnym zakątku i całował jej szyję i ucho szepcząc.-Poprowadź me dłonie… moja… kochana.. żono.
Dziewczyna przesunęła się nieco, wtulając się w męża i przesunęła jego dłonie na swe pośladki:
- Chwyć mnie mocno.. jak... mój obrońca, jak... moja tarcza. - Kathil wtuliła się i zaczęła obsypywać pocałunkami szyję młodego kochanka, kąsając go nieco mocniej, znacząc go dla siebie. - Mój… - mruknęła z zadowoleniem i ucałowała Ortusa namiętnie, jęcząc cichutko przy każdym jego uderzeniu. Dłonie zacisnęła na jego ramionach, przytrzymując się jego ciała podczas ich wspólnego zbliżenia.
Czując tak blisko jej miękkie i ciepłe ciało, Ortus zacisnął mocniej dłonie na pupie żony dociskając jej ciało i wywołując uśmiech zadowolenia. O tak, przyjemnie Kathil było czuć męża w całej rozpalonej okazałości… czuć jak się przemieszcza w niej, jak sięga tam gdzie wzrok nie mógł sięgnąć. Rozpalony jej ciałem, gorączkowy nerwowy i silny. Mocno podbijający jej chętne ciało i doprowadzający ich oboje do rozkoszy.
Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do wtulonego w nią męża.
- Hmmm - mruknęła cichutko bardka - to było inne… prawie jakbyś tęsknił za mną. - dziewczyna pocałowała młodziana zanim zdążył odpowiedzieć na jej leniwą zaczepkę. Czule obsypała jego spoconą twarz pocałunkami, wcale nie puszczając go od siebie. - Jakoś moje ciało ma swój rozum i nie chce ci pozwolić odejść, miły. - zaśmiała się cicho wtulając nosek w załamanie jego szyi.
- A pozwoli się chociaż zsunąć?- mruknął młodzik delikatnie dając klapsa w pupę.- Chciałbym zrobić… dobrze.. pokazać co już.. się uczyłem...Dobrze?
- A to nie wiem … zobaczmy - i spróbowała poluźnić swe ramiona i nogi wciąż obejmujące męża w biodrach - mmm - zmarszczyła nosek - nie bardzo…- znowu udała, że próbuje rozerwać swój uchwyt - O! coś się chyba poluzowało - mrugnęła wesoło do Ortusa i wypuściła z objęć - Dobrze, kochany, jak mogłabym odmówić?
Ortus osunął się w dół i dłońmi wodził po skórze ud Kathil muskając ją tez ustami i czubkiem języka. - Niełatwo mi będzie utrzymać dłonie przy sobie… ale zastanawiam się… czy nie porwać cię kiedyś do lasu. Budzisz moją ciekawość.
Musnął powolnym ruchem języka łono swej żony.- Wiem… co na pewno lubię… poza oczywiście twym gorącym jak piekielny żar ciałem. Jak uśmiechasz… i jesteś w dobrym humorze. To lubię… nawet gdy oboje jesteśmy ubrani.
- Musimy częściej się tak umawiać… - uśmiechnęła się Kathil odchylając się na opartym o biurko ramieniu, zaś wolną dłoń kładąc na głowie Ortusa - Tracisz nieśmiałość i żonglujesz słowem jak artysta - jęknęła czując powolne pieszczoty na swej kobiecości - może… powinniśmy … mieć tutaj jakiegoś…. skrybę, by spisywał tw..twe słowa… - poddawała się mężowi bez cienia nieśmiałości czy fałszywej skromności.
- Żeby nam przeszkadzał? Może sam napiszę list do ciebie… gdy pojadę z akrobatami.- pomiędzy słowami językiem sięgał głębiej i smakował ślady ich wspólnej rozkoszy. Do tego wodził po udach kochanki powolnymi muśnięciami dłoni.- A jak wrócę.. rzucę się na ciebie jak dzikie zwierzę.
- Nie dostawałam wielu listów… miłosnych… napisz - Kathil spojrzała w dół na twarz Ortusa schowaną między jej udami i częściowo przykrytą materiałem sukni - A jak wrócisz… pojedziemy do lasu, … dzikie… zwierzęta tam pasują. - wypchnęła lekko swoje biodra ku górze.
I udostępniła dłoniom swego męża własne pośladki, które ściskał i pieścił i masował i muskał pomiędzy kciukiem prowokująco.
- Wiesz… nie bardzo umiem pisać romantycznie. Ale postaram się… przelać moje pragnienia na papier.- mruknął i mocniej przywarł ustami do jej łona, by smyrającym zwinnie językiem trącać najgłębiej ukryte struny rozkoszy w jej ciele. Wodził nim tak głęboko jak tylko mógł… wzmagając te doznania. I chcąc by rozkoszowała się wizją kolejnych nocy razem.
Kathil opadła całkiem na biurko i cichymi jękami i głośniejszymi piśnięciami dawała znać mężowi jak wiele się nauczył i jak zadowolona jest z jego postępów. Palce jednej dłoni wplotła w jego włosy, drugą dłonią drażniła napięte szczyty swych piersi. Wijąc się pod dotykiem Ortusa raz jeszcze spojrzała na osłonięty kirem wizerunek Cristobala i z lubieżnym uśmieszkiem na buzi pomyślała, że jej były mąż nie poznałby w niej swojej żony.
Liźnięcia i muśnięcia Ortusa wprawiały jej ciało w spazmatyczne skurcze i wydzierały co jakiś czas namiętne okrzyki z jej ust, gdy czuła budującą się szybko falę przyjemności.
Ortus smakował jej ciało z entuzjazmem… co przechodziło w przyjemny dreszczyk wywołujący jęki, aż do wyginającego w jej łuk wybuchu rozkoszy. Po tym jednak Ortus skorzystał z sytuacji i gdy Wesalt leżała bezbronna i porażona przyjemnymi doznaniami. Wstał i znów powoli posiadł swą żonę, jego dłonie spoczęły na jej piersiach, które ugniatał i pieścił przez materiał jej sukni, patrząc jej wprost oczy. Jej ciało przeszywane kolejnymi sztychami młodzika, było.. najpiękniejsze i najcudowniejsze w jego oczach. Stawał się całkowicie jej i mogła być dumna, że dopieła celu. Ale drżąc pod jego ruchami bioder i pieszczotami… czy nie stawała się jego?
Przez myśl przebiegło Kathil, że Ortus zaczyna posiadać ją tak jak Condrad może tylko marzyć. Mąż podbił kawałeczek jej serca, tak mocno zawsze chronionego i do tej pory niezdobytego. Pod powiekami poczuła budujące się łzy, gdy wpatrywała się w twarz Ortusa.
Kolejne ruchy bioder wprawiły jej ciało w ruch, a piersi w falowanie. Ortus próbował być delikatny, ale żądza w nim narastała i ciało drżało. Nie musiał, sama była już rozpalona kolejną chwilą figli i odruchowo się prężyła na biurku zachęcając męża do stanowczości. Uzyskała… rozkosz kolejny raz przeszyła jej ciało. A głowa Ortus spoczęła na jej piersiach.
- Będę tęsknił za tobą i martwił się… bądź ostrożna, dobrze?- wyszeptał tuląc zaborczo rozluźniające się po ostatnich falach rozkoszy ciało swej małżonki.
- Obiecuję, miły, obiecuję - Kathil tuliła głowę Ortusa, przeczesując jego włosy i ocierając spocone czoło. - Nie będziesz osamotniony w tęsknocie. Ja też będę tęsknić. Ale to ledwie kilka dni… - stwierdziła, próbując pocieszyć i siebie i jego. - A potem będziemy razem. No chyba, że planujesz jakieś niecne trójkątne schadzki. - uśmiechnęła się i uniosła lekko by przyciągnąć męża do pocałunku.
-Ja…- speszył się Ortus, ale pocałowawszy namiętnie usta Kathi dodał z uśmiechem.- No… nie powiem, że tamten poranek nie utknął mi w pamięci, a ty w objęciach innej kobiety jesteś taka podniecająca… że nie mogłem wtedy oderwać od ciebie, od was oczu. Ale obawiam się, że nie potrafiłbym nic takiego zorganizować. Nie wiem nawet jak się za to zabrać.
- Ja tamtego poranku też nie organizowałam. - Wesalt roześmiała się cicho - to był właściwy moment, z właściwymi osobami. - Gdzie dzisiaj postanowiłeś nocować? - spytała z niewinną minką.
- W twoim łóżku… jak mnie wpuścisz.- mruknął Ortus całując czubek nosa Kathil.- I wiem… tamta sytuacja, była wyjątkowa. No i…- dłonie młodzika pochwyciły biust Kathil w powolnym leniwym masażu.-... wpuścisz mnie, czy może jeszcze mam cię jakoś… zachęcić?
- Wpuszczę - mruknęła prężąc biust Kathil - ale zapłacisz mi za to myto. - uśmiechnęła się leciutko, myśląc, czy by nie wypróbować na nim sztuczek z woskiem. Mogłoby być ciekawie z jego brakiem cierpliwości.
- Dobrze… jakie myto? -zapytał zaciekawiony młodzik nie przestając pieścić piersi Kathil dumnie uniesionych w górę, coraz drapieżniej ściskając je przez materiał.
- Bardzo wysoka zapłata za korzystanie z mej komnaty - mruknęła bardka, zagryzając dolną wargę - chcesz to możemy się przenieść do sypialni teraz. - uniosła lekko brew z wyzwaniem spoglądając na męża.
- Zgoda… przemkniemy tam całkiem nadzy?- zapytał żartobliwie Ortus z łobuzerskim uśmiechem. Było już co prawda późno i większość służby spała… no właśnie, większość. Nie wszyscy.
- Zgoda - Kathil poczuła szybsze krążenie krwi na myśl o takiej przebieżce - Puść mnie zatem - zaśmiała się cicho. - Muszę się rozebrać.
- Ja też w zasadzie powinienem zrzucić co nieco…- mruknął Ortus wstając i odsuwając się od Wesalt, by szybko zabrać się za pozbywanie kolejnych ciuchów… kamizelka i koszula szybko wylądowały na podłodze. Całkiem zsunął z siebie spodnie oplątane wokół kostek.
Dziewczyna zeskoczyła z biurka i stanęła przed mężem unosząc ramiona:
- Rozbierz mnie… - poprosiła z psotnym uśmiechem i chochlikami w oczach.
Ortus spoglądał przez chwilę na Kathil zaskoczony jej prośbą. Po czym drżąc zaczął podwijać suknię w górę i Wesalt czuła jego ciepły i coraz szybszy oddech coraz wyżej na swym coraz bardziej nagim ciele.
- Jesteś cudowna…- usłyszała gdy odsłonił jej biust, bo przecież zgodnie z prośbą męża pod suknią nic nie było.
Wesalt wyślizgnęła się spod sukni i zachichotała na widok Ortusa udekorowanego materiałem - O nie, nie będziesz nosił mych sukien, oddaj ją. - i zsunęła materiał z twarzy młodego męża całując go czule, gdy w końcu odkryła jego usta.
- Tak.. ty lepiej w nich wyglądasz… bez nich.. też… - mruknął Ortus wędrując lubieżnym spojrzeniem po ciele nagiej Kathil. Była pożądana, co zresztą mile łechtało jej ego.
- Ty też mi się podobasz bez ubrania - bardka na chwilę przywarła do młodzieńca i… dała mu klapsa w pośladek - Berek! - wykrzyknęła i ruszyła ku drzwiom zabierając ze sobą suknię. Otworzyła drzwi, by szybko ocenić sytuację na korytarzu i wydając ciche, podekscytowane piśnięcie ruszyła biegiem ku sypialni, co chwila oglądając się przez ramię na męża. Suknię tuliła przed sobą zwiniętą w niewielki rulon materiału.
Było to dziwne uczucie pozwolić sobie na taką chwilę dziecięcej beztroski, było to też dziwne uczucie czuć chłód nocy i korytarza na całym nagim ciele. I było to dziwne uczucie, czuć ekscytację perspektywą zaskoczenia kogoś swoją nagością. Choć niekoniecznie chciała obdarzyć kogoś widokiem swych wdzięków.
Kroki… ciężkie głośne.
Unik odruchowy i skrycie się w cieniu kolumienki.
Gaston szedł zapewne będąc na patrolu. Jego jasne włosy były lekko opuszczone na twarz. Pewnie dlatego by zamaskować opuchnięty policzek i podbite oko. Wyglądał dość żałośnie, choć minę miał dumną.
Kathil wciągnęła Ortusa za sobą i gestem nakazała milczenie. Sama drżącymi dłońmi rozwijała nerwowo suknię:
- Devries, zatrzymaj się tam gdzieś jest. - nakazała władczo próbując szybko się ubrać i to samo gestykulując mężowi.
- Co?! Kto tu jest?!- warknął gniewnie mężczyzna, ale stanął w miejscu opierając dłoń na mieczu.
- Baronessa Vandyeck - odpowiedziała Kathil nurkując w suknię i przeciągając ją nerwowo przez głowę. - Stój i nie ruszaj się!
- Niby to czemu?- warknął i ruszył o krok. Ale… potem się zatrzymał dotykając rękawicą obolały policzek. Ortus w tym czasie wciągnął spodnie kryjąc się za żoną.
Kathil poprawiając i obciągając suknię wyszła zza kolumny machając Ortusowi dłonią by kończył ubieranie, sama zaś podeszła do Gastona.
- Nocny obchód? - spytała zdając sobie sprawę, że jej policzki są zarumienione a suknia okrywa ją lecz nie kryje dokładnie jej wdzięków. Mimo to stanęła przed mężczyzną z poważną miną.
- Ano… wymruczał Gaston bezczelnie przyglądając się jej krągłościom z lubieżnym uśmieszkiem.- Ostatni przed wyjazdem… a co?
- “A co”? - Kathil uniosła brew - Do Condrada też się tak zwracasz...rycerzu? - ostatnie słowo zawiesiła z dużym znakiem zapytania w powietrzu. Po czym nagle uśmiechnęła się i odsunęła włosy z twarzy, na bok, odsłaniając szyję mimochodem.
Z ust mężczyzny popłynęło gniewne mamrotanie połączone zaciskaniem dłoni w pięści, ale nie odważył się zrobić niczego przyglądając się szyi Wesalt. Po chwili uśmiechnął się ironicznie i pogardliwie widząc zbliżającego się Ortusa w nieco pomiętym stroju.- A można wiedzieć co tu się wyprawia?
- Nie można… - odcięła się Kathil wciąż uśmiechając się olśniewająco - … to tyś tu na służbie a nie ja u ciebie, żebym we własnym domu ci się tłumaczyć miała. - bardka wtuliła się w Ortusa plecami, udając, że taka dzielna jest tylko z powodu jego obecności. Nie chciała ukazywać Gastonowi wszystkiego na raz. Im mniej ją postrzegał jak coś więcej niż ładną twarzyczkę, tym lepiej. Ale chciała by i on podczas podróży był pod wpływem jej osoby. By Condrad odczuł to też.
Ortus otulił od tyłu ramionami Kathil i przytulił ją do siebie zaborczo. Musnął kilka razy jej szyję pocałunkami, nim rzekł, wpatrzony niechętnie w Gastona. -Co on tu robi?
- Patroluje … podobno - Kathil lekko odwróciła twarz w stronę męża i położyła mu dłoń na policzku, nie spuszczała jednak spojrzenia z Devriesa - Jednak Condrad nie wspominał mi nic o patrolu w moim skrzydle. - zmrużyła lekko oczy - Łatwo będzie to sprawdzić, czy faktycznie patrol czy … co innego. - spoważniała wpatrując się uważnie w opuchniętą twarz Gastona.
- To jest patrol… panienko.- odparł Devries znów odruchowo dotknął opuchlizny.- Osobiście sprawdzam czujność strażników. To ich trzyma w pogotowiu. Trzeba mieć oczy na strażników.
- Z pewnością…- mruknął Ortus cmokając czule szyję Kathil.
- Devries … - Kathil uwolniła się z objęć męża i podeszła lekko ku rycerza -... doceniam Twą postawę - stwierdziła z uśmiechem i oblizała lekko usta języczkiem patrząc w górę na jego twarz - ale jeśli jeszcze raz zwrócisz się do mnie panienko, twoje krocze będzie wyglądać jak twoja twarz - wyszeptała uwodzicielsko - Dla ciebie jestem pani baronessa Vandyeck i Vilgitz. Rozumiemy się? - wycedziła dosadnie i zmrużyła oczy jak kocica.
- Koteczek ma pazurki, tak?- uśmiechnął się ironicznie Devries i spojrzał na młodzika, a potem znów na Kathil.- Niech ci będzie koteczku… baronesso Vandyeck - Vilgitz.
- Koteczek ma również lwy … - prychnęła Kathil i wyciągnęła palec wskazując na opuchniętą wargę Gastona - … a lew potrafi pogonić nawet najgłośniej ujadające kundle. Możesz kontynuować patrol. - machnęła leniwie dłonią w niemalże królewskim geście, odprawiając Devriesa.
Odszedł gniewny, ale odszedł szybko wystarczająco przestraszony jej sugestią dotyczącą Condrada.
- Było blisko.- stwierdził cicho Ortus, gdy rycerz znikł im z pola widzenia.
- Było - zachichotała Kathil i pociągnęła męża do sypialni - ale… - gdy wpadli biegiem do sypialni oparła męża o drzwi i oparła się sama o niego - wiesz.. - spojrzała ku jego twarzy - broniłeś mnie - uśmiechnęła się i cmoknęła go w policzek.
- Oczywiście… nie dał bym cię skrzywdzić nikomu. Teraz jeszcze ze mnie kiepski obrońca, ale poczekaj, a z czasem zobaczysz.- objął ją w pasie i podciągał powoli suknię w górę.- Masz ładną pupę… uroczo błyskała za każdym skrętem korytarza, gdy goniłem za tobą.
- Poczekam - ucałowała go i uciekła kilka kroków - a teraz pora na myto… rozbieraj się…mężulku.
Sama podeszła by sprawdzić jak się mają szarfy, którymi przywiązany był Condrad. Zerwane szybko rozwiązała i ukryła pod materacem. Ruszyła do garderoby by wymienić brakujące delikatne sznury i wracając zawiązała Ortusowi oczy.
- Widzisz coś? - spytała wprost do jego ucha.
- Nie… nic… a szkoda… bo wiem że jest na co popatrzeć.- wymruczał cicho.
- Płacisz myto, więc nie masz teraz głosu - zaśmiała się cicho - przynajmniej w tej kwestii.
Poprowadziła Ortusa ku łóżku i pomogła się mu ułożyć na nim.
- Teraz się nie ruszaj. - zrzuciła suknię i sama wdrapała się na materac by skrępować ręce Ortusa szarfami. Zabawki używane na Condradzie wciąż były pod ręką więc wykorzystała je. Rozpoczęła od delikatnych pocałunków by przejść do delikatnego muskania ciała Ortusa piórami. Prawie całego ciała. Wszędzie prócz jego męskości, doprowadzając niecierpliwego młodzika do wrzenia.
- A teraz uważaj… - zapaliła świecę i po chwili skropiła kilka kropelek wosku na jego pierś tuż koło niewielkiego, napiętego szczytu, który drażniła czubkiem języka.
Syknął z bólu i naprężył się drżąc. - Co to było?
Jego oddech przyspieszył przez chwilę, a potem Ortus się uspokoił.- Co się stało?
- To był wosk… mam kontynuować? - spytała cicho, ujmując bez uprzedzenia w dłoń jego oręż.
- Hmmm… myto, tak? Myślę…- jęknął cicho napinając ciało w oczekiwaniu.- … że jesteś nagrodą wartą poświęcenia.
- Nie muszę kontynuować… to zależy od ciebie… miły - pocałowała usta młodzika i pogładziła pieszczotliwie jego męskość.
- Ale ja się nie wycofuję…- jęknął cicho czując delikatne palce Kathil i uśmiechnął się łobuzersko.- Wiesz… że będę kiedyś twoim ulubionym kochankiem. Nie poddam się przeciwnościom… zrób to.
Kathil słysząc te słowa nie mogła powstrzymać uśmiechu - dobrze, że Ortus miał zawiązane oczy. Pochyliła się nad nim i zaczęła ustami pieścić jego prężącą się broń, by jednocześnie opuścić kilka kropel na jego tors i jeszcze kilka na udo. Za każdą kroplą zaciskała nieco mocniej usta na jego orężu i pochylała się niżej by pieścić go całego coraz mocniej.
Związany i bezbronny Ortus wił się i prężył dysząc. Atakowany jednocześnie przez rozkosz i ból nie potrafił skupić się na jednym doznaniu i raz pojękiwał z bólu i rozkoszy. Ale to co się dumnie prężyło w ustach Wesalt, było rozkoszą… twardą i gorącą.
W końcu Kathil zlitowała się nad mężem i …. narysowała ciepłymi kroplami wosku długą linię wzdłuż jego brzucha. Gdzieś pośrodku linii uklękła nad małżonkiem i naprowadzając go dłonią dosiadła gwałtownie. Jękiem zgasiła świecę i odrzuciła, by opierając dłonie na udach Ortusa, poruszać szybko i mocno biodrami. Prowadziła oboje na brzeg ekstazy… przekroczyła go z imieniem młodziana na ustach. Gdy świat wrócił do swych ram, a sama Wesalt złapała oddech sięgnęła by rozwiązać dłonie Ortusa i opadła na łoże wtulając się w niego plecami.
- Toooo… skoro zapłaciłem myto… to jesteś cała moja?- mruczał jej do ucha tuląc zaborczo.- Tak?
- Tak… - wymruczała całując ramię, na którym złożyła głowę. -... za pięć minut będzie mnie więcej… tylko złapię oddech… - zagroziła z uśmiechem ciasno wtulając pośladki w podbrzusze leżącego za nią kochanka.
- Nie szkodzi… mi się nie spieszy… ułóż się wygodnie… a ja zapoznam się z tobą.. tylko ustami i językiem…- cmoknął delikatnie ucho dziewczyny nadal mając opaskę na oczy.- Ale następnym razem… gdy będę płacił myto… to chcę widzieć wszystko… a najbardziej… twoją twarz.
Kathil musiała się pogodzić z faktem, że jej młody małżonek chce w pełni wykorzystać ich wspólną ostatnią noc i z pewnością nie wypuści jej z sypialni. A Logan… cóż, Logan sobie poradzi?
 
corax jest offline