Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2016, 20:44   #30
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Mnich jeszcze przez jakiś czas siedział samotnie przy stoliku. Delektował się napojem z suszonych śliwek, które od pierwszego spróbowania, przypadły mu do gustu. Zamówił jeszcze jedną porcję zupy, bowiem nie chciał iść spać głodny. W przeciwieństwie do reszty podróżników, on wolał nocować w stajni. Tańsze koszta, a i spanie na sianie nie było takie złe. W porównaniu do gołej ziemi, czy zimnych granitowych bloków siano wydawało się być prawdziwym luksusem.
Ciepła zupa rozgrzała zmarznięte wnętrzności mnicha, jednocześnie sycąc go do pełna. Łyżka raz po raz wędrowała w jego ustach, wlewając ciepłą ciecz do ust. W ciszy i spokoju kontemplował nad życiem i światem. Po pewnym czasie przestał nawet zwracać uwagę na otaczających go ludzi.
Misja, która go czekała, była dziwna. Niby proste, lecz miał przeczucie że nie wszystko zostało im powiedziane do końca. Podróż morska jaką miał odbyć nie napawała go przerażeniem, a raczej ciekawością bowiem wcześniej tylko raz płynął statkiem. Fakt, bujanie i morskie fale nie były czymś co by mu przypadło do gustu, ale z drugiej strony podziwianie natury i ta wolność. Rozkoszował się tym. Tak samo jak morskimi stworzeniami, które mógł zobaczyć podczas podróży. Nekromantka. Sontia. Imię to słyszał po raz pierwszy, choć mnisi z klasztoru mówili mu o tych magach. Z reguły byli źli. Pragnęli nieśmiertelności i potęgi. Może to dlatego Riv wysłała go w tą podróż. Może dlatego, kazała odnaleźć mu skrzydlatą.
Tak zamyślony Fe Li opuścił karczmę i udał się do stojącej obok stajni. Tam miał przygotowany swój własny boks, i miejsce gdzie mógł spocząć. W innych zagrodach znajdowały się wierzchowce, ale ich obecność nie przeszkadzała mu. A on im. Oczywiście wolał towarzystwo koni, niż centaurów. Te bywały często zaczepne, lub chciały za każdym razem udowodnić swoją wyższość nad ludźmi. Mnich jednak pragnął oddać się jeszcze wieczornej medytacji, gdzie mógłby poszukać odpowiedzi na pewne nurtujące go pytania. Świat, w którym się znalazł, dalece odbiegał od tego, który znał przez całe życie. Różnorodność istot, które ciągle napotykał, zaskakiwała go. Do tej pory miał szczęście, gdyż nikt go nie zaczepiał, ani nie pragnął z nim konfrontacji.
Jeden z wielkich Mistrzów od małego wpajał mu jedną maksymę. Zwyciężają ci, którzy wiedzą, kiedy walczyć, a kiedy nie. Dlatego Fei Li nie szukał zwady, bowiem zawsze może trafić się potężniejszy wojownik od niego. Porażka boli, ale porażka do której sam doprowadzasz, boli podwójnie.
Pochłoniętego myślami mnicha, dobiegł głos cichych kroków. Ktoś się skradał. Dało się to wyczuć nie tylko po sposobie stawianych kroków, ale także i oddechu. Ktoś nie chciał spłoszyć koni, ani wzbudzić niepokoju u centaurów, czy odpoczywających na górze harpii. Ten ktoś, był dobry. Naprawdę dobry. Nie czyniąc hałasu, Fei Li podniósł się, nie czyniąc żadnego hałasu i wyjrzał spokojnie znad boksu. Początkowo dostrzegł tylko cień człowieka, który pragnął dostać się do stajni, do jednego z pomieszczeń. Sposób w jaki to robił, z pewnością świadczył o tym że nie mógł być on właścicielem zwierzęcia, które tam stało.
Biały ogier ający najlepszy boks, oraz mogący liczyć na specjalne traktowanie, z pewnością nie należał do tego człowieka.
Fei Li wyszedł po cichu ze swojego pomieszczenia i lekko chrząknął, uśmiechając się przy tym. Złodziej automatycznie odwrócił się, a w jego dłoniach zabłysnęła stal. Nieznajomy mężczyzna, liczył około trzydziestu, może czterdziestu wiosen. Na poznaczonym czole bliznami zawieszona była chusta, która przytrzymywała włosy aby nie spadały na twarz. Ubranie było dość mocno znoszone, i nosiło ślady licznych cerowań.
-Spadaj. To nie twoja sprawa - warknął nieznajomy
-Myślę dobry człowieku, że powinieneś sobie stąd pójść. Ten koń nie należy do Ciebie - odrzekł spokojnie mnich
Mężczyzna rozłożył ręce w geście mówiący “że sobie idzie”, by w jednym ułamku sekundy jego prawa dłoń wystrzeliła do przodu. Ostrze, które trzymał w dłoniach, zostało uwolnione i pomknęło ku mnichowi. Ten nie odrywając nawet stóp od ziemi, wykonał skręt tułowiem tak, że stal mignęła obok niego. Ostrze odbiło się od murku, który znajdował się za mnichem. Fei Li uśmiechnął się tylko, i pokręcił głową. Nie chciał walki. Nie widział sensu, tym bardziej że, jego przeciwnik nawet uzbrojony nie miał za wielkich szans z nim.
-Naprawdę, powinieneś iść sobie stąd. Straż pewnie zaraz przybędzie. Po co Ci kłopoty - próbował przemówić do rozumu nieznajomemu.
Ten jednak nie zamierzał ustąpić, a może po prostu uważał się za lepszego. To nie miało większego znaczenia, bowiem jedyne co było w tych chwilach istotne to że, zaatakował mnicha. Ruszył biegiem na niego, wymachując mieczem, którym zamierzał go najpewniej zabić. Miecz, który znalazł się w prawej dłoni, wyglądał na dość ostry i z pewnością było to narzędzie, które mogło uczynić wiele krzywdy. Jego właściciel niestety był zbyt zapalczywy, i atakował bez pomyślunku. Wykonał zamach od góry, jakby chciał przepołowić swojego przeciwnika. Fei Li spokojnie wyczekał na dogodny moment, i praktycznie nie odrywając stóp od ziemi, zszedł na bok, unikając ciosu. Jednocześnie gdy ręka napastnika, niesiona siłą pędu, była już na wysokości jego barku, jedna z dłoni mnicha wystrzeliła do przodu w celu złapania za przedramie, by druga uderzyła wewnętrzną częścią dłoni w bark. Nim złodziej zdążył zareagować, Fei Li wykonał kolejne szybkie uderzenie. Tym razem trafił łokciem w twarz. Złodziej padł na ziemię wypuszczając miecz.
Mnich odstąpił parę kroków do tyłu, dając możliwość wycofania się przeciwnikowi. Ten patrzył wzrokiem pełnym nienawiści ale i strachu, bowiem Fei Li wydawał się być spokojny i niewzruszony. Złodziej wstał i trzymając się za wybity bark, zaczął się wycofywać.
Jego wycofywanie się ułatwiła w znacznym stopniu strzała, która wbiła się w podłogę tuż przed jego stopami.
- Powinieneś posłuchać - stanowczy głos, bez wątpienia należący do kobiety, dotarł do nich od strony przepierzenia, za którym znajdowała się część stajni przeznaczona dla centaurów. Drzwi, które do niej prowadziły były lekko uchylone, tak iż nie dało się w pełni dostrzec kim jest właścicielka głosu. Nie dało się jednak nie zauważyć grotu kolejnej strzały gotowego w każdej chwili pomknąć ku złodziejowi. Temu najwyraźniej wystarczyło atrakcji jak na jeden wieczór. Zachowując czujność wycofał się do wyjścia ze stajni, za którego drzwiami po chwili zniknął.
- Powiadomię księżniczkę o tym zdarzeniu. Z pewnością będzie ci chciała podziękować - ten sam głos przemówił po raz kolejny, a jego właścicielka wyłoniła się z mroku, odkładając strzałę do kołczana.

Mnich odwrócił się w pełni, gdy już złodziejaszek zniknął za drzwiami, w kierunku centaurzycy i lekko skłonił się, mówiąc:
-Dziękuję za pomoc. Jestem wdzięczny. Nie szukam poklasku, a najważniejsze że zwierzę, nadal będzie w dobrych rękach - słowa wypowiedział delikatnie.
Łuczniczka odpowiedziała lekkim pochyleniem głowy, po czym przekroczyła próg, wyłaniając się w pełni z mroku. Swe kroki skierowała do tkwiącej w podłodze strzały.
- Zalisena powinna się dowiedzieć i tak też się stanie. Mogę jednak przemilczeć twój udział, jeżeli chcesz. Pomoc zaś nie była potrzebna. Ot, nie lubię koniokradów.
-Dziękuję za zrozumienie. - po tych słowach ponownie ukłonił się i skierował się do swojej zagrody.

Tam też zdjął z siebie swoje szaty i wygodnie ułożył się do snu. Nie czuł zmęczenia, ale chciał skorzystać z okazji, że ma nad głową ciepły dach i sucho. Takie wygody nie często mu się przytrafiały, toteż chciał z nich skorzystać póki miał okazję. Sen przyszedł dość szybko...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline