Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2016, 23:38   #103
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
GNIEWKO & CHAAYA/NVERYIOTH & NILAM


Lecieli w ciszy. Cztery smoki trójka jeźdźców.


Unosili się na prądach powietrznych sunąc błyskawicznie pogrążeni głównie w mentalnej rozmowie ze swoimi smokami. Niebieskie niebo nad nimi, niebieska woda pod nimi łączące się razem gdzieś na nieboskłonie. To ułatwiało medytację i uspokojenie się. Poza tym musieli się spieszyć. Kamienie które zdobył Gniewko szybko traciły swą moc. Nie mieli więc wiele czasu do stracenia.
To dodatkowo sprawiało, że w zasadzie nie było między nimi rozmowy. Monotonię nieba rozpraszały jedynie chmury… Powierzchnia morza była spokojna i cicha. Falowała leniwie i w zasadzie nic nie rozpraszało jej toni.
Do czasu…

W końcu pojawiły się bowiem machające do nich znajome Gniewomira. Merfolczyce zgodnie z obietnicą przynosiły informacje. Według nich… ich przyjaciel Agnis dryfował na prymitywnej tratwie do czasu, aż wyłowił go żaglowiec płynący do dużego ludzkiego portu założonego na tropikalnej wyspie.
Nie znały nazwy ludzkiej osady, za to wspomniały, że niedawno (acz przed przybyciem ich przyjaciela) stoczyła się tam wielka bitwa między jednymi ludźmi, a drugimi ludźmi. Merfolczyce nie rozróżniały frakcji politycznych, więc nie mogły podać szczegółów.
Wskazały jednak ten sam kierunek co kamienie, więc Agnis z pewnością przebywał na wyspie. A choć w teorii mogły być przewodniczkami do wyspy dla Gniewka i jego grupy, to nie pływały tak szybko jak smoki latały… Więc szybciej drużyna dotarłaby bez wodnych przewodniczek.
Te wieści poprawiły niewątpliwie humor ekipie i dało nadzieję.

Skrzydła czwórki smoków wykonywały gwałtowniejsze zamachy i jeźdźcy ruszyli szybciej… by w końcu dotrzeć na miejsce.
Gdy zachodziło słońce dostrzegli wyspę pokrytą tropikalną roślinnością i światła portowego miasta. Oraz wznoszące się nad nimi sterowce, wśród których królował znajomy okręt powietrzny. Dotarli.. co mógł Nilam potwierdzić.
Niestety nie tylko oni..
W tym samym bowiem czasie, gdy czwórka smoków dostrzegła wyspę, dwójka mężczyzn przybiła niewielką rybacką łódkę do nadbrzeża. W końcu pochwycili trop.

AGNIS


Dwadzieścia złotych imperiali i pięćdziesiąt za głowę. Siedemdziesiąt złotych krążków pobrzękiwało wesoło w sakiewce Agnisa. To był dobry dzień, choć zaczął się parszywie.
To był dobry dzień choć Agnis musiał walczyć o życie. To był dzień mimo że został ranny.
Te jednak jego rany w boku, ślady pazurów demona cienia, zostały opatrzone i pokryte leczniczą papką o zapachu mięty pieprzowej. Tylko tyle… za łaskę kapłanów, Agnis musiałby więc zapłacić sam.
Mogło być gorzej… świadomość pokonania stwora z Otchłani Piekielnych poprawiała jednak ocenę dnia i to mimo ran.
Siedemdziesiąt złotych monet za prawie uwędzenie się w ognistym piekle wywołanym przez szalonego maga, który teraz domagał się by oblać ten sukces (z jego pieniądze) i nie przyjmował “nie” za odpowiedź.
Agnis nawet nie próbował się wywinąć, bo i darmowy posiłek z alkoholem piechotą nie chodzi. Cassaya stawiała większy opór… Ale i tak cała trójka wylądowała w sali jadalnej “Hożej Panienki”.


Elizerem ibn Alchani z wolnego miast Tirmach’tuk, lubił gadać i to bardzo. Opowiadał o swoich wojażach po całym wybrzeżu, wypełniając historię przechwałkami o swoich miłosnych podbojach, pokonanych wrogach, upokorzonych przez niego praktykantach różnych szkół magicznych. U tancerzach wody, strażnikach ziemi czy podróżnikach wiatru. W okolicach w których podróżował, magię dzielono bowiem nie na szkoły a podług żywiołów… z których ogień, zrodzony wszak ze słońca był najważniejszy podług zdania Elizerema bynajmniej. A gdy czarownik tak dywagował, Spartus wypełzł spod szat by pożywiać zamówionym przez niego kurczakiem na ostro.
Cassaya była o wiele mniej wylewna. Udało się z niej tylko wyciągnąć, że pochodzi stąd, a jej sklepik alchemiczny spłonął podczas ostatniej napaści Synów Plagi.
Agnis zaś zdążył się jeszcze pożywić nim… przyszła do niego służka i rzekła iż jest proszony przez pewną damę do swej prywatnej komnaty.
- Nooo… wpadłeś jakiejś ślicznotce w oko.- rzekł z uśmiechem Elizerem dając kuksańca w bok Agnisowi (i zapominając że na tym boku demon cienia zostawił swój podpis). Po czym zachęcił słowami.- Na co czekasz? Kuj żelazo póki gorące.
Agnisowi nie pozostało nic innego, tylko posłuchać Elizerema, tym bardziej że ciekawość i wypity już alkohol przegłosowały już rozsądek i ostrożność.

Służka zaprowadziła zaklinacza na piętro do wytwornego pokoju dla tych, których kiesa była odpowiednio wypchana.Tam też siedziała za stołem pełnym owoców morza kobieta dobrze znana Agnisowi, co prawda tylko z wyglądu.


Savari des Lacoste, Pierwsza Inkwizytor Trzeciego Legionu Powietrznego.
- Proszę usiąść Agnisie. Zaprosiłam tu pana z kilku powodów. Jednym jest to…- sięgnęła do pasa odpinając od niego sakiewkę, którą położyła na stole.- Zawiera 300 złotych imperiali. Po sto dla każdego z waszej trójki… Nagroda za zniszczenie demona cienia. Imperium Hyrkaliańskie zawsze płaci swoje długi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline