Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2016, 18:04   #64
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Ismael Garrosh
Metaliczny zapach juchy zaścielającej dziedziniec mdlił. W upale dnia słodki odór stawał się nie do zniesienia. Do tego szybko doszedł smród zaczynającego się psuć mięsa. Zgnilizna rozkładu, którą szybko zwąchały gomygi. Biały rozkazał trzymającym się na nogach łapać za wiadra i spłukać dziedziniec.

- Ktoś próbował zabić Nicholasa - czarnoskóry wojownik z pobieloną twarzą, obryzgany krwią wyglądał upiornie, jak całe z resztą teatrum - Zbiegł. Musi być inne wyjście. Ale ważniejsze, Meredius!

- Katho - warknął perioczi na anoterisa, którego zgarnął z Zamkowego - weź dwóch swoich i przywiążcie grubasa do kolumny. Jakby się opierał to możecie go szturchnąć ale żyw ma być!

- Ta je!

- Czekaj kurwa! Nie skończyłem... - otarł pot z czoła zostawiając nieświadomie na twarzy krwawy ślad od zbrudzonej posoką dłoni. - Jaki burdel kurwa... Widziałeś gdzie uciekł?

To pytanie zadał już Garroshowi.

- Nie.

- To szukaj wiatru w polu. Mam za mało ludzi aby przeszukać teren. Jak miał uciec to uciekł. Teraz sobie pilnuj Fitzge...

Wojownik zachwiał się i upadł na jedno kolano.
- Zostaw - warknął gdy Katho chciał pomóc. Z trudem wstał - Chcę swoją broń. TERAZ.

- Czyś ty się z chujem na łby pozamieniał? Spierdalaj póki pozwalam, bo każę do tej grubej świni przytroczyć! Kurwa mać! Broni mu się zachciało, pojebaniec...

Odwrócił się do Ismaela bokiem, zupełnie go już ignorując i poświęcając swą uwagę tylko Katho.

- Jak skończysz, odnajdziesz Bezuchego i zrobisz z nim to samo.

- Mamy go związać?

- Niewyraźnie kurwa mówię?

- Radnego?

- Kurwa, ja pierdolę! - westchnął, przybliżył swoją twarz do twarzy anoterisa tak, że ten zmuszony był wpatrywać się w przekrwione białka jego oczu, po czym wycedził powoli przez zaciśnięte zęby. - Słuchaj, bo powiem to tylko raz. Nie wiem kurwa jakie tutaj u WAS panują zwyczaje ale u mnie w Zaułku wykonuje się rozkazy przełożonych bez poddawania ich w wątpliwość. Więc jeśli każę wam srać, to sracie, jeśli każę wam potem zjeść własne gówno, to żrecie z apetytem, zrozumiano?

- Tak jest.

- Nie usłyszałem!

- Ta je!

- Postawicie później przy Parwizie dwóch wartowników. Mają go nie odstępować na krok. Jak pierdnie mają czuć smród a jak pójdzie się wyszczać mają widzieć jak ściska kutasa. Zrozumiano?

- Ta je!

- Odmaszerować!... Wróć! - splunął. - Zacznij od warty dla archigosa i postaw trzech przy nim.

Syntyche Nekri
Ścierwniki pojawiły się najszybciej. Zawsze ściągały do padliny jak gomygi. Wszyscy co do jednego w połatanych szatach, w kapturach naciągniętych na głowę, zaciągniętych szmatą twarzach, jakby śmierć i rozkład wymagały takiej właśnie formy. Dzisiaj zbiorą żniwo. Miejska kasa płaciła za każde ścierwo dostarczone do bustuarium. Chares splunął na ich widok, nie przestając dłubać kozikiem pod popękanymi paznokciami. Splunął po raz drugi, gdy na rynek wylegli zamkowi. W końcu.

A Nekri wykrzywiła twarz w grymasie uśmiechu gdy usłyszeli od Białego, że "kurwa chyba was jaja swędzą" i zatrzasnął im drzwi przed nosem. Tykowaty anoteros został na zewnątrz z rozpaloną ze wściekłości twarzą, rozstawił zbrojnych przed budynkiem. Tyle mógł zrobić.

Do Darkbergowej kamienicy nie wpuszczano nikogo prócz ścierwników i kilku anakratoi do pomocy. Zaraz też zaczęły wyjeżdżać trupy a na pierwszym wozie, na koźle obok ścierwnika siedział przygarbiony Hmet, który wraz z kilkoma innymi anakratoi wszedł wcześniej do środka, dając jej ukradkowo znać by podążyła za nimi.

Gdy zjechali z Zamkowego w drogę w kierunku Zaułka zeskoczył niezdarnie z siodła i idąc pół kroku za wozem zaczął mówić ściszonymi, szybkimi słowy.

- Melis cała. Nic jej nie jest. Czerwoni nikogo nie puszczają na zewnątrz. Obwąchują kamienie, smakują krwi - splunął. - Wiesz... Stoliczny i Darkberg związani jak prosiaki. Bezuchy klął i kąsał, to mu szmatę do ust wcisnęli - zachichotał. - Yehuda żyw, ale nieprzytomny. Chyba z nim źle. Tagmatos przy nim stoją. Nie pozwalają podejść - poskrobał się za uchem. - Gundurm martwy. Fitzgerald nieprzytomny. Czarnuch stoi przy nim. Aaa... - podniósł palec, przypominając sobie o czymś istotnym. - Melis twierdzi, że przed tym nim to się stało, no wiesz... było jakieś zamieszanie na krużganku. Czarnuch szarpał się z kimś. Że niby zamach na diuka był.

***
Dojechali do bustuarium śledzeni ukradkiem, zza futryn przez miejscowych. Widziała te obserwujące ich postacie. Słyszała ściszone rozmowy za plecami.

Wkrótce też zaczęły zjeżdżać kolejne wozy z trupami i szybko się okazało, że przerobienie takiej ilości ciał zajmie im kilka dni. Zaraz też pojawił się inny problem. Poziom Zargi obniżony przez dni suszy zmalał na tyle, że okazało się niemożliwym korzystanie z kanału, którym spławiano popioły zmarłych.

Wnet zaczęły spływać również inne sygnały z miasta.
...ludzie oburzeni...
...szemrzą...
...mówią, co Jehuda Radę chce zmienić, sobie podporządkować... wykańcza niewygodnych...
...spaczeńców sprowadził na zgubę - mówią...
...Nikandera potruł...
...na Wistelana spisek uknuł...
...Gundurma zabił...

Jedną tylko dobrą wiadomość przyniósł ze sobą Amit.
- Kurush twierdzi, że wie gdzie jest Brown. Siedzi w norze i nosa nie wyściubia.

Cyric.

Sazedius przechadzający się po swojej sypialni wyglądał niczym pająk chodzący po sieci. Na długich, tyczkowatych, wygiętych w pałąk nogach, ostrożnie stawiający kroki, sięgając długimi, powykrzywianymi rękami do skrzyń i wyrzucając z nich ubrania na podłogę. Duża głowa kołysała mu się z jednej strony na drugą, współgrając z odchyleniami ciała w jakimś szamanistycznym, uspokajającym rytmie.

- Śmierdzisz jak łajno.

Odzywał się na przydechu, prawie bezdźwięcznie, jeszcze bardziej pogłębiając owadzie wrażenie.

- Wyglądasz jak łajno. Wypij to - ściągnął z półki jedną z glinianych buteleczek. - Przyniosę wody do misy, przynajmniej smród spłuczesz.

- Co to? - Cyric spojrzał podejrzliwie na miksturę.

- Wypij. Poczujesz się lepiej.

***
Wyszli razem. Cyric w nowych, czystych szatach, skrywając twarz pod głębokim kapturem. Alchemik krocząc wolno obok niego. Zabójca nie zdziwił się gdy dotarli pod przybytek Hagne. Słyszał o tym, że Browna z burdelmamą wiąże jakiś interes. Zdziwił się natomiast, gdy Sazedius nie skierował się wprost do zamtuza, lecz do zakładu szewskiego Trzewik, który z nim sąsiadował.

W nozdrza uderzyła ich ostra woń kleju. W ciemnym, dusznym pomieszczeniu na niskim zydlu siedział pochylony nad szewskim kopytem wysuszony, siwy staruszek. W wąskich ustach trzymał gwoździe. Obrzucił ich wzrokiem, najwidoczniej poznał Sazediusa, bo skinął mu głową i nie odzywając się słowem chwycił za młotek. Cyricowi nie dane było dłużej przyjrzeć się szewcowi bo jego towarzysz nie zatrzymał się, tylko podszedł do starej szafy na końcu pomieszczenia i wszedł do środka. Wychylił się jeszcze na chwilę.

- Pospiesz się - tchnął i zniknął ponownie.

Znaleźli się w małym pomieszczeniu. Dwóch osiłków stało przy solidnych metalowych drzwiach. Sazedius musiał mieć chyba tutaj specjalne względy, bo również ci nie spytali go o nic, tylko wystukali w drzwiach odpowiedni rytm, po którym to sygnale ktoś otworzył je od środka. Przeszli przez kolejny korytarz, kolejne drzwi, kolejne pomieszczenia, czasami kogoś mijali, czasami dochodziły ich jakieś krzyki z pomieszczeń obok, jęki, zapach palonych ziół czy narkotyków. Cyric stracił już orientację i zastanawiał się jak właściwie daleko zaszli gdy w kolejnym pomieszczeniu zastał Browna.

Brown był już starszym mężczyzną, koło pięćdziesiątki. Gładko wygoloną głowę przecinała ukośna blizna. Twarz porastała kilkudniowa, siwa szczecina. Siedział w fotelu a na oparciach siedziały dwie młode dziewczyny. Nie mogły mieć więcej niż dwanaście lat. Dzieci prawie. Obie gładkie, z długimi, splątanymi w warkocz włosami. Śmiały się a on im coś opowiadał, gdy weszli. Twarz mu na chwilę stężała, by zaraz później pojawił się na niej szeroki uśmiech.

- Cyric! - otworzył ramiona podchodząc do złodzieja. - Zostawcie nas samych! Dobrze, że się pojawiłeś, mamy do pogadania!

Porwał go w ramiona i uściskał, czekając aż wszyscy sobie pójdą. Gdy zamknęły się drzwi zdzielił go pięścią w twarz aż odrzuciło go na ścianę.

- Ty skurwielu!

Cios miał silny. Cyric poczuł w ustach smak krwi. W oczach mu pociemniało. Kolejny cios spadł na żołądek. Zwinął się z bólu a powietrze uszło z niego w jednej chwili.

- Kto ci płaci sukinsynu? Dałem ci dach nad głową, nauczyłem fachu a ty mi się czym odpłacasz?

Kopnięcie w żebra. Cyricowi zdawało się, że jedno z nich chrupnęło. Podniósł twarz. Brown chwycił za ciężkie krzesło. Uniósł je z trudem w górę.

"Zabije mnie" - przemknęło złodziejowi przez głowę, zamknął oczy.

Huknęło. Mebel roztrzaskał się tuż obok niego.

- Mów! Dlaczego?

Ismael Garrosh
Kamienicę powoli doprowadzano do odpowiedniego stanu, chociaż w powietrzu i tak roznosił się smród śmierci. Trupy wywieziono już wozami w kierunku bustuarium, natomiast ścierwa skrzywieńców do siedziby Diatrysów.

Trito kazał powieść do Diatrysów również Parwiza. Biały nie zastanawiał się długo. Przekazał straż przy archigosie chudemu anoterisowi, który do tej pory czekał przed bramą.

Wszystkich przytomnych Diatrysi dokładnie badali, obwąchując i przykładając dłoń do czoła i jednego po drugim wypuszczali za bramy.

W końcu przyszła też kolej na Garrosha i Fitzgeralda.

- Iść - zawyrokował Gładki po obwąchaniu wojownika.

- Diatrysi Zamek - zaskrzeczał karzeł odchodząc od Fitzgeralda.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline