Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2016, 18:40   #297
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Gunther stał gdzie mu kazali, chował czerep gdy mu kazali rąbał gdy mu kazali, później rąbał już bez rozkazów, bo kapral dostał strzałą i spadł z muru, a zielone tałatajstwo wcale nie miało ochoty dać za wygraną. Jak szła obrona nawet się nie zastanawiał, tylko czasem rzucił okiem, czy wokół niego nie zrobiło się za luźno i czy to przypadkiem nie czas by ustąpić miejsca jakiemuś bohaterskiemu durniowi co to samo jeden spróbuje odeprzeć natarcie.

Jakoś tak się zdarzyło, że poza nieszczęsnym kapralem wielu nie wybrało się na tamten świat to i Gunther nie chciał przerywać dobrej passy, więc młócił dalej jak która pokraka pokazała mordę na wyciągnięcie młota.

W końcu jednak sytuacja obróciła się na ich niekorzyść. Przeklęty gad spadł na faktorię wzbijając kłęby kurzu, zgiełk i lament. Dramatyczne wrzaski sierżanta i świst szabli, którą wywijał jakby co najmniej próbował na niej odlecieć, zwróciły uwagę wielkoluda. Weissberg kierował ich do walki z potworem. Ha! Jeszcze czego? Mało to w portki nie narobił jak ostatnio miał się z potworem mierzyć, a teraz tak otwarcie do walki?

A może to nie do niego wołał sierżant? Wykidajło uchwycił się tej myśli, jednak konfrontacja z rzeczywistością szybko zweryfikowała dramatyczną próbę uniku od odpowiedzialności. Wokół niego nie było już niemal nikogo, bo ta część obrońców która nie padła polazła głupio zginąć gdzie indziej i stał na murze samo jeden, jeśli nie liczyć jednego siwego dziada z włócznią, który z podobnie nietęgą miną rozglądał się dokoła. Chcąc nie chcąc warknął na niego by ruszył dupę i polazł z nim na ulice.

Smok, noż kurwa mać, smok...

Leuden nie miał specjalnego planu, ledwo tyle by trzymać się poza zasięgiem zabójczego ogona i zębatej paszczy. Miał też dekokty, które czekały swego momentu. Może to był ten moment? Ta, jeśli przyjdzie mu walczyć z potworem niechybnie sobie taki na krzepę łyknie. Stwór miał na placu za wiele miejsca dla siebie, dlatego też Wykidajło największą swoją szansę widział w trzymaniu się którejś z wąskich uliczek. Jeśli gad na niego ruszy niechybnie ugrzęźnie w zaułku, może nawet zwali sobie cały budynek na łepetynę, a wtedy pozbawienie go żywota nie będzie takie trudne. Chyba...
 
Dziadek Zielarz jest offline