Handlarz - będący samozwańczym wybawicielem ekipy Rudigera - dostał całkiem pokaźną porcję ołowiu. Padł drąc się przeraźliwie, a jego oprawca pospiesznie wycofał się ku drzwiom. Kto jak kto, ale to ochrona rannego powinna zareagować jako pierwsza, a nie - posiadający średnią reputację - nowo poznany oprych. Schwartz nie miał większych powodów aby atakować gniewnego zabójcę. Miał za to jeden czy dwa aby nie dać obić ogolonego pyska krasnoluda - jak dziwnie by to nie brzmiało. Wiadro - mierzący się z dwoma drabami - nie wyglądał na przejętego całą sytuacją. Mimo iż Ci dobyli mieczy Rudiger zdecydował się ruszyć w tany ze swoją wierną rękawicą.
Wiedział, że pewnie nie ruszy do przeciwników Wiadra sam, ale liczył, że zdoła powalić i ogłuszyć chociaż jednego zanim reszta zrobi z niego przemiał. Fajnie by było móc przesłuchać gościa i zapytać czy aby nie wie nic na tematy drażniące ostatnio psychikę wojownika. Może typ kojarzył Felixa albo chociaż potrafił wskazać stronę, w którą udał się aptekarz, który jako ostatni widział Oswalda żywym.
Rękawica, za którą Schwartz dał sporo złota była kunsztem samym w sobie. Mało kto mógł się pochwalić równie dobrze wykonaną bronią. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na jakąś przeraźliwie drogą, ale posługiwało się nią o niebo lepiej niż każdą inną i... leżała na jego łapie wprost wybornie. Oby lada moment mógł to potwierdzić drab, którego wojownik miał zamiar sięgnąć.