Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2016, 23:10   #32
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Mężczyźni spojrzeli po sobie nerwowo.
- Olaf, nasz karczmarz, ma psa. - Wyjaśnił kapłan. - Którego przygotowujemy na rzeczoną ofiarę. Dyskutowaliśmy, czy dostojniej będzie go złożyć w dzień jego trzecich urodzin, czy w dzień przesilenia letniego. Może wypowiesz się na ten temat, Wielebna?
Ellen popatrzyła ze zdziwieniem po mężczyznach.
- Czyli chodzi o zwykła ofiarę a nie jakąś wyjątkową. Nie wiem nad czym tu dyskutować. Dostojności w topieniu zwierząt nie ma żadnej Wielebny, Sądzę nawet, że kpisz ze mnie a chodzi o jakąś ważniejszą ofiarę z człowieka lub życie ci już zbrzydło i chcesz taką ofiarą obrazić Suczą Królowę.
Ellen nazwał boginię tytułem, która Umberlee wybrał dla podkreślenia swojego charakteru.
Jej rozmówcy spojrzeli na siebie z lekkim zdziwieniem, które następnie przeszło w znużenie. Oboje mieli w tamtym momencie miny wyrażające “Ech, obcy. Nie rozumieją…”. Człowiek z mieczem spojrzał na jednego z psów i zagwizdał na niego zachęcająco, pstrykając przy tym lekko palcami. Pies powęszył chwilę powietrze przed sobą, spojrzał z zainteresowaniem na mężczyznę, ale nie podszedł.
Kapłan w tym czasie machnął ręką.
- Nieważne. Powiedz lepiej, Wielebna, co cię do nas sprowadza? Czy przyszłaś może tylko obrażać nasze zwyczaje i szczuć swoją sforą?
Ellen uśmiechnęła się ironicznie.
- Masz rację Wielebny. Twoje ofiary, twoje życie Wielebny.
Potem patrząc na sołtysa dodała.
- oraz pomyślność wioski rybackiej chronionej taką ofiarą. Kieruję się wizjami Wielebny i podążam tam gdzie kieruje mnie wolna Umberlee. Nakazała mi zjawić się w tej wsi i czekać na dalsze wizje.
Nie wspomniała, iż czeka na żaglowiec o nazwie “Skarb” oraz tego, że wioska zostanie złupiona, co widziała w swojej wizji.
- A czegoż Sucza Królowa może od nas oczekiwać? - Wypalił nagle ten z mieczem swoim basowym głosem. - Przecież my tu nic nie mamy, nic tu ciekawego nie ma…
- Zamknij się idioto! - Uciszył go kapłan. - A ty kontynuuj, czego życzy sobie nasza Pani?
- Godnych ofiar sołtysie. Jeśli z takim przejęciem debatujecie o poświęceniu psa, może to znaczyć tylko jedno, od dawna nie była Sucza Królowa godnie uhonorowana. - przy tych słowach patrzyła pewnie na sołtys całkowicie ignorując Kapłana.
Wielki mężczyzna zmierzył ją wzrokiem, zaś w jego oczach barwy zmieniły się na krwistą nienawiść. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę, a Ellena zorientowała się, że w międzyczasie z chałup wychyliło się kilka osób patrzących z zaciekawieniem: jakaś para bachorów, jakaś kobieta i ten sam mężczyzna, który wcześniej fajkę palił.
Jej psy zdążyły się położyć z lekkim znużeniem, a te, które wskoczyły na dach budynku, zeskoczyły zeń.
- Jeśli szukasz odpoczynku, to karczma jest tam skąd przybyłaś. - Sołtys odezwał się w końcu, wskazując budynek, który Ellena mijała na początku. - Jeśli zapasów, to możesz zgłosić się do Jana, w tamtej chacie. A teraz wybaczcie: wielebny, kapłanko.
Po tych słowach mężczyzna otworzył drzwi do sołtysówki i wszedł do środka, zamykając je za sobą.
- Co do życzeń Naszej Pani Wielebny sam powienieneś wiedzieć jak powinno honorować się Królową Głębin. Teraz zaś udam się do kaplicy, wiem że taka tutaj istnieje. Jednak po zachowaniu sołtysa, można by wnosić, iż nawet tego tu nie ma.
Odparła chłodno Ellen. Psy zgodnie z ostatnim poleceniem Ellen - ochrony, rozporoszyły się w terenie otaczając kapłankę.
- To Twoja trzoda Wielebny ty za nią odpowiadasz przed Suczą Królową.
Dodała jeszcze.
- Nie oceniaj go zbyt surowo, Wielebna. - Kapłan wyprostował się i oparł ręce za plecami. - Kiedyś był dumnym piratem, postrachem tych wód. Potem nadeszła Korona i jego “Ząb Rekina” szlag trafił. Potem pił. Potem spotkał mnie. Teraz została mu już tylko urażona duma i sławetny urząd sołtysa.


Kapłanka udała się do kapliczki, którą widziała już z daleka. Przekroczywszy wejście ze świeżych glonów zobaczyła pomieszczenie z dwoma rzędami ław i ołtarzykiem pod przeciwległą ścianą. Przyległe ściany również były zdobione glonami, ale także dużymi muszlami. Na ołtarzyku stało kilka zgaszonych świec. Był tam także ceremonialny nóż z białą rękojeścią oraz metalowa misa z wodą morską. Nad nim wisiał wyciosany w drewnie symbol Umberlee - taki sam jak przed wejściem.
Kapliczka był bardzo biedna. Ellen tylko pokręciła głową nie zadowolona, tym co zastał w tej wiosce. Gdyby nie miała innych zadań, już by rozprawiła się z kapłanem i zajęła jego miejsce, przynajmniej na jakiś czas.
“Ławki, wierni maja klęczeć lub leżeć plackiem przed majestatem Królowej Głębin w miejscu jej poświęconym”. Pomyślała po czym padła plackiem przed ołtarzem Umberlee pogrążył się w modlitwie. Jej sfora ułożyła się wokół niej.
Gdy Ellen skończyła modlitwy wyruszyła dom karczmy, w końcu musiała się, gdzieś się zatrzymać w oczekiwaniu na piratów ze “Skarbu”.

Karczma była wyposażona w ganek na którym stały trzy drewniane krzesła. Same drzwi były trochę pogięte - najpewniej z powodu morskiego powietrza. Kiedy kapłanka weszła do środka, na krótką chwilę skupiła na sobie wzrok wszystkich zebranych - trzech mężczyzn siedzących przy stoliku pod ścianą i karczmarza. Po tej chwili goście pospiesznie zajęli się swoimi sprawami, zaś karczmarz zmarszczył brwi i przybrał zrezygnowany wyraz twarzy.
Sala biesiadna składała się w sumie z trzech stołów: dwa z nich miały po cztery krzesła, a trzeci (dłuższy) - dwie ławy po obu stronach. Jedna ze ścian była zabudowana schodami prowadzącymi na górę. Obok karczmarza, który stał na szynkwasem, huczało niewielkie palenisko ogrodzone kamieniami nad którym piekł się ogromny sum.
- Kapłanko... Wielebna... - Zaczął gospodarz niepewnie. - Jeśli łaska, to proszę zostawić psy na zewnątrz.
- Zrobię to jeśli chcesz by pożarły twoją żywinę lub nie dopuszczały do karczmy nikogo innego. - odparła z ironicznym uśmiechem. Potem pospieszyła jeszcze z dokładniejszym wyjaśnieniem.
- Oczywiście zrobię według twojego życzenia, lecz nie płacę za żadne szkody, uznając, iż jest twój dar dla Umberlee, wybór należy do ciebie. Przy mnie moje zwierzaki zachowują się poprawnie, czyli tak jak im rozkażę. Macie wybór. - w tym czasie jedna z suk wspięła się na belkę znajdującą się nad karczmarzem i tam przywarowała.
- Skoczne te pieski... - Zamruczał karczmarz pod nosem, po czym zwrócił się do Elleny. - Ehm, tak, oczywiście. Jak Wielebna sobie życzy, mogą zostać. Czym mogę Wielebnej służyć?
Ellen uśmiechnęła się tym razem już normalnie i chociaż blizna sciągał jej usta, jej uśmiech nie był już tak ironiczny, można by go nawet uznać za ciepły.
- Pokój dla nie i dla mych zwierząt, tak bym innym nie przeszkadzała. Co polecacie dzisiaj na posiłek i do picia?
- Jasne, pokoik! Co tylko Wielebna sobie życzy. - Potwierdził gospodarz energicznie. - Jeśli Wielebna poczeka jeszcze kilkanaście minut, to ten oto sum będzie gotowy. Wielkie bydlę, ważył chyba tyle, co mój Uszatek. Znaczy pies, duży, za karczmą. Znaczy dużo. Jeśli natomiast Wielebna życzy sobie czegoś na teraz, to mam jeszcze zupę pieczarkową. No i jest też piwo korzenne, napar z grzybków albo cytrynóweczka, prosto z Waterdeep przyjechała w zeszłym tygodniu!
Ellen wciągnęła z przyjemnością zapach pieczonej ryby.
- Cytrynówkę ale niewiele, do tego na teraz dzban piwa korzennego i zupę, Potem zaś sum jak już będzie gotów. Poproszę jeszcze o wiadro wody.
Wybrała stolik czteroosobowy znajdujący się najbliżej szynkwasu. Gdy już zasiadła odłożywszy w pobliżu plecak i drewnianą tarczę, zajęła się obserwacją jedynych gości i przysłuchiwała się ich rozmowie.
Gospodarz skinął głową, przyjmując polecenie. Zanim kapłanka usiadła przy stole, powiedział jeszcze:
- Olaf Stegor, do usług. - Po czym zajął się realizacją zamówienia.
Trzyosobowa ekipa jednak o niczym nie rozmawiała, przynajmniej nie w sposób ciągły, tylko smętnie sączyła zupę pieczarkową. Co jakiś czas posyłali Ellenie konspiracyjne spojrzenia, mające na celu ustalić czy kapłanka na nich patrzy, co skutkowało jeszcze głębszym nachyleniem się nad swoją miską i udawaniem, że się nie istnieje.
W końcu karczmarz przyniósł co zamówiła: mały kubeczek cytrynówki, dzban piwa wraz z kufelkiem i miskę zupy.
- Zanim wielebna skończy zupkę, ryba powinna już być gotowa. - Powiedział, wycierając ręce w fartuch. Nie odszedł jednak, tylko stał, jakby bijąc się z myślami. - Czy mogę być tak bezczelny i zapytać się, co Wielebną sprowadza do naszych progów? Czy Królowa Głębin wysłuchała naszych próśb?
To ostatnie pytanie wywołało zainteresowanie trzech mężczyzn z sąsiedniego stolika, którzy zaczęli przysłuchiwać z zainteresowaniem.
- Ellen Kelyranomasina, możecie do mnie mówić Wielebna Ellen jeśli me nazwisko sprawia wam trudność. Królowa Głębin zmienną jest, czy wysłucha waszych modlitw zależy tylko od waszej wiary i godnych ofiar jej składanych. - odparła tajemniczo kapłanka. Potem spojrzała wymownie na zwierzęta.
- Zapomnieliście o wiadrze wody. Chyba nie chcecie by same wybrały się na jej poszukiwanie.
- Nie, już, jasne, oczywiście. - Karczmarz poszedł pospiesznie na zaplecze, poganiany dodatkowo lekkim powarkiwaniem psów. Wrócił z bardzo szeroką misą wypełnioną wodą i położył ją na ziemi. Psy zaszczekały na niego groźnie, żeby odsunął się od *ich* wody, po czym zaczęły pić łapczywie. Gospodarz natomiast wrócił do oprawiania ryby.
- Wielebna, czy to prawda? Przybyłaś uwolnić nas od naszego niekompetentnego kapłana i powieźć nas ku większej chwale Umberlee? - Zapytał nieoczekiwanie jeden z milczących dotąd mężczyzn z drugiego stołu.
- A jak to się jego niekompetencja objawia? - zapytała zaciekawiona tym, o co może chodzić dokładnie wieśniakom.
- Noo... - Wieśniak przełknął ślinę, żałując że się odezwał. - Od kiedy przybył, zarządził że ofiar nie będziemy składać naszej Pani, bo to ponoć zbyt wulgarne jest. Uznał, że same szczere modlitwy w wodzie, polewanie ran wodą morską na znak uniżenia i zbieranie morskich ozdób do kaplicy wystarczą. A zanim tu przybył to prawda, nie mieliśmy kapłana, ale Pani była łaskawsza. Ryb więcej było, piwo było smaczniejsze, dachów żadne wichury nie zrywały. A teraz to bida, Wielebna. To żeśmy pomyśleli, że Umberlee wysłuchała naszych próśb...
Ellen zerwał się z miejsca. “Na zimne cycki Umberlee tak być nie może żeby nawet wieśniacy widzieli taką niekompetencję.
- Trzymajcie dla mnie suma w cieple. Zraz wrócę.
Cień, jej złowieszczy szczur prychnął tylko na gości karczmy, widząc podniecenie i zdenerwowanie swojego towarzysza, reszta story, również ruszyła za kapłanką podążającą do kaplicy.


Kiedy kapłanka dotarła do kaplicy, zastała ją dokładnie taką jak ją zostawiła - kapłana nie było w międzyczasie w środku. Rozejrzała się nerwowo po wiosce: na zewnątrz nie było już praktycznie nikogo, ale zauważyła, że zamiast trzech łodzi są tylko dwie. Poczuła też coś innego: wiatr się wzmagał.
Wredna i Ugryź wskoczyły na dach pobliskiej chaty i zaczęły wściekle ujadać w stronę wybrzeża, natomiast Pirat i Złośliwa przysiedli na ziemi i obwąchiwali otoczenie bez szczególnego zainteresowania.
Ellen ruszyła na wybrzeże w poszukiwaniu kapłana. Tam pewnie musiał się udać, być może umyka łodzią przed nią i gniewem Umberlee. Rozglądała się też za rybakami, gdyż nie wiedział jak wielki łodzie są w posiadaniu wsi i ilu żeglarzy potrzeba do ich obsługi, zorientuje się o tym jak dotrze na brzeg, gdy tylko ujrzy łodzie. Gdy takowego spotkała nakazała mu podążać za sobą nieznoszącym sprzeciwu głosem. Dodatkowo wygwizdała komendę” wszystkie ręce na pokład” na jednym z gwizdków bosmańskich, każdy szanujący się i zdolny żeglarz, powinien zerwać się zelektryzowany tą komendą i pojawić się przy łodziach.
Kapłance udało się zawołać jednego wieśniaka, który akurat miał pecha, że pojawił się w oknie, żeby zamknąć okiennice przed nadchodzącą wichurą. Wybiegł, ledwo zdążywszy założyć buty, a Ellena zauważyła że jakimś cudem zdążył też przywiązać sobie krótki miecz do pasa. A może cały czas go miał?
Po przybyciu na wybrzeże, okazało się że łodzie są dość małe i z pojedynczym żaglem (a raczej: żagielkiem). Chłop, który jej towarzyszył, zaczął przygotowywać jedną z pozostałych łodzi. Nigdzie jednak nie można było dostrzec trzeciej łodzi, zupełnie jakby po prostu zniknęła.
- Kapłanko, dokąd płyniemy? - Zapytał rybak, kiedy łódź już była gotowa.
- Tam gdzie mógł popłynąć wasz były kapłan. - powiedziała lustrując morze.
Wieśniak skinął głową i skierował łódź na południe: kierunek w którym wiatr wiał najmocniej. Wysokie fale targały łajbą tak, że bez ciągłego trzymania się masztu istniało ryzyko wypadnięcia. Złośliwa chciała wskoczyć na rejkę, jednak w swoim psim rozumowaniu chyba uznała to za zły pomysł i po prostu starała się nie wypaść. Cień zastosował tę samą strategię.
Po kilkunastu minutach takiego rejsu Ellena dostrzegła przy wybrzeżu łódź: wyglądała bardzo podobnie do tej, w której byli aktualnie, więc musiała pochodzić z wioski. Jednak kapłanka od razu zorientowała się, że coś jest nie tak. Ta druga łajba nie była przybita do brzegu, tylko swobodnie przy nim dryfowała, jakieś piętnaście metrów od miejsca w którym można by wysiąść z łodzi.
- Widzę łódź! - Zakrzyknął chłop. - Płyniemy do niej?!
- Tak, widzisz gdzieś tam waszego kapłana?
Podpłynęli bliżej, jednak nie za blisko, by dryfująca łódź nie wpadła na ich własną. Ta druga była zdecydowanie pusta i - z tego co mogła ocenić Ellena - przygotowania niechlujnie i pospiesznie do pływania. Liny wisiały luźno, żagiel tylko w połowie był opuszczony i przez ciągłe kołysanie się na wysokich falach nabierała wody.
- Nie, nie widzę go, Wielebna! - Zawołał chłop, rozglądając się zarówno po łodzi jak i wodzie w okolicy. - Ale tamta łódź zaraz zatonie, jeśli się czegoś nie zrobi!
Ellen nie czekając wskoczyła do wody, szybko podpłynęła do łodzi. Znalazłszy się już na łodzi bardzo szybko sklarowała ją i przygotowała do żeglugi, w tym czasie do łodzi podpłynęły jej zwierzęta i sprawnie się do nie wspięły. Potem przyjrzała się łodzi i jeszcze raz zlustrowała brzeg w poszukiwaniu kapłana.
Po dłuższej chwili intensywnego przeczesywania wzrokiem okolicy, Ellena dostrzegła brązową szatę poszukiwanego kapłana dryfującą swobodnie na wodzie. Wytężywszy wzrok stwierdziła, że to nie sama szata, ale kapłan w nią ubrany, który duchem był teraz już najpewniej sądzony przez Umberlee w jej krwawym morzu, w Sercu Furii.
- Kapłankoo! - Zakrzyczał chłop z drugiej łodzi. - Szukamy kapłana dalej, czy wracamy?!
- Nie ma potrzeby. Został on już ukarany przez Umberlee. - wskazała tylko ręką - wracamy. - wyostrzyła żagiel. Wzięła kurs na wioskę, zostawiając zwłoki w dziedzinie Królowej Głębin.
Wiatr się wzmagał. Ellenie to nie przeszkadzało w sterowaniu swoją łodzią, ale zobaczyła że chłop w drugiej łodzi ma pewne trudności, głównie natury utrzymywania kursu i prób nie wypadnięcia z łodzi. W końcu jednak udało im się powrócić do pomostu i przycumować. Zaczął padać deszcz.
- Kapłanko! - Powiedział jeszcze chłop, kiedy łodzie zostały już zabezpieczone. - Zwołam ludzi, żeby łodzie wyciągnąć na brzeg. Czy mogę im powiedzieć, że przybyłaś zastąpić u nas Pathorosa? Tego kapłana, którego szukaliśmy?
- Nie takie zdanie ma dla mnie Umberlee. - odparła Ellen. Potem wróciła do karczmy, zwołując uprzednio swoją sforę, gdyby tego nie zrobiła, nikt by nie mógł podejść do pilnowanej przez nie łodzi.



Chłop poszedł z nią. Będąc już w karczmie, zwołał trójkę ludzi, którzy tam siedzieli, żeby mu pomogli z łodziami. Wstali natychmiast i poszli. Ellena natomiast usiadła na swoim miejscu. Misa z wodą, piwo i cytrynówka wciąż stały, brakowało tylko miski z zupą, którą tu zostawiła.
- Zabrałem pieczarkową, bo by wystygła. - Wyjaśnił karczmarz, kiedy kapłanka podniosła na niego pytający wzrok. - Życzysz sobie pani nową miskę z zupą, czy od razu rybę?
- Nie, podajcie rybę, pokój jak myślę już przygotowany. Powiedziała nie komentując zdarzeń wiedziała, że i tak niedługo wioska będzie huczeć od plotek.
Ellen dawno nie jadła tak dobrze przyrządzonego suma, nawet nie musiała sięgać po czary by zmienić smak potrawy. Cytrynówka był wyśmienita a zwykle podawane do posiłków piwo korzenne wyśmienite, co było, aż zaskakujące. Po posiłku udała się do pokoju wskazanego jej przez karczmarza.
Pod przeciwległą ścianą znajdowało się dwuosobowe łóżko, a obok niego toaletka z miską wody i lustrem opartym o ścianę. Znajdowała się tam także stara komoda i - co Ellena uznała za osobliwe - kilka koców położonych w kącie, najpewniej przygotowanych dla jej sfory, sądząc po ich ułożeniu. Samo łóżko też było wyściełane dwoma kocami, które były dość miłe w dotyku.
Wypakowała z plecaka podróżny ołtarzyk rozłożyła go na komodzie nakryła obrusem, ustawiła świece. Znając przesądność wieśniaków powinien zapewnić bezpieczeństwo jej rzeczom, lecz jako, że Sucza Królowa pomaga tym, którzy sobie sami pomagają, zostawiła też na straży “Złośliwą” i “Pirata”. Wyjęła strojniejsze szaty kapłańskie by się przewietrzyły i rozłożyła je na łóżku. Potem zadowolona ruszyła na obchód wioski, w końcu musi pomyśleć jak ukarać wieśniaków. Ręce zemsty już się zbliżały na “Skarbie”, lecz bezsensowna rzeź nie jest tu potrzebna. Trzeba było przyjrzeć czym dysponowała wioska w obronie i zasobach.



Wioska była ułożona po obu stronach drogi, która prowadziła do pomostu z łodziami. Droga zaś po drugiej strony wychodziła ze szlaku handlowego, który prowadził z północy na południe. Chat było w sumie sześć: w tym sołtysówka, karczma i magazyn, co zostawiało trzy budynki w których najpewniej mieszkali chłopi. Była też oczywiście kaplica, jednak w żaden sposób nie była podobna do pozostałych budynków.
Osada nie prezentowała sobą prawie żadnej obrony: od południa były naturalne, poszarpane pagórki i zepsuty płot, od północy zaś płot wciąż stał i ogradzał tamtą stronę od wybrzeża do szlaku handlowego. Przy samym wybrzeżu, zarówno od południa jak i północy, ktoś nasypał mnóstwo kamieni i głazów w taki sposób, że trzeba by moczyć się po kolana w wodzie, żeby je obejść.

Uznawszy, że w taki deszczowy wieczór nic więcej nie zdziała, Ellena powróciła do swojego pokoju.
Tam przygotowała błogosławione jagody na następny dzień, spędziła czas na modlitwie i studiowaniu księgi czarów, po czym udała się na spoczynek.
Rano deszcz przestał już padać, jednak cała okolica zrobiła się błotnista i wilgotna. Na wybrzeżu została tylko jedna łódź. przywiązana do pomostu. Kapłanka zszedła wraz ze swoją sforą do sali biesiadnej, gdzie karczmarz kończył przygotowywać jej śniadanie - "wedle własnego uznania", jak to określił. Podał jej kubek gorącego naparu z grzybów, kilka kromek chleba niepierwszej świeżości, a do tego ser i szynkę, a także miseczkę konfitur ze śliwek. Pamiętał też o misce wody dla psów i zawiniątku kiełbasek dla nich.
Wypytany o mieszkańców wsi, Olaf zmarszczył czoło, musiał się chwilę zastanowić.
- Tu są sami swoi, Wielebna. - Powiedział w końcu. - Trzy rodziny, każda ma swój dom. Bergisowie, których mogłaś wczoraj spotkać przy stole. W zasadzie to bracia są, synowie Starego Jana Bergisa. Jest też jego małżonka i babka. Zdwoleni, czy jak się tam zwają, zostali wygnani z Dobrodoszyn za wyznawanie Umberlee. Jest to Garłak i Bernardyna Zdwoleni wraz z dwoma córkami i synem. No i moja dumna rodzinka, ród Herocfitów. Mam małżonkę, Jagódkę i syna, Cwieryka, co to go wczoraj mogłaś poznać, bo łodzią z tobą płynął. Wraz z naszym sołtysem, Waszkijiem Samorodkiem, daje to... dziesięciu... nie, dziewięciu chłopa, bo kapłana już nie ma.
Ellen pokręciła tylko głową.
Wiem żeście wierni Królowej Głębin, lecz czmuście nic nie zrobili z poprzedni kapłnem trza była wysłać kogoś do Waterdeep po nowego lub chociaż powiadomić o poczynaniach starego. Łodzie wszak macie?
- No wiesz, Wielebno… myślmy to nawet chcieli. Znaczy niektórzy mieli taki pomysł. - Odparł karczmarz. - Ale sołtys zabronił, bo to ponoć był jego dobry znajomy i nie lza nikomu nic mówić na kapłana.
- Zatem to sołtys zawinił a wy poszliście jak te owieczki na rzeź za nim. potem uśmiechnęła się ironicznie ściągnięta poparzeniowymi bliznami usta tylko to uwydatniły.
- Czekam na znak od Suczej Królowej jak was ukarać za taką obrazę i zaniedbania, odszczepieniec poniósł już swoją karę, Umberlee go utopiła teraz kolej na waszą.
- Ale… Pani… Kapłanko… - Karczmarz przełknął głośno ślinę, a Ellena poczuła dziwne mrowienie w potylicy. Miewała takie uczucie już w przeszłości i za każdym razem w najbliższą noc miała dostać wizję. Czyżby teraz też Sucza Królowa coś chciała jej przekazać? Najpewniej dowie się dopiero kiedy uda się na spoczynek.
- Wielebna, bo ja… ja to zawsze na koniec każdego tygodnia trzydzieści procent swoich zysków topiłem w morzu! Jako ofiarę dla naszej Pani! - Wybełkotał wreszcie gospodarz obronnym tonem.
- Nie tak powinna wyglądać ofiara dla Umberlee. Kaplica w stanie upadku, miast przeznaczyć na budowę nowej i sprowadzenie odpowiedniego kapłana, topiłeś pieniądze. - potem jednak uśmiechnęła się. - Lecz twe intencje były odpowiednie, zatem kara będzie, lecz nie najwyższa, ujdziesz z życiem. Cóż to jednak za magazyn z tak silną ochrona jak na taką wioseczkę, aż dwóch ludzi. Kim oni są nie wymieniliście ich jako mieszkańców wioski?
- Aa, to nie tak Wielebna. - Karczmarz rozejrzał się, sprawdzając czy nikogo nie ma w okolicy, po czym wzruszył ramionami. - W zasadzie i tak powinnaś się o tym dowiedzieć. Ci co pilnują magazyny to nasze chłopy są, tylko na zmianę tam stoją. W magazynie zaś sołtys powoli zbiera materiały do budowy łodzi, rozumie Wielebna. Marzy mu się… i w zasadzie nam wszystkim jeszcze raz któregoś dnia wyruszyć na morze i siać postrach! Tyle że bez kapłana to trochę bieda będzie…
- Zatem tym bardziej muszę obejrzeć ten magazyn, wtedy być może szybciej doczekacie się swojego kapłana. - potem podrapał się jeszcze po głowie - a kto z was chłopy zna się na szkutnictwie, budowie pełnomorskich żaglowców?
- No… sołtys. Bez niego nie mielibyśmy nawet tych trzech łódek rybackich. Przyucza fachu synów Bergisa, pomagają mu przy budowie. Zresztą jakby Wielebna tam teraz poszła, to magazyn będzie pewnie otwarty, bo oni pracują rankami tam nad łodzią.
Dokończywszy kufel piwa Ellen gwizdnęła na psy potem rzekła w druidzkim.
Ochrona. - wydając swej sforze komendę, popatrzyła na karczmarza i rzekła.
Zatem prowadź.
- Jagódka, zaraz wrócę! - Krzyknął do sąsiedniej izby i wyszli.


Magazyn faktycznie był otwarty i w środku znajdował się kadłub łodzi: mocno nieskończony, ale wystarczająco, by dało się rozpoznać czym jest. Stał na czterech stojakach wspierających go z każdej strony. Był tam też sołtys i jeden z wspomnianych przez karczmarza "czeladników", którzy byli akurat odwróceni plecami do wejścia i zajmowali się ciosaniem kolejnych desek do łodzi.
Oprócz tego w magazynie było kilka pni, mały warsztat cieśli, porozrzucane wszędzie narzędzia i materiały, a także sporo zamkniętych skrzyni i beczek.
- O, Wielebna! - Zakrzyknął Sołtys, kiedy tylko zorientował się, że ktoś przyszedł. Stonował jednak po chwili i ukłonił się kapłance. - Przyszłaś podziwiać naszą pracę, może dać jakąś radę lub błogosławieństwo?.
- Przyszedłam bo zastanawiam się nad karą dla wsi za odejście od dogmatów wiary Umberlee. Wszystko ocenię, potem będę medytować i w śnie poszukam wskazówki Królowej Głębin, jaka ma ona być. - odparł spokojnie chłodnym głosem.
- Rozumiem… - Sołtys przybrał nietęgą minę. Rozważał przez chwilę różne możliwości w swojej głowie, co było widać po zmieniających się tonacjach na twarzy. - Zatem… jak możemy ci pomóc w dokonaniu oceny? Olaf dobrze cię traktuje, niczego ci nie brakuje?
- Potrzeba mi czasu na rozważenie wszystkiego, lecz zaczniemy od podstaw. Z kaplicy mają zniknąć ławki. Królową Głębin wielbi się, klęcząc, leżąc krzyżem i gdy kapłan nakaże stojąc. Po drugie wybudujecie nową kaplicę według mego planu. Zaczniecie jej budowę od jutra. Trzy - chcę tu widzieć wszystkie dzieci z waszej osady, by je przepytać. Teraz zaś potrzebuję pergaminu, inkaustu i pióra. Naszkicuję wam plan waszej nowej kaplicy. Gdy to będę robiła macie czas na zgromadzenie wszystkich dzieci. - powiodła wzrokiem po sołtysie i karczmarzu.
- Nie jest to jednak kara, nad którą będę jeszcze rozmyślała.
Potem jeszcze popatrzył w kierunku morza.
Który z materiałów jest dla was łatwiej dostępny koral czy kamień?
Sołtys patrzył przez chwilę z lekko otwartymi ustami, próbując przetrawić wszystko co Ellena doń powiedziała.
- Oczywiście. Olaf na pewno znajdzie pergamin, prowadzi księgę rachunkową. Tiber. - Zwrócił się do swojego "czeladnika". - Przebiegnij się po domach i przekaż, że Wielebna życzy sobie porozmawiać z dziećmi. Przekaż, że to życzenie jest do wykonania natychmiastowego.
Chwilę się jeszcze zadumał nad ostatnim pytaniem.
- A w jakich ilościach te kamienie? Bo jeśli tyle co by się zmieściło na wóz czy dwa, to mamy stertę kamieni i niewielkich głazów na południu i północy wioski. Przy większych ilościach myślę, że koral jest lepszy.
- Koral jest lepszy, lecz czy jest w pobliżu. Całość będzie wielkości 9 jardów na 12 jardów wysokość trzy jardy pomieszczeń oraz sześć dla sali nad ołtarzem - popatrzyła po sołtysie czy aby dobrze ją zrozumiał. Gdy dostarczono jej pergamin szybko naszkicowała dwa rysunki.

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/f5/b2/65/f5b265eb410cb9cb82ee5598e5818968.jpg[/MEDIA]
[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/e7/59/0b/e7590b5b4f96f0dc391f4fc235ee60dc.jpg[/MEDIA]

[i] - Krużgankowy dziedziniec z basenem z wodą morską. Trzy jardy na trzy jardy ten basen ma mieć wymiary. Resztę możecie wnioskować po rysunku. teraz jednak chciałabym przepytać dzieci. Czy już się zebrały?
Olaf spojrzał na narysowany plan, potem pod innym kątem, potem pod jeszcze innym... W końcu pokręcił głową.
- Mam nadzieję, że sołtys zna się na budownictwie równie dobrze co na łodziach... - Wymamrotał i zaprowadził kapłankę z powrotem pod magazyn, gdzie czekało już stadko osób. Samych "dzieci", czyli osobników dość młodych by jeszcze móc biegać, hałasować i bawić się były tylko dwie sztuki: bliźniaczki z rodziny Zdwoleni. Reszta potomków była już w wieku dorosłym, jednak na rozkaz kapłanki zebrali się wszyscy i teraz patrzyli na nią z wyczekiwaniem.
Ellen szybko podeszła do pierwszej z dziewczynek. Dwa siarczyste pliczki spadły szybko, potem kapłanka chwycił za brodę dziewczynkę i spojrzał jej w oczy.
Kim dla ciebie jest Królowa Głębin?
Zapytała patrząc w oczy i obserwując rekcję dziecka, oraz czekając na odpowiedź.
Dziewczynka prawie natychmiast się rozpłakała, zaś jej matka odruchowo sięgnęła w jej stronę (albo Elleny, ciężko było stwierdzić) jednak szybko się opamiętała i została na miejscu ze spuszczoną głową.
Chwycona za bródkę dziewczynka nadal płakała tak głośno, że nie była w stanie wydusić z siebie żadnej odpowiedzi.
Ellen puściła dziewczynkę, podeszła do jej siostry. Dwa siarczyste policzki chwycenie za brodę, identyczne pytanie i kapłanka wyczekiwał na reakcję.
Reakcja była podobna, tyle że druga dziewczynka zdążyła się przygotować na cios i szybko opanowała płacz.
- K-Królową, k-k-którą należy cz-czcić i u-u-umrzeć za-a nią! - Wygruchała przez łzy, jednak nawet wtedy Wielebna wyczuła, że jest to bardziej formułka której nauczyli jej rodzice niż coś, w co dziecko faktycznie wierzyło.
Nie tego szukała Ellen. Szukała buntowniczej rogatej duszy o prawdziwej wierze, nie znalazła jej jednak u dziewcząt.
Na początek może być. Nie stało się nic, czego odpowiedni kapłan by nie naprawił. - spojrzał wymownie na sołtysa i karczmarza.


Po przepytaniu dzieci udała się na modły do kaplicy. Spędziła tam około dzwonu pogrążona w modłach. Potem wróciła do karczmy udała się do swojego pokoju, każąc się obudzić karczmarzowi za trzy dzwony.
Sołtys i karczmarz zdecydowanie odetchnęli z ulgą, co było widać po ich twarzach. Olaf odprowadził ją do karczmy, a reszta wioski zajęła się swoimi sprawami.
Sen spadł na nią dopiero po ćwierć dzwonu - ciężko jej było zasnąć z podekscytowania, jakie czuła na myśl o nowej wizji.
Widziała siebie, stojącą na środku wioski i poganiającą chłopów biczem splecionym z jadowitych węży morskich. Wieśniacy stali w głębokim dole i pracowicie budowali nową świątynię, wedle jej przykazania. Jednak im ciężej pracowali, tym dół stawał się głębszy. W końcu zaczął zalewać się wodą: szybko, coraz szybciej. Ludzie wrzeszczeli, błagali o litość, a Ellena stała skamieniała i patrzyła się na to.
Wtem ujrzała, że i ją woda zaczyna ogarniać: kostki, kolana, biodra... Nie mogła się ruszyć. Była przerażona, błagała by ukazano jej co ma zrobić by temu zapobiec. Wtem ukazało jej się monstrum przypominające ni to worga, ni wilka, ale jakby oba naraz. Monstrum było równie wysokie co ona sama, a za cztery łapy służyły mu cztery wierne psy z jej własnej sfory: Wredna, Złośliwa, Pirat i Ugryź. W dłoni Elleny pojawił się ceremonialny sztylet. Tonęła, nie mogła się ruszyć. Tonęła...
Zerwała się z łóżka cała zlana potem. Jej jaszczurka wskoczyła szybko na łóżko i wspięła się na jej kolano. Jej emocje wyrażały troskę i strach o swoją panią.


Ellen wiedziała już co powinna uczynić.
Odnalazła sołtysa nakazał mu by wszyscy zebrali się w kaplicy.
Gdy jej żądaniu stało się zadość Ellen rozpoczęła uroczystość. Rozpoczęła od pieśni pochwalnej w wodny.
Przed ołtarzem siedziały jej psy. Gdy skończyła śpiewać przemówiła do zgromadzonych.
By udowodnić, iż każdy z was musi ponieść najwyższą ofiarę zebraliśmy się tutaj. Królowa chroni tylko wiernych. Umberlee Przyjmij ofiarę z rąk moich na chwałę Twojego imienia, na pożytek Twój. - po tych słowach szybko podcięła gardła swoim psom.
Gdy jej psy wykrwawiały się na posadzkę świątyni powidła wzrokiem po zebranych.
[i] O karze dla was zdecyduję wieczorem. Wszyscy mają zebrać się w karczmie Uzbrojenie ze wszystkimi swoimi najcenniejszymi przedmiotami i gotówszczyzną.
Wieśniacy spojrzeli po sobie z niepewnością i ewidentnym brakiem zrozumienia dla tego, co kapłanka właśnie do nich powiedziała.
- Co chcesz przez to powiedzieć, Wielebna? - Spytał Sołtys. - Co się wydarzy wieczorem? I skąd o tym wiesz?
- Kieruję się wizjami zsyłanymi przez Królową Głębin. Wy też powinniście w niej wiarę pokładać. - odparła nieco przewrotne.
- Ja to rozumiem, kapłanko. - Ciągnął mężczyzna. - Ale jako dowódca tej osady muszę wiedzieć na co mamy się przygotować. Powiedz nam wszystko co wiesz i z czym będziemy się mierzyć. Skoro każesz nam zbrojnie stawić się w karczmie to znaczy, że ktoś tu wieczorem się zjawi w niecnych zamiarach. Kto? Skąd nadejdą? W jakiej liczbie i sile? Czego będą szukać?
- Przyjdą by was ukarać, za wcześniejsze zaniedbania w wierze. Jednakże Umberlee zezwoliła mi na negocjowanie waszego życia. Stracicie wszelkie złoto i kosztowności na rzecz Umberlee i najeźdźców to pewne. Zapewne część zapasów z karczmy, lecz to ja będę negocjowała znając wasze możliwości. - odparła wiedząc, iż z jakiegoś powodu Umberlee nakazał jej uratować tych wieśniaków przed piratami, niekoniecznie zaś ich “skarby”.
- Ale kim będą ci najeźdźcy? - Sołtys wyglądał na mocno zdenerwowanego, zaś pomruki za jego plecami przybrały na sile.
- Piratami, lecz i do nich Umberlee ma swoje plany, zatem walka z nimi bez negocjacji była by głupotą. Zresztą ty sołtysie i ja wyruszymy z nimi, to będzie twoja kara. Dołączysz do mnie, lecz będziesz służył jako zwykły żeglarz, póki nie zezwolę na to ja lub jakiś inny kapłan Umberlee, nigdy nie będziesz zajmował ważniejszego miejsca na statku niż sternik - odparła beznamiętnie patrząc na sołtysa.
Kiedy powiedziała "piraci", oczy dowódcy się zaświeciły i nie była pewna, czy usłyszał resztę jej wypowiedzi.
- SŁYSZELIŚCIE CHŁOPY?! PIRACI NADCHODZĄ! Gwałcić, kraść, rabować! To nasza szansa, damy im skuteczny opór i sami zajmiemy ich miejsce na statku! Znowu wyruszymy w morze, znowu będziemy postrachem tych wód!
Kilka ruchów i parę słów w smoczym a Ellen wywołała strach u sołtysa
Mężczyzna, który jeszcze kilkanaście sekund temu inspirował swoich ludzi do walki, wrzasnął nagle przeraźliwie, złapał się za twarz by zasłonić oczy i wybiegł z kaplicy. Po jego krzykach można było wnioskować, że pobiegł ku wybrzeżu. Jakiś inny chłop pobiegł za nim, najpewniej by sprawdzić co się z nim stało. Pozostali zamarli nagle w bezruchu.
Nigdzie nie idziecie, nie sprzeciwicie się woli Umberlee. Będziecie walczyć tylko gdy ja na to zezwolę. - zakrzykneła z mocą Ellen.
- W końcu piraci są karą za wasze przewiny. Jak wielką ustali się w negocjacjach. Przyprowadzić mi tu sołtysa. Widocznie nie zrozumiał co do niego powiedziałam.

Po około dwóch minutach sołtys wrócił do kaplicy. Był przygarbiony i bardziej zmizerniały niż poprzednio. Od wejścia powiedział:
- Rozumiem kapłanko, zrobimy wedle twoich słów. Zbierzemy wszystko co cenne i całą naszą siłę zbrojną i stawimy się w karczmie. Przygotować ogrodzenie i barykady?
- Tylko przy karczmie. - odparła wyprostowana, przeciąg od drzwi podzwaniał gwizdkami bosmańskimi wiszącymi na akseblancie przy szacie kapłanki.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 12-01-2016 o 19:50.
Cedryk jest offline