Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-01-2016, 17:53   #31
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Evamet spojrzał na Tagrena podejrzliwie.
- W zasadzie wszystko przechulałem w karczmie w Muraan, w noc przed naszym wypłynięciem. Nie rozumiem natomiast po co ci pieniądze teraz. Przecież idziemy je tam zdobywać, nie wydawać.

- Ach to proste, kiedy my bedziemy się po cichu sołtysem zajmować, Kolwen jakby nigdy nic wejdzie do karczmy udając zwykłego podróżnego. Wybada czy aby nie ma tam pułku zbrojnych i może gdzie własciciek trzyma trzos. No przecież to proste, nie? Szybciej będzie tak niż sprawdzać po kolei.
Na twarzy Kolwena pojawił się szeroki uśmiech. Ten plan podobał mu się już znacznie bardziej.
- Bardzo dobry plan, podoba mi się i chętnie to zrealizuję - miał tylko nadzieję, że będzie miał czas, żeby rzeczywiście zamówić coś mocnego do picia. - No to jak tam u was z sakiewkami? - zwrócił się do pozostałych towarzyszy.
Tagren widząc entuzjazm młodego łotra i ten błysk w jego oku, objął jego kark ramieniem i przyciągnał do siebie. - Tylko jak sie schlejesz bezemnie to Ci flaki wypruję. - Obiecał pół żartem ale coś w jego tonie podpowiadało Kolwenowi, że obietnicy moze doczymać.
Jaster zaśmiał się radośnie, choć dało się tam wyczuć delikatne zdenerwowanie.
- Jak zrabujemy cały alkohol na statek, to razem będziemy go próbować - powiedział Kolwen, tak żeby Tagren nie miał żadnych wątpliwości co do jego intencji.

Jedynka, który zdążył w międzyczasie wyjąć nóż i ze znudzeniem czyścił sobie nim paznokcie, podniósł nagle wzrok. Schował ostrze, wyjął niewielką sakiewkę.
- Piętnaście srebrników. - Wyjaśnił, rzucając zawiniątko Kolwenowi. - Podoba mi się wasz plan, macie na kredyt. Liczę na zwrot po udanej akcji. Jak zapytacie właściciela o “Letnią Dziwkę”, to będzie musiał po nią zejść do piwniczki, co zajmie mu kilka minut.
- Wyślę karczmarza na dół, gdy reszta naszej drużyny będzie czekała już pod karczmą, a w śrdoku będzie bezpiecznie, wtedy zajmiemy się całym dobytkiem karczmarza. Co ty na to? - zwrócił się do Tagrena.
- Taaa, z piwnicy nie usłyszą jego wrzasków. - Odrzekł wojownik myśląc już o alkoholach które karczmarz tam rzymał. Z doświadczenia wiedział, że własciciel co najlepsze zatrzymuje dla siebie, no przynajmniej Rita zawsze tak robiła.
- No dobrze, pozostaje jeszcze tylko kwestia tego psa obronnego, ale coś czuję, że jeżeli o to chodzi, to będę musiał improwizować - powiedział niezbyt zadowolonym głosem Kolwen.
- Psa zostaw panu Evametowi, widziałeś jaką ma rękę do zwierząt. - “A przynajmniej kurczaki uciekały w jego stronę.” Dodał w myślach Tagren.
Kolwen spojrzał niepewnie na Evameta. Łotrzyk nie był do końca przekonany, czy mógł mu zaufać.
- Niech będzie i tak… Zostało jeszcze coś do omówienia, czy możemy kończyć? - zapytał Jedynkę.

Oficer spojrzał pokrótce na całą piątkę, zwłaszcza na Ymir i Gaaxa, którzy cały czas milczeli.
- Nie, to wszystko. Jak już mówiłem, w nocy przybijemy do zatoki. Weźmiecie szalupę i popłyniecie do brzegu, będziecie na południe od wioski. Reszta zależy od was. - Odwrócił się, żeby odejść, ale pstryknął palcami. Przypomniał sobie o czymś. Postawił na pobliskiej skrzynce dwie (zapieczętowane!) butelki z ciemną zawartością.
- Na tak zwaną odwagę przy pierwszej akcji. - Wyjaśnił na odchodnym.
- Noo, pan oficer dba o ludzi! - Powiedział radośnie Gaax, biorąc pierwszą z butelek. Otworzył ją z pewnym trudem, powąchał i napił się, po czym podał ją Kolwenowi. - Śliwowica, no proszę!
Kolwen z uśmiechem na twarzy wziął od towarzysza butelkę i napił się porządnie. Gdy przełknął wszystko, aż nim zatrzęsło.
- Wyborny trunek. O to mi właśnie chodziło. Dobry smak alkoholu to dobra wróżba na naszą wyprawę do wsi. Masz spróbuj- podał Tagrenowi butelkę i wytarł usta o rękaw.
- No już myślałem, że nigdy się nie odessasz. - Zniecierpliwiony wojownik sam przyssał się do butelki niczym niemowle do piersi matki. I pił, i pił, i pił aż poczuł miłe ciepło w przełyku i żoładku. Znak niechybny przychylności Umberlee. - O tak, teraz noc będzie naszą przyjaciółką! Pijcie i zbieramy się, trzeba przygotować sprzęt!
- Wezmę jeszcze łyka - Kolwen wziął od Tagrena butelkę i łyknął sobie jeszcze troszkę, po czym dał butelkę Gaaxowi. - Panowie, szkoda czasu, zbieramy się!
Kliknij w miniaturkę
Wojownik poszedł po swój trójząb, sprawdził broń dokładnie by w krytycznej chwili go nie zawiodła. Niegdyś nie mógłby się połozyć bez takiego przeglądu, teraz… teraz było inaczej. Zacisnął pięść na rękojesci sejmitara aż mu kosti pobielały. Już trzeci dzień zmagał się z rzeczywistoscią z której zdał sobię niedawno sprawę. Kiedy za sprawą Gildiel pozbwiony był alkocholu zauważył rzecz straszną, drżały mu ręce, nieznacznie ale jednak. Tym razem było w porzadku, za sprawą śliwowicy. Jak długo jednak mógł tak pociągnąć? Jak szybko ciało całkowicie odmówi posłuszeństwa? Bał się tego, bał się słabości ponad wszystko. Słabość oznaczała śmierć i zapomnienie.
Nie pozwoli na to!
Przemierzał pokład szybkim sprawnym krokiem kierując się silnym zapachem prochu i smaru. Koniecznie musił porozmawiać z Haubicą, jesli ktoś mógł mu teraz pomóc to tylko ona. Tylko czy zechce? To najważniejsze pytanie.
Znalazł Różę, jak dosmarowywała jeszcze jedno z dział pod pokładem.
- Co za darmozjady, przecież tu suchy kawałek jest! - Powarkiwała cicho do siebie. Kiedy Tagren podszedł bliżej, odwróciła się do niego. - O cześć kochaniutki! Nie mieliście przypadkiem super-specjalnego zadanka na dzisiaj?
- Mhm dlatego przychodzę, prośbę mam. - Przeszedł od razu do rzeczy, czasu było za mało by się bawić w czułe słówka. - Dało by się zorganizować coś głośnego, jasnego i dymiącego? Odwdzięczę się jak będę mógł.
- Coś głośnego, jasne. Jasnego, też. I dymiące, a jakże. - Róża posłała mu zawadiacki uśmieszek i mrugnęła. - Ale to będą trzy różne przedmioty. Trąbki ze świecącego dymu ci nagle nie załatwię, wiesz.
- Żeby tylko się dało je naraz odpalić a będę szczęśliwy. Wie pani oficer, takie zabezpieczenie jakby wszystko szlag trafił.
Haubica zmarszczyła brwi i zeskoczyła z działa, lądując za Tagrenem. Pognała do magazynu i zanim wojownik zdążył za nią pójść, wróciła, niosąc kilka rzeczy w rękach.
- Słoneczki pręcik. Uderzasz to złote o tu w coś twardego i będzie świecić jak sam wiesz co. - Podała Tagrenowi metalowy pręcik, a następnie pokazała drewniany patyk, nienaturalnie prosty. - Tu zaś masz pałeczkę dymną. Jak ją zapalisz, to zadymi tak, że niejedno ognicho by się tego powstydziło, hihi.
- No i... gong. Tego chyba wiesz jak używać. - Na koniec podała mu dzwonek, bardzo podobny do tego, który kuchcik używał, żeby ogłosić że czas na posiłek.
- Nie dokładnie taki rodzaj czegoś głośnego miałem na myśli ale to też się nada! - Przyznał zabierając rzeczy od Róży. - Jak dobrze pójdzie to zwrócę to z nawiązką!
Kliknij w miniaturkę
Po powrocie od Haubicy zebrał wszystkie Szczórki przy łodzi i korzystając ze wszystkiego co miał pod ręką w przedstawił cały plan “natarcie”
- Ty - wskazał Evameta - zajmiesz sie pieskiem sołtysa a potem idziesz na jakiś wysoki punkt, tak, żebyś miał widok na wioskę i morze. To bedzie ważne, jak zacznie się pierdolić walisz w to - podał łowcy gąg zawinięty w pierwszą szmatę jaka wpadła mu w ręce. - Walisz aż ci uszy spuchna a potem spierdalasz ile sił w nogach. Reszta słyszac ten zna bierze co się da i też spierdala. To takie psia mać zabezpieczenie jakby poszło bardzo źle, jasne? - Poczekał chwilę aż wszyscy przytakną po czym kontynuował. - Wy dwoje, zajmiecie się magazynem - zwrócił sie do Ymir i Gaaxa - nie obchodzi mnie co zrobicie ze straznikami, zaczarujecie, zabijecie czy pokażesz im cycki, wasza sprawa grunt opróżnić magazyn ze wszystkiego co cenne. Kolwen znasz swoją robotę, karczma. Ja zajmę się sołtysem. W razie czego mam też to - pokazał im słoneczny i dymny patyk. - Zrobi się goraco to zorganizuję dywersję. Pytania? Ostatnia szansa.
Ymir uśmiechęła się drapieżnie i z lekkim obłędem w oczach słusząc plan Tagrena. Evamet natomiast potrząsnął głową:
- A co ja mam niby zrobić z tym psem? Zaciukać go na śmierć? Nie lepiej, żeby nasz infiltrator... - Objął Kolwena konspiracyjnie ramieniem. - ...przekonał karczmarza, żeby przywiązał czy schował gdzieś swojego pupila?
- A zaciukaj jak chcesz… ma mi nie szczekajć jak będę sołtysa sprawiał. Trochę inwencji własnej, no!
- Podsumowując. - Odezwał się Gaax po chwili namysłu. - Kolwen idzie jako pierwszy zabajerować karczmarza. Evamet w tym czasie idzie zabajerować pieska. Potem wkraczamy my, jako reszta i idziemy do magazynu a ty do sołtysa. Potem karczma. Potem wracamy. Chyba, że pan łowca da nam znać gongiem, że się spierdoliło. Coś przegapiłem?
- Wszystko pieknie pamiętasz, brawo. - Tagren wyszczerzył się w usmiechu. - A jak dobrze pójdzie to wracamy jemy i pijemy aż się pożygamy!
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 06-01-2016 o 17:59.
Googolplex jest offline  
Stary 08-01-2016, 23:10   #32
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Mężczyźni spojrzeli po sobie nerwowo.
- Olaf, nasz karczmarz, ma psa. - Wyjaśnił kapłan. - Którego przygotowujemy na rzeczoną ofiarę. Dyskutowaliśmy, czy dostojniej będzie go złożyć w dzień jego trzecich urodzin, czy w dzień przesilenia letniego. Może wypowiesz się na ten temat, Wielebna?
Ellen popatrzyła ze zdziwieniem po mężczyznach.
- Czyli chodzi o zwykła ofiarę a nie jakąś wyjątkową. Nie wiem nad czym tu dyskutować. Dostojności w topieniu zwierząt nie ma żadnej Wielebny, Sądzę nawet, że kpisz ze mnie a chodzi o jakąś ważniejszą ofiarę z człowieka lub życie ci już zbrzydło i chcesz taką ofiarą obrazić Suczą Królowę.
Ellen nazwał boginię tytułem, która Umberlee wybrał dla podkreślenia swojego charakteru.
Jej rozmówcy spojrzeli na siebie z lekkim zdziwieniem, które następnie przeszło w znużenie. Oboje mieli w tamtym momencie miny wyrażające “Ech, obcy. Nie rozumieją…”. Człowiek z mieczem spojrzał na jednego z psów i zagwizdał na niego zachęcająco, pstrykając przy tym lekko palcami. Pies powęszył chwilę powietrze przed sobą, spojrzał z zainteresowaniem na mężczyznę, ale nie podszedł.
Kapłan w tym czasie machnął ręką.
- Nieważne. Powiedz lepiej, Wielebna, co cię do nas sprowadza? Czy przyszłaś może tylko obrażać nasze zwyczaje i szczuć swoją sforą?
Ellen uśmiechnęła się ironicznie.
- Masz rację Wielebny. Twoje ofiary, twoje życie Wielebny.
Potem patrząc na sołtysa dodała.
- oraz pomyślność wioski rybackiej chronionej taką ofiarą. Kieruję się wizjami Wielebny i podążam tam gdzie kieruje mnie wolna Umberlee. Nakazała mi zjawić się w tej wsi i czekać na dalsze wizje.
Nie wspomniała, iż czeka na żaglowiec o nazwie “Skarb” oraz tego, że wioska zostanie złupiona, co widziała w swojej wizji.
- A czegoż Sucza Królowa może od nas oczekiwać? - Wypalił nagle ten z mieczem swoim basowym głosem. - Przecież my tu nic nie mamy, nic tu ciekawego nie ma…
- Zamknij się idioto! - Uciszył go kapłan. - A ty kontynuuj, czego życzy sobie nasza Pani?
- Godnych ofiar sołtysie. Jeśli z takim przejęciem debatujecie o poświęceniu psa, może to znaczyć tylko jedno, od dawna nie była Sucza Królowa godnie uhonorowana. - przy tych słowach patrzyła pewnie na sołtys całkowicie ignorując Kapłana.
Wielki mężczyzna zmierzył ją wzrokiem, zaś w jego oczach barwy zmieniły się na krwistą nienawiść. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę, a Ellena zorientowała się, że w międzyczasie z chałup wychyliło się kilka osób patrzących z zaciekawieniem: jakaś para bachorów, jakaś kobieta i ten sam mężczyzna, który wcześniej fajkę palił.
Jej psy zdążyły się położyć z lekkim znużeniem, a te, które wskoczyły na dach budynku, zeskoczyły zeń.
- Jeśli szukasz odpoczynku, to karczma jest tam skąd przybyłaś. - Sołtys odezwał się w końcu, wskazując budynek, który Ellena mijała na początku. - Jeśli zapasów, to możesz zgłosić się do Jana, w tamtej chacie. A teraz wybaczcie: wielebny, kapłanko.
Po tych słowach mężczyzna otworzył drzwi do sołtysówki i wszedł do środka, zamykając je za sobą.
- Co do życzeń Naszej Pani Wielebny sam powienieneś wiedzieć jak powinno honorować się Królową Głębin. Teraz zaś udam się do kaplicy, wiem że taka tutaj istnieje. Jednak po zachowaniu sołtysa, można by wnosić, iż nawet tego tu nie ma.
Odparła chłodno Ellen. Psy zgodnie z ostatnim poleceniem Ellen - ochrony, rozporoszyły się w terenie otaczając kapłankę.
- To Twoja trzoda Wielebny ty za nią odpowiadasz przed Suczą Królową.
Dodała jeszcze.
- Nie oceniaj go zbyt surowo, Wielebna. - Kapłan wyprostował się i oparł ręce za plecami. - Kiedyś był dumnym piratem, postrachem tych wód. Potem nadeszła Korona i jego “Ząb Rekina” szlag trafił. Potem pił. Potem spotkał mnie. Teraz została mu już tylko urażona duma i sławetny urząd sołtysa.


Kapłanka udała się do kapliczki, którą widziała już z daleka. Przekroczywszy wejście ze świeżych glonów zobaczyła pomieszczenie z dwoma rzędami ław i ołtarzykiem pod przeciwległą ścianą. Przyległe ściany również były zdobione glonami, ale także dużymi muszlami. Na ołtarzyku stało kilka zgaszonych świec. Był tam także ceremonialny nóż z białą rękojeścią oraz metalowa misa z wodą morską. Nad nim wisiał wyciosany w drewnie symbol Umberlee - taki sam jak przed wejściem.
Kapliczka był bardzo biedna. Ellen tylko pokręciła głową nie zadowolona, tym co zastał w tej wiosce. Gdyby nie miała innych zadań, już by rozprawiła się z kapłanem i zajęła jego miejsce, przynajmniej na jakiś czas.
“Ławki, wierni maja klęczeć lub leżeć plackiem przed majestatem Królowej Głębin w miejscu jej poświęconym”. Pomyślała po czym padła plackiem przed ołtarzem Umberlee pogrążył się w modlitwie. Jej sfora ułożyła się wokół niej.
Gdy Ellen skończyła modlitwy wyruszyła dom karczmy, w końcu musiała się, gdzieś się zatrzymać w oczekiwaniu na piratów ze “Skarbu”.

Karczma była wyposażona w ganek na którym stały trzy drewniane krzesła. Same drzwi były trochę pogięte - najpewniej z powodu morskiego powietrza. Kiedy kapłanka weszła do środka, na krótką chwilę skupiła na sobie wzrok wszystkich zebranych - trzech mężczyzn siedzących przy stoliku pod ścianą i karczmarza. Po tej chwili goście pospiesznie zajęli się swoimi sprawami, zaś karczmarz zmarszczył brwi i przybrał zrezygnowany wyraz twarzy.
Sala biesiadna składała się w sumie z trzech stołów: dwa z nich miały po cztery krzesła, a trzeci (dłuższy) - dwie ławy po obu stronach. Jedna ze ścian była zabudowana schodami prowadzącymi na górę. Obok karczmarza, który stał na szynkwasem, huczało niewielkie palenisko ogrodzone kamieniami nad którym piekł się ogromny sum.
- Kapłanko... Wielebna... - Zaczął gospodarz niepewnie. - Jeśli łaska, to proszę zostawić psy na zewnątrz.
- Zrobię to jeśli chcesz by pożarły twoją żywinę lub nie dopuszczały do karczmy nikogo innego. - odparła z ironicznym uśmiechem. Potem pospieszyła jeszcze z dokładniejszym wyjaśnieniem.
- Oczywiście zrobię według twojego życzenia, lecz nie płacę za żadne szkody, uznając, iż jest twój dar dla Umberlee, wybór należy do ciebie. Przy mnie moje zwierzaki zachowują się poprawnie, czyli tak jak im rozkażę. Macie wybór. - w tym czasie jedna z suk wspięła się na belkę znajdującą się nad karczmarzem i tam przywarowała.
- Skoczne te pieski... - Zamruczał karczmarz pod nosem, po czym zwrócił się do Elleny. - Ehm, tak, oczywiście. Jak Wielebna sobie życzy, mogą zostać. Czym mogę Wielebnej służyć?
Ellen uśmiechnęła się tym razem już normalnie i chociaż blizna sciągał jej usta, jej uśmiech nie był już tak ironiczny, można by go nawet uznać za ciepły.
- Pokój dla nie i dla mych zwierząt, tak bym innym nie przeszkadzała. Co polecacie dzisiaj na posiłek i do picia?
- Jasne, pokoik! Co tylko Wielebna sobie życzy. - Potwierdził gospodarz energicznie. - Jeśli Wielebna poczeka jeszcze kilkanaście minut, to ten oto sum będzie gotowy. Wielkie bydlę, ważył chyba tyle, co mój Uszatek. Znaczy pies, duży, za karczmą. Znaczy dużo. Jeśli natomiast Wielebna życzy sobie czegoś na teraz, to mam jeszcze zupę pieczarkową. No i jest też piwo korzenne, napar z grzybków albo cytrynóweczka, prosto z Waterdeep przyjechała w zeszłym tygodniu!
Ellen wciągnęła z przyjemnością zapach pieczonej ryby.
- Cytrynówkę ale niewiele, do tego na teraz dzban piwa korzennego i zupę, Potem zaś sum jak już będzie gotów. Poproszę jeszcze o wiadro wody.
Wybrała stolik czteroosobowy znajdujący się najbliżej szynkwasu. Gdy już zasiadła odłożywszy w pobliżu plecak i drewnianą tarczę, zajęła się obserwacją jedynych gości i przysłuchiwała się ich rozmowie.
Gospodarz skinął głową, przyjmując polecenie. Zanim kapłanka usiadła przy stole, powiedział jeszcze:
- Olaf Stegor, do usług. - Po czym zajął się realizacją zamówienia.
Trzyosobowa ekipa jednak o niczym nie rozmawiała, przynajmniej nie w sposób ciągły, tylko smętnie sączyła zupę pieczarkową. Co jakiś czas posyłali Ellenie konspiracyjne spojrzenia, mające na celu ustalić czy kapłanka na nich patrzy, co skutkowało jeszcze głębszym nachyleniem się nad swoją miską i udawaniem, że się nie istnieje.
W końcu karczmarz przyniósł co zamówiła: mały kubeczek cytrynówki, dzban piwa wraz z kufelkiem i miskę zupy.
- Zanim wielebna skończy zupkę, ryba powinna już być gotowa. - Powiedział, wycierając ręce w fartuch. Nie odszedł jednak, tylko stał, jakby bijąc się z myślami. - Czy mogę być tak bezczelny i zapytać się, co Wielebną sprowadza do naszych progów? Czy Królowa Głębin wysłuchała naszych próśb?
To ostatnie pytanie wywołało zainteresowanie trzech mężczyzn z sąsiedniego stolika, którzy zaczęli przysłuchiwać z zainteresowaniem.
- Ellen Kelyranomasina, możecie do mnie mówić Wielebna Ellen jeśli me nazwisko sprawia wam trudność. Królowa Głębin zmienną jest, czy wysłucha waszych modlitw zależy tylko od waszej wiary i godnych ofiar jej składanych. - odparła tajemniczo kapłanka. Potem spojrzała wymownie na zwierzęta.
- Zapomnieliście o wiadrze wody. Chyba nie chcecie by same wybrały się na jej poszukiwanie.
- Nie, już, jasne, oczywiście. - Karczmarz poszedł pospiesznie na zaplecze, poganiany dodatkowo lekkim powarkiwaniem psów. Wrócił z bardzo szeroką misą wypełnioną wodą i położył ją na ziemi. Psy zaszczekały na niego groźnie, żeby odsunął się od *ich* wody, po czym zaczęły pić łapczywie. Gospodarz natomiast wrócił do oprawiania ryby.
- Wielebna, czy to prawda? Przybyłaś uwolnić nas od naszego niekompetentnego kapłana i powieźć nas ku większej chwale Umberlee? - Zapytał nieoczekiwanie jeden z milczących dotąd mężczyzn z drugiego stołu.
- A jak to się jego niekompetencja objawia? - zapytała zaciekawiona tym, o co może chodzić dokładnie wieśniakom.
- Noo... - Wieśniak przełknął ślinę, żałując że się odezwał. - Od kiedy przybył, zarządził że ofiar nie będziemy składać naszej Pani, bo to ponoć zbyt wulgarne jest. Uznał, że same szczere modlitwy w wodzie, polewanie ran wodą morską na znak uniżenia i zbieranie morskich ozdób do kaplicy wystarczą. A zanim tu przybył to prawda, nie mieliśmy kapłana, ale Pani była łaskawsza. Ryb więcej było, piwo było smaczniejsze, dachów żadne wichury nie zrywały. A teraz to bida, Wielebna. To żeśmy pomyśleli, że Umberlee wysłuchała naszych próśb...
Ellen zerwał się z miejsca. “Na zimne cycki Umberlee tak być nie może żeby nawet wieśniacy widzieli taką niekompetencję.
- Trzymajcie dla mnie suma w cieple. Zraz wrócę.
Cień, jej złowieszczy szczur prychnął tylko na gości karczmy, widząc podniecenie i zdenerwowanie swojego towarzysza, reszta story, również ruszyła za kapłanką podążającą do kaplicy.


Kiedy kapłanka dotarła do kaplicy, zastała ją dokładnie taką jak ją zostawiła - kapłana nie było w międzyczasie w środku. Rozejrzała się nerwowo po wiosce: na zewnątrz nie było już praktycznie nikogo, ale zauważyła, że zamiast trzech łodzi są tylko dwie. Poczuła też coś innego: wiatr się wzmagał.
Wredna i Ugryź wskoczyły na dach pobliskiej chaty i zaczęły wściekle ujadać w stronę wybrzeża, natomiast Pirat i Złośliwa przysiedli na ziemi i obwąchiwali otoczenie bez szczególnego zainteresowania.
Ellen ruszyła na wybrzeże w poszukiwaniu kapłana. Tam pewnie musiał się udać, być może umyka łodzią przed nią i gniewem Umberlee. Rozglądała się też za rybakami, gdyż nie wiedział jak wielki łodzie są w posiadaniu wsi i ilu żeglarzy potrzeba do ich obsługi, zorientuje się o tym jak dotrze na brzeg, gdy tylko ujrzy łodzie. Gdy takowego spotkała nakazała mu podążać za sobą nieznoszącym sprzeciwu głosem. Dodatkowo wygwizdała komendę” wszystkie ręce na pokład” na jednym z gwizdków bosmańskich, każdy szanujący się i zdolny żeglarz, powinien zerwać się zelektryzowany tą komendą i pojawić się przy łodziach.
Kapłance udało się zawołać jednego wieśniaka, który akurat miał pecha, że pojawił się w oknie, żeby zamknąć okiennice przed nadchodzącą wichurą. Wybiegł, ledwo zdążywszy założyć buty, a Ellena zauważyła że jakimś cudem zdążył też przywiązać sobie krótki miecz do pasa. A może cały czas go miał?
Po przybyciu na wybrzeże, okazało się że łodzie są dość małe i z pojedynczym żaglem (a raczej: żagielkiem). Chłop, który jej towarzyszył, zaczął przygotowywać jedną z pozostałych łodzi. Nigdzie jednak nie można było dostrzec trzeciej łodzi, zupełnie jakby po prostu zniknęła.
- Kapłanko, dokąd płyniemy? - Zapytał rybak, kiedy łódź już była gotowa.
- Tam gdzie mógł popłynąć wasz były kapłan. - powiedziała lustrując morze.
Wieśniak skinął głową i skierował łódź na południe: kierunek w którym wiatr wiał najmocniej. Wysokie fale targały łajbą tak, że bez ciągłego trzymania się masztu istniało ryzyko wypadnięcia. Złośliwa chciała wskoczyć na rejkę, jednak w swoim psim rozumowaniu chyba uznała to za zły pomysł i po prostu starała się nie wypaść. Cień zastosował tę samą strategię.
Po kilkunastu minutach takiego rejsu Ellena dostrzegła przy wybrzeżu łódź: wyglądała bardzo podobnie do tej, w której byli aktualnie, więc musiała pochodzić z wioski. Jednak kapłanka od razu zorientowała się, że coś jest nie tak. Ta druga łajba nie była przybita do brzegu, tylko swobodnie przy nim dryfowała, jakieś piętnaście metrów od miejsca w którym można by wysiąść z łodzi.
- Widzę łódź! - Zakrzyknął chłop. - Płyniemy do niej?!
- Tak, widzisz gdzieś tam waszego kapłana?
Podpłynęli bliżej, jednak nie za blisko, by dryfująca łódź nie wpadła na ich własną. Ta druga była zdecydowanie pusta i - z tego co mogła ocenić Ellena - przygotowania niechlujnie i pospiesznie do pływania. Liny wisiały luźno, żagiel tylko w połowie był opuszczony i przez ciągłe kołysanie się na wysokich falach nabierała wody.
- Nie, nie widzę go, Wielebna! - Zawołał chłop, rozglądając się zarówno po łodzi jak i wodzie w okolicy. - Ale tamta łódź zaraz zatonie, jeśli się czegoś nie zrobi!
Ellen nie czekając wskoczyła do wody, szybko podpłynęła do łodzi. Znalazłszy się już na łodzi bardzo szybko sklarowała ją i przygotowała do żeglugi, w tym czasie do łodzi podpłynęły jej zwierzęta i sprawnie się do nie wspięły. Potem przyjrzała się łodzi i jeszcze raz zlustrowała brzeg w poszukiwaniu kapłana.
Po dłuższej chwili intensywnego przeczesywania wzrokiem okolicy, Ellena dostrzegła brązową szatę poszukiwanego kapłana dryfującą swobodnie na wodzie. Wytężywszy wzrok stwierdziła, że to nie sama szata, ale kapłan w nią ubrany, który duchem był teraz już najpewniej sądzony przez Umberlee w jej krwawym morzu, w Sercu Furii.
- Kapłankoo! - Zakrzyczał chłop z drugiej łodzi. - Szukamy kapłana dalej, czy wracamy?!
- Nie ma potrzeby. Został on już ukarany przez Umberlee. - wskazała tylko ręką - wracamy. - wyostrzyła żagiel. Wzięła kurs na wioskę, zostawiając zwłoki w dziedzinie Królowej Głębin.
Wiatr się wzmagał. Ellenie to nie przeszkadzało w sterowaniu swoją łodzią, ale zobaczyła że chłop w drugiej łodzi ma pewne trudności, głównie natury utrzymywania kursu i prób nie wypadnięcia z łodzi. W końcu jednak udało im się powrócić do pomostu i przycumować. Zaczął padać deszcz.
- Kapłanko! - Powiedział jeszcze chłop, kiedy łodzie zostały już zabezpieczone. - Zwołam ludzi, żeby łodzie wyciągnąć na brzeg. Czy mogę im powiedzieć, że przybyłaś zastąpić u nas Pathorosa? Tego kapłana, którego szukaliśmy?
- Nie takie zdanie ma dla mnie Umberlee. - odparła Ellen. Potem wróciła do karczmy, zwołując uprzednio swoją sforę, gdyby tego nie zrobiła, nikt by nie mógł podejść do pilnowanej przez nie łodzi.



Chłop poszedł z nią. Będąc już w karczmie, zwołał trójkę ludzi, którzy tam siedzieli, żeby mu pomogli z łodziami. Wstali natychmiast i poszli. Ellena natomiast usiadła na swoim miejscu. Misa z wodą, piwo i cytrynówka wciąż stały, brakowało tylko miski z zupą, którą tu zostawiła.
- Zabrałem pieczarkową, bo by wystygła. - Wyjaśnił karczmarz, kiedy kapłanka podniosła na niego pytający wzrok. - Życzysz sobie pani nową miskę z zupą, czy od razu rybę?
- Nie, podajcie rybę, pokój jak myślę już przygotowany. Powiedziała nie komentując zdarzeń wiedziała, że i tak niedługo wioska będzie huczeć od plotek.
Ellen dawno nie jadła tak dobrze przyrządzonego suma, nawet nie musiała sięgać po czary by zmienić smak potrawy. Cytrynówka był wyśmienita a zwykle podawane do posiłków piwo korzenne wyśmienite, co było, aż zaskakujące. Po posiłku udała się do pokoju wskazanego jej przez karczmarza.
Pod przeciwległą ścianą znajdowało się dwuosobowe łóżko, a obok niego toaletka z miską wody i lustrem opartym o ścianę. Znajdowała się tam także stara komoda i - co Ellena uznała za osobliwe - kilka koców położonych w kącie, najpewniej przygotowanych dla jej sfory, sądząc po ich ułożeniu. Samo łóżko też było wyściełane dwoma kocami, które były dość miłe w dotyku.
Wypakowała z plecaka podróżny ołtarzyk rozłożyła go na komodzie nakryła obrusem, ustawiła świece. Znając przesądność wieśniaków powinien zapewnić bezpieczeństwo jej rzeczom, lecz jako, że Sucza Królowa pomaga tym, którzy sobie sami pomagają, zostawiła też na straży “Złośliwą” i “Pirata”. Wyjęła strojniejsze szaty kapłańskie by się przewietrzyły i rozłożyła je na łóżku. Potem zadowolona ruszyła na obchód wioski, w końcu musi pomyśleć jak ukarać wieśniaków. Ręce zemsty już się zbliżały na “Skarbie”, lecz bezsensowna rzeź nie jest tu potrzebna. Trzeba było przyjrzeć czym dysponowała wioska w obronie i zasobach.



Wioska była ułożona po obu stronach drogi, która prowadziła do pomostu z łodziami. Droga zaś po drugiej strony wychodziła ze szlaku handlowego, który prowadził z północy na południe. Chat było w sumie sześć: w tym sołtysówka, karczma i magazyn, co zostawiało trzy budynki w których najpewniej mieszkali chłopi. Była też oczywiście kaplica, jednak w żaden sposób nie była podobna do pozostałych budynków.
Osada nie prezentowała sobą prawie żadnej obrony: od południa były naturalne, poszarpane pagórki i zepsuty płot, od północy zaś płot wciąż stał i ogradzał tamtą stronę od wybrzeża do szlaku handlowego. Przy samym wybrzeżu, zarówno od południa jak i północy, ktoś nasypał mnóstwo kamieni i głazów w taki sposób, że trzeba by moczyć się po kolana w wodzie, żeby je obejść.

Uznawszy, że w taki deszczowy wieczór nic więcej nie zdziała, Ellena powróciła do swojego pokoju.
Tam przygotowała błogosławione jagody na następny dzień, spędziła czas na modlitwie i studiowaniu księgi czarów, po czym udała się na spoczynek.
Rano deszcz przestał już padać, jednak cała okolica zrobiła się błotnista i wilgotna. Na wybrzeżu została tylko jedna łódź. przywiązana do pomostu. Kapłanka zszedła wraz ze swoją sforą do sali biesiadnej, gdzie karczmarz kończył przygotowywać jej śniadanie - "wedle własnego uznania", jak to określił. Podał jej kubek gorącego naparu z grzybów, kilka kromek chleba niepierwszej świeżości, a do tego ser i szynkę, a także miseczkę konfitur ze śliwek. Pamiętał też o misce wody dla psów i zawiniątku kiełbasek dla nich.
Wypytany o mieszkańców wsi, Olaf zmarszczył czoło, musiał się chwilę zastanowić.
- Tu są sami swoi, Wielebna. - Powiedział w końcu. - Trzy rodziny, każda ma swój dom. Bergisowie, których mogłaś wczoraj spotkać przy stole. W zasadzie to bracia są, synowie Starego Jana Bergisa. Jest też jego małżonka i babka. Zdwoleni, czy jak się tam zwają, zostali wygnani z Dobrodoszyn za wyznawanie Umberlee. Jest to Garłak i Bernardyna Zdwoleni wraz z dwoma córkami i synem. No i moja dumna rodzinka, ród Herocfitów. Mam małżonkę, Jagódkę i syna, Cwieryka, co to go wczoraj mogłaś poznać, bo łodzią z tobą płynął. Wraz z naszym sołtysem, Waszkijiem Samorodkiem, daje to... dziesięciu... nie, dziewięciu chłopa, bo kapłana już nie ma.
Ellen pokręciła tylko głową.
Wiem żeście wierni Królowej Głębin, lecz czmuście nic nie zrobili z poprzedni kapłnem trza była wysłać kogoś do Waterdeep po nowego lub chociaż powiadomić o poczynaniach starego. Łodzie wszak macie?
- No wiesz, Wielebno… myślmy to nawet chcieli. Znaczy niektórzy mieli taki pomysł. - Odparł karczmarz. - Ale sołtys zabronił, bo to ponoć był jego dobry znajomy i nie lza nikomu nic mówić na kapłana.
- Zatem to sołtys zawinił a wy poszliście jak te owieczki na rzeź za nim. potem uśmiechnęła się ironicznie ściągnięta poparzeniowymi bliznami usta tylko to uwydatniły.
- Czekam na znak od Suczej Królowej jak was ukarać za taką obrazę i zaniedbania, odszczepieniec poniósł już swoją karę, Umberlee go utopiła teraz kolej na waszą.
- Ale… Pani… Kapłanko… - Karczmarz przełknął głośno ślinę, a Ellena poczuła dziwne mrowienie w potylicy. Miewała takie uczucie już w przeszłości i za każdym razem w najbliższą noc miała dostać wizję. Czyżby teraz też Sucza Królowa coś chciała jej przekazać? Najpewniej dowie się dopiero kiedy uda się na spoczynek.
- Wielebna, bo ja… ja to zawsze na koniec każdego tygodnia trzydzieści procent swoich zysków topiłem w morzu! Jako ofiarę dla naszej Pani! - Wybełkotał wreszcie gospodarz obronnym tonem.
- Nie tak powinna wyglądać ofiara dla Umberlee. Kaplica w stanie upadku, miast przeznaczyć na budowę nowej i sprowadzenie odpowiedniego kapłana, topiłeś pieniądze. - potem jednak uśmiechnęła się. - Lecz twe intencje były odpowiednie, zatem kara będzie, lecz nie najwyższa, ujdziesz z życiem. Cóż to jednak za magazyn z tak silną ochrona jak na taką wioseczkę, aż dwóch ludzi. Kim oni są nie wymieniliście ich jako mieszkańców wioski?
- Aa, to nie tak Wielebna. - Karczmarz rozejrzał się, sprawdzając czy nikogo nie ma w okolicy, po czym wzruszył ramionami. - W zasadzie i tak powinnaś się o tym dowiedzieć. Ci co pilnują magazyny to nasze chłopy są, tylko na zmianę tam stoją. W magazynie zaś sołtys powoli zbiera materiały do budowy łodzi, rozumie Wielebna. Marzy mu się… i w zasadzie nam wszystkim jeszcze raz któregoś dnia wyruszyć na morze i siać postrach! Tyle że bez kapłana to trochę bieda będzie…
- Zatem tym bardziej muszę obejrzeć ten magazyn, wtedy być może szybciej doczekacie się swojego kapłana. - potem podrapał się jeszcze po głowie - a kto z was chłopy zna się na szkutnictwie, budowie pełnomorskich żaglowców?
- No… sołtys. Bez niego nie mielibyśmy nawet tych trzech łódek rybackich. Przyucza fachu synów Bergisa, pomagają mu przy budowie. Zresztą jakby Wielebna tam teraz poszła, to magazyn będzie pewnie otwarty, bo oni pracują rankami tam nad łodzią.
Dokończywszy kufel piwa Ellen gwizdnęła na psy potem rzekła w druidzkim.
Ochrona. - wydając swej sforze komendę, popatrzyła na karczmarza i rzekła.
Zatem prowadź.
- Jagódka, zaraz wrócę! - Krzyknął do sąsiedniej izby i wyszli.


Magazyn faktycznie był otwarty i w środku znajdował się kadłub łodzi: mocno nieskończony, ale wystarczająco, by dało się rozpoznać czym jest. Stał na czterech stojakach wspierających go z każdej strony. Był tam też sołtys i jeden z wspomnianych przez karczmarza "czeladników", którzy byli akurat odwróceni plecami do wejścia i zajmowali się ciosaniem kolejnych desek do łodzi.
Oprócz tego w magazynie było kilka pni, mały warsztat cieśli, porozrzucane wszędzie narzędzia i materiały, a także sporo zamkniętych skrzyni i beczek.
- O, Wielebna! - Zakrzyknął Sołtys, kiedy tylko zorientował się, że ktoś przyszedł. Stonował jednak po chwili i ukłonił się kapłance. - Przyszłaś podziwiać naszą pracę, może dać jakąś radę lub błogosławieństwo?.
- Przyszedłam bo zastanawiam się nad karą dla wsi za odejście od dogmatów wiary Umberlee. Wszystko ocenię, potem będę medytować i w śnie poszukam wskazówki Królowej Głębin, jaka ma ona być. - odparł spokojnie chłodnym głosem.
- Rozumiem… - Sołtys przybrał nietęgą minę. Rozważał przez chwilę różne możliwości w swojej głowie, co było widać po zmieniających się tonacjach na twarzy. - Zatem… jak możemy ci pomóc w dokonaniu oceny? Olaf dobrze cię traktuje, niczego ci nie brakuje?
- Potrzeba mi czasu na rozważenie wszystkiego, lecz zaczniemy od podstaw. Z kaplicy mają zniknąć ławki. Królową Głębin wielbi się, klęcząc, leżąc krzyżem i gdy kapłan nakaże stojąc. Po drugie wybudujecie nową kaplicę według mego planu. Zaczniecie jej budowę od jutra. Trzy - chcę tu widzieć wszystkie dzieci z waszej osady, by je przepytać. Teraz zaś potrzebuję pergaminu, inkaustu i pióra. Naszkicuję wam plan waszej nowej kaplicy. Gdy to będę robiła macie czas na zgromadzenie wszystkich dzieci. - powiodła wzrokiem po sołtysie i karczmarzu.
- Nie jest to jednak kara, nad którą będę jeszcze rozmyślała.
Potem jeszcze popatrzył w kierunku morza.
Który z materiałów jest dla was łatwiej dostępny koral czy kamień?
Sołtys patrzył przez chwilę z lekko otwartymi ustami, próbując przetrawić wszystko co Ellena doń powiedziała.
- Oczywiście. Olaf na pewno znajdzie pergamin, prowadzi księgę rachunkową. Tiber. - Zwrócił się do swojego "czeladnika". - Przebiegnij się po domach i przekaż, że Wielebna życzy sobie porozmawiać z dziećmi. Przekaż, że to życzenie jest do wykonania natychmiastowego.
Chwilę się jeszcze zadumał nad ostatnim pytaniem.
- A w jakich ilościach te kamienie? Bo jeśli tyle co by się zmieściło na wóz czy dwa, to mamy stertę kamieni i niewielkich głazów na południu i północy wioski. Przy większych ilościach myślę, że koral jest lepszy.
- Koral jest lepszy, lecz czy jest w pobliżu. Całość będzie wielkości 9 jardów na 12 jardów wysokość trzy jardy pomieszczeń oraz sześć dla sali nad ołtarzem - popatrzyła po sołtysie czy aby dobrze ją zrozumiał. Gdy dostarczono jej pergamin szybko naszkicowała dwa rysunki.

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/f5/b2/65/f5b265eb410cb9cb82ee5598e5818968.jpg[/MEDIA]
[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/e7/59/0b/e7590b5b4f96f0dc391f4fc235ee60dc.jpg[/MEDIA]

[i] - Krużgankowy dziedziniec z basenem z wodą morską. Trzy jardy na trzy jardy ten basen ma mieć wymiary. Resztę możecie wnioskować po rysunku. teraz jednak chciałabym przepytać dzieci. Czy już się zebrały?
Olaf spojrzał na narysowany plan, potem pod innym kątem, potem pod jeszcze innym... W końcu pokręcił głową.
- Mam nadzieję, że sołtys zna się na budownictwie równie dobrze co na łodziach... - Wymamrotał i zaprowadził kapłankę z powrotem pod magazyn, gdzie czekało już stadko osób. Samych "dzieci", czyli osobników dość młodych by jeszcze móc biegać, hałasować i bawić się były tylko dwie sztuki: bliźniaczki z rodziny Zdwoleni. Reszta potomków była już w wieku dorosłym, jednak na rozkaz kapłanki zebrali się wszyscy i teraz patrzyli na nią z wyczekiwaniem.
Ellen szybko podeszła do pierwszej z dziewczynek. Dwa siarczyste pliczki spadły szybko, potem kapłanka chwycił za brodę dziewczynkę i spojrzał jej w oczy.
Kim dla ciebie jest Królowa Głębin?
Zapytała patrząc w oczy i obserwując rekcję dziecka, oraz czekając na odpowiedź.
Dziewczynka prawie natychmiast się rozpłakała, zaś jej matka odruchowo sięgnęła w jej stronę (albo Elleny, ciężko było stwierdzić) jednak szybko się opamiętała i została na miejscu ze spuszczoną głową.
Chwycona za bródkę dziewczynka nadal płakała tak głośno, że nie była w stanie wydusić z siebie żadnej odpowiedzi.
Ellen puściła dziewczynkę, podeszła do jej siostry. Dwa siarczyste policzki chwycenie za brodę, identyczne pytanie i kapłanka wyczekiwał na reakcję.
Reakcja była podobna, tyle że druga dziewczynka zdążyła się przygotować na cios i szybko opanowała płacz.
- K-Królową, k-k-którą należy cz-czcić i u-u-umrzeć za-a nią! - Wygruchała przez łzy, jednak nawet wtedy Wielebna wyczuła, że jest to bardziej formułka której nauczyli jej rodzice niż coś, w co dziecko faktycznie wierzyło.
Nie tego szukała Ellen. Szukała buntowniczej rogatej duszy o prawdziwej wierze, nie znalazła jej jednak u dziewcząt.
Na początek może być. Nie stało się nic, czego odpowiedni kapłan by nie naprawił. - spojrzał wymownie na sołtysa i karczmarza.


Po przepytaniu dzieci udała się na modły do kaplicy. Spędziła tam około dzwonu pogrążona w modłach. Potem wróciła do karczmy udała się do swojego pokoju, każąc się obudzić karczmarzowi za trzy dzwony.
Sołtys i karczmarz zdecydowanie odetchnęli z ulgą, co było widać po ich twarzach. Olaf odprowadził ją do karczmy, a reszta wioski zajęła się swoimi sprawami.
Sen spadł na nią dopiero po ćwierć dzwonu - ciężko jej było zasnąć z podekscytowania, jakie czuła na myśl o nowej wizji.
Widziała siebie, stojącą na środku wioski i poganiającą chłopów biczem splecionym z jadowitych węży morskich. Wieśniacy stali w głębokim dole i pracowicie budowali nową świątynię, wedle jej przykazania. Jednak im ciężej pracowali, tym dół stawał się głębszy. W końcu zaczął zalewać się wodą: szybko, coraz szybciej. Ludzie wrzeszczeli, błagali o litość, a Ellena stała skamieniała i patrzyła się na to.
Wtem ujrzała, że i ją woda zaczyna ogarniać: kostki, kolana, biodra... Nie mogła się ruszyć. Była przerażona, błagała by ukazano jej co ma zrobić by temu zapobiec. Wtem ukazało jej się monstrum przypominające ni to worga, ni wilka, ale jakby oba naraz. Monstrum było równie wysokie co ona sama, a za cztery łapy służyły mu cztery wierne psy z jej własnej sfory: Wredna, Złośliwa, Pirat i Ugryź. W dłoni Elleny pojawił się ceremonialny sztylet. Tonęła, nie mogła się ruszyć. Tonęła...
Zerwała się z łóżka cała zlana potem. Jej jaszczurka wskoczyła szybko na łóżko i wspięła się na jej kolano. Jej emocje wyrażały troskę i strach o swoją panią.


Ellen wiedziała już co powinna uczynić.
Odnalazła sołtysa nakazał mu by wszyscy zebrali się w kaplicy.
Gdy jej żądaniu stało się zadość Ellen rozpoczęła uroczystość. Rozpoczęła od pieśni pochwalnej w wodny.
Przed ołtarzem siedziały jej psy. Gdy skończyła śpiewać przemówiła do zgromadzonych.
By udowodnić, iż każdy z was musi ponieść najwyższą ofiarę zebraliśmy się tutaj. Królowa chroni tylko wiernych. Umberlee Przyjmij ofiarę z rąk moich na chwałę Twojego imienia, na pożytek Twój. - po tych słowach szybko podcięła gardła swoim psom.
Gdy jej psy wykrwawiały się na posadzkę świątyni powidła wzrokiem po zebranych.
[i] O karze dla was zdecyduję wieczorem. Wszyscy mają zebrać się w karczmie Uzbrojenie ze wszystkimi swoimi najcenniejszymi przedmiotami i gotówszczyzną.
Wieśniacy spojrzeli po sobie z niepewnością i ewidentnym brakiem zrozumienia dla tego, co kapłanka właśnie do nich powiedziała.
- Co chcesz przez to powiedzieć, Wielebna? - Spytał Sołtys. - Co się wydarzy wieczorem? I skąd o tym wiesz?
- Kieruję się wizjami zsyłanymi przez Królową Głębin. Wy też powinniście w niej wiarę pokładać. - odparła nieco przewrotne.
- Ja to rozumiem, kapłanko. - Ciągnął mężczyzna. - Ale jako dowódca tej osady muszę wiedzieć na co mamy się przygotować. Powiedz nam wszystko co wiesz i z czym będziemy się mierzyć. Skoro każesz nam zbrojnie stawić się w karczmie to znaczy, że ktoś tu wieczorem się zjawi w niecnych zamiarach. Kto? Skąd nadejdą? W jakiej liczbie i sile? Czego będą szukać?
- Przyjdą by was ukarać, za wcześniejsze zaniedbania w wierze. Jednakże Umberlee zezwoliła mi na negocjowanie waszego życia. Stracicie wszelkie złoto i kosztowności na rzecz Umberlee i najeźdźców to pewne. Zapewne część zapasów z karczmy, lecz to ja będę negocjowała znając wasze możliwości. - odparła wiedząc, iż z jakiegoś powodu Umberlee nakazał jej uratować tych wieśniaków przed piratami, niekoniecznie zaś ich “skarby”.
- Ale kim będą ci najeźdźcy? - Sołtys wyglądał na mocno zdenerwowanego, zaś pomruki za jego plecami przybrały na sile.
- Piratami, lecz i do nich Umberlee ma swoje plany, zatem walka z nimi bez negocjacji była by głupotą. Zresztą ty sołtysie i ja wyruszymy z nimi, to będzie twoja kara. Dołączysz do mnie, lecz będziesz służył jako zwykły żeglarz, póki nie zezwolę na to ja lub jakiś inny kapłan Umberlee, nigdy nie będziesz zajmował ważniejszego miejsca na statku niż sternik - odparła beznamiętnie patrząc na sołtysa.
Kiedy powiedziała "piraci", oczy dowódcy się zaświeciły i nie była pewna, czy usłyszał resztę jej wypowiedzi.
- SŁYSZELIŚCIE CHŁOPY?! PIRACI NADCHODZĄ! Gwałcić, kraść, rabować! To nasza szansa, damy im skuteczny opór i sami zajmiemy ich miejsce na statku! Znowu wyruszymy w morze, znowu będziemy postrachem tych wód!
Kilka ruchów i parę słów w smoczym a Ellen wywołała strach u sołtysa
Mężczyzna, który jeszcze kilkanaście sekund temu inspirował swoich ludzi do walki, wrzasnął nagle przeraźliwie, złapał się za twarz by zasłonić oczy i wybiegł z kaplicy. Po jego krzykach można było wnioskować, że pobiegł ku wybrzeżu. Jakiś inny chłop pobiegł za nim, najpewniej by sprawdzić co się z nim stało. Pozostali zamarli nagle w bezruchu.
Nigdzie nie idziecie, nie sprzeciwicie się woli Umberlee. Będziecie walczyć tylko gdy ja na to zezwolę. - zakrzykneła z mocą Ellen.
- W końcu piraci są karą za wasze przewiny. Jak wielką ustali się w negocjacjach. Przyprowadzić mi tu sołtysa. Widocznie nie zrozumiał co do niego powiedziałam.

Po około dwóch minutach sołtys wrócił do kaplicy. Był przygarbiony i bardziej zmizerniały niż poprzednio. Od wejścia powiedział:
- Rozumiem kapłanko, zrobimy wedle twoich słów. Zbierzemy wszystko co cenne i całą naszą siłę zbrojną i stawimy się w karczmie. Przygotować ogrodzenie i barykady?
- Tylko przy karczmie. - odparła wyprostowana, przeciąg od drzwi podzwaniał gwizdkami bosmańskimi wiszącymi na akseblancie przy szacie kapłanki.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 12-01-2016 o 19:50.
Cedryk jest offline  
Stary 09-01-2016, 15:52   #33
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
W Małej Wódce panowała atmosfera intensywnej pracy i poczucia zbyt małej ilości czasu. Wieśniacy posłusznie znieśli do karczmy kosztowności: głównie miedziaki i srebrniki. Ktoś przyniósł srebrny kielich, ktoś inny złoty sygnet. Sołtys dorzucił swój woreczek z cennymi kamieniami, Olaf zaś sakwę z całym utargiem, jaki aktualnie posiadał. Całości w pieniądzach prezentowało się nieco ponad dwieście sztuk złota i może drugie lub trzecie tyle w kamieniach i dobrach.
Ludzie niechętnie oddawali swój dobytek, który teraz był zamknięty w żelaznym kufrze w karczmie - został tam przeniesiony z magazynu. Kluczyk oddano Ellenie.

W międzyczasie kapłanka natknęła się też na psa karczmarza o którym już tyle się nasłuchała. To był prawdziwy potwór, który był przypięty na łańcuchu za karczmą i przyglądał się wszystkiemu z nienaturalnie inteligentnymi ślepiami - w tym Wielebnej. Tak, to był dokładnie ten sam wilko-worg, którego widziała we śnie.

Wieczór nadchodził nieubłaganie. Skrzynie z magazynu zostały przyniesione przed karczmę i ustawione w prowizoryczną osłonę. Przyniesiono też pniaki, pocięto je na mniejsze kawałki, zaostrzono i zrobiono z nich palisadę pomiędzy skrzyniami. W ten sposób został zabezpieczony ganek. Tylne drzwi do karczmy, za którymi była “buda” psa karczmarza, zostały zabarykadowane, okna zaś zabite deskami. Wszyscy byli bardzo poddenerwowani: jedni co chwilę pytali się WIelebnej, czy aby Sucza Królowa nie zesłała jej dodatkowych wskazówek co do postępowania, inni zapewniali ją o ich żywiowym oddaniu dla Umberlee, a jeszcze inni postanowili pić, żeby nabrać odwagi przed najazdem. Na ganku stało dwóch wartowników i rozglądali się czujnie. Każdy zabarykadował własny dom jak tylko mógł - zresztą napastnicy przecież i tak nie mieli tam czego szukać, skoro wszystkie kosztowności były w karczmie.
Czekali. Tyle dobrze, że była gwieździsta, bezchmurna noc z pełnym księżycem - nawet bez lamp było widać dostatecznie dużo, żeby widzieć z karczmy i wybrzeże z jednej strony i drogę handlową z drugiej.

W tym samym czasie najnowsza załoga “Skarbu Melediny” wypływała właśnie ze statku w szalupie. Reszta załogi robiła zresztą to samo, ale tylko Szczórki płynęły nią na północ, ku Małym Wódkom. Pozostali płynęli na (ponoć) większą zdobyć, Dobrodoszyn.
Znaleźli małą piaszczystą plażę i dobili do niej. Zabezpieczyli szalupę i całą piątką podeszli niepewnie jeszcze trochę na północ. Doszli do urwania stromego wzgórza, skąd zobaczyli swój cel, ukryci za krzakami.

Sześć chat i kaplica, tak jak powiedział Jedynka. Trzy łodzie na pomoście też się zgadzały. Chaty były ułożone wzdłóż drogi, która prowadziła ze wschodu (od szlaku handlowego) do zachodu (do pomostu). Pierwsza chata była nieco większa i najpewniej była karczmą - gdzie indziej ją umieścić, niż najbliżej traktu? Szybko też zlokalizowali wzrokiem magazyn - był najbliżej wybrzeża, po północnej stronie wioski.
Mieli szczęście, że noc była bezchmurna i z pełnym księżycem, bo było widać naprawdę dużo.

Gdzie byli wszyscy mieszkańcy? Spali pewnie, ale… w karczmie nawet światło się nie świeciło, bo z okien nie było widać żadnej poświaty.
- No dobrze, panie dowódco. - Wyszeptał Evamet. - To trzymamy się planu? Pan Jaster do karczmy i robi wywiad? Jak da nam znać, że możemy ruszać?
 
Gettor jest offline  
Stary 12-01-2016, 16:19   #34
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
- Czekaj! - Syknął Tagren, coś się nie zgadzało ale dopiero po chwili zrozumiał co. Potrzebował przysłuchać się przez dłuższą chwilę i stwierdził, że słyszy głosy.
- Ki chuj, głosy z karczmy dochodzą a okna ciemne? - Odezwał się przed nim Gaax, potwierdzając przypuszczenia Tagrena.
- Bardzo, bardzo dziwne… Jak można pić alkohol po ciemku?- zdziwił się mocno Kolwen. - To tak jakby chędożyć się po ciemku, kompletnie bez sensu.
- Kurewsko dziwne… - Wojownik zwiększył swoja czujność, za dobrze pamiętał jak nieostrożność doprowadziła go do klęski i wygnania. - Potrzebny nam zwiad. Kto na ochotnika?
- Po co zwiad, tak będzie zabawniej! - Powiedziała Ymir, chwytając swoją broń i podnosząc się, najpewniej w celu zeskoczenia ze wzgórza i zaszarżowania.
-Stóóój! - Gaax chwycił ją za rękaw i pociągnął z powrotem na dół. - A gdyby puścić tę budę z dymem? Jakiś ogień alchemiczny ma ktoś? To dopiero by była dywersja!
- A co chcesz złoto potem z kamienia skrobać? Najpierw chcę wiedzieć o co chodzi. Potem podejmę decyzję jasne? Raz już się wpakowałem przez głupotę, drugi raz się nie dam.

- Dobra, to zwiad? - Powtórzył Gaax i wszyscy nagle spojrzęli po sobie, nikt nie kwapił się za bardzo do zgłoszenia się na ochotnika.
- No kurwa, nie wierzę. Sam mam iść?! - Syknął zjadliwym szeptem Tagren.
- No skoro się zgłosiłeś! - Szepnął z aprobatą Evamet, klepiąc go po ramieniu. - Pomyśl w ten sposób: każde z nas postawi ci za to kolejkę w Waterdeep.
- Żebyś wiedział, że postawicie. - Obiecał aventi po czym zajął się wybieraniem odpowiedniego dachu. Nie bardzo mógł się zdecydować który najlepiej się nada do jego planów.
- Postawimy, postawimy, już o to się nie martw. Teraz do roboty, szkoda czasu, trzeba się dowiedzieć, co tu się wyrabia - powiedział Kolwen i poklepał Tagrena po ramieniu.
- Jak nie wrócę za… no powiedzmy przed świtem to puśćcie wiochę z dymem. - Po tych słowach Tagren zważył w dłoni trójząb i podał go Kolwenowi. - Popilnuj mi tego. - I zniknął wessany przez cienie.

Chwilę po tym jak Tagren zniknął na dole, reszta Szczórków przyglądała się jak wojownik skacze między cianiami i ląduje na dachu. Wtem usłyszęli...
- To gdzieś tutaj, pewnie będzie w tej małej zatoczce. Chodź, obczaimy co i jak! - Usłyszeli jakiś męski, a w zasadzie młodzieńczy głos. Odwróciwszy się zobaczyli dwójkę młodzianów, którzy szli przez pola kilkanaście metrów za nimi, w stronę gdzie zostawili łódkę.
- No chyba jaja sobie robicie... - Jęknął Gaax i spojrzał na Kolwena.
- Niech jeszcze i to – powiedział cicho pod nosem Kolwen. Trzeba było działać szybko i przede wszystkim po cichu. Te dzieciaki nie mogły wszcząć alarmu, bo wtedy cały ich misterny plan pójdzie do diabła.
- Musimy to zrobić po cichu, ale szybko, nim te gówniarze zrozumieją, co mają przed sobą. Trzeba ogłuszyć i będzie po sprawie. Zaciągniemy w krzaki, zwiążemy i z głowy. Tylko mi ich nie mordować. Gaax albo Ymir zajmiecie się tym – wyszeptał szybko do towarzyszy.
- Dobra, chodź Młoda. - Gaax wycofał się z krzaków i pociągnął za sobą Ymir. - Pokaż im cycka czy coś, żeby ich rozproszyć, a ja ich uśpię.
Kobieta warknąła i kopnęła go w kolano, po czym ruszyła szybkim krokiem w kierunku dzieciaków.
- Auu! Za co?! - Jęknął głośno mag, co zwróciło uwagę młodzieży. Byli już daleko, ale odwrócili się i zobaczyli Ymir. Wymienili jakieś uwagi i szybko zaczęli uciekać.
- Masz to swoje rozpraszanie, baranie! Szybko, pomóż mi ich dogonić! - Kobieta już biegła, a za nią podążył Gaax. Po chwili zarówno młodzieńcy, jak i dwójka Szczórków zniknęli Kolwenowi z pola widzenia. Tyle dobrze, że wciąż biegli nad wybrzeże...
- To co teraz? Czekamy dalej? - Podsumował Evamet.
- Oczywiście, że czekamy. Poradzą sobie, a przynajmniej mam taką nadzieję. Cierpliwość jest cnotą w naszym fachu – powiedział udawanym mentorskim tonem Kolwen. – A poza tym, nie będę z tym biegał po całej wiosce- wskazał na trójząb, który zostawił mu Tagren.

Evamet wzruszył tylko ramionami.
- Jak chcesz to możesz mi go dać, ale… - Coś upadło. To znaczy coś upadło tak, że aż to usłyszęli. Krzyk “Ała, nie po oczach!”, który dotarł ich uszu zaraz potem świadczył o tym, że Gaax i Ymir dopadli chłopaków. A przynajmniej jednego…
- Ratunku! Pomocy! Demon! DEMON! - Usłyszęli drugi krzyk, który musiał wydać z siebie drugi z młodzieńców. Chyba biegł w ich stronę, ale Kolwen nie mógł być pewien.
- Szlag by to, jasna cholera! - Zaklął Evamet, szykując łuk do strzału w miejsce, gdzie chłopak powinien się za chwilę pojawić.
Nie lubił, gdy morduje się bez powodu, a to przecież byli bogu ducha winni chłopaki, ale jeżeli przez tego gówniarza reszta wioski ma zostać zaalarmowana, to niech Evamet robi swoje. W końcu to nie Kolwen będzie miał krew na rękach, tylko jego towarzysz.
- Rób co musisz, byle skutecznie – powiedział cicho do swojego kompana.
- Czekaj no sukin... - Usłyszęli wtór głosu Gaaxa za uciekającym chłopakiem. - Yshter Agnais!
Chłopak przestał krzyczeć, a po kilku minutach ich kompani wrócili, taszcząc za sobą nieprzytomnych delikwentów: związanych i zakneblowanych.
- Gnojek mnie ugryzł! - Pożalił się Gaax, pokazując Kolwenowi dłoń z czerwonymi śladami. - Udało mi się ich uśpić, ale na chwilę. Co z nimi dalej zrobimy?
Kolwen odetchnął z ulgą. Na szczęście nie trzeba było nikogo mordować.
- Na pewno są związani porządnie? Upewnijcie się, żeby się nam nagle nie uwolnili. Schowany ich w tych krzakach i będzie spokój. Teraz czekamy na znak od Tagrena – zaczął wypatrywać swojego towarzysza, który coś długo już nie wracał.
 

Ostatnio edytowane przez Morfik : 12-01-2016 o 16:29.
Morfik jest offline  
Stary 12-01-2016, 16:22   #35
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Choć musiał wykonać aż trzy cieniste skoki by dostać się na pozycję na dachu to jednak był pewien, że taki sposób przemieszczania przysłuży mu się znacznie bardziej niż przekradanie się chyłkiem.
Pierwszym skokiem przeniósł się na dół wzgórza, potem pod sam budynek. Już z tego miejsca nabrał pewności, że w karczmie są ludzie. Spojrzał na dach - wydawał się dość solidny. Wykonał kolejny skok na dach i… poślizgnął się. Zdradzieckie drewno było całe mokre - niedawno musiał tu padać deszcz albo inna cholera. Na szczęście dzięki wieloletnich praktykach na okrętach, które bywały nie tylko mokre ale i z innych powodów niestabilne, zachwiał się tylko lekko.
Ułożył się w pozycji leżącej na dachu najbliższego budynku i z niego to właśnie zaczął obserwować drogę biegnącą środkiem wioski, i nie poprzestał tylko na jednym zmyśle, dźwięków również nasłuchiwał a i zapachy mogły mu powiedzieć nie jedno.
Zwierzęce instynkty spowiły zmysły wojownika, pozwalając mu wyczuć innego drapieżnika w pobliżu: duży, futrzasty, mokry. Najpewniej wilk jakiś i to duży. Gdzieś przy karczmie.
Zobaczył go po chwili wytężania wzroku - leżało to wielkie bydlę przy tylnich drzwiach do karczmy. Większe od wilka, może worg? Ciężko było stwierdzić bez podchodzenia bliżej.
W drugiej chwili natomiast skupił się na przodzie karczmy. Stamtąd bowiem dochodziło słabe światło kilku lamp. Wieśniacy zrobili sobie z niej punkt obronny! Skrzynie, zaostrzone pale, dwóch strażników - bardzo prymitywna barykada. Blokowała wejście na ganek karczmy, a tym samym wejście do niej.
Z tej odległości mógł też ocenić dlaczego przez okna nie wydobywało się żadne światło - były grubo zabite deskami, wszystkie.
Dwójka wartowników co jakiś czas rozglądała się na wybrzeże i na szlak handlowy, patrząc czy nikt nie idzie.
Na brzuchu, powoli by czynić najmniej hałasu jak to możliwe podpełzł do przeciwnej krawędzi dachu by obejrzeć resztę wioski w tym magazyn i jego wartowników. Powoli w umyśle aventi kiełkował plan którego podwaliny stanowiły słowa Gaaxa.
W reszcie wioski dało się łatwo rozróżnić: trzy domoszcza wieśniaków, dom sołtysa (z szyldem z napisem “SOUTYS” nad drzwiami), oraz magazyn. Ten ostatni najbardziej interesował Tagrena, jednak z aktualnego położenia mężczyzny nie widział wejścia - droga, która prowadziła do niego sugerowała, że wejście jest od ściany wychodzącej na ocean. Nie dostrzegał ze swojego położenia żadnych innych ludzi, a tymbardziej wartowników, nigdzie indziej w wiosce.
Teraz miał już pewność, Jedynka ostrzegł wieśniaków. To pewnie był ich sprawdzian czy sięnadają do załogi. W sumie to było logiczne i od początku wojownik to podejrzewał ale teraz, teraz miał już absolutną pewność. A to z kolei znaczyło, że trzeba tu będzie nie tylko rabować ale jeszcze pozostawić po sobie podpis. Tak, muszą to zrobić w wielkim stylu tak, żeby opowiadano o tym przez lata.
Wtem zobaczył nowe poruszenie przed karczmą. Ktoś przyszedł od strony szlaku handlowego. Usłyszał rozmowę - jakiś chłopak z pobliskiej farmy przyszedł jakoby szukać kłopotów. Wartownik tłumaczył to wszystko niewidocznej dla Tagrena postaci, która stała w wejściu do budynku.
Pomimo, iż miał wielką ochotę zostać i dowiedzieć się więcej to jednak nie po to tu przybył. Priorytetem było sprawdzić magazyn i może nawet to co się w nim znajdowało. Pełznął po dachu niemal na jego krawędzi i znów skoczył przez cień na kolejny dach. Ciągle przylegając brzuchem do jego powierzchni wspinał się wyżej na miejsce dogodne do kolejnego skoku.

Przeskoczył na kolejne dwa, tym razem strzechowe dachy chłopskie i za następny cel obrał dach magazynu. Ocenił odległość - wyglądało na jakieś dwanaście metrów, w zupełności wystarczająco. Skoczył. Ocena okazała się niedokładna, bo wylądował metr od krawędzi dachu magazynu, jednak to wciąż było zupełnie akceptowalne.
Podpełzł do krawędzi, gdzie powinny być drzwi. Nie słuszał żadnych głosów, oddechów, ani innych dźwięków. Wychylił się… nie dość, że było pusto, to drzwi były lekko uchylone!
- No co do… - Wyszeptał cicho nie mogąc ukryć swego zaskoczenia. Instynkty krzyczały by wracał jednak ciekawość pchnęła go krok dalej. Znów użył cienia jako drogi powodującej najmniejszy hałas i skoczył pod same drzwi. Uchylił je jeszcze trochę i wśliznął się do magazynu. Tu od razu zaczął się uważniej rozglądać i węszyć. Przede wszystkim chciał znaleźć łatwopalne materiały jak oliwa czy nafta do lamp.
Na środku magazynu stała początkowa konstrukcja, która wydawała się być zalążkiem jakiegoś statku. Stał na drewnianych stojakach, dzięki którym znajdował się jakieś pół metra nad podłogą. Po okolicy walały się też narzędzia stolarskie, liny, kilka beczek i jedna, dość charakterystyczna skrzynia.
Przez chwilę jeszcze węszył, znalazł odpowiednią beczkę, coś co nada się doskonale do jego planów. Jednak wszystko w swoim czasie, teraz bardziej interesowała go skrzynia. A jeszcze bardziej jej zawartość.
Przeanalizował skrzynię od dołu do góry. Była ładna - lakierowane drewno, stalowe wzmocnienia. Pomacał ją dokładnie ze wszystkich stron i odkrył dwie osobliwości: pierwszą był sznurek podwiązany do wieka, a drugą były gwoździe, którymi skrzynia była zabita na stałe do podłogi.
- Taa, głupiego znaleźli. - Uśmiechnął się do siebie pod nosem. Zostawił skrzynię w spokoju zamiast tego zainteresował się beczką smoły. Pierwsze co zrobił to przewrócił ją by zawartość mogła sobie powolutku wyciekać. Rozejrzał się za jakimiś szmatami czy czymkolwiek czego domrośli szkutnicy używali do pozbycia się smoły z rąk, czegokolwiek co łatwo zajęło by się ogniem i razem ze smołą stworzyło początek pięknego pożaru.
Znalazł kilka szorstkich szmatek i użył ich. Następnie uderzył płomienistym ostrzem w podłogę i podpalił smołę, która szybko swoje destruktywne dobrodziejstwo przenosiła na okolicę.
Na razie wystarczy. Wymknął się tą samą drogą i ruszył do swoich kamratów. Po dachach, skacząc przez cienie. Nie był pewien jak wiele ma czasu nim pożar rozprzestrzeni się na tyle by zobaczyli go z karczmy. Mimo to liczył, na kilka może kilkanaście minut.
Ledwo zdążył dwa dachy przeskoczyć, rozległo się głośne ujadanie jakiegoś psa. Tagren uznał, że to ten wielki wilk zza karcmzy zaczął szczekać i mógł się tylko domyślać powodu, ale nie mógł mieć pewności. Kolejne dwa szybkie skoki w cieniach sprowadziły go z powrotem na górę wzgórza, do reszty Szczórków.
 
Googolplex jest offline  
Stary 12-01-2016, 16:32   #36
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Ellen przyjrzał podeszła bliżej do stwora czy też psa, przyjrzała się mu dokładnie. Zastanawiała się też nad tym z czym ma dokładnie do czynienia
- Czym jesteś? - zapytała wpierw w piekielnym, potem dodał to samo pytanie w driudycznym języku.

Zwierzę postawiło po sobie uszy, patrząc z zaciekawieniem na kapłankę, po czym próbowało ją obwąchać. To, oraz inne subtelne zachowania mieszańca, utwierdziły Ellenę w przekonaniu, że to jest bardziej zwierzę niż magiczna bestia, choć zdecydowanie inteligentniejsze od zwykłego wilka. Popełniła jednak podstawowy błąd przy próbie obłaskawiania ogromnego zwierza - podeszła bliżej zbyt szybko i ten zaczął na nią warczeć, obnażając ostre kły. Cofnęła się “posłusznie”, wychodząc poza jego terytorium.
Potem wzięła trochę mięsa i ruszyła obłaskawiać bestię. “ Wszystko po kolei i tak zostanie złożony w ofierze, ale może przyda się przy obronie wcześniej" - pomyślała.
- Mam tu doskonałe pożywienie, pewnie tak dobrych kąsków nie otrzymujesz. zapewne nie wygodnie ci w tych łańcuchach i wolałbyś hasać wolnym. spokojnie mówiła do “psa”w druidycznym.
Trzymała się w bezpiecznej odległości. Obok niej przysiadł zwierzęcy towarzysz Ellen złowieszczy szczur “Cień”. Mieszaniec wywąchał kąsek z zainteresowaniem. Znów zaczął warczeć i Wielebna była niemalże pewna, że gdyby nie łańcuch, z chęcią skoczyłby po przysmak. A może i po nią.

Gdy zbliżał się wieczór Ellen wydała rozkazy karczmarzowi i sołtysowi.
- Podać coś im do jedzenia, nie dawać już mocnych alkoholi, do jedzenia najsłabsze piwo takie, którym nie da się upić albo nawet bez piwa.
Potem spojrzała na sołtysa. Dopiero teraz, po zmroku, spostrzegła że jego broń się świeci lekkim blaskiem. Założył też porządną kolczugę i lepszy pas.
- Będziesz mi towarzyszyć przy negocjacjach a potem w podróży. Pamiętaj o swej karze. O karach indywidualnych mieszkańców zdecyduję po negocjacjach. - dodała patrząc karcąco na karczmarz. Potem jeszcze sobie coś przypomniała. - Przygotuj kilka beczułek rumu i skrzynkę najlepszego twojego alkoholu. Ile masz tych beczułek rumu, czy też mocnego alkoholu?
- No więc… rumu to nie mam, a z alkoholi to mam “Letnią Dziwkę”, śliwowicę własnej roboty, jedna beczułka mi jeszcze została. Znajdą się też ze dwie buteleczki krasnoludzkiego bimbru, skrzynka cytrynówki, beczka jakiegoś innego bimbru, co mi ostatnio sprzedał podróżny kupiec, mocna cholera. Wina mam też trzy beczki.
Potem poszła do swojego pokoju spakować się i przygotować. Wieczorem była już gotowa na negocjacje.

Późnym wieczorem, a w zasadzie późną nocą, kiedy nastroje wieśniaków były już bardzo nietęgie ze względu na długie czekanie na wydarzenia, coś się wreszcie wydarzyło.
- Stać! Kto tam idzie?! - Krzyknął jeden z wartowników w kierunku szlaku handlowego.
- No co ty Garłak, mnie nie poznajesz? - Odpowiedział mu nieznany dotąd Wielebnej męski, młodzieńczy głos, a brzmiący jakby coś kombinował.
Nieznajomym okazało się młode diablę ubrane w normalne, codzienne ubranie o zawadiackim uśmieszku, który wyglądem obiecał, że knuje coś niedobrego.
- A to ty, Pietruszka. - Odetchnął z ulgą wieśniak i wyjaśnił wielebnej. - Jeden z chłopaków z pobliskiej farmy. Zachodzą tu czasami nicponie szukać kłopotów.
- A tam zaraz kłopotów! A w zasadzie… co tu robicie? - Pietruszka zainteresował się prowizorycznym ogrodzeniem. Wtem postawił przydługie uszy do góry i odwrócił się ku wzgórzom. - Wydawało mi się… ee, to pewnie znowu stara Krowa poszła na pola ze swoim Krowem i jęczą na polach, hehe.
- A zproście go pięknie sołtysie. Powiedzcie, że święto macie z okazji przybycia kapłana Umberlee. Zresztą sami wiecie jak to zrobić by nic nie podejrzewał. - wydała polecenie sołtysowi.
- Ta jest! - Sołtys wyszczerzył się szczerbato i klepnął zdrowo diablę po plecach. - Chodź chłopie! Słyszałeś, kapłanka przybyła nas uratować, to świętować musimy! Olaf, dajżesz chłopakowi czego dobrego, cytrynówkę na przykład! Niech się cieszy razem z nami!
Wojownik i Pietruszka zniknęli w środku, zaś jeden z wartowników zagadał do Wielebnej:
- Kapłanko, a co jeśli oni już są we wiosce i coś knują? Jak nam magazyn albo chaty spalą? Albo co gorsza jak karczmę zaczną… No wie Wielebna.
- Od tego sa strażnicy by wypatrywać, jeśli zaczną podpalać wtedy odpowie się tym samym, też mają żaglowiec, który można spalić a zapłonie łatwiej niż wasze chaty. Chaty można odbudować. - odparła spokojnie.
- No można, można… - Przyznał Garłak niechętnie. - Ale wtedy chyba prędzej utopimy ich we własnej krwi, niż oddamy nasze kosztowności.
- Póki tego nie zrobili będziemy negocjować warunki. Piraci też nie są głupi, nie zabija się młodych kur niosek, by mieć na raz posiłek. Wszak muszą też poszukiwać miejsc bezpiecznych poza miastami, gdzie można dokonać napraw. Niszcząc jedno zmniejszają ilość takich miejsc, gdzie ludzie nie mają nic przeciwko piratom. - odparła z uśmiechem przypominając sobie brawurową, choć nierozważną decyzję sołtysa z przed paru godzin.
- Zresztą mogą się obawiać czynić gwałt w wiosce, która poświeciła się Umberlee, chociaż w pewnych kwestach zboczyła z dogmatów wiary z winy poprzedniego kapłan. Gdyby postanowiła odpowiedzieć na zniewagę, nigdzie tacy ludzie nie byli by bezpieczni.
-potem popatrzyała w mrok.
- Bądźcie czujni. Pojedynczych zapraszajcie do środka.
Ellen wysłała “Szybką” wokół wioski na patrol. Zawsze dobrze mieć tak wysuniętego strażnika, tak nierzucającego się w oczy strażnika.

Jaszczurka pomknęła szybko w dół ścieżki, ku wybrzeżu, rozglądając się czujnie i Wielebna szybko straciła ją z oczu, jednak wciąż ją wyczuwała, jak zawsze.
Chwilę później za karczmą zaczął ujadać mieszaniec. Olaf wybiegł z karczmy (frontem, gdyż tylne drzwi były zaryglowane).
- Co jest z tym psiakiem, może wyczuł napastników? - Powiedział poddenerwowany i ruszył na tyły budynku.
Ellena dostała też emocjonalny przekaz od Szybkiej: niebezpieczeństwo, dużo niebezpieczeństwa, strach, szybko powiadomić Panią.
Ellen nakazała powrót chowańcowi.
- Niewątpliwie coś się dzieje, jednakże opuszczenie bezpiecznej karczmy było by głupotą, Tak samo jak podzielenie naszych sił.
Odparła spokojnie. Poprawiła swój sprzęt, też miała przygotowanych kilka niespodzianek dla agresorów.
Nie musiała zachodzić zbyt daleko - już na wysokości Sołtysówki Szybka do niej wróciła i mową ciała wskazała Ellenie na magazyn. Ta spojrzała nań i zaklęła: gęsty dym wychodził ze środka budynku, zapewne było tylko kwestią czasu, aż płomienie również zaczną wychodzić na zewnątrz i cały budynek zacznie płonąć.
Ellen spojrzał w mrok i zakrzykneła.
- Zaniechajcie tych praktyk. To wieś wyznawców Umberlee. Jeśli jesteście ze “Skarbu” wyjdźcie negocjować. Lepsze negocjacje niż narażenie się na gniew Królowej Głębin. Najlepiej niech wyjdzie ten, który rozśmieszył Umberlee na statku swymi nieporadnymi, choć szczerymi modlitwami. Dalsze podpalenia zmniejszą tylko dodatkowo proponowany okup za pozostawienie osady w spokoju.

Wykrzyczała prośbę w eter, a eter jej nie odpowiedział. Odpowiedzieli jej za to wieśniacy, którzy wychylyli się z karczmy niespokojni.
- Kapłanko, o co chodzi? Najeźdźcy przybyli? Gdzie są? Nie będziemy z nimi negocjować? - Pytali. Pewnie byliby bardziej zdecydowani w swoich poczynaniach, gdyby dostrzegli, że magazyn płonie.
- Spokój, zostać na miejscach, nic tam nie jest warte tego co znajduje się tutaj. Podpalili na razie magazyn z budowaną łodzią, która i tak miała być poświęconą w ofierze Umberlee. Potem jeszcze raz krzykneła w mrok.
- Macie jeszcze czas na negocjacje. Tylko gniew Umberlee sprowadzicie na siebie, swój statek i rodziny. Zwłaszcza Ty, który śmiesznie wyznajesz Umberlee a jednak nie otrzymujesz jej przebaczenia. - trzymała dla siebie najważniejszą wiadomość, iż wioska założona była przez załogi pirackich żaglowców, czyli wszyscy męscy mieszkańcy byli wyszkoleni w walce.
Wieśniacy zdębieli. Jeden z młodych mężczyzn rzucił się biegiem do magazynu, ale został powstrzymany przez swojego ojca.
- Zostaw mnie, tam się pali, to trzeba ugasić! - Krzyknął młodzieniec, na co ojciec chlasnął go po twarzy.
- Idioto! Oni właśnie na to liczą! Myślisz, że dla zabawy ten magazyn podpalili?! - Zrugał go ojciec. - Wszyscy do środka, kapłanka się tym zajmie! Domy się potem odbuduje, a przebitych od strzał płuc nijak!
Tak jak stali, wrócili do karczmy. Zaś Wielebnej wciąż odpowiadała tylko cisza.
Ellen czekała, w końcu to Umberlee decyduje o losie wszystkich mieszkających, żyjących i znajdujących się nad wodami.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 12-01-2016 o 16:46.
Cedryk jest offline  
Stary 12-01-2016, 16:33   #37
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Jakiś pies, czy wilczur zaczął głośno ujadać w wiosce. Chwilę po powrocie Ymir i Gaaxa, wrócił też Tagren. Wojownik w mig zauważył dwójkę związanych chłopaków, którym Evamet aktualnie sprawdzał czy pęta dobrze trzymają.
- Wpadli. - Wyjaśnił Gaax, wzruszając ramionami. - Niektórzy po prostu mają talent do wpadania, rozumiesz. Znaczy bycia tam gdzie być nie powinni o złym czasie. Ten tutaj gnojek ugryzł mnie w rękę, zobacz! A co jeśli dostanę wścieklizny jakiejś, czy - o bogowie - diablicy?!
- Ej, tam ktoś idzie… - Podpowiedział Evamet, wskazując na środek wioski. Wszyscy się odwrócili czym prędzej i zobaczyli kobietę w szacie wychodzącą z karczmy. Zatrzymała się na wysokości Sołtysówki i spojrzała na magazyn. Następnie zaś spojrzała na boki i w ogólnym kierunku zakrzyknęła, żeby okupanci zaprzestali swych praktyk i wyszli negocjować.
- Wiedzą? Wiedzieli, że przyjdziemy? - Gaax przygryzł paznokieć kciuka, myśląc intensywnie.
- Taa, po tamtej stronie mają taką - splunął i przeklął niezrozumiale - barykadę, Jedynka pewnie im powiedział. Znaczy to musi być jakiś sprawdzian czy damy radę. Ale spokojnie, zaraz będą mięli inne zmartwienia na głowie. Wy też się gotujcie jak wylezą, wbijamy do karczmy, zobaczymy co tam takiego ważnego, że aż cała wiocha pilne. - Po chwili zreflektował się i dodał w kwestii wyjaśnienia. - No cała wiocha pusta, magazyn otwarty i nic tam nie ma tylko jakaś krypa-samoróbka. Podpaliłem to w cholerę niech się zajmą ogniem, będzie łatwiej dla nas. - Przejął też od Kolwena swoją ulubioną broń. - A tych czegoście nie ubili? Martwi na pewno nie przeszkodzą.
- Nie chciał ich mordować, to żeśmy nie mordowali. - Odparła Ymir wskazując na Kolwena. - Mnie tam za jedno co z nimi zrobimy, ale z tymi wieśniakami to nie wiem. To miał być szybki napad z zaskoczenia. Co jeśli ich jest więcej niż nas, albo jaka cholera…
- No na pewno jest więcej, nawet jak po jednym na chatę. Dlatego dałem im zajęcie. Wylezą gasić to sich trochę połaskoczemy, znaczy Evamet ile masz strzał?
- O strzały się nie musisz martwić, na pewno na każdego wystarczy mi co najmniej po dwakroć. - Odparł Evamet, macając swój kołczan na plecach.
- Doskonały plan, panie Olbareth, jednak ma pewną wadę. - Usłyszeli głos Jedynki. - To nie ja ostrzegłem wieśniaków, tylko kapłanka. Jak pan myśli, co się stanie kiedy staniecie do walki przeciw całej wiosce? Zamordujecie ich wszystkich, wraz z wielebną? Kapłankę Umberlee? I następnie wrócicie na statek wypływać na pełne morze?
Tagren którego niewiele w życiu dziwiło tym razem o mało zawału nie dostał. - Ki chuj?! - Zdążył wydusić z siebie nim odzyskał rezon. - No a co niby mam zrobić? Wszystko puste, zamknęli się w karczmie i siedzą. Wylezą stracą kilku to będzie łatwiej. A kapłanki nikomu zabijać nie każę, jak sama wlezie pod strzałę to już jej problem, a jak mądra to pośle wieśniaków zamiast się narażać. - Wojownik był na granicy wytrzymałości psychicznej. - I do cholery mi kazałeś dowodzić więc się odwal, sądzić będziesz po wynikach.

- Istotnie, kazałem panu dowodzić. - Przyznał Jedynka, który zmaterializował się niecałe trzy metry od nich. - Jednak sam dostałem rozkaz, żeby was nadzorować, lub jak to określił kapitan "niańczyć". Dlatego też, ze względu na zwiększone ryzyko, jakie niesie za sobą aktualna sytuacja, pozwoliłem sobie zainterweniować. Proszę nie mieć do mnie żalu, panie Olbareth, ja tu tylko dbam o nasze wspólne dobro. A zeskoczenie na dół i szybkie negocjacje z kapłanką przecież pana nie zabiją. Jeżeli kapłanka faktycznie wykaże się brakiem rozsądku i konsekwencji w swoich poczynianiach, to najwyżej wróci pan z powrotem na górę w swoich cienistych podskokach, mylę się?
- Pięknie powiedziane, pięknie. Ja się wychylę a potem będę jak jeżowiec, cały nabity strzałami. I w ogóle to to kurwa za pomysły? Wyleźć to można jak masz za sobą cały statek a nie czterech. - Wojownik patrzył na oficera jak na głupie dziecko które po raz kolejny sięga po wrzątek i lada moment go na siebie wyleje. - To przecie pułapką na milę śmierdzi.
- Rozumiem. Proszę zatem kontynuować swój plan. - Oficer spojrzał na niego spode łba, po czym spojrzał na związanych chłopaków. - A ja zajmę się tą dwójką.
- Dobra, tylko żeby nie nawiali bo są w sam raz na ofiarę dziękczynną. - Po tych słowach Tagren zwrócił się do “swoich” Szczurków. - Evamet idź bliżej morza, będziesz miał lepszy widok na magazyn i gaszących, zajmij ich jak uznasz za stosowne, tylko kapłanki nie zabij przypadkiem. Ymir ze mną i Kolwenem pójdziecie do karczmy. Gaax… cholera nie znam się na czaromiotach, wybierz sobie gdzie najlepiej się sprawdzisz. Szlag by trafił wróżby, nie tak to miało wyglądać.
- Pójdę z wami, nie tylko czarami człowiek żyje. - Odparł bez wahania Gaax. Evamet ruszył w drugą stronę i wybrał sobie miejsce prawie że przy stercie kamieni nad wybrzeżem, skąd miał doskonały widok na wszystko.

Wieśniacy co prawda wyszli z tawerny gotowi bronić swojego dobytku w magazynie, jednak kapłanka szybko ich zrugała i nawet młody mężczyzna, który chciał puścić się biegiem by ratować budynek, został powstrzymany.
- Tagren, to nie ma sensu. - Powiedział Evamet, wróciwszy szybko ze swojego stanowiska. - Oni nie pójdą do magazynu.
- To im spalę chatę za chatą. Ja się w pułapkę wciągnąć nie dam i wy też nie pójdziecie. Tobie to co, nie wygląda podejrzanie? Kapłanka trzymająca wojskowy niemal dryl? - Tu zwrócił się już do Jedynki który nie był znowu tak daleko. - Czegoś nam jeszcze o tej wiosce “rybaków” nie powiedział?
Oficer wstał po sprawdzeniu stanu zdrowia jeńców.
- Po prostu nie zadawaliście odpowiednich pytań. - Uśmiechnął się bezczelnie. - Sołtys wioski jest byłym kapitanem statku pirackiego. Samoróbka, którą zapewne widziałeś w magazynie, miała być jego nową “dumą i sławą”. Oprócz niego w wiosce są trzy rodziny, po jednej na każdą chatę. Dwie z nich to jego dawna załoga. A co do podejrzaności… nie do końca. Nie, kiedy mówimy o kapłance Umberlee w wiosce, gdzie stoi jej kaplica. Tego samego bym się spodziewał po wyznawcach na przykład Cyrica.
- To czegoś tu nie rozumiem. Dlaczego nie ratuje tej swojej “dumy i sławy”? Nowej szybko nie zrobi choćby i dzieciaki złożył Umberlee w ofierze.

- Postaw się w jego sytuacji. Przychodzi ci taka despotyczna kapłanka Suczej Królowej i zaczyna się rządzić. Ogólnie reprezentuje swoją boginię, prawda? No i ta kapłanka zabrania ci wychodzić, by ratować swoją dumę i sławę. Co, sprzeciwisz się? Sucza nie wybacza zniewag. Teraz byś uratował swoją łajbkę, żeby potem sztorm rozniósł ją na kawałki.
- Czekaj, czekaj jak to “przychodzi i zaczyna się rządzić”?
- Normalnie. - Jedynka przewrócił oczami. - Jak dwa dni temu robiłem rekonesans, o którym wam mówiłem to w wiosce był kapłan, nie kapłanka. I z pewnością nie dowiedziała się o waszym ataku ani przez przypadek, ani bez powodu. Rozumie pan teraz, panie dowódco, dlaczego wolałbym żeby jej się krzywda nie stała?
- No cholera a nie można było od tego zacząć?! - Tagren zasłonił twarz dłonią, no i tak to jest jak sami “sprzyciarze” dookoła. - To zmienia postać rzeczy, czyli tak. Kolwen masz tu, dymka. Odpalisz i wrzucisz do karczmy. Wyurzysz ich i zobacz czego pilnują jak cenne to zabierasz i w nogi. Ja idę na przynętę. Zobaczymy co na to nasza krzykaczka. Reszta idzie z Kolwenem i nie wychylać mi się żeby nie wiem co, nawet jak będę wołał. - Tagren ruszył w drogę po dachach. Mógł sobie pogadać z kapłanką ale nie miał zamiaru się jej pokazywać przynajmniej póki nie przekona się co to za jedna.
Kolwen niechętnie wziął od towarzysza dymka. Najchętniej wróciłby na statek, żeby uchlać się jakimś alkoholem i pójść spać. Dlaczego wszyscy mieszkańcy, musieli się schować akurat w karczmie. Jego plan był taki prosty, pójdzie, posiedzi, zamówi coś mocnego do picia i jakoś to będzie. A teraz cała karczma zamieniona jest w małą twierdzę, gdzie alkoholu raczej nie uświadczy i to wszystko wina jakiejś przeklętej kapłanki.
-[i] Mam nadzieję, że wszystko pójdzie bez problemów[i/] – westchnął głośno, spoglądając w stronę karczmy. – Chodźcie, idziemy, tylko cicho być, a wszystko będzie w porządku.
Nie czekając na towarzyszy, zaczął skradać się w kierunku karczmy, tak, żeby nikt go nie zauważył. Miał nadzieję, że znajdzie jakąś szczelinę, przez którą będzie mógł wrzucić zapalony dymek do środka.
 
Googolplex jest offline  
Stary 12-01-2016, 16:35   #38
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Reszta ruszyła - nieco skulona - za nim. Przed tym, jak znalazł sensowne zejście ze wzgórza, Tagren zaczął swoją tyradę z wioskową kapłanką. Szli całą czwórką wzdłóż szlaku handlowego, kawałek na północ, aż doszli do dłuższej ściany karczmy, do której praktycznie przylegli.
- Nieźle mu idzie zgrywanie boga. - Stwierdził cicho Gaax, patrząc wyczekująco na Kolwena.
- Ta – Kolwen rzucił krótko w kierunku Gaaxa, niezbyt słuchał tego, co jego towarzysz miał do powiedzenia. Skupił się na tym, żeby jak najszybciej znaleźć sposób na wrzucenie dymka do środka. Zaczął macać ścianę w poszukiwaniu szczelin. Mogłaby być nawet nie wielka, po prostu powiększyłby ją swoim sztyletem, na tyle, żeby wrzucić do środka „niespodziankę” i po sprawie.
Wśród starych desek nie było trudno znaleźć nierówności i niewielkich dziurek. Kolwen znalazł nawet taką, przez którą mógł zajrzeć do środka - wnętrze karczmy prezentowało się trzema stołami, schodami na piętro (pod przeciwległą ścianą) i tłumkiem głównie kobiet i kilku dzieci, które stały przy drzwiach i próbowały wyglądać na zewnątrz tak, aby wciąż być w środku.
Kolwen spojrzał raz jeszcze na patyczek dymny, potarł go mocno i wepchnął w dziurę całego. Z samej szczeliny zaczął wydobywać się dym, a po chwili ktoś w środku krzyknął przerażony:
- Pali się! Ogień! Pożar! Karczma się pali! - Towarzyszyło temu mnóstwo innych krzyków i przepychań, by wybiec z karczmy.
- No wreszcie. - Powiedziała Ymir, podnosząc się. - Teraz możemy ich wymordować?
- Czekamy, aż wszyscy wybiegną i grzecznie wchodzimy do środka. Trzeba też zobaczyć, co Tagren wykombinuje - powiedział lekko przyciszonym głosem do swoich towarzyszy.

Przed karczmą zrobiło się małe zamieszanie, Tagren skutecznie odwracał uwagę od Kolwena i jego towarzyszy. Łotrzyk miał nadzieję, że wszyscy opuścili karczmę i będzie tam można spokojnie wejść i się rozejrzeć.
- No to co, wchodzimy do środeczka, pora w końcu coś ukraść – powiedział z szerokim uśmiechem Kolwen. - Po cichu, tak, żeby nas nikt nie zauważył. Za mną - rzucił do kompanów i powoli zaczął się skradać do wejścia.

Evamet i Gaax spojrzeli po sobie i powiedzieli na koniec:
- My tu zostaniemy, będziemy was osłaniać. - Wywołało to syk niezadowolenia Ymir, jednak było już za późno. Jaster i Ymir weszli do środka, gdzie było bardzo pusto. W sensie ludzi.
Karczmę zdobiły trzy stoły, z których dwa były na środku sali, a trzeci bardziej przypominał ławę pod ścianą. Pod jedną ścianą były schody na górę, zaś przy wgłębieniu karczmy była lada i kącik do przyrządzania jedzenia. Były też drzwi prowadzące na tyły, jednak były zaryglowane. Wszystkie okna były też zabite deskami.
Kolwen ruszył w stronę lady, może pod nią znajdował się jakiś alkohol, który bardzo chętnie by przygarnął i zabrał ze sobą na statek.
W tym czasie Ymir ruszyła na górę najciszej jak potrafiła - czyli robiła sporo hałasu. Za ladą Jaster znalazł kilka beczek, skrzynię, palenisko które wciąż śmierdziało spaloną rybą, regały z różnymi słojami i butelkami. Była też klapa w podłodze. Butelki na regałach jako pierwsze przykuły jego uwagę - otworzywszy jedną, poczuł słodki zapach cytrynówki.
Kolwen w końcu znalazł to, czego szukał, jednak ta klapa w podłodze nie dawała mu spokoju. Mógł niby szybko zabrać kilka butelek i szybko stąd wyjść, jednak może pod podłogą znajduje się coś wartościowego. Podszedł do klapy, otworzył ją i zszedł na dół.
Przechodząc przez ladę nie dało się zauważyć czegoś innego - niewielkiej skrzynki, z bogatymi zdobieniami, zamknięta na klucz. Przyjrzawszy się jej bliżej i potrząsnąwszy ją mocno, Kolwen stwierdził, że z pewnością musi być wypełniona czymś wartościowym.
Zszedłszy na dół natomiast trafił do piwniczki z winem i innymi alkoholami, które były osadzone w specjalnych regałach, w beczkach. Oprócz tego, reszta pomieszczenia służyła za spiżarkę.
Kolwen rozejrzał się szybko, po czym wrócił na górę. Szybko podbiegł do schodów.
- Ymir – spróbował zawołać swoją towarzyszkę tak, żeby nie narobić zbyt dużego hałasu.

-Czego? Coś znalazłeś? - Odpowiedział mu głośny szept z góry i po chwili na szczycie schodów pojawiła się jego towarzyszka.
- Złaź na dół, znalazłem to, czego szukaliśmy, bierzemy co się da i uciekamy - powiedział szybko do Ymir, po czym podszedł do kufra.
Kobieta skinęła głową i podeszła razem z nim.
- Czyli co, spadamy? - Spytała Ymir ostatecznie, wziąwszy skrzynkę pod pachę.
- Bierz to i pilnuj, a ja zajmę się najważniejszym - powiedział i podszedł do regałów, na których stały butelki z cytrynówką i zaczął je szybko chować do wszystkich kieszeni jakie posiadał oraz do worka, którego miał ze sobą.

- Pijak… - Prychnęła kobieta, po czym wachawszy się chwilę, też wzięła dwie butelki ciemniejszego trunku. Kolwenowi udało się upchać w sumie siedem butelek, z czego tylko cztery mógł z całą pewnością orzec że były cytrynówkami.
- Chodź, bo nam Tagrena zamordują. - Ponagliła Jastera.
- Idę, idę - zadowolony z łupu, Kolwen skierował się w stronę wyjścia z karczmy.

Magazyn płonął już w całości, zaś Tagren potykał się z największym mięśniakiem, jakiego Kolwen w życiu widział. Oboje wyglądali na mocno poturbowanych, jednak to źle świadczyło o mięśniaku - walczył wielkim bułatem, podczas gdy ich towarzysz miał tylko rękawice.
- Muszę się z nim kiedyś spróbować… - Wymamrotała Ymir.
Po chwili gapienia się na walkę i jeszcze kilku ciosach po obu stronach, Tagren zwyczajnie zniknął w czarnej chmurce dymu.
- Oho, to chyba nasz sygnał? - Wyszeptał Evamet.
- Cholera wie - powiedział cicho Kolwen. - Możliwe, że Tagren będzie na nas czekał przy naszej łodzi, więc proponuję się tam udać niezwłocznie.
Wszyscy mu przytaknęli bez gadania. Evamet schował gong i ruszyli tą samą drogą, co przyszli.
Gdy byli już blisko wzgórza, na którym czekał Jedynka, Kolwen kazał Evametowi wyciągnąć gong i walić w niego z całej siły tak, żeby Tagren na pewno go usłyszał.
- Oho, widzę że najaździk był udany. - Oficer zapuścił żurawia do kuferka niesionego przez Ymir. Po krótkim sygnale dźwiękowym Szczurki szybko ulotniły się w kierunku łodzi, zaś Jedynka pozostał na miejscu.

Nie minęło wiele gdy do Szczurków dołączył sam wielki Szczur Dowódca. Tagren poobijany i zmaltretowany ale żywy i z własną zdobyczą.
- Kolwen! Gorzały! - Zawołał wesoło. - Ileście zrabowali?
Jaster uśmiechnął się szeroko na widok kompana.
- W końcu jesteś, już myśleliśmy, że zostałeś pokonany - łotrzyk uśmiechnął się szyderczo. - Już szukam ci trunku… Ymir pokaż naszą zdobycz - Kolwen wyciągnął jedną butelek, co do której miał pewność, że jest to cytrynówka i podał Tagrenowi.
Ten pociągnął łyk, i dopiero wówczas zauważył, że nie ma z nimi oficera.
- Gdzie Jedynka? Muszę mu coś powiedzieć, a zresztą jak sobie suka postoi na brzegu to jej na zdrowie wyjdzie. Zbieramy się stąd, czas świętować. Wzieliście tych dwu na ofiarę?
Jaster wziął od Tagena butelkę i też pociągnął łyka.
- Jedynka z nimi został. - Palnął Gaax dość szybko. - Powiedział, żebyśmy tu poszli i odpływali, a on ma jeszcze coś tam do załatwienia. Mało mnie to obchodzi. Chcę gorzały i łóżka.
Po tych słowach wyciągnął rękę po butelkę Kolwena, a kiedy ten za długo się nią nie dzielił, czarodziej mu ją prawie że wyszarpał.
- Noż się przyssał… - Zamarudził i zrobił dokładnie to samo.
- Lepiej oddaj już butelkę Tagrenowi, on najbardziej się namęczył i potrzebuje dużo alkoholu, żeby dojść do siebie - powiedział do Gaaxa.
- Łóżko też by się zdało. - Dodał wojownik przejmując butelkę. - No jazda nie będziemy tu czekać na objawienie Umberlee, do wioseł i wracamy. - Mówiąc to wrzucił trójząb i swój najnowszy nabytek na łódkę.
- Słusznie! Wracajmy, mam już dość tej przeklętej wsi - powiedział łotrzyk i zaczął pakować się do łodzi. Pozostali kiwnęli tylko zmęczonymi głowami i również załadowali się do szalupy.
 

Ostatnio edytowane przez Morfik : 12-01-2016 o 18:47.
Morfik jest offline  
Stary 12-01-2016, 16:44   #39
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
- Czego chcesz kapłanko? - Odpowiedział jej syczący głos ze świątyni Umberlee. - Nie po Ciebie przyszliśmy.

- Wychodź Ty, który obrażasz swym postępkiem Umberlee, póki mam jeszcze chęć rozmawiać. - odparła chłodno Ellen odpinając kieszonki bandoliera i torbę.

- Ty stawiasz NAM żądania? Udowodnij wpierw żeś wierna, złóż w ofierze tego co porzucił morze, kapitana który pozwala by jego statek płonął. Wtedy porozmawiamy. - Odparło jej zjadliwe syczenie z sołtysówki.
- Precz, odpowiadam jedynie przed Umberlee. Nie słucham oszukańczych głosów. - odparła spokojnie.
- Znasz prawo, ten kto odejdzie od Umberlee musi umrzeć. Daj nam jego krew albo tłumacz się Matce Rekinów. - Tym razem głos dochodził bardziej od strony wybrzeża.
Ellen roześmiał się tylko.
- Bardzo zabawne. Co jeszcze na bis zatańczycie.
zaparła się pod boki i gromko roześmiała.
- Istna trupa komediantów a nie piraci. Dość tych błazenad. - odparła po chwili, gdy skończyła się śmiać i otarła oczy.
- To mogło zadziałać na poprzedniego kapłana, lecz jego już Umberlee osądziła, tak jak i Was będzie sądzić jeśli natychmiast nie zaprzestaniecie podszywać się pod Suczą Królowę.
- Twoje słowa są butne lecz głos podszyty strachem. Idź na brzeg, wejdź do dziedziny Umberlee jej pytaj jaka wola Matki. Zrób to na ten czas gwarantuję Ci bezpieczeństwo.
W międzyczasie wartownicy podeszli jakby bliżej, żeby przyjrzeć się widowisku. Z karczmy wychodziły też kolejne osoby, by zobaczyć co się dzieje.
- Wielebna, jeśli Sucza Królowa żąda mojej krwi, to powinniśmy jej ją dać! - Sołtys wystąpił dumnie naprzód.
Przerwała głosowi.
- Dość tych bluźnierstw. Nie zezwolę na obrażanie Umberlee, gdy jest to wolą Umberlee, moje życie należy do niej. Może w każdej chwili zabić, nie muszę niczego udowadniać piratom, którzy chcą w pułapkę wciągnąć kapłana, któremu powierzono pieczę chwilową nad tą wioską.
Potem odwróciła wściekły wzrok na sołtysa.
Ty też milcz, jeśli nie rozumiesz, że to sztuczka piratów by rozdzielić nas i osłabić nasz obronę, nie wola Umberlee. Twoje słowa wiele twych przewin zmazują, lecz nie wszystkie.
Odparła już Ellen spokojnie.
Po kilkunastu sekundach odpowiedział jej znów ten sam głos ze świątyni.
- Co to za kapłanka odmawiająca Jej ofiary? Pokochałaś wieś bardziej niż tę która włada zimną błękitną otchłanią?! Negocjacje z tobą będą obrazą dla bogini, może to Ty powinnaś być ofiarą? Może po to Cię tu przywiodła?! Chcesz być ofiarą miękkoskóra? Chcesz poczuć zęby rekina wbijające się w twe kości? Chcesz doświadczyć głodu Dzieci Umberleee?!
- Oszustwo i bluźnierstwo podszywać się pod Suczą Królową. Ci ludzie dla mnie nic nie znaczą wobec Królowej Głębin, lecz oszukać się komediantom nie dam. Gdyby taka Jej była wola własnoręcznie bym ich poświęciła. - odkrzyknęła komediantom kryjącym się wśród chat.

Tagren słucha słów kapłanki lecz nie były one zadowalające. Obudziła w nim to co od dawna uważał za martwe. Pragnienia przelewały się przez jego umysł niczym fale Suczej Królowej, wielkie, dzikie, nieokiełznane. Dawno już nie próbował ludzkiego mięsa, dawno nie kosztował krwi a teraz. Jakby sama bogini go zachęcała. Jak miał przestać? Jak wrócić do zycia którego tak nienawidził? Do tej egzystencji wygnańca? Do codziennej rutyny? Był drapieżnikiem, jego kły stworzono do rozrywania mięsa nie do gadania. Alkochol przytępiał zmysły lecz teraz w tej chwili wojownik był trzeźwy jak nigdy do tąd przez ostatnie cztery lata. Radość jaką czuł czując w powietrzu zapach strachu sołtysa była nie do opisania.
- Chcesz gadać daj nam jego krew, jego mięso, chcemy go.

- Tylko, gdy taka będzie wola Umberlee a nie komediantów. Skończyliście już przedstawienie, bo nudzi mnie ono, a jest obrazą Królową Głębin, wyjdźcie a będziemy negocjować. - odkrzykneła chłodno w ciemność.
- Kapłanko, jeśli to oszuści, to może powinniśmy ich wykurzyć z domów ogniem, który tak lubią? - Zapytał Sołtys, podchodząc z zapaloną lampą.
- Nie to są wojownicy, czynią sztuczki by nas oszukać. Fortele... fortele są dopuszczalne. Nie możemy dać się oszukać. Módlcie się do Umberlee o siłę jeśli jej Wam brak, ale czyńcie przygotowania do walki. Tylko silni wiarą z walki wyjdą żywi, jeśli nie będą pertraktować. To wszystko jest próbą zsyłaną przez Królową Głębin. - odparła kapłanka Królowej Głębin pewnym i mocny głosem.
- Słyszymy was kapłanko. Czujemy wasz strach, pachnie jak polowanie. Wejdźcie do morza, poczujcie nasze szczęki. Poczujcie nasz wieczny głód. Poprowadź ich kapłanko, po to tu jesteś, poprowadź ich!
- Głupi piraci myślicie, że wyjdziemy pod Wasze strzały. Przyjdźcie po nas czekamy tu silni wiarą Umberlee. Możeci też zaniechać tej komedii i pertraktować - odparła chłodno.
- Jeśli to wszystko jest wolą Umberlee to niech wypełni moje płuca wodą, Jestem gotowa na takie poświecenie, by udowodnić wielkość Królowej Głebin.
- Nie ty decydujesz jak. Myśmy są wolą Królowej, mysmy są potomstwem Matki! Nie będzie negocjacji jeśli nie chcesz złożyć ofiary. Módl się o miłosierdzie Królowej przedwiecznych głębin, pani dzikich fal, władczyni oceanów której gniew sięga dalej niż twe pojmowanie! “Kapłanko” - Nie uszło niczyjej uwadze, że ostatnie słowo zostało wypowiedziane zjadliwym i szydzącym tonem.
- Piraci komedianci kiedy nastepny występ? Kimkolwieg jesteś bluźnisz uzurupując sobie rolę kapłanów Suczej Królowej. - odparła z gniewem w głosie. - Ofiary składam jedynie Umberlee, a nie głosom z ciemności. Nie jestem lękliwą wieśniaczką, która obawia się ciemności.

Wtem od strony karczmy dało się słyszeć krzyczy, jakoby wybuchł tam pożar. Kobiety i dzieci wybiegły na zewnątrz, zaś za nimi wylał się na zewnątrz najgęstszy dym, jaki Ellena kiedykolwiek widziała.
- Do karczmy, chłopy! - Zarządził sołtys. - Próbują nas bić na dwa fronty, muszą jeszcze być przy karczmie!

- Nie rozdzielać się przeklęci piraci. Łapać to półdiablę to nie był Wasz znajomek załapać i zabić. Darownie kary dla tego kto go ubije i przyniesie jego głowę na ołatarz Umberlee - zakrzykneła.
- Nie tej ofiary chcieliśmy. - Odpowiedzią był głos od strony sołtysówki. - Ale i ta krew jest nam miła.
- Fortelami nas nie zwiedziecie to Umberle wystawia nas na próbę czy damy się zwieść fałszywym jej wysłannikom. Do mnie chłopy nie wystawić się na strzały niech karczma płonie. - zakrzykneła kapłanka.
- Kłamstwa prawdą podszyte. Kto fłaszywie przemawia, my czy Ty? Kto Królowej ofiarę z wioski złoży, my czy Ty? - Szydził z niej głos.
- Idę za wolą Umberlee bluźnierco, jesteś jedynie marnym komediantem. odkrzykneła w noc.
- Co, mnieee... - Zajęczał upity wcześniej Pietruszka. Więcej nie zdołał, bo ktoś mu przebił płuca nadziakiem, zaś ktoś inny rzucił się na już martwego chłopaka, by mu łeb odciąć.
Wszyscy zbiegli się do kapłanki i otoczyli ją kręgiem - w sumie dziewięciu chłopów się w ten sposób zebrało. Po chwili dołączyły do nich też kobiety i dzieci.
Karczma zaś... przestała się dymić. Nie paliła się w ogóle.
- Ki chuj - Zapytał Sołtys, zdębiawszy.
- Komedianci, iluzje i czary muszą mieć tam czarodzieja na pokładzie. Wszystko by nas zwieść. Jeszcze możemy negocjować inaczej odejdziesz z niczym a ja porozmawiamy sobie z waszym kapitanem, jak głupio zaprzepaściliści jakikolwiek łup. Karę za buźnierstwa wyznaczy wam Umberlee, gdy tylko znajdziecie się na morzu, jeśli natychmiast nie zaczniecie błagać jej o litość. - odkrzykneła szyderczym głosem Ellen
- Kapłanko, dlaczego po prostu nie przywołasz wielkiej fali, która zmiecie wszystkich niewiernych, a zostawi tylko tych godnych? - Zapytał nagle Sołtys. - Bogini na pewno wysłucha twoich próśb w obliczu takiego zagrożenia i takiej wiary!
- Bo moc Umberlee trzeba szanować a nie wykorzystywać dla zbawienia komediantów. - odparł spokojnie - zresztą wolą Umberlee jest bym ja i ty dołączyli do załogi “Skarbu”. Nie stanie się jej zadość jak zniszczy się żaglowiec.
- Jako posiłek dla jej dzieci! -Przedrzeźniał ją głos.
- Komediant, tylko Umberlee decyduje o życiu i śmierci wiernych i swoich kapłanów. - okrzykneła śmiejąc się.
- Komediant, iluzje. - Przedrzeźniał ją głos nie przestając ani na chwilę. - Pokaż swą wiarę złóż ofiarę, rozprosz iluzję. Dowiedź swych racji, obnaż moje kuglarstwo.
- A co tu obnażać, iluzyjny dym, głos w ciemności. Straszak na dzieci. Tylko one boją się głosów w ciemności, nie prawdziwy wierni Umberlee. - odkrzykneła. Po czym się roześmiała.
- Wyłaź rozbawiłeś mnie masz wolną drogę i zapewnione bezpieczne wyjście z karczmy. Wyznawcy Umberlee muszą być sprytni by stawać przeciw jej wrogom.
- Słowa tchurzy, głos strachu. Nic nie robisz, nic nie możesz. Oszczędzimy cię przez wzgląd na obraz umberlee który na sobie nosisz. Tylko ciebie…. czas żerować, Czas posmakowąć krwi. Wasze młode będą naszym posiłkiem, móglcie się by fale przygarnęły wasze kości. - Obiecywał głos oddalając się w kierunku nabrzeża. - Z wioski zostaną piopiół i zgliszcza. Umberlee będzie zadowolona.
- Ja stoję w świetle i widoczna, kto tu jest tchórzem. - roześmiała sie ponownie słysząc głos z ciemności.
Potem zwróciła sie do mieszkańców.
- Zaszczyciła nas swymi odwiedzinami trupa aktorów z “Skarbu” a nie piraci.
Potem spojrzał w ciemność.
- Pięć srebników za wasz występ będzie godną zapłatą. Wiedzcie, że wszyscy tutaj gotowi są poświęcić swoją wioskę by dowieść wiary w Umberlee. Jeśli będzie tak potrzeba.
- Idź na swój statek “kapitanie”, takie twoje przeznaczenie. Powinieneś oddać swe życie Umberlee razem ze swym statkiem. Wiesz o tym. Idź na spotkanie swego losu. Smierć czeka. Zrób co należy, wiesz, że nie ma ucieczki nawet jeśli kapłanka się boi. - Ponaglał głos coraz bardziej i bardziej oddalający się ku wybrzeżu.

- Nie znasz nawet prawa morza. Kapitan schodzi ostatni ze statku, nie obrażaj bardziej Umberlee. - roześmiała się jeszcze Ellen.
- Wróć jak będziesz chciał ponegocjować. Muszę ci też zapłacić za występ. Pięć srebników uczciwie zarobiłeś. Dawno takiej trupy komediantów tutaj nie było, może nawet nigdy. - odkrzykneła w ciemności.
- Jesteś fałszywy jak cycki mojej byłej! - Wykrzyczał Waszkij. - Wszyscy to wiedzą, ty też musisz. Wyłaź tchórzu, stań jak mężczyzna do pojedynku ze mną!
To powiedziawszy odpiął lśniący miecz i chwycił go w obie dłonie.
- Wyłaź? Patrz uważniej. - Na tle płonącego magazynu okazała się nie uzbrojona ludzka postać. - Chodź z przyjemnością rozerwę Ci gardło.
- Idź, wyzwałeś. Dowiedź żeś wart przebaczenia win. - kapłanka rzuciła do sołtysa.
- Jeśli pojawi się ktoś jeszcze, zostanie użyta magia przez kogoś z zewnątrz zostaniesz zastrzelony. - zawołała do postaci.
Potem rzuciła do mieszkańców.
- Strzelać tylko na mój rozkaz.

Waszkij ryknął wściekle i ruszył z miejsca na wojownika, wzbijając do góry błoto z ziemi. Ciął wściekle Tagrena, jednak ten był na to przygotowany i uchylił się w ostatniej chwili.
Drobna rekinia łuska słabo zabłyszczała odbiając światło pożaru.
- Będzie mniej bolało jak sam się nadziejesz na ostrze. - Prowokował Tagren. - W oczach Umberlee i tak jesteś już martwy.
Sołtys zamarkował cios przez ramię, by w ostatniej chwili wykręcić go w drugą stronę i ciąć niżej. Tagren jednak przewidział jego atak i tak jak poprzednio, zwinnie uniknął ciosu.
- Walcz jak mężczyzna, a nie jak pieprzony dorsz, palancie! - Zaryczał wściekle.
- To ty nie potrafisz walczyć bez żelaza sczórku ladowy. - Odciał się tagren.
- Walczcie nie gadajacie. - zawołała Ellen.

Przybysz znienacka zlożył pięść w nietypowy atak i grzmotnął sołtysa w bok. Ten zasyczał cicho, po czym udając wściekły atak prosto w szyję Tagrena, wymierzył go tak naprawdę w ramię. Ostrze zagłębiło się w skórę wojownika i strzeliło weń płomieniami, aż dało się poczuć swąd palonego mięsa.

Tagren chwycił Sołtysa z zaskoczenia i rzucił nim dość brutalnie pod magazyn. Tam płomienie były już tak intensywne, że woj natychmiast się nimi zajął. Wrzasnął z bólu. Wstał, odbiegł kawałek i próbował się otrzepać z płomieni, jednak bezskutecznie.
- Ej, oszukuje! - Wrzasnął któryś z chłopów. - Nie tak się walczy uczciwie!

Na twarzy tagrena pojawił się wredny uśmiech zaś on sam przyją dogoniejszą pozycje do walki. Sołtys w tym czasie spostrzegł sporą kałużę z błotem, w którą bez wahania wskoczył i ugasił ogarniające go płomienie.
- Wijesz się jak węgorz a śmierdzisz jak świński gnój. - Szydził z niego Tagren obserwujac co też zrobi jego przeciwnik.
- Strach odebrał Ci ochotę do walki? Rzuć broń i uklęknij przedemną a zakończę to szybko, nic nie poczujesz. - Obiecywał niezbyt szczerze, zdradzał go wyraz niezwykłej przyjemności jaka czerpał z powolnego zabijania przeciwnika.
- Tak lubisz bawić się ogniem, rybko?! - Sołtys odpiął od swojego pasa na piersi butelkę. - To masz, smaż się!
Rzucił w Tagrena flaszką ognia alchemicznego. Wojownik, mimo całego swojego wyszkolenia, nie zdołał jej uniknąć. Butla się zbiła i wybuchła na wojowniku ogniem, który natychmiast się nim zajął.

Tagren cofnął się o krok i zajął się gaszeniem płomieni na sobie. Waszkij wykorzystał ten czas, żeby ryknąć wściekle i rzucić się na przeciwnika, tnąc go ostrą stalą i ogniem w bok.
Przybysz wykonał przewrotny manewr, który sprawiał wrażenie, jakby atakował z dwóch stron naraz, wobec czego Waszkij instynktownie obronił się przed nowym zagrożeniem z innej strony, co skutkowało tym, że pięść Tagrena raz jeszcze zatopiła się w mięsiwie Sołtysa i na kształt broni tamtego: wybuchła płomieniem.
Sołtys chciał w odwecie zamarkować kolejny cios, jednak mimo iż mu się to udało, atak zwyczajnie nie trafił.

Nastąpiła kolejna wymiana ciosów: zarówno Tagren Sołtysa, jak i Sołtys Tagrena srogo trafili. Obydwaj już mocno się słaniali na nogach, jednak żaden nie chciał dać za wygraną. Przybyszowi wzrok już zaczynał zachodzić krwią.
Wtem Tagren po prostu zniknął. Rozpłynął się w czarnej mgiełce i zniknął wszystkim obecnym z pola widzenia.
- CO?! - Wrzasnął Sołtys, tnąc wściekle rozpływającą się chmurkę dymu. - POKAŻ SIĘ TCHÓRZU! WYŁAŹ I WALCZ!
- Tchórzu?! - Dobiegł krzyk od magazynu.- Chodź więc i walcz jeśli nie boisz się tego co teraz nadejdzie. Gratuluję jednak, zmusiłes mnie bym potraktował Cię poważnie.
- Dość tych sztuczek. Walcz. Jeśli nie pokażesz się rozkażę strzelać. Chańbisz Umberlee jeśli ją wyznajesz. zakrzykneła Ellen.

- Ale kapłanko, jeśli się nie pokaże to do kogo mamy strzelać? - Zapytał cicho, acz bezczelnie, jeden z chłopów obok niej.
Sołtys w tym czasie ryknął raz jeszcze i skoczył pomiędzy płonący magazyn, a chatę.
- Nie było rozkazu do strzelania. - trzasneła go na odlew dłonią jak niesforny dzieciaka. - Będziecie strzelać, gdy powiem i do tego kogo wskażę.
Wieśniak jęknął zaskoczony i wrócił do obserwowania okolicy.
W tym czasie pomiędzy chatą a płonącym magazynem Tagren wymówił słowo-rozkaz i wyleczył część swoich głębokich ran, zaś sołtys raz jeszcze próbował go chlasnąć. Bezskutecznie.
- Będę walczył aż do śmierci! - Powiedział dumnie, słaniając się na nogach. - Ale jeśli to ty odniesiesz zwycięstwo, pozwól mi zginąć na moich warunkach. Pozwól, żeby mnie utopili w morzu.

Tagren jednak nie baczył na jego słowa. Tak jak poprzednio chwycił przeciwnika i cisnął nim o ogień. Ciężko było powiedzieć co przeważyło - spotkanie z twardą powierzchnią, czy same płomienie, jednak Waszkij krzyczał tylko przez chwilę, po czym przestał się ruszać kompletnie. Jego ubranie, ciało i wszystko co miał przy sobie zaczęło się powoli przypalać i wydzielać straszny smród.
- Co tam się dzieje?! - Krzyknął któryś z wieśniaków. - Kapłanko, musimy tam pójść i ratować naszego sołtysa!
Tagren korzystając z osłony magazynu i pomocy trójzębu przysunął blizej siebie swoją nową broń. Oj zalazł mu za skórę ten bułat, ale teraz on zrobi z niego dobry użytek.
- Ofiara się dokonała! Możemy rozmawiać kapłanko! - Krzyknął i skupił się by wziąć głebszy oddech i przygotować na ewentualne dalsze starcia.

- Nie sam wyzwał. Umberlee była świadkiem. - zgromiła wzrokiem wieśniaków.
- Zatem wchodź. Pogadamy. - odkrzyknęła, a jeden z wieśniaków cicho powiedział zaskoczony:
- Naprawdę będziemy z nim rozmawiać?
Tym razem jej pięść trafiła rozgadanego wieśniaka.
- Nie my. Ja będę negocjowała.
Słyszał słowa wyraźnie lecz potrzebował chwili jeszcze by się odpowiednio przygotować.
- A kiedy wyjdę zaczniecie strzelać w zemście? - W między czasie przypasał sobie szablę i podniósł bułat. Oj dobra to była broń i aż mu sie oczy uśmiechały kiedy na nią patrzył.
- Walka była wolą Umberlee. Negocjacje też są jej wolą.
Po chwili Wojownik wyszedł, w jednej dłoni trzymając trójząb w drugiej zaś miał zdobyczny bułat zawadiacko oparty na barku, który zdążył się porządnie osmalić w ogniu.
- Wysłucham Cie, czego chcesz?
Chłopi natychmiast wycelowali w niego swoje kusze, chociaż nie było ich tak dużo jak Wielebna by chciała - zaledwie czterech z nich miało taką broń.
- Kapłanko? Strzelamy?! - zapytał energicznie jeden z nich, ten, którego jeszcze nie miała okazji trzasnąć po twarzy.
Tym razem nie patyczkowała się. Podeszła i uprzednio wyjęty sierpem poderżnęła gardło wygadanemu chłopu.
Wyraziłam się jasno. Wykonujecie tylko i wyłącznie moje rozkazy. - odrzekła beznamiętnie ochlapując specjalnie krwią chłopa innych.
Chłopi instynktownie się cofnęli od niej - zwłaszcza ci, których ochlapała posoką. Wszyscy pozostali opuścili broń i patrzyli się tępo to na zabitego towarzysza, to na Tagrena.
Potem spojrzał na Targena
- To raczej Wy czegoś chcieliście. Słucham. Pamiętaj tylko, iż Umberlee pragnie mieć tu swoją nową świątynię, oddającą jej chwałę i potęgę.
- Dobrze wiesz po co tu jesteśmy, i każ im to odłożyć albo ja każę moim ich zabić. - Odparł beznamiętnie. Jego walka się skończyła, emocje nieco opadły.

- Ja zaś ciebie zastrzelić. - odparła beznamiętnie. - [i] nikt nie odłoży broni bez mojego polecania, gdyż wola Umberlee jest nad ich i naszymi życiami. Przejdźmy więc do negocjacji proponuję pięćdziesiąt sztuk złota w złocie i drugie pięćdziesiąt w klejnotach, reszta będzie ofiarą dla Umberlee na jej nową świątynię.
- Przynieść skrzynkę z karczmy? - Zasugerował nieśmiało Olaf.
- Tak - skinęła głową
- Tylko tyle? - Zaśmiał się Tagren. - Słaba ta twoja oferta jak za ich życia.
- Ich życia mnie nie obchodzą. Obchodzi mnie jedynie wola Umberlee i dążę tylko do jej realizacji
Karczmarz odwrócił się powoli, lustrując wzrokiem cały czas Tagrena, po czym pomknął do karczmy. Zniknął na chwilę w środku, po czym...
- ZRABOWALI! WSZYSTKO ZRABOWALI! SUKINSYNY JEDNE, CHUJE PIERDOLONE! - Wrzasnął na całe gardło.
Ellen wróciła pod karczmę.
- Zatem Umberlee sama wyznaczyła wam część kary. Mieliście pilnować skrzyni nie upilnowaliście, drugą częścią jest budowa świątyni, trzecią kar indywidualnie dla każdego z mieszkańców.
Popatrzyła gniewnie na karczmarza.
- Ty poświęcisz w ofierze swego psa, każdy z mieszkańców będzie przeznaczał trzecią część swych zarobków na ofiarę dla Królowej Głębin. Ty jesteś nowym sołtysem. Ty odpowiesz przed nowym kapłanem za te pieniądze. Bliźniaczki mają utoczyć własnoręcznie krwi dla Umberlee, zaś ich matka i Ty masz tego dopilnować. - Beznamiętnie obwieściła karę za nie dotrzymywanie dogmatów wiary. Wskazując na karczmarza.
Karczmarz przytaknął powoli głową, zaś matka objęła swoje córki mocniej i zaczęła cicho szlochać. Reszta mieszkańców przyjęła karę w milczeniu.
Tagren obojętnie przypatrywał się scenie rozgrywającej się przed nim. Mało go obchodziły zarządzenia kapłanki. Liczyło się, że najwidoczniej Kolwen i reszta zakończyli swoją cześć roboty. Jedyne o co się martwił to bełty kusz, uważnie obserwował czy nie pojawia się jakikolwiek znak, że wieśniacy są gotowi strzelić.
- Jakieś problemy Kapłanko? - Zapytał nie siląc się nawet na drwiący ton, nie było już potrzeby.
- Żadnych wola Umberlee dotycząca tej wioski został już spełniona. Mieli być ukarani zatem są. - odrzekła beznamiętnie.
- Jesteście ze “Skarbu” zatem prowadźcie Umberlle, zależy na śmierci pewnej istoty ale o tym będę rozmawiała z kapitanem.

Wtem rozległ się dźwięk gongu albo dzwonka, który dochodził gdzieś z południa - ze wzgórza. Wieśniacy natychmiast odwrócili się w tamtą stronę, jednak nikt nie ośmielił się zareagować w jakikolwiek sposób bez zgody kapłanki.

- Więc idź na nabrzeże, sama, i czekaj.- Odparł Tagren i zniknął w chmurze czarnych jak smoła cieni.
- Jesteście wolni wracajcie do domu wielbić Umberlee. Dostarczysz mi skrzynkę cytrynówki. - Powiedziała do Olafa i wróciła po swoje rzeczy. Gdy już ją dostarczono ruszyła na nabrzeże.

Spakowana i gotowa do dalszej podróży, Wielebna wyszła z karczmy dzierżąc dodatkowo skrzynkę mocnego trunku z dwunastoma butelkami. Była trochę ciężka, ale nie takie ciężary kapłanka już w swoim życiu nosiła.
Magazyn powoli przestawał się palić, głównie dzięki staraniom chłopów, by go dogasić. W powietrzu wyczuwalny był paskudny nastrój.
- Piękna robota, kapłanko. - Usłyszała nieznajomy głos zza karczmy. Po chwili wyszedł stamtąd mężczyzna w jasnym, brązowym płaszczu z kapturem. Człowiek był dość młody i prezentował się wyniośle i dumnie. - Przekonać wieśniaków do uniżonej służby Suczej Królowej mimo takich odniesionych strat. Sam bym tego lepiej nie zrobił, że tak powiem.
- Nazywam się Nafel Westerbauch. - Przedstawił się z ukłonem. - I jestem pierwszym oficerem na "Skarbie Melediny". Przyszedłem, żeby cię eskortować do szalupy.
- Witaj ja zaś jestem Ellen Kelyranomasina, Wielebna Ellen. - uśmiechnęła się w odpowiedzi na niezasłużoną pochwałę, lekko też skinęła głową.
- Wszystko było wolą Umberlee, tylko ją realizowałam.
- Oczywiście. - Uśmiechnął się oficer. - Może wezmę od ciebie tę skrzynkę? Nie wypada, żeby kobieta takie ciężkie rzeczy dźwigała. Kapitan będzie chciał z tobą pomówić, jak tylko przybędziemy na statek. Niemalże świta już, więc pewnie zaprosi cię przy okazji na śniadanie.
Elen uśmiechnęła się szeroko oddając skrzynkę. Dawno nie była traktowana jak kobieta.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 12-01-2016 o 20:08.
Cedryk jest offline  
Stary 14-01-2016, 20:00   #40
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Powoli zaczynało świtać kiedy Szczurki, a niewiele później Ellena wraz z Jedynką wracali na statek. “Skarb” zakończył już swoje łowy w Dobrodoszyn i praktycznie wypłynął im na spotkanie i wdrapali się na pokład.
Nastroje wśród załogi były bardzo wesołe - widać nie tylko Kolwen wpadł na pomysł, żeby zrabować nieco trunków, bo prawie że wszyscy chodzili albo porządnie napici, albo nawaleni jak Luskański szpadel. Grała muzyka - ktoś najpewniej z wioski zwędził flecik i lutnię, przygrywając na nich teraz wesoło. Pewną osobliwością były cztery osoby przywiązne grubymi linami do masztu i zakneblowane - trzech mężczyzn i kobieta.

Ymir trzymała kuferek z łupem jak najcenniejszy skarb, który w zasadzie właśnie tym mógł być, przynajmniej “jak dotąd”. Cała piątka marzyła tylko o tym, żeby walnąć się do łóżka, ale zostali powstrzymani przez Dwójkę, która zatrzymała ich wisząc do góry nogami za jakąś linę.
- Te, małpeeczki! - Zarechotała, rozbawiona. Po problemach ze skupieniem wzroku widać było, że świętowała wraz z załogą. - Kap… chic! Kapitan chce was widzieć, małpeczki!
Po tych słowach zeskoczyła z wysokości i zaczęła tańczyć wraz z pozostałymi na Mordowni.

Evamet machnął na nią tylko ręką i poszedł do kubryku, najpewniej walnąć się na hamak. Gaax chciał iść za nim, ale Ymir pociągnęła go za ramię grożąc “Nie zostawisz mnie z nimi samej.”. Pech, musiał iść. Kolwen i Tagren też byli śmiertelnie zmęczeni, ale ciekawość wzięła górę. Zapukali i usłyszawszy zaproszenie, weszli do kabiny kapitana.
Pierwsze co ich uderzyło, to zapach mięsa i wina. Suto zastawiony stół z wielkim, pieczonym wieprzem na środku, owocami na srebrnych półmisach i karafkami z winem nie był tym, czego się spodziewali.
- A niech Evamet żałuje, hehe. - Zaśmiał się pod nosem Gaax. Oprócz stołu, w pomieszczeniu znajdowało się też duże biurko z różnymi papierami przyciśniętymi ciężkimi przedmiotami, żeby nie latały. Pod przeciwległą ścianą stało rozległe łoże i przylegająca doń komoda z lustrem.
Przy stole siedział kapitan, Ronald i Haubica. Ta ostatnia miała specjalne, wyższe krzesło, żeby miała szansę cokolwiek sięgnąć ze stołu. Jednak kapitan…
Wiedzieli, że to był “Czarny Ząb” - po ubiorze, mowie ciała i ogólnym zachowaniu zdążyli go już poznać, tyle że był człowiekiem. Mężczyzną w średnim wieku z rozczapierzonymi, czarnymi włosami i blizną przechodzącą przez policzek.

- Ach, moje Szczurki! - Zawołał, kiedy tylko ich zobaczył. - Słyszałem, że mieliście udany najazd? My też. Wszystko co tutaj widzicie, jedzenie i zastawa, jest tu z nami dzięki nadmiernej gościnności tubylców z Dobrodoszyn. Trafiliśmy, można powiedzieć, na bardzo złote jajo. No, siadajcie, siadajcie. Zjedzcie, napijcie się, opowiedzcie o swoim pierwszym najeździe! Zaraz dołączy do nas gość specjalny.

Kiedy Ellena wraz z Jedynką docierali do “Skarbu”, oficer ostrzegł ją:
- Wielebna będzie musiała wybaczyć załodze. Z tego co mi wiadomo, mieli wyjątkowo udany najazd i świętują, jak to chłopaki. Jest spora szansa, że nie rozpoznają świętości symbolu z którym Wielebna do nich przychodzi, ale zapewniam że jutro to się zmieni.
Kiedy weszli na pokład to istotnie, nikt kapłanki nie przywitał, ani nie ukłonił się. Panowało powszechne rozluźnienie, zabawy, śmiech, tańce i picie. Jednak nie dało się nie zauważyć czterech osób przywiązanych grubą liną do masztu.
- Kapitan wyjaśni. - Powiedział zdawkowo Jedynka, kiedy Wielebna o nich zapytała. Weszli do kabiny kapitańskiej.

Ymir poderwała się z miejsca na widok kapłanki.
- To przecież ta z wioski! - Powiedziała głośno.
- Siadaj Szczurku, chyba że chcesz wracać do Zgnilizny i spać z prosiakami przez następny tydzień! - Warknął “Ząb” i uśmiechnął się do Elleny. - Wielebna wybaczy, ciężko dzisiaj o kompetentną załogę. Nazywam się Filigan, zwany czasami “Czarnym Zębem” i mam zaszczyt być kapitanem tegoż statku. Usiądź, kapłanko i powiedz, co cię do nas sprowadza.
 
Gettor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172