Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2016, 08:57   #105
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Przepraszam. - Twem podszedł do Tenaris. - Zapomniałem, że to może dłużej potrwać, niż mi się wydaje. Długo na mnie czekasz? - spytał, przepraszającym tonem.
- Parę godzin - oświadczyła, wyglądając przy tym na zaniepokojoną. - Pozostali stwierdzili, że nie ma sensu czekać.
- Tak mi przykro. - Wyciągnął do niej rękę. - Powinienem był pomyśleć.
- Przecież nie mogłeś wiedzieć, prawda? - zapytała podając mu swoją. - Trochę zdążyłam się przynajmniej dowiedzieć od reszty.
- Powinienem był pomyśleć. - Twem pokręcił głową. - Czas tam... płynie całkiem inaczej.
- Chodźmy już - odparła, wyraźnie nie mając ochoty zostać w Ogrodach dłużej.
- Chodźmy. - Nie puszczając dłoni dziewczyny ruszył za pozostałymi, którzy już dochodzili do bramy.

* * *

'Dobrze karmią, dobre łóżka.'
Twem był pewien, że jedno i drugie przyda się jego Towarzyszce.
- Witaj, pani - skłonił się kapłance. - Będziemy wdzięczni. Mojej Towarzyszce przyda się odpoczynek i coś na wzmocnienie sił - powiedział. - Mi zresztą również - dodał.


Komnata, do której trafili, znajdowała się na pierwszym piętrze, a jej okna wychodziły na piękny cmentarz.
Wbrew podejrzeniom Twema nie królowała tu czerń, urozmaicana trupimi czaszkami. Niezbyt szerokie, ale wygodne łoże, dwa fotele, niewielki stolik, mały kominek, prosty dywan na kamiennej posadzce.
- Siadaj, proszę. przyda ci się trochę odpoczynku - zaproponował Twem.
Tenaris nie zamierzała się z nim sprzeczać i zaraz po tym jak zamknęły się za nimi drzwi, ruszyła w stronę łóżka. Nie położyła się jednak, a usiadła.
Twem, miast rozsiąść się w fotelu, usiadł obok niej.
- Jak się czujesz? - spytał.
Odpowiedź na jego pytanie zajęła jej chwilę.
- Zmęczona - oświadczyła w końcu zrezygnowanym głosem.
- Zaraz przyniosą coś do zjedzenia, a potem się położysz. - Twem opiekuńczym gestem pogładził jej rękę.
- Czy to coś pomoże? - zapytała.
- Na zmęczenie? Z pewnością. Ja tak robię, gdy jestem zmęczony.
- Nie o to pytałam - odparła, nagle rozdrażniona, odsuwając się nieco. - Wiem jak wy… jak ludzie radzą sobie ze zmęczeniem.
- Nie wiem, czy cokolwiek albo ktokolwiek może ci pomóc - odparł Twem. - Gdybym wiedział że tak to się skończy, nie wziąłbym cię ze sobą.
- Wtedy byś zginął - prychnęła. - Przynajmniej wypełniłam swoje zadanie. Teraz równie dobrze mogę się usunąć w cień. Jestem bezużyteczna bez swoich mocy. Powinni znaleźć ci nowego towarzysza. Kogoś silnego, a nie taki wrak...
- Cóż... Mi i tak odpowiadasz. Ale to nie ja o tym zdecyduję, co dalej. Ani nie ty.
- Wiem - westchnęła, po chwili jednak nagle się wyprostowała. - Znam jednak kogoś, kto decyduje. - Nim jeszcze całkiem skończyła mówić, zerwała się z łóżka, ruszając w stronę drzwi.
- Sama nigdzie nie pójdziesz - powiedział Twem, ruszając za nią.
Jego słowa nieco ją wstrzymały.
- Ona będzie wściekła. Jesteś pewien, że chcesz iść?
- W końcu jestem za ciebie odpowiedzialny, tak samo jak ty za mnie.
- W takim wypadku powinnam kazać ci zostać - odparła i widać było na jej twarzy iż faktycznie się nad tym zastanawia.
- I sądzisz, że bym posłuchał? - Twem okazał uprzejme zainteresowanie.
- Wątpię - przyznała. - Chodźmy więc.

Gdy wychodzili na korytarz powitał ich pełen goryczy krzyk. Tenaris przystanęła, jednak nie ruszyła w stronę, z której dobiegał, a w przeciwną. Od czasu do czasu przystawała, szczególnie gdy ich droga natrafiła na rozwidlenie korytarzy, których w świątyni nie brakowało. Z jakiegoś powodu wyznawcy Tahary lubowali się w nich, a im one bardziej złożone były, tym zwykle wyższym statusem świątynia się cieszyła. Ta, w której się znajdowali, na szczęście, nie była główną, ani nawet szczególnie znaną. To, że zajmowała dużą powierzchnię, niewiele miało z jej znaczeniem wspólnego.
W końcu Tenaris dotarła do małego dziedzińca, łudząco podobnego do tego, na którym się pojawili. Tu jednak miast stawu, stałą fontanna. Przy niej zaś znaleźli Riv, która słysząc ich kroki, odwróciła się i zmierzyła ich gniewnym spojrzeniem.
- Czego? - Warknięcie to ledwie miało szansę wydobycia się z zaciśniętych warg. Moc krainy ledwie nad sobą panowała.
- Moja Towarzyszka ma pytanie - powiedział Twem - a ja ją wspieram. Duchowo. Chociaż nie do końca się z nią zgadzam.
Gniewne spojrzenie, które wpierw wbiło się w Twema, gdy ten się odezwał, przeniesione zostało na Tenaris, która jakby skurczyła się w sobie i nagle przestałą wyglądać na tak pewną swojej decyzji, jak była jeszcze chwilę temu.
- Jesteś mocą ten krainy - zaczęła niepewnie, uważnie przy tym ważąc swe słowa. - Bez wątpienia zatem możesz zwrócić mi to, co zostało zabrane. W tym stanie nie będę mogła bronić życia Wybrańca, którego oddałaś pod moją opiekę. Potrzebuję do tego darów, które były moją karą.
Karą?, pomyślał zaciekawiony Twem, postanawiając jednak odłożyć pytanie na później. Podobnie jak i sprawę tytułu arcykapłanki.
- Chcesz zatem by ją z powrotem na ciebie nałożono, Arcykapłanko? - Głos Riv ani trochę nie zmiękł, a wręcz można by rzec, iż zyskał na wrogości.
- Chcę wypełnić zadanie. - Tym razem Tenaris odpowiedziała pewnie, stając wyprostowana przy boku Twema. - Do końca - dodała.
- Jakie są szanse, że bez... przywrócenia kary... Tenaris wypełni swe zadanie i nie zginie? - spytał Twem.
- Już wybrałam jej następcę - oświadczyła mu Riv, co jednocześnie było także odpowiedzią na jego pytanie.
- Nie chcę, żeby zginęła - odparł Twem. - Pozwól zatem jej odejść. Lub pozostać tu, w świątyni. Co zechce.
- Chcę ruszyć dalej - oświadczyła stanowczo, odsuwając się nieco od Twema. - Zastępstwo nie będzie konieczne. Jedyne czego potrzebuję to swojego poprzedniego istnienia. Chcę odzyskać swoją karę.
Uparta baba, pomyślał Twem. Widać polubiła swoją karę. Kpina więc, a nie kara.
Ale nie zamierzał się wtrącać.
O dziwo Riv zamiast wybuchnąć gniewem, uśmiechnęła się.
- Przynajmniej jedna osoba w tym stadzie owiec potrafi podjąć dobrą decyzję. Możesz wracać do swojej komnaty Twemie. Nie będziesz nam potrzebny - zwróciła się do Wybrańca.
- Innymi słowy, moje zdanie znów się nie liczy? - Twem skinął głową i obrócił się na pięcie.


Droga powrotna była nieco dłuższa, ale jakimś dziwnym trafem Twemowi udało się nie zabłądzić.
W pokoju czekał już nakryty stół, a jedzenie było jeszcze ciepłe - najwyraźniej dostarczono je przed chwilą. Co prawda było go za dużo - dwie porcje - ale Twem nie zamierzał narzekać. Najwyżej naje się na zapas.

Stojąca przed nim taca była niemal pusta, poziom wina w kielichu obniżył się odrobinę, gdy drzwi otworzyły się.
Tenaris, ona to bowiem zawitała w progu, zdecydowanie wyglądała nie dość, że na weselszą to i silniejszą. Jej cera, nieco bledsza niż poprzednio, wydawała się promienieć. Włosy także nabrały blasku, a sprężystości kroku, którym skierowała się do niego, mogła jej pozazdrościć niejedna tancerka.
- Jesteś zawiedziony - stwierdziła bardziej niż zapytała.
- Twoja radość jest moją radością - odparł Twem. - Rozgość się. - Wskazał fotel. - Wina?
Zaprzeczyła ruchem głowy, jednak skorzystała z fotela.
- Nie mogłam tak po prostu pogodzić się z odebraniem mi tego. Wiem, że nie przepadasz za Dziećmi Nocy, jednak nie mogłam pozostać człowiekiem.
- Kara, dowcipne.
Jego słowa ją rozgniewały, czego nie dało się nie zauważyć.
- Nie oceniaj póki nie poznasz wszystkich faktów - warknęła.
Twem zmierzył ją spojrzeniem, w którym ciekawości nie było za grosz.
- To jest twoja sprawa i nie będę się w to mieszać. Skoro tak zdecydowałaś, to widocznie był to najlepszy wybór.
- Był to jedyny wybór - sprostowała. - To życie nie jest moje, żebym mogła nim dysponować.
- Moja droga... - Twem spróbował dokonać wyboru między ostatnim kawałkiem szynki a równie osamotnionym kawałkiem sera. - Skoro tak mówisz, to ci wierzę. Jesteś zadowolona, to najważniejsze.
- Gdybym dostał innego Towarzysza, trzeba by zmienić lokum - dodał. - Kolejny plus.
- Tak, to zdecydowanie praktyczne wyjście, by mnie przy sobie zatrzymać - prychnęła. Nie mogąc najwyraźniej usiedzieć w fotelu, wstała i wyjrzała przez okno. - Mam wrażenie jakbym wróciła do siebie - oświadczyła cicho, dotykając dłonią szyby. - Świątynia w Targalen wyglądała podobnie do tej, wiedziałeś? Zanim zaczęto ją zmieniać.
- Zawsze mi się zdawało, że większość świątyń tego samego bóstwa jest budowana w tym samym stylu, według tego samego planu.
- Może teraz - odparła. - Kiedyś było inaczej. Tylko te liczące się wyglądały podobnie do siebie. Pozostałe zwykle były prostymi budowlami zawierającymi centrum oddawania czci i skromne pokoje dla kapłanów i kapłanek. Teraz liczy się wygoda, splendor i zaszczyty. To co najważniejsze powoli odchodzi w zapomnienie.
- Świat się zmienia, czasami na gorsze. Chociaż ja też czasami lubię wygodę - stwierdził Twem.
- Bywa miła - przyznała obojętnym głosem. - Odpocznij - poradziła w chwilę później. - Nie będę ci przeszkadzać - dodała, odwracając się i kierując w stronę drzwi.
- Nie przeszkadzasz. Nigdy cię nie wyrzucałem z pokoju, więc nie rozumiem, dlaczego teraz miałoby być inaczej. Zostań, proszę.
- Odnoszę wrażenie, że nie jestem mile widziana w tej formie - odparła, przystając tuż przed drzwiami. - Nie chcę ci psuć zasłużonych chwil odpoczynku.
Twem wstał.
- Nie zepsujesz. Ale ponieważ i tak nie słuchasz, co do ciebie mówię, zatem przyjemności.
Na zadowolonego nie wyglądał, ale z pewnością nie była to złość. Raczej odrobina zawodu.
W odpowiedzi warknęła gniewnie i bardzo, bardzo delikatnie położyła dłoń na drzwiach. Po chwili jej ramiona zaczęły drżeć. Pochyliła głowę, drugą dłoń przykładając do ust.
Twem podszedł do niej i położył ręce na jej ramionach.
- Nie odchodź, proszę - powiedział.
Pokręciła głową.
- Wybacz - odwróciła twarz do niego, dzięki czemu mógł dostrzec jej wesoły uśmiech. - Ja po prostu… Nie czujesz tego? Tych ciągłych zmian? Nie można nad sobą zapanować gdy tak szaleje.
- Mężczyźni są tępi i nieczuli - odparł Twem. - Powinnaś to wiedzieć. Kto szaleje?
- Nie znam się na mężczyznach - odparła. - Gdy jednak przyglądam się niektórym nie mogę zaprzeczyć temu stwierdzeniu.
- Oren - wyjaśniła, odpowiadając na jego pytanie. - Im dłużej z wami przebywam tym bardziej jestem na nią wyczulona. Nie mam pojęcia jak tobie udaje się to ignorować. Widać moc, którą nosisz chroni cię przed tym. Niemal zazdroszczę.
- Oren się zmienia od tych mocy, które wchłania, czy to są jakieś inne zmiany?
- Nie wiem jaka była wcześniej - odparła, odwracając się do niego. - To jednak o czym mówię związane jest z tym idiotom który jej towarzyszy. Ostrzegałam go, szkoda że nie posłuchał.
- O bogowie... - Twem złapał się za głowę. - Niestety minęła chwila, gdy można było się go pozbyć.
- Brnie głęboko, mam nadzieję że nie pociągnie wszystkich za sobą. Zawsze może się zdarzyć, że wykończy go Riv, no ale zobaczymy.
- Szkoda, że nie przepadł dawno temu. Chodzący problem. Ale wolę nie myśleć nawet o tym, co by wtedy zrobiła Oren... Czy odległość od niej dużo zmienia?
- Zmienia. Problem w tym, że na wystarczającą odległość nie mamy szans się oddalić póki co. Przynajmniej jednak wiem co też ten głupiec wyczynia. Jeżeli zbagatelizuje moje ostrzeżenie zdążę przynajmniej przygotować się na skutki.
- Jakie skutki? Tak mniej więcej?
- Śmierć, rany, kłopoty większe niż konieczne - wzruszyła ramionami. - Wszystko to co zdaje się otaczać tego człowieka.
- Lepiej wiedzieć odpowiednio wcześnie. - Twem westchnął.
- To jest jednym z powodów dla którego potrzebuję tego istnienia. Nawet jeżeli tobie ono nie odpowiada, to człowiek nie byłby w stanie zadbać odpowiednio o twoje bezpieczeństwo.
- Zwolniona z tego obowiązku byłabyś bezpieczna.
- Jednak to nie moje bezpieczeństwo jest tu najważniejsze - próbowała łagodnie go przekonać.
- Wolałbym, żeby kto inny oberwał, zamiast ciebie - stwierdził Twem.
- Czyżby ci na mnie zależało? - zapytała wyraźnie zdziwiona.
- A jak sądzisz? Nie przepadam za Dziećmi Nocy, ale dla ciebie robię wyjątek. Dlatego wolałbym, żebyś była bezpieczna.
- Więc dlaczego byłeś przeciwny mojemu odzyskaniu mocy? - Zdziwienie nigdzie nie zamierzało się wybierać, wciąż pozostając widoczne na jej twarzy, a także słyszalne w głosie. - Więcej zagrożeń czyhałoby na mnie jako śmiertelną, niż teraz. Nawet biorąc pod uwagę zagrożenia związane z odnawianiem mocy Filarów.
- Wszak nie z zawiści, niechęci, czy z tego powodu, że zwykłej dziewczynie można dać klapsa za głupie pomysły - odparł Twem.
- Więc dlaczego? - dociekała dalej.
- Polubiłem cię, a nie lubię, gdy coś złego dziej się tym, których lubię.
- Nic mi nie będzie - odparła, wyciągając dłoń i lekko dotykając policzka mężczyzny. - Muszę jednak za wszelką cenę pozostać taka jak teraz. Nie mogę utracić tej kary, bez względu na to, czy uważasz ją za taką czy nie, oraz czy wolałbyś bym była ludzką kobietą, skrytą przed niebezpieczeństwem w murach świątyni. Noszę ją od setek lat i będę dopóki nie zginę.
- To twój wybór, więc nic nie powiem. Z pewnością wiesz lepiej, niż ja, co powinnaś robić. Zostaniesz?
Nie odpowiadała przez chwilę, nasłuchując. Na jej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia, a po chwili zniechęcenia. Pokręciła głową jakby miała już wszystkiego dość.
- Wspaniale - mruknęła.
- Ona i on? - spytał Twem.
- Zostałam wezwana - wyjaśniła mu, cofając dłoń. - Nie będzie mnie do kolacji. Odbędzie się uroczystość więc przygotuj się odpowiednio - poradziła, obdarzając go wesołym uśmiechem. - Nie wypada nie docenić ich starań. Rzadko mają okazję by poszczycić się tym miejscem przed tak znamienitym gronem.
- Nie bardzo mam się w co wystroić. Czy wystarczy, jeśli wyczyszczę buty?
- Będzie musiało - odparła, śmiejąc się i cofając do drzwi. - Bądź grzeczny i odpoczywaj.
- Postaram się - obiecał. - Do zobaczenia na kolacji.

Gdy za wampirzycą zamknęły się drzwi Twem postanowił przynajmniej spróbować spełnić obietnicę. Co prawda z kryształu mógłby wyciągnąć jakieś eleganckie ubranie, ale postanowił zostawić magiczne wspomaganie na później, na czarną godzinę.
Oczyścił się nieco z kurzu, a potem położył by nieco odpocząć.
 
Kerm jest offline