Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-01-2016, 23:45   #101
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Unik kapłana nie do końca się udał. W owym ferworze walki zapomnieli najwyraźniej gdzie się znajdują, przed kim stoją oraz co ich otacza. Opiekunki nie na darmo takie miano nosiły. Złota bariera otoczyła kwiat, który znajdował się przy nogach Hassana. To z kolei wstrzymało jego półobrót. To zaś doprowadziło do tego, że Kred zdołał przewrócić swego aktualnego przeciwnika. Nim jednak szansę miał na zadanie ciosu…
- Wystarczy - głos Ogrodnika zadrżał od gniewu. Uniósł dłoń, w której kosę trzymał, a następnie ją opuścił. Przez Ogrody przetoczył się głuchy dźwięk drewna uderzającego o drewno. Dwie delikatne, złote nicie oddzieliły się od Kred’a i Hassana, zmierzając w stronę latarni Ogrodnika. Wybrańcy poczuli jak siły ich opuszczają, a każdy oddech zaczyna sprawiać trudność, niczym po długim biegu. Kapłan był w nieco gorszej sytuacji, jednak nawet na inżynierze wpływ mocy Ogrodnika był wyraźnie widoczny. Co zaś za tym idzie, energia umknęła także z Oren.
Kred czuł, jak traci siły. Tak jakby ktoś wyrwał z jego ciała prawie całą energię. Inżynier opuścił pięść, którą miał zamiar zadać pierwszy cios i osunął się na glebę. Leżał tuż obok Hassana i dyszał ciężko, pozwalając ciału na odbudowanie utraconych sił. Nic nie mówił. Zamknął oczy i czekał.
Hassan leżał patrząc w górę. Gdyby nie powstrzymał Kreda przed napaścią na Ogrodnika nie leżałby teraz obok niego. Co więcej, pewnie to Kred leżałby samotnie. Ale co tam, należało się innowatorowi, nawet jeżeli czuł się teraz co najmniej podle. W sumie ledwo co łapał oddech, ale było warto. Teraz trzeba było dojść do siebie i przygotować się na kolejną próbę…
- No, powiedzmy że sam dał duszom jakiś wybór, a ty daj chwilowo spokój, o co dokładnie się wściekasz? Że zrobiłem to o co prosiłaś i ich pogoniłem? Czy że ostatniemu nie urwałem rąk i nóg, żebyś mogła powoli uschnąć w tej krainie, bez możliwości ruszenia dalej? - Wyrzucił z siebie dość spokojnie Aigam, nie miał zamiaru się ruszać. - Poza tym, dajcie spokój, jak chcecie się pozabijać, to nie tutaj i nie teraz, mamy ważniejsze rzeczy na głowie, no, poza Kredem, naszym maniakalnym samobójcą, który chyba chce koniecznie wykończyć Oren wszystkim co robi. - Wysilił się wreszcie na podniesienie odrobinę na łokciach i rzucenie spojrzeniem na Oren i Kreda.
Ulria nie odpowiedziała Litworowi, pozwalając Sitarowi by ten się nią zajął, odciągając nieco od całego zamieszania. Oren zaś… Oren nadal leżała, dokładnie w tej samej pozycji, w której zostawił ją Kred. Nie licząc oddechu, nie wykonywała żadnego ruchu, ani nie wypowiedziała żadnego słowa.
- Co by się stało z tobą i ogrodami, gdyby tutaj zginęła? - Zapytał Litwor, wskazując głową na duszę krainy, następnie sprawdził, czy zieją w nim jakieś dziury i zaczął się zastanawiać co jak połatać, zadając drugie, ważniejsze pytanie. - Jaka próba czeka nas teraz?
- Teraz zostało wam już jedynie zapieczętowanie mocy i odnowienie Filaru. To wasza ostatnie próba, która czeka na was w Ogrodach - Ogrodnik odpowiedział spokojnie, pominął jednak pierwsze pytanie.
Litwor wstał i przeciągnął się powoli, sprawdzając, czy aby faktycznie wszystko, co w niego wetknięto i wstrzelono, ponownie się zarosło, następnie ostrożnie stąpając między kwiatami, podszedł do Oren i przykucnął przy niej.
- Ten tutaj trochę nie lubi się dzielić informacjami, no ale co poradzić, może to i lepiej, dasz radę zapieczętować ten filar, czy musisz nieco odpocząć? Bo jeśli i ty nam tutaj padniesz, to będzie źle bym powiedział. - Aigam krytycznie przyglądał się duszy krainy.
Czując się lepiej, choć tylko trochę, Hassan zdecydował się wstać. Wyglądało to nieporadnie i mozolnie, gdyż nie doszedł jeszcze w pełni do siebie. Kiedy stanął powiedział:
- Lepiej się pośpieszyć jeśli chcemy żyć. - powiedział - Kto jest gotowy?
- Teraz, zapewne, trzeba zrobić jedną, prostą rzecz - powiedział Twem, wyciągając sztylet i ruszając w stronę Ogrodnika.
Innowator otworzył oczy i podobnie jak kilka minut temu spojrzał na sklepienie. Czy mu się wydawało, czy w Ogrodach Tahary wyglądało inaczej?
Ostrożnie oparł się na łokciach i obejrzał okolicę. Siły do niego wróciły, toteż zaryzykował, aby się podnieść. Litwor kucał przy Oren, Hassan wyglądał nieco lepiej, a Twem ruszył w stronę Ogrodnika. Windath zauważył, że mężczyzna dzierży sztylet.
Jego nikt nie próbuje powstrzymać! mruknął.
Kred ruszył do swojego ciapka, mijając po drodze kapłana. Posłał mu tylko gniewne spojrzenie, ale wciąż nic nie powiedział. Kiedy dotarł do wierzchowca, upewnił się, że jego prototypy wciąż są na swoim miejscu. Odpiął Anioła Zguby i przewiesił go przez ramię. Inżynier był zirytowany na cały świat, jednak ciężar karabinu sprawiał, że jego umysł się uspokajał. Nadal czekał.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 06-01-2016, 23:47   #102
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Czy Oren była gotowa by zapieczętować kolejną moc, czy też nie - nie miało to znaczenia. Twem ruszył by po raz trzeci stać się tym, który do stworzenia owej pieczęci się przyczynił. Stanąwszy przed swą ofiarą skusił się na wypowiedzenie słów pożegnania:
- To nic osobistego! - powiedział Twem, częstując Ogrodnika, bynajmniej nie delikatnie, ostrzem szkieletu.
Kolejny sztylet, który mu podarowano rozpadł się w proch. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W dłoni leżącej Oren pojawiły się dwie kule białej energii, a jej ciało uniosło się do pozycji stojącej. Pierwszy krok zdradzał pewne wahanie, jednak nie słychać go było w jej głosie, który jak zwykle zabrzmiał jakby dochodził z gardeł setek istot ludzkich.
- Jam jest Duszą tego królestwa. Jam jego Mocą, jego Losem, jego Życiem, jego Śmiercią.
Wezbrał się wiatr i zapłonął ogień. Woda otoczyła ich kręgiem, a spod ich stóp wytrysnęły pnącza, łącząc się ze sobą nad ich głowami i tworząc klatkę. W jej sercu stała Oren, naprzeciw Ogrodnika. Podobnie jak wcześniej, w zamku Kalante, także i teraz ciało czerwonowłosej zaczęło pękać i krwawić. Krew ta dołączyła do poprzedniej, sprawiając iż jej biała suknia zmieniła swój kolor na szkarłatny. Kule w jej dłoniach nabrały mocy. Ich blask na chwilę przysłonił zebranym widok, a gdy przygasł mogli zobaczyć iż Ogrodnik podzielił los Nekromantki i Pani Nocy. Kryształowa statua zalśniła złotym blaskiem, który to niczym woda, spłynął z niej by pomknąć na spotkanie Oren. Gdy nastąpiło połączenie, zapadła cisza. Nie martwa jak zwykle, a pełna cichych szeptów.
- Zapieczętowanie Mocy - głos Duszy wdarł się w nie, płosząc i nakazując milczenie. Ogniste dotąd włosy zaczęły tracić kolor, zmieniając się w srebrne. Ich długość także uległa zmianie, sięgać bowiem poczęły trawy, delikatnie muskając źdźbła swymi końcówkami. Dopiero jednak gdy się do nich odwróciła dostrzegli największą zmianę. Tam gdzie wcześniej znajdowała się jej twarz, teraz straszyły swą bielą kości czaszki. Dwa lśniące czerwienią płomyki zastąpiły oczy.
- Zerwanie więzi - rzekła jeszcze, po czym osunęła się na ziemię, nieprzytomna.
Droga do Filaru stała przed nimi otworem, a w cieniu altaru przyglądał się im kolejny duch.


Tym razem Twem nie zamierzał czekać. Miał nadzieję, że dobry przykład podziała mobilizująco na innych. Ruszył w stronę ducha.
- Co teraz? - spytał.
Im szybciej stąd znikną, tym lepiej. Bogowie wiedzieli, co mogło stać się jeszcze. Przykład Oren dosyć jasno mówił, jakie niebezpieczeństwa grożą w tym przepięknym miejscu.
Hassan dołączył do Twema dzierżąc sztylet w dłoni. Wiedział co trzeba robić, ale to były Ogrody. Odwieczni wiedzą, jakimi prawidłami się rządziły.
Magobójca gwizdnął z wrażenia na widok nowego oblicza Oren, a potem grzecznie poszedł w kierunku ducha i kolejnego filaru, jakoś nie miał ochoty spędzić tu ani chwili dłużej, był gotów oddać kroplę krwi a jednocześnie cząstkę zamkniętego w nim życia.
Inżynier odsunął się od konia i przystanął jak zamurowany. Przyzwyczaił się już do skaz Oren na rękach, ale czegoś takiego się nie spodziewał. Z uporem próbował odnaleźć swoje dwa szmaragdowe jeziora, jednak napotkał tylko przerażającą czerwień. Ostatni nadmiar emocji i to teraz sprawiły, że pozostała mu już tylko dezorientacja. To już nie jest ona, pomyślał. Miał ją utracić przy ostatnim Filarze, stało się to teraz.
Nie wiedział, jak się z tym czuć. Miał mętlik w głowie. Potrzebował jakiegoś konkretnego celu i szybko go odnalazł. Podszedł do ołtarza, nie patrząc w stronę duszy krainy. Spojrzał na ducha i przerywając Twemowi wtrącił podniesionym głosem:
- Gdzie jest czara?
- Witajcie Wybrańcy. - Duch odezwał się dopiero gdy wszyscy, włączając w to Khaidar, znaleźli się przy drzewie. - Czas byście dokonali odnowienia Filaru, w którym to celu tu przybyliście. Kropla waszej krwi uroniona na korzenie tego drzewa, wystarczy. Nie ma tu czary, jest tylko ono. - Po czym zwróciła się do Twema, a w jej wyciągniętej dłoni zmaterializował się kolejny sztylet. - Będziesz tego potrzebował.
- Dobra, będzie tego - powiedział Windath, nie zwracając większej uwagi na resztę słów ducha. Zdobył potrzebną informację. Pośpiesznie wyciągnął swój sztylet i podszedł do wspomnianego drzewa. Przyklęknął przed korzeniem i wystawił dłoń, by zaraz rozciąć ją ostrzem sztyletu.
Hassan tylko skinął duchowi i lekko wbił sztylet w palec pozwalając by kilka kropli krwi się uroniło po czym klęcząc upuścił je na korzenie.
- Dziękuję - powiedział Twem, przyjmując sztylet od ducha.
Idąc w ślady poprzedników podszedł do drzewa, wyciągnął dłoń i lekko naciął skórę.
Litwor nie miał ochoty na tracenie więcej krwi niż to konieczne, więc jedynie nakłuł kciuka i spuścił rubinową kroplę na korzenie drzewa.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 07-01-2016, 12:31   #103
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Gdy każdy z Wybranych po kolei krwi swej upuścił, świat zamarł, a ich otoczyła cisza. Kolory zblakły, zszarzały, to zaś, co ich otaczało, przestało mieć znaczenie. Moc, która w nich tkwiła, połączyła się z mocą drzewa będącego Filarem. Ten zaś rozbłysł niczym białe słońce, oślepiając, a jednocześnie pozwalając na to, by spojrzeli w dal i w przyszłość, która na nich czeka.


Widok do napawających nadzieją nie należał. W krainie istniało tylko jedno miejsce, do którego obraz jaki ujrzeli pasował. Złote Piaski. Jedyna pustynia Rivoren, pożerająca znaczną część terytorium Veroni i będąca pozostałością starcia pomiędzy Odwiecznymi a Darkarem. Martwa, bezwodna i zabójcza zarówno w dzień jak i w nocy. Magia nie mogła im tam pomóc.
- Filar został odnowiony. Powróćcie do swego świata. - Cichy głos ducha wdarł się do ich umysłów burząc zastój wywołany dzieleniem się mocą. Na powrót mogli oddychać, na powrót mogli się poruszać i widzieć. Właścicielka głosu skinęła im głową z szacunkiem.
- Dziękuję wam. Idźcie teraz i zbierzcie siły przed kolejnym wyzwaniem, które na was czeka - co mówiąc wskazała na łuk, łudząco podobny do tego, pod którym przechodząc znaleźli się w Ogrodach. Ich towarzyszy nie było nigdzie widać, poza stojącą samotnie Tenaris, która wiernie czekała na swego Wybrańca.


*****




Gdy przekroczyli bramę, która miała ich na powrót sprowadzić do świata żywych, nie powitał ich widok Srebrnego Lasu, którego mogli się spodziewać. Miast w miejscu, z którego weszli do Ogrodów, znaleźli się na niewielkim dziedzińcu otoczonym wysokimi murami. W centralnym jego punkcie znajdował się basen, otoczony z jednej strony bujnymi, zielonymi krzewami. Na ich spotkanie wyszła spowita w czarną szatę kobieta.
- Witajcie Wybrani, Towarzyszko - skłoniła przed każdym głowę. - Witajcie w świątyni Tahary.
- Trochę wam to zajęło
- Sitar, który wyłonił się zza pleców kobiety, wyglądał na dość zadowolonego z życia człowieka. - Dobrze tu karmią i mają wygodne łóżka. Riv powiedziała, że zostaniemy do rana. Nie pokazywałbym się jej na twoim miejscu. - Ostatnie słowa skierował do Kred’a, szczerząc przy tym zęby. - Ma ochotę mordować.
- Zaprowadzę was do waszych komnat. -
Kapłanka odczekała, aż najemnik przestanie mówić i dopiero wtedy głos zabrała. - Wkrótce podamy obiad.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 08-01-2016, 21:40   #104
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kred wszedł do swojej komnaty. Jak na warunki świątynne, goście nie mogli narzekać na brak wygód. Wyłożone kamieniem komnaty przypominały mu trochę zamek Kalante, choć tutaj nie krążyły w okolicy wampiry - a przynajmniej miał taką nadzieję.
Innowator odłożył swój ekwipunek, a następnie usiadł na łożu i westchnął ciężko. Nadal miał mętlik w głowie. Dłoń pulsowała bólem. Ograniczył się tylko do prostego opatrunku. Właściwie potrzebował ten ból. Sprawiał on, że Kred był świadom swojego życia. Wyrywał z otępienia. Jednak poza ręką na jego ciele znajdowała się jeszcze jedna rana. Głęboko w sercu.

Windath chwycił się za głowę, strącając cylinder i rwąc swoją czuprynę. Całemu zabiegowi towarzyszyły stłumione warknięcia i grymas twarzy przepełniony cierpieniem. Wreszcie odchylił głowę i krzyknął na całe gardło, zaciskając palce na krawędzi łóżka. Dał tym samym upust goryczy, jaka się w nim zbierała przez ostatnie dni. Następnie wstał i zaczął nerwowo chodzić po komnacie, zaciskając pięści. Robiąc jedne kółko po pokoju zatrzymał się i kopnął w stojący nieopodal dzban na wodę. Ciecz rozlała się po posadzce w towarzystwie fragmentów porcelany, które rozbiły na tysiące drobnych kawałków. Kred tylko warknął i rzucił się na dwa fotele znajdujące się w pomieszczeniu, oba przewracając w gniewnych wrzaskach. Uderzeniem ręki przewalił także niewielki stolik, z którego blatu spadła misa, odbijając się po podłodze z łoskotem. A później to już miotał wszystkim, co wpadło w jego ręce. Jego oczy płonęły dziko, czupryna była w nieładzie, a przekleństwa mieszały się z wrzaskami. Nie oszczędził nawet zasłon na oknie, które zerwał silnym pociągnięciem. Był jak tornado, które wparowało do tego pokoju, rozrzucając wszystko, co miał w zasięgu.
Wrzaski i hałas w końcu ucichły, a Kred zwalił się na kolana po środku komnaty. Wokół niego leżały porozrzucane przedmioty. Dyszał ciężko. Pochylił głowę, a para łez rozbiła się na kamiennej posadzce.
Tkwił w takiej pozie jakiś czas. Ostatecznie podniósł się z kolan i rozejrzał po pokoju, podziwiając rozgardiasz, jaki tu sprowadził.
- Dlaczego to mi muszą przytrafiać się takie rzeczy? - zapytał, wlepiając wzrok w ścianę. - Dlaczego padło na mnie, a nie na pozostałych Wybrańców? Czy to kara za to, że zostawiłem dom rodzinny? - Rzecz jasna nikt mu nie udzielił odpowiedzi na te i inne pytania.
Nagle pojawiła się jedna myśl w jego głowie. Riv. Jest na mnie wściekła, pomyślał. W takim stanie może zrobi coś głupiego. Może… może zakończy moje męki.
Wyszedł trzaskąjac drzwiami, pozostawiając cały bajzel za sobą.
Wiedział, gdzie iść. Czuł to, jak zawsze. A kiedy dotarł pod odpowiednie drzwi, wszedł bez pukania.

Wbrew jego nadziejom Riv w pokoju nie było. Zamiast tego była Oren, której obecność wyczuwał, a która w chwili jego wejścia, pospiesznie zsunęła gruby, biały welon. Materiał szczelnie zakrywał nie tylko jej twarz ale i ciało, aż do piersi.
Windath przystanął i zawahał się, wciąż trzymając dłoń na klamce. Chciał wyjść. Właściwie nie był przygotowany na spotkanie z Oren. Wziął jednak głęboki oddech i zamknął za sobą drzwi. Chwiejnym krokiem podszedł w jej kierunku, ale zatrzymał się na odległość kilku stóp.
- Ja… nie wiem, co się ze mną dzieje… czuję… czuję się zagubiony - powiedział drżącym głosem, wpatrując się w zakrytą welonem twarz.
Przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby chciała do niego podejść, jednak zrezygnowała i zamiast do przodu, postąpiła krok do tyłu.
- Wybacz - wyszeptała jedynie, cichym, smutnym głosem.
Kred pokiwał głową i odszedł w bok. Położył swoje ręce na oparciu fotela i spuścił głowę. Przez kilka chwil milczał.
- Nie panuję nad tym. Wtedy, na samym początku nienawidziłem cię za to, kim byłaś. A byłaś ucieleśnieniem istoty, którą gardziłem całym sercem. Później… później o mało cię nie zabiłem, słuchając się swojego gniewu i hipokryzji. Przeraziłem się, kiedy uświadomiłem sobie, jakim człowiekiem mogłem się stać. I wtedy obiecałem, że nie spotka cię już żadna krzywda. Byłaś moją gwarancją na odnalezienie spokoju ducha. Twoje bezpieczeństwo miało sprawić, że znów w siebie uwierzę. Później zaś… - westchnął, kręcąc głową. - Później moja obsesja zamieniła się w fascynację. Nienawidzę się. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Tyle obietnic, tyle zapewnień… chciałem cię chronić przed zagrożeniami, ale sam byłem największym. Tyle cierpienia… To wszystko ja. To wszystko przeze mnie. I choć za każdym kolejnym razem obiecywałem sobie, że będzie już lepiej, to zawsze kończyło się tak samo. I na końcu… cię zabiłem. Jak mogłem to zrobić? Czy to byłem ja? Nie wierzę, że mogłem się dopuścić takiego czynu. - Kolejna chwila milczenia. Kred zacisnął palce na kącikach oczu, z których zaraz wylały się kolejne łzy. - Ja… ja cię kocham, Oren. I nienawidzę się za to, bo moja osoba sprowadza na ciebie cierpienie. Nie chcę tego… - jego głos był drżący, przerywany szlochem.

Oren milczała przez cały czas. Nie poruszyła się także. Gdy jednak przebrzmiały ostatnie jego słowa, w jednej chwili przeniosła się z miejsca, w którym stała, do tego, gdzie stał on. Wciąż nic nie mówiąc wyciągnęła dłoń i uniosła jego twarz, w którą przez dłuższą chwilę zdawała się wpatrywać.
- To wszystko moja wina, nie twoja. To ja cię wybrałam i ukradłam spokój, w jakim żyłeś. Zabrałam od ciebie to, co znałeś i wrzuciłam w chaos. To przeze mnie cierpisz, z mojej winy twoje życie jest zagrożone. Z mojej winy umarłeś trzynaście razy. Nie ty jesteś winny temu wszystkiemu, lecz ja. Teraz zaś odebrałam ci to, co było ci drogie. Jeżeli ktoś kiedykolwiek zasługiwał na śmierć to tą istotą jestem ja.
Kred próbował zapanować nad wcześniejszym wybuchem emocji, choć na to było już za późno. Jego twarz błyszczała się mokra od łez. Wziął głęboki oddech i pozwolił jej trzymać swoje oblicze w dłoni.
- Nie mów tak, Oren. Nikt w tej krainie nie poświęca się bardziej od ciebie. To ty, dusza tej krainy, moc niepojęta dla zwykłego śmiertelnika przybrałaś ludzkie ciało, na które przyjmujesz plugawą energię, by zapobiec powrotowi Darkara. Poświęcasz się dla wszystkich ludzi i przyjmujesz to cierpienie dobrowolnie, chociaż wiesz, że twoja moc mogłaby wyrządzić dotkliwsze szkody od tego, którego próbujemy powstrzymać. Nikt nie powinien być do tego zmuszony, a jednak robisz to z wolnej woli. Moje życie jest bezwartościowe w świecie, który próbuje sprowadzić na nas Darkar.
- Mówisz tak, jakbym robiła coś wspaniałego. Malujesz to w pięknych barwach. Tak jednak nie jest i nigdy nie było. Miałeś rację na początku, gdy mnie nienawidziłeś. Powinieneś przy tym uczuciu pozostać. Jestem potworem, który zżera tą krainę od środka. Moja moc niesie tylko ból i nieszczęście dla wszystkich jej mieszkańców. Gdyby nie ja, nigdy nie musiałbyś wyruszać. Żadne z was by nie musiało. Żylibyście spokojnie, nieświadomi potworności, które was ominęły.
Wolną dłoń uniosła do welonu, który krył jej twarz, a następnie stanowczym ruchem go zerwała.
- Jestem złem tej krainy. Potworem… Jak możesz kochać coś takiego?

- Przestań - powiedział, łapiąc ją za dłoń, jakby próbując tym samym powstrzymać potok jej słów. - Jesteś potrzebna w tej krainie. Mówisz tak, ponieważ twoje zmysły plugawi energia, którą na siebie przyjęłaś. Dobrze wiesz, że bez ciebie nie byłoby życia, które rozkwita w Rivoren. Bez ciebie nie byłoby komu nas chronić. - Mówił z determinacją, wpatrując się w jej trupią twarz. - Nie pokochałem cię za ciało, gdyż dobrze wiedziałem, że jest ono tylko wytworem twojej mocy. Pokochałem cię za istotę, którą jesteś. Za to, kim naprawdę jesteś. I nie jest to potwór. Jest to kobieta, która nauczyła mnie, czym jest prawdziwa miłość - dokończył, wyciągając swoją dłoń w jej kierunku i próbując oprzeć ją na kościach jej twarzy.
Widząc jego starania, cofnęła się gwałtownie. Z płonących oczu nie dało się wyczytać, co czuła, podobnie jak nie było to widoczne na twarzy, której nie posiadała. Szybki oddech świadczył jednak o tym, że bez wątpienia emocje, które przeżywała, do słabych nie należały. Po chwili wróciła na poprzednie miejsce, pozwalając, by jego dłoń dotknęła śladów, które pozostawiła pieczęć. Opuściła jednak głowę, nie chcąc najwyraźniej widzieć jego reakcji na dotyk nagich kości. Nie odezwała się także.
Inżynier przez chwilę gładził jej kości, co było dla niego nowym i na pewno dość dziwnym doświadczeniem. Nie wydawał się jednak tym zrażony. Wręcz przeciwnie. Widok, jak do niego wróciła i pozwoliła się dotykać podniósł go na duchu. Zaraz też przycisnął jej czaszkę do swojej piersi i wplótł palce w jej długie, srebrne włosy, bawiąc się nimi ostrożnie.
- To dziwne wrażenie. Tak bardzo chcę się od ciebie odsunąć, żeby oszczędzić ci bólu, a jednak jeszcze mocniej pragnę być przy tobie. I nie wiem, co bym zrobił, gdyby kiedyś zabrakłoby mi takiej możliwości - powiedział czule, tuląc ją delikatnie.

Wtuliła się w niego, obejmując go i wspierając na nim swoje ciało.
- Odsuwając mnie sprawisz mi największy ból. Nie zniosłabym tego wszystkiego, gdyby nie to, że stoisz przy mnie. Nie mogę znieść tego, że stale cię ranię. Chcę, by to wszystko było już za nami. Przeraża mnie myśl o tym, co teraz na nas czeka. Nie wiem, czy wytrzymam kolejną pieczęć, kolejne próby i narażanie twego życia dla mnie, dla krainy.
Głos jej, w miarę jak wypowiadała kolejne słowa, łamać się począł, aż wreszcie ucichł i jedynym dźwiękiem, który rozdzierał ciszę komnaty, było jej łkanie.
- Ciii… Wszystko będzie dobrze - spróbował ją uspokoić, głaszcząc ją po plecach i przyciskając usta do czubka jej głowy. - Dopóki trzymamy się razem, przetrwamy wszystko. To próby rozdzielenia się przynosiły na nas cierpienie. Teraz będzie inaczej. Teraz zostaniemy ze sobą na dobre i na złe - przemawiał troskliwie, rozkoszując się jej obecnością, muskając wargami jej włosy. - Moje serce należy już do ciebie. Ty jesteś teraz moim życiem.
- A ty moim - odpowiedziała po chwili, którą zajęło jej uspokojenie się na tyle, by mogła mówić.

I tak trwali w swych czułych objęciach przez dłuższy czas, a Kred raz jeszcze poczuł, jak miłość do Oren go wypełnia i motywuje do dalszego życia. Nagle wszystkie troski i problemy straciły swe znaczenie. Liczyło się tylko tu i teraz, a cały swój świat trzymał w ramionach.
Nikt nie wiedział, co później działo się za drzwiami komnaty Oren.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 09-01-2016, 08:57   #105
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Przepraszam. - Twem podszedł do Tenaris. - Zapomniałem, że to może dłużej potrwać, niż mi się wydaje. Długo na mnie czekasz? - spytał, przepraszającym tonem.
- Parę godzin - oświadczyła, wyglądając przy tym na zaniepokojoną. - Pozostali stwierdzili, że nie ma sensu czekać.
- Tak mi przykro. - Wyciągnął do niej rękę. - Powinienem był pomyśleć.
- Przecież nie mogłeś wiedzieć, prawda? - zapytała podając mu swoją. - Trochę zdążyłam się przynajmniej dowiedzieć od reszty.
- Powinienem był pomyśleć. - Twem pokręcił głową. - Czas tam... płynie całkiem inaczej.
- Chodźmy już - odparła, wyraźnie nie mając ochoty zostać w Ogrodach dłużej.
- Chodźmy. - Nie puszczając dłoni dziewczyny ruszył za pozostałymi, którzy już dochodzili do bramy.

* * *

'Dobrze karmią, dobre łóżka.'
Twem był pewien, że jedno i drugie przyda się jego Towarzyszce.
- Witaj, pani - skłonił się kapłance. - Będziemy wdzięczni. Mojej Towarzyszce przyda się odpoczynek i coś na wzmocnienie sił - powiedział. - Mi zresztą również - dodał.


Komnata, do której trafili, znajdowała się na pierwszym piętrze, a jej okna wychodziły na piękny cmentarz.
Wbrew podejrzeniom Twema nie królowała tu czerń, urozmaicana trupimi czaszkami. Niezbyt szerokie, ale wygodne łoże, dwa fotele, niewielki stolik, mały kominek, prosty dywan na kamiennej posadzce.
- Siadaj, proszę. przyda ci się trochę odpoczynku - zaproponował Twem.
Tenaris nie zamierzała się z nim sprzeczać i zaraz po tym jak zamknęły się za nimi drzwi, ruszyła w stronę łóżka. Nie położyła się jednak, a usiadła.
Twem, miast rozsiąść się w fotelu, usiadł obok niej.
- Jak się czujesz? - spytał.
Odpowiedź na jego pytanie zajęła jej chwilę.
- Zmęczona - oświadczyła w końcu zrezygnowanym głosem.
- Zaraz przyniosą coś do zjedzenia, a potem się położysz. - Twem opiekuńczym gestem pogładził jej rękę.
- Czy to coś pomoże? - zapytała.
- Na zmęczenie? Z pewnością. Ja tak robię, gdy jestem zmęczony.
- Nie o to pytałam - odparła, nagle rozdrażniona, odsuwając się nieco. - Wiem jak wy… jak ludzie radzą sobie ze zmęczeniem.
- Nie wiem, czy cokolwiek albo ktokolwiek może ci pomóc - odparł Twem. - Gdybym wiedział że tak to się skończy, nie wziąłbym cię ze sobą.
- Wtedy byś zginął - prychnęła. - Przynajmniej wypełniłam swoje zadanie. Teraz równie dobrze mogę się usunąć w cień. Jestem bezużyteczna bez swoich mocy. Powinni znaleźć ci nowego towarzysza. Kogoś silnego, a nie taki wrak...
- Cóż... Mi i tak odpowiadasz. Ale to nie ja o tym zdecyduję, co dalej. Ani nie ty.
- Wiem - westchnęła, po chwili jednak nagle się wyprostowała. - Znam jednak kogoś, kto decyduje. - Nim jeszcze całkiem skończyła mówić, zerwała się z łóżka, ruszając w stronę drzwi.
- Sama nigdzie nie pójdziesz - powiedział Twem, ruszając za nią.
Jego słowa nieco ją wstrzymały.
- Ona będzie wściekła. Jesteś pewien, że chcesz iść?
- W końcu jestem za ciebie odpowiedzialny, tak samo jak ty za mnie.
- W takim wypadku powinnam kazać ci zostać - odparła i widać było na jej twarzy iż faktycznie się nad tym zastanawia.
- I sądzisz, że bym posłuchał? - Twem okazał uprzejme zainteresowanie.
- Wątpię - przyznała. - Chodźmy więc.

Gdy wychodzili na korytarz powitał ich pełen goryczy krzyk. Tenaris przystanęła, jednak nie ruszyła w stronę, z której dobiegał, a w przeciwną. Od czasu do czasu przystawała, szczególnie gdy ich droga natrafiła na rozwidlenie korytarzy, których w świątyni nie brakowało. Z jakiegoś powodu wyznawcy Tahary lubowali się w nich, a im one bardziej złożone były, tym zwykle wyższym statusem świątynia się cieszyła. Ta, w której się znajdowali, na szczęście, nie była główną, ani nawet szczególnie znaną. To, że zajmowała dużą powierzchnię, niewiele miało z jej znaczeniem wspólnego.
W końcu Tenaris dotarła do małego dziedzińca, łudząco podobnego do tego, na którym się pojawili. Tu jednak miast stawu, stałą fontanna. Przy niej zaś znaleźli Riv, która słysząc ich kroki, odwróciła się i zmierzyła ich gniewnym spojrzeniem.
- Czego? - Warknięcie to ledwie miało szansę wydobycia się z zaciśniętych warg. Moc krainy ledwie nad sobą panowała.
- Moja Towarzyszka ma pytanie - powiedział Twem - a ja ją wspieram. Duchowo. Chociaż nie do końca się z nią zgadzam.
Gniewne spojrzenie, które wpierw wbiło się w Twema, gdy ten się odezwał, przeniesione zostało na Tenaris, która jakby skurczyła się w sobie i nagle przestałą wyglądać na tak pewną swojej decyzji, jak była jeszcze chwilę temu.
- Jesteś mocą ten krainy - zaczęła niepewnie, uważnie przy tym ważąc swe słowa. - Bez wątpienia zatem możesz zwrócić mi to, co zostało zabrane. W tym stanie nie będę mogła bronić życia Wybrańca, którego oddałaś pod moją opiekę. Potrzebuję do tego darów, które były moją karą.
Karą?, pomyślał zaciekawiony Twem, postanawiając jednak odłożyć pytanie na później. Podobnie jak i sprawę tytułu arcykapłanki.
- Chcesz zatem by ją z powrotem na ciebie nałożono, Arcykapłanko? - Głos Riv ani trochę nie zmiękł, a wręcz można by rzec, iż zyskał na wrogości.
- Chcę wypełnić zadanie. - Tym razem Tenaris odpowiedziała pewnie, stając wyprostowana przy boku Twema. - Do końca - dodała.
- Jakie są szanse, że bez... przywrócenia kary... Tenaris wypełni swe zadanie i nie zginie? - spytał Twem.
- Już wybrałam jej następcę - oświadczyła mu Riv, co jednocześnie było także odpowiedzią na jego pytanie.
- Nie chcę, żeby zginęła - odparł Twem. - Pozwól zatem jej odejść. Lub pozostać tu, w świątyni. Co zechce.
- Chcę ruszyć dalej - oświadczyła stanowczo, odsuwając się nieco od Twema. - Zastępstwo nie będzie konieczne. Jedyne czego potrzebuję to swojego poprzedniego istnienia. Chcę odzyskać swoją karę.
Uparta baba, pomyślał Twem. Widać polubiła swoją karę. Kpina więc, a nie kara.
Ale nie zamierzał się wtrącać.
O dziwo Riv zamiast wybuchnąć gniewem, uśmiechnęła się.
- Przynajmniej jedna osoba w tym stadzie owiec potrafi podjąć dobrą decyzję. Możesz wracać do swojej komnaty Twemie. Nie będziesz nam potrzebny - zwróciła się do Wybrańca.
- Innymi słowy, moje zdanie znów się nie liczy? - Twem skinął głową i obrócił się na pięcie.


Droga powrotna była nieco dłuższa, ale jakimś dziwnym trafem Twemowi udało się nie zabłądzić.
W pokoju czekał już nakryty stół, a jedzenie było jeszcze ciepłe - najwyraźniej dostarczono je przed chwilą. Co prawda było go za dużo - dwie porcje - ale Twem nie zamierzał narzekać. Najwyżej naje się na zapas.

Stojąca przed nim taca była niemal pusta, poziom wina w kielichu obniżył się odrobinę, gdy drzwi otworzyły się.
Tenaris, ona to bowiem zawitała w progu, zdecydowanie wyglądała nie dość, że na weselszą to i silniejszą. Jej cera, nieco bledsza niż poprzednio, wydawała się promienieć. Włosy także nabrały blasku, a sprężystości kroku, którym skierowała się do niego, mogła jej pozazdrościć niejedna tancerka.
- Jesteś zawiedziony - stwierdziła bardziej niż zapytała.
- Twoja radość jest moją radością - odparł Twem. - Rozgość się. - Wskazał fotel. - Wina?
Zaprzeczyła ruchem głowy, jednak skorzystała z fotela.
- Nie mogłam tak po prostu pogodzić się z odebraniem mi tego. Wiem, że nie przepadasz za Dziećmi Nocy, jednak nie mogłam pozostać człowiekiem.
- Kara, dowcipne.
Jego słowa ją rozgniewały, czego nie dało się nie zauważyć.
- Nie oceniaj póki nie poznasz wszystkich faktów - warknęła.
Twem zmierzył ją spojrzeniem, w którym ciekawości nie było za grosz.
- To jest twoja sprawa i nie będę się w to mieszać. Skoro tak zdecydowałaś, to widocznie był to najlepszy wybór.
- Był to jedyny wybór - sprostowała. - To życie nie jest moje, żebym mogła nim dysponować.
- Moja droga... - Twem spróbował dokonać wyboru między ostatnim kawałkiem szynki a równie osamotnionym kawałkiem sera. - Skoro tak mówisz, to ci wierzę. Jesteś zadowolona, to najważniejsze.
- Gdybym dostał innego Towarzysza, trzeba by zmienić lokum - dodał. - Kolejny plus.
- Tak, to zdecydowanie praktyczne wyjście, by mnie przy sobie zatrzymać - prychnęła. Nie mogąc najwyraźniej usiedzieć w fotelu, wstała i wyjrzała przez okno. - Mam wrażenie jakbym wróciła do siebie - oświadczyła cicho, dotykając dłonią szyby. - Świątynia w Targalen wyglądała podobnie do tej, wiedziałeś? Zanim zaczęto ją zmieniać.
- Zawsze mi się zdawało, że większość świątyń tego samego bóstwa jest budowana w tym samym stylu, według tego samego planu.
- Może teraz - odparła. - Kiedyś było inaczej. Tylko te liczące się wyglądały podobnie do siebie. Pozostałe zwykle były prostymi budowlami zawierającymi centrum oddawania czci i skromne pokoje dla kapłanów i kapłanek. Teraz liczy się wygoda, splendor i zaszczyty. To co najważniejsze powoli odchodzi w zapomnienie.
- Świat się zmienia, czasami na gorsze. Chociaż ja też czasami lubię wygodę - stwierdził Twem.
- Bywa miła - przyznała obojętnym głosem. - Odpocznij - poradziła w chwilę później. - Nie będę ci przeszkadzać - dodała, odwracając się i kierując w stronę drzwi.
- Nie przeszkadzasz. Nigdy cię nie wyrzucałem z pokoju, więc nie rozumiem, dlaczego teraz miałoby być inaczej. Zostań, proszę.
- Odnoszę wrażenie, że nie jestem mile widziana w tej formie - odparła, przystając tuż przed drzwiami. - Nie chcę ci psuć zasłużonych chwil odpoczynku.
Twem wstał.
- Nie zepsujesz. Ale ponieważ i tak nie słuchasz, co do ciebie mówię, zatem przyjemności.
Na zadowolonego nie wyglądał, ale z pewnością nie była to złość. Raczej odrobina zawodu.
W odpowiedzi warknęła gniewnie i bardzo, bardzo delikatnie położyła dłoń na drzwiach. Po chwili jej ramiona zaczęły drżeć. Pochyliła głowę, drugą dłoń przykładając do ust.
Twem podszedł do niej i położył ręce na jej ramionach.
- Nie odchodź, proszę - powiedział.
Pokręciła głową.
- Wybacz - odwróciła twarz do niego, dzięki czemu mógł dostrzec jej wesoły uśmiech. - Ja po prostu… Nie czujesz tego? Tych ciągłych zmian? Nie można nad sobą zapanować gdy tak szaleje.
- Mężczyźni są tępi i nieczuli - odparł Twem. - Powinnaś to wiedzieć. Kto szaleje?
- Nie znam się na mężczyznach - odparła. - Gdy jednak przyglądam się niektórym nie mogę zaprzeczyć temu stwierdzeniu.
- Oren - wyjaśniła, odpowiadając na jego pytanie. - Im dłużej z wami przebywam tym bardziej jestem na nią wyczulona. Nie mam pojęcia jak tobie udaje się to ignorować. Widać moc, którą nosisz chroni cię przed tym. Niemal zazdroszczę.
- Oren się zmienia od tych mocy, które wchłania, czy to są jakieś inne zmiany?
- Nie wiem jaka była wcześniej - odparła, odwracając się do niego. - To jednak o czym mówię związane jest z tym idiotom który jej towarzyszy. Ostrzegałam go, szkoda że nie posłuchał.
- O bogowie... - Twem złapał się za głowę. - Niestety minęła chwila, gdy można było się go pozbyć.
- Brnie głęboko, mam nadzieję że nie pociągnie wszystkich za sobą. Zawsze może się zdarzyć, że wykończy go Riv, no ale zobaczymy.
- Szkoda, że nie przepadł dawno temu. Chodzący problem. Ale wolę nie myśleć nawet o tym, co by wtedy zrobiła Oren... Czy odległość od niej dużo zmienia?
- Zmienia. Problem w tym, że na wystarczającą odległość nie mamy szans się oddalić póki co. Przynajmniej jednak wiem co też ten głupiec wyczynia. Jeżeli zbagatelizuje moje ostrzeżenie zdążę przynajmniej przygotować się na skutki.
- Jakie skutki? Tak mniej więcej?
- Śmierć, rany, kłopoty większe niż konieczne - wzruszyła ramionami. - Wszystko to co zdaje się otaczać tego człowieka.
- Lepiej wiedzieć odpowiednio wcześnie. - Twem westchnął.
- To jest jednym z powodów dla którego potrzebuję tego istnienia. Nawet jeżeli tobie ono nie odpowiada, to człowiek nie byłby w stanie zadbać odpowiednio o twoje bezpieczeństwo.
- Zwolniona z tego obowiązku byłabyś bezpieczna.
- Jednak to nie moje bezpieczeństwo jest tu najważniejsze - próbowała łagodnie go przekonać.
- Wolałbym, żeby kto inny oberwał, zamiast ciebie - stwierdził Twem.
- Czyżby ci na mnie zależało? - zapytała wyraźnie zdziwiona.
- A jak sądzisz? Nie przepadam za Dziećmi Nocy, ale dla ciebie robię wyjątek. Dlatego wolałbym, żebyś była bezpieczna.
- Więc dlaczego byłeś przeciwny mojemu odzyskaniu mocy? - Zdziwienie nigdzie nie zamierzało się wybierać, wciąż pozostając widoczne na jej twarzy, a także słyszalne w głosie. - Więcej zagrożeń czyhałoby na mnie jako śmiertelną, niż teraz. Nawet biorąc pod uwagę zagrożenia związane z odnawianiem mocy Filarów.
- Wszak nie z zawiści, niechęci, czy z tego powodu, że zwykłej dziewczynie można dać klapsa za głupie pomysły - odparł Twem.
- Więc dlaczego? - dociekała dalej.
- Polubiłem cię, a nie lubię, gdy coś złego dziej się tym, których lubię.
- Nic mi nie będzie - odparła, wyciągając dłoń i lekko dotykając policzka mężczyzny. - Muszę jednak za wszelką cenę pozostać taka jak teraz. Nie mogę utracić tej kary, bez względu na to, czy uważasz ją za taką czy nie, oraz czy wolałbyś bym była ludzką kobietą, skrytą przed niebezpieczeństwem w murach świątyni. Noszę ją od setek lat i będę dopóki nie zginę.
- To twój wybór, więc nic nie powiem. Z pewnością wiesz lepiej, niż ja, co powinnaś robić. Zostaniesz?
Nie odpowiadała przez chwilę, nasłuchując. Na jej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia, a po chwili zniechęcenia. Pokręciła głową jakby miała już wszystkiego dość.
- Wspaniale - mruknęła.
- Ona i on? - spytał Twem.
- Zostałam wezwana - wyjaśniła mu, cofając dłoń. - Nie będzie mnie do kolacji. Odbędzie się uroczystość więc przygotuj się odpowiednio - poradziła, obdarzając go wesołym uśmiechem. - Nie wypada nie docenić ich starań. Rzadko mają okazję by poszczycić się tym miejscem przed tak znamienitym gronem.
- Nie bardzo mam się w co wystroić. Czy wystarczy, jeśli wyczyszczę buty?
- Będzie musiało - odparła, śmiejąc się i cofając do drzwi. - Bądź grzeczny i odpoczywaj.
- Postaram się - obiecał. - Do zobaczenia na kolacji.

Gdy za wampirzycą zamknęły się drzwi Twem postanowił przynajmniej spróbować spełnić obietnicę. Co prawda z kryształu mógłby wyciągnąć jakieś eleganckie ubranie, ale postanowił zostawić magiczne wspomaganie na później, na czarną godzinę.
Oczyścił się nieco z kurzu, a potem położył by nieco odpocząć.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-01-2016, 02:30   #106
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Sitar, dobrze cię widzieć, Ulria jest w jednym kawałku i uspokojona, czy dalej szczerzy kły? - Litwor zapytał wojownika, nie czuł upływu czasu, jak za każdym razem, ale zdążył się do tego przyzwyczaić. Nie miałby jednak nic przeciwko zapomnieniu o wszystkim, co stało się w Ogrodach.
- Doszła do siebie - odpowiedział najemnik. - Kły jednak dalej szczerzy i raczej się jej nie dziwię. Nie będę się jednak wtrącał, to wasz problem skoro zostałem wykluczony. Jak jednak chcesz do niej iść to uważaj. Może ugryźć bez ostrzeżenia. - Wesoły śmiech towarzyszył ostatnim słowom.
- Czy ja wiem, sama chciała żebym się pośpieszył. - Litwor wzruszył ramionami. - Chyba jednak zaryzykuję i się do niej przejdę, a ty możesz się rozejrzeć za czymś, co chroni przed jadem i ogniem, zdaje się że jedziemy się opalać. - Powiedział nieco zamyślony, znał nieco Veronię, spędził tam nieco czasu i na pustyni ważnych było kilka rzeczy, mieć ze sobą wodę, sprawdzać buty na obecność węży i skorpionów, oraz uważnie patrzeć, czy chmury nie mają przypadkiem kształtu smoka. - Chyba jednak zaryzykuję, gdzie ją można znaleźć? - Niewątpliwie chodziło mu o czarodziejkę.
- Idź za Delle, ona cię zaprowadzi. Ulrie umieszczono w waszej komnacie - wyjaśnił, jednocześnie wskazując na kapłankę.
- No to tyle by było z ewentualnej nocnej wizyty Riv. - Mruknął cichutko pod nosem, skinął rzeczonej kapłance i zwrócił się do niej. - No dobrze, prowadź moja droga, chętnie złożę gdzieś swoje zwłoki, chociaż przesadnie skonany nie jestem. - Chwilowo trzymał się go grobowy humor.
Kapłanka zaprowadziła ich na pierwsze piętro gdzie wskazała komnaty, które im przydzielono. Ponownie poinformowała że obiad zostanie wkrótce podany, a następnie odeszła zostawiając wybrańców samym sobie.
Litwor zebrał swoje rzeczy i przekroczył próg komnaty, skoro mieli wspólną, nie było sensu odkładać spotkania z Ulrią na później. Rozejrzał się które łóżko nie jest zajęte, położył swoje rzeczy obok, zzuł buty i rzucił się na nie. - Wściekła? - Zapytał krótko.
- Wściekła - odparła, zmieniając swą pozycję z leżącej, na nieco bardziej sprzyjającą rozmowie, aczkolwiek nie było widać by szczególnie się do takowej paliła.
- Powiedz mi za co dokładnie. - Aigam również się poprawił, tak żeby móc wygodnie patrzeć na maginię, wolną ręką wyłowił jedną z fiolek z wszywek przy pasie.
- Powiedziałam żebyś się pospieszył. Czego nie zrozumiałeś? - Mówiąc obrzuciła go nieprzyjaznym spojrzeniem.
- A według ciebie to nie było pośpieszenie się? Podejście do nich z gołymi rękoma, przybliżenie do siebie, nie robienie uników ani chociażby zasłanianie się ławą? Która część tego według ciebie była przedłużaniem? - Zapytał wprost, jakby nie było, tamta walka była zdecydowanie ekspresowa i gdyby go widział ktokolwiek, kto widział go wcześniej w walce, musiałby stwierdzić, że było to najzwyklejsze w świecie wystawianie się. Już o ostatnim ochroniarzu nie wspominając.
- A nie wziąłeś czasem pod uwagę, że te twoje zabawy mogły mieć wpływ na mnie? Po coś nas tam wciągnięto. Każda strzała, miecz czy sztylet. Każda rana jaką ci zadano przy okazji twojego niby spieszenia się… - Przerwała na chwilę, bowiem w sposób wyraźny miała problem ze złapaniem powietrza. - Może dla kogoś wzmocnionego przez Riv to było nic, ale ja wciąż pozostaję zwykłym człowiekiem.
- Wpadłaś na to, że gdybym nie przyjął tych wszystkich ciosów, których aż tak wiele nie było, to dalej byśmy tam siedzieli powoli umierając lub byli już dawno martwi wcale nie od ostrzy? Widziałaś jak wyglądała Oren po próbie, ona dopiero była solidnie wzmocniona powiedzmy. - Wyrzucił z siebie. - To coś pomoże? - Pokazał kobiecie fiolkę, świecącą delikatnym niebieskim blaskiem, na której dnie spoczywała pojedyncza kropla.
- Gdybyś przyjął tylko sześć spędzilibyśmy tam o wiele mniej czasu - odparła, krzywiąc się nieco gdy próbowała ułożyć się wygodniej. - Zależy co to - dodała niechętnie.
- Sok z płatków rośliny regenerującej, którą dostałem od Riv przed ogrodami, płatki starczyły na trzy krople, która ponoć każda jedna potrafi zregenerować prawie zdechlaka, a proszek z łodygi nie martw się, to też mam, ponoć działa lepiej niż kawa i odnawia z wymęczenia, przynajmniej tak w skrócie, na roślinach nie znam się aż tak dobrze. - Odparł zamykając fiolkę w dłoni.
- Jak wyglądała? - Niemal wbrew sobie zapytała, widać też było, że temat owej rośliny bardzo ją zainteresował.
- Niewielka, mdły blask, złote pnącze, niebieskawe płatki, kiepski jestem z kolorami akurat, ale sporo płatków i dwa prąciki na samym środku w kolorze płatków. - Odparł po chwili, próbując sobie przypomnieć dokładnie jej wygląd.
- I dostałeś ją od Riv? - Chciała się upewnić, jednocześnie ostrożnie wstając i podchodząc do niego. - Mogę? - zapytała, wyciągając dłoń po fiolkę.
- Myślę że nawet powinnaś, mam jeszcze dwie takie. - Odparł podając jej fiolkę. Nie był pewien czy było to dobre jej zagospodarowanie, ale znał mnóstwo gorszych sposobów na jej zużycie.
- Nie mam zamiaru korzystać z tej esencji - zaprzeczyła, ostrożnie biorąc fiolkę do ręki i otwierając by powąchać zawartość. Następnie z powrotem zamknęła naczynie i przyjrzała się jego zawartości. - Jest zbyt cenna. Do tej pory tylko o tym czytałam, a i te księgi do których dotarłam wspominały iż nie spotyka się tych kwiatów więcej. Musi cię lubić - dodała, oddając mu fiolkę z lekkim uśmiechem na twarzy. - Nie rozdawaj tego tak po prostu.
- Nie rozdaję tego tak po prostu, jesteś potrzebna żeby zakończyć tą całą rozróbę, najlepiej w jednym kawałku, uważam że powinnaś, ale skoro nie masz zamiaru, to weź jedną fiolkę, na wypadek, gdybym nie był w stanie jej sobie sam kiedyś podać, lub komuś innemu, wiesz, gdyby mi na przykład urwało obie ręce albo dorwałby nas smok… co mi przypomina, udajemy się do Veronii, byłaś kiedyś na tamtejszej pustyni? Tam się ponoć wybieramy. - Dodał jednym długim ślinotokiem. - Przyda się nam pewnie coś na trucizny, smoczy ogień i dużo wody.
- Złote Piaski? - zapytała, a informacja ta skutecznie odwróciła jej uwagę od fiolki, którą jednak wedle jego słów zatrzymała. - Chyba żartujesz… Nie ma mowy żebyśmy tam przetrwali.
- Aha, to też nie jest mój pierwszy kierunek, kiedy wybieram się na wakacje w Veronii, ale obawiam się że właśnie tam się udamy po czwarty filar, co zresztą jest w miarę sensowne, każdy w każdej krainie, w najbardziej niedostepnym miejscu jakie tylko można tam znaleźć. No, masz jakieś pomysły? Jak nie, to zobaczę czy nie da się jakoś rozproszyć Riv i wyciągnąć od niej czegoś użytecznego, co pomogłoby nam tam przeżyć trochę dłużej niż godzinę. - Mruknął głośno, zachwycony nie był, ale miał nadzieję że razem jednak na coś wpadną.
- Byłeś tam kiedyś? - zapytała, jednak nie odczekała aż udzieli odpowiedzi. Zamiast tego podeszła do jednego z foteli i ciężko na nim usiadła. Z jej ust wyrwało się syknięcie, jednak nie powstrzymało jej to przed kontynuowaniem. - Pierwsza godzina nas zabije. Zanim do tego dojdzie padną nasze konie. Nie musisz się martwić jadowitymi stworzeniami bo ich tam zwyczajnie nie ma. Nic nie zdoła przeżyć Piasków. Nawet magią nie można się osłonić o ile nie chce się skończyć w mękach. To niewykonalne…
- Niedaleko, na tyle ile się da, w górach. Pustynia to jedna sprawa, zastanawiam się gdzie w tym wszystkim pojawi się Avaron, o ile zdecyduje się maczać palce. - Dodał po zastanowieniu. - Wiesz co, chyba muszę sobie uciąc pogawęskę z Riv w tym temacie, staram się nie być samobójcą, skoro chcą żebyśmy tam dotarli żywi, to być może mają jakiś plan. Może. - Powiedział cicho.
- Taki jaki mieli przy okazji ostatniego? - Wiara Ulrii w plany sił wyższych uległa najwyraźniej dość znacznemu zmniejszeniu. - Jeżeli poziom trudności wzrasta z każdym Filarem to bez wątpienia czwarty będzie w samym sercu Piasków. Nikt tam nie dotarł od wieków. Na palcach jednej ręki mogę policzyć istoty, które mogą wiedzieć co tam kiedyś było, a trzy z nich znajdują się z nami. To samobójstwo i tyle. A Avaron bez wątpienia wykorzysta okazję by namieszać i to niedługo. Z pewnością przed Piaskami. O Darkarze też nie było ostatnio wieści, ani o Odrodzonym. Może nie ty jedyny powinieneś porozmawiać z Mocą.
- Może nie, ale… jeśli chcesz porozmawiać z Oren dla przykładu, to uważaj, lekko się zmieniła na twarzy, ale to już wiesz w sumie. Ech, plan miały obawiam się dobry co do poprzedniego filaru, gdyby ktokolwiek wiedział co mamy zrobić, ruszyli by dalej? Ilu z nas by tam poszło, wiedząc że idziemy do ogrodów by dać się zabić? Kred? Wampirzyca? Nymph? Zastanów się nad tym na chwilę. - Zasugerował Ulrii.
- Nikt - odpowiedziała. - Może za wyjątkiem Kred’a… Chociaż nawet on nie jest tak głupi. Mówi się trudno. Teraz mamy na głowie większy problem niż Ogrody. Tam śmierć była ułudą. Tym razem nie będzie tak lekko.
- Pomyślałby kto że jednak będzie. Zastanawiam się czemu Avaron mnie wybrał, skoro nas tak jakby do wiatru wystawił. Trochę nie w jego stylu, w sensie to z wiatrem, ale… a nieważne, chyba pora na pogawędkę z Riv. - Mruknął.
- Uważaj - ostrzegła go. - Gdy ją ostatnio widziałam miała ochotę rozszarpać wszystko co weszło jej w drogę. Ciebie też wspominała przy okazji planów na przyszłość więc… Ostrożnie.
- Chciała mnie rozszarpać, czy zrobić coś innego? - Zapytał podejrzliwie, wolał wiedzieć w jak wojowniczym nastroju jest i tak zwykle bojowa kraina.
- Wymieniła kilka opcji i raczej żadna z nich nie wydawała się być przyjemna. - To, czy mówiła prawdę czy tylko się z nim drażniła, pozostało kwestią domysłu tylko przez chwilę. W następnej bowiem kobieta roześmiała się wesoło, chwytając przy tym za pierś. - Szkoda, że tego nie zobaczę - oświadczyła.
- No nie wiem, jak robi komus ziaziu, to zwykle nie przeszkadza jej widownia, jak robi coś innego też nie. - Powiedział po zastanowieniu. - Co mi tam, żyje się raz, jak zabije mnie teraz, to oszczędzi mi Złotych Piasków. - Stwierdził i podniósł się z łóżka.
- Najpierw musiałbyś ją znaleźć - zwróciła mu uwagę.
- Pewnie tak, a gdzie ją wywiało? - Zapytał grzecznie, poprawiając ubranie.
Ulria przymknęła na chwilę oczy nim odpowiedziała.
- Zajmuje się Tenaris. Masz, zaprowadzi cię - co mówiąc uniosła dłoń na której zmaterializował się niewielkich rozmiarów motyl. - Na więcej mnie w tej chwili nie stać - dodała, pozwalając by motyl wzleciał w powietrze.
- Dziękuję, a ty odpoczywaj sobie, przyda ci się. - Powiedział skinąwszy jej lekko gową. Następnie ruszył za motylkiem, który być może prowadził go na jego zgubę.
Skrzydlate stworzenie poprowadziło go licznymi korytarzami, których w świątyni Tahary nie brakowało. Plotki głosiły iż nie każdy z nich wychodzi. Litworowi jednak szczęście najwyraźniej dopisało, bowiem po dłuższym spacerze wylądował na niewielkim skrawku wolnej przestrzeni, który do złudzenia przypominał ten, na którym pojawili się po opuszczeniu Ogrodów. Jedyna różnica polegała na tym, że zamiast basenu była fontanna. Przy niej zaś stała Riv, rozmawiając z Tenaris. Na widok Litwora przerwały jednak.
- Cześć dziewczyny, poprzeszkadzać wam później? Bo zdaje się jesteście jeszcze zajęte. - Litwor pomachał im z drugiego końca placyku.
O ile spojrzenie Riv jasno mówiło że najchętniej by go jednak na oczy nie oglądała, o tyle Tenaris wydawała się w znacznie lepszym humorze, co z kolei rzutowało na jej nastawienie względem Litwora.
- Skończyłyśmy - oświadczyła i skinąwszy uprzednio głową Mocy, ruszyła w jego kierunku. - Delikatnie - poradziła mu cicho, przechodząc obok.
- Postaram się, ale nie wiem czy potrafię. - Mruknął podchodząc i zajmując miejsce Tenaris niedaleko Riv. - Słyszałem że chciałabyś mnie rozerwać na strzępy, przyszedłem stawić się na kaźń, zanim ruszymy na Złote Piaski, buty sobie mniej zniszczę jak mnie od razu zabijesz. - Uśmiechnął się lekko Aigam.
- O ile pamiętam rozerwanie było tą milszą karą, którą sobie zaplanowałam - zmierzyła go wrogim spojrzeniem. - Czego chcesz?
- Porozmawiać o Złotych Piaskach i fakcie, że szanse na to, że tam przeżyjemy są minimalne, a w zasadzie praktycznie nieistniejące. No i jeśli faktycznie chcesz mi coś zrobić to zrób, chociaż przyznam że na to przesadnie chętny nie jestem, wbrew pozorom nie jestem masochistą. - Odparł na pytanie Riv. - No i mogę zajrzeć później, jak będziesz w lepszym humorze albo coś.
- Na lepszy humor raczej się nie zanosi. Co z tymi Piaskami? - zapytała, pomijając temat krzywdzenia Litwora.
- To, że dla was to może pestka, ale żadne z towarzyszy, a prawdopodobnie i wybrańców, nie będzie w stanie przeżyć tam dłużej niż godzinę, o Avarona nawet nie pytam jeśli jeszcze gdzieś sie kręci. Nie chodzi nawet o smoki w Veronii, sam upał i miejsce nas prawdopodobnie pozabija, znasz jakiś sposób ochrony przed tym? - Zapytał wprost.
- Bez słońca nie będzie tam tak gorąco - oświadczyła stanowczo. - Avaronem zajmę się gdy stanie mi na drodze. Coś jeszcze?
- Możesz zawsze powiedzieć co cię aż tak wściekło niby, a co do braku słońca to dotrzemy do filaru w jednej nocy? Jeśli tak, to tak, chyba jest to sposób. - Powiedział po krótkiej chwili.
- Nie, nie dotrzecie - oświadczyła, pomijając pierwsze jego słowa. - Zamierzam wykorzystać moc tego ciała i zgasić słońce na czas waszej wyprawy. To powinno skutecznie obniżyć temperaturę Piasków.
Litwor spojrzał na Riv z lekko rozchylonymi ustami a nastepnie przysiadł na brzegu fontanny. Próbował przywołać sobie w pamięci mapę Veronii i rozciągającą się na jej obrzeżach gigantyczną plamę, zwaną Złotymi Piaskami. W powietrzu przeciągał palcem z jednej na drugą stronę, zastanawiając się, jak takie kilkudniowe zaćmienie się skończy. Postanowił zostać przy małych kroczkach i problemach. - Żyje tam coś, co widzi doskonale w ciemnościach, czy tym też się nie przejmować i czy jesteś pewna, że to dobre rozwiązanie, wiesz, brzmi bez zarzutu, ale zgaszenie słońca, no, jakoś mi to brzmi nieco niepokojąco, ale ja małymi kategoriami zwykle myślę, mniejsza skala. - Powiedział dalej lekko zszokowany.
- Magia, nawet moja, nie zadziała w tamtym miejscu. Mogłabym wzmocnić każdego z was, byście stali się podobni Tenaris, jednak wtedy musielibyście podróżować pieszo. O Oren nawet nie wspominając. Z nią niewiele uczynić mogę bez naruszania pieczęci. Słońce to jedyne logiczne wyjście. I nie, nie żyje tam nic. To jednak nie znaczy że nie czekają na was przeszkody. - Widać było iż stara się panować nad sobą, co jakimś cudem zdawało się jej udawać.
- Ech… - Westchnął tylko Litwor wstając. - Jesteś spięta jak zbyt długo trzymana na łuku cięciwa. Mogę zrobić coś, co cię rozluźni poza zniknięciem ci z oczu? - Zapytał wprost, gotów do ulotnienia się z szybkością błyskawicy gdyby zaszła taka konieczność.
- Znalazłoby się parę takich rzeczy, skoro jednak większość jest poza twoim zasięgiem lepiej zrobisz znikając - odparła.
- No to się zbieram, ale jakbyś jednak na coś wpadła, co byłoby w moim zasięgu, to daj znać, nie jestem jakoś przesadnie daleko. - Rzucił spokojnie i ruszył w kierunku korytarzy. - Raczej jesteś dobra w ocenianiu naszych umiejętności. Mrugnął jeszcze do Riv na odchodne.
Riv nie odezwała się słowem zatem Litworowi nie pozostało nic, poza ruszeniem w swoją drogę. Po to tylko by na własnej skórze doświadczyć uroków świątyń Tahary. Plotki, jak się okazało, wiele w sobie prawdy miały. Korytarze to rozdwajały się, to kończyły ślepo, to znów zdawały się prowadzić go w kółko. Żadne z drzwi, które mijał nie miało oznaczenia. Nie było obrazów, ani gobelinów na ścianach. Światło świec i pochodni było jedynym, które docierało do jednych, kiedy w innych mógł cieszyć się pełnią słońca. Ile czasu spędził na takiej pozbawionej sensu wędrówce, tego nie mógł wiedzieć. Gdy jednak w końcu natrafił na kogoś, kto mógłby go z owego labiryntu wyprowadzić, osoba ta okazała się dość zajęta spożywaniem swego posiłku. Wampir, czerwień oczu i kły wbite w szyję ofiary jasno na to wskazywały, uniósł wzrok na Litwora i niechętnie oderwał się od soczystego obiadu.
- Zgubiłeś się? - zapytała Tenaris, przesuwając językiem po szyi kapłanki, pozbawiając ją śladów owej napaści. - Odejdź - nakazała ofierze, przenosząc na nią spojrzenie. - Odpocznij. Zapomnij. - Rozkazy padały jeden za drugim, witane posłusznymi skinięciami głową. Na koniec wypuszczona z objęć kapłanka, nieco chwiejnym krokiem oddaliła się w swoją stronę.
- A już ci miałem życzyć smacznego. - Powiedział Litwor nieco nieobecnym głosem. - Czy się zgubiłem? Pewnie trochę tak, nie patrzyłem za specjalnie którędy idę, rozmawiałem z Riv i żyję. - Powiedział, po chwili dodając pytanie. - Co ją ugryzło?
- Oren - odparła. - Szczegółami jednak się nie dzieliła. Wkrótce będzie gorzej - pocieszyła. - Wszystko w porządku? - zapytała, przyglądając się mu uważnie.
- A, Oren, no to by wszystko wyjaśniało, wiesz to jej siostra jakby nie było, a nie wygląda teraz najlepiej, Riv musi ją chyba karmić mocą żeby w ogóle jakoś funkcjonowała, a to jej raczej nie cieszy, no i jak Oren, to Kred, pewnie by go zabiła, gdyby to się nie odbiło na Oren. - W zadumie podrapał się po brodzie. - Czy coś się stało? Nie, w zasadzie nie, tylko dowiedziałem się jaki sekretny sposób Riv miała na przemycenie nas przez Złote Piaski żywymi. - Jego palce powoli przejeżdżały przez nieuczesaną brodę. - Zastanawiałaś się kiedykolwiek, skoro Riv, Oren i Margh są siostrami, to skąd się wzięły i kim ewentualnie są ich rodzice? - Wyskoczył z zupełnie czymś innym Litwor, nie chcąc się wdawać w szczegóły odnośnie planu przeprawy.
- Już raz zgasło - pokrzyżowała mu te plany nieco, wzruszając przy tym ramionami. - Nie wydaje mi się by posiadały coś takiego jak rodzice. Wątpię także by chodziło tu o rodzeństwo w znaczeniu które uznają ludzie. Raczej jest to więź, jak w przypadku Darkara i Tahary.
- Może, a może którąś zapytam jak będą w lepszych humorach. - Wzruszył ramionami. - Zaś co do słońca, wiesz, jestem tylko człowiekiem jakby nie było, lubię jak świeci. - Dodał po chwili. - Jak się podobały Ogrody?
- Wspaniałe - odparła cicho. - Takie ja myślałam że są, a nawet nieco piękniejsze. To jednak nie miejsce ani dla takich jak ja, ani takich jak ty. Nigdy nie powinniśmy przekraczać bramy, która do nich prowadziła.
- Czemu nie takich jak ja? Kiedyś przecież umrę i pewnie tam trafię, więc teoretycznie dla mnie, tylko jeszcze nie teraz. - Odparł dość szybko.
- Jeżeli nie zginiesz przy okazji wykonywania powierzonego wam zadania to nawet przez bardzo długi czas ponownie tam nie zawitasz. Żywi jednak nigdy nie powinni ich odwiedzać.
- A się zobaczy, biorąc pod uwagę gdzie nas ciągają ostatnio, jakoś nie obstawiam przesadnie długiego życia, ale się zobaczy, zakładów o to robić nie będę. - Stwierdził, nie był pewien co dokładnie rozumiała przez bardzo długi czas, chociaż Odwieczni wspominali coś o długim, czy nawet wiecznym życiu jak odwalą całą brudną robotę.
- Żaden z wybranych nie zginie - zapewniła spokojnie. - O ile, oczywiście, nie narazi się niewłaściwej istocie.
Litwor roześmiał się na głos. - Rozmawiasz ze mną, jak myślisz, jakie mam szanse narazic się niewłaściwej istocie? - Zapytał szczerząc zęby w uśmiechu.
- Istnieją lepsi w tej dziedzinie. - Odpowiedziała uśmiechem, chowając przy tym kły. - Udało ci się jednak przeżyć, a to już o czymś świadczy. Nie mówiąc już o tym, że niewiele wam do zrobienia zostało. Wkrótce zadanie dobiegnie końca, a Filary zostaną wzmocnione na kolejne kilkaset lat.
- Hurra, hurra, hurra, skoro są w zasadzie wszechpotężne, to nie mogą znaleźć jakiegoś sposobu, żeby załatwić to raz na zawsze? No bo bądźmy szczerzy, o ile nie jest to dla nich jakaś zabawa mająca rozproszyć nudę nieśmiertelnych, to jest to dla nich raczej wrzód na dupie, że się tak wyrażę i tak, Kreda chyba nikt nie przebije. - Kilkaset lat to dla niego i tak była niewyobrażalna perspektywa.
- Pamiętam gdy je tworzono - odparła, uśmiechając się nieco smutno, do wspomnień. - Świat był wtedy inny, Odwieczni chadzali po drogach krainy. Wtedy też ustalono zasadę, która sprawiła, że zadanie to spadło na wasze barki. Żadna siła nie ma prawa się wtrącić bezpośrednio w Filary ani w tych, którzy ich strzegą. Jedno i drugie musi trwać. Gdyby Oren lub Riv skorzystały ze swoich mocy złamaliby tą zasadę. Gdy zaś łamiesz jedną, kolejne podążają za nią i zaczyna królować chaos.
- Mówisz chaos? To co mamy teraz? W sensie Odrodzony miał się pojawić po czwartym filarze, a jakoś się po pierwszym pojawił, więc ktoś jednak złamał zasady. Kim on tak w ogóle jest, a może raczej czym? - Zapytał Aigam.
- To ostatni Arcykapłan Darkara. Odrodzony z jego mocami, służący tylko jednemu panu i zbierający dla niego potęgę. I uwierz mi, chaosu jeszcze nie doświadczyłeś, nie takiego jaki istniał wtedy.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 10-01-2016, 02:31   #107
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- To że go nie doświadczyłem to nawet rozumiem, Złote Piaski skądś się przecież wzięły, a skoro nawet moce Riv tam nie działają ponoć, to znaczy że wesoło tam nie jest mogło być. Jednak pytanko, nie można go po prostu zabić, skoro to tylko kapłan? Już nie wnikam w fakt, że pojawił się nie wtedy co trzeba i zupełnie nie rozumiem, czemu miałby się pojawiać. - Magobójca starał się cokolwiek zrozumieć.
- Tylko kapłan… - Przez chwilę ważyła te słowa, jednak w końcu jedynie pokręciła głową i oparła się plecami o ścianę. - Nie jestem wszystkowiedząca, znam jednak historię Odrodzonego. Pojawić się musiał bowiem bez niego Darkar nie mógłby przejąć władzy. Dlaczego pojawił się wcześniej, tego nie wiem. Zabić go można jednak. Aby tego dokonać należy zniszczyć wszystkie pieczęcie. Poprzednim razem stało się to z jego własnej woli, teraz potrzebna jest do tego zebrana moc strażników.
- Aha, czyli tak w skrócie, co kilkaset lat Odwieczni mogą sobie robić przepychanki, kto będzie rządził tym wszystkim? No, prawdziwa wolna wola, człowiek się czuje doceniony i jakby w ogóle miał coś do powiedzenia. Taki w sumie karaluszek, który nocą dumnie biega po pokoju, a jak przyjdzie co do czego, to się spali razem z domem. - Litwor pokiwał głową w zamyśleniu.
- To ich kraina. My jesteśmy tu tylko gośćmi. Chociaż prędzej pasowałoby rzec iż zabawkami. Większość jednak żyje zbyt krótko by dostrzec ten prosty fakt. Niemal nikt przy tym nie doświadcza tego, czego wy doświadczacie. Bezpośredni kontakt z siłami, które władają tym światem. Czasami zaś owe karaluszki, o których wspomniałeś okazują się jedyną nadzieją dla wszystkich. Takie już jest życie.
- Są nadzieją dla wszystkich, tylko dlatego, że właściciele krainy zdecydowali sobie takie a nie inne zasady ułożyć, gdyby moce pozbyły się Darkara, to miałyby problem z głowy, bunt stłumiony, a pozostali Odwieczni też raczej by nie knuli za ich plecami, ale co ja się tam znam, ja tylko odwalam brudną robotę jak to niektórzy stajenni mówią. - Wzruszył ponownie ramionami.
- Widocznie jego istnienie ma jakiś cel, którego nie dostrzegasz. Musisz pamiętać, że ona spoglądają na to wszystko z nieco innej perspektywy, a przynajmniej Riv. Pozostaje wierzyć, że to wszystko ma jakiś sens i walczyć dalej.
- Nie dzięki, ja z tych raczej niewiernych, ciężko mi wierzyć w odwiecznych i moce, kiedy namacalnie mogę stwierdzić i naocznie, że istnieją. Mogę zaakceptować warunki robić co do mnie należy, no, czasem trochę więcej, chociaż jestem ciekaw jak mnie będą kiedyś z niektórych grzeszków rozliczać. - Uśmiechnął się wesoło, na wspomnienie tych paru, które ciężko byłoby na ważeniu duszy zakwalifikować jako cokolwiek.
- Dopóki o niektórych tylko nieliczni wiedzą, nie powinno być problemu - odpowiedziała uśmiechem, nieco tylko złośliwym. - Korzyści z niektórych są dość opłacalne by można było przymknąć oko na ewentualne rozliczanie.
- O niektórych nie wie nikt ze zbyt długim językiem. - Puścił oko do wampirzycy. - Ale może się przejdźmy, bo stoimy w tym korytarzu, straszymy kapłanki, zakłucamy świętą ciszę. Możesz mi po drodze opowiedzieć o tym kapłanie Darkara. - Dodał.
- Co takiego chcesz się dowiedzieć? - zapytała, nie komentując faktu, że przez cały czas ich rozmowy nie pojawiła się ani jedna kapłanka, nie licząc ofiary wampirzycy. - I gdzie chciałbyś pójść?
- Kapłanka wspominała coś o jedzeniu, ale to było zanim poszedłem pogadać z Riv. Więc coś bym przekąsił, bo niby wyglądasz apetycznie, ale na kolację mi raczej nie wyglądasz. Zaś co do kapłana, to jak to jest z tą jego obecnościa i potęgą, czemu Darkar może go wspierać całą swoją mocą, a reszta Odwiecznych musi się zdawać na śmiertelników, bez większego w tym temacie wsparcia, no i kim jest, bo zdaje się że to jedna i ta sama istota. - Nie miał pojęcia o co pytać, ani czy jego pytania mogły mu cokolwiek pomóc.
- Zatem kuchnia - zdecydowała o celu, ku któremu skierują swe kroki i ruszyła przed siebie, odczekawszy jedynie chwilę by do niej dołączył. - Haren Kas, takie nosił miano gdy jeszcze żył. Endaryjczyk urodzony w Targalen, w zamożnej rodzinie. Bardzo wcześnie wykazał oznaki przychylności Darkara i od tamtej pory służył mu z pasją zakrawającą nieco o fanatyzm. Z tego też powodu Darkar może go wspierać do tego stopnia. Oddał mu więcej niż samą duszę. Pozwolił by moc jego Odwiecznego zalęgła się w jego ciele. Przyjął do siebie część Darkara, która wsiąkła w duszę kapłana. Dzięki temu się odrodził, dzięki temu także zbiera moc dla swego pana. Żaden inny Odwieczny nie odważył się na taki krok. Nawet Tahara, aczkolwiek była bliska podjęcia tej decyzji.
- Więc żadne z Odwiecznych nie miało dość jaj, by tak zainwestować w jakąś istotę, jednocześnie się osłabiając, coś w tym może być. No dobrze, ale skoro Odwieczni sobie działają po tej stronie, to w jaki sposób ten Odrodzony zbiera moc? - Na naukach w świątyni notorycznie przysypiał, więc części rzeczy nie do końca pojmował.
- Korzysta z połączenia - wyjaśniła. - Korzysta ze sług, którzy pozostali wierni. Nie tylko tych służących Darkarowi ale także tych wyznających Taharę.
- Skoro wyznają Taharę, to w jaki sposób Darkar się dosysa do nich? Nie powinno to trafiać do Tahary, albo nie powinna sama zadbać zeby to do niej trafiało? Przecież to nie ma większego sensu, albo ja czegoś nie pojmuję. - Głowa Litwora faktycznie pracowała na najwyższych obrotach, ale może po prostu był zbyt głodny. - No i skąd tak dobrze znasz tą świątynię. - Dodał z zupełnie innej strony.
- Zadbała. Na samym początku, gdy został wygnany, zadbała o to by Odrodzony nie mógł korzystać w pełni ze źródła jej mocy. Zabrała bliźniaczą duszę, którą posiadała siostra Harena.
- To stara świątynia, zbudowana na tym samym planie co świątynia w Targalen, z tym że tej nikt nie rozbudował. Nie jestem tu po raz pierwszy. - Wytłumaczyła się.
- Aha. - Skwitował krótko Litwor. - Coś jej nie poszło to zadbanie, skoro jest i sobie chapie moc bym powiedział. No ale co ja tam wiem. - Powiedział krótko.
- Moc czerpie w takich ilościach tylko dlatego, że Brama została osłabiona. Kara Tahary nadal ma swoją moc, możesz mi zaufać w tej kwestii - dodała, skręcając w niepozornie wyglądający korytarz, który zakończony był masywnymi drzwiami, zza których dochodziły smakowite zapachy. - Oto i kuchnia - oświadczyła otwierając drzwi i pozwalając Litworowi dostrzec gorączkową krzątaninę jaka w niej panowała.
- Faktycznie kuchnia, nie da sie zaprzeczyć. - Zgodził się Litwor i ruszył polować na coś zjedliwego. - Skoro muszę ci zaufać w tej kwestii, to chyba i tak nie mam wyjścia. - Mrugnął do niej porozumiewawczo. - Raczej nie zawołam Tahary żeby mi to potwierdziła, tamtej bliźniaczej duszy chyba nie ma pod ręką, a Riv raczej o nic na razie pytał nie będę, jeszcze sobie przypomni co niedobrego chciała mi zrobić, a mogłoby mi się to nie spodobać akurat. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Polowanie na coś do zjedzenia nie było trudnym zadaniem. Ilość jadła, które szykowano z pewnością zaspokoiłaby każdy apetyt, a praca wciąż trwała w najlepsze. Co prawda ich wejście w sposób poważny ją zakłóciło, jednak szepty i spojrzenia, które im rzucano zostały szybko opanowane przez starszą kobietę, która zdawała się zajmować nadzorowaniem owego chaosu.
- Jak przygotowania? - Zapytała Tenaris uprzejmym głosem.
- Powinno się udać Arcykapłanko, jednak wciąż brakuje niektórych produktów. Posłaliśmy do pobliskiej wsi, powinny przybyć na czas. - Kapłanka skinęła głową, dość nisko, jednak nie przesadnie.
- To dobrze. W razie problemów niech mnie znajdą. Gotowy? - Zapytała Litwora.
- Wiesz, teraz jak nazwała cię arcykapłanką, to jakoś to pytanie skąd znasz świątynie, zrobiło się… zbyteczne. Taaaak, to chyba dobre słowo. Pewnie że gotowy, starczy na jakiś czas. - Powiedział Aigam podkradając kawałek karczku i pół bochenka chleba. Niemalże natychmiast zaczynając się opychać. Do tej chwili nawet nie zdawał sobie sprawy, że umieranie robiło człowieka tak głodnym.
Wampirzyca wydawała się rozbawiona jego apetytem.
- Znajdźmy ci jakieś spokojne miejsce gdzie mógłbyś zjeść zaproponowała kierując się w stronę tych samych drzwi, którymi weszli do kuchni.
- Pod tym wzglęfem fyffefny nie feftem - Wymamrotał Aigam z pełnymi ustami, jedząc już w drodze. - Nawet niezły ten karczek. - Dodał po przełknięciu.
- Cieszę się - odparła, prowadząc go kolejnymi korytarzami aż dotarli do ogrodu. Otoczony z czterech stron krużgankami, zachęcał do zajęcia miejsca na jednej z kilku ławek i cieszenia się urodą natury, starannie wyeksponowaną na tle soczystej zieleni. Co prawda kwiaty mogły się niezbyt przyjemnie z Ogrodami Tahary kojarzyć, szczególnie po tak niedanej w nich wizycie, to jednak blask słońca skutecznie był w stanie przepędzić niewesołe myśli.
Tenaris wybrała ławkę, która częściowo w cieniu się kryła i sama zajęła owe pogrążone z mroku miejsce.
Litwor wybrał sobie ławeczkę w pełnym słońcu, miał zamiar się nim nacieszyć, zanim zgaśnie na dłuższy czas. Zupełnie niczym się chwilowo nie przejmując, majtał nieco nogami i przegryzał mięso chlebem. Przez chwilę się rozkoszował całym miejscem. - Bliźniacza dusza powiadasz, w sensie jak bliźniak czy coś? - Zapytał dopiero po chwili, nie przestając majtać nogami.
- Tak, byli bliźniętami - odpowiedziała, porzucając oglądanie kwiatów i kierując wzrok na niego.
Aigam zlustrował wampirzycę od góry do dołu i dodał sobie dwa do dwóch. Następnie wykończył chleb, nie komentując więcej sprawy. - Wiedziałaś że wychowałem się w świątyni? - Zapytał całkowicie przenosząc środek rozmowy.
- Niewiele o was w sumie wiem - odparła, uśmiechając się lekko. - Której? - dodała pytanie.
- Avarona, pięć dni drogi od Harum, ciche, spokojne miejsce zazwyczaj. Odległość od stolicy robi swoje. - Odpowiedział spokojnie.
- Nie wyglądasz na Verończyka. Prędzej bym rzekła, że z Endary pochodzisz - zwróciła uwagę. - Jakim cudem więc wylądowałeś akurat w świątyni temu Odwiecznemu poświęconej?
- Znaleźli mnie w koszyku na rzece, ktoś mnie zaniósł do świątyni, ktoś próbował odkryć zaklęciem kim są moi rodzice, zorientował się że magia na mnie nie działa, prawie przegłosowali żeby się mnie pozbyć permanentnie, ale akurat przełożona wróciła do świątyni z podróży i wybiła im pomysł z głowy. No i tak zostałem wychowankiem świątyni. - Litwor rozłożył szeroko ręce.
- Nie jest to najgorszy sposób na spędzenie młodych lat. Jak to się więc stało, że skończyłeś tu, gdzie teraz jesteś?
- To akurat proste, spaczony przez Darkara gryf ochlapał mnie krwią, kiedy postanowił się rozprysnąć, zapalczywa druidka koniecznie chciała mnie za to zamordować, więc poprosiłem Avarona o oczyszczenie, no i potem poszła cała ta heca z wybrańcami… no i jestem. - Stwierdził krótko, omijając jakieś trzydzieści lat swojego życia.
- Więc wybrał cię Avaron - przyglądała się mu z nieco większą uwagą. - To dość niepewny sojusznik w tej chwili.
- Aha, wspaniale było tłumaczyć Riv, czemu Oren jest w stanie jakim jest, co się stało w czasie spotkania z Faernem, zwławscza kiedy na zawołanie Riv pojawili się wszyscy Odwieczni, poza nim. - Mruknął w odpowiedzi.
- Gdyby Avaron faktycznie zdradził to by mogło wiele tłumaczyć. Nie zazdroszczę ci bycia w tej sytuacji. Nawet niewielka pomoc ze strony Odwiecznego jest jednak lepsza niż stanie po przeciwnej stronie.
- Ciało Oren już wtedy było śmiertelne, jedyne o co prosiłem wtedy Avarona, to oczyszczenie jego kociaka, w końcu to jego osobiste pupile no i jak umierają, to w okolicy tworzy się taki spory ognisty wybuch. Nawet jeśli zdradził wprost, myślisz że złamałby od razu wszystkie reguły, mordując duszę, narażając się na natychmiastową, bolesną a raczej permanentną reakcję Riv i Margh? Myślę że uznałyby że po prostu trzeba posprzątać i napisać wszystko od nowa, możliwe że włącznie z Odwiecznymi. Oczywiście Avaron może po prostu strzelać focha i nie chcieć współpracować zamiast być zdrajcą, co by do jego natury akurat pasowało. - Powiedział powoli. - Lubi swoją potęgę tak sobie myślę i ponoć najbardziej brakuje mu wolności i wolnej woli. Więc może po prostu wziął to do siebie, że Oren się pojawiła osobiście. Nie wiem, za wysokie progi jak na moje nogi. - Mruknął.
- Możliwe także, że zdrajca wciąż nie został odkryty,a moc Avarona związana przez niego tak, by nie mógł z niej korzystać. Jeżeli dobrze słyszałam to coś podobnego stało się z Oren. To, że Avaron nie pojawił się na wezwanie nie oznacza od razu jego winy czy owego focha. Zawsze jest miejsce na dodatkowy scenariusz, którego nikt nie podejrzewa. - Mówiąc uśmiechała się nieco psotnie, co nijak się miało do tematu rozmowy. - Do tej pory, gdyby faktycznie zdradził, z pewnością wykorzystałby swojego Wybrańca by zaszkodzić całemu zadaniu. Nie powiesz wszak, że nie miałeś okazji by pozbyć się pozostałych, lub zniszczyć Filar…
- Pewnie, wystarczyłoby wszystkich pozabijać we śnie, dobić Oren, za filar nie wiem jak miałbym się w sumie zabrać, ewentualnie nie dodać do niego siły, ale jakoś tak sobie z nim na ten temat pogawędki nie urządziłem, no i skąd pewność że bym wykonał to czego by ode mnie chciał? - Litwor uniósl powieki, odpowiadając własnymi wątpliwościami. - Tak jak mówiłem, to za wysokie progi jak dla mnie, Riv mówi że się tym zajmie jak przyjdzie czas, to poniekąd jej wierzę i mam nadzieję że faktycznie wie. Bywa dość porywcza jak na wcielenie rozsądku. Chociaż nie, to ostatnie to chyba Margh, chociaż nieco się już gubię. - W niebieskiej polityce orientował się tyle o ile, wiedział że z Oren można się napić, a Riv lubiła śmiertelne rozrywki nie mniej niż jej siostra.
- Jak na wychowanka świątyni nie przykładasz zbyt wielkiej wagi do sił, które nami władają. - Wydawała się rozbawiona jego opisami. - Riv to wcielenie Mocy - poprawiła go łagodnie. - Odwieczni zaś mają swoje sposoby by skłonić nas do robienia tego, co chcą byśmy robili. Cieszę się jednak, że jak do tej pory nie wykazałeś niepokojących objawów.
- Co rozumiesz przez niepokojące objawy? Jak się zastanowisz, co nieco mogłoby za takie uchodzić. Zaś co do skłaniania to tak, pewnie tak, ale jeśli się zastanowisz, można by o czymś takim zawsze powiedzieć Oren, ta z kolei zapewne wie jak sobie radzić z Odwiecznymi i ma na nich sposoby, a ja zwykle byłem dość krnąbrną owieczką w stadzie, jeśli idzie o podążanie za naukami świątyni. - Dalej majtał spokojnie nogami.
Tenaris roześmiała się cicho.
- Oj jestem w stanie to sobie wyobrazić. Co zaś oznak się tyczy… Nie wiem jaki byłeś wcześniej, odkąd jednak dołączyłam do was uważnie obserwuję każdego. Niewiele uchodzi moim zmysłom. Póki co twojej osoby jestem pewna. Zło nie zdołało cię skazić.
- Człowieka może skazić nie tylko zło, ale i wątpliwości chociażby, ja na szczęście mam prosty umysł, a nawet gdyby zło próbowało mnie jakimś przypadkiem skazić, to miałem śliczną prezentację, co Darkar robi ze swoimi sojusznikami na przykładzie Rozetty, no i nie mogę sobie pozwolić na takie luksusy jak zmienianie stron, mam plany na później. - Uśmiechnął się kpiąco.
- Zdaje się iż wszyscy je mają - odparła. - Te większe i mniejsze.
- Pewnie że tak, ale moje są bardziej związane z ziemią i zwierzakami, bardziej na powierzchni. - Odparł Litwor. - Lubię ciszę i spokój, nie wszystkim tutaj to odpowiada nie wiedzieć czemu. - Wzruszył ramionami. Często to dzisiaj uskuteczniał.
Skinęła głową.
- Bez wątpienia niektórzy oczekują nieco innego życia gdy to wszystko się skończy. Czy jednak uda ci się zyskać ową ciszę i spokój… Wybrańcem zostaje się do końca życia, a przynajmniej tak długo jak żyją ci, którzy pamiętają. Minie trochę czasu nim szum związany z waszymi czynami ucichnie.
- Pewnie tak, ale na zadupiu Endary, nie wszyscy zadają pytania, a starałem się nie afiszować za specjalnie twarzą, do portretów też nie pozowałem jak zajdzie potrzeba, zetnę brodę, skrócę włosy, będzie dobrze. To wcale nie jest takie wielkie przedsięwzięcie jak chociażby powiedzmy hmmm…. odnowienie filarów. - Uśmiechnął się leniwie na myśl o dobrym porównaniu.
- Bez wątpienia. Istnieje nawet duża szansa, że nie będzie ono przy okazji zagrażało życiu ale z tym to nigdy nie wiadomo - odparła wesoło.
- Ciężko powiedzieć, mówisz o moim czy czyimś? Może zostawię sobie tą zbroję, którą pożyczyłem przed wyprawą do nekromantki, chociaż coś przeciwko ogniowi by się też przydało myślę. - Podrapał się po brodzie. - No ale to dywagacje na po ostatnim filarze i posprzątaniu całego bajzlu. - Mruknął na w pół do siebie.
Nim Tenaris miała okazję udzielić ewentualnej odpowiedzi, do ogrodu weszła Ulria. Kobieta zdawała się być w znacznie lepszym humorze niż wtedy gdy Litwor widział ją ostatnim razem. Nie do niego jednak podeszła, a do wampirzycy, z którą to zamieniła kilka słów. Następnie, co mogło wywołać ewentualny niepokój, skorzystała z krwi Tenaris, którą ta oddała jej bez większego zwlekania. Po skończonej czynności, wampirzyca zaleczyła ranę podobnie jak wcześniej uczyniła to z kapłanką, a Ulria pospieszni wytarła twarz. Obie zdawały się nie zwracać większej uwagi na Litwora, aczkolwiek mówiły szeptem.
- No, mniej więcej dlatego nie boję się przesadnej uwagi po zakończeniu tej całej eskapady, zwykle przykuwam mniej więcej tyle samo uwagi. - Powiedział pod nosem do siebie, pokazując im język i rozkładając się na nagrzanej słońcem ławce.
- I tak być powinno - Ulria zaszczyciła go nieco kpiącym spojrzeniem. - Zabieram się więc do roboty. Zajmiesz się resztą, prawda? - Zapytała jeszcze Tenaris, a gdy ta skinęła głową, oddaliła się nie poświęcając Litworowi więcej czasu.
- Zabrzmiało to jakbyś poczuł się urażony jej brakiem - odparła wampirzyca, uśmiechając się. Nie usiadła ponownie.
- Oczywiście, ubodło mnie to do żywego, nie widzisz jak cierpię? - Kpiąca mina zadawała kłam stwierdzeniom magobójcy. Najwyraźniej zaczynał być w miare dobrym humorze, zapewne za sprawą szybkiego obiadu.
- Cóż, będziesz więc musiał pocierpieć jeszcze czas jakiś - oświadczyła mu wesoło. - Zostawię cię samego z owymi mękami. Nie żeby mi nie sprawiały przyjemności ale obowiązki wzywają. Wieczorem odbędzie się uroczystość na którą jesteś zaproszony. Postaraj się wyglądać odpowiednio.
- Ostatnim razem, kiedy wystroiłem się w koszulę, skończyło sie zarwaniem dachu w zamku, jesteś pewna że chcesz wystawiać świątynie na taką próbę? - Parsknął śmiechem. - No dobrze, postaram się jakoś wyglądać, ale niczego nie obiecuję, zwykle nie wożę ze sobą ozdobnych strojów. - Dodał delektując się dalej promieniami słońca, które niedługo miało zgasnąć.
- Jestem pewna, że tym razem obędzie się bez takich atrakcji. Będzie czym innym zajęta. Wystarczy jedynie byś pokazał się z tej lepszej strony, więcej nie wymagam. Wciąż tyle do zrobienia… Do wieczora zatem.
- To ja mam taką? Jeszcze jej nie odkryłem. - Powiedział w rozbawionej zadumie Litwor. - Do wieczora w takim razie, a co do niej, nie mam obrączki na palcu. - Puścił oko do wampirzycy, będącej jednocześnie arcykapłanką i żwawo podniósł się z ławeczki, trzeba było się doprowadzić do jako takiego wyglądu.
- Zapamiętam - odparła. - Spróbujesz trafić sam czy znaleźć ci kogoś, kto się tobą zajmie?
- Postaram się trafić, myślę że dam radę, no i raczej nie umrę z głodu w międzyczasie, na razie podjadłem. - Odparł gotów na zmierzenie się z labiryntem korytarzy.
- Dobrze zatem. - Skinęła mu głową, po czym przybierając postać mgły, ulotniła się z ogrodu.
- I niech mi jeszcze ktoś powie że kobiet nie potrafią po prostu rozpłyną się w powietrzu. - Pokręcił głową Litwor i ruszył do komnaty, którą dzielił z Ulrią.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 12-01-2016, 23:04   #108
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Hassan Maik był spokojnym kapłanem. Do czasu. Teraz w nim wrzało, choć robił co w jego mocy by nie dać po sobie tego znać. Ukłonił się lekko przed kapłanką i poprosił o wskazanie drogi do pokoju, bym mógł odpocząć. Pokój by skromy. Dwa łóżka, okno, cienki dywan na podłodze. Obrazu dopełniały dwa fotele, mały stolik na który znajdowała się miska na wodę i dzban, oraz niewielki kominek. Nymph stała przy oknie wpatrzona w cmentarz na zewnątrz.

Kapłan chodził po pokoju wyraźnie poirytowany. Gołym okiem było widać, że coś mu leży na sercu.
- O ile zniosę ból który jest potrzebny w wyprawie, o ile godzę się na czasami bardziej parszywe warunki niż trzeba, o ile nie raz nie podoba mi się wszystko, to Ogrody dopięły swego… - syczał - ...zabrać kryształ przywiązania! Interesująca metoda dyscyplinaryjna, lub chory sposób na przypomnienie, że jesteśmy tylko ludźmi i tak ma pozostać.

Stanął na środku pokoju i wbił nienawistne spojrzenie w dzbanek. Gdyby wzrok mógł niszczyć, to ten Odwiecznym winny przedmiot rozsypał by się na drobne kawałki. Tak drobne, że nie byłoby co zbierać.

- Nie ma tak dobrze… - powiedział bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. - Jeszcze odzyskam co straciłem.

- Jak masz zamiar to zrobić? - Głos Nymph nie brzmiał jak głos osoby zainteresowanej owym faktem. Prędzej obojętnej, ale chcącej czymś zakłócić ciszę.

- Są dwie opcje i żadna z nich nie ma gwarancji powodzenia. - powiedział poirytowany, choć czuć był w tonie jego głosu pewną racjonalność. - Twem, o ile będzie chciał współpracować, lub Riv, ale jej stan jest niestabilny. - Prychnął w tym miejscu - Zobaczy się.

- Na co więc czekasz? - zadała mu kolejne pytanie, tym razem odwracając się i mierząc go chłodnym spojrzeniem. - Sami do ciebie nie przyjdą.

- Nie - odparł wbijając w nią stanowcze, choć zimne spojrzenie - Tylko muszę ochłonąć i przekazać Ci wesołą nowinę. Następny przystanek zgadłaś. Piaski.

Po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju decydując się na małą przechadzkę dla ostudzenia nerwów z kamienną maską spokoju na twarzy. Błądził tak dłuższą chwilę starając się znaleźć drogę wyjścia. Nawet ta wędrówka uspokajała nerwy. Nie żeby korytarze należały do najcieplejszych miejsc.

Nie należały także do chętnych by wyjawić swe sekrety. To zakręcały, to kończyły się ślepo, jednak uparcie nie chciały zaprowadzić go tam, gdzie on chciał się udać. Zupełnie jakby kierował nimi jakiś złośliwy umysł, dla którego męka przemierzającego ów labirynt człowieka była radością. W dodatku nigdzie nie widać było kapłanek, które wszak powinny się w tej świątyni znajdować. Gdy wreszcie natrafił na kogoś, ciężko było tą osobę nazwać żywą. Nie dało się jednak ukryć iż wampirzyca była w dobrym humorze.
- Zgubiłeś się - oświadczyła, bowiem pytanie to zdecydowanie nie było.

- Trochę - odpowiedział ciepło. - Jednak cieszę się, że mogłem spotkać Ciebie. Może mogłabyś mi trochę pomóc?

- To zależy kogo, lub też czego szukasz - odparła, przystając naprzeciw kapłana.

- Szukałem wyjścia na zewnątrz, ale już mi lepiej - odpowiedział Hassan. - Wiesz może gdzie znajdę Twema? Pod warunkiem oczywiście, że nie jest zajęty.

- Powinien być w komnacie, którą nam przydzielono. Po cóż go szukasz? - Była wyraźnie zdziwiona jego nagłą chęcią nawiązania kontaktów z jej wybrańcem.

- Mam pewną nagłą sprawę. Zrozumiem, jeżeli będzie zajęty - powiedział uprzejmie kapłan. - Jak bardzo chcesz zaprowadzić mnie do niego?

- Twem odpoczywa. - Jej stanowczy głos jasno dawał do zrozumienia iż nie życzyła sobie by przeszkadzano jej wybrańcowi. - Może ja będę w stanie pomóc? - zapytała, już nieco łagodniej.

- W takim przypadku może miałabyś ochotę na mały spacer po dworze? Zaprowadzisz mnie do swojego wybrańca jak już wypocznie. Możemy tak zrobić, prawda? - zadał pytanie Hassan.

Wampirzyca przez chwilę się zastanawiała, rozważając za i przeciw.
- Mały spacer, w trakcie którego powiesz mi, co od niego chcesz - zaproponowała.

- Mały spacer i możesz się z nami napić nim przejdziemy do poważniejszych spraw? - zaproponował kapłan.

- Z wami czy z was? - Jej usta wygięły się w psotnym uśmiechu.

- Jeśli ładnie poprosisz, może przekonam Twema do takiej małej aktywności - odpowiedział z uśmiechem kapłan. - Jednak szczegóły będziesz musiała sama dopracować. Nie chcę się zbytnio mieszać w wasze sprawy.

Psotny uśmiech został zastąpiony przez nieco złośliwy.
- Zobaczmy zatem gdzie ten spacer nas zaprowadzi.

Kapłan spojrzał na nią lekko rozbawiony.
- Aż taką masz ochotę na kapłana?

- Ogrody cię oczyściły - wzruszyła ramionami. - Teraz tylko twoja krew jest dla mnie dostępna, więc to nie powinno dziwić, prawda kapłanie? - Pytanie zadała będąc już w ruchu. Najwyraźniej uznała, że Hassan do niej dołączy. Nie odwróciła się jednak by to sprawdzić.

Hassan podążył za nią pozwalając sobie na krótki rzut oka na jej tyłeczek i już szedł obok niej mówiąc z nutami ciepła i rozbawienia w głosie.
- Zatem mówisz, że straciłem swoje szanse wraz z wizytą w Ogrodach?

- Szanse przeżycia. Brakuje ci wcześniejszych osłon. Zwykły człowiek z niezwykłą mocą we krwi. Przypadkowa strzała może teraz zakończyć twój żywot. - Nie wydawała się specjalnie zmartwiona tą ewentualną stratą dla drużyny. - Dodatkowy kłopot.

- To prawda, jednak szczęśliwie, my, wybrańcy mamy was. - zauważył kapłan. - Wiesz jaki jest nasz następny przystanek?

- Piaski - potwierdziła posiadanie tej wiedzy. - Riv mnie poinformowała. To zaś oznacza tylko jedno miejsce…

- Jedno miejsce? - zapytał Hassan spokojnie, bez wielkiego przejawu ciekawości.

Wampirzyca skinęła głową.
- Tak - potwierdziła, jednak nie dodała żadnych więcej wyjaśnień.

- Zdajesz się wiedzieć wiele o Rivoren - zauważył kapłan. - Powiesz mi co to za miejsce?

- Darsun i świątynia, która kiedyś w tym mieście stała - odparła, skręcając naglę, a następnie odwracając się do kapłana z uśmiechem. - Spójrz tylko co za łut szczęścia - mówiąc wskazała na niewielki dziedziniec z fontanną. - Riv najwyraźniej skończyła już z Litworem. Może ją zapytasz?

Kapłan widać było zastanawiał się nad propozycją wampirzycy.
- W jakim jest stanie Riv? Nadal wściekła, czy już się ostudziła?

- Zobaczmy - zaproponowała psotnie, po czym ruszyła w stronę Mocy krainy. - Przyprowadziłam kapłana. Ma jakąś sprawę do ciebie. - Zaanonsowała go, rzuciła jeszcze jeden uśmieszek, po czym rozpłynęła się we mgle zostawiając go sam na sam z Riv.

Kapłan ukłonił się z lekka mocy krainy i powiedział
- Moja Pani… mam nadzieję, że nie przeszkadzam?

- Kolejny - warknęła, przyglądając się mu z niechęcią. - O co tym razem chodzi?

- Nie chciałbym niepokoić jeśli przybywam nie w porę - powiedział Hassan. - Mogę wrócić kiedy pora będzie odpowiednia.

- Możesz nie odejść… Mów czego ci trzeba, bez owijania tego w bawełnę. - Słowa kapłana zdawały się niezbyt korzystnie działać na Moc.

- Pobyt w Ogrodach odebrał mi Kryształ Przywiązania, który został mi ofiarowany na początku naszej misji. Chodzą one jednak parami i chciałbym je odzyskać. - odpowiedział po szczerości kapłan.

Riv spojrzała na niego, jakby nie była pewna czy dobrze usłyszała.
- Nymph już o nie prosiła i je dostała. Po co ci drugi komplet?

Hassan się zastanowił nim odpowiedział, przyglądając się przy tym badawczo Riv. Był lekko skonfundowany.
- Nie wiedziałem, że moja towarzyszka już o to zabiegała.

- Zrobiła to zaraz po pojawieniu się w świątyni. Gdyby nie fakt, że jest przydatna, już by jej nie było. To jednak, jakie tajemnice ma przed tobą, nie jest moją sprawą. Powinieneś z nią porozmawiać. bowiem ma ich najwyraźniej wiele, w tym część bez wątpienia tyczy się twojej osoby. Coś jeszcze, czy też zamierzasz dalej marnować mój czas? - Zmierzyła go kolejnym, niechętnym spojrzeniem, w którym jednak kryła się iskierka zaciekawienia.

Hassan był bardzo niezadowolony, nawet poirytowany, jeśli nie lekko wściekły. Nie na Riv, a na Nymph.
- Porozmawiam z nią - powiedział grobowym głosem. - Jednak, Pani, jeśli wiesz o jakiś jej tajemnicach ważnych dla misji, lub związanych z moją osobą, byłbym wdzięczny za każdą informację.

- Mam w tym momencie większe problemy na głowie. - Zaciekawienie znikło pozostawiając samą irytację. - Twoja kandydatura została jednak zaakceptowana. Tyle wiedzieć powinieneś, a teraz zniknij, zanim ci w tym pomogę.

Kapłan ukłonił się lekko Riv i opuścił dziedziniec bez słowa starając się dostać do Nymph i się z nią rozmówić. Poza tym kandydatura… Czyżby chodziło Riv, o Tą kandydaturę? Dowie się później. W plątaninie korytarzy natrafił na kapłankę która go zaprowadziła do jego pokoju. Nymph jednak tam nie było. Był za to talerz z prostym jadłem. Nic nadzwyczajnego, ale po racjach podróżnych taki zestaw jak go czekał bym przysmakiem. Składały się na niego ser, szynka, chleb i masło, oraz wino. Dość by zaspokoić głód.

Kiedy zjadł, a trzeba przyznać nie śpieszył się z jedzeniem, usiadł na łóżku i chwycił księgę w dłoń zgłębiając się w zawiłej teorii czarnej magii.

Na swoją towarzyszkę musiał poczekać trochę. Gdy zaś wreszcie wróciła bez wątpienia była z doskonałym humorze. Przez ramię przewieszone miała coś, co wyglądało jak nowa suknia, a w dłoni trzymała - także wyglądające na nowe - trzewiki.

Hassan spojrzał na nią unosząc głowę znad książki.
- Zgaduję, że miałaś udany dzień?

- Udane ostatnie godziny - zgodziła się z nim, nie poświęcając jednak kapłanowi zbytniej uwagi. Zamiast chociażby na niego spojrzeć, podeszła do łóżka na którym rozłożyła swoją kreację, która swym delikatnym, błękitnym kolorem, ostro odcinała się od czerni narzuty.

Hassan natomiast wrócił do studiowania księgi. Po dłuższej chwili powiedział obojętnie
- Słyszałem, że załatwiłaś już kryształy.

- Zatem Riv - odwróciła się wreszcie by na niego spojrzeć. Na jej twarz powróciła obojętna mina. - Możliwe, że załatwiłam. Nie zaszkodziło spróbować zdobyć drugi komplet. Jak widać przeżyłeś.

- Ano, przeżyłem. - zauważył Hassan po czym podniósł wzrok znad książki i spojrzał na nią obojętnie. - Jest jeszcze coś co powinienem wiedzieć.

- Doprawdy? - Jej głos ociekał kpiną, która w nim została zawarta. - Mój drogi, twoja domyślność jest niemal zabójcza.

- Ciesze się, że w końcu to zauważyłaś... - odciął się kapłan.

- Szkoda tylko, że nigdzie cię nie zaprowadzi - Nymph najwyraźniej uznała temat za zakończony, bowiem na powrót jej uwaga skupiła się na sukni. Nie zwlekając dłużej, zaczęła pozbywać się tej, którą miała na sobie.

Hassan nie miał zamiaru odpuszczać, ale też nie miał ochoty na rozmowy z maginią. Wrócił więc do studiowania księgi i obojętnego ignorowania kobiety.

Nymph natomiast w najlepsze poświęciła się zachwycaniu nową kreacją i butami. Ignorowanie go przychodziło jej z łatwością, co widać było po jej pełnej szczęścia twarzy, która nawet na chwilę w pełni nie zwróciła się w jego stronę. Na koniec, układając sobie włosy tak by ich fale spływały równo na plecy, podeszła do okna by ponownie wyjrzeć na cmentarz.

Zatem była to bitwa na ignorancję. Kto dłużej wytrzyma bez uwagi drugiej strony. Hassan nie miał zamiaru się poddawać, a księga była nie dość, że ciekawym zajęciem, to do tego dobrą wymówką.

Chwile mijały jedna za drugą. Nymph zdawała się być pochłonięta widokiem, bowiem nawet na chwilę nie odwróciła spojrzenia od okna. Od czasu do czasu przez jej twarz przebiegał grymas gniewu lub rozbawienia, jednak nie towarzyszyły temu żadne słowa.
Ów zastój przerwało pukanie do drzwi. Kobieta oderwała spojrzenie od szyby i stanowczym krokiem skierowała się w ich kierunku. Uchyliwszy je jedynie na tyle by móc dostrzec osobę stojącą na korytarzu zamieniła z nią parę słów, po czym na powrót zamknęła drzwi.
- Zostałeś zaproszony na uroczystość świątynną - poinformowała go lakonicznie, wracając do swojego punktu obserwacyjnego.

Hassan westchnął ciężko po czym powiedział, a raczej zapytał z niechęcią.
- Mówili kiedy się odbędzie?

- Przed kolacją. Tenaris zajmuje się przygotowaniami - poinformowała go.

- Czyli jednak zdążę dokończyć ten interesujący akapit. - zauważył na nowo zgłębiając się w książce, a kiedy skończył zamknął ją nie tak cicho i włożył do torby mówiąc.
- Jakbyś mnie potrzebowała… - tu wstał i ruszył w stronę drzwi - ...to będę na modlitwie.
Po tych słowach otworzył je i wyszedł.

Na korytarzu zastał kolejną towarzyszkę. Tym razem była to Ulria, która właśnie wychodziła z jednej z komnat. Na jego widok przystanęła i zmierzyła go zaciekawionym spojrzeniem.
- Wyrzuciła cię czy sam uciekasz? - zapytała.

- Zdecydowanie sam. - odpowiedział z uśmiechem kapłan - Chociaż samotność mi nie słuchy. Nie chciałabyś mi potowarzyszyć chwilę?

- To zależy gdzie idziesz. Muszę się stawić w głównej sali - wyjaśniła.

- Szukam jakiejś kaplicy. Modlitwa zawsze pomagała mi w zebraniu myśli. - odpowiedział ciepło Hassan.

- Więc lepiej omijaj główną. Obok jest mniejsza - poradziła mu ruszając z lekkim uśmiechem na ustach. - Co prawda pewnie to tam zaszyła się nasza mała wampirzyca ale to ci nie powinno przeszkadzać.

- Nie wiedziałem, że należy do religijnych. - zauważył z lekkim rozbawieniem Maik. - Zgaduję, że jesteś zajęta tego wieczora?

- Nie jest z nami zbyt długo więc nie musiałeś. To w końcu nie tobie towarzyszy - Ulria widać nie miała nic przeciwko rozmowie. Wyraźnie także była w dobrym humorze. - Zajęta i to porządnie. Jak się okazuje jestem tu jedynym magiem ziemi i cała oprawa uroczystości spadła na moją głowę.

- Szkoda, że nie mam talentów, by tobie jakoś pomóc. Jestem pewny, że wszyscy będą Ci wdzięczni za pomoc - powiedział ciepło mężczyzna w szatach kapłańskich.

- Ważne by byli zadowoleni. Poza tym nie chciałabym narazić się Nymph korzystając z twojej - rzuciła mu szybkie, nieco psotne spojrzenie - pomocy.

- Nymph jest dużą dziewczynką. Nie widzę powodu dlaczego miałaby się mieszać - odpowiedział ciepło kapłan. - Tym bardziej, że ostatnio nie układa się nam.

- Byłabym w szoku gdyby się wam układało - odparła. - Przy tych szaleństwach związanych z Oren? Nawet ja się ciągle gryzę z Sitarem. No ale to nie moje sprawy - dodała.

- Sitar zawsze taki był? Wiesz jaki... - zapytał ostrożnie badając grunt kapłan. - Jak nie chcesz nie musisz odpowiadać.

- Uparty? Niechętny zmianom? Niechętny czarnej magii? Bez wątpienia zawsze - zgodziła się ze śmiechem. - I taki zostanie, jak go znam. Powścieka się pewnie jeszcze parę tygodni i mu całkiem przejdzie.

- Brzmi na dość ciężki i toporny związek. - zauważył z lekkim uśmiechem kapłan - Jak byś chciała kiedyś uciec na chwilę od jego humorów, lub porozmawiać, znajdź mnie.

- Kto wie, kto wie - odparła, nie dając konkretnej odpowiedzi. Zamiast tego wskazała na łukowe wejście. - Tam masz kaplicę. Główna sala jest tam - wskazała na koniec korytarza ozdobiony masywnymi drzwiami, obecnie otwartymi. - Krzycz gdybyś potrzebował pomocy - dorzuciła ze śmiechem, ruszając w swoją drogę.

Hassan poświęcił jeszcze krótką chwilę na obserwacji zgrabnej rufki i zmysłowej pracy bioder kobiety po czym wszedł do kaplicy ciekawy co tam zastanie.

Wnętrze kaplicy zbudowano na planie owalnym. Pośrodku znajdował się okrągły podest nad którym unosiła się masywna klepsydra zawieszona na łańcuchu. Pod ścianami stały krzesła o wysokich oparciach ustawione w dwóch rzędach i otaczające całe pomieszczenie. Snop kolorowego światła padał ze świetlika, rozjaśniając tylko ów owal i klepsydrę, a także stojącą przy niej postać w czarnej szacie z narzuconym na głowę kapturem. Ręce skryte w szerokich rękawach złożone były na górnej bańce.
- Nie możesz wysiedzieć w komnacie? - Podszyty rozbawieniem głos Tenaris odbił się echem w pomieszczeniu.

- Pomyślałem, że modlitwa dobrze by mi zrobiła. - odpowiedział kapłan z zaciekawieniem przyglądając się Tenaris - Muszę powiedzieć, że nawet w szatach prezentujesz się bardzo dobrze.

- Na uspokojenie? - zapytała, przenosząc wzrok z klepsydry na Hassana. - Mam nadzieję. Nie chciałabym zawieść oczekiwań tutejszych kapłanek i ich gości - dodała, w odpowiedzi na jego komentarz.

- Modlitwa zawsze koiła moje nerwy i pozwalała uporządkować myśli. Wiele się wydarzyło ostatnimi czasami. - odpowiedział Hassan - Nie martw się, jestem pewny, że sobie poradzisz medalowo. Jak chcesz, mogę tobie pomóc w czymkolwiek teraz się zmagasz. Oczywiście, jeśli tylko chcesz.

- Obawiam się iż to, z czym teraz się zmagam jest zarezerwowane tylko dla mojej osoby. Cieszy mnie jednak twoja propozycja. Może innym razem. Mam nadzieję, że nie jesteś zły za wcześniej - skierowała rozmowę na nieco inne tory.

- Za wcześniej? - zapytał z lekkim zdziwieniem - Nie przypominam sobie, żebyś zrobiła coś o co mógłbym się gniewać.

- Niezmiernie mnie to cieszy - odparła, przyglądając się mu nieco krytycznym wzrokiem. - Mam nadzieję iż zdążysz się bardziej przygotować na naszą uroczystość. Jeżeli potrzebujesz nowych szat porozmawiam z Riv.

- Prawdę mówiąc nie wiem nawet czego dotyczy ta uroczystość bym mógł się odpowiednio przygotować, ale tak. Te szaty, o ile mi odpowiadają, to są lekko znoszone - odpowiedział po szczerości kapłan.

- Dotyczyć będzie życia - odparła. - Po niej odbędzie się kolacja. Ta świątynia nie ma wielu okazji by wydawać uczty więc gdy taka się trafiła pasuje by się do niej odpowiednio przygotować. Poproszę Riv by przygotowała nowe szaty dla ciebie. Wciąż nie ogłoszono nominacji więc będą musiały wystarczyć proste, kapłańskie. Nie masz nic przeciwko?

- Prawdę mówiąc proste szaty najbardziej mi odpowiadają. - odpowiedział z miłym uśmiechem kapłan - Jak za dawnych czasów. W tym względzie jestem tradycjonalistą.

- Zatem postanowione - skinęła głową na potwierdzenie. - Nie przejmuj się moją obecnością. Kaplica jest do twojej dyspozycji. Ja muszę jeszcze chwilę tu pozostać - dodała, jednocześnie wskazując mu wolne krzesła.

- Zatem nie będę przeszkadzał już - odpowiedział kapłan. - I dziękuję za miłą rozmowę. Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieć na podobną kiedyś okazję.

- Nie przeszkadzasz - odparła lekko rozbawiona. - Zawsze też z chęcią porozmawiam - dodała, ponownie zwracając się w stronę klepsydry.

Hassan posłał jej jeszcze przyjazny uśmiech i udał się do krzesła przed którym uklęknął jak przed modlitewnikiem i zaczął się cicho modlić szeptanymi modlitwami.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 13-01-2016, 15:30   #109
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Twem

Słońce zdecydowanie obniżyło swą pozycję na nieboskłonie, zbliżając się do ziemi i malując świat soczystym kolorem czerwieni, gdy odpoczynek został mu przerwany. Tenaris uznała najwyraźniej, iż sama zadba o garderobę swego wybrańca, bez wątpienia bowiem ubrania, które miała przewieszone przez ramię, nie nadawały się dla damy. Ona sama także strój zmieniła. O ile wcześniejszy odsłaniał dość wiele, o tyle to co miała teraz na sobie, zakrywało wszystko. Szata była czarna, podbita złotem. Długie, szerokie rękawy sięgały ziemi, podobnie jak kaptur, który odrzuciła do tyłu wchodząc do komnaty. Nawet gdyby pod spodem nie miała odzienia, to i tak nie dałoby się tego dostrzec.
- Pora się przygotować - oznajmiła, odkładając ubrania na łóżko.
Twem przez moment się zastanawiał, po co tak starannie czyścił swoje podróżne ubranie, ale nie rzekł ani słowa.
- Wystąpisz w stroju odpowiadającym twemu stanowisku? - spytał ściągając koszulę.
- Odprawiam dzisiejszego wieczoru modły w trakcie uroczystości. Nie wypada czynić tego mając na sobie zwykłe odzienie. Nie mówiąc już o tym, że od wieków nie miałam okazji sprawować swojej funkcji. - Bez wątpienia była w dobrym humorze.
- Dlaczego więc dzisiaj? - Kontynuował rozbieranie się.
- Zostałam o to poproszona - oświadczyła.
- Jakieś szczegóły? - Twem wziął w rękę przyniesione przez Tenaris części garderoby. Ubrania były uszyte z bardzo dobrego materiału i, tak na oko, pasowały na niego.
- Wszystkiego się dowiesz wraz z pozostałymi. - Była wyraźnie rozbawiona trzymaniem owych szczegółów w tajemnicy.
- Co ty knujesz...? - spytał.
- Cóż za niemiłe podejrzenia. Gdzieżbym śmiała knuć cokolwiek. Ot, nie widzę powodu by psuć niespodziankę. Bez wątpienia na zbyt wielu uroczystościach w świątyni Tahary nie byłeś więc wolę byś doświadczył wszystkiego osobiści, nie będąc wcześniej ostrzeżonym.
- Na własnej skórze, jasne. Jak rozumiem, obecność jest obowiązkowa? Nie zdołam się wywinąć?
- Nie, nie zdołasz
- potwierdziła.
- No tak... Poza tym i tak nie mógłbym cię zostawić. Gdzie ty, tam i ja, czy jak to tam było.
- Więc nie ma powodu zawracać sobie głowy niepotrzebnymi detalami.
- Tak, tak... Kocham niespodzianki. -
Twem westchnął.
- Ta z pewnością ci się spodoba - odparła z psotnym uśmiechem na ustach. - I nie tylko tobie…
- Też cię lubię... -
mruknął. - Twoja radość jest moją radością. - W tych słowach jakoś prawdy było niedużo.
- Gdyby tak było, życie stałoby się o wiele prostsze. Nie zamierzam jednak narzekać. Tak jest o wiele ciekawiej. - Zmierzyła Twema rozbawionym spojrzeniem, jednocześnie oceniając nowy strój. - Co byśmy zrobili bez naszej drogiej Riv…
- Czyżby to jej zasługa? Już myślałem, że macie gdzieś cały magazyn różnych rzeczy.
- Twem się uśmiechnął. - No i jak wyglądam? Nadaję się na udział w uroczystości?
- Po cóż korzystać z dóbr nagromadzonych, skoro można cieszyć się nowymi? Wyglądasz odpowiednio
- dodała, odpowiadając na jego pytania. - Wkrótce ktoś przyjdzie by cię na nią zaprowadzić.
- W takim razie będę czekać i nawet nie usiądę, by nie pognieść tego eleganckiego stroju
- zapewnił ją. Uśmiechem złagodził brzmiący w wypowiedzi cień ironii.
- Wspaniale - pochwaliła go, zupełnie ową ironię ignorując. - Zostawię cię zatem.
- Niecierpliwie będę liczyć chwile do naszego spotkania -
odparł.
- Uważaj bo jeszcze uwierzę - odparła, nie dając mu szansy na odpowiedź, bowiem w następnej chwili delikatna mgła zastąpiła jej postać i pospiesznie ulotniła się z komnaty.
Twem pokręcił głową. Taka umiejętność bardzo mu się podobała, ale nie na tyle, by miał się dać zwampirzyć.
Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. To, że znajdował się tam cmentarz, w niczym mu nie przeszkadzało. Lubił cmentarze. Pod warunkiem oczywiście, ze nie miał tam zostać na stałe.

To zaś, przynajmniej tego wieczoru grozić mu nie groziło. Obiecana osoba pojawiła się wraz z chwilą, w której słońce ułożyło się na nocny spoczynek. Akolita powiadomił go iż jest oczekiwany w głównej sali, gdzie zebrali się już mieszkańcy świątyni.




Hassan

W modlitwie mu nie przeszkadzano. Te nieliczne kapłanki, które nawiedziły małą kaplicę, starały się być cicho i szybko załatwić sprawę, którą miały do Tenaris. Na koniec pojawił się kapłan, który powiadomił Arcykapłankę, iż wszystko jest gotowe. Wtedy też wampirzyca opuściła swoje miejsce przy klepsydrze, zostawiając Hassana samego.
Droga do komnaty została mu wskazana przez łaskę Sylefa. Jak się okazało, schody prowadzące na piętro nie były wcale tak daleko od miejsca jego modłów. Sama komnata była pusta. Nymph zniknęła gdzieś, zapewne oddając się swoim sprawom, lub też mieszając w życiu innych. Na łóżku, które wcześniej zajmował, leżała nowa, szara szata, podbita srebrem i ozdobiona delikatnym haftem tegoż samego co podszewka koloru. Tenaris najwyraźniej nie zwlekała z działaniem, a Riv musiała być jej przychylna.

Blask słońca zgasł, niczym zdmuchnięta świeca, a wraz z ostatnim jego promieniem rozległo się pukanie do drzwi. Na kapłana czekała młoda akolitka. Czas był najwyższy, by dołączyć do pozostałych.



Litwor

Gdy wreszcie udało się mu znaleźć drogę do komnaty, którą dzielił z Ulrią, kobiety nigdzie nie było. Na jego łóżku leżało za to nowe ubranie, wykonane z dobrego materiału i skrojone jak na niego. Nie licząc swej nowości nie odbiegało zanadto od tego, co miał na sobie. Ktoś wyraźnie uznał, iż na uroczystości powinien się on prezentować nienagannie. Czy była to Tenaris, czy ktoś inny, tego wiedzieć nie mógł.

Gdy słońce skryło się za linią horyzontu, rozległo się pukanie do drzwi. Za nimi stała młoda akolitka, która uprzejmie poinformowała, że czas nadszedł by dołączyć do kapłanek w sali głównej.



Kred

Wydarzenia, które nastąpiły po powrocie z Ogrodów, na zawsze miały odmienić jego życie. Oren otrzymała nową suknię, białą i zdobną złotym oraz srebrnym haftem. Pasujący do niej welon zakrywał nagie kości czaszki. Długie, sięgające ramion rękawiczki kryły skazy po wcześniejszych pieczęciach. On zaś otrzymał elegancki strój godzien szlachcica. Niestety, cylinder mu nie towarzyszył…

Gdy nadszedł czas usłyszeli pukanie do drzwi, za którymi stała kapłanka. Przygotowania do uroczystości zostały zakończone, czas zatem był najwyższy by dołączyć do pozostałych.



Świątynia Tahary, sala główna

Główna sala nie bez powodu nosiła tą nazwę. Pomieszczenie to, zbudowane na planie owalnym, zdolne było pomieścić setki wiernych. Podobnie jak w małej kaplicy, również i tu centralnym punktem był okrągły podest, nad którym unosiła się klepsydra. Tej jednak nie utrzymywał żaden łańcuch ani lina. Piasek, który przesypywał się z jednej bańki do drugiej, lśnił niczym diamentowy pył. Oświetlenie sali składało się głównie ze świec. Nie brakło jednak płonących błękitnym i złotym płomieniem kul, które unosiły się nad głowami wiernych. Wypolerowana na połysk podłoga, złożona z równo przyciętych bloków czarnego granitu, odbijała ów blask, co w połączeniu z niewidocznym sufitem, który tonął w mroku, sprawiało wrażenie stąpania nad bezdenną przepaścią.
Ściany sali zdobiły kwiaty. Nie były to jednak bukiety, jakie zwykło się widywać w tego typu przybytkach. Były one żywe, splecione w warkocze, które opadały z sufitu, tworząc słodko pachnącą, kolorową altanę, w jaką zamieniła się cała sala.

Kapłanki, kapłani i akolici stali w równych rzędach otaczających klepsydrę. Gdy Wybrani pojawili się w sali, rzędy te rozsunęły się, robiąc im przejście. Przy klepsydrze czekała na nich Tenaris w towarzystwie Ulrii i Nymph. Obie kobiety ubrane były w zdobne suknie - Ulria w zieloną, Nymph w błękitną. Czarna szata wampirzycy ostro kontrastowała z tymi delikatnymi kolorami, podobnie jak jej blada twarz kontrastowała ze złotem, którym podbity był kaptur szaty Arcykapłanki. Nieco z tyłu stała Riv, w pełnym rynsztunku i z tajemniczym uśmiechem na ustach.
Tenaris wskazała przybyłym miejsca w pierwszym szeregu, a gdy je zajęli, przemówiła.
- Zebraliśmy się tutaj, by w tym wyjątkowym czasie uczcić życie, o które walczymy. Życie, którego okruchy przesypują się od wieków w klepsydrze czasu. Życie, bez którego nie byłoby niczego, także śmierci. Choć czas ten pełen jest niepokoju i zła, to jednak blask odwagi i poświęcenia spowija zebranych w tym miejscu. Wbrew przeciwnościom losu walczą oni dalej, nie poddając się, gdy kłody, jakie rzucane im są pod nogi, zaczynają piętrzyć się i przygniatać ich ciała oraz umysły. Łączy ich przyjaźń i zaufanie. Łączy wspólny cel i pragnienie, by ocalić świat, w którym żyją. Łączy też miłość. Siła, która nadaje życiu sens, która osładza ból i odgania zwątpienie. Choć nie jest ona siłą, którą każdy z nas wita z otwartymi rękami, zaprzeczanie jej mocy nigdy dobru nie służy. Pozwólcie zatem, iż w ten wieczór, który znajduje się pomiędzy wiecznością a śmiercią, uczcimy życie, które niesie ze sobą miłość.
Zakończywszy mówić rozpostarła ramiona, na który to gest obie towarzyszące jej kobiety ruszyły w stronę Wybrańców.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 14-01-2016, 21:15   #110
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kred nie czuł upływającego czasu. Właściwie mógłby tak tkwić w tym miejscu przez wieki. Dopóki miał ukochaną osobę przy sobie, nic mu nie przeszkadzało.
Nie mówili za wiele. Po prostu cieszyli się swoją obecnością. Wydawało im się to najsłuszniejsze.
Jak mogłem być tak głupi?, myślał. Dlaczego próbowałem cię odtrącić? Byłaś wszystkim, czego potrzebowałem. I przebyłem długą drogę, by się o tym przekonać.
Czas mijał, a ich radość nie miała końca.
Wtem… pewien pomysł zaświtał w jego głowie. Rozmach tej idei omal nie zwalił go z nóg. Ogrom tego przedsięwzięcia zachwycił go jednak. Właściwie, kiedy ta myśl zaszczepiła się w jego głowie, zrozumiał, że nigdy nie powinien ją odrzucać.
Przez kilka chwil targały nim wątpliwości. Zadrżał onieśmielony - ale było już postanowione.
Inżynier jeszcze przez chwilę pieścił swoją ukochaną. Zaraz jednak odsunął ją delikatnie od siebie i przyjrzał się jej trupiej twarzy. Jak na złość naturze uśmiechnął się w oblicze samego szkieletu. Jednak on już wiedział, że to nie ciało definiuje jego miłość. Dlatego złapał ją za dłonie, by ni stąd ni zowąd przyklęknąć przed nią na jedno kolano.

- Oren - powiedział śmiałym głosem, a serce jego waliło niczym najcięższy młot. Ta chwila przyćmiła cały jego świat i pojmowanie. - Nigdy nie spodziewałem się, że kiedyś mnie to spotka. Takie rzeczy nigdy nie mąciły moich myśli, dopóki cię nie poznałem. To ty otworzyłaś moje oczy. Ukazałaś mi, że siedzi we mnie o wiele więcej, niżbym mógł sobie to wyobrazić. Jesteś najlepszym, co spotkało mnie w życiu i teraz, po tych wszystkich troskach, po tym całym bólu i cierpieniu, teraz, kiedy ponownie się zjednoczyliśmy, chcę się upewnić, że już nigdy się nie rozłączymy - Kred zrobił małą pauzę, nabierając oddech. Jego oblicze promieniowało uczuciem, a oczy błyszczały jak najszlachetniejsze kamienie. - Oren… Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Płonące szkarłatem punkty spoglądały na niego przez chwilę.
- Żoną? - zapytała, wyraźnie zaskoczona i mocno zdziwiona. - Dlaczego?
- Odpowiedź na to pytanie jest prosta, chociaż wielu uczonych i filozofów przez setki lat próbowało ją zrozumieć i przeanalizować - odparł niezrażony. - Bo cię kocham. I chcę spędzić z tobą resztę mojego życia.
Pokręciła głową, co przy braku możliwości dostrzeżenia wyrazu jej twarzy mogło oznaczać wiele rzeczy. Uśmiechnęła się jednak, zapominając najwyraźniej, jak to mogło wyglądać w jego oczach.
- Skoro tego chcesz i ci na tym zależy - tak.
Innowator uśmiechnął się promieniście czując, jak spada mu kamień serca. Przez chwilę obawiał się, że jego wybranka wzgardzi jego oświadczynami. Wszak on był tylko człowiekiem, a ona niemalże bogiem. Jednak Windath wiedział, że darzy go głębokim uczuciem i jakkolwiek irracjonalnie to wyglądało, zainwestuje w ich związek.
- Świetlisty rozumie… - westchnął oszołomiony, kiedy uświadomił sobie wagę sytuacji, która właśnie zaszła. Zaraz jednak podniósł się z klęczek i przycisnął ją mocno do piersi, czując, jak rozpiera go energia. - Nawet nie wiesz, jak bardzo tego pragnę - powiedział, chowając twarz w jej ramieniu. Zaraz jednak spojrzał na swoją narzeczoną, a jego twarz przybrała zamyślony wyraz. - Musimy ustalić datę ślubu - powiedział z ekscytacją. - Myślisz, że kapłanki Tahary mogą udzielać takich święceń?
- Nie rozumiem tej potrzeby - odparła, jednak głos jej był wesoły. - Oczywiście, że mogą. Tym bardziej zaś może Arcykapłanka. Chcesz dokonać tego rytuału dzisiaj? - W pytaniu tym nie było niechęci, ale zwykła ciekawość, podbita rozbawieniem.
- A dlaczego by nie? - odpowiedział z werwą. - Nie musimy z tym czekać. Nie znam jednak tutejszych kapłanek. Najpierw muszę odnaleźć tę Arcykapłankę i zapytać ją o zgodę.
Tym razem Oren roześmiała się nieco psotnie. Wyraźnie odzyskiwała dobry humor, aczkolwiek zajmowało to nieco dłużej niż zwykle.
- O ile znam Tenaris, z pewnością jest teraz z Twemem. Mogę ją przywołać, jeżeli chcesz.
- Tenaris? - zapytał wyraźnie zdziwiony. - Przecież… ona była wampirem podległą Kalante. Naprawdę jest Arcykapłanką Tahary?
- Oficjalnie nie odebrano jej tego miana. Nazwana jest Przeklętą i zwykle się o niej nie wspomina, jednak wciąż nią jest, nawet będąc wampirem. Nigdy nie była podległą Kalante. Była jej więźniem - odparła Oren, dotykając czule jego twarzy. - Dlaczego cię to dziwi?
- Właściwie nic mnie już nie dziwi - odparł z uśmiechem, łasząc się o jej dłoń. - Ciekawe, czy jej Wybraniec zna ją od tej strony. - dodał, nie przerywając się uśmiechać. - Niech będzie. Już raz mnie ocaliła. Na pewno jeśli ją poproszę, wyświadczy mi jeszcze jedną przysługę. Jednak mówiłaś, że jest teraz z Twemem. Czy… moglibyśmy poczekać z ogłoszeniem naszych planów pozostałym, jak już skończymy przygotowania? To na pewno będzie dla nich duże zaskoczenie i chciałbym być na to gotowy. Możemy ogłosić nasz ślub na wieczornym zebraniu, zapraszając tym samym wszystkich zgromadzonych. Co ty na to, kochanie?
- Zgadzam się, oczywiście - odparła wesoło. - Musimy jednak dać czas kapłankom, by wszystko przygotowały. Wydaje mi się, iż powinna temu towarzyszyć odpowiednia oprawa. Poczekaj… - Na krótką chwilę szkarłatny blask znikł z oczodołów. - Zaraz tu będzie - poinformowała go Oren, gdy na powrót rozbłysła czerwień jej “oczu”. - Ona powinna wiedzieć lepiej.
- Dobrze - odpowiedział. Odstąpił kilka kroków i rozejrzał się po pokoju. Przypomniał sobie, co uczynił z własną komnatą. Będzie potem musiał zadośćuczynić kapłankom za zniszczenie ich mienia. Całe szczęście nie wyrządził żadnych szkód w pokoju Oren. Poprawił swoje odzienie, przetarł twarz chustką i ułożył włosy. Nie chciał, by Tenaris widziała go w takim stanie. Jeśli miał przekonać ją do udzielenia im ślubu, musiał wyglądać wiarygodnie.

Nagle przystanął jak zamurowany, a na jego oblicze wstąpiły oznaki przerażenia.
- Riv - omal nie krzyknął. - Jeszcze nie wie… Zabije mnie. Nie zaakceptuje naszego związku. A ja nie chcę jeszcze umierać. Nie teraz, kiedy naprawdę zacząłem żyć - powiedział z przejęciem, odwracając się do Oren.
- O tym powinieneś pomyśleć wcześniej - głos ten dobiegł go od drzwi, które właśnie się otwierały wpuszczając do komnaty Tenaris. - Z przyjemnością jednak pooglądam jej reakcję na ten pomysł. Gratuluję - zwróciła się do Oren. - Nie jest to zbyt rozsądny pomysł. Liczę jednak, że uda ci się utrzymać go w ryzach.
- Nie masz się czego obawiać, Tenaris. Wiem co robię -
odparła Oren, bynajmniej nie zrażona słowami wampirzycy.
- Wątpię - odparła tamta, kierując wzrok na Kred’a. - Ostrzegałam cię.
Inżynier przygryzł wargę i spuścił wzrok. Co mógł rzec? Wampirzyca miała rację. Nie przemyślał wszystkich przeszkód, zanim wziął się za działanie. Ale jak można było go winić? W końcu działał pod wpływem emocji.
- Będzie dobrze - powiedział w końcu, spoglądając na Tenaris. - Przede wszystkim Riv nigdy nie skrzywdziłaby swojej siostry. Nic mi nie będzie - spróbował się podnieść na duchu. - Tenaris - zaczął z nową pewnością siebie. - Skoro już wiesz, o co tu chodzi, chcę cię poprosić o wyświadczenie nam tej przysługi. Słyszałem, że jesteś Arcykapłanką Tahary, a więc posiadasz prawo udzielania święceń. W takim razie, czy sprawisz nam tę przyjemność i udzielisz nam ślubu? - zapytał z wyczekiwaniem w spojrzeniu.
- Są różne sposoby ukarania człowieka bez zabijania go. Oren wciąż będzie cię miała, a że braknie paru części... - Złośliwy uśmieszek ozdobił jej twarz. Spoważniała jednak, nim odpowiedziała na jego ostatnie pytanie. - Prosisz mnie, żebym naraziła się Riv i udzieliła wam ślubu? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, kim jestem? Jeżeli użyję swej władzy, wyjdzie na jaw, że powróciłam.
Kred westchnął, ale nie wyglądał na zrezygnowanego.
- Nie znam dokładnie twojej przeszłości. Nie wiem, dlaczego skończyłaś jako więzień Kalante. I nie jest to teraz najważniejsze. Jesteś jedyną osobą, która może uszczęśliwić dwójkę istot, wiążąc ich życia ze sobą. Czy to nie jest punktem wyjścia twojej bogini? By pojawiła się śmierć, musi zaistnieć życie. Pozwól więc mi i Oren żyć w szczęściu. Pomóż nam, bo tak naprawdę niewiele liczy się w tej krainie. Niewiele oprócz miłości.
- Wciąż głupiec - prychnęła, jednak szybko uniosła dłonie w obronnym geście. - Nie wściekaj się na mnie - zwróciła się do Oren, jakby wyczuwając emocje, które od Duszy płynęły. - Tylko stwierdzam fakt. Nie zamierzam także się sprzeciwiać. Przeprowadzę rytuał. Proszę jednak, byś zadbała o to, by wieść o tym, kto tego dokonał, nie wyszła poza mury tej świątyni. Nie chcę zabijać służących tu ludzi, by utrzymać to w sekrecie, więc zostawię to tobie. Ta kraina nie potrzebuje dodatkowych powodów do życia w strachu.
- Postaram się -
oświadczyła Oren, skinąwszy jej głową.
- Trzeba będzie wszystko zorganizować… Rozmówię się z główną kapłanką. W razie czego pomogę jej zrozumieć powagę tego obrzędu - dodała, uśmiechając się i uwalniając kły. - Minęły wieki od ostatniej ceremonii którą prowadziłam. Tu chyba należą ci się podziękowania - zwróciła się do Kred’a.

Windath skinął Tenaris głową, widocznie rozluźniony.
Kolejny kamień z serca, pomyślał. Do ceremonii jeszcze trochę się ich uzbiera.
- Uwierz, że to my będziemy twoimi dłużnikami za tę przysługę, jaką dla nas wyświadczasz - odwzajemnił jej uśmiech, starając się nie zwracać uwagi na kły. - Czy jest jeszcze coś, co trzeba przygotować? Może w czymś pomóc. Właściwie wielu kwestii nie omówiliśmy. Nie spodziewam się hucznego wesela, jednak zaproszeni goście zasłużą sobie na poczęstunek. Czy w okolicy mogę zdobyć jakieś zapasy, które przysłużą się temu celowi?
- Zajmę się wszystkim - zapewniła Tenaris, porzucając niechęć, którą żywiła do Kred’a na rzecz przygotowań do uroczystości. - Zapasy świątyni powinny przetrwać taką próbę. W razie czego Riv może je wspomóc. Przydatny będzie jakiś znak… Za moich czasów wystarczyły proste pierścienie, nie jestem pewna, jak jest teraz, ale także powinny wystarczyć. Przydadzą się także świadkowie, ale tu problemu nie widzę. Bez wątpienia nie zaszkodzi coś lepszego do ubrania - krytycznym wzrokiem zmierzyła wygląd Kred’a. - Ty nie możesz marnować mocy, więc wystrojem zajmie się Ulria. - Zwróciła się do Duszy, a następnie, całkiem nie na miejscu dla odpowiedzialnej roli, jaką miała odegrać, klasnęła w dłonie i wybuchnęła śmiechem. - Już widzę te żądne mordu twarze…
Kred podrapał się po głowie, wyrażając swoje zakłopotanie.
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Nie mamy obrączek. I nie widziałem w okolicy żadnego złotnika - westchnął, spoglądając na Oren bezradnie. - Ulria potrafi tworzyć tak skomplikowaną materię? - zwrócił się do Arcykapłanki. - O świadków bym się nie martwił, wszak nasza drużyna jest dosyć liczna. Na pewno będą zaszokowani tą nowiną, ale wątpię, by odpuścili sobie udział w ceremonii. Powinnaś jednak pomówić z Ulrią, jej pomoc może okazać się nieoceniona. Chcę, by w dniu swojego ślubu moja żona nosiła na sobie najpiękniejszą suknię, jaka powstała w Rivoren - dodał, uśmiechając się do swojej wybranki.
- Przy takich wymaganiach powinieneś zgłosić się do Riv - zwróciła mu uwagę Tenaris, kręcąc głową. - Ani ja, ani Ulria cudów raczej nie potrafimy tworzyć. Ewentualnie mogę poprosić Twema, ale z tego co słyszałam, chcesz, by wszystko zostało w tajemnicy. Poinformowałam go już, że przy okazji kolacji odbędzie się uroczystość - dodała, obdarzając go zadziornym uśmiechem.
- Może masz rację… - powiedział nieco przygnębiony. - I tak rozmowa z Riv nas nie ominie. Może przy okazji uda się nam namówić ją do pomocy. W końcu to ślub jej siostry! - podniósł głos, jakby stwierdzając coś oczywistego. - Co do Wybrańców i pozostałych plan zostaje bez zmian. Poinformuję ich o ceremonii podczas kolacji. Wtedy też zapytamy się, kto zechce zostać naszymi świadkami i drużbą.
- Niewiele wiesz o ludziach - prychnęła Tenaris. - Zostaw to. Pomówię z towarzyszkami i Sitarem. One i tak już wiedzą, że coś się szykuje. Tego nie da się nie poczuć. Bez wątpienia zaraz się tu zjawią, by sprawdzić, co się dzieje. Proponuję ci nie ogłaszać niczego i po prostu to zrobić, bez pytania o czyjąkolwiek zgodę, obecność czy opinię. Skoro już się zdecydowałeś, to działaj zdecydowanie do końca. To wahanie doprowadza mnie do szału.
- Tu nie o wahanie chodzi - powiedział, wskazując Tenaris palcem. - Nikt mnie nie powstrzyma przed zawarciem tego małżeństwa. Chodzi o to, że szanuję zdanie innych i nie chcę nikogo ciągnąć na siłę na naszą uroczystość. Na dobrą sprawę nie potrzebuję nikogo z nich. Ale to byłoby niewłaściwe. Wszyscy należymy do jednej drużyny i jesteśmy towarzyszami w trudach i znojach. To moi przyjaciele, choć pewnie nikt w to nie uwierzy. Dlatego nie chcę ich naciskać. Wierzę, że kiedy staniemy przed ołtarzem, Oren przysłoni mi cały świat. I to się dla mnie liczy - powiedział, po czym zrobił kilka kroków po pokoju. - Co zaś się tyczy Sitara i reszty czarodziejek... - zaczął, zaplatając ręce za plecami. - Słuszna uwaga. Powinniśmy skorzystać z twojej rady. Właściwie jak o tym myślę, to dobrze by było, gdyby chociaż część osób była gotowa na to, co się zbliża. Z nimi także powinniśmy pomówić.
- Nikt nie zostanie zmuszony, a zaproszony. To różnica. Nymph i Ulria załatwią, by wyglądało to odpowiednio. Z Khaidar porozmawiam sama. Zostają zatem sprawy czysto organizacyjne - Tenaris skupiła się tym razem na Oren. - Jeżeli uważasz, że możesz marnować moc. Lepiej jednak, gdy skorzystasz z tej, która jest w posiadaniu kogoś innego. To bezsensowny pomysł. Zupełnie jakby nie mógł tego załatwić za pomocą Riv. O ile ta go nie zabije. - Najwyraźniej Kred’owi umknęła część owej konwersacji, która musiała się odbyć niedostępną mu drogą. - Marnowanie mocy… - dodała Tenaris, podchodząc do narzeczonej Kred’a.
Innowator spojrzał na dwójkę kobiet wymownie.
- Czy ja o czymś nie wiem? O jakim marnowaniu mocy jest mowa? W żadnym z planów nie uwzględnialiśmy mocy Oren do pomocy w przygotowaniach. I faktycznie z tego właśnie powodu, że nie chcę, by poświęcała ją niepotrzebnie. Będzie ją potrzebować później. - Kred założył ręce na piersi i gestem twarzy spróbował ponaglić je do mówienia.
- Ona potrafi decydować za siebie - prychnęła w odpowiedzi Tenaris, po czym dodała. - On ma rację.
- Nie sprzeciwiaj się - była to jednocześnie prośba, jak i nakaz, który wydała wampirzycy Oren. Tenaris skrzywiła się na to, jednak nie protestowała, tylko podała Duszy dłoń.
Trwało to tylko chwilę. Krótki podmuch wiatru, słodki, odurzający zapach, który niemalże eksplodował w komnacie. Wszystko przeminęło równie szybko, jak się pojawiło.
- Zajmę się przygotowaniami - mruknęła Tenaris, nie kryjąc się ani z szkarłatem spojrzenia, ani też z w pełni wysuniętymi kłami. - Pora też coś zjeść - dodała, zmierzając w stronę drzwi.
Kred odprowadził wampirzycę spojrzeniem, nadal stojąc w wyraźniej konsternacji.
- Dziękuję - powiedział, kiedy ta była już przy wyjściu. Nie miał pojęcia, co właśnie zrobiła dla Oren. Mimo to Tenaris należały się podziękowania za to, że zgodziła się im pomóc.
- Nie robię tego dla ciebie, więc nie dziękuj - odparła, o dziwo wyglądając przy tym na zmęczoną. - Nymph się zbliża - ostrzegła jeszcze, nim zniknęła za drzwiami.

Mężczyzna tylko skinął jej głową. Zaraz jednak wzdrygnął się na wieść o nadchodzącej Nymph. Właściwie nigdy nie miał okazji jej lepiej poznać, ograniczając się tylko do pierwszego wrażenia, które na nim wywarła. I bynajmniej nie było one pozytywne. Jak kapłan, człowiek można rzec pełen cnót mógł ją znieść?, pomyślał Kred. Z tego, co inżynier zdołał się dowiedzieć, to było to tylko kolejne wcielenie czarodziejki. Kred nie chciał wiedzieć, z czym się wiązał proces pozyskiwania nowego ciała.
- Nie wygląda to tak źle, prawda skarbie? - zwrócił się do Oren obdarzając ją uśmiechem. - Z pomocą tych uczynnych ludzi i nie tylko, wyprawienie ślubu, a następnie odpowiedniej uczty nie wydaje się takie trudne. - Przez chwilę wtopił w nią spojrzenie, szukając zmian, jakie mogły w niej zajść po spotkaniu z Tenaris. Na końcu coś się wydarzyło i Kred nie miał pojęcia co.
Obserwacje na nic się jednak nie zdawały, wciąż wyglądała jak przedtem, chociaż teraz ściskała swoją prawą rękę. Tym razem na kryształowej dłoni nie miała założonej rękawiczki, w której zwykła chować swoją skazę.
- To nie wyprawienie uczty, czy zorganizowanie ślubu jest trudne w tym przypadku. Lepiej będzie, jeżeli pójdę z tobą. Nie powinieneś stawać przed Riv sam, to zbyt ryzykowane - podeszła bliżej i ostrożnie złożyła lewą dłoń na jego piersi. - Mamy dobrych towarzyszy. Obawiam się jednak reakcji wybranych.
- Wiem. Oni też woleliby, bym trzymał się od ciebie jak najdalej. A teraz jak na złość chcę się do ciebie zbliżyć tak blisko, jak tylko dwie istoty mogą być ze sobą. Ale nie musisz się niczym martwić, oni zresztą też. Nasz związek nie wpłynie na misję. Podążamy starym planem, tak? Zapieczętujesz Filary, niszcząc te ciało, a następnie Riv stworzy dla ciebie nowe. Świat będzie bezpieczny, a my będziemy mogli się w spokoju cieszyć naszym małżeństwem. Czy nie brzmi to dobrze? - zapytał, głaszcząc ją czule po ramieniu i uśmiechając się do niej radośnie.
- Tak zostało ustalone - zgodziła się. - Z pewnością nie będę mogła zostać w tym ciele. Wciąż także pozostają drobne kwestie do ustalenia, jednak tym możemy zająć się później. Czy jednak mogę liczyć na to, że zmieniłeś zdanie w sprawie ostatniego Filaru? Wolałabym by to twoja ręka zniszczyła pieczęci.
Kred spojrzał w jej świecące, dwa czerwone punkty zamiast oczu.
- Tak, zrobię to - powiedział po chwili wahania. Wciąż pamiętał, co zrobił w Ogrodach Tahary i całe to wydarzenie nadal wywoływało w nim dreszcze. - Nie pozwolę, by zrobił to ktoś inny. Nasze życia są teraz związane więzią silniejszą, niż ta, która splata Wybrańca z Towarzyszem.
- Dziękuję - odparła, przytulając się. - To wiele dla mnie znaczy.

- Byłoby łatwiej, gdyby znaczyło mniej, o czymkolwiek właśnie rozmawialiście - wtrącił się kpiący głos, mogący należeć tylko do towarzyszki kapłana. - A teraz może ktoś mi wytłumaczy, co tu się dzieje?
Windath oparł się jedną ręką o fotel i spojrzał na Nymph. Zmieniła się po drugiej pieczęci, o ile zmianą można nazwać to, że urosła i to drastycznie. Z małej opryskliwej dziewczynki przeobraziła się w dorosłą, choć równie opryskliwą kobietę. Zjawiska, jakie niesie za sobą magia nadal zaskakiwała prostego inżyniera. A ludzie przez większość jego życia patrzyli na niego pogardliwie, sądząc, że maszyny, które konstruował, były wytworem jakiś piekielnych technik.
- Powinienem przygotować sobie jakąś formułkę. Byłoby mi łatwiej wdrażać kolejne osoby w nasz plan - westchnął, uśmiechając się słabo. - Cieszę się, że przyszłaś. Musisz się o czymś dowiedzieć. Ja i Oren bierzemy ślub.
Nymph przystanęła w połowie drogi między drzwiami, a Oren, do której skierowała swe kroki.
- To jakiś żart? Bo jak tak, to wcale nie jest śmieszny - prychnęła. - Głupich zagrywek ci się zachciewa. Mam się go pozbyć? - Zwróciła się do Oren, która szybkim, przeczącym ruchem głowy odpowiedziała na jej pytanie.
- On nie żartuje Nymph - dodała Dusza, siląc się na lekki uśmiech, który jednak szybko zgasł. Widocznie uznała, iż ten grymas nie powinien zbyt długo gościć na jej “twarzy”.
- Wspaniale! Oboje postradaliście zmysły. Wszystko bez wątpienia twoją jest zasługą. - Gniewny grymas nie schodził z oblicz Nymph, gdy zwracała się do Kred’a.
Innowator machnął ręką, jakby próbując uciąć dyskusję.
- Dość. Nie przyszłaś tu po to, byśmy musieli wysłuchiwać twojej opinii na nasz temat. Spotkanie z tobą było w naszych planach. I skoro już tu jesteś, to chcemy cię prosić o twoją pomoc w przygotowaniach. Moja narzeczona potrzebuje druhen. Zmierzając więc do sedna - sprawisz jej tą przyjemność i pomożesz nam? - Kreda wyraźnie męczyło proszenie kolejnych istot o pomoc. Nigdy nie był zależny od tylu ludzi w żadnym przedsięwzięciu, jakie przygotowywał. Jednak pragnienie przyszykowania odpowiedniej ceremonii było większe od jego niechęci.
- Sztylet w serce byłby najlepszą pomocą w tej kwestii i zdecydowanie mniej bolesną. Rozumiem, że skoro jeszcze żyjesz, to Riv wciąż o niczym nie wie?
- O czym nie wie? - Kolejna osoba, po raz kolejny bez pukania, zjawiła się w pokoju. Kred z ulgą mógł powitać fakt, iż nie była nią ta, o której właśnie wspomniano. Ulria, ona to bowiem weszła i ostrożnie zamknęła za sobą drzwi, była zdecydowanie mniejszym złem w tej chwili.
- Ten idiota namówił Oren na ślub - uprzejmie poinformowała Nymph.
- Wspaniale… Jakbym nie miała dość bólu na jeden dzień… Po co, na wszystkie pomioty Wyklętego, próbujesz nas wszystkich pozabijać? Zgadałeś się z Darkarem czy zwyczajnie masz problem z głową?
Kred westchnął i pokręcił głową.
- Powinienem był posłać po was wszystkie, by jednocześnie ogłosić wam tę nowinę - powiedział zrezygnowany, drapiąc się po brodzie. Spojrzał na Oren, po czym wrócił do jej boku. - Ulrio, proszę, nie musimy tworzyć niepotrzebnych problemów. Dlatego odpowiedz na proste pytanie. Czy sprawisz nam tę przyjemność i zostaniesz druhną mojej narzeczonej? Młoda para, przed którą stoicie, potrzebuje waszej pomocy. Wiem, że łatwiej jest ratować czyjeś życie w walce, jednak nasza potrzeba jest ponad nasze życia.
- Tu bym się kłóciła, ale nie mam na to siły - stwierdziła towarzyszka Litwora. - Nymph?
- A jaki mam wybór? -
prychnęła zapytana.
- Dokładnie taki jak ja… No dobrze… Macie cokolwiek przygotowane, czy też wszystko chcecie zrzucić na nasze głowy?

- Tenaris… - “Arcykapłanka” chciał dopowiedzieć, jednak w porę się powstrzymał. Nie był pewien, czy kobiety wiedzą o przeszłości wampirzycy i nie chciał jej jeszcze zdradzać. - Zgodziła się pomóc w przygotowaniu samej ceremonii. Porozmawia z kapłankami Tahary. Planujemy wyprawić po ceremonii ucztę, ale to nie powinno być problemem, jeśli mieszkanki świątyni zgodzą się nam pomóc. Cóż… byłyście przewidziane jako drużba Oren. Ja sam będę potrzebował świadka i myśleliśmy nad Sitarem. Poza tym czeka nas rozmowa z Riv. Potrzebujemy jej pomocy z odzieżą ślubną i obrączkami. Zresztą, jako siostra Oren powinna być obecna na jej ślubie. Mamy nadzieję, że uda się ją przekonać. - Kred zamyślił się na moment, upewniając, czy o niczym nie zapomniał. - Wybrańcy mają jeszcze nie wiedzieć. Zostaną zaproszeni na wieczerzy. Wiem, że to ryzykowne, zakładając, że mogą zareagować w różny sposób, ale liczę na to, iż nie zrobią niczego głupiego. Wszak to moja działka... - dodał po chwili z chytrym uśmieszkiem.
- Z tym akurat zgadzam się w pełni - oświadczyła Nymph.
- Skoro Tenaris zajmie się najgorszymi przygotowaniami, to powinnam jej poszukać. Ty przypilnuj Oren - Ulria wskazała na Nymph, jednocześnie całkowicie ignorując obecność wspomnianej istoty. - Ty zaś rusz się i załatw sprawę z Riv zanim przygotowania dojdą do momentu, w którym odwołanie ślubu będzie stratą poświęconego na nie czasu. - Tym razem zwróciła się do Kred’a z jasnym przekazem w swych słowach.
- Obrączki już mamy - wtrąciła się cichym głosem Oren, zupełnie jakby cała sytuacja zaczęła ją przytłaczać.
Kred wzdrygnął się na myśl konfrontacji z Riv. Jeśli będzie musiał, pójdzie sam, choć nadal obawiał się o własne życie.
- Mamy? - inżynier spojrzał na swoją ukochaną pytającym wzrokiem.
Oren skinęła głową.
- Mamy - potwierdziła wyciągając kryształową rękę i otwierając dotąd zaciśniętą dłoń.
- No tak, więc to stąd te pozostałości magii - stwierdziła Nymph. - Silna, cudownie pachnąca moc wampirza. Tenaris?
- Zazdrosna? -
Nieco złośliwie zapytała Ulria, przyglądając się dłoni Oren, na której spoczywały dwa lekko lśniące przedmioty.



To, że przy okazji na podłogę skapnęło kilka kropel krwi, zdawało się nikogo nie interesować.
Innowator przytrzymał delikatnie jej dłoń, przyglądając się z zaciekawieniem pierścieniom.
- Są cudowne - powiedział z nieukrywanym podziwem. - A więc o to chodziło z Tenaris. Podzieliła się z tobą częścią swojej mocy. Będę jej musiał raz jeszcze podziękować. I ty je sama stworzyłaś? - spytał w końcu, spoglądając na Oren.
- Tylko pokierowałam jej mocą - wyjaśniła skromnie.
- I chwała za to. Jeszcze tego by brakowało, by nam panna młoda niedomagał w dniu ślubu - prychnęła Nymph, jak to miała w zwyczaju, wyłapując tą mniej przyjemną stronę zaistniałej sytuacji. - Szkoda tylko, że to przeklęta moc.
- Możesz się zamknąć? -
Ulria wyraźnie cierpliwość traciła w zdecydowanie szybszym tempie niż zwykle.
- Mogę się nad tym zastanowić - odwarknęła Nymph. - Nie moja wina, że Litwor to też idiota.
- Daruj… No dobrze… Idziemy, panie młody, czas spotkać się ze śmiercią po raz kolejny -
Ulria z niezbyt wesołą miną wskazała Kred’owi drzwi.
- Racja - westchnął, przenosząc wzrok na Ulrię. - Zaraz wrócę, najdroższa - powiedział, składając pocałunek na lewej dłoni Oren. - A ty, druhno, miej oko na moją narzeczoną - tym razem zwrócił się do Nymph. - Poza tym też powinnyście zastanowić się nad własnymi sukniami. Nie chcę, by druhny mojej panny młodej przyprawiły ją o wstyd - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem, kierując się już w stronę drzwi.
- Może się okazać, że suknie nie będą potrzebne. Po co marnować moc - wytknęła mu Nymph.
- Zignoruj - poradziła uprzejmie Ulria, wychodząc jako pierwsza. - Chociaż trochę racji ma - dodała, gdy drzwi się za nimi zamknęły.


***

- Wiem, że nie podoba ci się to, co robimy. Właściwie nie mamy nikogo po naszej stronie. Wszyscy są przeciwko nam. Mimo to dziękuję, że nam pomagasz - powiedział Kred, kiedy znaleźli się już na zewnątrz. - Będziesz mi towarzyszyć podczas rozmowy z Riv?
- Z tego co zrozumiałam, zyskaliście dość potężnych sojuszników, nie wiem dlaczego narzekasz - odpowiedziała mu Ulria, ruszając korytarzem. - Towarzyszyć w tym spotkaniu jednak nie będę. Potrzebuję znaleźć Tenaris i skorzystać z jej mocy, by pozbyć się pozostałości owych prób. Powinnam także znaleźć Sitara i zająć się sprawami, które Tenaris z pewnością na mnie zrzuci.
- Rozumiem. W takim razie zajmę się tym osobiście. Wiesz może, gdzie ją znajdę? - spytał, nie dając po sobie poznać zdenerwowania wywołanego wizją spotkania w cztery oczy z siostrą Oren.
- Gdybym nie wiedziała to, by cię do niej nie prowadziła. Może jej trochę przeszło po tym, jak wyżyła się na Litworze. Mała szansa, ale zawsze jakaś. - Podjęła próby dodania mu otuchy, do których jednak zdawała się nie przykładać zbytniej uwagi.
- Poradzę sobie z nią - powiedział, siląc się na pewność siebie. - Nie mam wyjścia… - dodał po chwili.
Nie wydawał się, by miał ochotę ciągnąć tę rozmowę dłużej.
Ulria zaś nie zmuszała go do dalszych wynurzeń. Prowadziła pewnie, gubiąc się ledwie kilka razy, co samo w sobie było dużym osiągnięciem w labiryncie świątyni. Gdy dotarła do wolnej przestrzeni, z fontanną na środku, na której murku siedziała Riv, skinęła mu jedynie głową i ruszyła dalej bez słowa.

Innowator przystanął i odczekał, aż Ulria zniknie z jego pola widzenia. Poczuł, jak puls mu przyśpiesza. Poprawił płaszcz i przeczesał włosy palcami, jednocześnie przypominając sobie, że zostawił cylinder w swoim pokoju. Jeśli dobrze kojarzył, to rzucił nim kilkakrotnie o ścianę. Teraz jednak czuł się nieswojo bez niego.
Ostatni głęboki oddech i w końcu ruszył w stronę mocy krainy.
- Riv - powiedział, zatrzymując się kilka kroków przed nią i pochylając głowę na przywitanie.
Odpowiedział mu trzask pękającego kamienia, gdy dłonie Riv zacisnęły się na otaczającym fontannę murku.
- Masz tupet, albo życie ci się znudziło.
Początkowy lęk inżyniera szybko przerodził się w frustrację, widząc jej reakcję.
- I kto to mówi. Mieszkańcy Septor nawiedzili cię już w snach? Jeśli nie, to muszę cię ostrzec - nie są zbyt weseli. Uwierz, bo ja się z nimi spotkałem osobiście - powiedział hardo, nie spuszczając swojego spojrzenia z jej oczu.
- Co mnie obchodzą istnienia tak łatwe do odtworzenia? Pomyśl lepiej, co by się stało z Oren, gdyby ta strzała okazała się celniejszą. Czego chcesz… Moja cierpliwość do ciebie wyczerpała się już jakiś czas temu, więc lepiej by było to coś ważnego - oznajmiła wstając.
Kred prychnął i potrząsnął głową z pogardą.
- Racja, już zapomniałem, że ludzkie życia nie mają dla ciebie żadnej wartości. I wiesz co? Właściwie za to cię lubię. Przynajmniej jesteś szczera i się z tym nie ukrywasz - powiedział spokojnie. - Prawdopodobnie pragnę twojego unicestwienia na równi z twoją żądzą pozbawienia mnie życia. Ale fakt, jest pewna bardzo ważna sprawa, dla której odkładam moje prywatne niechęci na bok. Twoja siostra bierze ślub - powiedział i odczekał chwilę, pozwalając, by jego słowa rozbrzmiały na dziedzińcu. - Wychodzi za mąż. Za mnie.
- Czy przez ślub rozumiesz związanie? - zapytała, o dziwo bardzo spokojnym głosem.
- Tak, przez ślub rozumiem to, że będziemy stać ramię w ramię jako mąż i żona, na dobre i na złe do końca życia - odpowiedział, stwierdzając coś oczywistego.
- Rozumiem. - Jej głos wciąż był spokojny, aczkolwiek kamienie otaczające fontannę zaczynały się kruszyć i zamieniać w piach, który z kolei zamieniał się w pył. - Czy rozumiesz, co tak właściwie się z tym wiąże, człowieku?
Innowator postąpił krok w tył, ale nie rzucił się do ucieczki. Spojrzał spokojnie na pokaz mocy, a następnie przeniósł wzrok z powrotem na Riv.
- Z poświęceniem? - odpowiedział pytaniem.
Woda w fontannie zaczęła wrzeć i parować.
- Tak, z poświęceniem. Chcesz się związać z Duszą tej krainy. Jak myślisz, kim będziesz musiał się stać, by w pełni spełnić wymagania, które z tym się wiążą?
- Dlaczego musiałbym się kimś stawać? Czy oddając jej moje życie, moją miłość nie spełniam wszystkich warunków, jakie liczą się w związku? - ponownie zapytał, wyraźnie zbity z tropu. Przygotowywał się na wrzaski, może nawet walkę. Nie na dyskusję.
Do kamieni i wody dołączyły krzewy, które zaczęły obumierać, schnąć, zamieniać się w pył i znikać.
- Wiążesz się z z istotą, która stoi ponad tobą czy tym światem. Ludzkie wartości niewielkie mają tu znaczenie. Czy jesteś gotowy, by poświęcić wszystko i w pełni stanąć u jej boku, czy mówisz o tym krótkotrwałym uczuciu, którym ludzie zwykle tłumaczą swe związki? Jeżeli tak to lepiej dla wszystkich będzie, gdy zginiesz teraz.

Kred milczał, analizując jej słowa. Nie był do końca pewien, czy rozumie, co Riv miała na myśli. “W pełni stanąć u jej boku, zamiast krótkiego uczucia?”, rozmyślał. Czy ona mówi o jakimś życiu pozagrobowym?
Uczucie, które ostatnio zawładnęło jego osobą nie dopuszczało zbyt często logicznego myślenia. Właściwie, gdy teraz przyszło mu to do głowy, uświadomił sobie, że nigdy nie przemyślał, jak miałoby wyglądać ich wspólne życie.
Kred był człowiekiem. To prawda, Oren również miała przybrać takie ciało, kiedy skończą z Filarami, jednak wciąż pozostanie Duszą. Istotą magiczną. Miałaby przez resztę jego życia patrzeć, jak się starzeje? Jak z biegiem lat zaczyna niedomagać? I po co to? By ostatecznie stanąć na jego pogrzebie, sama będąc wiecznie młodą, wiecznie tak samo potężną?
Myśli te zasiały w nim ziarno zwątpienia. Oczywiście, te kilkadziesiąt lat, które spędziłby z Oren, byłyby dla niego najpiękniejszym i najwspanialszym okresem jego życia. Ale czy potrafiłby ją na końcu zostawić samą? Jego dusza wróciłaby do Ogrodów Tahary, a stamtąd - jeśli wierzyć podaniom Ogrodnika - po jakimś czasie odrodziłaby się w nowym ciele. Jednak nie pamiętałby już Oren.
Na zawsze ją utracę, pomyślał przerażony.
A czy istniało inne wyjście?
- Co masz na myśli mówiąc, że w pełni stanąłbym u jej boku? Czy to znaczy, że po mojej śmierci moja dusza się nie odrodzi i na zawsze zostanie z Oren?
Do ogólnego zniszczenie dołączyły arkady, otaczające wolną przestrzeń, powoli odcinając Kred’owi drogę ucieczki.
[i]- Mam na myśli to, że z chwilą zakończenia farsy z Filarami, dołączysz w poczet tych, których nienawidzisz i jako jeden z nich uzyskasz nieśmiertelność.
“Jeden z nich” - rozbrzmiało w jego głowie. Miałbym zostać jednym z Odwiecznych?, pomyślał zaskoczony.
Kolejne kroki w tył, choć nadal pozostawał w zasięgu Riv. Spojrzał na nią zdezorientowany. Dlaczego niszczyła ten plac? Tego nie wiedział, jednak na pewno było to efektowniejsze od jego demolowania pokoju.
Czy oni potrafią to zrobić? - myślał dalej. Ale skąd wezmę swoją moc? Nie sądzę, by któryś z Odwiecznych chciałby się podzielić swoją własną. Ale cóż, skoro Riv o tym mówi, musi to być wykonalne.
“Nienawidzisz ich” - kolejny głos w jego myślach, jak odległe echo z przeszłości. Stać się jednym z nich. Jednym z nich.
- Ja… - zaczął, zatrzymując się na krawędzi dziedzińca. Spuścił głowę. - Nie wiem, co o tym myśleć… To za dużo, jak na ludzki umysł…
Kolejna chwila milczenia. Inżynier zdawał się nie zwracać uwagi na to, że jego otoczenie dosłownie znika i być może wkrótce i jemu stanie się krzywda.

“Na zawsze razem”.
“Na dobre i na złe”.

- Tak - powiedział z nową determinacją w głosie. - Nie zostawię Oren. Już nigdy tego nie zrobię. Moje serce należy do niej. I nie chodzi mi tylko o fizyczny organ. Ona jest dla mnie wszystkim i zrobię wszystko, by z nią zostać.
- Wiem - odparła, a zniszczenie wokół niego rozpoczęło proces odwrotny. - Naprawdę sądziłeś, że coś takiego mogło przemknąć niezauważone? Oren nigdy nie jest sama. Dziwi mnie tylko z jaką łatwością zyskaliście poparcie pozostałych…
Windath odetchnął głęboko, ale nie podszedł z powrotem do fontanny. Spojrzał jednak na Riv wyczerpany, jakby podjęcie tej decyzji kosztowało go wiele sił.
- Cokolwiek ma się wydarzyć, nie chcę teraz o tym rozmawiać. Nie potrafię się na tym skupić. Dziś jest mój ślub i myślę tylko o mojej narzeczonej. A co się z tym wiąże, potrzebujemy twojego wsparcia. Wiem, że Oren chce, byś na nim była. Dlatego i ja na ciebie liczę, chociaż dziwnie jest mi o tym mówić.
- Raczej ciężko wam będzie wykluczyć mnie. Jestem wszędzie - oświadczyła, przymykając oczy na chwilę. - Wasze stroje już czekają. Podobnie z szatami dla towarzyszek i dla Arcykapłanki. Idź już. Im mniej mam z tobą kontaktu tym lepiej.
Inżynier pokiwał głową, wciąż do końca nie uświadamiając sobie, co tu właściwie zaszło.
- Dziękuję - powiedział cicho i zawrócił na pięcie. Włożywszy ręce do kieszeni ruszył korytarzem, błąkając się. Nie przeszkadzało mu to. Potrzebował czasu, by móc w spokoju pomyśleć.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172