Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2016, 21:30   #71
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Alan i jego topór radziły sobie bardzo... ładnie i dynamicznie z tutejszą roślinnością. Drzewko było po kilku kwadransach w pełni przygotowane. Kiedy Maarin odpuściła, wracając do grupy - już pełnej po powrocie z jaskini reszty poszukiwaczy przygód, poszło znacznie sprawniej. Mimo to ponad pięciometrowy pień nie był ani lekki, ani prosty w manewrowaniu i półork chcąc czy nie chcąc, musiał skorzystać z pomocy. Bayle zrobił to z chęcią, chociażby dla zabicia samej monotonni stania na warcie, wykazując entuzjazm znacznie większy niż Valerius. Dia wiele siły nie miała, więc bardziej przeszkadzała przy swojej ekscytacji niż pomagała. Wkrótce większość całej grupy szła przyjrzeć się całemu przedsięwzięciu.

Trwało to sporo czasu, zanim uporali się z transportem i przerzuceniem drzewa przez przepaść. Korytarze były kręte i zbyt niskie na postawienie pnia pionowo i pozwolenie mu samemu spaść na drugą stronę. Trzeba było użyć lin, połączonych sił i trochę pokombinować, ale ostatecznie im się to udało i razem z liną zaczepioną wcześniej przez zaklinacza utworzyło się przejście na drugą stronę. Dia skorzystała natychmiast, zwinnie przebiegając po pniu i szczerząc się do nich z drugiej strony.
Wykorzystując owinięcie się przywiązaną do pnia liną jako zabezpieczenie, tę drogę mogło pokonać teraz każde z nich. Rudowłosa dziewczyna już wspinała się na górę po kamiennych "stopniach". Nie miała z tym trudności, ale droga w górę była długa.

Za to widok po dotarciu na samą górę - piękny.
Docierało się w ten sposób na płaski szczyt największej w okolicy skały. Wiatr dął tu mocno, ale był przyjemnie ciepły. Wierzchołki najwyższych nawet drzew znajdowały się znacznie poniżej, w ostatnich promieniach powoli zachodzącego słońca widzieli morze rozciągającej się we wszystkie strony zieleni. Z jednej strony teren się wypiętrzał, z drugiej drzewa mieniły się przeróżnymi kolorami, a jeszcze z innej wyrastała potężna, dymiąca góra.

W dawnych czasach na szczycie, na którym stanęli, musiała znajdować się kamienna budowla. Stały pozostałości kolumn, marmurowa, popękana posadzka i resztki ścian. Reszta była gruzem, oprócz jednego, w pełni zachowanego, wielkiego kamienia o kształcie prostopadłościanu. Jego boki pokrywały płaskorzeźby, całkiem wręcz wyuzdane, podobnie do tych ze świątyni Sharess - ale tu nie zostały zbezczeszczone. Kobiece i męskie ciała, nagie lub prawie nagie, wijące się i dotykające, a także bezwstydnie kochające się na ich oczach. Wszystkie doskonale zachowane, a kiedy patrzyło się na nie dłużej, odnosiło się wrażenie, że poruszają się zmysłowo, a z ich ust wydobywają się dźwięki przyjemności.
Góra kamienia pokryta była delikatnym, miękkim mchem, tworząc coś na kształt łoża.
- Ołtarz ofiarny? - zasugerowała Dia, oglądając kamień z mocnym rumieńcem na policzkach.
- Jeśli to jest ołtarz ofiarny - powiedział lekko dysząc Bitaan - To ja z chęcią taką ofiarę złożę.
Wskazał pazurem na płaskorzeźby. Mrugnął do Dii i zerknął za siebie, czy ktoś jeszcze z drużynników tu zdąża. Pobiegł wszak za rudowłosą wiedziony chęcią pokonania schodów. Teraz jednak usiadł ciężko na mchu i odpoczywał wpatrując się z przyjemnością w rozciągające się dookoła widoki.
- Piękne… - mruknął.
Maarin z początku niespecjalnie pomagała przy drzewie zajmując się obiadem. Jej wkładem było wciśnięcie wszystkim jedzenia nim zaniosą drzewo i ruszą dalej. Przez to w zasadzie sama tez mogła pójść ciągnięta wcześniejszą ciekawością. Nie miała może tyle zręczności co Dia, ani nie była tak leka jak Bitaan, ale zdołała się utrzymać i bezpiecznie przejść przez bal. Teraz dysząc jak tengu sama podziwiała okolice.
- Oj tak - przyznała gdy uspokoiła już oddech. Podeszła do ołtarza aby dotknąć nawet nagrzanego kamienia. Szybko ciekawość zamieniła się w spontaniczność, gdyż Maarin położyła się na ołtarzu.
- O Sharess, wspaniała i piękna, zbliża się noc, niech zapomniane wróci do twej świątyni. Niech zapulsuje znów rzeczywistość.
Wygięła ciało w łuk przesuwając dłońmi po ciele od szyi po uda.
- Bitaanie - powiedziała podrywając się nagle. - Zagraj nam.
Tengu oderwał wzrok od krajobrazu i skupił spojrzenie na innym łakomym widoku.
- Oczywiście… otoczenie i okoliczności wołają o coś pierwotnego.
Wciąż siedząc, odwiązał od pasa bębenek i postawił go między nogami. O udo oparł lutnię. Zanim zaczął grać, zrobił coś co przez każdego barda by zostało uznane za herezję. Rozstroił instrument, ale tylko pozornie. Doskonale wiedział, że odrobinę chaotyczne dźwięki pustych strun będą świetnie pasować do rytmu wybijanego na cielęcej skórze.
Zabębnił na próbę ustalając tempo. Następnie sięgnął po lutnię i szarpnął kilka strun. Zadowolony pokiwał głową i skupił się na pierwszym instrumencie. Regularny rytm bębenka zaczął się nieść dookoła. Bard instynktownie nasycał dźwięki magią, by ta wypełniła nie tylko uszy zebranych, ale również zatętniła w ich sercach.
Dia zarumieniła się jeszcze mocniej, popatrując na zachowanie undine. Elin, która weszła dopiero teraz na górę, rozejrzała się ciekawie, zatrzymując także spojrzenie na ołtarzu i dziewczynie na nim. Uśmiechnęła się, uśmiech ten wreszcie w pełni dotarł do jej oczu.
Valerius dotarłszy na miejsce kontemplował widoki i “widoki” z lekkim uśmiechem i w milczeniu. Rozejrzał się dookoła przyglądając otoczeniu i rozmyślając. Przyszło mu do głowy, że można na noc zdemontować most z tej strony zapewniając sobie bezpieczne schronienie, ale… słowa nie wydostały się z jego ust. Sytuacja nie była odpowiednia do takich dywagacji.
Rąbanie, oczyszczanie i dźwiganie drzewa zmęczyło Alana bardziej, niż by się przyznał, przez co mimo że sama wspinaczka była dla niego dość prosta, to zajęła mu dużo czasu. Muzyka tengu kazała chłopakowi myśleć, że cokolwiek znajduje się na szczycie na pewno nie jest niebezpieczne, ale tego co zobaczył, się nie spodziewał. Kiedy u jego towarzyszy ruiny wywoływały uśmiech, u półorka z miejsca wywołały zażenowanie i zawstydzony odwrócił wzrok.
Kapłanka uśmiechnęła się słuchając dźwięków. Stanęła na ołtarzu odwracając się w stronę słońca. Bujając delikatnie biodrami na boki uniosła ręce do góry.
- Wspaniała Sharess, twą drogą przyjemność, a twym czasem nadchodząca noc. Choć twa moc blednie wiedz, że w mej duszy jesteś najważniejsza. O Sharess! - Maarin zrobiła niewielki piruet znów zwracając się twarzą w stronę zachodzącego słońca.
- Twa kocia natura niezbadana, lecz usłysz moje wołanie o piękna! Tu, na twym ołtarzu składam swe ciało żądne przyjemności. Chroń nas od nieumarłych! Wszak te istoty już nie mogą zaznać ciepła!
Maarin zaczęła intensywniej tańczyć.
- Przyjmij ten taniec i wszystko co po nim nastąpi! W twoim imieniu Sharess, ku twej chwale kocia bogini!
Bitaan zaczął wybijać intensywny, niemal prymitywny rytm. Dźwięki wydostające się spod cielęcej skóry sięgały do pierwotnych instynktów. Wybijały tętno krwi wśród zebranych. Stawały się tłem kapłańskiej modlitwy.
- Moi mili! - kapłanka odwróciła się do towarzyszy. - Dołączcie do mnie w tańcu!
Valerius wzruszył ramionami, uśmiechnął się tylko i cóż… podszedł. Bo i czemu nie miałby?
Ruszył w tan powoli i leniwie. Ruchy jego były nieśpieszne i spokojne. Powoli wchodził w rytm tego tańca.
Alan nie był nawykły do zabaw i hulanek. Nigdy w nich nie uczestniczył i nikt nigdy go przy nich nie chciał. Rozgrywająca się przed nim scena zaś zwyczajnie go krępowała, po prostu czuł się bardzo nie na miejscu. Stał przez to jak kołek i nie wiedział nawet na co patrzeć. Ani czy w ogóle wypadało mu patrzeć.

Bayle pozostał na warcie przed jaskinią, podobnie najwidoczniej uczynił także Harpagon, ale na szczyt wdrapała się również Kass, z trudem łapiąc powietrze nienawykła do tego typu wysiłku. I tak jednak to właśnie ona uśmiechnęła się najszerzej i natychmiast przyłączyła się do rytmu. Miała to we krwi, kiedy jej biodra poruszały się sugestywnie, a zgrabne ciało wyginało równie przyjemnie co Maarin. Czarownica znalazła się przy Alanie, prawie ocierając się o niego całą sobą.
- Obiecałam, że będę cię miała, a ty ciągle uciekasz… - te ciche słowa przeznaczyła dla niego i tylko dla niego.
Elin weszła na ołtarz i dołączyła się do undine. Może mniej wyzywająco, ale za to zbliżyła się na tyle blisko, że dotykała pleców i pośladków kapłanki, składającej tę niezwykłą modlitwę swojej bogini. Teraz to Dia za to wyglądała na lekko niepewną. Najmłodsza z nich wszystkich jeszcze mogła nie poznać tych... tematów zbyt dobrze.
Zaklinacz podszedł w tańcu do Dii ostrożnie, stanął za jej plecami na moment i położył dłonie na jej ramionach delikatnie. Nachylił się i cmoknął ją w ucho mówią do przyjaciółki.
- To jest dobry moment do ucieczki, albo do dołączenia. Twój wybór moja droga.
- Mój i tylko mój - odpowiedziała cicho i wyswobodziła się z objęć zaklinacza, ciągle jednak bardziej przyglądając się niż uczestnicząc.
Wiatr dookoła nich zmienił się. Stał się cieplejszy. Nie dął już tak mocno, za to sprawiał wrażenie, że wiruje wokół szczytu skały. Modlitwa składana na ołtarzu poświęconym Sharess zdawała się osiągać jakiś skutek. Postacie na płaskorzeźbach poruszały się już wyraźnie. Maarin czuła, że do otrzymania pełnego błogosławieństwa potrzeba będzie czegoś więcej. I chyba wiedziała czego.

Alan wciąż oswajał się z rzeczywistością, w której znajdował się w towarzystwie innych osób i nie był celem przekleństw, ani żartów. Problemy sprawiała mu zwykła rozmowa, a co dopiero sugestie jakie czyniła Kass. Kobieta sprawiała, że czuł się skrępowany. Jej bezpośredniość sprawiała wprost, że nie wiedział co powinien zrobić. Wszystkie te rozterki wyraźnie odmalowywały się na jego twarzy.
Na twarzy kapłanki pojawiły się wypieki. Uśmiechała się szeroko tańcząc do rymu wybijanego przez tengu. Jej umysł pamiętał, że ledwo co straciła dziewictwo. Ledwo co zaznała przyjemności z mężczyzną, a już chciała doprowadzić do czegoś takiego? Nie! Dość ograniczania się i wątpliwości! Czas wyplewić resztki nieśmiałej i niepewnej dziewczyny z klasztoru. Porzucić stare drogi i pozwolić popłynąć z prądem.
Maarin zaśmiała się głośno, kręcąc się w koło.
- Porzuć bębenek Bitaanie! Chodź, niech inne dźwięki wybiją rytm tego tańca! - uniosła ręce do góry ku ciemniejącemu niebu wirującemu wraz z gwiazdami. Gdy zatrzymała się aby spojrzeć przed siebie zobaczyła Elin. To jej twarz została ujęta w dłonie i jej usta obdarzone pocałunkiem.
- Zatańcz ze mną siostro klasztorna.

Bitaan kraknął pod dziobem zadowolony. Obserwował scenę dziejącą się na ołtarzu z prawdziwym zainteresowaniem. Gdy zaś został zaproszony długo nie zwlekał. Wygrał ostatnie uderzenia na bębenku, leniwie szarpnął struny lutni i wstał zostawiając oba instrumenty.
Muzyka nie przestała grać w jego duszy. W skroniach tętniła krew wybijając mu rytm. Tanecznym krokiem, pląsając i dwukrotnie robiąc piruety przebył te kilka metrów jakie oddzielały go od ołtarza. Mech przyjemnie muskał jego stopy i sprężyście uginał się pod ich ciężarem.
- Niech zagrają emocje w chaosie spontaniczności - powiedział dołączając do obu dziewcząt. - Precz konwenanse. Niechaj przyjemne drżenie ciał dźwięczy w uszach wraz z muzyką westchnień.
W jego głowie myśli nie odnajdywały stałego zaczepienia. Pozwalał sobie by instynkt prowadziły emocje. Te zaś były mokre, parne i ciepłe.
Elin nie została tym gestem zaskoczona. Odpowiedziała na pocałunek żarliwie, krew pobudzona w jej żyłach pulsowała teraz, a oczy błyszczały. Objęła Maarin w talii i kołysała się razem z nią, nie zwracając uwagi na otoczenie. Wielki ołtarz spokojnie zmieścił Bitaana, a także miał jeszcze sporo miejsca. Tam zresztą Kass, która wykonała już sugestywne kółko wokół Alana, spróbowała zaciągnąć półorka, trzymając go za dłoń. Jednocześnie całkiem sugestywnie i lubieżnie uśmiechała się do Valeriusa.
 
Asderuki jest offline