Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2016, 21:30   #71
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Alan i jego topór radziły sobie bardzo... ładnie i dynamicznie z tutejszą roślinnością. Drzewko było po kilku kwadransach w pełni przygotowane. Kiedy Maarin odpuściła, wracając do grupy - już pełnej po powrocie z jaskini reszty poszukiwaczy przygód, poszło znacznie sprawniej. Mimo to ponad pięciometrowy pień nie był ani lekki, ani prosty w manewrowaniu i półork chcąc czy nie chcąc, musiał skorzystać z pomocy. Bayle zrobił to z chęcią, chociażby dla zabicia samej monotonni stania na warcie, wykazując entuzjazm znacznie większy niż Valerius. Dia wiele siły nie miała, więc bardziej przeszkadzała przy swojej ekscytacji niż pomagała. Wkrótce większość całej grupy szła przyjrzeć się całemu przedsięwzięciu.

Trwało to sporo czasu, zanim uporali się z transportem i przerzuceniem drzewa przez przepaść. Korytarze były kręte i zbyt niskie na postawienie pnia pionowo i pozwolenie mu samemu spaść na drugą stronę. Trzeba było użyć lin, połączonych sił i trochę pokombinować, ale ostatecznie im się to udało i razem z liną zaczepioną wcześniej przez zaklinacza utworzyło się przejście na drugą stronę. Dia skorzystała natychmiast, zwinnie przebiegając po pniu i szczerząc się do nich z drugiej strony.
Wykorzystując owinięcie się przywiązaną do pnia liną jako zabezpieczenie, tę drogę mogło pokonać teraz każde z nich. Rudowłosa dziewczyna już wspinała się na górę po kamiennych "stopniach". Nie miała z tym trudności, ale droga w górę była długa.

Za to widok po dotarciu na samą górę - piękny.
Docierało się w ten sposób na płaski szczyt największej w okolicy skały. Wiatr dął tu mocno, ale był przyjemnie ciepły. Wierzchołki najwyższych nawet drzew znajdowały się znacznie poniżej, w ostatnich promieniach powoli zachodzącego słońca widzieli morze rozciągającej się we wszystkie strony zieleni. Z jednej strony teren się wypiętrzał, z drugiej drzewa mieniły się przeróżnymi kolorami, a jeszcze z innej wyrastała potężna, dymiąca góra.

W dawnych czasach na szczycie, na którym stanęli, musiała znajdować się kamienna budowla. Stały pozostałości kolumn, marmurowa, popękana posadzka i resztki ścian. Reszta była gruzem, oprócz jednego, w pełni zachowanego, wielkiego kamienia o kształcie prostopadłościanu. Jego boki pokrywały płaskorzeźby, całkiem wręcz wyuzdane, podobnie do tych ze świątyni Sharess - ale tu nie zostały zbezczeszczone. Kobiece i męskie ciała, nagie lub prawie nagie, wijące się i dotykające, a także bezwstydnie kochające się na ich oczach. Wszystkie doskonale zachowane, a kiedy patrzyło się na nie dłużej, odnosiło się wrażenie, że poruszają się zmysłowo, a z ich ust wydobywają się dźwięki przyjemności.
Góra kamienia pokryta była delikatnym, miękkim mchem, tworząc coś na kształt łoża.
- Ołtarz ofiarny? - zasugerowała Dia, oglądając kamień z mocnym rumieńcem na policzkach.
- Jeśli to jest ołtarz ofiarny - powiedział lekko dysząc Bitaan - To ja z chęcią taką ofiarę złożę.
Wskazał pazurem na płaskorzeźby. Mrugnął do Dii i zerknął za siebie, czy ktoś jeszcze z drużynników tu zdąża. Pobiegł wszak za rudowłosą wiedziony chęcią pokonania schodów. Teraz jednak usiadł ciężko na mchu i odpoczywał wpatrując się z przyjemnością w rozciągające się dookoła widoki.
- Piękne… - mruknął.
Maarin z początku niespecjalnie pomagała przy drzewie zajmując się obiadem. Jej wkładem było wciśnięcie wszystkim jedzenia nim zaniosą drzewo i ruszą dalej. Przez to w zasadzie sama tez mogła pójść ciągnięta wcześniejszą ciekawością. Nie miała może tyle zręczności co Dia, ani nie była tak leka jak Bitaan, ale zdołała się utrzymać i bezpiecznie przejść przez bal. Teraz dysząc jak tengu sama podziwiała okolice.
- Oj tak - przyznała gdy uspokoiła już oddech. Podeszła do ołtarza aby dotknąć nawet nagrzanego kamienia. Szybko ciekawość zamieniła się w spontaniczność, gdyż Maarin położyła się na ołtarzu.
- O Sharess, wspaniała i piękna, zbliża się noc, niech zapomniane wróci do twej świątyni. Niech zapulsuje znów rzeczywistość.
Wygięła ciało w łuk przesuwając dłońmi po ciele od szyi po uda.
- Bitaanie - powiedziała podrywając się nagle. - Zagraj nam.
Tengu oderwał wzrok od krajobrazu i skupił spojrzenie na innym łakomym widoku.
- Oczywiście… otoczenie i okoliczności wołają o coś pierwotnego.
Wciąż siedząc, odwiązał od pasa bębenek i postawił go między nogami. O udo oparł lutnię. Zanim zaczął grać, zrobił coś co przez każdego barda by zostało uznane za herezję. Rozstroił instrument, ale tylko pozornie. Doskonale wiedział, że odrobinę chaotyczne dźwięki pustych strun będą świetnie pasować do rytmu wybijanego na cielęcej skórze.
Zabębnił na próbę ustalając tempo. Następnie sięgnął po lutnię i szarpnął kilka strun. Zadowolony pokiwał głową i skupił się na pierwszym instrumencie. Regularny rytm bębenka zaczął się nieść dookoła. Bard instynktownie nasycał dźwięki magią, by ta wypełniła nie tylko uszy zebranych, ale również zatętniła w ich sercach.
Dia zarumieniła się jeszcze mocniej, popatrując na zachowanie undine. Elin, która weszła dopiero teraz na górę, rozejrzała się ciekawie, zatrzymując także spojrzenie na ołtarzu i dziewczynie na nim. Uśmiechnęła się, uśmiech ten wreszcie w pełni dotarł do jej oczu.
Valerius dotarłszy na miejsce kontemplował widoki i “widoki” z lekkim uśmiechem i w milczeniu. Rozejrzał się dookoła przyglądając otoczeniu i rozmyślając. Przyszło mu do głowy, że można na noc zdemontować most z tej strony zapewniając sobie bezpieczne schronienie, ale… słowa nie wydostały się z jego ust. Sytuacja nie była odpowiednia do takich dywagacji.
Rąbanie, oczyszczanie i dźwiganie drzewa zmęczyło Alana bardziej, niż by się przyznał, przez co mimo że sama wspinaczka była dla niego dość prosta, to zajęła mu dużo czasu. Muzyka tengu kazała chłopakowi myśleć, że cokolwiek znajduje się na szczycie na pewno nie jest niebezpieczne, ale tego co zobaczył, się nie spodziewał. Kiedy u jego towarzyszy ruiny wywoływały uśmiech, u półorka z miejsca wywołały zażenowanie i zawstydzony odwrócił wzrok.
Kapłanka uśmiechnęła się słuchając dźwięków. Stanęła na ołtarzu odwracając się w stronę słońca. Bujając delikatnie biodrami na boki uniosła ręce do góry.
- Wspaniała Sharess, twą drogą przyjemność, a twym czasem nadchodząca noc. Choć twa moc blednie wiedz, że w mej duszy jesteś najważniejsza. O Sharess! - Maarin zrobiła niewielki piruet znów zwracając się twarzą w stronę zachodzącego słońca.
- Twa kocia natura niezbadana, lecz usłysz moje wołanie o piękna! Tu, na twym ołtarzu składam swe ciało żądne przyjemności. Chroń nas od nieumarłych! Wszak te istoty już nie mogą zaznać ciepła!
Maarin zaczęła intensywniej tańczyć.
- Przyjmij ten taniec i wszystko co po nim nastąpi! W twoim imieniu Sharess, ku twej chwale kocia bogini!
Bitaan zaczął wybijać intensywny, niemal prymitywny rytm. Dźwięki wydostające się spod cielęcej skóry sięgały do pierwotnych instynktów. Wybijały tętno krwi wśród zebranych. Stawały się tłem kapłańskiej modlitwy.
- Moi mili! - kapłanka odwróciła się do towarzyszy. - Dołączcie do mnie w tańcu!
Valerius wzruszył ramionami, uśmiechnął się tylko i cóż… podszedł. Bo i czemu nie miałby?
Ruszył w tan powoli i leniwie. Ruchy jego były nieśpieszne i spokojne. Powoli wchodził w rytm tego tańca.
Alan nie był nawykły do zabaw i hulanek. Nigdy w nich nie uczestniczył i nikt nigdy go przy nich nie chciał. Rozgrywająca się przed nim scena zaś zwyczajnie go krępowała, po prostu czuł się bardzo nie na miejscu. Stał przez to jak kołek i nie wiedział nawet na co patrzeć. Ani czy w ogóle wypadało mu patrzeć.

Bayle pozostał na warcie przed jaskinią, podobnie najwidoczniej uczynił także Harpagon, ale na szczyt wdrapała się również Kass, z trudem łapiąc powietrze nienawykła do tego typu wysiłku. I tak jednak to właśnie ona uśmiechnęła się najszerzej i natychmiast przyłączyła się do rytmu. Miała to we krwi, kiedy jej biodra poruszały się sugestywnie, a zgrabne ciało wyginało równie przyjemnie co Maarin. Czarownica znalazła się przy Alanie, prawie ocierając się o niego całą sobą.
- Obiecałam, że będę cię miała, a ty ciągle uciekasz… - te ciche słowa przeznaczyła dla niego i tylko dla niego.
Elin weszła na ołtarz i dołączyła się do undine. Może mniej wyzywająco, ale za to zbliżyła się na tyle blisko, że dotykała pleców i pośladków kapłanki, składającej tę niezwykłą modlitwę swojej bogini. Teraz to Dia za to wyglądała na lekko niepewną. Najmłodsza z nich wszystkich jeszcze mogła nie poznać tych... tematów zbyt dobrze.
Zaklinacz podszedł w tańcu do Dii ostrożnie, stanął za jej plecami na moment i położył dłonie na jej ramionach delikatnie. Nachylił się i cmoknął ją w ucho mówią do przyjaciółki.
- To jest dobry moment do ucieczki, albo do dołączenia. Twój wybór moja droga.
- Mój i tylko mój - odpowiedziała cicho i wyswobodziła się z objęć zaklinacza, ciągle jednak bardziej przyglądając się niż uczestnicząc.
Wiatr dookoła nich zmienił się. Stał się cieplejszy. Nie dął już tak mocno, za to sprawiał wrażenie, że wiruje wokół szczytu skały. Modlitwa składana na ołtarzu poświęconym Sharess zdawała się osiągać jakiś skutek. Postacie na płaskorzeźbach poruszały się już wyraźnie. Maarin czuła, że do otrzymania pełnego błogosławieństwa potrzeba będzie czegoś więcej. I chyba wiedziała czego.

Alan wciąż oswajał się z rzeczywistością, w której znajdował się w towarzystwie innych osób i nie był celem przekleństw, ani żartów. Problemy sprawiała mu zwykła rozmowa, a co dopiero sugestie jakie czyniła Kass. Kobieta sprawiała, że czuł się skrępowany. Jej bezpośredniość sprawiała wprost, że nie wiedział co powinien zrobić. Wszystkie te rozterki wyraźnie odmalowywały się na jego twarzy.
Na twarzy kapłanki pojawiły się wypieki. Uśmiechała się szeroko tańcząc do rymu wybijanego przez tengu. Jej umysł pamiętał, że ledwo co straciła dziewictwo. Ledwo co zaznała przyjemności z mężczyzną, a już chciała doprowadzić do czegoś takiego? Nie! Dość ograniczania się i wątpliwości! Czas wyplewić resztki nieśmiałej i niepewnej dziewczyny z klasztoru. Porzucić stare drogi i pozwolić popłynąć z prądem.
Maarin zaśmiała się głośno, kręcąc się w koło.
- Porzuć bębenek Bitaanie! Chodź, niech inne dźwięki wybiją rytm tego tańca! - uniosła ręce do góry ku ciemniejącemu niebu wirującemu wraz z gwiazdami. Gdy zatrzymała się aby spojrzeć przed siebie zobaczyła Elin. To jej twarz została ujęta w dłonie i jej usta obdarzone pocałunkiem.
- Zatańcz ze mną siostro klasztorna.

Bitaan kraknął pod dziobem zadowolony. Obserwował scenę dziejącą się na ołtarzu z prawdziwym zainteresowaniem. Gdy zaś został zaproszony długo nie zwlekał. Wygrał ostatnie uderzenia na bębenku, leniwie szarpnął struny lutni i wstał zostawiając oba instrumenty.
Muzyka nie przestała grać w jego duszy. W skroniach tętniła krew wybijając mu rytm. Tanecznym krokiem, pląsając i dwukrotnie robiąc piruety przebył te kilka metrów jakie oddzielały go od ołtarza. Mech przyjemnie muskał jego stopy i sprężyście uginał się pod ich ciężarem.
- Niech zagrają emocje w chaosie spontaniczności - powiedział dołączając do obu dziewcząt. - Precz konwenanse. Niechaj przyjemne drżenie ciał dźwięczy w uszach wraz z muzyką westchnień.
W jego głowie myśli nie odnajdywały stałego zaczepienia. Pozwalał sobie by instynkt prowadziły emocje. Te zaś były mokre, parne i ciepłe.
Elin nie została tym gestem zaskoczona. Odpowiedziała na pocałunek żarliwie, krew pobudzona w jej żyłach pulsowała teraz, a oczy błyszczały. Objęła Maarin w talii i kołysała się razem z nią, nie zwracając uwagi na otoczenie. Wielki ołtarz spokojnie zmieścił Bitaana, a także miał jeszcze sporo miejsca. Tam zresztą Kass, która wykonała już sugestywne kółko wokół Alana, spróbowała zaciągnąć półorka, trzymając go za dłoń. Jednocześnie całkiem sugestywnie i lubieżnie uśmiechała się do Valeriusa.
 
Asderuki jest offline  
Stary 10-01-2016, 14:20   #72
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Praca zbiorowa

Undine zaś była odrobinę zaskoczona natychmiastową odpowiedzią na swoje zaloty. Wszak z kobietą się jeszcze nie kochała. Nie było jej to nie w smak wszak to właśnie zamierzała poświęcić, swoją niewiedzę i niedoświadczenie. Czas był najwyższy na ostateczną inicjację. Z chęcią zaczęła próbować różnych rzeczy. To nieśmiało wystawiła język, to zawędrowała dłonią do piersi Elin ukrytych wciąż pod materiałem. Tak podtrzymywana w talli rozwiązała swoją bluzkę i odrzuciła ją za ołtarz.
- Jestem tu abyście pokazali mi przyjemność - powiedziała.

Bard poczuł pod piórami rosnącą ekscytację. Niedowierzanie dawno już wyrzucił w przepaść. Był czas działania i czas przyjemności.
Stanął za Maarin i wsunął szponiaste palce między splecione w uścisku dziewczyny. Odnalazł nagie piersi niebieskoskórej kapłanki i powoli zaczął je masować w tym samym rytmie, który wciąż huczał mu w uszach. Ciemniejsze brodawki same wskakiwały pod opuszki i szpony, jakby chciały być drażnione.
Prostując się oparł dziob na ramieniu undine. Wysunął szorstki, mokry język, którym zaczął muskać jej szyję.
Dawno już nie był z samicą. Z ludzką kobietą jeszcze nigdy. Dlatego cała sytuacja była podwójnie kusząca. Kierował się instynktem, choć był prawie ekspertem w dziedzinie ars amandi. Przeczytał wszak tyle książek… teraz zamierzał sięgnąć po nowe doświadczenie bez zbędnego wahania.
Kapłanka westchnęła nie wiedząc już co począć. Wsunęła palce swej dłoni pomiędzy pióra na głowie tengu. Zaraz potem znów pocałowała Elin. W tym ścisku ciężko jej było zrobić więcej niż wić się. Brak kontroli podniecał, tak jak jej obecność kusiła.

Półork był zupełnie zbaraniały widząc co wyprawiają Maarin i jej przyjaciółka. Nie zaznał w swym życiu wiele przyjemności, a jego nieśmiała i niewinna natura chciała, żeby zamknął oczy i odwrócił się do tych scen plecami. W Alanie jednak kryły się jednak również instynkty, orcza krew buzowała i reagowała, coraz bardziej zagłuszając świadomość. W walce kończyło się to krwawym szałem, czym mogło to zaowocować tutaj?
Rozdarty Alan wpatrywał się przez to przed siebie nie umiejąc podjąć żadnej decyzji. Kass ciągnęła go trochę jak upartego osła, ale jednak powłóczył nogami jedna za drugą.
Elin dała ponieść się w pełni. Wreszcie wyłączyła to swoje myślenie, obecnie odbierając wszystko bodźcami przyjemności. Wiatr łaskotał i wił się wokół najprzyjemniejszych z miejsc, język półelfki wślizgiwał się pomiędzy wargi niebieskoskórej kapłanki Sharess. Nie przeszkadzał jej nawet egzotyczny tengu tuż obok, razem z nią pieszczący poruszające się erotycznie ciało. Za językiem poszły dłonie, sunąc po talii i biodrach Maarin. Kass w tym czasie wdrapała się się na ołtarz i zaczęła swój własny taniec i kołysanie biodrami. Palcami chwyciła długą spódnicę i z każdym ruchem podwijała ją wyżej, wijąc się na oczach obu mężczyzn i gestami zapraszając ich do dołączenia do niej na ołtarzu.
Valerius był trochę zaskoczony zachowaniem Dii, bo tak… miała rację, że był to jej wybór. Tyle że go nie podjęła ostatecznie. Dla zaklinacza nie miało zresztą znaczenia z kim Dia wybierze taniec. Był to jej wybór. A zresztą... ostatecznie zaklinacz wzruszył ramionami i doskoczył do Kass. W jego przypadku nie było wahania, stanął tuż za dziewczyną, starając się przylgnąć swym ciałem do jej ciała, by ich taniec był harmonijny. Jego dłonie przesuwały się po jej biodrach i pośladkach nadal jeszcze okrytych spódnicą. A jego usta nuciły zmysłową melodię wprost do ucha Kass, jedną z tych co zasłyszał u wędrownych bardów odwiedzających karczmy w jego rodzinnych stronach.
Alan, co nikogo nie mogło już dziwić, nie był tak spontaniczny jak zaklinacz. Gdy tylko Kass go puściła by wskoczyć na kamienny ołtarz, półork zastygł w bezruchu. Zmieniło się tylko jego spojrzenie. Wstyd i nieśmiałość wypierało żywe zainteresowanie, kiedy wodził wzrokiem za ruchami brunetki.
Bitaan przesunął jedną dłoń na ciało Elin. Palce ujęły jej odkrytą talię i zaczęły sunąć wyżej, by zabrać ze sobą dolną krawędź bluzki i ruszyć dalej. Coraz wyżej i wyżej. Jedna dłoń to była jednak za mało, więc tengu zostawił na tą chwilę Maarin, by zadowoliła się samym ściskiem i bliskością innych ciał. Priorytetem było uwolnienie drugiej dziewczyny z niewolącego zmysły odzienia. Nieco na ślepo, bard pieścił Elin przy okazji zdejmując z niej górną część ubrania. Nie omieszkał przy tym zostać chwilę dłużej na wysokości piersi, by i je podrażnić kruczymi kciukami.
Odwrócił przy tym dziób w bok, układając go wciąż na barku kapłanki. Spojrzał w stronę Dii, obserwując jej reakcję na całą scenę.

Kass uśmiechnęła się czując jak ciało Valeriusa do niej przylega, nawet na moment nie tracąc swojego rytmu. Pośladkami ocierała się dokładnie tam gdzie powinna, ale jej wzrok nie odrywał się od Alana. Język przesuwał się po ciemnych wargach, biodra kołysały, a spódnica podchodziła wyżej i wyżej, odsłaniając najpierw całe łydki, potem kolana, aż wreszcie docierała do ud, powoli obnażając je również.
Zaklinacz przytulony do ciała dziewczyny i zsynchronizowany z jej ruchami nadal nucąc nachylił się i delikatnie muskał ustami szyję Kass. Jego dłonie poruszyły się wyznaczając własne szlaki na jej ciele. Jedna podążyła w kierunku dwóch nęcących oko wzgórze piersi, druga zsunęła się niżej i zaczęła powoli muskać odsłonięte udo. Wreszcie pierwsza delikatnie ugniatać zaczęła sprężystą pierś Kass przez materiał jej stroju. Valerius całując delikatnie szyję… nie przestawał nucenia całkowicie pochłonięty przez atmosferę chwili.

Elin nie broniła się wcale przed dotykiem tengu. Coraz większa część ciała dziewczyny odsłaniała się przed oczyma patrzących, aż wreszcie półelfka oderwała się od ust Maarin i uniosła ręce, pozwalając Bitaanowi całkowicie zdjąć z siebie górną część ubrania i odsłonić nieduże, ale jędrne piersi o niedużych, jasnych sutkach. Szybkie spojrzenie na Dię pozwalało stwierdzić, że stojąca nieopodal dziewczyna jest zafascynowana tym co się dzieje i jednocześnie onieśmielona na tyle, aby nie podchodzić bliżej.

Kapłanka Sharess przygryzła dolną wargę spoglądając na nagie piersi towarzyszki. Przysunęła swoje błoniaste dłonie łapiąc je i delikatnie ugniatając. Skóra undine była nieco bardziej śliska od ludzkiej chłodząc przy dotyku. Szczególnie kiedy Maarin postanowiła się przytulić i wznowić taniec języków. Ciało półelfki wyraźnie już różniło się temperaturą, co poczuły obie, kiedy złączyły się nagimi fragmentami swoich ciał.

Bitaan wpierw poczuł, a później w jego głowie skrystalizowała się myśl że tak nie można. Tak się nie godzi! Dlatego z niechęcią, ale jasnym celem oderwał swoje dłonie od ciała Elin.
- Tylko nie kończcie beze mnie dziewczyny.
Odkleił się od obu dziewcząt i zeskoczył z ołtarza, by zbliżyć się do Dii. Na szczęście miał wciąż na sobie komplet odzienia i nie straszył rudowłosej tym co tengu kryją pod piórami.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 10-01-2016, 14:46   #73
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Półelfka wykorzystała tę sytuację, przesuwając swoje dłonie wprost na pośladki Maarin, mocniej przyciskając się do jej ust. Cichy, stłumiony chichot wydarł się spomiędzy złączonych warg dziewcząt. Kapłanka zaśmiała się. Podobało jej się zachowanie Elin, jej żywiołowość i buntowniczość. Podążyła za tym. Wyrwała się z pocałunku tylko po to aby obcałować odsłoniętą szyję półelfki, która westchnęła cicho, odchylając głowę do tyłu. Paznokcie jednej dłoni przesunęły się lekko po plecach undine, kiedy druga ścisnęła mocno jędrne, ukryte ciągle pod spodniami ciało Maarin. Ta zaś nie przerywała obniżania się. Była szyja, potem obojczyk, dekolt, aż musiała się wyswobodzić aby pocałować pierś i sutek. Zwinny język zakręcił kółeczko a druga dłoń zacisnęła się na drugim sutku. Dłoń Elin przewędrowała już przez całe plecy niebieskoskórej i wsunęła się w jej włosy, odrobinę dociskając do swojej piersi. Pozycja kapłanki utrudniała oddanie pieszczot, ale półelfka nie traciła wiele czasu, bowiem Maarin mogła już wyczuć jak błądzi wokół wiązania jej spodni. Najwyższy był czas przerwać pieszczoty i zabrać się na pozbywanie niechcianych ubrań. Maarin pozwoliła aby była pierwsza. Potem sama pomogła półelfce w pozbyciu się reszty jej ubrań. Gdy stanęły przed sobą nagie, nie przejmując się innymi, zamknęły swe ciała w ścisłym objęciu łącząc usta w ponownym pocałunku. Choć Sharess panią przyjemności cielesnych i jej wiatr zdecydowanie pomagał przełamywać lody oraz rozgrzewać ciała, Maarin miała własną motywację. Buntownicza i pewna siebie Elin była zawsze pewnym wzorem dla undine. Ten pazur jakże inny on aury jaką rozsiewała wokół siebie Krucza, był czymś pociągającym. Dlatego też w ruchach Maarin, choć pobudzonej wiatrem swej bogini, była pewna delikatność i pasja. Kapłanka nie chciała oddawać się czystej chuci, najniższemu instynktowi istot żyjących. Wolała znajdować istoty, które mogła by obdarzyć swą uwagą, takie które ją zainteresują i pociągną za sobą.
Choć niedoświadczona przez życie kapłanka Sharess posłuchała szeptu jaki przyniósł jej wiatr. Pozwoliła się poprowadzić bogini, która podpowiadała jej jak spełnić swoje skryte fantazje. Wydawać by się mogło, że to półelfka powinna poprowadzić taniec pomiędzy tymi nieludzkimi kochankami. Stało się jednak inaczej. W niespodziewany sposób to Maarin przejęła inicjatywę. Gładziła ciało Elin, aż ta stała się podatniejsza na sugestie. Wtedy też obniżyły się na ołtarzu, usadawiając się nieco dalej od trójkąta szalejącego koło nich. Maarin była na górze całując ją niespiesznie, ale intensywnie. Przelewała w każdy dotyk emocje, które w niej buzowały. Nagie ciała ocierały się o siebie wprawiając w drżenie obie dziewczyny. Maarin jednak potrafiła ukierunkować swe emocje, zawsze potrafiła, w przeciwieństwie do półelfki. To undine pewnie przytrzymała kochankę aby nie podnosiła się gdy ona się zajęła jej piersiami. Nie pozwoliła się zdominować obdarzając opieką kwiat pomiędzy udami półelfki aż spłynie sokami, choć jeszcze nie ekstazą. Wtedy tez wróciła zakleszczając ponownie ich ciała w wijącym się uścisku. Śliska undine ocierała swe łono o łono Elin poddając się rosnącej rozkoszy aż ku jej końcowi.
Półelfka pozwalała jej na to, ciekawa zupełnie nowej Maarin. Jej własne dłonie krążyły po niebieskoskórym ciele, gładząc, pieszcząc i lekko drapiąc. Oddała zupełnie inicjatywę, przenikając spojrzeniem kapłankę aż na wylot, wzdychając i powstrzymując się z coraz większym trudem. Wiatr wił się wokół ich ciał, a kiedy mężczyźni tuż obok znieruchomieli nagle, a Kass wygięłą swe ciało w łuk, usłyszały w powietrzu westchnięcie rozkoszy. Sharess tu była i czuła, a undine czuła, że każdy z ich orgazmów może przybliżać boginię do osiągnięcia własnego. Kiedy potarła łono Elin swoją śliską skórą, ta wreszcie nie wytrzymała i wpiła się z całych sił w usta Maarin, zagłębiając w nich język i jednym ruchem oplatając kochankę całą sobą. Przekręciła ją na plecy i przygniotła sobą, patrząc prosto w wielkie oczy z nieukrywanym wcale, niepowstrzymanym pożądaniem.
Maarin uśmiechnęła się na ten widok. Pozwoliła aby tym razem Elin przejęła inicjatywę. Pokusiła ją tylko jeszcze bardziej wijąc się i podrażniając czułe miejsca. Półelfka otarła się jeszcze kilka razy, jej twarde sutki przesunęły się po wrażliwej skórze undine, ale miała ochotę na coś innego. Zsuwała się coraz niżej, wytyczając drogę swoimi ustami i językiem, który poprzez brzuch i piersi dziewczyny, wędrował wprost na jej łono.
 
Asderuki jest offline  
Stary 10-01-2016, 14:53   #74
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Alan patrzył na Kass jak zahipnotyzowany. Ruchy kobiety budziły w nim pierwotne uczucia, orcza krew szumiała mu w uszach, serce przyspieszyło. Czysto zwierzęce reakcje, cielesne. Ale coś w jego naturze wciąż powstrzymywało go od wykonania ruchu, od dołączenia do tych obrzędów przyjemności. Jakby był niezdolny do podjęcia takiej decyzji. Kass zaśmiała się, ocierając całym swoim ciałem o Valeriusa i nie broniąc mu się dotykać. Była gorąca, rozgrzana od tańca i wirujących wszędzie wokół emocji. Odrzuciła na bok swoje długie włosy, odsłaniając szyję na język, usta i zęby zaklinacza. Spódnica była już tak wysoko, że zaczęła ukazywać łono pozbawione dolnej części bielizny. W głowie półorka pojawił się głos, a także delikatna siła popychająca go w stronę ołtarza.

~Chodź do nas… skosztuj…nie bój się...~


Palce zaklinacza zsunęły się zresztą do łona, pozwoliły już całkiem odsłonić jej kobiecość i krążyły wokół wrażliwego punktu na mapie jej rozkoszy. Druga dłoń zaś zaciskała się na jej piersi miętosiła ją, przy okazji, na oślep próbując wyzwolić ją z tyranii ubrania. Zamglone spojrzenie Valeriusa świadczyło, że całkiem pochłonęła go ta chwila i był w erotycznym transie niemal, pieszcząc pocałunkami szyję i bark Kass… jak i ich połączenie.
Słowa, magiczna sugestia w myślach półorka nakłoniły go w końcu do działania. Zbliżył się, stając tuż przy ołtarzu, mając Kass na wyciągnięcie swoich rąk. Położył dłoń na jej łydce, lecz dotyk był inny niż mogła się spodziewać. Zamiast silnych, napastliwych palców była jedynie delikatna pieszczota, zupełnie niewinna w porównaniu z działaniami zaklinacza. Kass była pochłonięta tak samo mocno, jak oni. Skąpy materiał na piersiach dawał się łatwo podwinąć, odsłaniając w pełni dwie pełne, dobrze pasujące do dłoni piersi. Sutki sterczały mocno, a szerokie aureole wokół nich ściągnięte były w mocnym podnieceniu. Wiatr wnikał w ciała ich wszystkich, rozniecając żar w intymnych sferach. Uniesiona spódnica ukazywała już w pełni ciało kobiety, lśniące w podnieceniu. Niski jak dla półorka ołtarz pozwolił Kass położyć dłonie na głowie Alana.

~Jestem twoja… chcę abyś mnie posiadł…~

Słowa dalej rozlegały się w głowie półorka. Zaklinacz ich nie potrzebował, on to samo czuł na swoich dłoniach pieszczących gorące ciało.
Magia rozbudzała orcze żądze, jednocześnie zagłuszając opory Alana. Po chwili kobieta poczuła wokół talii dwie silne dłonie, bez większego trudu unoszące ją w górę i wyrywające z miłosnego uścisku Valeriusa. Półork posadził Kass na skraju ołtarza i ochoczo zabrał się do rozwiązywania troków u swych spodni. Zaklinacz nie przyglądał się temu temu bezczynnie, zamiast tego kucnął nad posadzoną na brzegu ołtarza kobietą i zabrał się za zdejmowanie z niej górnej części stroju… bez oporów z jej strony pozbawił ją tego kawałka materiału rzucając go na ołtarz niczym ofiarę i kucając jedną dłonią uwalniał własny oręż ze spodni, a drugą pieścił jedną z obnażonych piersi Kass miętosząc ją gwałtownie i namiętnie. Kobieta aż zamruczała, kiedy zabrali się do dzieła. Jej uda same rozchyliły się szeroko, obejmując półorka w pasie, podwinięta spódnica nie zasłaniała nic. I do niczego nie broniła dostępu. Jedna jej dłoń sięgała do torsu Alana, próbując w jakiś sposób pozbawić go górnej części stroju, a druga spoczęła wprost na kroczu Valeriusa. Szybki oddech i zamglone spojrzenie Kass jasno dawały do zrozumienia w jakim stanie się znajdowała.
Zaklinacz poprowadził jej dłoń w dół, aż uchwyciła to, po co sięgała. Sam zaś mając obie ręce wolne zacisnął jej na biuście dziewczyny masując i ugniatając owe krągłości. Był w podobnym do niej stanie zamroczony pożądaniem i ledwo orientował się w tym co się wokół niego działo. Od czasu do czasu zerkał na Elin i Maarin bo były blisko i uśmiechał się lubieżnie. Ale… głównie skupiał się na drapieżnym miętoszeniu miękkich piersi Kass.
Prosta koszula półorka w teorii nie powinna być wielką przeszkodą, gdyby rzeczony półork wykazał jakąkolwiek chęć współpracy. Owładnięty podnieceniem chłopak chciał jednak pozbyć się zupełnie innej części garderoby, więc o ile Kass nie planowała koszuli z niego zedrzeć, to ta miała pozostać na swoim miejscu. Co innego spodnie. Ork uporał się z ostatnim wiązaniem uwalniając swoją męskość. W przypadku Maarin albo Bitaana, egzotyka ich wyglądu była atrakcyjna. Smukłe ptaki, ezoteryczne nimfy i dżiny miały w sobie naturalne piękno. Orki z pięknem nie miały nic wspólnego, przez co i Alana z jego dzikimi rysami nie można było opisać jako wymarzonego kochanka. Miał jednak sześć i pół stopy wzrostu i… cóż, zachowywał proporcje. I prawdopodobnie było to coś, na co Kass liczyła, bowiem uśmiechnęła się i oblizała lubieżnie. Dała sobie spokój z koszulą, zamiast tego mocniej objęła go udami.
- Weź mnie!
Val poczuł jak dłoń zaciska się na jego członku i zaczyna po nim poruszać, niecierpliwie i chaotycznie. Zaklinacz tylko zadrżał i jęknął… zdarzało mu się czuć kobiece palce w tamtym obszarze sprawiające mu przyjemność. Problem w tym, że zazwyczaj owe paluszki radziły sobie z tym lepiej. Niemniej brak fachowości ze strony Kass był zrozumiały w tej chwili, a sam Valerius zbyt otumaniony atmosferą by zdawać sobie w pełni sprawę z sytuacji. No i… miał pod dłońmi miękkie sprężyste piersi, którymi mógł się bawić i których szczyty mógł pocierać prowokująco.
Półork chętnie zareagował na słowa Kass, lecz instynkty nie były wystarczającym zastępstwem dla doświadczenia i potrzebował paru prób nim odnalazł kąt odpowiedni do zagłębienia się w wilgotną szparkę. Kiedy jednak mu się to udało, z entuzjazmem wszedł tak głęboko jak mógł, wydając z siebie pełen zadowolenia warkot i rozpychając wnętrze swej pierwszej w życiu kochanki, która krzyknęła, przyjmując w siebie całą tę całkiem imponującą męskość. Ten pierwszy raz dla Alana był idealny: z kobietą, która wiedziała czego chce oraz była tam na dole odpowiednio już przygotowana na przyjmowanie “gości”. Poczuł jak ściśle go obejmuje i jak gorąca tam jest. Kiedy się w niej zanurzył, położyła się całkiem na miękkim mchu ołtarza, głowę przekręcając na bok i patrząc na członka zaklinacza, ciągle znajdującego się w jej dłoni. Wargi kobiety rozchyliły się, z ust wydobywały stęknięcia przy każdym ruchu półorka, przełamującego opór ciasnego wnętrza. Chłopak, trzymając pewnie jej biodra, narzucił nieśpieszne tempo, jakby chcąc rozkoszować się każdą chwilą tego nowego doświadczenia. Zaklinacz zmienił nieco pozycję klękając w pobliżu jej twarz. Duma zaklinacza stercząc twardo, niczym wyzwanie. Masowana jej palcami czubkiem ocierała się prowokacyjnie o jej rozchylone wargi, gdy Valerius nachylił się ku jej piersiom, masując je, ugniatając i miętosząc… te dwie rozkoszne półkule. Bądź co bądź, Kass nie była pierwszą jego kobietą… zwykle potrafił się więc nimi delektować spokojnie, niczym kielichem wytrawnego wina.

A raczej potrafiłby, gdyby nie wyczuwalna w powietrzu energia Sharess, wżynająca się w głowę i wszystkie te najbardziej wrażliwe miejsca. Kobieta otworzyła szerzej usta, jego męskość co chwilę zanurzała się w nich odrobinę, synchronizując się z pchnięciami półorka. Zamknęła oczy, przyjmując to co jej dawali z wielką przyjemnością, komentując to coraz głośniejszymi jękami. Pomimo tłumienia ich przez Valeriusa. Boska aura miała w jękach Kass duży udział, w innych okolicznościach bowiem miałaby pewnie parę uwag do zdobywającego ją chłopaka. Rozmiar mógł mieć znaczenie, ale niedoświadczenie sprawiało, że ork nadawał całemu aktowi dość wolny i monotonny rytm. Zaklinacz pochłonięty żądzą wywołaną energią Sharess chwycił pukle włosów Kass i mocniej nacierał swą męskością na usta kobiety, zanurzając swą dumę głębiej w ową rozkoszną otchłań otoczoną słodyczą jej warg.
Poczuł, jak te wargi zamykają się na nim szczelnie, otulając w pełni. A tam w środku język zawzięcie zaczął krążyć wokół główki jego oręża. Przez chwilę tak trwała, a potem zaczęła sama poruszać głową, przyjmując go głębiej, szczególnie kiedy pchnięcie Alana nasuwało ją na twardą męskość. Otworzyła oczy, przenikając spojrzeniem półorka. Zdawało się, że słychać jej mentalny, błagalny głos.

~Mocniej… szybciej… Bierz mnie mocniej…~

Ork nie umiał, a może w gruncie rzeczy nie chciał, przeciwstawić się magicznym rozkazom Kass. Czuł jak chętnie przyjmuje go w sobie i podniecało go to coraz bardziej. Kolejne pchnięcia były bardziej zdecydowane, na tyle mocne by kołysać obnażonymi piersiami brunetki.
Zaklinacz zaś podziwiał widoki. Dwie śliczne rozbierające się dziewczyny działały równie mocno na jego libido, co słodkie usta Kass otulające jego dumnie sterczący oręż.
Leniwym ruchem masował poruszającą się pierś brunetki, drugą zaś trzymając Kass za włosy i pomagając jej przy tej pieszczocie jego ciała. Pieszczocie coraz bardziej intensywnej wraz z każdym pchnięciem Alana. Zaczęła pomagać sobie dłonią, obejmując nią męskość zaklinacza i ruszając nią w tym samym tempie, co on wchodził w nią. Wydawała z siebie przy tym stłumione jęki, dając nimi do zrozumienia jak dużą przyjemność dają jej obaj mężczyźni.

~Taak… nie przestawaj…!~

Gorąca grota rozkoszy raz za razem przyjmowała półorka w całości, zaciskając się na nim i potęgując to co odczuwali oboje.
Zielonoskóry poruszał się jak w amoku i nie przestałby nawet, gdyby Kass mu kazała. Warczał przez zaciśnięte zęby, nie potrafiąc przeżywać swej przyjemności w ciszy, która narastała z każdą chwilą, zbliżając się do nieuniknionego finału. Valerius czuł jej pieszczotę coraz silniej, ale nie chciał jeszcze odczuć ulgi. Starał się powstrzymywać usta i zwinny języczek Kass. Wpatrzony w dwie pieszczące się kobiety, delikatnymi szarpnięciami za włosy “flecistki “starał się spowolnić tempo jej pieszczot… jeszcze nie miał ochoty… oddać w jej usta białego trybutu.
Ona jednak bardzo chciała go przyjąć i było ją tak samo trudno powstrzymać jak pchnięcia Alana. Pierwszy raz, na dodatek wspomagany obecnością Sharess, nie mógł trwać dla półorka wiecznie. Nie mógł mieć jednak lepszej partnerki. Doświadczona w tych względach Kass poruszała biodrami, sięgając dłonią na swoje łono i pieszcząc nią zarówno siebie, jak i jego. Z szeroko otwartymi oczami patrzyła wprost na swojego kochanka, na tyle ile umożliwiał jej to zaklinacz.
W końcu Valerius… musiał uznać wyższość Kass i z cichym jękiem napełnił jej usta, swoją lepką i ciepłą rozkoszą, zerkając to na kochankę to na popis dwóch ślicznych kobiecych ciał splecionych w erotycznych zapasach rozkoszy. Półork czując dłoń kochanki jedynie przyspieszył. Jego męskość jakby jeszcze bardziej się powiększyła, a warkot przerodził się w dziki jęk. Owładnięty rozkoszą, docisnął swe lędźwie do rozgrzanej kobiecości i wypełnił ją swym nasieniem.
Kończąc w niej niemal jednocześnie, dali jej to co chciała i czego potrzebowała. Szarpnęła się i członek wypadł z jej ust, ostatnie krople nektaru rozpryskując na twarzy i włosach kobiety, głośno wyrażającej swoje spełnienie. Ciało zadrgało wraz z wytryskiem Alana, wygięło się w łuk, a krzyk rozbrzmiał wyraźnie w całej okolicy, szybko zagłuszony przez pomruk wzmagającego się wiatru. Powietrze przyniosło westchnięcie rozkoszy.
Zaklinacz pogłaskał czule Kass po włosach uśmiechając się do niej, acz i zerkając na dwie figlujące kobiety. Starał się skupić na sobie i sprawdzić… czy jeszcze czuje, czy jeszcze słyszy zew Sharess. Czy może to już koniec.Ork oddychał ciężko, oswajając się ze swoim pierwszym erotycznym przeżyciem. Atmosfera roztaczana przez boginię rozkoszy i magia Kass wciąż zagłuszały wstyd i nieśmiałość Alana, pozostawiając na powierzchni bardziej zwierzęcą naturę chłopaka.
Wysunął się z pulsującego wnętrza, ociekając mieszaniną kobiecych soków i własnych. Obejrzał się wokoło czekając, co teraz nastąpi. Nie nastąpiło nic gwałtownego. Pozostali jednakże ciągle pozostawali złączeni w uściskach miłości, a wiatr nie ustawał, pobudzając i nie pozwalając napięciu zmaleć w wystarczającym stopniu. Kass wydawała się ciągle zamroczona tym co się stało, leżąc z rozchylonymi nogami na skraju ołtarza, z sokami wolno wypływającymi z jej wnętrza.
- Wiedziałam, że mnie nie zawiedziecie - wymruczała do nich, patrząc jednak przy tym na ciągle gotowe przyrodzenie Alana.
- Cieszę że mogliśmy pomóc… masz ochotę na coś jeszcze?- zapytał z kurtuazją Valerius zerkając na inne pary. Nie zamierzał się wtrącać w ich poczynania nie zapraszany, ale popatrzeć było na co.
- Zawsze - odpowiedziała mu z rozmarzonym uśmiechem. Palcem zebrała kropelkę jego soków i wsunęła sobie do ust.
Valerius przesunął palcami po udzie Kass delikatnie muskając jej skórę.
- Więc… wyraź swe życzenie księżniczko. A ten rycerz postara się je spełnić.
Nie mógł wszak wypowiadać się za półorka, ale skoro inni byli zajęci figlami, a Kass nadal chętna to… zaklinacz nie miał powodu by jej odmawiać kolejnych doznań.
Rzeczony półork starał się ogarnąć jakoś w swoich myślach całą tę lubieżną scenę. Wszystkie znane mu wcześniej dziewczyny i kobiety, z wyjątkiem mamy, bały się go albo z niego szydziły. Żądza i cielesna miłość były dla niego pojęciami, które znał, ale których miał nie doświadczyć - był przecież brzydalem i potworem. Teraz, przy ołtarzu Sharess nie tylko widział i słyszał pieszczoty i akty, których wcześniej nawet sobie nie wyobrażał, ale również w nich uczestniczył. Podobało mu się to.
Spojrzał ponownie na Kass, a w jego wzroku kryła się tylko chuć.

Kobiecie więcej nie trzeba było. Bez słowa obróciła się na brzuch, a potem uniosła się na kolana. Spódnica zsunęła się, ale nie podjęła kroków, aby ją zdjąć. Zamiast tego przekręciła tak, aby jej tył znalazł się tuż przed oczami Valeriusa, a następnie opadła na dłonie i oblizała usta, spoglądając na półorczą maczugę.
- Czuję, chłopcy, że nie macie jeszcze mnie dość… nie ograniczajcie się, złóżmy cześć bogini, której ta świątynia została poświęcona…
Valerius podwinął całkiem jej spódniczkę odsłaniając dwie kuszące półkule, chwycił za krągłe pośladki Kass i masując je dłońmi delikatnie ocierał swój oręż o obszar pomiędzy pośladkami dziewczyny. Ta pupa kusiła, ale… czy czarnowłosa dziewuszka była wystarczająco doświadczona. Valerius nie był. Miał dotąd tylko jedną taką okazję w życiu.
Naparł więc kciukiem na perwersyjny otworek Kass i spytał.
- Wolisz tu, czy… tradycyjnie?
Sam widok nagiej Kass, otwartej, wyuzdanej i kusząco oblizującej usta wystarczał, by półork ponownie stawał się gotowy do zabaw. Trochę pokracznie zbliżył się do brunetki, jako jedyny bowiem był dalej ubrany, ze spodniami zaplątanymi wokół kolan. Najwyraźniej jednak umykało to jego uwadze.
Kass zawahała się, lecz na krótko.
- Możesz tam… - jęknęła, czując nacisk palca na swój anus. - Nawilż…
Więcej nie powiedziała. Ubranie Alana umykało też kobiecie, którą obecnie interesowało zupełnie co innego. Opierając się tylko na jednej ręce, drugą uniosła i objęła dłonią członka półorka. Poruszyła nią tak kilka razy w przód i w tył, zerkając w górę, w oczy. I przy okazji posyłając szybki uśmiech Bitaanowi, który zbliżał się z uwieszoną na nim Dią. Zupełnie nagą.
Valerius tylko zerknął na Dię i uśmiechnął się lekko, ale bardziej zajęty był Kass, masując jej pośladki i dając klapsy lewą dłonią, prawą sięgnął między jej uda i zanurzył palce w miejscu najbardziej wilgotnym i śliskim. I poruszył palcami kilka razy energicznie by połączyć przyjemne z pożytecznym.
Kass tak chętnie pieszcząca męskość, która była śliska od dowodów ich wcześniejszej miłości jawiła się orkowi bardzo perwersyjnie. Sprawiło to jedynie, że błyskawicznie stwardniał w delikatnej dłoni do swych pełnych rozmiarów. Oczy dziewczyny jakby hipnotyzowały półorka, nie umiał bowiem od nich oderwać swego spojrzenia, przez co był zupełnie nieświadomy zbliżających się Bitaana i Dii.
Otworzyła szeroko usta i wzięła go pomiędzy swoje wargi, z trudem mieszcząc w nich tę potężną maczugę. A dokładniej: jej fragment. Język zaczął taniec, na tyle ile mógł, a dłoń nie przestawała się poruszać po całej długości, zbaczając co chwilę także na kołyszące się lekko poniżej atrybuty Alanowej męskości. Wypięta ciągle do zaklinacza poruszała biodrami, bez trudu przyjmując jego palce w bardzo mokrą i wręcz kapiącą grotę. Półork zapełnił ją tam aż po brzegi.
Kolejne nowe doświadczenie również przypadło półorkowi do gustu, co skwitował pełnym zadowolenia pomrukiem. Uczucie było inne, mniej intensywne, za to dostarczało więcej bodźców. Przypomniał sobie, co przy tej pozycji robił wcześniej Valerius, więc również wplótł palce między pukle Kass. Tyle tylko, że przypominało to bardziej głaskanie, niż narzucanie tempa. Wielkolud pozostawiał inicjatywę kobiecie.
Zaklinacz przez chwilę bawił się palcami w grocie rozkoszy kochanki, zamglonym spojrzeniem obrzucając jej tyłeczek hipnotyzujący go niemal swymi ruchami. Od czasu do czasu jego świadomość wynurzała się z owych oparów pożądania, by rozejrzeć się dookoła. Potem jednak Valerius znów skupił się na pupci Kass, by musnąć parę razy pomiędzy jej pośladkami. Zastępując pieszczotę jednej dłoni jej mokrego kwiatuszka, drugą dłonią sięgnął ku rozkosznemu otworkowi kuszącemu perwersyjnymi doznaniami, których dotąd poznał raz… kiedy, z kim… w tej chwili pamięć Valeriusa była mętna. Niemniej wiedział co miał czynić. Jeden palec, drugi, trzeci… z uznaniem przyglądał się jak Kass mieści je wszystkie. Była niewątpliwie najbardziej doświadczoną kochanką w grupie. Przy niej Valerius czuł się jak uczniak.

Na pewno pomagała Sharess, której dotyk wyczuwalny w powietrzu, pozwolił Valeriusowi na coś takiego, jak trzy palce wsunięte odrobinę w ten zakazany otworek. Kass zamarła, ostrożnie kręcąc biodrami i dostosowując się do tego, co jej robił. Mimo tego rozgrzana była nawet tam, w pełni poddana atmosferze miejsca i jękom wiatru, do których dołożył swój własny. Wróciła do pieszczoty, jaką sprawiała półorkowi, nasuwając się coraz dalej i szybciej na jego twardą już w pełni maczugę. Znikała ona w słodkich ustach do połowy, musząc sięgać aż do gardła kobiety, zachłannie starającej się przyjąć jak najwięcej.
Ołtarz mógł się już pochwalić czterema pięknymi niewiastami z chęcią oddających się miłosnym uniesieniom. Ich jęki, oddechy oraz widok, który sobą prezentowały mógłby oszołomić każdego mężczyznę i z całą pewnością sprawiłby, że Alan zapadłby się pod ziemię, albo zmieszany co najmniej uciekł. Usidlony jednak przez wiedźmie zaklęcie ledwie zwracał uwagę na to, co działo się dookoła. Ważna była tylko Kass i przyjemność, jaką mu sprawiała.
Valerius uśmiechnął się nieco łobuzersko i rozgrzewał pupę Kass ruchami palców. W końcu jednak był gotów by zastąpić palce czymś innym. A i dziewczyna była gotowa, by przyjąć nowego intruza. Zaklinacz objął dłońmi pośladki Kass i powolnym ruchem bioder zdobył jej pupę, zanurzając swój oręż miłości między jej pośladki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-01-2016, 14:55   #75
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
--- nieco na uboczu ---

- Czemu nie dołączasz rudowłosa my… - ugryzł się w dziób. - dziwożono?
Dia także była ciągle w pełni ubrana, w dodatku nosiła skórznię, co podkreślało może jej kształty, ale na pewno nie było tak łatwe do zdjęcia jak lekkie bluzeczki. Na policzkach dziewczyny wykwitł widoczny z bliska rumieniec.
- Ja… to… - w takich sytuacjach traciła pewność siebie. - To krępujące, bo ja nigdy…
Bitaan uśmiechnął się, ale jeszcze nie zmniejszał dystansu. Zachowywał bezpieczny metr, nie licząc długości dzioba.
- Spokojnie - rzekł cicho. - To całkiem normalne, że takie rzeczy... - wskazał kciukiem za siebie. - … krępują. Pamiętam swój pierwszy raz.
Bard wzniósł dziób do góry, patrząc w niebo i rozpamiętując te gorące chwile.
- Było wspaniale… ach… - wrócił uwagą do rudowłosej. - Lecz zapewniam cię, i tezę ten potwierdzi każdy kogo spotkasz na szlaku… - urwał, jakby się zreflektował i konspiracyjnie nachylił się przykładając dłoń do dzioba. - Mogę ci zdradzić ten sekret?
- Niby jaki? - popatrzyła na niego powątpiewająco, zezując przy tej okazji na ołtarz. - Ja ciągle nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak to u ciebie… wygląda… - przygryzła wargę, teraz zezując na Bitaana i udając, że patrzy gdzie indziej.
Bard zaśmiał się cicho.
- Pierwszy raz to zawsze wielka zabawa - mruknął. - Taki to sekret. A mój własny, osobisty sekret… - spojrzał w dół nie pozostawiając wątpliwości o co mu chodzi. - ... wygląda całkiem normalnie. Widzisz… jestem w końcu po części humanoidem. Mam ręce, nogi, biodra… i choć wyobraźnia zmusza, by koncentrować się na dziobie i jajach, to jednak jakoś musimy sobie w łożnicy dawać radę. Poza tym… krążą w moich stronach o niecnych tengu zakradających się do komnat pięknych, ludzkich księżniczek.
Tengu zbliżył się o pół metra odchodząc lekko w bok, by również móc popatrzeć kątem oka na ołtarz.
- Więc twierdzisz że jesteś nowicjuszką?
Dia otworzyła usta podczas tej przemowy i zamknęła je nagle pod jej koniec. Spłoniła się jeszcze bardziej i odwróciła wzrok, ale wtedy widziała dokładnie co się działo na ołtarzu.
- Ja… to nie o to… - westchnęła. - To Val zwykle podglądał… ja… ja inaczej sobie wyobrażałam pierwszy raz… - powiedziała cicho.
- Opowiesz mi o tej wizji? - zachęcił tengu ciepłym tonem skupiając uwagę na dziewczynie. - Obiecuję zachować to jako sekret.
- Patrząc na Maarin… ona w klasztorze była taka święta! - Rudowłosa mimowolnie zachichotała. - Patrząc na nią to już sama nie wiem… każda dziewczyna marzy chyba o tym jedynym i romantycznym… zbliżeniu… - unikała wzroku Bitaana.
Uśmiechnął się i powoli dotknął szponem jej podbródka zachęcając by jednak spojrzała w oczy tengu.
- O ja głupi… a ja zawsze myślałem że każda dziewczyna jest wyjątkowa. Więc jak jest z tobą? Romantyczne zbliżenie, czy zabawa?
Dała sobie obrócić głowę… i pokazała mu język.
- Nie jestem zbyt romantyczna… ale Maarin przynajmniej miała najpierw Bayla na osobności!
Opuścił rękę i pokiwał głową na boki, ale powstrzymał się od wzruszenia ramionami.
- No rzeczywiście. Mam więc dla ciebie drobną propozycję. Wypośrodkujmy zabawę i bycie na osobności. Pozwól wprowadzić mi ciebie w świat ars amandi, świat zabawy, utraty tchu, miłosnych wzniesień i drżących ciał - zaproponował otwarcie. - Jeśli czujesz, że nie jesteś gotowa, by wniknąć w ten kocioł, zacznij swą przygodę obok tego wielorękiego cielesnego golema miłości.
Zamrugała od tej propozycji. I ilości metafor, próbując pewnie je przełożyć na bardziej przyziemny język. Przesunęła po nim spojrzeniem, ale wiatr na szczycie skały zrobił się już prawie gorący wraz ze zmnieniającą się sytuacją na ołtarzu. Zdawał się też wnikać w erogenne i intymne strefy, pobudzając je nieustannie.
- Ja… - zaczęła niepewnie - ...chcę… ale przecież ciebie nawet nie pocałuję…
Bitaan zaśmiał się ciepło i zbliżył do rudowłosej zmniejszając dystans. Jego dłoń znalazła się na jej policzku. Lekko zadrżała pod wpływem tego dotyku.
- Dziób też można całować, choć zapewniam cię, że nie tylko na całowaniu opiera się zabawa. Jako nowicjuszka, obawiam się, że będzie ci dane z początku tylko przyjmować przyjemność. Ale… pozwól że ci ułatwię inicjację.

Tengu mrugnął kilkukrotnie koncentrując się na wewnętrznym ogniu, jaki w nim teraz buzował. Zebranie magicznej energii spiętej z ludzką krwią, nie stanowiło problemu. W mgnieniu oka sylwetka barda zaczęła się zmieniać. Pióra zatopiły się w ciele uwalniając kryjącą się pod spodem skórę. Szpony zaczęły się zmniejszać zamieniając w paznokcie. Bitaan wyprostował się, rezygnując z wiecznie przygarbionej postury. Barki utworzyły prostą linię. Dziób zaś przekształcił się w nos. Trochę przydługi, lecz umieszczony na zdecydowanie ludzkiej twarzy. Złote oczy patrzyły na Dię spod lekko przymrużonych powiek.
Nie chcąc tracić czasu, a przede wszystkim nie dając dziewczynie chwili na komentarz, nachylił się i pocałował rudowłosą w usta. Przesunął przy tym dłoń z policzka, na tył głowy. Dystans zaś zmniejszył całkowicie, przyciągając ją do siebie, łapiąc drugą ręką za talię.
Zaskoczył ją tak bardzo, że nie wydała nawet dźwięku, nie mówiąc już o ruchu. Wargi dziewczyny rozchyliły się szerzej po sekundzie lub dwóch, a ona sama ani nie oponowała, ani nie próbowała uciec przed tym, co się działo.
Przechylając głowę na bok, by nos nie przeszkadzał w pocałunku, tengu zaczął powoli poruszać ustami. Na razie przyzwyczajał Dię do najzwyklejszej i najprostszej formy tej pieszczoty. Trwał przy tym przy inicjatywie, nadając tempo i intensywność. Sam również delektował się tą chwilą, choć wiele wysiłku i woli kosztowało go powstrzymywanie się. Najchętniej to rzuciłby się na złodziejkę i wykorzystał fakt posiadania ust. Wiedział jednak, że jeśli to ma być jej pierwszy raz, to jego zadaniem… ba! Świętym obowiązkiem jest zapewnienie jej jak najmilszej inicjacji.
Kontynuował zatem pocałunek, póki nie uznał, że dziewczyna jest wystarczająco rozgrzana, a ruchy ust wpadają w monotonię. Wtedy dołączył do pocałunku język, delikatnie muskając jej wargi i próbując się powoli wcisnąć pomiędzy nie. Nie napotkał żadnego oporu, wręcz przeciwnie. Dia mogła nie mieć mężczyzny, ale pocałunki nie były jej takie znów obce. Mały języczek wyszedł Bitaanowi naprzeciw, kiedy dziewczyna zapomniała o całym świecie naokoło i poddała się jego dotykowi i pieszczotom.
Bard zaczął pewniej operować językiem. Zaczął przemieniać pocałunek w gorące doznanie, pełne namiętności. Zmysłowo tańczył wewnątrz ich ust, nie przestając poruszać wargami. Wilgotna i ekscytująca przygoda przedłużała się. Tengu postanowił wybrać się na eksplorację po ciele towarzyszki. Wpierw przez ubranie rzecz jasna. Ludzkie dłonie opuściły dotychczasowe miejsce spoczynku i zaczęły badać anatomiczność skórzanej zbroi. Ku ubolewaniu, była zbyt sztywna. To jednak nie odstraszyło obu wędrowców. Palce zaczęły szukać rzemieni pilnujących wdzięków dziewczyny. Natrafiając na nie bezlitośnie się z nimi rozprawiały, rozwiązując i luzując elementy skórzni. Istotnie, zręczność barda wychodziła tu w pełni, kiedy radził sobie z zapięciami, których na szczęście dużo nie było. Dopasowana skórznia szybko poluzowała się, ukazując fragmenty znacznie lżejszego ubrania założonego pod nią. Dia wydawała się pochłonięta całkowicie ich pocałunkiem. Jej mały języczek krążył w ustach Bitaana tak samo energicznie jak jego własny. Rudowłosa była żywiołową dziewczyną i musiało to wyjść także w tej sytuacji. Co więcej, jej dłonie nieśmiało dotknęły torsu tengu. Oparła je o niego, delikatnie, wręcz niewinnie. Spotkała się jedynie z zachęcającym mruknięciem z jego strony. Skóra tengu była gładka, pozbawiona owłosienia. Nie była też iluzją, a w istocie ludzkim ciałem.
Bard wydawał się nie potrzebować oczu. Dłonie wiedzione własnymi zmysłami, po omacku odnajdywały krawędzie skórzni. Rozchylały je, podciągały, luzowały i zsuwały sztywny materiał podbierając za sobą również koszulę ukrytą pod spodem. Nie omieszkały przy tym gładzić odsłoniętych już fragmentów delikatnego, dziewczęcego ciała. W końcu nastąpił moment przerwania pocałunku. Nie był nagły. Bitaan postarał się by taniec języków zwolnił. Ruchy warg stały się rzadsze i pełniejsze. Formą przypominały dziobanie. Odchylił się wreszcie, ale tylko po to, by ściągnąć z Dii górną część odzienia. Gestem zachęcił by podniosła ramiona i przez głowę zzuł z niej skórznię wraz z koszulą. Ubranie poleciało na ziemię, a bard wciąż odchylając się lekko do tyłu skupił uwagę na wdziękach młódki.

- Zdejmij spodnie - mruknął po dłuższej chwili.
Było co podziwiać, bowiem Dia dzięki aktywnemu życiu miała ciało smukłe, szczupłe i umięśnione tam gdzie trzeba i jednocześnie delikatne tam gdzie takie być powinno. Małe, ale bardzo sterczące piersi rudowłosej były na wyciągnięcie ręki, drżąc przyjemnie przy każdym ruchu dziewczyny, które potwierdzały ich sprężystość. Gdzieś od ołtarza dobiegł kobiecy okrzyk zrodzony z przyjemności, ale łotrzyca zawahała się, cała czerwona na twarzy. Przygryzając wargę powoli zaczęła wreszcie rozsupływać spodnie, zerkając z ukosa na ołtarz. Niewiele było już ubrań na ciałach zebranych tam uczestników tej poświęconej Sharess orgii.
Bitaan poświęcił temu widokowi tylko jedno spojrzenie. Planował wrócić na ołtarz w późniejszym czasie. Teraz zaś koncentrował się na Dii. Zaszedł ją od tyłu, kierując przodem ku orgii. Lubił tą pozycję gdyż niezmiennie od rasy dawała swobodny dostęp do piersi. Nie omieszkał skorzystać z tej przewagi. Ułożył dłonie na dziewczęcych półkulach i zaczął je masować. Brodawki same zaczęły wskakiwać pomiędzy kciuki i palce wskazujące.
Dia mogła zauważyć że bard promieniował aurą pewności. Pieścił ja bez wahania i płochliwości. Takim nastawieniem zamierzał “oswoić” rudowłosą z przyjemnością. Jednocześnie czuł się nieco spetryfikowany w okolicach lędźwi. Widząc co się dzieje na ołtarzu, dziewczyna wcale nie protestowała przed dotykiem dłoni, ale jednocześnie ruchy jej własnych stały się coraz mniej skoordynowane. Rozsupłała spodnie, jednak przylegająca do ciała skóra sama wcale nie zsuwała się z bioder. Westchnęła, kiedy mocniej ścisnął sutki. Nie była niechętna, wręcz przeciwnie, ale jednocześnie nie wiedziała co robić. Żywiołowość w tej nowej dla siebie sytuacji musiała dopiero obudzić.
Bitaan zaczął zjeżdżać dłońmi wzdłuż jej boków. Powoli, nieśpiesznie sunął palcami po skórze rudowłosej, aż w końcu trafiły na krawędź spodni. Kilka palców wsunęło się pod materiał. Pozostałe przytrzymały go na zewnątrz. Wciąż powoli, acz stanowczo, bard zaczął zsuwać spodnie w dół odsłaniając biodra, pośladki oraz uda. Kucnął by dokończyć dzieła, zostawiając Dię nagą.
Nie powstał od razu. Wpierw zaczął podziwiać dziewczęce kształty i wysportowaną figurę. Gdy zaś nakarmił oczy, zaczął całować ciało, poczynając od ud, a piąc się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu wyprostował nogi i wpił się wargami w kark niczym wampir z wzbudzających dreszcze baśni. Był to z resztą jego ostatni pocałunek. Czuł jak moc polimorfii powoli zaczyna wysączać się z jego ciała. Już niedługo miał stać się ponownie tengu.
Nieomylne dłonie namacały jego własny pas, z którym rozprawiły się szybko, by zaraz potem rozwiązać troki przy spodniach. Luźne, lniane spodnie, same opadły do kostek. Lecz nikt nie mógł jeszcze ujrzeć sekretu kruczego człowieka, gdyż krył się za dziewczyną.

- Połóżmy się - szepnął jej do ucha.
Wciąż nie odwracając jej ku sobie, złapał Dię w talii i ponownie zaczął klękać ciągnąc ją za sobą. Ponieważ była niedoświadczona, zamierzał ją ułożyć, dając znaki stanowczymi gestami - na brzuchu, podsuwając pod łono zbite w gałgan ubranie. Odrobinę drżała, ale ciężko powiedzieć, czy ze strachu. Na pewno nie z zimna, bowiem wiatr był gorący i przenikał aż do wnętrza, rozpalając do czerwoności. Obejrzała się na Bitaana i uśmiechnęła słabo. Zobaczył w jej oczach, że się nie zawaha, chociaż zdziwiła ją pozycja. Mimo to uklękła, a potem pochyliła się, wypinając do niego sprężyste pośladki i niezbyt szerokie biodra. Z kładzeniem się był już większy problem, pod nimi bowiem była pokruszona skała i popękana marmurowa posadzka, o wiele mniej wygodnie od miękkiego mchu na ołtarzu.
Dostrzegając, że podłoże nie sprzyja jego zamysłowi, zamiótł zamaszystym ruchem ręki rozrzucając odłamki skał z dala od nóg Dii. Odwzajemnił uśmiech, który w tym świetle i przy długim nosie, mógł się wydawać groteskowy.
- Z początku może zaboleć - ostrzegł i zaraz zapewnił. - Lecz jesteśmy w świątyni Sharess. Z pewnością nad nami czuwa.
Uklęknął za rudowłosą i przeciągnął palcami po jej grzbiecie. Zadrżał tak jak ona. Czuł że opuszcza go magia długonosej formy. Skóra zaczęła czernieć. Pióra poczęły wyrastać na nowo. Nos jął przemieniać się z powrotem w dziób. Nim całkowicie wrócił do swej naturalnej postaci, zdołał połączyć się z Dią jednym, pewnym ruchem, dzieląc się nią, swoim Sekretem. Krucze szpony zacisnęły się na talii. Z rozwartego i skierowanego ku górze dzioba wydarło się rozedrgane kraknięcie, w którym pierwszą nutę wygrywała przyjemność.
Dia krzyknęła, kiedy ją posiadł, przełamując wszelkie bariery. W środku była gorąca i mokra, gotowa na wszelkie sekrety, jakimi chciał się dzielić, ale nie zmieniało to faktu, że jeszcze przed sekundą była dziewicą. Wybawiona od tego “problemu” tak nagle, mimowolnie odrobinę mu uciekła, zastygając w bezruchu. Wiatr skupił się na niej, otaczając niemal zauważalnie i wirując wokół tego młodego ciała, szybko sprawiając, że dziewczyna się rozluźniała. Sharess nie pozwalała na długie nieprzyjemności.
Tengu poluzował chwyt i pomasował plecy łotrzycy uspokajającym gestem.
Wiatr przenikał również Bitaana. Bard zaś starał się z nim zsynchronizować. Potraktować niczym instrument, na którym mógłby wygrywać chaotyczną melodię namiętności. Był też i drugi instrument, o którym nie mógł zapominać. Spetryfikowany Sekret, którym zaczął powoli nadawać tempa i rytmiki. Ów sekret z pewnością zdumiałby niejedną dziewczyną. Bynajmniej wielkością, jako że tengu nie słynęli z trzymania w sekrecie dużych rzeczy. Raczej formą i treścią, gdyż wiele obdarzonych nadto wybujałą wyobraźnią samic innych ras oczekiwałoby raczej, że dziobate stwory będą dysponować równie ptasią formą na każdej wysokości piór. Jednakże natura (lub bogowie), choć poskąpiła kruczoczłekom skrzydeł , to jednak nadając im humanoidalną sylwetkę nie zapomniała ich obdarzyć odpowiednią ilością członków górnych i członków dolnych, podobnych wielce do ludzkich, prócz może koloru i skóry.

Dłonie ponownie ułożyły się na talii, a szpony lekko kłuły skórę rudowłosej. Cofnęła się ponownie, sama nasuwając na tę całkowitą nowość w swoim życiu. Zamruczała, odwracając głowę, kiedy ponownie chwycił jej szczupłą talię. Cała zarumieniona patrzyła teraz na niego w jego prawdziwej formie… i uśmiechnęła się, szczerze i radośnie. Pierwsza niepewność minęła i powracała prawdziwa Dia. Poruszyła biodrami na boki. Na próbę. A może prowokując?
Cichym kraknięciem bard przyjął wyzwanie rzucone mu, przez dziewczę, które ledwie kilka chwil temu wydawało się płochliwe. Wcześniej się pomylił traktując swój sekret jak instrument. To Dia była instrumentem, a on właśnie zaczynał na niej grać tworząc wspaniałą, zmysłową opowieść. Jej pierwszy raz zasługiwał na wielkie słowa, wielkie czyny i dobitne metafory. Jego biodra były tłokiem, a jej wnętrze ogniem kuźni. Raz za razem, w rytm muzyki wybijanej przez dudniącą w skroniach krew, słał swój taran do przodu, przez rozbite już wrota, za którymi się niedawno kryła. Regularne, ale niezbyt mocne wypady maszyny oblężniczej miały pobudzić, podrażnić i prowokować. Palce niczym dziesięciu konnych zwiadowców wybierały się na rekonesans po jej ciele. Muskając, masując, trąc, a nawet lekko drapiąc nie pozwalały oddać się do końca monotonii toczącej się wśród bioder i pośladków bitwy.
Niewielu obrońców stało na jego drodze, wystarczyło wejść w gorący tunel, prowadzący do wnętrza tej zdobytej już twierdzy. Rudowłosa wydała z siebie dźwięk rozkosznej kapitulacji, wpuszczając tego intruza, który tak chętnie pozbawiał ją dziewictwa i niewinności. Wróciła wzrokiem na ołtarz, podparta dłońmi i poddańczo wypięta pozwalała zdobywać się raz za razem. Niewiele czasu zajęło Bitaanowie sprawienie, aby wzdychała i pojękiwała niemal nieustannie. Wiatr rozpalał do granic, pragnął pozbawić wszystkich granic i energiczna Dia oddawała pełną cześć bogini rozkoszy.
Bard nie zamierzał ukrywać że ta miłość na twardej, pokruszonej posadzce i w nim zbiera swe żniwo. Urwane kraknięcia wypełniały powietrze, dołączając do jęków dziewczyny. Splatając się z nimi tworząc prawdziwie przejmującą pieśń, która dźwięczała w ich uszach przy akompaniamencie uniesień dochodzących z ołtarza. Pieśń która podrażniała zmysły, wprawiała ich ciała w jeszcze mocniejsze dreszcze, ekscytowała swą sugestywną formą i emocjonującą treścią. Tengu był świadom, że jego rozgrzane ciało, długo nie utrzyma rosnącego napięcia. Już teraz od czasu do czasu zaciskał palce w niekontrolowanym skurczu rysując skórę łotrzycy różowymi pręgami.

Kierując się nie tylko instynktem, ale również własnym zamysłem, nagle bez ostrzeżenia wstrzymał atak przez rozgrzany tunel, a wręcz opuścił go. Usiadł ciężko na posadzce.
- Chodź - kraknął dysząc lekko. - Usiądź…
Nie dokończył. Nie zamierzał kończyć w sposób werbalny. Pociągnął natomiast dziewczynę ku sobie i gestem nakłonił, by się obróciła i połączyła się z nim na nowo. Jej pierwsze zaskoczenie szybko zostało zastąpione uśmiechem, kiedy pociągnął ją na siebie.
- Twoje pióra… - zamruczała - ...są całkiem przyjemne…
Przytuliła się, osuwając w dół. Musiał tylko odrobinę wspomóc jej entuzjazm. Rude włoski na łonie podrażniły przyjemnie jego sekret, gdy otarła się kilka razy, zanim trafił dokładnie tam gdzie chciał. Zamknęła oczy i nasuwała powoli, aż do momentu, kiedy cały nie został pochłonięty przez żar jej ciała.
W gardle barda narodził się pomruk satysfakcji gdy jego czarna wieża została ponownie rozpalona.
- Dziękuję - westchnął i nie powiedział nic więcej. Zamiast tego złapał Dię za pośladki i zaczął dociskać je do siebie, ponownie nadając rytm ich ciałom. Sam zaś napinał się i kołysał, niczym łódka na lekko wzburzonej tafli wody. Już nie przeciskał się przez tunel rozkoszy. Wieża ruszała się u nasady napierając na otaczające ją, wilgotne ściany. Tego mu zdecydowanie brakowało w poprzednim ułożeniu ciał.
Dia była bardzo pojętną uczennicą. To sama Sharess mogła kierować jej ruchami, dziewczyna dostosowała się szybko do Bitaana, oplatając go ramionami i całując dziób. Na przemian przy tym chichotała i postękiwała, intensywnie kołysząc biodrami i naciskając na sztywny flet, nie dając mu wytchnienia ani przez chwilę.
Bard odwzajemniał chichot czerpiąc z tej zabawy równie wiele przyjemności co rudowłosa. Jednak nie mogło to trwać wiecznie, jako że miał swoje ograniczenia - nawet jeśli były one przesunięte dzięki zbawiennej magii Sharess. Czuł jak wchodzi w ostatnie takty. Petryfikacja męskości, choć wydawałoby się to niemożliwe, postępowała do granic wytrzymałości. Finał był blisko, a ekstatyczne skurcze przejmowały kontrolę nad jego ciałem. Szpony ponownie rysowały skórę łotrzycy, a kołysanie stało się intensywniejsze. W końcu powoli, płynnym ruchem wzniósł dziób do góry. Rozwarł go jednocześnie przyciskając do siebie dziewczynę i kraknął przeciągle w gwałtownym spełnieniu. Zatrzymała się raptownie, gwałtownie pąsowiejąc i tak już na mocno zaróżowionej twarzy. Czuła jak się do niej wlewa, struga za strugą i zamknęła mocno oczy. Wiatr powiał z dużą siłą, przynosząc jęk rozkoszy, nie należący do nich samych. Niespodziewany dreszcz wstrząsnął rudowłosą, przeciągłe westchnięcie nastąpiło zaraz potem, kiedy dziewczyna całą sobą przykleiła się do barda.
Odwzajemnił gest tuląc dziewczynę do siebie. Czuł jak napięcie odpuszcza, jakby ktoś powoli rzucał na niego zaklęcie zamiany kamienia w ciało. Towarzyszyły temu dreszcze i jak zawsze, nieopisana ulga. Resztki przyjemności, które wciąż trzymały jego lędźwia zmusiły go by poruszył się jeszcze ostatni raz, po czym zamarł.

- Przyjemnie? - zapytał znając wszak odpowiedź.
- Teraz tak… - wyszeptała cicho, nie zmieniając pozycji. Wiatr nie pozwalał podnieceniu odejść w pełni. Podnieceniu ani gotowości, Sharess gdzieś tam drżała ciągle z własnej niecierpliwości.
- Tylko na samym początku, zanim się pojawił ten wiatr to zabolało…
- Wiem - skinął niemal niezauważalnie dziobem. - Ale już więcej nie zaboli. Byłaś wspaniała - dodał masując leniwie jej plecy. Jego męskość pulsowała i mógłby przysiąc że dzieje się to w rytm powiewów tego wiatru.
- Ty także… - wyszeptała. I zaczęła chichotać, delikatnie poruszając biodrami. - Ale nie czuję, byś miał dosyć.
Gładziła go po piórach, wydając się istotnie zachwycona ich dotykiem.
- A czy słońce gdy raz wzejdzie ma już dosyć? - odpowiedział pytaniem i zerknął w stronę ołtarza. - Jesteś gotowa dołączyć do grupy, czy wciąż nie chcesz się mną dzielić? - zapytał żartobliwie i znów się zakołysał, czując jak powoli powracają mu siły.
- Ja… chyba wolę popatrzeć - odpowiedziała, zerkając w tamtą stronę. - Maarin i Elin są bardzo ładne… ale nie ciągnie mnie do nich w tym sensie… - przygryzła wargę, odrobinę się ciągle wiercąc i drażniąc z nim.
- Z bliska będziesz miała lepszy widok - odpowiedział odchylając się i patrząc jej w oczy. - Poza tym… tam jest mech, a tu ostre kamienie - zaśmiał się przy ostatnich słowach.
- Chyba musiałbyś mnie zanieść - zachichotała, cmokając go znowu w dziób.
- Wygodnicka… - mruknął. - Lepiej się złap mocno za szyję. I mocniej obejmij mnie nogami. Jakbyś siedziała na drzewie…
Zaśmiał się ponownie przy ostatnich słowach, jako że wyszła niezamierzona dwuznaczność. Zaczął się podnosić powoli z ziemi. Nieco pokracznie, gdyż nie chciał aby Dia się z niego zsunęła. Napiął mięśnie i dźwignął się w końcu na nogi. Poczuł przy tym jak jego oręż pochyla się u nasady, a ciepła pochwa, w której był schowany przyjemnie się ociera.
Tengu nigdy nie należeli do najsilniejszych kreatur, ale Bitaan był wysportowany na tyle by podnieść drobną i leciutką łotrzycę. Przyszło to z lekkim trudem, ale w końcu podołał i sapnął z wysiłku prostując nogi w kolanach. Dłonie wylądowały na jej pośladkach, by zabezpieczyć dziewczynę przed upadkiem. Przez jego ciało przeszedł dreszcz, który na sekundę powstrzymał go przed marszem. Gdy bard doszedł do siebie, skierował się w kierunku grupy.
Dia objęło go mocno, a co więcej, z każdym gwałtowniejszym ruchem wzdychała. Szybko dołożyła do tego kołysanie biodrami… i najwyraźniej próbowała się też na nim zaciskać, chociaż niezbyt umiejętnie. Seks istotnie potraktowała jak zabawę.

--- ponownie na ołtarzu ---

Kass klęczała na ołtarzu na czworakach, z tyłu mając podwijającego jej spódnicę Valeriusa, a z przodu półorka z zsuniętymi do kostek spodniami, który właśnie zbliżał się na spotkanie z jej ustami. Maarin niewiele dalej leżała na plecach, a Elin na brzuchu, dokładnie pomiędzy nogami kochanki.
Bitaan zatrzymał się, spojrzał uważniej na Kass, potem na obie dziewczyny. Następnie podszedł do ołtarza od strony kapłanki i Elin. Odwrócił się, puścił pośladki Dii, wsparł rękoma o krawędź ołtarza i podsunął się z cichym kraknięciem/stęknięciem siadając na mchu. Sprawnie podsunął się jeszcze dalej i opadł uderzając plecami o wilgotne podłoże zadowolony z wysiłku.
- Gotowa? - zapytał, po czym zerknął na Maarin leżącą w zasadzie zaraz obok, chłonąc wyraz jej twarzy
- Oni wszyscy… - szepnęła rudowłosa, przyglądając się scenom na ołtarzu. Poczuł jak pulsuje na jego Sekrecie. - Wreszcie zaczyna się nasza przygoda! - zachichotała głośno.
Bitaan choć ewidentnie był wniebowzięty, to jednak nie podzielał w pełni entuzjazmu rudowłosej. Dla niego przygoda zaczęła się wcześniej. Nie przedkładał miłosnych uniesień nad adrenalinę i zaspokojenie poznania. To jednak nie był czas na dysputy i nauki życia. Chociaż jedną z pewnością łotrzyca miała już za sobą.
- Jest na co patrzeć. Jest co chłonąć. Podaj mi swą rękę. Wspólnie będziemy tonąć - zaintonował krótką melodię i zadrżał lekko unosząc biodra dając znak, że czas odbić od brzegu by zanurzyć się w wir sztormowych uniesień. Jedną dłonią sięgnął w stronę Dii nie mogąc się zdecydować, czy chce złapać za jej dłoń, czy też za pierś. Drugą zaś leniwie skierował w stronę Maarin z podobnym zamiarem.
Kapłanka zaś była nieco zajęta przyjmowaniem nowych doznań. Była oszołomiona przez to jak duża była to różnica, jak bardzo inne doznanie dawało zajmowanie się tym czułym miejscem za pomocą ust. Gdy Bitann położył swą pazurzastą dłoń na jej piersi tylko ją przycisnęła mocniej swą własną. Dia nie miała w głowie trzymania się teraz za ręce. Odrobinę skręciła ciało, wystawiając je w pełni na widok undine i pieszczoty Bitaana, ale i sama mając wygodną pozycję do obserwacji tego, co działo się na ołtarzu. Tuż za dziewczynami znajdowało się bowiem dwóch mężczyzn z kobietą między nimi.
Elin z kolei zdawała się otoczenia nie zauważać. Zagłębiła się w pełni w łono kochanki, zwiedzając językiem i wargami każdy zakamarek, poznając, ucząc się i smakując ciało Maarin. Ciało przyjemnie śliskie, smaczne i podniecające - tyle mówiły przynajmniej pomrukiwania półelfki. Jeden ze szczupłych palców wsunął się do środka, bez najmniejszego trudu zniknął w nim cały, kiedy język jednocześnie z nim zaczął zataczać szybkie kręgi wokół najczulszego, twardego punkciku na łonie niebieskoskórej dziewczyny.
Bitaan kraknął gdy przejmujący dreszcz ponownie przeszedł przez jego ciało. Ta dziewucha niewątpliwie miała tupet, że się tak wierciła. Trzeba było ją czymś zająć. Zacisnął dłoń na jej dziewczęcej piersi, a pazurem zaczął drażnić zwieńczenie tego słodkiego owocu. Napiął kilka razy biodra, ponownie dając znać, by zaczęła się kołysać. Drugą dłonią wciąż pieścił ciało kapłanki.
- Zajmujący widok, prawda? - pytanie było retoryczne, gdyż sam co chwila zerkał w stronę leżących obok dziewczyn. Zabawy jakimi oddawała się Kass były bardziej dosadne, a przez to mniej pobudzające bardową duszę i emocje.
 
Jaracz jest offline  
Stary 17-01-2016, 12:24   #76
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Ruiny świątyni Sharess ponownie wypełniły się ruchem i życiem, dążąc do zaspokojenia wrażliwej na te niekontrolowane żądze bogini. Ciała wiły się, pogrążone w przyjemności. Wraz z nimi jęki, westchnięcia i na końcu krzyk spełnienia przyniesiony magicznym wiatrem. Zaczął się wreszcie uspokajać, wnikając w ich ciała. Dodając wigoru, energii, chęci życia i pozbawiając wstydu po tym, co się wydarzyło. Ponownie użyty ołtarz spełnił swoje zadanie. Dla niektórych był też czymś więcej. Inicjacją, chociaż nie wszyscy wiedzieliby jak wytłumaczyć swoje w niej uczestnictwo. Oprócz jednego: w powietrzu wyczuwało się obecność nadprzyrodzoną, której oddali najwyższą cześć. Maarin leżąc w objęciach Elin wiedziała, że zrobili coś co ogromnie uszczęśliwiło Sharess i wzmocniło ją.

Ubrali się niedługo potem i zaczęli wędrówkę w dół, do czekającego już z jaszczurzą kolacją Harpagona i Bayla, mierzącego wracających zaciekawionym spojrzeniem. Szło się jakoś tak lekko, a myśli jeszcze nie zdążyły podążyć tropem jakichkolwiek konsekwencji. Zanim opuścili szczyt skały, kapłanka odnalazła w swoim skąpym ubraniu połyskujący bursztynowym odcieniem kamień w kształcie jaja. Wypełniony mocą wirował wokół jej głowy, gdy się go puściło.
Później dowiedzieli się, że wzmacniał urok osobisty i dar przekonywania. Nagroda jakże pasująca do bogini.

Lon i Jiiiya wrócili już po zmroku. Nie pytali o nic co działo się podczas ich nieobecności.


Przewodnicy obudzili ich przed świtem, zmuszając do podniesienia się. Po szybkim śniadaniu wyruszyli w prawie ciemną ciągle dżunglę, prowadzeni tym razem bezpośrednio przez tubylców. Przedzierali się małymi wąwozami i przeciskali między zgrupowaniami skał, wybierając trasę trudno dostępną. Harpagon ze swoją długą piką męczył się strasznie, zmuszony do kombinowania jak przenieść ją przez co gorsze fragmenty. Po jakimś czasie nawet Alan nie potrafiłby wrócić z powrotem tę samą drogą, ale wszystko to trwało niecałe dwa dzwony.
Wtedy stanęli przed granicą bagien.


W międzyczasie zrobiło się na tyle jasno, że widzieli co ich czekało. Mnóstwo wody, nieliczne suche wysepki, wystające z wody kamienie i ogromne drzewa wystające z tego wszystkiego jak żywe słupy. Ich korony tworzyły wysoko sklepienie blokujące bezpośrednie promienie słońca.
Daleko za nimi rozległ się wściekły ryk.
Po chwili po wodzie zaczęły rozchodzić się niewielkie fale wywołane zbliżającym się dudnieniem.
- Szybko, na bagnach nas nie dogoni! - pogonił ich Lon, sam jako pierwszy wchodząc na bagno. Wykorzystywał długi kij do sprawdzania drogi przed sobą. Woda sięgała mu prawie do pasa, ale jak sami do niej weszli, poczuli jak grząski jest grunt i jak łatwo może być o pomyłkę.
- Nikt tędy nie chodzi, bo łatwo można zostać wciągniętym pod wodę przez grząską ziemię. Trzymajcie się blisko siebie.

Woda była gęsta, ciepła i mętna. Pływało w niej też mnóstwo stworzeń, po powierzchni i pod wodą, ocierając się nieprzyjemnie o ich nogi i chyba jedynie Maarin czuła się w tym środowisku dobrze. Nie mogli zwolnić, bo dudnienie i ryki były coraz głośniejsze, aż wreszcie zobaczyli między drzewami olbrzymią sylwetkę Rexa. Bestia zbliżała się błyskawicznie, do momentu dotarcia do wody. Wpadła do niej nie zważając na nic i… zaczęła się zapadać! Potwór ryknął wściekle, zatrzymali wykorzystując ogon oraz wielką siłę - cofnął.
W tym czasie weszli już na mocno zarośniętą wysepkę i przedarli się na drugą stronę. Rex zniknął im z oczu, za to zobaczyli inny widok.


Na środku bagna, którym dalej tym było ciemniejsze oraz bardziej mgliste, stałą chata. Wybudowana na palach i wsparta na jednym z drzew, wyglądała całkiem zwyczajnie - okna, dach, komin… Na dole płonął ogień, nad którym wisiał kociołek.
- Niewiele wiemy o mieszkańcach tego miejsca - szepnęła Jiiiya. - Moim zdaniem nie powinniśmy rzucać się im w oczy.
- Oni mogą wiedzieć najwięcej o bagnach, mogliby nas przeprowadzić na drugą stronę! - trzeźwo, ale może odrobinę naiwnie, zauważyła Dia.
 
Lady jest offline  
Stary 18-01-2016, 20:47   #77
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Ostatnia noc była dla Alana niezwykła, nawet jeśli pamiętał ją trochę jak przez mgłę. Przez całe swoje życie spotykał się z szykanami, odrzuceniem, przemocą i strachem. Jedynymi osobami, jakie okazywały mu sympatię była mama i Bryan. Stary myśliwy zaczął go unikać po incydencie z wilkami, a mama umarła. Ojciec wyrzucił go z domu. Świat dawał półorkowi do zrozumienia, że powinien być sam. Że nie zasługiwał na nic dobrego. Jednak w tej grupie, której członkiem stał się zupełnym przypadkiem, nie czuł się źle. Akceptowali go, niektórzy okazywali mu sympatię. To przez nich znalazł się w dżungli z dala od domu, ale teraz zastanawiał się, czy to na pewno była zła rzecz. W Amn za towarzystwo miał las. Tutaj – kompanów. A nawet, choć półork nie miał wcale pewności czy nie był to sen, kochankę. To był świat zupełnie chłopakowi obcy, ale przestawał się bać tej inności.

Wraz z tą zmianą świata, nastąpiła też zmiana w samym półorku. Subtelna, przez co praktycznie niedostrzegalna. Dalej milczał i unikał towarzystwa, ale nie trzymał się tak bardzo na uboczu jak wcześniej. Nie gapił się już też na swoje buty, śmielej unosząc wzrok na towarzyszy i towarzyszki. Był na dobrej drodze przemiany z chorobliwie nieśmiałego... cóż, w po prostu nieśmiałego.


Przeprawa w kierunku bagien była nie tylko żmudna, ale i pogmatwana. Nawet o tak wczesnej godzinie i niemal w ciemnościach, dżungla była strasznie gorąca. Na tyle, że nawet wiedząc, że ta ogromna bestia z polany gdzieś się kręci, Alan wolał iść bez zbroi, żeby nie paść z wyczerpania. A nawet wtedy, czujny i pełen sił, miał wrażenie że zupełnie pogubił się w tej gęstwinie. Żeby wrócić do jaskini musiałby kluczyć po własnych śladach.

Półorkowi wydawało się, że wie co to bagna. W czasie wiosennych roztopów, torfowisko w pobliżu jego osady zamieniało się w bagno. Lecz to, co zobaczył w tym dziwacznym lesie kolejny raz przeszło jego oczekiwania. To grzęzawisko było ogromne i wydawało się głębsze, niż to które znał z północy. Mógł mieć tylko nadzieję, że przy przemierzaniu go obowiązywały te same zasady, które znał.
Niestety nie miał dużo czasu na przygotowania. Dudnienie ziemi było jasnym sygnałem, że zbliżał się do nich potwór. Alan poderwał z ziemi lekko spróchniałą gałąź idąc w ślad za Lonem. Do obrony przed czymkolwiek była beznadziejna, ale nie do tego miała służyć.


- Weźcie do rąk coś płaskiego. Plecak, albo gałąź – zalecił reszcie. - Gdybyście się zapadli, rozłoży to wasz ciężar.
Harp ze swoją piką idealnie nadawał się do sprawdzania podłoża, ale półork nie odezwał się do niego ani słowem. Wojownik zdawał się być wszechstronnie wyszkolony, a nawet gdyby nie, to umiał chyba przecież wziąć przykład z ich przewodnika. Ostatnią ważną rzeczą na takim terenie, było właściwe stawianie kroków. Pierwszym odruchem było szukanie pewnego gruntu pod stopą, zanim podniosło się drugą, ale była to prosta droga do ugrzęźnięcia. Cały ciężar spoczywał wtedy na jednej nodze i ta zapadała się w miękkie podłoże. Kroki należało wykonywać płynnie, na szczęście pośpiech do jakiego zmuszał dinozaur był akurat w tej sytuacji bardzo pożądany – kazał szybko przebierać nogami.

Pierwszą wysepkę, solidny grunt pod butami, Alan przyjął z prawdziwą ulgą. Nie trwała ona jednak długo. W naturze chłopaka leżała nieufność, a osada (ludzka, czy jakakolwiek inna) w jego oczach była przede wszystkim niebezpieczeństwem. Na chatkę patrzył przez to jak kot na psa, ale zachował swoje odczucia dla siebie. Co oznacza, że nie wypowiedział ich na głos, ale jasno odmalowywały się na jego twarzy.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 19-01-2016, 10:35   #78
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Jak szło wojsko raz ulicą, raz, dwa, trzy,
Nocka ciemna, gwiazdy świecą, raz, dwa, trzy,
A muzyczka pięknie grała,
A siostrzyczka się spłakała! Raz, dwa, raz, dwa, trzy!

Normalni ludzie powstali z gliny, szuje i tchórze z gówna, zwykł mawiać Gustav, mentor Harpagona dodając na końcu, że żołnierzy dla odmiany stworzono ze stali i granitu. Zazwyczaj Harp zgadzał się ze starym wiarusem, zwłaszcza widząc jak w czasie ich podróży pozostali męczą się, potykają. Widać było różnicę między nim, mogącym z łatwością znieść wielodniowy marsz w trudnym terenie z bagażem, a pozostałymi - nie licząc leśnika Alana - nawykłymi do ruchu tylko w ramach rozrywki.
Po poprzedniej nocy coś się zmieniło, coś zaszło między nimi a on sam był odcięty. Czyżby zdarzyło się coś podobnego jak w zaczarowanej wieży, gdzie tylko on i Maarin zostali zabrani do sanktum? Może nigdy się tego nie dowie, bo nie był gotów spytać.

W dzień deszczowy i ponury raz, dwa, trzy,
Twarde trepy idą z góry raz, dwa, trzy,
A już echo niesie z dala,
Hura! Chłopcy, zabić gnolla! Raz, dwa, raz, dwa, trzy!

Efekty były w każdym razie widoczne gołym okiem - pełni wigoru i energii, nijak nie odstawali od niego ani przewodników. Oczywiście fakt że niósł pięciokrokową pikę z bambusa (tak się nazywała owa wielka trzcina, jak dowiedział się od przewodników!) nie sprzyjał by on sam nadganiał tempa. Przeklinał cholerstwo raz za razem, ale gdy tylko przypomniał sobie rexa od razu przechodziła mu ochota, by pikę wyrzucić. Ile by wówczas dał za gotową do użycia broń o takim zasięgu!

Na frasunek gorzałczyna, raz, dwa, trzy,
Kapral piosnkę rozpoczyna, raz, dwa, trzy,
Słowa twarde, jak stal kute,
Na żołnierską twardą nutę! Raz, dwa, raz, dwa, trzy!

Szedł więc Harpagon, podśpiewując sobie pod nosem marszówkę dla utrzymania właściwego rytmu kroków. Or czasu do czasu oczywiście przerywaną oszczędnym bluzgiem, gdy po raz kolejny zachaczył piką o jakąś roślinność.





Nadchodził.
Ziemia drżała, wokół było czuć napięcie. Harpa aż nosiło, by wydać rozkazy i polecenia, ale stłumił to. Wycofywał się, uważnie oglądając się za siebie, gotów by w odpowiednim momencie przyjąć postawę obronną. Nogi grzęzły, ale w końcu znajdowały oparcie. Bestia będzie miała trudniej...
Ryk oznajmił, że potwór jest w pobliżu, Harp stanął solidnie na wysepce, przygotował pikę i czekał. Bestia wypadła spomiędzy drzew i z pluskiem wpakowała się w bagnisko. Ręce żołnierza zacisnęły się na orężu, zmrużone oczy i zaciśnięta szczęka mówiły wyraźnie, że żołnierz panuje nad swoim strachem, przekuwając go w determinację.
Krok, dwa... i rex cofnął się, niezgabnie i wolno. Byli bezpieczni. Ale czy na pewno?

Budowla wyglądała jak żywcem wyjęta z bajki dla dzieci, wypisz-wymaluj chatka wiedźmy. A według tubylców w okolicy żył czarnoksiężnik. Upewniwszy się, że nic im nie grozi od strony potwora, Harpagon spoglądał jakiś czas w kierunku chatki po czym oznajmił.
- Narobiliśmy tyle hałasu, że ten kto tam mieszka i tak wie, że tu jesteśmy. Trzeba sprawdzić, czy to przyjaciel czy wróg, bo żywego wroga za plecami mieć nie należy.
Idziemy tam. Ja pierwszy, potem Bayle. Użyjemy piki, jest wystarczająco długa, by każdy się jej złapał. Jak ktoś zacznie się zapadać, trzyma się drzewca, reszta wyciąga...
- Harp zatrzymał się w pół słowa, jakby coś sobie przypomniał - ... oczywiście to tylko propozycja. Jak macie inne pomysły to będą równie dobre.
I jakoś na koncu zdania skrzywił się, jakby rozgryzł coś wyjątkowo niesmacznego.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 20-01-2016, 20:47   #79
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wydarzenia na ołtarzu Sharess, były… dziwne. Owszem, nawet przyjemnie, ale przede wszystkim dziwne.
Dzieleniem się kochanką z innym mężczyzną, nie było nieprzyjemne, ani też nie było bardziej przyjemne niż zwykle… po prostu było. Widok innych kochających się par, był miły dla oka, ale rozpraszający…
Ogólnie, zaklinacz jakoś nie czuł wielkiego zadowolenia po całym zajściu, jedyne wielką konfuzję.
Był zadowolony że brał w tym udział, ale jakoś wizja kolejnych orgii nie budziła w nim wielkiego zachwytu.
To po prostu było dziwne.
Więc Valerius … cały nieswój i zakłopotany zwrócił się do jedynej osoby, która wydawała się doświadczona w takich sprawach. On sam bowiem nie wiedział co myśleć tym wydarzeniu, którego był świadkiem uczestnikiem jednocześnie. Więc przy okazji wędrówki spytał po schodach w dół spytał Kass.
- Zawsze to tak wygląda… te orgie?- bowiem sam nie miał aż takiego doświadczenia z płcią piękną. W końcu pasterki i karczmarki w górskich osadach nie są aż tak doświadczone.
Kobieta nie wyglądała na zakłopotaną, za to poruszała się odrobinę dziwnie, oszczędzając pewne partie ciała i krzywiąc się przy co większych “stopniach”. Pokręciła głową na zadane przez Valeriusa pytanie.
- Nie wiem, nigdy wcześniej w czymś takim nie uczestniczyłam!
- Och… wybacz że cię trochę sfatygowaliśmy.- mruknął cicho Valerius niezbyt ciesząc się na fakt utraty kontroli nad sobą podczas figlów. W końcu… mogli przedobrzyć.
- Nie, to było świetne. Zawsze chciałam zrobić coś podobnego, więc ten brak kontroli… miał swój urok - uśmiechnęła się i zaraz znowu skrzywiła. Niewiele niżej Dia przeżywała podobne katusze.
- Miło było pomóc, choć… osobiście wolałbym inną kombinację osób, ale cóż… mnie akurat mężczyźni nie kuszą swoją muskulaturą, więc Alan nie ma u mnie szans, biedaczek.- zażartował zaklinacz cicho.
- Nie wiesz co tracisz! - odszepnęła mu i jęknęła cicho i dodała: - Albo i wiesz…
- Wątpię…- zaśmiał się cicho Valerius i wzruszył ramionami.- Każdy ma swoje preferencje… ja lubię kobiety i Elin… lubi Maarin, co zresztą było widać już dawno. A ty lubisz… seks.
Być może ten nietakt uderzyłby mocniej w inną osobę, ale nawet w przypadku Kass, sądząc z jej spojrzenia, nie podziałało to najlepiej.
- Lubię, co wcale nie znaczy, że z każdym. Po twoim entuzjazmie wnoszę, że nie tylko ja go lubię.
- Domyślam się.- stwierdził Valerius z lekkim skinieniem głowy. - W końcu musi być jakaś iskra między dwojgiem kochanków by był płomień. Rozumiem też jaką przyjemność może przynieść kobiecie Alan… ale ta akurat przyjemność nie jest czymś co mnie osobiście kusi.
- Ależ to oczywiste, drogi Valeriusie - odpowiedziała mu, podkreślając oczywistość tego faktu.
- Myślisz, że to co się stało na górze, będzie działo się przy każdym takim ołtarzu Sharess?- zapytał z zadziwiająco małym entuzjazmem w głosie.
Przez chwilę nie odpowiadała, skupiając się na schodzeniu w dół. W końcu pokręciła głową.
- Wątpię. Są raczej rzadko spotykane, a ten, do którego zmierzamy, może być splugawiony i pozbawiony mocy. To tutaj było spontaniczne, jedyne w swoim rodzaju.
- Pewnie masz rację.- zaklinacz nie wydawał się tym specjalnie zmartwiony.- No cóż… łut szczęścia nie przydarza się przy każdym rzucie kości.
Kass już nie kontynuowała tej rozmowy, swoje siły i uwagę skupiając na schodzeniu.


Cóż… było naiwnością z jego strony, próbując szukać porady, gdy okazało się że w tej sytuacji Kass była równie niedoświadczona. Taki już był chyba pech Valeriusa. Bayle, Maarin, teraz Kass. Gdy szukał doświadczonych osób, kogoś o kogo autorytet się mógł oprzeć… trafiał na nur niedoświadczenia. I był tym trochę znużony.
Byli jak narybek wypuszczony z sadzawki do jeziora. Nieświadomi zagrożeń, nieświadomi jakie drogi powinni wybrać, nieświadomi gdzie podążyć, rzuceni w obce miejsce.
Zaklinacza męczyły wątpliwości, ale nie czuł… że miałby się kim nimi podzielić. Więc zachowywał je dla siebie, czasami zazdroszcząc Harpowi jego niezachwianej pewności w swą wiedzę i swe zdolności. Coś co pewnie zaprowadzi biedaka w końcu w paszczę jakiejś bestii… ale cóż, pewnie i tak marzy o bohaterskiej śmierci.
Valerius zaś miał od groma wątpliwości i dlatego nie próbował obejmować przywództwa w ekipie. Nie czuł w sobie odpowiedniej siły ducha.
I starał się nie chichotać na widok Harpa paradującego z zaostrzonym bambusem. Zaklinacz wątpił, by akurat ów kij mógł przebić łuski wielkiego jaszczura, ale jeśli ten oręż dodawał mu otuchy, to Valerius byłby ostatnim który chciałby mu to pocieszenie odebrać. Zresztą, może Tymora uśmiechnęłaby się do wojownika Harp trafiłby tą dzidą w oko bestii? Kto wie…


… Na szczęście nie musieli testować przychylności Tymory, bowiem gdy wielki jaszczur wpadł na ich trop byli już na granicy bagien i nie czekając na ponowne spotkanie z jaszczurką odważnie dali dyla w głąb bagnisk. A sam Rex po krótkiej kąpieli błotnej zapewne stwierdził, że są smaczniejsze. Uzbrojony w jakiś drąg Valerius mógł tylko przyklasnąć jego wyborowi i sam wzorem reszty drużyny podążyć w głąb bagien. Gdzie dość szybko napotkali oznaki cywilizacji. Niepokojące oznaki, ale jednak…

- Moim zdaniem nie powinniśmy rzucać się im w oczy.
- Oni mogą wiedzieć najwięcej o bagnach, mogliby nas przeprowadzić na drugą stronę!

Obie miały rację, oni na pewno wiedzieli sporo o bagnach, ale też… mogli nie lubić gości.

- Narobiliśmy tyle hałasu, że ten kto tam mieszka i tak wie, że tu jesteśmy. Trzeba sprawdzić, czy to przyjaciel czy wróg, bo żywego wroga za plecami mieć nie należy.

I Harpagon miał rację, acz… niestety miał rację, choć zaklinaczowi akurat nie podobał się pomysł zostawiania za sobą szlaku pomordowanych istot. Niestety pozostawienie wrogich istot za plecami wiązało się wręcz z wydaniem na siebie wyroku. Nie mogli tej chatki zignorować niestety.
- Może… zdamy się na… Bayle, drogi przyjacielu… wyczuwasz w tej chatce jakieś zło?- spytał Valerius, wszak wiedząc że paladyni coś takiego umieją. Jeśliby nic nie wyczuł, nie byłoby sensu bać tubylców.
Bayle skoncentrował się, ale zaraz pokręcił głową.
- Nic nie czuję, ale odległość jest bardzo duża. Musiałbym się zbliżyć, ale wtedy będę dobrze widoczny dla kogoś stojącego w oknie tej chaty.
- To dobrze się składa, bo część z nas powinna się zbliżyć by dowiedzieć się co do sytuacji, a druga połowa… zostać w odwodzie na wypadek kłopotów. Harp, ty Bayle… ja… Alan albo Dia?- zaproponował w końcu.- Pozostali nieco w tyle w razie gdyby trzeba było nas ratować.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-01-2016 o 20:51.
abishai jest offline  
Stary 20-01-2016, 22:54   #80
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Powrót z ołtarza był dla Bitaana niczym wybudzenie się z naprawdę przyjemnego snu. Czuł się pełen energii. Nucił i śpiewał pod dziobem siadając do posiłku. Mrugał do wszystkich dziewczyn i się śmiał. Było go wszędzie dużo. Wymieniał spojrzenia z Kass, zaczepiał (czyniąc sztubackie kawały) Dię, flirtował z Maarin oraz Elin. Z chęcią rozmawiał z drużynnikami o nic nie znaczących rzeczach. Elin dopadł jak tylko wyczarowała tęczę i zaczął ją męczyć by zrobiła więcej takich sztuczek. Harpa pochwalił za danie, podkreślając słuszność wyboru jaszczurki ponad drób. Valeriusowi kilkukrotnie powiedział, że ma głos bajarza. Alanowi zdradził, że cieszy się, że półork towarzyszył im na górze i gdyby nie jego zdolności drwala, z pewnością ominęłaby ich ta przygoda. Baylowi zaś wyznał, że następnym razem nie ma mowy o zostawianiu w tyle... po czym wybuchł śmiechem mrugając do Kass i Valeriusa, jakby opowiedział właśnie dobry żart. Cały pozostały wieczór opowiadał żarty i ponownie wybuchał kraczącym śmiechem, nawet jeśli drużynnicy mieli go dość.


Kraknięcie, które rozległo się w okolicy należało oczywiście do Bitaana. Nie odbiło się echem, a ugrzęzło w otaczającym ich krajobrazie. Słowa które bard wypowiedział zaraz po tym były pełne oburzenia ale ciche, jakby tengu sam siebie w duchu upomniał, by nie krzyczeć w miejscu, którego gospodarzem nie jest. Mogło to wszak zostać odebrane jako nietakt. W Amn taki nietakt z pewnością by został ukarany zbesztaniem, grzywną w radykalnych przypadkach lub grudką błota tudzież zgniłym jajem celnie rzuconą przez gawiedź. Jednak w tej mniej cywilizowanej części świata, mogły panować inne obyczaje i mogły równie dobrze zakładać karanie nietaktu nabijaniem na rożen. Zdecydowanie nie spodobał mu się ten pomysł. Jednak alternatywa pozostania w tej wodzie choćby i klepsydrę dłużej, była o wiele okrutniejsza.

- Valeriusie, mój drogi przyjacielu. Chyba to bagno doszczętnie z ciebie siły i rozum wyciągnęło, jeśli myślisz że zostanę w tym miejscu, które bogowie mi świadkiem, zostało niewątpliwie opuszczone przez wszystkie bożki i nimfy stałego lądu. Już moje piękne pióra rozmiękają, a pazury więdną w tym bajorze nieznośnie. Wszystkie insekty za cel nadrzędny postawiły sobie ugryźć mnie w dziób i jak jeden mąż za sprawą jakiegoś komarzego króla lub królowej polują właśnie na mnie. Na domiar złego coś zimnego właśnie ślizga się po mej kostce i jedynie moja żelazna wola trenowana przez mnichów z przełęczy At-katam, powstrzymuje mnie od zerknięcia w dół i ucieczki gdzie pieprz rośnie, a zapewniam cię, że pieprz rośnie na stałym lądzie. Innymi słowy Valeriusie... drużyno - tu zwrócił się już do wszystkich. - Zamierzam iść w stronę tej chatki i skorzystać z faktu, że choć zapewne zbudowana ze zbutwiałego drewna, oferuje namiastkę odpoczynku w tym przeklętym fragmencie podróży. Zaprawdę nie wiem kto przytaknął pomysłowi przedzierania się przez bagna...

Urwał i zadrżał na kolejną myśl jaka mu przyszła do głowy.

- Poza tym! - podniósł palec ku górze jak to miał w swoim zwyczaju. - Każda straszna opowieść jaką zasłyszałem, tym straszniejsza się stawała, im chętniej bohaterskie drużyny dzieliły się w swej wędrówce. Krew, pożoga, mackowate stwory i potwory zza winkla uzbrojone w płomienisty rożen, to jeno namiastek tego, co czyha na tych co się rozdzielają, za nic mając sobie rozmyślność zła. Nie mówiąc już o tym, że z góry oskarżyliśmy tych z pewnością przemiłych gospodarzy z tego domku przed nami o największe zło. Tymczasem to dzielni tubylcy stawiający czoła przeciwnościom losu i trudnościom tego krajobrazu. Nie wolno popadać w rozpacz i czarnowidztwo. Z pewnością nas już dostrzegli i czekają z ciepłym naparem doprawionym korzeniami.

Podniósł rękę wyżej i machnął na drużynę.

- Za mną! Dzielnie maszerujmy na spotkanie naszego odpoczynku. I nie skradajmy się jako te niecne potwory, bo jeszcze gospodarze nas zestrzelą ze strachu przed poczwarami bagiennymi.

Bard mówił dużo. Pewnie stanowczo za dużo, ale nie zdawał sobie z tego sprawy. Miał w głowie teraz inne rzeczy. Niechęć wobec bagien. Irytację wobec faktu, że nie ma wysokich butów oraz faktu, że nawet gdyby je miał, to nie mógł by ich założyć. Wreszcie rosnący strach wynikający z faktu, że to zimne coś, co ślizgało się wokół jego kostek, nie chciało odpuścić i pobudzało wyobraźnię do wizji naprawdę posępnych i zapierających dech w piersiach (w tym gorszym znaczeniu). Dlatego też by dodać sobie otuchy, a i aby ostrzec gospodarzy i uchronić drużynę przed ostrzegawczym bełtem w czaszce, zaczął śpiewać.

Kruczy trel wzbił się w powietrze, gdy słowa ballady o rzeczach najważniejszych na tym świecie, popłynęły z dzioba Bitaana.

 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 20-01-2016 o 23:04.
Jaracz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172