Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2016, 02:31   #107
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- To że go nie doświadczyłem to nawet rozumiem, Złote Piaski skądś się przecież wzięły, a skoro nawet moce Riv tam nie działają ponoć, to znaczy że wesoło tam nie jest mogło być. Jednak pytanko, nie można go po prostu zabić, skoro to tylko kapłan? Już nie wnikam w fakt, że pojawił się nie wtedy co trzeba i zupełnie nie rozumiem, czemu miałby się pojawiać. - Magobójca starał się cokolwiek zrozumieć.
- Tylko kapłan… - Przez chwilę ważyła te słowa, jednak w końcu jedynie pokręciła głową i oparła się plecami o ścianę. - Nie jestem wszystkowiedząca, znam jednak historię Odrodzonego. Pojawić się musiał bowiem bez niego Darkar nie mógłby przejąć władzy. Dlaczego pojawił się wcześniej, tego nie wiem. Zabić go można jednak. Aby tego dokonać należy zniszczyć wszystkie pieczęcie. Poprzednim razem stało się to z jego własnej woli, teraz potrzebna jest do tego zebrana moc strażników.
- Aha, czyli tak w skrócie, co kilkaset lat Odwieczni mogą sobie robić przepychanki, kto będzie rządził tym wszystkim? No, prawdziwa wolna wola, człowiek się czuje doceniony i jakby w ogóle miał coś do powiedzenia. Taki w sumie karaluszek, który nocą dumnie biega po pokoju, a jak przyjdzie co do czego, to się spali razem z domem. - Litwor pokiwał głową w zamyśleniu.
- To ich kraina. My jesteśmy tu tylko gośćmi. Chociaż prędzej pasowałoby rzec iż zabawkami. Większość jednak żyje zbyt krótko by dostrzec ten prosty fakt. Niemal nikt przy tym nie doświadcza tego, czego wy doświadczacie. Bezpośredni kontakt z siłami, które władają tym światem. Czasami zaś owe karaluszki, o których wspomniałeś okazują się jedyną nadzieją dla wszystkich. Takie już jest życie.
- Są nadzieją dla wszystkich, tylko dlatego, że właściciele krainy zdecydowali sobie takie a nie inne zasady ułożyć, gdyby moce pozbyły się Darkara, to miałyby problem z głowy, bunt stłumiony, a pozostali Odwieczni też raczej by nie knuli za ich plecami, ale co ja się tam znam, ja tylko odwalam brudną robotę jak to niektórzy stajenni mówią. - Wzruszył ponownie ramionami.
- Widocznie jego istnienie ma jakiś cel, którego nie dostrzegasz. Musisz pamiętać, że ona spoglądają na to wszystko z nieco innej perspektywy, a przynajmniej Riv. Pozostaje wierzyć, że to wszystko ma jakiś sens i walczyć dalej.
- Nie dzięki, ja z tych raczej niewiernych, ciężko mi wierzyć w odwiecznych i moce, kiedy namacalnie mogę stwierdzić i naocznie, że istnieją. Mogę zaakceptować warunki robić co do mnie należy, no, czasem trochę więcej, chociaż jestem ciekaw jak mnie będą kiedyś z niektórych grzeszków rozliczać. - Uśmiechnął się wesoło, na wspomnienie tych paru, które ciężko byłoby na ważeniu duszy zakwalifikować jako cokolwiek.
- Dopóki o niektórych tylko nieliczni wiedzą, nie powinno być problemu - odpowiedziała uśmiechem, nieco tylko złośliwym. - Korzyści z niektórych są dość opłacalne by można było przymknąć oko na ewentualne rozliczanie.
- O niektórych nie wie nikt ze zbyt długim językiem. - Puścił oko do wampirzycy. - Ale może się przejdźmy, bo stoimy w tym korytarzu, straszymy kapłanki, zakłucamy świętą ciszę. Możesz mi po drodze opowiedzieć o tym kapłanie Darkara. - Dodał.
- Co takiego chcesz się dowiedzieć? - zapytała, nie komentując faktu, że przez cały czas ich rozmowy nie pojawiła się ani jedna kapłanka, nie licząc ofiary wampirzycy. - I gdzie chciałbyś pójść?
- Kapłanka wspominała coś o jedzeniu, ale to było zanim poszedłem pogadać z Riv. Więc coś bym przekąsił, bo niby wyglądasz apetycznie, ale na kolację mi raczej nie wyglądasz. Zaś co do kapłana, to jak to jest z tą jego obecnościa i potęgą, czemu Darkar może go wspierać całą swoją mocą, a reszta Odwiecznych musi się zdawać na śmiertelników, bez większego w tym temacie wsparcia, no i kim jest, bo zdaje się że to jedna i ta sama istota. - Nie miał pojęcia o co pytać, ani czy jego pytania mogły mu cokolwiek pomóc.
- Zatem kuchnia - zdecydowała o celu, ku któremu skierują swe kroki i ruszyła przed siebie, odczekawszy jedynie chwilę by do niej dołączył. - Haren Kas, takie nosił miano gdy jeszcze żył. Endaryjczyk urodzony w Targalen, w zamożnej rodzinie. Bardzo wcześnie wykazał oznaki przychylności Darkara i od tamtej pory służył mu z pasją zakrawającą nieco o fanatyzm. Z tego też powodu Darkar może go wspierać do tego stopnia. Oddał mu więcej niż samą duszę. Pozwolił by moc jego Odwiecznego zalęgła się w jego ciele. Przyjął do siebie część Darkara, która wsiąkła w duszę kapłana. Dzięki temu się odrodził, dzięki temu także zbiera moc dla swego pana. Żaden inny Odwieczny nie odważył się na taki krok. Nawet Tahara, aczkolwiek była bliska podjęcia tej decyzji.
- Więc żadne z Odwiecznych nie miało dość jaj, by tak zainwestować w jakąś istotę, jednocześnie się osłabiając, coś w tym może być. No dobrze, ale skoro Odwieczni sobie działają po tej stronie, to w jaki sposób ten Odrodzony zbiera moc? - Na naukach w świątyni notorycznie przysypiał, więc części rzeczy nie do końca pojmował.
- Korzysta z połączenia - wyjaśniła. - Korzysta ze sług, którzy pozostali wierni. Nie tylko tych służących Darkarowi ale także tych wyznających Taharę.
- Skoro wyznają Taharę, to w jaki sposób Darkar się dosysa do nich? Nie powinno to trafiać do Tahary, albo nie powinna sama zadbać zeby to do niej trafiało? Przecież to nie ma większego sensu, albo ja czegoś nie pojmuję. - Głowa Litwora faktycznie pracowała na najwyższych obrotach, ale może po prostu był zbyt głodny. - No i skąd tak dobrze znasz tą świątynię. - Dodał z zupełnie innej strony.
- Zadbała. Na samym początku, gdy został wygnany, zadbała o to by Odrodzony nie mógł korzystać w pełni ze źródła jej mocy. Zabrała bliźniaczą duszę, którą posiadała siostra Harena.
- To stara świątynia, zbudowana na tym samym planie co świątynia w Targalen, z tym że tej nikt nie rozbudował. Nie jestem tu po raz pierwszy. - Wytłumaczyła się.
- Aha. - Skwitował krótko Litwor. - Coś jej nie poszło to zadbanie, skoro jest i sobie chapie moc bym powiedział. No ale co ja tam wiem. - Powiedział krótko.
- Moc czerpie w takich ilościach tylko dlatego, że Brama została osłabiona. Kara Tahary nadal ma swoją moc, możesz mi zaufać w tej kwestii - dodała, skręcając w niepozornie wyglądający korytarz, który zakończony był masywnymi drzwiami, zza których dochodziły smakowite zapachy. - Oto i kuchnia - oświadczyła otwierając drzwi i pozwalając Litworowi dostrzec gorączkową krzątaninę jaka w niej panowała.
- Faktycznie kuchnia, nie da sie zaprzeczyć. - Zgodził się Litwor i ruszył polować na coś zjedliwego. - Skoro muszę ci zaufać w tej kwestii, to chyba i tak nie mam wyjścia. - Mrugnął do niej porozumiewawczo. - Raczej nie zawołam Tahary żeby mi to potwierdziła, tamtej bliźniaczej duszy chyba nie ma pod ręką, a Riv raczej o nic na razie pytał nie będę, jeszcze sobie przypomni co niedobrego chciała mi zrobić, a mogłoby mi się to nie spodobać akurat. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Polowanie na coś do zjedzenia nie było trudnym zadaniem. Ilość jadła, które szykowano z pewnością zaspokoiłaby każdy apetyt, a praca wciąż trwała w najlepsze. Co prawda ich wejście w sposób poważny ją zakłóciło, jednak szepty i spojrzenia, które im rzucano zostały szybko opanowane przez starszą kobietę, która zdawała się zajmować nadzorowaniem owego chaosu.
- Jak przygotowania? - Zapytała Tenaris uprzejmym głosem.
- Powinno się udać Arcykapłanko, jednak wciąż brakuje niektórych produktów. Posłaliśmy do pobliskiej wsi, powinny przybyć na czas. - Kapłanka skinęła głową, dość nisko, jednak nie przesadnie.
- To dobrze. W razie problemów niech mnie znajdą. Gotowy? - Zapytała Litwora.
- Wiesz, teraz jak nazwała cię arcykapłanką, to jakoś to pytanie skąd znasz świątynie, zrobiło się… zbyteczne. Taaaak, to chyba dobre słowo. Pewnie że gotowy, starczy na jakiś czas. - Powiedział Aigam podkradając kawałek karczku i pół bochenka chleba. Niemalże natychmiast zaczynając się opychać. Do tej chwili nawet nie zdawał sobie sprawy, że umieranie robiło człowieka tak głodnym.
Wampirzyca wydawała się rozbawiona jego apetytem.
- Znajdźmy ci jakieś spokojne miejsce gdzie mógłbyś zjeść zaproponowała kierując się w stronę tych samych drzwi, którymi weszli do kuchni.
- Pod tym wzglęfem fyffefny nie feftem - Wymamrotał Aigam z pełnymi ustami, jedząc już w drodze. - Nawet niezły ten karczek. - Dodał po przełknięciu.
- Cieszę się - odparła, prowadząc go kolejnymi korytarzami aż dotarli do ogrodu. Otoczony z czterech stron krużgankami, zachęcał do zajęcia miejsca na jednej z kilku ławek i cieszenia się urodą natury, starannie wyeksponowaną na tle soczystej zieleni. Co prawda kwiaty mogły się niezbyt przyjemnie z Ogrodami Tahary kojarzyć, szczególnie po tak niedanej w nich wizycie, to jednak blask słońca skutecznie był w stanie przepędzić niewesołe myśli.
Tenaris wybrała ławkę, która częściowo w cieniu się kryła i sama zajęła owe pogrążone z mroku miejsce.
Litwor wybrał sobie ławeczkę w pełnym słońcu, miał zamiar się nim nacieszyć, zanim zgaśnie na dłuższy czas. Zupełnie niczym się chwilowo nie przejmując, majtał nieco nogami i przegryzał mięso chlebem. Przez chwilę się rozkoszował całym miejscem. - Bliźniacza dusza powiadasz, w sensie jak bliźniak czy coś? - Zapytał dopiero po chwili, nie przestając majtać nogami.
- Tak, byli bliźniętami - odpowiedziała, porzucając oglądanie kwiatów i kierując wzrok na niego.
Aigam zlustrował wampirzycę od góry do dołu i dodał sobie dwa do dwóch. Następnie wykończył chleb, nie komentując więcej sprawy. - Wiedziałaś że wychowałem się w świątyni? - Zapytał całkowicie przenosząc środek rozmowy.
- Niewiele o was w sumie wiem - odparła, uśmiechając się lekko. - Której? - dodała pytanie.
- Avarona, pięć dni drogi od Harum, ciche, spokojne miejsce zazwyczaj. Odległość od stolicy robi swoje. - Odpowiedział spokojnie.
- Nie wyglądasz na Verończyka. Prędzej bym rzekła, że z Endary pochodzisz - zwróciła uwagę. - Jakim cudem więc wylądowałeś akurat w świątyni temu Odwiecznemu poświęconej?
- Znaleźli mnie w koszyku na rzece, ktoś mnie zaniósł do świątyni, ktoś próbował odkryć zaklęciem kim są moi rodzice, zorientował się że magia na mnie nie działa, prawie przegłosowali żeby się mnie pozbyć permanentnie, ale akurat przełożona wróciła do świątyni z podróży i wybiła im pomysł z głowy. No i tak zostałem wychowankiem świątyni. - Litwor rozłożył szeroko ręce.
- Nie jest to najgorszy sposób na spędzenie młodych lat. Jak to się więc stało, że skończyłeś tu, gdzie teraz jesteś?
- To akurat proste, spaczony przez Darkara gryf ochlapał mnie krwią, kiedy postanowił się rozprysnąć, zapalczywa druidka koniecznie chciała mnie za to zamordować, więc poprosiłem Avarona o oczyszczenie, no i potem poszła cała ta heca z wybrańcami… no i jestem. - Stwierdził krótko, omijając jakieś trzydzieści lat swojego życia.
- Więc wybrał cię Avaron - przyglądała się mu z nieco większą uwagą. - To dość niepewny sojusznik w tej chwili.
- Aha, wspaniale było tłumaczyć Riv, czemu Oren jest w stanie jakim jest, co się stało w czasie spotkania z Faernem, zwławscza kiedy na zawołanie Riv pojawili się wszyscy Odwieczni, poza nim. - Mruknął w odpowiedzi.
- Gdyby Avaron faktycznie zdradził to by mogło wiele tłumaczyć. Nie zazdroszczę ci bycia w tej sytuacji. Nawet niewielka pomoc ze strony Odwiecznego jest jednak lepsza niż stanie po przeciwnej stronie.
- Ciało Oren już wtedy było śmiertelne, jedyne o co prosiłem wtedy Avarona, to oczyszczenie jego kociaka, w końcu to jego osobiste pupile no i jak umierają, to w okolicy tworzy się taki spory ognisty wybuch. Nawet jeśli zdradził wprost, myślisz że złamałby od razu wszystkie reguły, mordując duszę, narażając się na natychmiastową, bolesną a raczej permanentną reakcję Riv i Margh? Myślę że uznałyby że po prostu trzeba posprzątać i napisać wszystko od nowa, możliwe że włącznie z Odwiecznymi. Oczywiście Avaron może po prostu strzelać focha i nie chcieć współpracować zamiast być zdrajcą, co by do jego natury akurat pasowało. - Powiedział powoli. - Lubi swoją potęgę tak sobie myślę i ponoć najbardziej brakuje mu wolności i wolnej woli. Więc może po prostu wziął to do siebie, że Oren się pojawiła osobiście. Nie wiem, za wysokie progi jak na moje nogi. - Mruknął.
- Możliwe także, że zdrajca wciąż nie został odkryty,a moc Avarona związana przez niego tak, by nie mógł z niej korzystać. Jeżeli dobrze słyszałam to coś podobnego stało się z Oren. To, że Avaron nie pojawił się na wezwanie nie oznacza od razu jego winy czy owego focha. Zawsze jest miejsce na dodatkowy scenariusz, którego nikt nie podejrzewa. - Mówiąc uśmiechała się nieco psotnie, co nijak się miało do tematu rozmowy. - Do tej pory, gdyby faktycznie zdradził, z pewnością wykorzystałby swojego Wybrańca by zaszkodzić całemu zadaniu. Nie powiesz wszak, że nie miałeś okazji by pozbyć się pozostałych, lub zniszczyć Filar…
- Pewnie, wystarczyłoby wszystkich pozabijać we śnie, dobić Oren, za filar nie wiem jak miałbym się w sumie zabrać, ewentualnie nie dodać do niego siły, ale jakoś tak sobie z nim na ten temat pogawędki nie urządziłem, no i skąd pewność że bym wykonał to czego by ode mnie chciał? - Litwor uniósl powieki, odpowiadając własnymi wątpliwościami. - Tak jak mówiłem, to za wysokie progi jak dla mnie, Riv mówi że się tym zajmie jak przyjdzie czas, to poniekąd jej wierzę i mam nadzieję że faktycznie wie. Bywa dość porywcza jak na wcielenie rozsądku. Chociaż nie, to ostatnie to chyba Margh, chociaż nieco się już gubię. - W niebieskiej polityce orientował się tyle o ile, wiedział że z Oren można się napić, a Riv lubiła śmiertelne rozrywki nie mniej niż jej siostra.
- Jak na wychowanka świątyni nie przykładasz zbyt wielkiej wagi do sił, które nami władają. - Wydawała się rozbawiona jego opisami. - Riv to wcielenie Mocy - poprawiła go łagodnie. - Odwieczni zaś mają swoje sposoby by skłonić nas do robienia tego, co chcą byśmy robili. Cieszę się jednak, że jak do tej pory nie wykazałeś niepokojących objawów.
- Co rozumiesz przez niepokojące objawy? Jak się zastanowisz, co nieco mogłoby za takie uchodzić. Zaś co do skłaniania to tak, pewnie tak, ale jeśli się zastanowisz, można by o czymś takim zawsze powiedzieć Oren, ta z kolei zapewne wie jak sobie radzić z Odwiecznymi i ma na nich sposoby, a ja zwykle byłem dość krnąbrną owieczką w stadzie, jeśli idzie o podążanie za naukami świątyni. - Dalej majtał spokojnie nogami.
Tenaris roześmiała się cicho.
- Oj jestem w stanie to sobie wyobrazić. Co zaś oznak się tyczy… Nie wiem jaki byłeś wcześniej, odkąd jednak dołączyłam do was uważnie obserwuję każdego. Niewiele uchodzi moim zmysłom. Póki co twojej osoby jestem pewna. Zło nie zdołało cię skazić.
- Człowieka może skazić nie tylko zło, ale i wątpliwości chociażby, ja na szczęście mam prosty umysł, a nawet gdyby zło próbowało mnie jakimś przypadkiem skazić, to miałem śliczną prezentację, co Darkar robi ze swoimi sojusznikami na przykładzie Rozetty, no i nie mogę sobie pozwolić na takie luksusy jak zmienianie stron, mam plany na później. - Uśmiechnął się kpiąco.
- Zdaje się iż wszyscy je mają - odparła. - Te większe i mniejsze.
- Pewnie że tak, ale moje są bardziej związane z ziemią i zwierzakami, bardziej na powierzchni. - Odparł Litwor. - Lubię ciszę i spokój, nie wszystkim tutaj to odpowiada nie wiedzieć czemu. - Wzruszył ramionami. Często to dzisiaj uskuteczniał.
Skinęła głową.
- Bez wątpienia niektórzy oczekują nieco innego życia gdy to wszystko się skończy. Czy jednak uda ci się zyskać ową ciszę i spokój… Wybrańcem zostaje się do końca życia, a przynajmniej tak długo jak żyją ci, którzy pamiętają. Minie trochę czasu nim szum związany z waszymi czynami ucichnie.
- Pewnie tak, ale na zadupiu Endary, nie wszyscy zadają pytania, a starałem się nie afiszować za specjalnie twarzą, do portretów też nie pozowałem jak zajdzie potrzeba, zetnę brodę, skrócę włosy, będzie dobrze. To wcale nie jest takie wielkie przedsięwzięcie jak chociażby powiedzmy hmmm…. odnowienie filarów. - Uśmiechnął się leniwie na myśl o dobrym porównaniu.
- Bez wątpienia. Istnieje nawet duża szansa, że nie będzie ono przy okazji zagrażało życiu ale z tym to nigdy nie wiadomo - odparła wesoło.
- Ciężko powiedzieć, mówisz o moim czy czyimś? Może zostawię sobie tą zbroję, którą pożyczyłem przed wyprawą do nekromantki, chociaż coś przeciwko ogniowi by się też przydało myślę. - Podrapał się po brodzie. - No ale to dywagacje na po ostatnim filarze i posprzątaniu całego bajzlu. - Mruknął na w pół do siebie.
Nim Tenaris miała okazję udzielić ewentualnej odpowiedzi, do ogrodu weszła Ulria. Kobieta zdawała się być w znacznie lepszym humorze niż wtedy gdy Litwor widział ją ostatnim razem. Nie do niego jednak podeszła, a do wampirzycy, z którą to zamieniła kilka słów. Następnie, co mogło wywołać ewentualny niepokój, skorzystała z krwi Tenaris, którą ta oddała jej bez większego zwlekania. Po skończonej czynności, wampirzyca zaleczyła ranę podobnie jak wcześniej uczyniła to z kapłanką, a Ulria pospieszni wytarła twarz. Obie zdawały się nie zwracać większej uwagi na Litwora, aczkolwiek mówiły szeptem.
- No, mniej więcej dlatego nie boję się przesadnej uwagi po zakończeniu tej całej eskapady, zwykle przykuwam mniej więcej tyle samo uwagi. - Powiedział pod nosem do siebie, pokazując im język i rozkładając się na nagrzanej słońcem ławce.
- I tak być powinno - Ulria zaszczyciła go nieco kpiącym spojrzeniem. - Zabieram się więc do roboty. Zajmiesz się resztą, prawda? - Zapytała jeszcze Tenaris, a gdy ta skinęła głową, oddaliła się nie poświęcając Litworowi więcej czasu.
- Zabrzmiało to jakbyś poczuł się urażony jej brakiem - odparła wampirzyca, uśmiechając się. Nie usiadła ponownie.
- Oczywiście, ubodło mnie to do żywego, nie widzisz jak cierpię? - Kpiąca mina zadawała kłam stwierdzeniom magobójcy. Najwyraźniej zaczynał być w miare dobrym humorze, zapewne za sprawą szybkiego obiadu.
- Cóż, będziesz więc musiał pocierpieć jeszcze czas jakiś - oświadczyła mu wesoło. - Zostawię cię samego z owymi mękami. Nie żeby mi nie sprawiały przyjemności ale obowiązki wzywają. Wieczorem odbędzie się uroczystość na którą jesteś zaproszony. Postaraj się wyglądać odpowiednio.
- Ostatnim razem, kiedy wystroiłem się w koszulę, skończyło sie zarwaniem dachu w zamku, jesteś pewna że chcesz wystawiać świątynie na taką próbę? - Parsknął śmiechem. - No dobrze, postaram się jakoś wyglądać, ale niczego nie obiecuję, zwykle nie wożę ze sobą ozdobnych strojów. - Dodał delektując się dalej promieniami słońca, które niedługo miało zgasnąć.
- Jestem pewna, że tym razem obędzie się bez takich atrakcji. Będzie czym innym zajęta. Wystarczy jedynie byś pokazał się z tej lepszej strony, więcej nie wymagam. Wciąż tyle do zrobienia… Do wieczora zatem.
- To ja mam taką? Jeszcze jej nie odkryłem. - Powiedział w rozbawionej zadumie Litwor. - Do wieczora w takim razie, a co do niej, nie mam obrączki na palcu. - Puścił oko do wampirzycy, będącej jednocześnie arcykapłanką i żwawo podniósł się z ławeczki, trzeba było się doprowadzić do jako takiego wyglądu.
- Zapamiętam - odparła. - Spróbujesz trafić sam czy znaleźć ci kogoś, kto się tobą zajmie?
- Postaram się trafić, myślę że dam radę, no i raczej nie umrę z głodu w międzyczasie, na razie podjadłem. - Odparł gotów na zmierzenie się z labiryntem korytarzy.
- Dobrze zatem. - Skinęła mu głową, po czym przybierając postać mgły, ulotniła się z ogrodu.
- I niech mi jeszcze ktoś powie że kobiet nie potrafią po prostu rozpłyną się w powietrzu. - Pokręcił głową Litwor i ruszył do komnaty, którą dzielił z Ulrią.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline