Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2016, 13:58   #92
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Podmroki
- Czego?!
Szlachcic ocenił sytuację. Nie dysponował siłą argumentów, a odwołanie się do argumentu siły na początku rozmowy zamknie przed nimi wiele drzwi. Postanowił zasłonić się swoim bardziej znanym w okolicy kolegą.
- Kapitan Casimir chciałby dobić interes.
- Sterydy. Teraz, zaraz. A ja nie masz, wskaż od kogo możemy je dostać. Richardzie, możesz mu błysnąć tą ślicznotką? - szturchnął kompana, aby pokazał monetę.
Z drugiej strony drzwi zapanowała cisza. Wreszcie enigmatyczny głos oznajmił po prostu:
- Zaczekajcie tutaj.
Wizjer zamknął się z powrotem, a dwójka przybyszy została przed drzwiami sama. Grupa lokalnych kurtyzan szybko zwęszyła okazję. Bezzębne, tłuste dziewoje otoczyły potencjalny łup. Jak spod ziemi wykwitli również tragarze niosący w dłoniach rzekomo nowoczesne implanty oraz zagadkowe kukły. Te ostatnie miały możliwość przelania na siebie dusz zawziętych wrogów. O ile kupa słomy i podziurawionej skóry potrafiła coś więcej niż szybko płonąć. Tak minął kwadrans, a mężczyzna zza drzwi nie wracał.
- Podejrzewam że jest tam jakiś system korytarzy. No wiesz, że gościu przechodzi miastem do właściwego miejsca i pyta o dany towar. Potrzebuje czasu - uspokajał siebie i Richarda korsarz.
Czas przeciągał się. Minęło pół godziny, a dwójka miała na karku nie tylko naciągaczy. Wielu z tutejszych nie podobał się szlachetny profil arystokraty. Nie pasował tutaj i wzbudzało to złość. Parę razy został szturchnięty przez zgarbionych przechodniów. Jeden z nich rzucił coś w niezrozumiałym dialekcie, ale łatwo było się domyśleć że chodzi o przekleństwo. Krótko mówiąc, zaczynało być gorąco. A delikwenta wciąż nie było widać.
- Czekamy? - mruknął coraz mniej pewny sytuacji Casimir.
Na jedno ze szturchnięć szlachcic odpowiedział wybuchem agresji. Rzucił pod nosem szpetne przekleństwo i szybkim ciosem trafił szturchającego go człowieka w splot słoneczny. [Test Siły] Otyły dryblas ze śladami po ospie padł na ziemię. Złapał się za klatkę piersiową, walcząc o oddech.
W tej okolicy krążyły sępy, które chciały rozszarpać padlinę. Oni musieli pokazać, że nie są padliną, tylko drapieżnikiem. Mierzył groźnym wzrokiem pozostałych ludzi. Na ulicy zrobiło się dziwnie cicho.
- A sprawdzałeś czy drzwi są otwarte? Jeśli nie, to poczekamy.
- Richardzie, czy ty masz mnie za idiotę? Oczywiście, że są zamknięte i ktoś już dobrze zadbał, by nie dało się ich łatwo sforsować.
Dłoń szlachcica mimowolnie opadła na rękojeść rapiera. Może i nie pasował do tej okolicy, ale zaczął rzucać przechodniom spojrzenia, po których spuszczali wzrok, lub odwracali głowy.
Cierpliwość została wynagrodzona. Enigmatyczna sylwetka, a tak naprawdę jej część ukazała się za podwojami. Usłyszeli dźwięki kilkunastu skobli i drzwi uchyliły się na grubość łokcia. Dawno nie były otwierane, gdyż z framugi posypało się dużo pyłu, który obielił buty kompanów. Czarna rękawica podała przez szparę fiolkę, żeby natychmiast zamknąć wrota.




Naczynie nosiło w sobie błękitną ciecz zamkniętą po obu stronach inkrustowanymi pokrętłami.
- Dlaczego nam pomagasz? - zagadał Dewayne do wybałuszonych oczu.
- Bo mieliście monetę. Coś jeszcze?
- Shagreen - rzucił Richard chowając do kieszeni fiolkę. [Sterydy]
- Gdzie go znajdziemy? - Dedukcja szlachcica była szybka. Monetę Denis otrzymał od zarażonych. Ich przywódcą był człowiek, którego śmierci chciała rodzina Barensów. Monety były czymś na znak pieczęci potwierdzającej tożsamość wśród grupy wspierającej zarażonych. Zimny pot spłynął mu po plecach gdy uświadomił sobie jak duży może być zasięg spisku.
- Ja nie podaję informacji. Skoro posiadacie monetę, spotka się z wami nasz główny kontakt w mieście. Za długo rozmawiamy. Żegnajcie.
Szczelina zniknęła za metalowym zamknięciem. Drzwi pozostały głuche na dalsze nawoływania. Richard odwrócił się. Rzeczywiście, kilku gapiów zatrzymało się w pół kroku, mierząc wzrokiem całą scenę. Pacyfikacja jednego z mieszkańców tylko na chwilę przytemperowała wnikliwość tutejszych.
- Skoro się spotka, to pewnie nas znajdzie. Nie chcę za długo zwlekać z podaniem leków naszemu lurkerowi - powiedział korsarzowi.
Tamten tylko skinął głową.
- Racja, chodźmy.
Ruszył w stronę, z której wcześniej przyszli żeby wrócić na sterowiec.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline