Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2016, 14:55   #75
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
--- nieco na uboczu ---

- Czemu nie dołączasz rudowłosa my… - ugryzł się w dziób. - dziwożono?
Dia także była ciągle w pełni ubrana, w dodatku nosiła skórznię, co podkreślało może jej kształty, ale na pewno nie było tak łatwe do zdjęcia jak lekkie bluzeczki. Na policzkach dziewczyny wykwitł widoczny z bliska rumieniec.
- Ja… to… - w takich sytuacjach traciła pewność siebie. - To krępujące, bo ja nigdy…
Bitaan uśmiechnął się, ale jeszcze nie zmniejszał dystansu. Zachowywał bezpieczny metr, nie licząc długości dzioba.
- Spokojnie - rzekł cicho. - To całkiem normalne, że takie rzeczy... - wskazał kciukiem za siebie. - … krępują. Pamiętam swój pierwszy raz.
Bard wzniósł dziób do góry, patrząc w niebo i rozpamiętując te gorące chwile.
- Było wspaniale… ach… - wrócił uwagą do rudowłosej. - Lecz zapewniam cię, i tezę ten potwierdzi każdy kogo spotkasz na szlaku… - urwał, jakby się zreflektował i konspiracyjnie nachylił się przykładając dłoń do dzioba. - Mogę ci zdradzić ten sekret?
- Niby jaki? - popatrzyła na niego powątpiewająco, zezując przy tej okazji na ołtarz. - Ja ciągle nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak to u ciebie… wygląda… - przygryzła wargę, teraz zezując na Bitaana i udając, że patrzy gdzie indziej.
Bard zaśmiał się cicho.
- Pierwszy raz to zawsze wielka zabawa - mruknął. - Taki to sekret. A mój własny, osobisty sekret… - spojrzał w dół nie pozostawiając wątpliwości o co mu chodzi. - ... wygląda całkiem normalnie. Widzisz… jestem w końcu po części humanoidem. Mam ręce, nogi, biodra… i choć wyobraźnia zmusza, by koncentrować się na dziobie i jajach, to jednak jakoś musimy sobie w łożnicy dawać radę. Poza tym… krążą w moich stronach o niecnych tengu zakradających się do komnat pięknych, ludzkich księżniczek.
Tengu zbliżył się o pół metra odchodząc lekko w bok, by również móc popatrzeć kątem oka na ołtarz.
- Więc twierdzisz że jesteś nowicjuszką?
Dia otworzyła usta podczas tej przemowy i zamknęła je nagle pod jej koniec. Spłoniła się jeszcze bardziej i odwróciła wzrok, ale wtedy widziała dokładnie co się działo na ołtarzu.
- Ja… to nie o to… - westchnęła. - To Val zwykle podglądał… ja… ja inaczej sobie wyobrażałam pierwszy raz… - powiedziała cicho.
- Opowiesz mi o tej wizji? - zachęcił tengu ciepłym tonem skupiając uwagę na dziewczynie. - Obiecuję zachować to jako sekret.
- Patrząc na Maarin… ona w klasztorze była taka święta! - Rudowłosa mimowolnie zachichotała. - Patrząc na nią to już sama nie wiem… każda dziewczyna marzy chyba o tym jedynym i romantycznym… zbliżeniu… - unikała wzroku Bitaana.
Uśmiechnął się i powoli dotknął szponem jej podbródka zachęcając by jednak spojrzała w oczy tengu.
- O ja głupi… a ja zawsze myślałem że każda dziewczyna jest wyjątkowa. Więc jak jest z tobą? Romantyczne zbliżenie, czy zabawa?
Dała sobie obrócić głowę… i pokazała mu język.
- Nie jestem zbyt romantyczna… ale Maarin przynajmniej miała najpierw Bayla na osobności!
Opuścił rękę i pokiwał głową na boki, ale powstrzymał się od wzruszenia ramionami.
- No rzeczywiście. Mam więc dla ciebie drobną propozycję. Wypośrodkujmy zabawę i bycie na osobności. Pozwól wprowadzić mi ciebie w świat ars amandi, świat zabawy, utraty tchu, miłosnych wzniesień i drżących ciał - zaproponował otwarcie. - Jeśli czujesz, że nie jesteś gotowa, by wniknąć w ten kocioł, zacznij swą przygodę obok tego wielorękiego cielesnego golema miłości.
Zamrugała od tej propozycji. I ilości metafor, próbując pewnie je przełożyć na bardziej przyziemny język. Przesunęła po nim spojrzeniem, ale wiatr na szczycie skały zrobił się już prawie gorący wraz ze zmnieniającą się sytuacją na ołtarzu. Zdawał się też wnikać w erogenne i intymne strefy, pobudzając je nieustannie.
- Ja… - zaczęła niepewnie - ...chcę… ale przecież ciebie nawet nie pocałuję…
Bitaan zaśmiał się ciepło i zbliżył do rudowłosej zmniejszając dystans. Jego dłoń znalazła się na jej policzku. Lekko zadrżała pod wpływem tego dotyku.
- Dziób też można całować, choć zapewniam cię, że nie tylko na całowaniu opiera się zabawa. Jako nowicjuszka, obawiam się, że będzie ci dane z początku tylko przyjmować przyjemność. Ale… pozwól że ci ułatwię inicjację.

Tengu mrugnął kilkukrotnie koncentrując się na wewnętrznym ogniu, jaki w nim teraz buzował. Zebranie magicznej energii spiętej z ludzką krwią, nie stanowiło problemu. W mgnieniu oka sylwetka barda zaczęła się zmieniać. Pióra zatopiły się w ciele uwalniając kryjącą się pod spodem skórę. Szpony zaczęły się zmniejszać zamieniając w paznokcie. Bitaan wyprostował się, rezygnując z wiecznie przygarbionej postury. Barki utworzyły prostą linię. Dziób zaś przekształcił się w nos. Trochę przydługi, lecz umieszczony na zdecydowanie ludzkiej twarzy. Złote oczy patrzyły na Dię spod lekko przymrużonych powiek.
Nie chcąc tracić czasu, a przede wszystkim nie dając dziewczynie chwili na komentarz, nachylił się i pocałował rudowłosą w usta. Przesunął przy tym dłoń z policzka, na tył głowy. Dystans zaś zmniejszył całkowicie, przyciągając ją do siebie, łapiąc drugą ręką za talię.
Zaskoczył ją tak bardzo, że nie wydała nawet dźwięku, nie mówiąc już o ruchu. Wargi dziewczyny rozchyliły się szerzej po sekundzie lub dwóch, a ona sama ani nie oponowała, ani nie próbowała uciec przed tym, co się działo.
Przechylając głowę na bok, by nos nie przeszkadzał w pocałunku, tengu zaczął powoli poruszać ustami. Na razie przyzwyczajał Dię do najzwyklejszej i najprostszej formy tej pieszczoty. Trwał przy tym przy inicjatywie, nadając tempo i intensywność. Sam również delektował się tą chwilą, choć wiele wysiłku i woli kosztowało go powstrzymywanie się. Najchętniej to rzuciłby się na złodziejkę i wykorzystał fakt posiadania ust. Wiedział jednak, że jeśli to ma być jej pierwszy raz, to jego zadaniem… ba! Świętym obowiązkiem jest zapewnienie jej jak najmilszej inicjacji.
Kontynuował zatem pocałunek, póki nie uznał, że dziewczyna jest wystarczająco rozgrzana, a ruchy ust wpadają w monotonię. Wtedy dołączył do pocałunku język, delikatnie muskając jej wargi i próbując się powoli wcisnąć pomiędzy nie. Nie napotkał żadnego oporu, wręcz przeciwnie. Dia mogła nie mieć mężczyzny, ale pocałunki nie były jej takie znów obce. Mały języczek wyszedł Bitaanowi naprzeciw, kiedy dziewczyna zapomniała o całym świecie naokoło i poddała się jego dotykowi i pieszczotom.
Bard zaczął pewniej operować językiem. Zaczął przemieniać pocałunek w gorące doznanie, pełne namiętności. Zmysłowo tańczył wewnątrz ich ust, nie przestając poruszać wargami. Wilgotna i ekscytująca przygoda przedłużała się. Tengu postanowił wybrać się na eksplorację po ciele towarzyszki. Wpierw przez ubranie rzecz jasna. Ludzkie dłonie opuściły dotychczasowe miejsce spoczynku i zaczęły badać anatomiczność skórzanej zbroi. Ku ubolewaniu, była zbyt sztywna. To jednak nie odstraszyło obu wędrowców. Palce zaczęły szukać rzemieni pilnujących wdzięków dziewczyny. Natrafiając na nie bezlitośnie się z nimi rozprawiały, rozwiązując i luzując elementy skórzni. Istotnie, zręczność barda wychodziła tu w pełni, kiedy radził sobie z zapięciami, których na szczęście dużo nie było. Dopasowana skórznia szybko poluzowała się, ukazując fragmenty znacznie lżejszego ubrania założonego pod nią. Dia wydawała się pochłonięta całkowicie ich pocałunkiem. Jej mały języczek krążył w ustach Bitaana tak samo energicznie jak jego własny. Rudowłosa była żywiołową dziewczyną i musiało to wyjść także w tej sytuacji. Co więcej, jej dłonie nieśmiało dotknęły torsu tengu. Oparła je o niego, delikatnie, wręcz niewinnie. Spotkała się jedynie z zachęcającym mruknięciem z jego strony. Skóra tengu była gładka, pozbawiona owłosienia. Nie była też iluzją, a w istocie ludzkim ciałem.
Bard wydawał się nie potrzebować oczu. Dłonie wiedzione własnymi zmysłami, po omacku odnajdywały krawędzie skórzni. Rozchylały je, podciągały, luzowały i zsuwały sztywny materiał podbierając za sobą również koszulę ukrytą pod spodem. Nie omieszkały przy tym gładzić odsłoniętych już fragmentów delikatnego, dziewczęcego ciała. W końcu nastąpił moment przerwania pocałunku. Nie był nagły. Bitaan postarał się by taniec języków zwolnił. Ruchy warg stały się rzadsze i pełniejsze. Formą przypominały dziobanie. Odchylił się wreszcie, ale tylko po to, by ściągnąć z Dii górną część odzienia. Gestem zachęcił by podniosła ramiona i przez głowę zzuł z niej skórznię wraz z koszulą. Ubranie poleciało na ziemię, a bard wciąż odchylając się lekko do tyłu skupił uwagę na wdziękach młódki.

- Zdejmij spodnie - mruknął po dłuższej chwili.
Było co podziwiać, bowiem Dia dzięki aktywnemu życiu miała ciało smukłe, szczupłe i umięśnione tam gdzie trzeba i jednocześnie delikatne tam gdzie takie być powinno. Małe, ale bardzo sterczące piersi rudowłosej były na wyciągnięcie ręki, drżąc przyjemnie przy każdym ruchu dziewczyny, które potwierdzały ich sprężystość. Gdzieś od ołtarza dobiegł kobiecy okrzyk zrodzony z przyjemności, ale łotrzyca zawahała się, cała czerwona na twarzy. Przygryzając wargę powoli zaczęła wreszcie rozsupływać spodnie, zerkając z ukosa na ołtarz. Niewiele było już ubrań na ciałach zebranych tam uczestników tej poświęconej Sharess orgii.
Bitaan poświęcił temu widokowi tylko jedno spojrzenie. Planował wrócić na ołtarz w późniejszym czasie. Teraz zaś koncentrował się na Dii. Zaszedł ją od tyłu, kierując przodem ku orgii. Lubił tą pozycję gdyż niezmiennie od rasy dawała swobodny dostęp do piersi. Nie omieszkał skorzystać z tej przewagi. Ułożył dłonie na dziewczęcych półkulach i zaczął je masować. Brodawki same zaczęły wskakiwać pomiędzy kciuki i palce wskazujące.
Dia mogła zauważyć że bard promieniował aurą pewności. Pieścił ja bez wahania i płochliwości. Takim nastawieniem zamierzał “oswoić” rudowłosą z przyjemnością. Jednocześnie czuł się nieco spetryfikowany w okolicach lędźwi. Widząc co się dzieje na ołtarzu, dziewczyna wcale nie protestowała przed dotykiem dłoni, ale jednocześnie ruchy jej własnych stały się coraz mniej skoordynowane. Rozsupłała spodnie, jednak przylegająca do ciała skóra sama wcale nie zsuwała się z bioder. Westchnęła, kiedy mocniej ścisnął sutki. Nie była niechętna, wręcz przeciwnie, ale jednocześnie nie wiedziała co robić. Żywiołowość w tej nowej dla siebie sytuacji musiała dopiero obudzić.
Bitaan zaczął zjeżdżać dłońmi wzdłuż jej boków. Powoli, nieśpiesznie sunął palcami po skórze rudowłosej, aż w końcu trafiły na krawędź spodni. Kilka palców wsunęło się pod materiał. Pozostałe przytrzymały go na zewnątrz. Wciąż powoli, acz stanowczo, bard zaczął zsuwać spodnie w dół odsłaniając biodra, pośladki oraz uda. Kucnął by dokończyć dzieła, zostawiając Dię nagą.
Nie powstał od razu. Wpierw zaczął podziwiać dziewczęce kształty i wysportowaną figurę. Gdy zaś nakarmił oczy, zaczął całować ciało, poczynając od ud, a piąc się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu wyprostował nogi i wpił się wargami w kark niczym wampir z wzbudzających dreszcze baśni. Był to z resztą jego ostatni pocałunek. Czuł jak moc polimorfii powoli zaczyna wysączać się z jego ciała. Już niedługo miał stać się ponownie tengu.
Nieomylne dłonie namacały jego własny pas, z którym rozprawiły się szybko, by zaraz potem rozwiązać troki przy spodniach. Luźne, lniane spodnie, same opadły do kostek. Lecz nikt nie mógł jeszcze ujrzeć sekretu kruczego człowieka, gdyż krył się za dziewczyną.

- Połóżmy się - szepnął jej do ucha.
Wciąż nie odwracając jej ku sobie, złapał Dię w talii i ponownie zaczął klękać ciągnąc ją za sobą. Ponieważ była niedoświadczona, zamierzał ją ułożyć, dając znaki stanowczymi gestami - na brzuchu, podsuwając pod łono zbite w gałgan ubranie. Odrobinę drżała, ale ciężko powiedzieć, czy ze strachu. Na pewno nie z zimna, bowiem wiatr był gorący i przenikał aż do wnętrza, rozpalając do czerwoności. Obejrzała się na Bitaana i uśmiechnęła słabo. Zobaczył w jej oczach, że się nie zawaha, chociaż zdziwiła ją pozycja. Mimo to uklękła, a potem pochyliła się, wypinając do niego sprężyste pośladki i niezbyt szerokie biodra. Z kładzeniem się był już większy problem, pod nimi bowiem była pokruszona skała i popękana marmurowa posadzka, o wiele mniej wygodnie od miękkiego mchu na ołtarzu.
Dostrzegając, że podłoże nie sprzyja jego zamysłowi, zamiótł zamaszystym ruchem ręki rozrzucając odłamki skał z dala od nóg Dii. Odwzajemnił uśmiech, który w tym świetle i przy długim nosie, mógł się wydawać groteskowy.
- Z początku może zaboleć - ostrzegł i zaraz zapewnił. - Lecz jesteśmy w świątyni Sharess. Z pewnością nad nami czuwa.
Uklęknął za rudowłosą i przeciągnął palcami po jej grzbiecie. Zadrżał tak jak ona. Czuł że opuszcza go magia długonosej formy. Skóra zaczęła czernieć. Pióra poczęły wyrastać na nowo. Nos jął przemieniać się z powrotem w dziób. Nim całkowicie wrócił do swej naturalnej postaci, zdołał połączyć się z Dią jednym, pewnym ruchem, dzieląc się nią, swoim Sekretem. Krucze szpony zacisnęły się na talii. Z rozwartego i skierowanego ku górze dzioba wydarło się rozedrgane kraknięcie, w którym pierwszą nutę wygrywała przyjemność.
Dia krzyknęła, kiedy ją posiadł, przełamując wszelkie bariery. W środku była gorąca i mokra, gotowa na wszelkie sekrety, jakimi chciał się dzielić, ale nie zmieniało to faktu, że jeszcze przed sekundą była dziewicą. Wybawiona od tego “problemu” tak nagle, mimowolnie odrobinę mu uciekła, zastygając w bezruchu. Wiatr skupił się na niej, otaczając niemal zauważalnie i wirując wokół tego młodego ciała, szybko sprawiając, że dziewczyna się rozluźniała. Sharess nie pozwalała na długie nieprzyjemności.
Tengu poluzował chwyt i pomasował plecy łotrzycy uspokajającym gestem.
Wiatr przenikał również Bitaana. Bard zaś starał się z nim zsynchronizować. Potraktować niczym instrument, na którym mógłby wygrywać chaotyczną melodię namiętności. Był też i drugi instrument, o którym nie mógł zapominać. Spetryfikowany Sekret, którym zaczął powoli nadawać tempa i rytmiki. Ów sekret z pewnością zdumiałby niejedną dziewczyną. Bynajmniej wielkością, jako że tengu nie słynęli z trzymania w sekrecie dużych rzeczy. Raczej formą i treścią, gdyż wiele obdarzonych nadto wybujałą wyobraźnią samic innych ras oczekiwałoby raczej, że dziobate stwory będą dysponować równie ptasią formą na każdej wysokości piór. Jednakże natura (lub bogowie), choć poskąpiła kruczoczłekom skrzydeł , to jednak nadając im humanoidalną sylwetkę nie zapomniała ich obdarzyć odpowiednią ilością członków górnych i członków dolnych, podobnych wielce do ludzkich, prócz może koloru i skóry.

Dłonie ponownie ułożyły się na talii, a szpony lekko kłuły skórę rudowłosej. Cofnęła się ponownie, sama nasuwając na tę całkowitą nowość w swoim życiu. Zamruczała, odwracając głowę, kiedy ponownie chwycił jej szczupłą talię. Cała zarumieniona patrzyła teraz na niego w jego prawdziwej formie… i uśmiechnęła się, szczerze i radośnie. Pierwsza niepewność minęła i powracała prawdziwa Dia. Poruszyła biodrami na boki. Na próbę. A może prowokując?
Cichym kraknięciem bard przyjął wyzwanie rzucone mu, przez dziewczę, które ledwie kilka chwil temu wydawało się płochliwe. Wcześniej się pomylił traktując swój sekret jak instrument. To Dia była instrumentem, a on właśnie zaczynał na niej grać tworząc wspaniałą, zmysłową opowieść. Jej pierwszy raz zasługiwał na wielkie słowa, wielkie czyny i dobitne metafory. Jego biodra były tłokiem, a jej wnętrze ogniem kuźni. Raz za razem, w rytm muzyki wybijanej przez dudniącą w skroniach krew, słał swój taran do przodu, przez rozbite już wrota, za którymi się niedawno kryła. Regularne, ale niezbyt mocne wypady maszyny oblężniczej miały pobudzić, podrażnić i prowokować. Palce niczym dziesięciu konnych zwiadowców wybierały się na rekonesans po jej ciele. Muskając, masując, trąc, a nawet lekko drapiąc nie pozwalały oddać się do końca monotonii toczącej się wśród bioder i pośladków bitwy.
Niewielu obrońców stało na jego drodze, wystarczyło wejść w gorący tunel, prowadzący do wnętrza tej zdobytej już twierdzy. Rudowłosa wydała z siebie dźwięk rozkosznej kapitulacji, wpuszczając tego intruza, który tak chętnie pozbawiał ją dziewictwa i niewinności. Wróciła wzrokiem na ołtarz, podparta dłońmi i poddańczo wypięta pozwalała zdobywać się raz za razem. Niewiele czasu zajęło Bitaanowie sprawienie, aby wzdychała i pojękiwała niemal nieustannie. Wiatr rozpalał do granic, pragnął pozbawić wszystkich granic i energiczna Dia oddawała pełną cześć bogini rozkoszy.
Bard nie zamierzał ukrywać że ta miłość na twardej, pokruszonej posadzce i w nim zbiera swe żniwo. Urwane kraknięcia wypełniały powietrze, dołączając do jęków dziewczyny. Splatając się z nimi tworząc prawdziwie przejmującą pieśń, która dźwięczała w ich uszach przy akompaniamencie uniesień dochodzących z ołtarza. Pieśń która podrażniała zmysły, wprawiała ich ciała w jeszcze mocniejsze dreszcze, ekscytowała swą sugestywną formą i emocjonującą treścią. Tengu był świadom, że jego rozgrzane ciało, długo nie utrzyma rosnącego napięcia. Już teraz od czasu do czasu zaciskał palce w niekontrolowanym skurczu rysując skórę łotrzycy różowymi pręgami.

Kierując się nie tylko instynktem, ale również własnym zamysłem, nagle bez ostrzeżenia wstrzymał atak przez rozgrzany tunel, a wręcz opuścił go. Usiadł ciężko na posadzce.
- Chodź - kraknął dysząc lekko. - Usiądź…
Nie dokończył. Nie zamierzał kończyć w sposób werbalny. Pociągnął natomiast dziewczynę ku sobie i gestem nakłonił, by się obróciła i połączyła się z nim na nowo. Jej pierwsze zaskoczenie szybko zostało zastąpione uśmiechem, kiedy pociągnął ją na siebie.
- Twoje pióra… - zamruczała - ...są całkiem przyjemne…
Przytuliła się, osuwając w dół. Musiał tylko odrobinę wspomóc jej entuzjazm. Rude włoski na łonie podrażniły przyjemnie jego sekret, gdy otarła się kilka razy, zanim trafił dokładnie tam gdzie chciał. Zamknęła oczy i nasuwała powoli, aż do momentu, kiedy cały nie został pochłonięty przez żar jej ciała.
W gardle barda narodził się pomruk satysfakcji gdy jego czarna wieża została ponownie rozpalona.
- Dziękuję - westchnął i nie powiedział nic więcej. Zamiast tego złapał Dię za pośladki i zaczął dociskać je do siebie, ponownie nadając rytm ich ciałom. Sam zaś napinał się i kołysał, niczym łódka na lekko wzburzonej tafli wody. Już nie przeciskał się przez tunel rozkoszy. Wieża ruszała się u nasady napierając na otaczające ją, wilgotne ściany. Tego mu zdecydowanie brakowało w poprzednim ułożeniu ciał.
Dia była bardzo pojętną uczennicą. To sama Sharess mogła kierować jej ruchami, dziewczyna dostosowała się szybko do Bitaana, oplatając go ramionami i całując dziób. Na przemian przy tym chichotała i postękiwała, intensywnie kołysząc biodrami i naciskając na sztywny flet, nie dając mu wytchnienia ani przez chwilę.
Bard odwzajemniał chichot czerpiąc z tej zabawy równie wiele przyjemności co rudowłosa. Jednak nie mogło to trwać wiecznie, jako że miał swoje ograniczenia - nawet jeśli były one przesunięte dzięki zbawiennej magii Sharess. Czuł jak wchodzi w ostatnie takty. Petryfikacja męskości, choć wydawałoby się to niemożliwe, postępowała do granic wytrzymałości. Finał był blisko, a ekstatyczne skurcze przejmowały kontrolę nad jego ciałem. Szpony ponownie rysowały skórę łotrzycy, a kołysanie stało się intensywniejsze. W końcu powoli, płynnym ruchem wzniósł dziób do góry. Rozwarł go jednocześnie przyciskając do siebie dziewczynę i kraknął przeciągle w gwałtownym spełnieniu. Zatrzymała się raptownie, gwałtownie pąsowiejąc i tak już na mocno zaróżowionej twarzy. Czuła jak się do niej wlewa, struga za strugą i zamknęła mocno oczy. Wiatr powiał z dużą siłą, przynosząc jęk rozkoszy, nie należący do nich samych. Niespodziewany dreszcz wstrząsnął rudowłosą, przeciągłe westchnięcie nastąpiło zaraz potem, kiedy dziewczyna całą sobą przykleiła się do barda.
Odwzajemnił gest tuląc dziewczynę do siebie. Czuł jak napięcie odpuszcza, jakby ktoś powoli rzucał na niego zaklęcie zamiany kamienia w ciało. Towarzyszyły temu dreszcze i jak zawsze, nieopisana ulga. Resztki przyjemności, które wciąż trzymały jego lędźwia zmusiły go by poruszył się jeszcze ostatni raz, po czym zamarł.

- Przyjemnie? - zapytał znając wszak odpowiedź.
- Teraz tak… - wyszeptała cicho, nie zmieniając pozycji. Wiatr nie pozwalał podnieceniu odejść w pełni. Podnieceniu ani gotowości, Sharess gdzieś tam drżała ciągle z własnej niecierpliwości.
- Tylko na samym początku, zanim się pojawił ten wiatr to zabolało…
- Wiem - skinął niemal niezauważalnie dziobem. - Ale już więcej nie zaboli. Byłaś wspaniała - dodał masując leniwie jej plecy. Jego męskość pulsowała i mógłby przysiąc że dzieje się to w rytm powiewów tego wiatru.
- Ty także… - wyszeptała. I zaczęła chichotać, delikatnie poruszając biodrami. - Ale nie czuję, byś miał dosyć.
Gładziła go po piórach, wydając się istotnie zachwycona ich dotykiem.
- A czy słońce gdy raz wzejdzie ma już dosyć? - odpowiedział pytaniem i zerknął w stronę ołtarza. - Jesteś gotowa dołączyć do grupy, czy wciąż nie chcesz się mną dzielić? - zapytał żartobliwie i znów się zakołysał, czując jak powoli powracają mu siły.
- Ja… chyba wolę popatrzeć - odpowiedziała, zerkając w tamtą stronę. - Maarin i Elin są bardzo ładne… ale nie ciągnie mnie do nich w tym sensie… - przygryzła wargę, odrobinę się ciągle wiercąc i drażniąc z nim.
- Z bliska będziesz miała lepszy widok - odpowiedział odchylając się i patrząc jej w oczy. - Poza tym… tam jest mech, a tu ostre kamienie - zaśmiał się przy ostatnich słowach.
- Chyba musiałbyś mnie zanieść - zachichotała, cmokając go znowu w dziób.
- Wygodnicka… - mruknął. - Lepiej się złap mocno za szyję. I mocniej obejmij mnie nogami. Jakbyś siedziała na drzewie…
Zaśmiał się ponownie przy ostatnich słowach, jako że wyszła niezamierzona dwuznaczność. Zaczął się podnosić powoli z ziemi. Nieco pokracznie, gdyż nie chciał aby Dia się z niego zsunęła. Napiął mięśnie i dźwignął się w końcu na nogi. Poczuł przy tym jak jego oręż pochyla się u nasady, a ciepła pochwa, w której był schowany przyjemnie się ociera.
Tengu nigdy nie należeli do najsilniejszych kreatur, ale Bitaan był wysportowany na tyle by podnieść drobną i leciutką łotrzycę. Przyszło to z lekkim trudem, ale w końcu podołał i sapnął z wysiłku prostując nogi w kolanach. Dłonie wylądowały na jej pośladkach, by zabezpieczyć dziewczynę przed upadkiem. Przez jego ciało przeszedł dreszcz, który na sekundę powstrzymał go przed marszem. Gdy bard doszedł do siebie, skierował się w kierunku grupy.
Dia objęło go mocno, a co więcej, z każdym gwałtowniejszym ruchem wzdychała. Szybko dołożyła do tego kołysanie biodrami… i najwyraźniej próbowała się też na nim zaciskać, chociaż niezbyt umiejętnie. Seks istotnie potraktowała jak zabawę.

--- ponownie na ołtarzu ---

Kass klęczała na ołtarzu na czworakach, z tyłu mając podwijającego jej spódnicę Valeriusa, a z przodu półorka z zsuniętymi do kostek spodniami, który właśnie zbliżał się na spotkanie z jej ustami. Maarin niewiele dalej leżała na plecach, a Elin na brzuchu, dokładnie pomiędzy nogami kochanki.
Bitaan zatrzymał się, spojrzał uważniej na Kass, potem na obie dziewczyny. Następnie podszedł do ołtarza od strony kapłanki i Elin. Odwrócił się, puścił pośladki Dii, wsparł rękoma o krawędź ołtarza i podsunął się z cichym kraknięciem/stęknięciem siadając na mchu. Sprawnie podsunął się jeszcze dalej i opadł uderzając plecami o wilgotne podłoże zadowolony z wysiłku.
- Gotowa? - zapytał, po czym zerknął na Maarin leżącą w zasadzie zaraz obok, chłonąc wyraz jej twarzy
- Oni wszyscy… - szepnęła rudowłosa, przyglądając się scenom na ołtarzu. Poczuł jak pulsuje na jego Sekrecie. - Wreszcie zaczyna się nasza przygoda! - zachichotała głośno.
Bitaan choć ewidentnie był wniebowzięty, to jednak nie podzielał w pełni entuzjazmu rudowłosej. Dla niego przygoda zaczęła się wcześniej. Nie przedkładał miłosnych uniesień nad adrenalinę i zaspokojenie poznania. To jednak nie był czas na dysputy i nauki życia. Chociaż jedną z pewnością łotrzyca miała już za sobą.
- Jest na co patrzeć. Jest co chłonąć. Podaj mi swą rękę. Wspólnie będziemy tonąć - zaintonował krótką melodię i zadrżał lekko unosząc biodra dając znak, że czas odbić od brzegu by zanurzyć się w wir sztormowych uniesień. Jedną dłonią sięgnął w stronę Dii nie mogąc się zdecydować, czy chce złapać za jej dłoń, czy też za pierś. Drugą zaś leniwie skierował w stronę Maarin z podobnym zamiarem.
Kapłanka zaś była nieco zajęta przyjmowaniem nowych doznań. Była oszołomiona przez to jak duża była to różnica, jak bardzo inne doznanie dawało zajmowanie się tym czułym miejscem za pomocą ust. Gdy Bitann położył swą pazurzastą dłoń na jej piersi tylko ją przycisnęła mocniej swą własną. Dia nie miała w głowie trzymania się teraz za ręce. Odrobinę skręciła ciało, wystawiając je w pełni na widok undine i pieszczoty Bitaana, ale i sama mając wygodną pozycję do obserwacji tego, co działo się na ołtarzu. Tuż za dziewczynami znajdowało się bowiem dwóch mężczyzn z kobietą między nimi.
Elin z kolei zdawała się otoczenia nie zauważać. Zagłębiła się w pełni w łono kochanki, zwiedzając językiem i wargami każdy zakamarek, poznając, ucząc się i smakując ciało Maarin. Ciało przyjemnie śliskie, smaczne i podniecające - tyle mówiły przynajmniej pomrukiwania półelfki. Jeden ze szczupłych palców wsunął się do środka, bez najmniejszego trudu zniknął w nim cały, kiedy język jednocześnie z nim zaczął zataczać szybkie kręgi wokół najczulszego, twardego punkciku na łonie niebieskoskórej dziewczyny.
Bitaan kraknął gdy przejmujący dreszcz ponownie przeszedł przez jego ciało. Ta dziewucha niewątpliwie miała tupet, że się tak wierciła. Trzeba było ją czymś zająć. Zacisnął dłoń na jej dziewczęcej piersi, a pazurem zaczął drażnić zwieńczenie tego słodkiego owocu. Napiął kilka razy biodra, ponownie dając znać, by zaczęła się kołysać. Drugą dłonią wciąż pieścił ciało kapłanki.
- Zajmujący widok, prawda? - pytanie było retoryczne, gdyż sam co chwila zerkał w stronę leżących obok dziewczyn. Zabawy jakimi oddawała się Kass były bardziej dosadne, a przez to mniej pobudzające bardową duszę i emocje.
 
Jaracz jest offline