Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2016, 15:19   #8
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Tajga niechętnie oderwała usta i ręce od postawnego marynarza. Nie kojarzyła Thazara, ale imię Vincenta nie było jej obce, zwłaszcza że nie raz dla niego pracowała - w taki czy inny sposób. Dobrze płacił i nie zwracał uwagi na tajgowe metody. Dziewczyna westchnęła teatralnie, zgramoliła się z kolan niezadowolonego absztyfikanta i sięgnęła po kufel. Co z tego, że było jeszcze wcześnie i wypiła już kilka?
- No? - rzuciła w stronę maga, gdy zawartość cieczy w kuflu zmniejszyła się o połowę. - To o co chodzi?

Thazar spojrzał na nią, maskując rozbawienie. Cóż, cel uświęca środki. Zwięźle wyjaśnił w czym rzecz i poparł słowa zaliczką w mieszku ze znakiem Courtezów.
- Czyli gówniara wyrwała się na wolność? - spytała retorycznie Tajga, zgrabnie zagarniając mieszek. Słabo kojarzyła córkę Courteza; dzieci działały jej na nerwy, a poza tym rozpieszczona pannica przypominała jej o tym, czego sama nie miała. A nie. Tajga miała urodę, za to Marie cóż - włosy przeciętnie kasztanowe, sięgające łopatek, pospolitą twarz. Miała może kasę, ale nie wyróżniała się w tłumie. Tajga zaś miała niepospolitą urodę, a jak się postarała to także i bogactwo. Przynajmniej przez jakiś, zazwyczaj krótki czas.
- Nie porwana, bo nikt nie zażądał okupu. Może być, że jeszcze, ale wątpię - wyjaśniła. - Jedenaście lat, to już młoda foka. Jacyś absztyfikanci? Kochankowie? Odrzuceni przez tatusia kandydaci na męża?
- Nie sądź innych po sobie, kochaneczko - zarechotał matros, opróżniając swój kufel. - Nie wszystkie dziewuszki są takie frywolne jak ty.
- No to nie porwanie i nie kochanek. Więc zabłądziła, albo cosik ją zeżarło. Albo jedno i drugie. Miejmy nadzieję, że miała przy sobie coś charakterystycznego, to Vincent zapłaci chociaż za kości.
- Zaginęła też Laura Benitez - wtrącił Thazar.
- A co to za jedna? Przyjaciółka? To pewnie obie poszły w długą - podsumowała Tajga, osuszając kufel. - Panieneczki... Dobra! Czas zarobić! - huknęła kuflem o stół, wstała i zachwiała się nieco. Matros popatrzył na nią, zawiedziony. - Chodźmy popytać gdzie bogata gówniarzeria spędza czas. Znam miejsce, gdzie zbierają się tutejsze wyrostki. Może panienki kazały się gdzieś zaprowadzić, pytały o coś... Może chciały schować się na jakimś statku, albo popodglądać w burdelu... No i czego się śmiejesz, baranie! - prychnęła na marynarza jak kotka.
- Nie każdy jest taki jak ty, Tajga!
- No to wymyśl coś sam, jakżeś taki mądry! Karty? Nielegalne bójki?
- Może na początek popytajmy czy w ogóle ktoś je w tej okolicy widział - zasugerował spokojnie Thazar.
- Jak tam sobie chcesz. Sztukę perswazji już mamy - Tajga poklepała się po mieszku.
- Maria miała na sobie białą koszulę, brązową kamizelkę i czarne spodnie. Ta druga podobnie, szare spodnie i czarną koszulę. Włosy do szyi, kruczoczarne - uzupełnił mag. To, że mała lubiła jazdę konną i strzelanie z łuku chyba nie miało w tej chwili większego znaczenia.
- To faktycznie, wyróżniały się w tłumie, że hej! Ech, bogowie... - bardka wcisnęła namiętny pocałunek w usta marynarza i krokiem węża ruszyła do wyjścia. Gdy owionęło ją świeże (choć bynajmniej nie pachnące) powietrze przeciągnęła się jak kotka i już zupełnie prosto ruszyła w stronę miejsc, gdzie zbierała się wyspiarska dzieciarnia. Wiadomo było, że za kilka miedziaków zrobią wiele, zaś za sztukę srebra czy złota - wszystko.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 10-01-2016 o 16:05.
Sayane jest offline