Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2016, 16:29   #90
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
W chwili, gdy Szarańcza została przewrócona przez złośliwą zjawę lub zjawisko, jakie ona wywołała swoim gniewem, Sadim starał się do niej podejść, coś powiedzieć. Właściwie, to nie była pewna, czy robi to ze względu na nią, czy też po prostu taki miał zamiar od początku, by podzielić się swoimi myślami. Niespodziewanie jednak kobieta poczuła wilgotną kroplę na swoim policzku, a gdy dotknęła jej palcem, zobaczyła niewielką ilość krwi. Zerknęła przez ramię, by kątem oka dojrzeć klęczącego na ziemi Sadima, a przed nim rozbryzłą plamę krwi, która chlusnęła prosto z jego ust. Przeraziła się.

- Sadim? – wyszeptała przecierając piekące oczy brudną od piachu ręką i resztkami sił podczołgała się do mężczyzny, kładąc na jego plecach swoją rękę i patrząc na jego pochyloną ku ziemi twarz. Razem musieli wygląd naprawdę jak obraz rozpaczy.

- Źle się czujesz? Zostałeś zraniony? – spytała wyraźnie pozbawiona sił, gładząc go po grzbiecie, zupełnie jakby chciała rozgrzać płuca. Nie wiedziała czym było spowodowane krwioplucie, więc niezgrabnie zaczęła wyjmować z torby różdżkę leczenia.

Półelf pokręcił głową. Zebrał się z klęczek wtedy, kiedy był w stanie i oparł się ciężko na swym kiju podróżnym. Twarz miał bladą, a oczy przekrwione.
- Nie. Nic mi się w trakcie walki nie stało, tylko... Nie wiem co się stało, a chory nie jestem. - rzekł słabym tonem spoglądając na plamę krwi - Mamy trochę do zrobienia w mieście. A tobie nic nie jest? Nie czułaś się chyba najlepiej przed chwilą.

Szara pokręciła głową patrząc na niego z dołu.
- To nic takiego, coś mnie po prostu popchnęło. - odparła nie wstając z ziemi i obejmując się rękami, gdyż było jej chłodno, a jej płaszcz został porwany przez wiatr - I zabrakło mi tchu. Chyba odeszło. - skończyła zerkając na wyjście z jaskini.

Przywoływacz podszedł wolnym krokiem do aasimarki i podał jej dłoń, by wstała.
- Każdemu z nas mogło się tutaj przydarzyć coś złego. Ważnym jest, że my żyjemy, a pamięć zmarłych zostanie uczczona. W Stonebrook ci opowiem coś więcej, gdyż to nie jest dobry moment na rozmowę.

Kobieta spojrzała na niego ze smutkiem w oczach i uśmiechnęła się bardzo słabo. W milczeniu skorzystała z pomocnej dłoni, by wstać z ziemi, która wystarczająco ubrudziła jej odzienie. Zerknęła przez ramię na Loratha, który chyba nasłuchiwał okolicy i ponownie zatrzęsła się z zimna.

Odmieniec jakby poczuł na sobie jej spojrzenie i kiedy upewnił się już, że odległy odgłos należał najpewniej do jakiegoś zwierzęcia, skierował się w stronę towarzyszki. Jednym ruchem zdarł z siebie swój, nieco podarty i ubrudzony płaszcz, i założył go na ramiona Szarej. Ani jedno pełne słowo nie wydobyło się z jego ust odkąd opuścili świątynie i przez całą drogę czuwał w stanie ekstremalnego napięcia. Spoglądał przez chwilę na nią, niemo i ponuro. W końcu jednak wolno przeniósł wzrok na liściasty dach jaki zapewniał im Ciernisty Las i przerwał tą spiralę ciszy.
- Bogowie nie spoglądają dziś na nas przychylnym wzrokiem - rzekł nie do końca wiadomo czy do niej, czy do siebie samego.

Kobieta dzielnie przyjęła na swój grzbiet ogrzane ciałem barbarzyńcy nakrycie i westchnęła niemal bezgłośnie.
- Nie na nas, Lorathcie…. Nie na nas. - odparła jakby zamyślona, chwytając go za dłoń, w której poszukiwała wsparcia.

Sadim, po swych ostatnich słowach, nie zwracał uwagi już na otaczającą go scenę. Patrzył tylko z grobowym nastrojem na pozostawioną przez niego plamę krwi. Szybko jednak wracał do sił, więc zastanawiał się jaka to siła prawie przygniotła go do ziemi. Pierwszy raz mu się coś takiego zdarzyło. Zajął się wraz ze swymi towarzyszami ceremonią pogrzebową.

*

Krajobraz miał to do siebie, że zazwyczaj był ładny. I w tym wypadku tak było. Tu zielone drzewa, tu jakieś mieniące się złotem pola, tam mnóstwo ludzi podróżujących jeszcze nie do końca suchą drogą, a w oddali aż nazbyt głośne miasto.

Zaraz... Coś jest nie tak.

Obraz ten byłby aż nazbyt sielankowy, gdyby nie pewien trup wciąż oblegany przez wszelkiego rodzaju skrzydlatych padlinożerców. No... W sumie resztki trupa. Chyba mało kto zwracał na niego uwagę, choć wyglądał niczym preludium do czegoś znacznie gorszego.
Na przykład ataku goblinów na miasto.

*

No cóż... Rozmowa ze strażnikiem odbyła się w sposób, którego Sadim dobrze się spodziewał - czyli miał ochotę wrzucić go na dobę do celi, by w końcu przestał szydzić z tych, którzy odwalają za niego brudną robotę. A ze zmarłych śmiać się nie należało. Dobrze że Szara się odezwała, nim półelf zdołał cokolwiek powiedzieć.

W istocie miasto zostało przyozdobione pięknie. Przywoływacz oglądał stragany, różnych śmiałków mierzących się w różnych konkurencjach, architekturę budynków oraz analizował obronność Stonebrook. Miał nadzieję, że dowie się czegoś więcej w garnizonie. Wiedział jednak, że musiał kupić kilka rzeczy, więc zostanowił zadać pytanie Szarej, nie zważając na obecność kogokolwiek.

- Wiesz może coś na temat tego miasta? Muszę zakupić kilka składników - zapytał półelf aasimarkę w czasie, kiedy szli za strażnikiem. Miał w planie przywołać Tamarie.
Nie wiedział jakim cudem wiedział o całym rytuale, gdyż nie uczył się tego z księgi znalezionej w domu, ale analizując składniki był pewien, że będzie to kosztowne. Rozglądał się przy tym dookoła idąc przez plac handlowy, czy przypadkiem nigdzie nie można jakichś kupić.

Szarańcza uśmiechnęła się lekko pod nosem, choć było to może bardziej parsknięcie, które zamaskowała swym miłym wyglądem. Oczywiście, że nie było w tym nic ze złośliwości, po prostu były pewne fakty świadczące o tym, że raczej wie tyle samo, co Przywoływacz
- Przybyłam tutaj w tym samym czasie, co Ty. Niestety nie wiem zbyt wiele na temat tego miasta, tyle co moje oczy i uszy zdążyły wychwycić. Na pewno jest tutaj jakaś akademia magii, możliwe więc, że tam znalazłbyś coś, czym byłbyś zainteresowany. Bo, jak mniemam, nie szukasz składników na zupę? - dokończyła pytając z zadziornym uśmieszkiem i zerkając na mężczyznę.

- Na pewno potrzebuję diamentowego pyłu. Iii… - Sadim podrapał się po głowie - Fragmentu złamanego w walce ostrza. Ponadto jeszcze wodę święconą i święte oleje, ale mamy po drodze świątynię.
- Dość niekonwencjonalne składniki, co? Nie do zupy. Takowej lepiej nie próbować. - aż się zaśmiał pod nosem, bo sam nie wiedział, że tej kombinacji kiedykolwiek będzie można do czegokolwiek użyć.

- No zupy z tego na pewno nie będzie - odparła ze spokojem mrużąc oczy i bacznie przyglądając się Sadimowi.
- Co planujesz zrobić?

- Co do ostrza, trzeba by zapytać u tutejszego kowala, albo w gildii, tam mogą mieć stos ostrzy czekających na przekucie, to najsensowniejsze miejsce. Pył, pył, jest tu chyba jubiler, nawet jeśli nie miejscowy, to musiał jakiś przyjechać na jarmark. Mam wodę święconą chyba nawet przy sobie - Kąt zaczął szperać po kieszeniach i torbach.

- Porozmawiamy o tym później. Lepiej nie mówić o tym mając ryzyko, że ktoś chce to usłyszeć, ale jesteś zdolna się domyślić co planuję. - zerknął kątem oka na strażnika - Nic strasznego. Wierz mi.

- Później możemy być zajęci swoimi sprawami, hmm… No, ale może i już wiem. A kiedy później? - odparła w sumie dla samej chęci podtrzymania rozmowy i powkurzania strażnika. Samo pytanie zadała z szerokim uśmiechem, bo i ciekawa była odpowiedzi kogoś, kto w jej oczach był dość powściągliwą i poważną osobą.

- Cóż… Jeśli zechcesz mnie trochę posłuchać, może popatrzeć na przygotowania i tak dalej, to może całkiem za niedługo. A później możemy pooglądać kończący się festiwal jeśli będziesz chciała, byśmy trzymali się w grupie. - przywoływacz się zasępił po tych słowach

- Łoch, czyli randka! - Szarańcza pokiwała głową sama do siebie i cicho skwitowała pod nosem. Trochę jakby gadała do siebie i próbowała przekonać własną osobę o słuszności nazewnictwa.

- Gobliny są problemem i muszę pomóc temu miastu odeprzeć atak, który ma nastąpić. Jeśli tego nie zrobię, to może się okazać, że jakaś rodzina będzie przeżywać osobistą tragedię. - przerwał na chwilę, by popatrzeć na głowy złoczyńców - Dla przykładu - William i jego rodzina. A my już straciliśmy kilku towarzyszy.
Zamilkł na chwilę zwieszając głowę. Próbował przegnać złe złe wspomnienia, co dopiero po dłuższej chwili mu się udało.
- Cóż. Mam nadzieję, że rozumiesz. Ale w Twych oczach akurat można zrozumienie dostrzec. - uniósł kąciki ust do góry, gdy zerknął na Szarańczę - Do zmierzchu jeszcze trochę czasu zostało. Można się rozejrzeć za czymś ciekawym.

- Dobrzy ludzie nie lubią, gdy inni umierają, zawsze jest to przykre. Cóż, nie każdy jednak przejmuje się śmiercią obcej osoby, tak jak Ty - rzuciła z pocieszającym uśmiechem i westchnęła - Ale, mimo wszystko, dobrzy ludzie, czy też niewinni, na pewno nie powinni być mordowani w taki sposób. A i mieszkańcy tego miasta niczemu winni nie są, by spadało na nich tyle nieszczęść. Choć ja dostrzegam poważne chmury nad nim wiszące - powiedziała wyrocznia i spojrzała na strażnika mrużąc oczy. Skoro raz jej uwierzył, to teraz też to zrobi. Inna sprawa, że Szara sama wierzyła w swoje zdolności i nie raz przeczucie jej nie myliło, lecz i tyle samo razy w błędzie była.
- Zobaczymy najpierw, co powiedzą nam w garnizonie. Chyba nie będą chcieli byśmy dołączyli do walki, jak myślicie? - spytała ocalałych towarzyszy podróży patrząc na nich po kolei.

-Myślę że będą chcieli mieć na murach wszystkie miecze, tarcze i łuki jakie tylko dadzą radę pokazać że potrafią się nimi nie zabić. O ile nie zrobią wcześniej kontruderzenia na goblinie wioski i obozy w lesie, próbując je zdziesiatkować, zanim tamci uderzą - Wtrącił swoje trzy grosze, nie komentując rozczulania się Sadima nad losem nieznanych ludzi.

- Miejmy nadzieję, że nie ma żadnych podziemnych przejść pod miastem, o których wiedzą gobliny. - skwitował słowa Tyriona - Lecz możesz mieć rację. Należy jednak pamiętać, iż goblinoidy są dość… Nieprzewidywalne. Hej, to chyba garnizon.

W istocie. Docierali już do garnizonu, z którego słychać było dość donośne krzyki.
 
Flamedancer jest offline