Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2016, 20:54   #12
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Esper
6 Mirtul Roku Orczej Wiosny
Popołudnie


Jeszcze nim karawana na dobre opuściła Esper, Shavri zmaterializował się ni z tego ni z owego u boku Franki maszerującej pośród łąk z kwiatami na rękach i z pieśnią na ustach.
- Moja droga - przywitał ją uśmiechem. - Czy mogę Ci przerwać na chwile?
- Mhm! - przytaknęła entuzjastycznie pochylając się nad kolejną ładniejszą łodyżką z kolorowym końcem. - Chcesz wianek? Zrobię tobie wianek z polnych kwiatów, hm?
- Franko moja - Shavri uśmiechnął się. - Jakkolwiek z wielką przyjemnością bym go nosił, tak nie wiem, jak przyjęłaby to pani Lena. Więc trzymam cię za słowo, ale w tej chwili może niekoniecznie. - W innej sprawie do ciebie przychodzę. Będąc w domu, ciesząc się bliskością moich bliskich, jedna rzecz wciąż do mnie wracała. I jestem przekonany, że do ciebie również - dodał, wymownie patrząc jej w oczy.
- Ohh... - podchwyciła kapłanka unosząc brwi przechodząc do nieco bardziej poufno-tajemniczego tonu. - Mam się domyślać, czy zdradzisz mi tę tajemnicę...? - dodała z uśmiechem.
- Chodzi mi o te dwa przeklęte wampiry. Wierzę, że możemy zaprowadzić tam porządek, kiedy już skończymy z karawaną i będziemy wracać. Tylko musielibyśmy już teraz zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze przekonać do tego tak wiele osób z naszej załogi, jak tylko się da. Po drugie zahaczyć po drodze o tego maga, o którym wspominał Kain, a który spec...ja...lizuje się w walce z nieumarłymi - Shavri podzielił sobie trudniejsze słówko.
- Oou... - kapłanka zrobiła na chwilę wielkie oczy, gdy temat rozmowy okazał się bardzo poważny. Zamyśliła się na parę chwil, a gdy jej mina była odpowiednia do rozmowy, odezwała się. - Wprawdzie nawet jeszcze się nad tym nie zastanawiałam... Lisowo... Jest dość "wyjątkowe" - zaznaczyła starając się nie używać słowa o negatywnym nacechowaniu. - Z Zoją starałyśmy się ze wszystkich sił, by choć trochę zbliżyć się do jego mieszkańców... Bezskutecznie... Obawiam się, że jego mieszkańcy pomimo wszystkiego nie chcą ratunku. Godzą się na "tą" sytuację. Myślę, że nie udałoby się nic zrobić ani z nimi... ani z naszymi towarzyszami, którzy nie będą nadstawiać karku dla ludzi, którzy ich nie chcą... - przerwała na chwilę zapadając w podobnie długą zadumę. Na szczęście poruszenie tego tematu nie naruszyło pozytywnego nastawienia kapłanki.
- Franko. A co jeśli ludzie z Lisowa znudzą się Państwu i zaczną polować gdzie indziej? Trzeba coś z tym zrobić. To nienaturalne. Ty to wiesz, ja to wiem. Wszyscy to wiemy. Nie uważasz, że ich powinniśmy coś z nimi zrobić? Osobiście nie chciałbym, żeby te dwa biesy pojawiły się gdzieś w okolicy mojej rodziny, choćby to miało być wiele dni drogi. Co zaś się tyczy nadstawiania karku, to nie wierzę, żeby dwa wampiry nie miały jakichś własnych bogactw, więc podejrzewam, że przekonanie drużyny od strony materialnej nie byłoby trudne. Ale sam tego na pewno nie dam rady zrobić.
- Wiem, Shavri... A ta wiedza mnie trochę przeraża... - strapiła się kapłanka. - Widziałeś kiedyś prawdziwego wampira? Ja sama pewnie wyglądałabym jak wampir, gdybym takiego zobaczyła... A jeszcze odesłać go tam, gdzie jego miejsce... W Lisowie zrobiliśmy wszystko, co byliśmy w stanie zrobić my, bez niczyjej pomocy Dlatego też tego samego wieczora, gdy powróciliśmy do Futenbergu, napisałam jeszcze do swojej siostry. Może poradzi, co z tym zrobić... Co do maga... Chciałabym z nim się spotkać. Z pomocą na pewno uda się przywrócić tam porządek. Tamtejsi nie chcą pomocy, bo są terroryzowani. Na pewno. Terroryzowani przez zło, które trzeba wypędzić.
Shacri ucieszył się, że Franka podziela jego pogląd.
- Wiesz czemu oni nie chcą pomocy? Znam to. Ja i moja rodzina uciekaliśmy przez pół życia. W pewnym momencie przestajesz wierzyć, że to możliwe, więc przestajesz się szarpać i oszczędzasz energię, żeby tylko przeżyć. Wegetujesz. Myślenie o ratunku wymaga siły, jakiegoś zaangażowania. A na dodatek bywają momenty, kiedy ewentualne rozczarowanie może człowieka dosłownie zabić.
- Nie potrafiłabym tak żyć... Bez wiary. Bez wiary na lepsze, że wszystko będzie dobrze, że wojna się skończy, że nastanie pokój, że nadejdą lepsze czasy... Odbierasz to sobie właśnie, gdy tracisz wiarę... Bez wiary umierasz... wewnętrznie. Właśnie dlatego Lisowa nie mogę zostawić samemu sobie. Nie mogę na to pozwolić, by ktoś żył w takim stanie... By nie widział szczęścia, które zostało mu odebrane... Nie potrafię zrobić tego sama... Dlatego sama potrzebuję w tym pomocy kogoś, byśmy razem mieli na tyle siły, by przywrócić im wiarę - odpowiedziała kapłanka nieco bardziej strapiona i zamyślona, niż chwilę temu.
- Mój dziadek miał te siłę pomimo rozpaczy pchać nas ciągle dalej i dalej. Nie rozmawialibyśmy teraz, gdyby nie on - westchnął Shavri. - Czy twoja siostra zdążyła ci coś odpisać?
- Nie... Nie chciałam korzystać ze świątynnych gołębi... Już wystarczająco zdenerwowałam Ethel... Wręczyłam wiadomość Gasparowi. Najpewniej gdy wrócimy do Futenbergu będzie czekała na mnie odpowiedź...
- Teraz pozostaje kwestia tego, jak przekonać do tego grupę. Myślę, że tym razem nie powinniśmy rozmawiać ze wszystkimi na raz, tylko poklei ze wszystkimi, żeby potem, kiedy dojdzie do wspólnego podejmowania decyzji, było wiadomo, czego się spodziewać. Chce, żebyś wiedziała, że nawet jeśli inni nas nie poprą, ja i tak wracając z tej misji odbiję do tego maga. Ustalmy proszę może od razu, z kim moglibyśmy teraz porozmawiać. Bardzo chętnie spróbuje pogadać z naszym nowym krasnoludzkim towarzyszem. To kapłan. Myślę, że spodoba mu się ten pomysł.
- Shavri, nie wiem o czym mielibyśmy z nimi rozmawiać, bo... Bo nie wiemy co możemy zrobić dla Lisowa i okolic... - Franka była niepewna, co do tego tematu. Było widać, że to zadanie ją przerosło a bez pomocy bardziej doświadczonych nie potrafiła nic zdziałać. - Musimy zawitać u tego maga, a gdy wrócimy, będę miała wskazówki od swojej siostry... Będziemy mieli plan i dopiero wtedy będziemy potrzebowali pomocy i rozmów, o których mówisz teraz... - podsumowała ze smutkiem bezradności.
- Franko, kim jest twoja siostra, że tak bardzo na niej polegasz? - zapytał zaciekawiony Shavri. - Wiesz, wierzę, że ten mag będzie miał dla nas całą potrzebną wiedze, w końcu walczy z nieumarłymi, myślę, że wie, jak to się robi. Ale jestem pewny, że będziemy potrzebowali w tym celu wszystkich rąk do pomocy - dlatego potrzebuję także i naszego krasnoludzkiego kompana.
- Marena jest kapłanką świątyni Lathandera w Darrow. Taką... Ważniejszą dość. Cokolwiek się nie działo, zawsze wiedziała, co robić... Więc... Pomyślałam, że pomoże i tym razem. Nie to, że nie miałam się do kogo zwrócić o taką pomoc... - kapłanka zaczęła się już plątać we własnych myślach.
- Może po prostu najpierw się dowiedzmy, czym będziemy dysponować i co możemy zrobić, dobrze? - zapytał Shavri i nagle dał nura, żeby wyprostować się ze stokrotką w ręku, którą wręczył jej z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Mhm! - przytaknęła nabierając nieco więcej entuzjazmu. Takie zadanie było zdecydowanie mniejsze od pokonania wielkiego zła w pojedynkę i nawet nie przerażało.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 10-01-2016 o 22:35.
Drahini jest offline