Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2016, 23:16   #13
harry_p
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Przeżył. Teraz musiał tylko się zdecydować czy to dobrze czy źle. Jak na razie nie dostrzegał plusów sytuacji w jakiej się znalazł. Rozejrzał się i z pewną ulgą dostrzegł że nie tylko ma podobne myśli. Woda był chłodna i słona. Nie mając innego wyjścia ruszył tak jak reszta w kierunku brzegu. Wychodząc z morza uważał by nie zamoczyć pasa potem zebrał nawet nieco otoczaków wielkości połowy pięści i schował w zanadrze pod kamizelką. Ubranie jak na razie wytrzymało. Dobrze że miał ciuchy robocze. Jak by dorwali go “po cywilnemu” został by pewnie w samych gaciach.
- No to wyszło szydło z worka. Nawet w takim szambie znajdziesz równych i równiejszych. Chyba im zależy byśmy sami się bardziej pilnowali niż oni nas.- tknięty nagłą myślą uśmiechną się z satysfakcją Clay- magowie muszą się chyba nas naprawdę bać. - Zagadał Tugala Quinn i resztę.
Gdy rozdano sztylety zaproponował.
- To jak razem?

- Tak, razem. I zbieramy po drodze wszystkich tych którym można ufać że nie połaszą się by wbić nóż w plecy - odparła poważnym tonem Quinn, która kurczowo trzymała Nidrosa za ramię.

- Jeśli znajdzie się ktoś taki to może się przyłączyć, ale nie warto tworzyć zbyt dużej grupy. W pewnym momencie będzie nam zbyt trudno się poruszać. Myślę, że pięć dodatkowych osób to bezpieczna liczba. - zaproponował Kean.

Również Sevi dołączyła do nich. Wyglądała na zbitą. Błądziła gdzieś wzrokiem, przysłoniła połowę twarzy kawałkiem płaszcza.

- Brzmi logicznie... - odpowiedział Tugal, -
...ale nie mamy czasu szukać ludzi. Zadowolmy się tym co jest, a ich trzeba będzie obserwować. Czas ucieka, wiecie? Jest nas pięcioro, to też dobra liczba. Powinniśmy ruszać.[/i]

Quinn skinęła mu głową.
- Najwyżej dołączy do nas ktoś później gdy po drodze spotkamy - dodała jeszcze Torm i by nie tracić czasu ruszyła ciągnąc za sobą Nidrosa , który już po ułamku sekundy podążał z nią krok w krok.

- Wiesz, szybciej się oddalimy, jak byśmy szli osobno. - powiedział Tugalciepło zagłębiając się z nią w las - Ma to jeszcze dodatkowe walory obronne.

- A co jak jakiś szajbus napadnie? Tak przynajmniej będziemy mogli liczyć na swoją pomoc - odparła mu ostro blondynka na jego propozycję.

- Dlatego będziemy szli blisko siebie- odpowiedział ciepło i spokojnie - Nie myślałaś chyba, że chce Ciebie trzymać na dystans? Tylko, o ile jest to wielce przyjemne, to wiszenie na moim ramieniu w obliczu zagrożenia daje tylko wrogowi przewagę, prawda?

- Ah, to miałeś na myśli... - odparła Quinn uspokojona słowami Tugala. - Źle cie zrozumiałam - dodała starając się opanować swoje zdenerwowanie. - To jest bez sensu. Aż tak im się na tej wyspie nudzi, że polują na sobie podobnych?

- Prawo silniejszego. - powiedział jej partner idąc szybkim krokiem wśród drzew rozglądając się czujnie wokoło. - Dlatego dali nagrodę za uszy.

- Albo podpucha - Torm specjalnie powiedziała to na tyle głośno by tą myśl móc zasiać wśród mijanych przez nich przeklętych. - I każdy kto przyniesie uszy w nagrodę dostanie śmierć.

Słowa dziewczyny spowodowały pewne poruszenie, wśród tych przeklętych, którzy wybrali tę samą drogę. Część poruszyła się zdenerwowana. Widać mieli zamiar zdobyć trochę uszu, ale słowa Quinn ostudziły trochę ich zamiary. Większa część jednak skupiła się na osobie wypowiadającej te słowa. W pobliżu nich była kobieta. I to ładna kobieta. Co prawda była głośna, ale na to zawsze dało się coś poradzić. Kłopot stanowiła trójka mężczyzn, kręcących się obok niej, ale czas może przerzedzi tą grupkę.
Tugal idąc obrócił się głową do ludzi i powiedział przyciszonym, ale stanowczym głosem tak by tylko ich grupa go usłyszała.
- Przedstawie wam sytuację. Jesteśmy w gównie. Musimy działać razem i chronić siebie nawzajem jeżeli chcemy dotrzeć żywi do Osady. Są ci którzy są głupi na tyle by kupić bajkę o uszach i będą chcieli wam je odebrać. Razem, możemy ich zgładzić i dojść cało na miejsce, gdzie powinno już być łatwiej. Tylko musimy współpracować, wspierać się i chronić wzajemnie. Pewnie to test, a w Osadzie czeka nas ciepłe łóżko, jedzenie i miłe towarzystwo, tylko musimy tam dojść. Kto jest ze mną?

- No moją grupę mi zagarnąłeś kradzieju - odparł ze śmiechem Clay. - Ogólnie to miałem na myśli pytając się czy razem. A teraz zapieprzajmy pod górę bo zamiast nowicjuszy będziemy mieć na karkach weteranów. - Zakończył i ruszył w kierunku wioski. Po kilku krokach zaczął zostawać. - Idźcie przodem jak będę zamykał tyły. A jak najdziecie kogoś obcinającego uszy… Sami go oskórujmy. - Zostając w tyle wyciągną procę.

Sevi była prawie pewna, że udałoby się jej przejść przez las samotnie, uciekając przed pogonią. Problem stanowili tutaj inni przeklęci z jej rocznika. W większej grupie z pewnością uda im się odstraszyć polujących na uszy. Nikt ze zdrowymi zmysłami nie zaatakuje ich w pojedynkę.

- Zamknijcie w końcu wasze ryje, bo zanim nas zobaczą, to z pewnością usłyszą. - syknął jeden z mężczyzn. - Ja się stąd zmywam. Samemu jestem łatwiejszym celem, ale przynajmniej będę miał szansę usłyszeć pogoń.
Po chwili z grupy ponad dwudziestu osób, zrobiła się grupa dziesięciu. Pozostali postanowili trzymać się od gadającej pary jak najdalej.

- Jak chcesz działać bezmyślnie to proszę bardzo - warknęła do tamtego gościa Quinn. - Pościg jeszcze się nie zaczął, więc lepszego momentu na gadanie nie będzie.

- Daj spokój, jak chce umrzeć w samotności bez szans na przetrwanie to jego wola - zauważył Tugal.

Będąc już w drodze Clay zagadał do Keana.
- Idź na przedzie miej oczy dokoła głowy. Ja zostanę na tyle by wam pomóc jak by co albo wy się cofnąć jakbym miał kłopoty. - Gdy już szczurołap został w tyle zszedł ze ścieżki by nie wystawiać się na atak, a gdy znalazł co wyraźniejszy ślad próbował go zatrzeć lub chociaż zrobić mniej czytelnym.

- I wejdę w pułapkę… - mruknął do siebie Kean, po czym postanowił iść zaraz za pierwszą osobą i rozglądać się za ewentualnym zagrożeniem.

Słowa mężczyzny zostały wypowiedziane nie w porę. Jeden z przeklętych idących przed nimi nagle zniknął. Zapadł się pod ziemię - co akurat nie było przenośnią. Okazało się, że nawet na ścieżce znajdowały się pułapki. Ta konkretna była dołem z kolcami. Po nieszczęśniku nie było co zbierać, za dużo zaostrzonych patyków wystawało z jego ciała. Widać nie tylko w samotności się umiera.

- To żeś wykrakał - odparła ponuro Torm omijając pułapkę i nie ulegając pokusie zobaczenia co jest w dole.

- Dzięki tej dzielnej duszy wiemy, że są pułapki na trakcie. Świeć Morges nad jego duszą. - powiedział Tugal po czym obrócił się do tłumu - Dobra ludzie, chwytać kile, pułapki na drodze. Część bierze środek, część po bokach. Nie chcemy wpaść jak on prawda?

Piątka pozostałych przeklętych, która postanowiła trzymać się z grupą Tugala przystąpiła do realizacji planu. Może niezbyt ochoczo, ale przynajmniej skutecznie. Kilka kolejnych pułapek zostało wykrytych, bez strat w ludziach.

Quinn podobnie jak tamci znalazła dla siebie kij, a że dwa odpowiadały jej to oba postanowiła wziąć. Służyły jej nie tylko do szukania pułapek, ale również opieranie się na nich ułatwiało marsz przez wilgotny i miejscami śliski trakt. Była mieszczuchem, do tego chadzającym wyłącznie po dobrych dzielnicach więc nie zamierzała się ze swoim brakiem znajomości dziczy pchać w las.

Kean również znalazł sobie kije. Nie zamierzał skończyć jak osoba jeszcze chwilę temu kroczyła przed nim.

Tugal zastosował podobną taktykę do Quinn. Nawet z podobnych powodów. Czasy kiedy spędzał długie dnie w dziczy dawno minęły, a para mocnych kijków jak nic mogła być pomocna.
Kilkadziesiąt kolejnych minut upłynęło względnie spokojnie. Jeden z piątki przeklętych spoza
“grupy” miał pecha i nie zauważył ukrytej w błocie dźwigni. Dźwignia aktywowała pułapkę. Pułapka wystrzeliła bełty. Dwóch mężczyzn pozostało na ścieżce - martwych. Reszta oddaliła się od siebie jeszcze bardziej, by ewentualne pułapki zabijały pojedynczo.

Gdy Clay mijał trupy pozbawił je uszu.

Do rzeki dotarli bez kolejnych strat. Mieli szczęście, że nawet trafili na most. Szczęście się skończyło, gdy na moście zobaczyli trzech uzbrojonych osobników. Sevi wychwyciła kątem oka ruch między drzewami. Widać trójka miała wsparcie.
- Kobiety zostają, faceci przechodzą. - rzucił jeden ze stojących na moście. Jako jedyny miał odsłoniętą twarz.



Miał młodą twarz, z lekkim zarostem. Zdobiły ją czarne tatuaże, być może miały coś wspólnego z religią bądź pozycją na wyspie. Żadna ze świeżynek nie potrafiła ich zidentyfikować. Nosił skórzaną zbroję ozdobioną ptasimi piórami i czaszkami drobnych zwierząt. Łuk trzymał w pozycji: “Daj mi powód, a nie zauważysz jak umrzesz”.

Lekki uśmiech pełen ironii wykwitł na twarzy Quinn. Zacisnęła dłonie na kijkach. To wszystko co działo się tu od czasu przekroczenia portalu było dla niej cholernie bez sensu, a z każdą kolejną śmiercią osób towarzyszących jej czuła co raz większą frustrację i chęć rzucenia się na jednego z tej trójki tylko po to by się wyładować. Ta ochota rosła w niej jeszcze bardziej po słowach, że dla niej i Sevi nie ma przejścia.
- Wybaczcie, ale śpieszy nam się - powiedziała do tego, który najwidoczniej dowodził tą grupką. Siliła się przy tym na uprzejmość bo w środku się gotowała. - I nie ma sensu, żeby panowie zawracali sobie nami uwagi. W końcu jesteśmy tylko nic nieznaczącymi świeżynkami, którym nawet nie zdjęto kajdan… - dodała i zrobiła krok w przód by wejść na most.

- Och, harda się znalazła. Ale mylisz się. Jest sens. Jesteś nim ty i twoja koleżanka. Jednak z tym, że nic nie znaczycie masz rację. Dlatego facetów przepuszczamy. Żaden z nas nie jest nimi zainteresowany, a szkoda nam czasu na ich zabicie - odparł “przywódca”, unosząc nieznacznie łuk. - No chyba, że któryś z nich to twój kochaś i jest gotowy walczyć o wasze życie. Któryś chętny? Pojedynek na sztylety, by miał chociaż cień szans.

- To po co całe to przedstawienie? Nie lepiej na początku podzielić owieczki zamiast rozganiać je po lesie? - Quinn mówiła dalej powoli stawiając kolejne kroki. - Skoro ktoś ma walczyć o moje życie, to chce mieć je we własnych rękach - odparła blondynka.

- Nie zrozumiałaś jeszcze po co to wszystko? - tamten zaśmiał się. - Po co dzielić owieczki, skoro same to robią? I dostarczają przy tym niezłej rozrywki. A sama walczyć nie możesz. Bo tak. - po tych słowach z lasu na ścieżkę wyszła kolejna szóstka zbrojnych. Po trzech na każdą stronę. Kolejna trójka zastąpiła im drogę odwrotną. Jeden z nich celował w ukrytego Claya. - To jak będzie. Współpracujecie, czy giniecie?

Torm prychnęła i zatrzymała się.
- Nie, nie rozumiem! To wszystko bez sensu. Nic dziwnego, że magowie mają takie używanie i żyją jak pączki w maśle, bo jedyne zagrożenie jakie mają zajęte jest wyżynaniem się nawzajem ku ich radości - powiedziała ledwo opanowując jadowity ton głosu.

- Więc coś z tym zrób, skoro ci się to tak bardzo nie podoba. - w jego głosie słychać było ironię. - Za krótko tutaj jesteś by tak podskakiwać. Pobędziesz trochę dłużej to może dojdzie do ciebie w jakim bagnie siedzisz. No chyba, że się nie rozbierzesz. Wtedy umrzesz.*

- Dlatego chcemy się z wami dogadać i dokopać magom jak się nadarzy okazja - powiedział Tugal - Może jesteśmy świeżynkami, ale znamy swoje moce i możemy być wielce pomocni. Ba, nawet chcemy do was dołączyć. Będą inni którzy obiorą tą drogę, a my? Może w bagnie, ale wierzę, że ręka rękę myje. Przepuśćcie naszą grupę, a ułatwimy wam życie zgodnie z naszymi talentami. Zawsze lepiej jest mieć kogoś kto pomoże w zamian za tą naszą małą prośbę. Zapamiętamy was i jak czas przyjdzie odwdzięczymy się.

- On nie kłamie. Siedzieliśmy tyle czasu, że niektóre kobiety oddadzą się po dobroci, a my znamy większość z nich. Jak dojdziemy na górę to możemy wam powiedzieć, które to, ale musicie nas przepuścić. - zaproponował Kean.

- Wystarczy, że zapytacie o Nidrosa tych co przyjdą po nas. Każdy mnie zna, a i ja znam wielu. Mogę wam skoptować panienkę, ludzi do pracy, przekonać ich by się wam nie buntowali, by pracowali wydajniej. To tylko czubek góry lodowej rzeczy które możemy dla was zrobić. Pytanie tylko jak bardzo chcecie mieć łatwiejsze życie. - powiedział jeszcze Tugal.

Z dwunastu gardeł wyrwał się śmiech. Bardzo głośny i bardzo szyderczy.
- I ty nam to załatwisz, bo innym nagadałeś bzdur jak to dobrze im będzie, bo będą ciebie słuchać? - wypowiedział z trudem przywódca, między wybuchami śmiechu. - Myślisz, że potrzebujemy pomocy takiego śmiecia jak ty? Bawiącego się słówkami. Pewnie dnia w kopalni nie przeżyjesz. I ty masz tyle czelności, by nam coś proponować. My mamy łatwe życie. Ty nie. Im bardziej będziesz pierdolił głupoty, tym to życie będzie gorsze lub krótsze. - mężczyzna wciągnął powietrze. - No ale czego się spodziewać. Wszystko gadką załatwiałeś. Sam bywałeś na igrzyskach by móc jakąś dupę zaliczyć, lub by pokazać się w towarzystwie. Dobry z ciebie kłamca, ale kłamcy nie żyją tutaj długo.

- Więc stań do walki z kobietą. To chyba oczywiste, że dupy Ci nie da. Chyba, że się boisz kompromitacji? - zapytał Nidros.

- I ty oddałaś się takiemu tchórzowi? - to pytanie było skierowane do Quinn. - Dupek nawet nie jest gotów stanąć w twojej obronie.

Słowa obcego nie zrobiły na Torm wrażenia ponad to co już była zirytowana.
- To co, boisz się przegrać z kobietą? - odparła mu powtarzając słowa Tugala. Odłożyła kijki na ziemię i sięgnęła po sztylet.

- Widać, kto w tym związku ma jaja. Reszta może spierdalać. - mężczyzna zwrócił się do pozostałych. - Z twoim wyjątkiem. - zwrócił się do Tugala. - Będziesz się przyglądać.

- Ona chce walczyć. - zauważył Nidros - Jak przegra to my zatańczymy.

- Jak przegra to ją zaliczymy na twoich oczach. - sprostował przywódca.

- Myślisz, że nie dał byś sobie ze mną rady? - zapytał towarzysz Quinn

- Myślę, że szkoda byłoby czasu na walkę z tobą. Z nią przynajmniej będzie jakaś rozrywka. Może uda jej się mnie zranić.

- O tańce będą. - Odezwał się z krzaków Clay - To tsza by coś zagrać żeby nie brykać na sucho. A jak znudzi ci się zabawa z dziewczyną to może ze mną się spróbujesz? - Zaproponował trzymając w jednej ręce nóż w drugiej swoją piszczałkę.

- A ja sobie chętnie popatrzę. Nudziło mi się przez ostatni rok w pierdlu. - dodał Kean.

Quinn była zbyt skupiona na obcym, więc nie docierały do niej słowa reszty. Chciała mieć to za sobą. Teraz może miała szanse, a może tylko odwlekała nieuniknione. Nie przejmowała się tym, chciała walczyć o swoje. Może sztylet nie był rapierem z którym w ręku czuła się najlepiej, ale przy odrobinie szczęścia miała szansę.
- Długo jeszcze będziesz pieprzyć? - warknęła do oponenta Torm ujmując pewnie rękojeść swojej broni.

- Jesteś bardzo głupi. Ale przynajmniej masz jaja. Zabrać go do osady. - zwrócił się do swoich towarzyszy, mając na myśli Claya. - Zdałeś test. A reszta z wyjątkiem tego mądrali jak stąd nie zniknie do końca naszego starcia to zostanie zastrzelona. - jedyna pozostała przy życiu dwójka z piątki, która postanowiła towarzyszyć grupie na początku polowania, nie miała zamiaru czekać, by sprawdzić, czy mężczyzna kłamie.

Quinn nie zarejestrowała momentu, w którym przywódca ruszył do ataku. Zrobił to tak szybko, że umysł za nim nie nadążył. Na szczęście treningi z szermierki przygotowały jej ciało na takie starcie. Lekkie odchylenie tułowia do tyłu pozwoliło uniknąć cięcia sztyletem, wymierzonym w jej bark.
Dziewczyna nie miała zamiaru stać bezczynnie. Jej ciało powróciło do pozycji bojowej, pozwalając jej przeciwnikowi cofnąć rękę. Nie zrobił tego jednak wystarczająco szybko - lub też nie starał się specjalnie bronić. Ręka została rozcięta, krew pociekła z rany. Lekki grymas bólu pojawił się na twarzy mężczyzny, jednak cios był za słaby, by wykluczyć prawicę z gry.
Quinn odskoczyła. Jej też zabrakło szybkości. Udało jej się zbić cios sztyletem stosując bransolety jednak w przypadku uderzenia pięścią nie miała tyle szczęścia. Poczuła uderzenie. Zabolało. Na szczęście nie było zbyt mocne. Po ataku mężczyzna przybrał pozycję obronną, ze sztyletem przygotowanym do kontrataku.

- Widać nie kłamali, że lepiej z nią nie zaczynać. Widzimy się po drugiej stronie. - stwierdził Kean i ruszył dalej, zabierając Sevi ze sobą.

Sevi poszła za nim w milczeniu, zbyt zawstydzona tym, że już miała dłoń na pasku spodni. Widać godność niewiele dla niej znaczyła w obliczu pewnej śmierci.


- Heh, to już wszystko… - Mrukną pod nosem Clay gdy “zdał test” - Ale słowo się rzekło. - Gdy zaczęli walczyć zaczął improwizować różne melodie w zależności od tego co robią walczący.

Torm skrzywiła się z bólu, ale w ostatniej dobie gorsze rzeczy działy się z jej ciałem, więc nie rozczulała się nad tym. Poczuła nawet dawno zapomnianą przez nią euforię wynikającą z walki. Ze skupieniem na twarzy zaatakowała ponownie.

Tym razem nie poszło jej tak dobrze. Mężczyzna odsunął się od ostrza, przepuszczając go obok siebie. Ponadto pochwycił rękę Quinn i szarpnął, wyprowadzając dziewczynę z równowagi. Nie zaatakował jednak, a klepną ręką trzymającą sztylet w tyłek przeklętej. Następnie puścił rękę i zrobił kilka kroków w tył. Na jego twarzy widniał wredny uśmiech.

Quinn stanęła w lekkim rozkroku odzyskując równowagę. Oddychała nieco szybciej, ale skupienie miała lepsze. Nie czekając ponowiła atak.

Uśmiech zniknął z twarzy mężczyzny tak szybko jak się pojawił. Nie spodziewał się, że dziewczyna zachowa spokój po tym bezczelnym czynie. Ta drobna pomyłka mogła mieć tragiczne konsekwencje. Jednak bogowie uśmiechnęli się do niego. Ostrze sztyletu Quinn zatopiło się w ciele jego dłoni, rozrywając mięśnie. Dłoń zalała się krwią. Nie było mowy, by mógł trzymać dalej sztylet.
– No, muszę przyznać, że nieźle. Chłopaki będą mieli ze mnie polew, że jakaś młódka mnie tak zraniła. Masz pecha młoda. Gdybym był sam mogłabyś mnie zabić. A tak musisz odpuścić jeśli miłe ci życie. Udowodniłaś, że w waszym związku to ty nosisz spodnie. Brawo. – mężczyzna ukłonił się, oddając cześć kobiecie. Mogła go w tej chwili dobić. Jednak był sens ryzykować? Wymierzone w jej stronę łuki beznamiętnie przedstawiały los, który ją czekał jeśli się odważy.

Torm odsunęła się od niego o krok.
- Gdybym chciała pozbawić cie życia to nie celowałabym w ręce - odparła niezwykle opanowanym głosem. - Nie chce zabijać swoich pobratymców - powiedziała i schowała ubrudzony sztylet. - Nie umniejszaj męskości Tugalowi. On po prostu zna mnie na tyle, że wie, że nie odpuszczam - powiedziała z lekkim uśmiechem.

- Nie umniejszam. Stwierdzam, że jej nie ma. - odparł mężczyzna. - Ale niech ci będzie. Już nie będę się wtrącał w wasz związek. Nie moja sprawa, komu dajesz dupy. No ale jest tutaj ktoś, kto z chęcią by się wtrącił, mam rację Chyża?
- Tak, masz rację. - kobiecy głos dobiegł od strony jednej z postaci z zasłoniętą twarzą. - Ten gaduła mi się podoba. - mówiąca podeszła do Tugala. Po drodze pozbyła się skór skrywających jej wygląd.



Nosiła na sobie elementy zbroi skórzanej. Jednak one nie miały za dużo wspólnego ze zwiększeniem jej obrony. Bardziej ze zwiększeniem seksapilu. Zgrabna sylwetka, długie nogi, wydatny biust. I uśmiech, za który niektórzy mężczyźni gotowi byli zabić.
- To co przystojniaku, skoro twoja kobieta musiała walczyć o swoje życie, to może ty też powalczysz. - zapytała miłym głosem. - Chociaż nie, szkoda byłoby taką ładną buźkę szpecić bliznami. Mam dla ciebie inny wybór. Zostań moim niewolnikiem od spraw… łóżkowych, albo tamci cię zastrzelą. Co ty na to?

Tugal uśmiechnął się promiennie. Dziesiątki planów formowały się w jego głowie ostrożnie szacując każdą opcję. Trwało to jednak chwilę i powiedział ciepło.
- O ile pani oferta jest kusząca… to jednak jestem zajęty i szczerze nie uśmiecha mi się być niczyim niewolnikiem. Nawet w tak kuszący sposób. Jednak zamiast strzał wolałbym zginąć od ostrza. Z honorem, jak wojownik.

- Skoro nalegasz. - kobieta podeszła do niego, niemal się przytulając. Już się miało zanosić, że użyje trzymanych w ręku ostrzy do pozbawienia go życia… jednak wybrała coś dużo gorszego. Jej kolano uniosło się gwałtownie. Tugal miał pecha. Dziewczyna miała metalowy nakolannik. Zabolało. Bardzo.
- Nie pierdol mi o honorze, bo go nie masz. Ale wybrałeś śmierć, więc będę dla ciebie miła. - rzuciła, odwracając się do niego i odchodząc. Łucznicy jakoś nie mieli ochoty strzelać. Widać kolejny “test” został zdany.*

Quinn zacisnęła ręce patrząc na szefa zbrojnych. Nie zamierzała się z niczego tłumaczyć.
- Przepuścicie nas? - syknęła po czym odeszła od niego w kierunku Tugala. - Żyjesz? - zapytała go z troską o jaką trudno by ją posądzić, szczególnie po tym co tu dokonała.

- Nie, nie przepuścimy was. - stwierdził przywódca. - Zabierzemy was do naszej osady. Nie jest to co prawda osada, do której się kierujecie, ale przynajmniej dostaniecie coś do jedzenia i ciepłe ubrania. I trochę odpoczniecie. Nikt wam tam nic nie zrobi. - wyjaśnił. - Za dostarczenie nam rozrywki weźmiemy też waszych towarzyszy. - nie było tam żadnych pytań. Same stwierdzenia. Widać znowu decydowano za nich.

Nigros klęczał na ziemi trzymając przyrodzenie. Ból był nie do zniesienia. Jednak zdołał wychrypieć.
- Nic mi nie jest… - wziął oddech, urywany - ...tylko będę krzywo chodził przez najbliższy tydzień.
Następnie zaczął się podnosić i powiedział do przywódcy chrypiąc
- Byłem uczniem medyka… mogę Ci opatrzyć tą ranę.

- A co z tym Siwcem z dołu? Tą cholerną biżuterią - Potrząsną bransoletami - i polowaniem na uszy? Jakaś ściema czy jak? - Zaczął się dopominać Clay.

- Nie mamy pojęcia. Nie byliśmy na dole. Nie wiemy jakie zasady szefu wprowadził w tym roku. A bransolet nie pozbędziecie się jeszcze długo. Dla waszego bezpieczeństwa. - wyjaśnił Clayowi. - Nie potrzebuję twojej pomocy. Zajmij się swoimi jajami, póki jeszcze coś tam masz. Słodkie słówka na wolności może działały. Tutaj co najwyżej umrzesz w brutalniejszy sposób.

- Ale to na pierwszy już rzut oka widać że my tu są koty jak będziemy z tym paradować? Zwłaszcza jak ten cały szefo się połapie że trafiliśmy do złej wioski? Nie to żebym narzekał ale martwię się o własną dupę. - Powiedziała szczurołap szykując się do drogi.

- Daj spokój Clay - odezwała się Quinn. - Idziemy z nimi- zdecydowanie nie wyglądała na zawiedzioną, że nie prędko pozbędzie się kajdan.

- Naszym celem jest pomoc tym, którzy zdali nasze testy. Możemy wybierać je sami. W naszej osadzie dostaniecie ciuchy i jedzenie. Później musicie zapierdalać dalej. A zdjąć kajdan nie zdejmiemy. W poprzednich latach niektórzy wybuchali jak za wcześnie się ich pozbywali. - odparł cierpliwie przywódca, chociaż na początku przywitał pytania cichym: “O ja pierdole, co za ludzie”.*

- Powinniśmy iść. - powiedział raniony dotkliwie w krocze Tugal. Kiedy jeszcze klęczał na ziemi sprawdził przyrodzenie. Wyglądało na to, że będzie dobrze. Może tylko dotkliwie posiniaczone, ale raczej obyło się bez zwichnięcia czy innej podłej sprawy.

Dwójka osobników wysłanych za Sevi i Keanem powróciła bez nich, tłumacząc się, że zgubili ich ślady. Patrząc na pogodę i teren, było to marne wytłumaczenie. Czyżby coś im zrobili? , Quinn i Clay nie mieli czasu i okazji tego sprawdzić. Zaraz po przejściu przez most skręcili w las. Szli obstawieni z każdej strony. Stanowili wypełnienie prostokąta, którego boki stanowili łucznicy. Droga jak się okazało nie była długa. Szybko znaleźli się w niewielkiej osadzie… chociaż nazywanie tego miejsca osadą było dużym przegięciem. Ich oczom ukazał się bowiem aż jeden dom.



W całości zbudowany z drewna, wyglądający na dość stary, ale jednak spełniający swoje podstawowe zadanie. Z komina unosił się dym - co bardziej wyczuli niż zobaczyli, a jedno z okien było rozświetlone. Widać znajdował się tam kominek lub inne palenisko.
- Witajcie u Leśnych Strażników. Najbardziej spokojnej chałupie w tej części wyspy. - odparł przywódca łuczników.

- Ile dacie nam czasu na odpoczynek? - zapytała go Quinn.

- To zależy od was. Możecie czekać tu do rana. Ale nie ręczę czy wyjdzie wam to na dobre. - odparł mężczyzna.

Torm pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Najlepiej będzie poczekać nam do świtu. W nocy tylko się zgubimy - odparła i ruszyła by wejść w końcu do chatki i się ogrzać.

W środku zastali to, czego można było się spodziewać po takich chatkach. Proste, stworzone z pniaków meble. Stół, kilkanaście krzeseł. Nad ogniem w kominku wisiał żeliwny garnek, w którym coś bulgotało. Zapach wskazywał, że zdecydowanie nie było to ludzkie mięso, tylko coś jadalnego również w normalnych warunkach. Przy suficie wisiały pajęczyny - widać nikomu nie chciało się sprzątać. Przy stole siedziała trójka osób. Dwóch weteranów i jedna świeżynka.




Była to czarnowłosa, drobna dziewczyna. Część jej twarzy, nieskrywana pod włosami prezentowała coś co można było odczytać jako strach. Jednak nie był to strach wywołany zagrożeniem o życie, a bardziej… faktem, że ktoś się nią interesował.
- U młody nie mów mi, że któryś z nich tak cię poharatał. - jeden z dwójki weteranów wstał i przywitał się z przywódcą towarzyszy - a raczej próbował, bowiem nie mógł uścisnąć mu pokrwawionej ręki.
- Nie, gorzej. Ona to zrobiła. Szczęście ma młoda. - przyznał bez ogródek chłopak.
- No to nieźle. Ciekawych mamy w tym roku nowych. Siadajcie gdzieś. Zaraz będzie zupa. To jak się zwiecie, bo pewnie szczyle się tym nie zainteresowały.

- Jestem Quinn - odparła wspomniana przez rannego dziewczyna po czym podeszła do ognia by się ogrzać przy nim. Usiadła na podłodze i wpatrywała się w płomień.

-Witam - przywitał się szczurołap. - O myśmy się już gdzieś widzieli nie? Clay jestem. - Zagadał do dziewczyny. Kojarzył ją z przechowalni. Przysłuchiwała się jak grał chociaż gdy próbował zagadać lub przechodził na co sprośniejsze przyśpiewki to dziewczyna zawsze znikała w tłumie.

Strach na jej twarzy tylko się wzmógł. Doszła kolejna osoba, która się nią interesowała.
- Jest… jestem… Susa…. Susanna… - wybełkotała zdenerwowana i zawstydzona.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.

Ostatnio edytowane przez harry_p : 10-01-2016 o 23:22. Powód: kosmetyka
harry_p jest offline