Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2016, 07:17   #15
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Talabeclandu
W "Ziewającym Zającu" przy Starej Leśnej Drodze

Strażnik Walter zdawał się być zainteresowany przede wszystkim zdrowiem towarzysza. Rany rozłożonego na łożu zbadał kucharz, który podobno z całej czeredy najlepiej znał się na tym. Łowca zaś zniknął w pokoju zbrodni, skąd wyszedł po kilku minutach i zamówił z karczmarzem kilka słów na boku.

Później, nim przyszedł do Stirlandczyków, najął dwóch leśników, których chyba musiał znać z skądś wcześniej, aby pilnowali pod celą więźnia, na co tamci przystali.

- Morderca w karczmie wciąż być może. Wyście nawet na górze nie byli od przyjazdu, więc najmniejsze podejrzenie pada na was. – mówił i nieprzyjemnym wzrokiem obserwował idącego korytarzem elfa. – Oczy miejcie otwarte i pilnujcie się wzajemnie dla bezpieczeństwa.

Na uboczu stała grupka mnichów, w milczeniu patrząca po wszystkich i wszystkim, słuchając, lecz nie komentując niczego, ani do nikogo, ani między sobą.

- Trupem zabierz się jak cię uczono i tam zrób, co trza z tym nieszczęśnikiem. – powiedział do Kaninchera.

Strażnik był brudny od długiej podróży i wyraźnie zmęczony. Jego rana była niegroźna. Udo przepasała zakrwawiona szmata, przez co lekko utykał, lecz nic poważnego. Ot, nie pierwsza i nie ostatnia blizna w niebezpiecznym fachu. Walter ziewnął w kułak i ruszył do pokoju, gdzie już leżał na jednym z posłań opatrzny, choć wciąż nieprzytomny, Maksymilian.

- Lepiej by było, żeby przez kilka godzin nikt nie budził! – krzyknął donośnie nim zamknął za sobą drzwi.

Spod lekko uchylonych drzwi do miejsca zbrodni, na korytarz wystawał fragment pościeli - niegdyś białe, a potem prawie białe, bo zszarzałe, prześcieradło.

Bauer pchnął lekko wrota i stojąc w progu Stirlandczycy zobaczyli oba łoża dosunięte w jedno, na którym rozciągnięty leżał trup, nie tak znowu starego, mężczyzny. Ofiara miała nogi dosunięte ku sobie, a ramiona rozpostarte, które wraz z długimi włosami, strzępami skóry, flaków i ubrania ułożone były w kształt przypominający kolorową koronę drzewa. Barwą dominującą byłą krwista czerwień jesieni, a ten obraz dopełniały również złoto-zielone liście ułożone, to tu, to tam.

Kanincher wstąpił do pokoju starannie ominąwszy sporą kałużę juchy zalegającej przy lewej stronie łóżka. Nowicjusz przystanął przy łożu zbierając myśli czy to oceny sytuacji, czy też stosownej modlitwy, tego były łowca banitów nie wiedział, acz sam Bauer przyłapał się, że odruchowo wyłapywał kolejne elementy dowodów na miejscu zbrodni.

Obaj widzieli krwawy odcisk buta w lepkiej kałuży, a Eryk wyłowił szczegół charakterystycznej formy, która przypominała małą strzałkę ukośną w miejscu obcasa. Stirlandczycy pochodzili ze wsi, lecz nigdy nie spotkali się z tak nietypowymi liśćmi. Zupełnie jakby dąb krzyżował się z kasztanem…
Morryta pochyliwszy się nad ciałem nie mógł nie zauważyć kilku ran kłutych w ciele denata, po sztylecie lub nożu. Liście zaś, nie dalej niż dwa dni temu, zostały rozdzielone z drzewem.

Sigmaryta odwróci się plecami od trupa, widok którego napawał smutkiem, oraz trochę złością, że na świecie wciąż jest tyle skurwysyństwa. Podszedł do stoliku przy oknie, którego częściowo zasunięte kotary, prawie skrywały fakt, że zaszczepka w okiennicy była otwarta.



Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Hochlandu
Hergig "Pod Cycem"

Wieczór skończył się pomyślnie dla wszystkich Chłopców ze Strilandu. Gdy wraz z powoli sunącym ku wyjściu z piwnicy tłumem płynęli zanurzeni w rozmowie, Arno poczuł, że ktoś położył dłoń na jego ramieniu. Zmieniając pięść w kułak gotował się na najgorsze wiedziony uprzednim, mieszanym przeczuciem, co do zaczepiania jego pleców, lecz spokojne twarze kompanów nieco go uspokoiły.
Nieufnie odwrócił się ze sceptyczną miną i zobaczył, że to właściciel karczmy.

- Panowie, pozwólcie na stronę. – poprosił oberżysta. – Pytałeś o pracę, a więc propozycji mej wysłuchaj. – słowa skierował tym razem bezpośrednio do Arno.

Chłopcu ze Strilandu zostali z karczmarzem, który cierpliwie czekał, aż wszyscy goście wypłyną z piwnicy. Potem mężczyzna oparł się ramieniem o linę areny i kiwając głową zbierał słowa.

- Zapraszam do mojego gabinetu. Nikt tam nam przeszkadzać nie będzie.

Widząc lekkie ociąganie Strlandczyków, którzy uważnie obserwowali na boki, czy oby nie szykuje się na nich jakakolwiek pułapka, karczmarz uśmiechnął się ze zrozumieniem.

- Spokojnie. Widziałem, jak ładnie zażegnaliście burdę, które więcej szkód mi przynoszą, niż zysków. To mnie przekonało, że nadajecie się do delikatnego zadania, któremu powierzyć nie mogę moim pracownikom, bo ich wszyscy znają…

Mówił na tyle szczerze i otwarcie, że może jeśli i mu Chłopcy ze Stirlandu nie uwierzyli, wszak nie pierwszy raz ktoś ich w ciula zrobił na szlaku przygód, to nie mieli tez powodów, aby od razu nie wierzyć w dobre intencje faceta. Podążyli bacząc na otoczenie.

Biuro organizatora nielegalnych walk mieściło się w piwnicy, na tyłach sali z areną. Solidne dębowe meble, których nie powstydziłby się żaden bogaty mieszczanin, oraz ciepłe urządzenie przytulnego gabinetu, jakoś nie pasowały do reszty zawilgoconej i surowej piwnicy.
Zaprosił Strilandczyzków do wzięcia miejsc na krzesłach, a sam usadowił się w fotelu przy masywnym biurku.

- Proszę. – polał do kryształowych kieliszków z karafki jasnobrązowego płynu, w którym Winkel od razu po zapachu rozpoznał dobrej jakości winiaka.

Alex, któremu pierwszemu polano, i najwięcej, uniósł szklaneczkę oceniając konsystencję, która była przednią wypalanką. Prosty chłopak z ludu, z tytułem szlachcica, który wpadł mu chyba tylko z woli bogów na kolana, już potrafi rozpoznawać nie byle jakie brandy.

- Dzisiejszy wieczór upewnił mnie w przekonaniu, że niektóre walki są ustawiane. – karczmarz przeszedł do rzeczy. – Chciałbym was zatrudnić, abyście znaleźli fiksera. Niestety jedynym sposobem na to, bo próbowałem już innych, jest aby jeden z was wystawiany był do walki jako jeden z zawodników. Bardzo możliwie, że wcześniej czy później, zostanie mu zaproponowane podłożenie się, a wtedy… - wzniósł toast. - … złapię skurwysyna. – upił trunku. – Zapewnię profesjonalne przygotowanie z trenerem, – mówił patrząc na Arno, który w oczywisty sposób najbardziej nadawał się na kandydata, a może po prostu była to wcześniejsze zapytanie o wynajęcie swych umiejętności walecznych. – a od utargu z każdej nocy, w której walczyć będzie oddam dziesięć procent.

Winkel, mimo podchmielenia od razu szybko policzył potencjalne zarobki, w czym pomógł mu jego geniusz arytmetyczny. Wojownik mógł zarobić około dziesięciu koron za noc.

- Ponadto – ciągnął karczmarz. – Za złapanie fiksera zapłacę wszystkim po pięć koron. Darmowy wstęp na walki rzecz jasna, oraz otwarty rachunek na piwo. Wyrównam też wydatki związane ze śledztwem, które możecie mieć na mieście, lecz nie dam się naciągnąć. – dodał poważnie.

Popatrzył po wszystkich od czujnego Josta, przez zachwyconego winiakiem Winkiela, po młodego szlachcica, a na koniec wpatrzył się w szpetnego Hammerfista.

- Jesteście zainteresowani?

Bert jako jedyny wyczuwał, że karczmarz choć mówił szczerze, to nie wszystko, jakby coś zatrzymywał dla siebie, a to uczucie Winkiela nigdy nie zawodziło, niczym szósty zmysł.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline