Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2016, 13:12   #39
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Poranki. Jedni lubią witać je wraz z pierwszymi promieniami słońca, inni zaś wolą, by owa złota kula powisiała trochę na nieboskłonie nim oni na dobre oczy otworzą. Do tych drugich bez wątpienia należała Naresia. Nana, jej towarzyszka, usłużnie powiadomiła członków wyprawy o tym nieuniknionym opóźnieniu, po czym wypytała każdego, czy są gotowi. Jak się okazało - byli. Problem polegał jednak na tym iż nie każdy pomyślał czy też chciał zaopatrzyć się w wierzchowca. Zbytnio to małej wróżki nie stropiło. Nie minęła godzina, gdy przed karczmę zajechał kryty wóz ciągnięty przez parę masywnych, łaciatych koni. Mężczyzna, który nim powoził zeskoczył z siedziska i pobrawszy opłatę od Nany, oddalił się z zadowoloną miną. Do tego czasu Naresia zdołała się obudzić i nawet udało się jej narobić szumu w karczmie. Wyraźnie miała za złe, że jej nie obudzono, że jest późno, że nic nie ustalone i… Cóż, jeżeli o coś żal można mieć było, ona go z pewnością miała. Jedyne osoby, które zdawały się pozostawać poza zasięgiem jej złości był anioł i elfia księżniczka. Nawet mortolowi się dostało, a przyczepienie się do Dzwonka o mały włos nie zakończyło sprawy całej wyprawy nim w ogóle się zaczęła. Nana uwijać musiała się jak w ukropie by zapanować nad towarzyszką, załagodzić sytuację i jednocześnie przypilnować, by każdy był możliwie pozytywnie nastawiony.

Wreszcie ruszono, ku widocznej uldze Katupira. Jako że towarzystwo było dość zróżnicowane i liczne, przyciągali uwagę. Jedni wskazywali na anioła, który miast szybować w przestworzach, do czego wszak został stworzony, robił za woźnicę. Drudzy pokazywali palcami na Moonrię i szczerzyli zęby w uśmiechach. Bez wątpienia znak to był, że tegoż dnia szczęście miało im sprzyjać. Jeszcze inni ukradkiem zerkali na elfy. Tych co prawda częściej się widywało niż Moonrie, jednak zwykle podróżowali we własnym towarzystwie, a nie szlajali się z tak podejrzanie wyglądającą grupą. Ci, którzy dostrzegli ghula, szybko humor tracili, wizje szczęścia nagle bowiem im się rozwiewały. No bo kto to widział, żeby z ghulem się pokazywać. Wilkołaki, które bez wątpienia wyróżniały się z tej grupy, omijano wzrokiem. Każdy wiedział, że z tą rasą to nigdy nic nie wiadomo.
Tak to, odprowadzani spojrzeniami mieszkańców Barduk, opuścili miasto, by traktem wiodącym do Tasir podążyć. Trakt ów z początku wiódł wzdłuż rzeki, tak iż z jednej strony mieli błękitne wody Barduk, a z drugiej pola uprawne i widoczną w oddali linię drzew.

Dzień pierwszy minął im bez większych przygód, nie obyło się jednak bez coraz wyraźniejszych, wzajemnych animozji. W centrum niemal każdej znajdował się nie kto inny, jak Daske. Najwyraźniej w ciągu jednego wieczoru i poranka zdołał on zadrzeć niemal z każdym. Lub też niemal każdy zadarł z nim. Wściekłe spojrzenia rzucane Argenowi łagodniały jedynie minimalnie, gdy mężczyzna wzrok przenosił na mnicha, by zmienić się, w ledwie mogącą posiadać to określenie, aprobatę gdy spoglądał na elfa. Widać księżniczka nie zdążyła porozmawiać ze strażnikiem Moonri i Silyen cieszyć się mógł chwilami ciszy przed burzą. Jedyną osobą, która zdawała się zyskać akceptację Daske był anioł. To jednak dziwić nie powinno.
Dzwonek z kolei wydawała się być pozytywnie nastawiona do każdego i wszystkiego. Wesołe dzwonienie raz po raz wdzierało się w ogólny hałas, jaki na trakcie panował, a śmiech Moonrii był miłą odmianą dla ciągle niezadowolonego głosu Naresii.

Na obiad zatrzymali się w przydrożnej karczmie, na kolację i noc zaś zatrzymali się w Bess, wiosce nieopodal traktu, która graniczyła z lasem. Tamtejsza gospoda nie należała do najlepszych, jednak sam fakt bliskości traktu sprawiał, iż o pokój ciężko było. Chcąc, czy też nie chcąc, zmuszeni zostali by miast na miękkiej poduszce głowę złożyć, zadowolić się sianem w pobliskiej stodole. Jedynie elfce i aniołowi zaproponowano miejsce w ostatnim pokoju. Merinsel jednak uprzejmie odmówił, oddając wolne łóżko Silyenowi. Dla elfa było to wybawienie od ciągłych spojrzeń i docinków Daske. Najwyraźniej Zalisena wykorzystała przerwę na obiad nie tylko po to by jeść, ale i rozmawiać. Bez wątpienia, bowiem od południa począwszy, Silyen znalazł się na pierwszym miejscu jeżeli chodzi o osoby, które Daske darzył swą “miłością”.


Ci, którzy sądzili, że czeka ich przyjemnie spędzona noc, zawiedli się okrutnie. Ledwie północ minęła, czujny węch wilkołaków był w tym przypadku na wagę złota. Swąd dymu miał to do siebie, iż nie dało się go pomylić z niczym innym. Gdy pierwszy okrzyk “pali się!” rozbrzmiał w wiosce, członkowie wyprawy byli już ostrzeżeni. A palić się bez wątpienia paliło. Zarówno stodoła jak i gospoda stały w płomieniach, a chaty - jedna po drugiej - szybko do nich dołączały. Zbyt szybko, by ogień ten mógł być naturalny.



Amir

Dzień spędzony w “Koguciku” minął spokojnie. Rzec można było, iż niemal leniwie. Upadła, tak jak oświadczyła wcześniej, pokoju nie opuściła. Około południa dołączyła do niej demonica, jednak nie rozmawiały o niczym szczególnie interesującym, nie licząc paru wzmianek o Moonrii i aniele. Nichael powrócił na godzinę przed Sine, informując że Juster i Symeon wyruszyli w drogę. Wedle tego co usłyszał, mieli podążać tym samym traktem co grupa wróżki. Pozostawało zatem czekać, aż skrzydlate kobiety opuszczą karczmę i ruszą za swymi towarzyszami.
Tak też się stało tuż po tym, jak ostatni promień słońca zniknął za horyzontem. Nie pozostawało zatem nic innego jak tylko ruszyć za nimi, trzymając się opracowanego wcześniej planu.
Nie będąc ograniczonymi wozem, który to pojazd do najszybszych nie należał, podróżowali szybko. Dodatkowo była noc, a o tej porze podróżni zwykle śpią już, zbierając siły na przetrwanie kolejnego dnia. Trakt był niemal całkowicie pusty.
Kłopoty wpierw wypatrzył Nichael. Dużo jednak czasu Amirowi nie zajęło, by samemu wyczuć zbliżające się zagrożenie. Tak się jednak złożyło, iż to upadłej przyszło się o tym zagrożeniu przekonać jako pierwszej. Trzy strzały przecięły powietrze, jedna trafiła. Mesena wydała z siebie wściekłe warknięcie, które to Nichael bez problemu wychwycił. Podobnie jak rzucone przez jej towarzyszkę “plugastwo”, skierowane w stronę atakujących. Resztę dopowiedziały zmysły Amira. Mimo iż nie był w stanie zrozumieć mowy, którą usłyszał, to wygląd skrytych za drzewami istot pozwolił mu wysnuć przypuszczenie, iż ma do czynienia z przedstawicielami ras, których zwykle na terenach szanujących się królestw nie widywano.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline