Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-01-2016, 01:23   #31
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
"Ponurak" to dość ponure miejsce pełne podejrzanych typów. Byłoby niemal idealne dla Amira, gdyby nie smród panujący w lokalu.
Pokręcił nosem niezadowolony udając się do jednego ze stolików zapewniającego dobre miejsce do nasłuchiwania śledzonego osobnika. Wybrał on, razem ze swym towarzyszem najciemniejsze miejsce w tym, i tak już ciemnym, lokalu.

To jednak nie było wyzwaniem dla jego oczu, zaś wyłowienie odpowiednich głosów nie było wyzwaniem dla jego uszu. Początkowo żadna informacja nie była cenna. Wręcz przeciwnie. Była podejrzanie mało cenna.

Ze swym towarzyszem wyglądającym na ludzkiego najemnika rozmawiali o wszystkim i niczym, zaś jedyną informacją mogącą być przydatną było to, iż śledzony miał na imię Juster, zaś najemnik zwał się Symeon. Jeśli były to ich prawdziwe imiona. Podobno wkrótce miała zjawić się również Mesena. W tej niemalże chwili próg "Ponuraka" przekroczyła Upadła, która usiadła przy stoliku Amira.

- Amator - prychnęła Mesena, jeśli tak się nazywała. Dała znać swym towarzyszom, by wyszli, a ci grzecznie zrobili to, co im kazała.

Seth spojrzał obojętnie na przedstawienie, którego był świadkiem nie kończąc jego oglądania. Wystarczyło, iż słyszał jak za tamtą dwójką zamykają się drzwi. Większość jego uwagi spoczęła na trzymanym kuflu podczas zamyślenia. Zastanawiał się w jaki sposób go rozpoznała nie widząc go wcześniej.
Cóż, coś mu nie pasowało od samego początku. Zastanawiał się nawet, przez chwilę, czy zachodzi tutaj podwójne pilnowanie, lecz odrzucił tą możliwość ze względu na rzadkość jej stosowania.

Tymczasem wyglądało na to, iż właśnie taka sytuacja nastąpiła. Śledził i był śledzony. Albo w grę weszła magia, której nigdy nie rozumiał.
Częściowo musiał się z nią zgodzić. Nie był szpiegiem.

Przez jakiś czas pił jeszcze stouta, a kiedy trunek na dnie kufla zaczął się kończyć, zakręcił naczyniem i wychylił resztę. Zapłacił i skinął głową towarzyszce milczenia, zaś ona roześmiała się i również pożegnała.
Amir wyszedł z "Ponuraka" wciągając świeże powietrze. Była to przyjemna odmiana po fetorze panującym wewnątrz.

Oczywiście nawet jakby chciał, nie mógł porozmawiać z Upadłą, o czym ona nie mogła wiedzieć. Chyba, że używała magii albo miała związek z Sonesem, z którym była na nasłuchu jak on z Furkasem.

Natychmiast ponownie skierował się do "Kogucika", a nim zdążył do niego dotrzeć już słyszał zrzędzenie.

~ Gdzieś ty był?

~ Sprawdzałem trop.

~ Słuchaj, kolego, bo mam ci sporo do opowiedzenia. W skrócie, to nie jest dobrze...

~ Ciekawe. Nie jestem twoim kolegą. Możesz się jakoś wydostać? - zapytał Amir po wysłuchaniu relacji, ponownie siedząc w "Koguciku".
Tym razem miał oko na demonicę.

~ Nie. Nie bez pomocy. Puszysta musi mnie wypuścić albo stracić przytomność, żeby ta klatka zniknęła. Przynajmniej musi być rozproszona. Wtedy się przebiję.

~ Daj znać jak Daske będzie wychodził. Ty ściągniesz na siebie uwagę, a ja ją uśpię. Jeśli zwróciłaby na mnie uwagę, to przynajmniej będzie rozproszona i się przebijesz.

~ Czekaj... Wreszcie papla coś ciekawego. Zgadnij jakie nazwisko wymieniła, kolego - zapytał triumfalnie.

~ Mestir? - zapytał Seth.

~ Bingo, kolego. Posiedzę sobie w tej kulce. Czuję, że dowiem się jeszcze czegoś ciekawego. Plan jest taki. Jadę z Kicią, a ty trzymaj się za nami.

~ To da się zrobić. Oho. Właśnie demonica idzie śledzić wilkołaka.

Amir również się podniósł. Niespiesznie ruszył ki schodom, na których zniknęła kobieta. Szybko ją odnalazł. Czekała pod pokojem Moonri.

~ Ooo... Ooo... Kolego, ciekawe rzeczy. Wilkołak poluje na Mestira, demonica przedstawia się jako Inseri, ale nazywa się Sine, a Puszysta jest silnym magiem.

~ Nadchodzi Daske. Sine zmyła się spod drzwi... prosto do wilkołaka - stwierdził Amir bezszelestnie podchodząc pod wejście do pokoju wilkołaka.

~ A to ciekawe... - dodał nasłuchując. Nim Sine wyszła odszedł i ukrył się za rogiem. Tym razem zeszła na dół, zaś on jeszcze długą chwilę siedział relacjonując to, co przed chwilą usłyszał.
Ponownie zmienił stronę płaszcza, wyjął laskę podróżną i uporządkował włosy. Chustką starł nadmiar naniesionego brudu.

~ Ciekawe, kolego. Futrzak lubi na dwa fronty. Ma w sobie coś z demona, ja ci to mówię.

~ Nie jestem twoim kolegą - odparł schodząc na dół. Okazało się, iż Sine powróciła do picia wina. Bardzo wytrwałego picia wina. Amir ponownie zaczął obawiać się wykrycia, ponieważ gości dość szybko ubywało. W międzyczasie zdążył dowiedzieć się, że okrutny Daske był bardzo opiekuńczy dla Dzwonka, a nawet czuły. Nawet pogłaskał Moonrię, a po krótkiej wymianie zdań przekonał do wypuszczenia jej zabawki - kruka.

Późno w nocy Sine udała się do swojego pokoju. W porę, ponieważ Seth poważnie zaczął rozważać zaprzestanie obserwacji. W szczególności, iż wrócił Juster.
On tymczasem, trzymając się za demonicą zajął pokój sąsiedni. Nie musiał długo czekać na efekty.
Początkowo Juster i Sine nie rozmawiali o niczym konkretnym. Dopiero po chwili demonica opowiedziała o wilkołaku, zaś mężczyzna o tym, iż był śledzony. Potem był już tylko dźwięk otwieranego okna.

Amir, siedząc oparty o ścianę w niemal zupełnej ciemności przy zasłoniętych zasłonach, w sennym bezruchu, długo nie słyszał niczego więcej. Dopiero po godzinie Juster odezwał się ponownie, lecz odpowiedziała mu Mesena. Poinformowała go, iż Sine ruszyła powiadomić pozostałych, zaś on i Symeon mają pozostać na tyłach grupy.

~ Wpuść mnie - odezwał się Nichael budząc Amira. Ten drugi przetarł oczy i przeciągnął się jak kot, bezgłośnie. Równie cicho uchylił okno, zaś do środka wleciał kruk.

~ Czas ustalić plan działania, kolego - powiedział Nichael siadając na oparciu krzesła.

~ Nie jestem twoim kolegą - odparł Amir siadając ponownie na łóżku.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 07-01-2016, 14:02   #32
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Glynne

Na anioła długo czekać nie musiała. Co prawda zamówione przez nią śniadanie zdążyło nieco wystygnąć, to i tak nie było ono na tyle zimne by trzeba było zamówić kolejną porcję. Merinsel wyglądał na dużo pogodniejszego niż wieczorem. Na jego szyję powrócił złoty łańcuszek, pozwalając domyślić się iż oddany symbol Tahary znalazł swego następcę. Odpowiedziawszy lekkim skinieniem głowy służącej, która go przywitała gdy przechodził obok, zajął miejsce przy stole. Nim jednak zabrał się za jedzenie, wpierw położył na blacie pakunek, który trzymał w dłoniach.
- To dla ciebie - oświadczył, przesuwając paczkę w jej stronę.

Argen

Wilkołaka obudziło ciche pukanie, po którym rozległo się nieco głośniejsze drapanie w drzwi pokoju. O ile pierwszy dźwięk mógł ujść za normalny, to drugi już mniej.
Słońce zdążyło już ozłocić dachy domów i rozbłysnąć w błękitnym krysztale zdobiącym świątynię Denary. Pora jednakże wciąż była dość wczesna. Ktokolwiek jednak stał przed drzwiami do jego pokoju, ani myślał poddać się w staraniach obudzenia go. Zarówno pukanie jak i drapanie rozległy się ponownie.

Fei Li

Świt był szczególną porą dnia. Ci, którzy nocne życie prowadzili kładli się wtedy do spania. Ci, którzy blask słońca preferowali - wstawali. Nie wszyscy co prawda, a rzec można wręcz że większość wolała poleniuchować dodatkowych godzin parę. To, czy mnich zaliczał się do tych pierwszych czy też drugich - kto wie. Sen jego bowiem przerwany został nim pierwszy promień słońca musnął najwyższy dach Barduk. Wpierw do uszu dotarł dźwięk dzwonków, wyjątkowo radośnie ów dzień witając. Po nim rozległ się znajomy już głos.
- Alayen! Dzwonek przyniosła jabłko dla Alayena.


Silyen

Jak się okazało nawet wczesne wstanie nie gwarantowało karczmy na wyłączność. Silyen zdążył dostrzec parę osób, w tym anioła oraz poznaną wieczorem kapłankę.
Stajnia należąca do Katupira była budynkiem niemal swymi rozmiarami dorównującym karczmie. Wnętrze podzielono na boksy dla wierzchowców, sypialnie dla centaurów oraz pokoje dla harpii, które zajmowały jedną trzecią piętra. Do głównego budynku dostawiono nieco mniejszy, w który służył za składzik. Wczesna pora pozwalała przypuszczać, iż nikogo w stajni nie zastanie. Mylił się jednak...


Ksenocidia

Pukanie do drzwi wyrwało Ksenocidię z owego stanu, w który popadła po wizycie anioła. Głos, który do niej dotarł, należał do jednej z dziewczyn pracujących w “Koguciku”. Służąca chciała wiedzieć co na śniadanie podać. Nie było to dziwne pytanie, wszak ghule nie jadały w sali głównej i zasady tej trzymano się wszędzie. Uzyskawszy odpowiedź, służka odeszła zostawiając ghula samą.

Amir

Plany zostały obmyślone i nawet obyło się bez szczególnie zażartych sprzeczek. Co prawda Nichael nie przepadał za działaniem w świetle dnia, o czym nie omieszkał wspomnieć, to jednak wyboru zbytniego nie miał. Do świtu zostało jeszcze trochę czasu z którego skorzystali oboje.
Cel Amira obudził się dość późno. Goście karczmy zdążyli w międzyczasie narobić hałasu schodząc, które to dźwięki obudziły kotołaka. Juster wydawał się nigdzie nie spieszyć. Podobnie rzecz się miała z jego towarzyszką, która w sposób wyraźny dała do zrozumienia, że nie należy jej o takiej porze ściągać z łóżka. Mesena, do niej bowiem głos ów należał, zamierzała zostać w mieście do nocy i dopiero wtedy wyruszyć. Juster nie sprzeciwiał się owym planom, mruknął jedynie, by uważała na anioła, po czym wyszedł z pokoju.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 07-01-2016, 18:54   #33
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Z pyska wilkołaka wyrwało się stłumione warknięcie, gdy jego sen został przerwany. Nie spodziewał się gości z samego rana. Poza tym musiał przyznać, że ponownie został zaskoczony. Nie usłyszał, że ktoś zbliża się do jego drzwi. Argen zdążył się już dowiedzieć, że życie w miastach miało jeden ważny dla niego minus. Mianowicie tak duża ilość stworzeń przebywających w jednym miejscu wytwarzała nieustanne dźwięki i hałas, który nakłada się na siebie. Takie natężenie szumu utrudniało wyodrębnianie dźwięków, które zwiastowały prawdopodobne zagrożenie. Argen, by uniknąć postradania zmysłów od nadmiarów bodźców w miastach, musiał nauczyć się ignorować większość tła. To sprawiało, że stawał się coraz mniej czujny. Warspine nie mógł się już doczekać, aż opuszczą Barduk. W dziczy nie tak łatwo będzie go podejść.

Pukanie i drapanie nie ustępowało, toteż Argen zerwał się z posłania i wyciągnął miecz. Następnie pochylony cichym krokiem podkradł się pod drzwi i przystawił do nich ucho, nasłuchując oraz intensywnie węsząc. Jego prawa łapa nerwowo zaciskała się na rękojeści broni.
Kimkolwiek był ów poranny gość, poza pukaniem i drapaniem, zachowywał całkowitą ciszę. To pierwsze powtórzyło się ponownie. Drugi jednak już nie.
Nocny Kieł nie był pewien, czy życie w mieście otępiło jego zmysły, czy nieznajomy tak dobrze się maskował. Zdradzał go jednak pewien zapach, którego nie był w stanie ukryć. Jakby… psa?
Alethi chciał zapytać, kto przerywa jego spokój, ale ostatecznie się powstrzymał. Gdyby ktoś chciał go zaatakować, na pewno nie zacząłby od dobijania się do drzwi. Wilkołak odryglował ostrożnie zamek, otworzył drzwi i szybko się cofnął, wciąż trzymając swój miecz skierowany ostrzem do ziemi.
Uniesiona ręka opadła, gdy jej właścicielka zauważyła, że nie bardzo ma w co dalej uderzać.
- O rany - sapnęła, przyglądając się mu wyraźnie zaskoczona. - Ale ty masz wielkie… wielki miecz - oświadczyła Nana uśmiechając się wesoło.
Warspine przystanął wyraźnie zdziwiony. Potrzebował chwili, by połączyć istotę unoszącą się w powietrzu za pomocą małych, zgrabnych skrzydełek ze swoją pamięcią. Nana, druga wróżka, którą Argen miał okazję poznać na spotkaniu. Wilkołak spojrzał w dół i dostrzegł również psa, którego zapach wcześniej wyczuł. Wyglądał dość przyjaźnie, co zaskoczyło Nocnego Kła. Zazwyczaj zwykłe psy stroniły od wilkołaków, ten jednak zdawał się beztroski. Zapewne miało na to wpływ wychowanie przez wróżkę.
- Jest odpowiednich rozmiarów. Nie nosiłbym go, gdyby był za duży. Broń musi być poręczna i dobrze leżeć w łapie - odpowiedział, przerywając swoje osłupienie. Zaraz też zrobił krok w bok i oparł stal o łóżko. - Nana, jeśli dobrze pamiętam. Coś się stało? Przysyła cię twoja siostra?
- Dobrze pamiętasz - odparła, wlatując do pokoju, a za nią poczłapał pies. - Nikt mnie nie przysłał. Sprawdzam, czy wszyscy wstali i się przygotowują. Naresia się wścieknie, jak będzie musiała czekać - dodała, siadając na stoliku.
- Nie ma obaw. Nie noszę ze sobą nadmiaru sprzętu. Tylko się ubiorę i jestem gotowy. Naresia przewidziała jakąś zbiórkę? - zagaił, odwracając się od wróżki na chwilę, by uporządkować swoje posłanie.
- Nie - padła krótka odpowiedź. - Pewnie wpadnie i zacznie się wydzierać, dlaczego nic nie jest gotowe. To bardziej w jej stylu.
- Rozumiem - odpowiedział, krytycznym okiem rozglądając się po pokoju. Upewniał się, czy jego pobyt w tym pomieszczeniu nie wyrządził żadnych szkód. Potrzebował lat praktyki, by nauczyć się korzystać z ludzkich siedzib. Początki były trudne i często kończyły się połamanymi meblami, rozdartymi fotelami i zerwanymi zasłonami. Cywilizowanie się to ciężki proces, przynajmniej dla wilkołaka.
Ku jego uciesze zauważył, że robi się w tym coraz lepszy. Tym razem nikt nie pośle jego tropem zbirów, którzy będą próbować wyciągnąć od niego pieniądze za odszkodowanie.
- W takim razie musimy ją ubiec. Pomożesz mi, Nano?
- To będzie raczej proste - odparła, ponownie wzbijając się w powietrze i podlatując dość blisko wilkołaka. - Jeszcze jej nie obudziłam - puściła do niego oczko.
- Dobrze - odpowiedział, prostując się i zakładając łapy za plecami. Ton jego głosu stał się wyraźniejszy. - W takim razie przeleć się do pozostałych i oznajmij im, że zbiórka za pół godziny na dole. Niech będą spakowani i gotowi do drogi. Jeśli się pośpieszą, zdążą zjeść śniadanie. Spóźnialscy zjedzą po drodze. - Argen nawet nie zauważył, kiedy wskoczył w rolę lidera. A był nim przez lata. W Rodzinie dowodził Trzecią Wartą, oddziałem łowców bestii, którzy patrolowali Matr, wypełniając swój święty obowiązek. - Postaram się też kogoś odwiedzić.
- Jakby to powiedzieć - zaczęła, oddalając się tym razem nieco. - Jesteś ostatni. Pozostali są albo w trakcie śniadania, albo już po. Nawet księżniczka już wstała.
- Och… - westchnął wyraźnie zmieszany. - W takim razie… - tym razem jego głos stał się mniej pewny i stracił swą hardość. - Daj mi minutę. Zjem po drodze - mówiąc to już zaczął przerzucać swój bagaż na łóżko, by zaraz go związać i spakować.
- Nie musisz się spieszyć. Nie obudzę jej jeszcze przez jakiś czas. Jak za wcześnie wstanie, to nie da nam żyć przez większą część drogi. Nunu chodź - zwróciła się do psa, wdzięcznie opadając na jego grzbiet. - To my się zmywamy. Jak coś - nas tu nie było.
Argen skinął wróżce łbem, ale już nic nie odpowiedział, nie przestając pakować swojego sprzętu.

Minęła minuta a Warspine stał już w większości ubrany. Zawiązywał ostatnie rzemienie ochraniaczy i dopinał klamry napierśnika. Upewniając się, że nic nie zostawił, przerzucił swój skromny bagaż przez grzbiet i skierował się na parter „Kogucika”. Przy odrobinie szczęścia zdąży jeszcze coś przekąsić.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 07-01-2016, 21:58   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Silyen oddał klucz i pożegnał karczmarza, skinął głową tym, których poznał wczoraj, na spotkaniu zorganizowanym przez Naresię.
W drzwiach niemal zderzył się z kolejnymi poznanymi wcześniej osobami. Wesoła jak zwykle Dzwonek wędrowała w towarzystwie wściekłego Daske i mnicha, który wyglądał na spokojnego. Najwyraźniej poranna dyskusja nie przebiegła po myśli wszystkich.
- Dzień dobry - Silyen powitał cała trójkę, po czym ruszył dalej. Wiara w dobrą obsługę to jedno, a własnoręczne przygotowanie wierzchowca do podróży to drugie.

Wielkie wrota skrzypnęły cichutko, ukazując na wyraz przestronne pomieszczenie, oświetlone porannym słońcem, wpadającym przez duże okna.
Silyen rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś stajennego. Nikogo nie było, ale z naprzeciwka, z części przeznaczonej dla centaurów, wyszła przedstawicielka tego gatunku.

- Dzień dobry - powiedział Silyen, po czym skierował się do boksu, w którym stał jego wierzchowiec.
Centaurzyca skinęła głową na powitanie, po czym rozejrzała się po części dla koni i dopiero wtedy ruszyła dalej, podchodząc do białego ogiera.
- Piękny wierzchowiec - powiedział Silyan, nie zadając oczywistego pytania, po co centaurowi koń.
Skinęła głową, wyrażając tym poparcie dla jego słów.
- Dawno razem nie galopowaliśmy - dodała, dotykając dłonią pyska zwierzęcia.
- Nie wygląda na to, by spędzał dużo czasu w stajni.
- Nie spędza, tego jestem pewna. - Rzuciwszy owe zapewnienie, odwróciła się do elfa. - Pomóc? - Wskazała na jego wierzchowca.
- Nie, dziękuję. Ojciec by mnie zamknął w ciemnicy, gdybym nie potrafił się nim zająć. - Uśmiechnął się. Pogłaskał wierzchowca po szyi, po czym poczęstował Mellta marchewką.
Kary rumak w mig rozprawił się z poczęstunkiem, po czym spróbował wsadzić nos do kieszeni płaszcza elfa.
- Łakomczuch - powiedział Silyan. - Utyjesz i zamienisz się w beczułkę.
Temu zarzutowi odpowiedziało lekceważące parsknięcie i spojrzenie ucieleśnionej niewinności.
Centaurzyca roześmiała się.
Elf pogłaskał wierzchowca po szyi, Po czum chwycił derkę.
- Teraz, proszę, zachowaj się, jak przystało na dobrze wychowanego rumaka. - Silyen zaczął siodłać wierzchowca.
- Wydaje się być całkiem dobrze wychowany - pochwaliła, podchodząc bliżej.
Mellt spojrzał na centaurzycę podejrzliwie, potem przeniósł wzrok na swego pana.
- Czasami gryzie i kopie obcych - powiedział Silyen. - Tak go wychowano. Ale ja na to nigdy nie narzekałem. - Ponownie pogłaskał rumaka.
- Dobre na koniokradów. - Pochwała w jej głosie była wyraźna, centaurzyca przystanęła także nim znalazła się zbyt blisko.
- Mellt, bądź grzeczny. - Elf położył dłoń na szyi wierzchowca. - Paru pożałowało, prawda?
Mellt skinął głową, jakby rozumiał, co się do niego mówi.
- Dostali na co zasłużyli. - Po jej głosie dało się poznać iż wyraźnie nie przepada za tymi, którzy parają się tą profesją. Także gniewne machnięcia ogonem, potwierdzały ten stan rzeczy. - Skąd pochodzi?
- Z Erresumy - odparł Silyen. - Przepłynął ze mną morze, chociaż zachwycony nie był tak długą bezczynnością. Po wodzie jeszcze nie nauczył się biegać. Nawet on nie jest doskonały.
Mellt szturchnął głową swego pana, w ten sposób odpowiadając na pozorną krytykę.
- Elfie królestwo - mówiąc skinęła głową. - W chwili obecnej w karczmie jest jeszcze jeden przedstawiciel tej rasy. Czyżbyś podróżował z księżniczką? - Pytanie padło w elfim, niezbyt płynnym, ale zrozumiałym.
- Od niedawna - odparł Silyen w tym samym języku. - Dokładnie od wczoraj - sprecyzował.
- Zatem pogalopujemy wspólnie. Zwą mnie Nayra - przedstawiła się, chyląc lekko głowę.
- Silyen. - Elf skłonił się w odpowiedzi. - A to, jak już wiesz, jest Mellt. Mellt, przywitaj się, proszę.
Wierzchowiec grzebnął kopytem i pochylił głowę.
- Miło nam będzie przebyć razem z tobą, w galopie, kawałek świata - Silyen dokończył powitanie.
- Szkoda, że nie w innych okolicznościach. Czy to wszystkie jego sztuczki czy też potrafi coś więcej? - zapytała, zmieniając temat.
- Potrafi być grzeczny jak baranek, jak i zabójczy w działaniu. I przyjdzie do mnie, jeśli go zawołam. Potrafi się również położyć, ale za tym nie przepada.
- Idealny towarzysz - stwierdziła. - Niemal tak dobry jak Alayen. Bez urazy - ostatnie słowa skierowała do konia, osładzając je uśmiechem, aczkolwiek lekkim.
- Alayen? - zainteresował się elf.
Nayra wskazała dłonią białego rumaka.
- Wierzchowiec księżniczki - wyjaśniła. - Pochodzi z królestwa jej matki. Zalisena nigdzie się bez niego nie rusza. Tak samo jak bez Sługi. O tym jednak z pewnością wiesz.
- Spotkaliśmy się - wyjaśnił Silyen. - Dzień dobry, Alayenie - przywitał wierzchowca księżniczki.
Koń jednakże nie wydawał się elfem zainteresowany. To z kolei wywołało kolejny wybuch cichego śmiechu centaurzycy.
- Ma swoje humory.
- Każdy ma prawo do złych chwil - stwierdził Silyen. - Szczególnie dobry przyjaciel.
- Względnie przydałoby mu się pobyć nieco dłużej w towarzystwie zwykłych przedstawicieli jego rasy. Zalisena zbytnio…
Co też takiego powiedzieć miała, Silyen nie miał okazji usłyszeć, bowiem jej słowa przerwało wejście mortola. Nayra przywitała go skinięciem głową i krótkim
- Sługo - rzuconym na powitanie.
- Dzień dobry - dorzucił swe powitanie Silyen.
Mortol skinął im głową, jednak nie odezwał się. Zamiast tego ruszył w stronę białego ogiera i zajął się przygotowywaniem go do drogi.
- To najwyraźniej oznacza, że i my powinniśmy się zbierać - centaurzyca zwróciła się do elfa, całkowicie ignorując obecność sługi.
- Nie wypada się spóźnić - przytaknął elf, po czym dokończył siodłanie wierzchowca. Sprawdził popręg, po czym starannie umocował juki.
Nayra zaś podeszła do boksu oddalonego od tego, w którym stał Mellt o dwie przegrody. W nim to znajdował się masywny, kasztanowy wierzchowiec, który na jej pojawienie się zareagował głośnym rżeniem.
- No już, już, przecież przyszłam, nie bocz się na mnie - przywitała go, sięgając po siodło.
Silyan uśmiechnął się.
- Pomóc w czymś? - spytał.
Nayra przerwała zapinanie pasów i spojrzała na pytającego.
- W normalnych okolicznościach powiedziałabym 'nie', ale jak nie będziemy gotowi to Daske dostanie szału. Gdybyś mógł. Wciąż muszę założyć siodło dla małej...
- Oczywiście - zapewnił Silyen, ruszając w stronę Nayry. - Mellt, czekaj.
- Gdybyś mógł dokończyć - wskazała na kasztana i siodło. - Resztę rzeczy trzymam w swoim boksie. Zaraz wrócę.
Elf darował sobie słowa potwierdzenia, tylko od razu podszedł do wierzchowca, by dokończyć siodłania.
Nayra w międzyczasie zniknęła za drzwiami prowadzącymi do części stajni przeznaczonej dla jej rasy. Nie było jej dłuższą chwilę, gdy jednak wróciła na grzbiecie miała założone siodło, które raczej dla dorosłego nie pasowało, jednak w zupełności dla dziecka, lub młodej osoby być powinno. Poza nim niosła juki oraz łuk i wypełniony strzałami kołczan.
- To dla towarzyszki Daske? Dla Dzwonka? - spytał Silyen.
Skinęła głową potwierdzając.
- Nie ma mowy żeby podróżowała sama. Daske prędzej by zabił wszystkie konie niż na to pozwolił. Zgodziłam się bo lubię małą. - Nie było tajemnicą dla nikogo, że przedstawiciele tej dumnej rasy za żadne skarby świata nie zgodziliby się służyć za wierzchowca. Widać jednak ta konkretna przedstawicielka miała te ogólnie przyjęte zasady za nic.
- Chodźmy więc. - Silyen podał wodze kasztanka Nayrze. Znając charakter Daske... lepiej było się trzymać z dala nie tylko od Dzwonka.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-01-2016, 23:18   #35
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Swoje śniadanie zdążyła już skończyć. Odłożyła na talerz sztućce kładąc je równolegle do siebie, gdy anioł podsuną jej paczkę. Była trochę zdziwiona, bo nie wydawało jej się, żeby w środku znajdowało się jej zamówienie. Paczka była zdecydowanie za...
Położyła rękę na pakunku.
... Za miękka.
Glynne spojrzała pytająco na anioła.
- Mogę to tu otworzyć? - zapytała go.
- Oczywiście - zgodził się, wzmacniając ową zgodę skinięciem głową.
Skoro mogła to nie zamierzała czekać, więc wzięła pakunek i położyła go na kolana. Ostrożnie rozerwała opakowanie.
W paczce znajdował się czarny płacz, obszyty na brzegach delikatnym, srebrnym haftem. Materiał był doskonałej jakości, podobnie jak i samo wykonanie owej części garderoby.
- Powinien pasować - głos anioła wyraźnie nakłaniał by przymierzyła podarek.
Kobieta uśmiechnęła się do Merinsela po czym wstała od stołu, zdjęła kurtkę kładąc ją na ławę i zarzuciła płaszcz na siebie.
- Jest śliczny - powiedziała z dużym zadowoleniem. Dłońmi gładziła poły płaszcza Materiał był bardzo przyjemny w dotyku - Ładne i praktyczne, takie prezenty lubię najbardziej - uśmiechnęła się uroczo. - Bardzo dziękuję, idealnie trafiłeś w mój gust - zdecydowanie potrafiła przyjmować prezenty tak, że obdarowujący miał z tego jeszcze większą przyjemność.
- Ma jednak pewne braki - rzucił, przyglądając się jej oceniająco. - Myślę jednak, że to powinno je nadrobić - dodał, sięgając do kieszeni swojego płaszcza, z której wyjął misterną, srebrną broszkę w kształcie klepsydry. - Zobaczmy.
Wstał i podszedł do kapłanki, a następnie delikatnie ujął poły płaszcza i spiął je.
- Idealnie - zawyrokował, dodając mocy owemu stwierdzeniu poprzez skinięcie głową.
Spojrzała w dół przyglądając się broszce. Uśmiechnęła się na ten jawny symbol jego boga. Nie skomentowała jednak tego. W zamian stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.
- Masz świetny gust - odparła mu z uradowanym głosem wracając do cieszenia się z prezentu.
- Praktyczny - odparł, a w jego głosie dźwięczały nutki rozbawienia. - Cieszę się jednak, że ci się podoba. - Mówiąc odstąpił i ponownie zajął miejsce przy stole. - Postaraj się jej nie zdejmować - dodał.
Zdziwiła ją ta prośba. Dotknęła broszy opuszkami gładząc po przetłoczeniach.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem - usiadła do stołu i oparła się łokciami o blat. - Ty postarasz się być mniej posępny - uśmiechnęła się do niego zadziornie. - Zgoda?
- Posępny? - W jego głosie brzmiało na równi zdziwienie i zainteresowanie. - Dlaczego uważasz, że jestem posępny?
Glynne przewróciła oczami.
- I do tego też uparty - wytknęła mu kolejną wadę. Znał ją jednak na tyle, że wiedział, że tylko się z nim droczy. - Wiesz, w życiu trzeba przede wszystkim cieszyć się z drobnych przyjemności. Jak z tego, że śniadanie było smaczne, albo tego, że w pokoju była miła w dotyku pościel - uśmiechnęła się odgarniając dłonią grzywkę z oczu.
- Zatem wedle ciebie okazuję za mało radości z owych prostych rzeczy - wsparł głowę na złożonych dłoniach, opierając łokcie o stół. Widocznie nikt mnie do tej pory nie nauczył jak - odparł, obdarzając ją niewinnym uśmiechem.
- Więc czuję się zobligowana by cię tego nauczyć - odparła z powagą. Zaraz jednak na oblicze wróciła jej roześmiana mina. - Na prawdę, teraz to będzie moja misja - dodała z rozbawieniem.
- Sam na siebie sprowadziłem tą karę, zatem wypada przyjąć ją z pokorą - odparł, poszerzając nieco swój uśmiech.
Kapłanka była wyraźnie zadowolona z osiągniętego efektu.

Nagle ze schodów wyłoniła się wilkołacza sylwetka. To Argen zszedł na parter, taszcząc na grzebiecie swój niewielki bagaż. Przystanął na pierwszym stopniu i bacznie rozejrzał się po sali. Bystrym spojrzeniem wyłapywał znajome mu postacie. Nie dostrzegł wszystkich awanturników, którzy podjęli się wyzwania wróżki. Być może byli już po śniadaniu i załatwiali swoje sprawy na mieście.
Warspine uważnie przyjrzał się Moonri, jednak widząc skwaszoną minę Daske szybko odwrócił wzrok. Zamiast tego skupił się na innej, równie ciekawej parze. Kobieta - ludzka, jeśli się nie mylił - i anioł we własnej osobie.
- Cóż, zadawałem się z demonami, więc anioł będzie miłą odmianą - mruknął, po czym ruszył w stronę ich stolika.
- Wolne? - zapytał, przystając przed nimi.
Kapłanka spojrzała badawczo na futrzastą istotę stojącą przy niej. Nie była pewna czy to przypadkowy wilkołak czy może jeden z tych z wczoraj. Natępnie spojrzała za niego na salę, w której można było znaleźć pusty stolik.
- Jeśli dostawisz sobie krzesło - Glynne wymownie spojrzała na leżący obok niej miecz. Przy aniele też miejsca brakło przez jego skrzydła. - Znamy się? - zapytała wilkołaka.
Wilkołak bez dalszych wyjaśnień zwalił swój bagaż obok stolika i podreptał po krzesło, ciągnąć je za sobą do jego nowych towarzyszy.
- No tak, dla was, ludzi, my wszyscy wyglądamy tak samo. To zabawne, bo działa to w dwie strony - mruknął, osadzając ciężko swój zad na krześle i posyłając badawcze spojrzenie aniołowi.
- Argen Alethi. Z tego co mi wiadomo, będziemy razem pracować - powiedział, zwracając się do kobiety. - Glynne, o ile dobrze pamiętam?
- Merinsel - anioł przedstawił się, obrzucając wilkołaka czujnym spojrzeniem, jednak po chwili skinął głową. Najwyraźniej nie dostrzegł w nim niczego niepokojącego.
Vess skinęła twierdząco głową do wilkołaka i po zaobserwowaniu reakcji anioła sama również przestała spoglądać na nowo przybyłego podejrzliwie. Skojarzyła go, gdy sam się przedstawił.
- Co ciebie do nas sprowadza? - zapytała kapłanka i tym razem w jej głosie nie było obojętności tylko zaciekawienie.
Argen westchnął z ulgą widząc, że przynajmniej ta para nie ma nic przeciwko jego towarzystwu. Będąc już bardziej rozluźnionym podniósł łapę i skinął na jedną z pracujących dla Katupira dziewczyn.
- Sam do końca tego nie wiem. Widzę, że co niektórzy z naszej drużyny zbierają się w mniejsze, zamknięte społeczności. Dobrze jest mieć sojuszników. Pomyślałem, że spróbuję was poznać, zanim stanę z wami ramię w ramię, gdy przyjdzie okazja do bitki - odpowiedział w oczekiwaniu na kelnerkę.
Dziewczyna pojawiła się przy ich stole w chwilę później i z wyczekiwaniem spojrzała na wilkołaka, czekając na jego zamówienie.
- Golonko, dobra kobieto. Byle duże. I piwo do tego. Nie musi być najlepsze, nie planuję się teraz upić - złożył zamówienie, powołując się na lata wpajanych mu manier. Właściwie znał ich wiele, ale nie ze wszystkich zawsze korzystał.
Służka spojrzała na wilkołaka, chcąc się upewnić, czy dobrze zrozumiała, a następnie oddaliła się w stronę kuchni.
- O kim to wspomniałeś? - Zapytał anioł, gdy dziewczyna zniknęła z widoku. Jego zainteresowanie owym tematem było lekkie, bardziej pod uprzejmą konwersację podchodzące niż faktyczną ciekawość.
- Oczywiście, że chodzi mi o tamte gołąbeczki - odpowiedział skrzydlatemu, wskazując kciukiem stolik, przy którym siedziała Moonria i jej towarzysz. - Ona jest naprawdę cennym nabytkiem dla tej wyprawy. Posiada niemałą moc. Tylko jej cień jest trochę sztywny i nie dopuszcza nikogo do siebie. Poza tym - kontynuował. Widocznie zebrało mu się na pogawędki. To wszystko przez te parszywe społeczeństwo, pomyślał. - jest jeszcze ghul. Ale nie sądzę, by ktoś się chciał trzymać tego trupojada. Miałem okazję kilka razy takie przepędzać z cmentarzy, kiedy to chłopstwo skarżyło się na ich aktywność. Na szczęście są na tyle mądre, że nie chciały ze mną walczyć. - Argen przeciągnął się na krześle, przerywając na moment. - No i mamy też drugiego wilkołaka. Ale my, Alethi nie ufamy żadnemu, który nie należy do Rodziny.
- Cóż... Jeśli chodzi o ghula to całkiem ją lubimy, nieprawdaż? - Vess spojrzała na anioła z lekkim uśmiechem. - Miło, że chcesz się z nami integrować - dodała wracając wzrokiem na wilkołaka.
Anioł skinął głową, a na jego obliczu zagościła powaga.
- Ksenocidia jest ważna dla tej wyprawy. Jej pomoc zapewne okaże się nieoceniona. Nikt tak jak ghule nie wykrywa śmierci, a wszak to z ożywionymi trupami przyjdzie nam walczyć. - Zakończywszy owe pouczanie, zwrócił na chwilę spojrzenie na wspomnianą przez wilkołaka trójkę. - Od niej zaś powinieneś trzymać się z daleka. To zapewni spokój tej wyprawie. Nie chciałbym zbyt szybko odsyłać cię w ostatnią drogę ku Ogrodom - dodał, łagodząc nieco zarówno ton jak i wyraz twarzy.
Nocny Kieł warknął, posyłając aniołowi gniewne spojrzenie. Zaraz jednak oparł łapy na stole i zarechotał, podnosząc pysk.

- Lubię cię. Jesteś konkretny i nie unikasz walki. Być może to był dobry pomysł, żeby się do was dosiąść - powiedział, kończąc swój wilczy śmiech. Westchnął i skupił spojrzenie w stronę drzwi prowadzących do kuchni. Jego nos się zmarszczył, węsząc. Próbował upewnić się, czy jego zamówienie jest już gotowe.
Glynne spojrzała na anioła marszcząc brwi w zdziwieniu po słowach wilkołaka.
- Nie unikasz walki? W którym momencie podmienili ciebie? - zapytała Merinsela tłumiąc w sobie parsknięcie śmiechu. - A może ja o czymś nie wiem? - ciągnęła dalej.
- I tak oto moja tajemnica wyszła na jaw - anioł rozłożył dłonie w bezradnym geście, któremu przeczył wesoły uśmiech. - Oto ja, mistrz zabijania, którego miecz wiecznie w krwi skąpany…

Każde kolejne słowo Merinsela co raz bardziej bawiło Vess, w końcu nie wytrzymała i parsknęła śmiechem przecierając rękawem łzy, które jej przez to nabiegły do oczu.
Uwielbiała ten rodzaj poczucia humoru jakim cechował się ten anioł.

Wilkołak wyraźnie nie zrozumiał powodów rozbawienia kobiety, jednak udało mu się ją łatwo zignorować, kiedy z kuchni wyłoniła się dziewczyna niosąca jego zamówienie. Argen warknął cicho, jakby z ekscytacji na myśl o jedzeniu, a jego żołądek odezwał się niezbyt skrycie.
- Wreszcie. Jestem głodny jak wilk - powiedział, szczerząc kły w uśmiechu i czekając, aż kelnerka postawi tacę na stole. Nie zwracając już uwagi na kompanów rzucił się na jedzenie, rozszarpując go pazurami, rozrywając w kłach, mlaszcząc przy tym i pomrukując. Kulturalne spożywanie posiłków nadal stanowiło dla niego niemałe wyzwanie.
Glynne przewidująco odsunęła się od pożerającego śniadanie wilkołaka. Nie chciała by prezent od Merinsela ucierpiał z tego powodu. Ale czego się spodziewała pozwalając mu się dosiąść, że wie o istnieniu sztućców? Westchnęła i spojrzała na anioła, którego mina jednoznacznie dawała do zrozumienia, że jego poczucie estetyki cierpi.
- Mamy wszystko co nam potrzebne do podróży? - zapytała skrzydlatego towarzysza.
Merinsel skinął głową na potwierdzenie, pilnując jednocześnie by ani jego odzienie, ani też skrzydła nie ucierpiały przy okazji śniadania wilkołaka.
- Katupir powinien już mieć wszystko u siebie. Wystarczy odebrać - poinformował ją.

Glynne pokiwała głową ze zrozumieniem. Nawet lepiej bo nie będzie trzeba taszczyć tego z pokoju. Zawsze to jedna runda po schodach mniej. Argena o dziwo nawet polubiła po tej rozmowie. Wydawał się bezpośredni, choć jego ocena innych mocno szwankowała. Miała tylko nadzieję, że da się zapanować nad jego temperamentem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 08-01-2016, 14:03   #36
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Radosny pisk obudził mnicha, który z rozleniwieniem otworzył jedno oko. Hałas jaki tworzyła wokół siebie ten chochlik dla wielu mógłby być irytujący, jednak mężczyzna przywitał to z uśmiechem. Radosne stworzonko, której prędzej było do psot i zabaw niż poważnego i ciężkiego życia.
Skoro już jedno oko było otwarte, to i drugie trzeba było otworzyć. Ziew. Taki mały, a potem Fei Li wstał i zaczął się ubierać. Nie przejął się tym że poza majtkami nie miał nic na sobie, bowiem nie sądził by Dzwoneczek się jakoś specjalnie mu przyglądał.
Gdy ich spojrzenia w końcu natrafiły na siebie skłonił się lekko i rzekł:
-Dzień dobry skrzacie - uśmiechnął się do niej szeroko.
- Wspaniały dzień - odparła istota, śmiejąc się wesoło. Jej towarzysz był najwidoczniej odmiennego zdania, o czym wyraźnie świadczyła jego mina. Możliwe jednak iż chodziło tylko o sam fakt istnienia Fei Li i jego pobytu w stajni. - Ale Dzwonek nie jest skrzatem. Skrzaty nie mają ogona, Dzwonek ma - na potwierdzenie, zamachała ową kończyną co by mnich mógł dokładnie ów ogon obejrzeć.
-Yyy… - wydobyło się z ust mnicha, który strzelił -Słodkim kotkiem?
- Słyszałeś? - Moonria zwróciła się do Daske, który sprawiał wrażenie, jakby chciał sięgnąć po miecze, względnie rozszarpać mnicha gołymi rękami. - Dzwonek słodka! Dzwonek słodki kotek! Chcesz jabłko? - Szybkiej zmianie tematu towarzyszył wyciągnięty w stronę mnicha owoc.
-Jeśli Cię obraziłem to proszę o wybaczenie - mnich lekko się skłonił ku Moonrie - Obcy jestem, a i świata zbyt dobrze nie znam - mimo tych słów Fei Li cały czas obserwował mężczyznę
- Obrazić Dzwonka? - zapytała wyraźnie zdziwiona. - Czym?
-Swoją niewiedzą. Twój przyjaciel...Nerwowo reaguje. A przecież nie chcemy tutaj żadnych awantur - słowa mnicha były łagodnie wypowiedziane, bez cienia wyższości czy jakiejś zuchwałości.
Moonria przeniosła spojrzenie z mnicha na Daske, a następnie z powrotem na swego rozmówcę.
- Dzwonek nie lubi awantur. Daske lubi Dzwonka więc nie będzie awantur - zapewniła wesoło.
- To się okaże - po raz pierwszy głos zabrał szponiastoręki, nie porzucając niechętnej mnichowi miny.
Mnich nie chciał prowokować istoty zwanej Daske, więc po prostu przestał zwracać na niego uwagę. Po co drażnić byka, który szuka problemów.
-To kogo przyszedł Dzwonek nakarmić? - zapytał, jednocześnie dokończył ubieranie się. Tobołek, wraz z kijem wziął ze sobą i wyszedł z boksu.
- Alayena - wymieniając imię wskazała na białego ogiera. - Dzwonek lubi Alayena. Przyniosła jabłka.
-Piękne zwierzę. Naprawdę przepiękne - Podszedł do konia i wyciągnął ostrożnie rękę -Mogę? - zapytał jeszcze zawczasu
- Jak chcesz stracić rękę. - Można wręcz było uznać iż Daske nic bardziej by nie ucieszyło.
- Możesz, możesz - zaprzeczyła Dzwonek, jednocześnie sama zbliżając się do wierzchowca. - Alayen tylko złych gryzie. Księżniczka go nauczyła. Dzwonka nigdy nie ugryzł.
Mnich nawet nie zaszczycił spojrzeniem Daske, tylko delikatnie wyciągnął rękę ku wierzchowcowi:
-Małpa bez ogona to i tak tylko małpa - mruknął tylko na złośliwy komentarz mężczyzny.
- Widzisz, nie gryzie - ucieszyła się Moonria, kradnąc uwagę wierzchowca poprzez podstawienie mu jabłka pod pysk, który to owoc zaraz zniknął z jej dłoni. - Dzwonek wie lepiej. Gdzie koń Fei Li? - zapytała, rozglądając się po pozostałych boksach.
-Nie mam. Podróżuję pieszo. A to co tu widzicie to cały mój dobytek - rzekł skromnie
- Nie ma? - Zdziwiła się Dzwonek. Daske z kolei roześmiał się, przekazując tym śmiechem co myśli o mnichu.
- To jak niby chcesz za nami nadążyć? Biegnąc?
Mnich posłusznie kiwnął głową potwierdzając to słowami:
-Jeśli będzie trzeba to tak.

- Dzwonek też pobiegnie - zdecydowała Moonria, całkiem ochoczo.
- Wykluczone Dzwonku. Jedziesz z Nayrą. - Nim odpowiedział, Daske rzucił gniewne spojrzenie mnichowi. - Lepiej kup konia - poradził, niezbyt życzliwie.

-Kto zna swoją głupotę, nie jest wielkim głupcem. -odparł tajemniczo mnich w kierunku wojownika

- Trochę ci tego poznawania zostało - warknął w odpowiedzi Daske, po czym wyciągnął szponiastą dłoń w stronę Dzwonka, która od razu do niego podeszła i za nią złapała.
- Śniadanie? - Zapytała z wyraźną nadzieją w głosie. - Ciasteczka?
- Ciasteczka -
zgodził się mężczyzna, porzucając gniewne nuty.
-Tak, myślę że warto coś zjeść. Nie którzy z głodu gadają głupoty, równie wielkie jak wyglądają - odparł spokojnie i pokornie.

Dłoń Daske w odpowiedzi na słowa mnicha spoczęła na rękojeści miecza.
- Bez awantur - stanowczy głosik Dzwonka przeszkodził mężczyźnie, który już otwierał usta. - Dzwonek nie lubi awantur. Dzwonek woli śniadanie. Awantury sprawiają, że Dzwonek jest zła.
- A tego nie chcemy
- zgodził się z nią Daske, rzucając ostrzegawcze spojrzenie mnichowi. - To jak? Ciasteczko? - Zaproponował ugodowym głosem, słowa te kierując do Moonri.

-Wybacz Pani, nie chciałem Cię urazić ani twego towarzysza. Faktycznie warto coś zjeść. - pokornie ukłonił się i podążył za obojgiem na stołówkę.-Ciasteczko, albo zwykła pajda chleba ze smalcem wystarczy - odparł spokojnie już.

- Ciasteczko lepsze - doradziła mu Dzwonek, wesoło. Najwidoczniej całkiem o awanturach zapomniała i skupiła się na czekających ją przyjemnościach. - I mleko. Dzwonek lubi mleko. I wstążki.
- I dzwonki
- dodał Daske, obdarzając Moonrię uśmiechem, który o dziwo wydawał się całkiem naturalnym. Zniknął jednak gdy uwaga mężczyzny ponownie skupiła się na mnichu.
- Dzwonki! Dzwonki! - Potwierdziła z zachwytem w głosie, kiwając przy tym głową co obudziło do życia te, które zdobiły jej uszy. - Fei Li lubi dzwonki?

-Mnich lubi wszystko co piękne. - odparł enigmatycznie Fei Li. Mijając elfa po drodze, skłonił mu się lekko, na znak powitania, lecz ruszył dalej za Dzwoneczkiem, chyba że ta się zatrzymała.
Daske nie przeszkadzał mu, lecz mnich zganił się w myślach, że dał się podpuścić najemnikowi. Miał dziwne wrażenie, że konfrontacja z nim będzie nieunikniona, lecz musiał zrobić wszystko by temu zapobiec. Nie chciał walki, bowiem ona nie prowadziła do niczego.*

Dzwonek ograniczyła się do pomachania elfowi, Daske zaś tylko zmierzył go nieprzychylnym spojrzeniem, przysuwając się bliżej Moonri.
- Dzwonki piękne. - Z tym stwierdzeniem na ustach i przy wtórze dźwięku, które owe dzwonki wydawały, istota ruszyła w stronę tego samego stołu, który wraz ze swoim towarzyszem zajmowała wieczorem. Daske zajął się odsunięciem jej krzesła i zadbaniem o to by Moonria nie siedziała zbyt blisko mnicha. Sam zajął miejsce tuż przy niej, a gdy pojawiła się służka, zamówił mleko, słodkie wypieki i nieco bardziej standardowe jajka, szynkę, chleb oraz wino. Gdy skończył, skupił swą uwagę na Dzwonku, ignorując Fei Li, na którym z kolei skupiła się uwaga służki, która czekała na jego zamówienie, starając się przy tym nie stać za blisko szponiastorękiego i możliwie nie patrzeć na jego towarzyszkę. Widać nie byli gośćmi tej karczmy po raz pierwszy.

Mnich nie myślał za długo nad zamówieniem:
-Jajecznicę z pięciu kurzych jaj, do tego dwie pajdy chleba ze smalcem i dwa małe ogórki - zdecydował by jeszcze, łapiąc służkę za rękaw delikatnie, zatrzymać ją -I dzban tego pysznego soku z suszonych śliwek - zakończył zamówienie
Następnie zwrócił się do Dzwonka:
-A Ty czemu dołączasz do tej wyprawy Dzwoneczku? - padło grzeczne pytanie, powodowane ciekawością.

- Dzwonek wie gdzie jest artefakt - pochwaliła się, nim zdołało ją powstrzymać gniewne warknięcie Daske.
- Dzwonku, rozmawialiśmy o tym - zwrócił jej uwagę, aczkolwiek łagodnym głosem.
- Fei Li też jedzie - oświadczyła nieco zdziwiona. - Dzwonek nie rozumie. Mnich dobry, nie skrzywdzi Dzwonka. Mnich może wiedzieć.

-Oczywiście Dzwoneczku, że mnich jedzie. Jedzie z Dzwoneczkiem razem, tak jak chciałaś. Dziękuję że chcesz mnie wziąć ze sobą - lekko skłonił głowę, w szacunku i skromności.

- Widzisz - ucieszyła się istota, nawet klasnęła do wtóru. Jej towarzysz jednak bynajmniej na wesołego nie wyglądał.
- Trzymaj się z daleka, dobrze ci radzę. Najlepiej przez całą drogę. - Jako, że jego dłonie znajdowały się poza widokiem mnicha nie mógł dotrzeć owego ruchu, jednak zarówno wyraz twarzy, jak i pałające chęcią mordu spojrzenie, mogło nakierować mnicha na to, że niewidoczne dłonie właśnie zaciśnięte zostały na rękojeściach mieczy.
- Daske przestanie - skarciła towarzysza Dzwonek. - Bez awantur tym razem. Daske obiecał. Dzwonek będzie zła - ostrzegła. - Nie zwracaj uwagi - zwróciła się z kolei do mnicha, uśmiechając wesoło. - Daske zrozumie i przestanie.

-Mnich rozumie - zapewnił Dzwoneczka Fei Li -Mnich uważa że przemoc do niczego nie prowadzi. Nie szuka zwady z Daske. - zapewnił obie strony

- Mnich wybrał sobie ciężkie zadanie - odparła Moonria, tym razem oboju obdarzając wesołym uśmiechem, który dodatkowo się poszerzył gdy ujrzała zmierzającą w ich stronę służkę z zamówionym śniadaniem. - Ciastka! - Widać istocie tej wiele do szczęścia nie trzeba było.

-Riva je wybrała. Ja tylko posłusznie wykonuję jej polecenia - skłonił nisko głowę. Gdy podano jedzenie, mnich zamknął oczy i podziękował Bogini za te hojne dary, i za posiłek, który pozwoliła mu zjeść.

- Dzwonek woli słuchać Oren - oświadczyła, gdy pierwsze z łakoci, jakie przed nią postawiono przeszło do historii. - Riv poważna. Riv rzadko się śmieje.

- Przyznam że nie znam Twojej bogini, ale jeśli jest dobra… - uśmiechnął się -Może Dzwonek wie coś więcej o tej, która skradła koronę? - zapytał cicho. Nawet przestał zwracać uwagę na Daske.

- Oren dobra - szybko zapewniła go Moonria. - Oren to dusza. Oren do życie. Oren to magia i radość. Ona stworzyła Dzwonka. To siostra Riv - udzieliła mu krótkiej lekcji, nim przeszła do odpowiedzi na jego pytanie. - Sontia zła. Kradnie życie żeby żywić ducha. Dzwonek nie lubi nekromantki.
- Stoi za nią armia -
wtrącił się Daske, który do tej pory tylko się przysłuchiwał. - Dotarcie do zamku będzie graniczyć z cudem. Także podążam za nakazami Riv - dodał, jakby miało to tłumaczyć dlaczego dla odmiany nie warknął, tylko odpowiedział w miarę normalnym głosem.

Mnich skinął głową mówiąc:
-Gdy znasz niebo i ziemię, zwycięstwo jest niewyczerpane - odparł poważnie, by zadać jeszcze jedno pytanie -Czemu Sontia chce tej korony. Co w niej jest takiego wartościowego? - zapytał, bowiem to nie dawału mu spokoju.

- To artefakt - wyjaśniła Dzwonek, ignorując przy tym spojrzenie, które rzucił jej Daske. - Potężny artefakt. Jeden z sześciu takich. Dzwonek wie gdzie…
- Wystarczy Dzwonku
- jej towarzysz najwyraźniej nie wytrzymał i przerwał jej.
- Za dużo? - zapytała, spoglądając na niego niepewnie.
- Zdecydowanie - potwierdził.
- Dzwonek przeprasza - mruknęła, a następnie zwróciła się do mnicha. - Dzwonek czasem nie wie kiedy przestać. Daske pilnuje - wyjaśniła.

-Daske niech nie złości się na Dzwonka. To moja wina. Przepraszam - rzekł pokornie mnich -Wiem już na tyle dużo, że zaczynam rozumieć, czemu Riv skierowała me kroki w tą stronę.

- Nie złoszczę się na Dzwonka - odpowiedział, a Moonria od razu zgodnie pokiwała głową. - Widać miała ku temu powody. Poważne, sądząc po tym, że i nas wezwała. Prawda Dzwonku? - zwrócił się do towarzyszki, która ponownie przytaknęła ruchem głowy.

-To dobrze. Nie chciałbym tego. Daske i tak już jest zły na mnie - spojrzał mu zimno w oczy. Daske był wojownikiem. A tacy często znają tylko jeden język. Nie czekając na odpowiedź Fei Li zaczął dalej pochłaniać swoje śniadanie

Odpowiedź nie nadeszła. Daske poszedł w ślady mnicha, kierując swą uwagę na jedzenie, które przed nim stało. Co chwilę jednak omiatał salę wzrokiem, jakby szukając zagrożeń, które mogły się pojawić. Dzwonek z kolei w pełni pochłonięta była zjadaniem słodkości, popijanych mlekiem. Równie dobrze obaj towarzyszący jej mężczyźni mogliby zniknąć, zapewne nawet by tego nie zauważyła.

Gdy Fei Li zjadł spojrzał na Daske, a potem spojrzał na drzwi wyjściowe. Nie powiedział jednak słowa, tylko wstał i ruszył ku nim. Zjadł tak czy inaczej, i chciał się jeszcze pożegnać z centaurzycą, która wczoraj pomogła mu ze złodziejem. To czy Daske uda się za nim, miało za chwilę się okazać.

Na zewnątrz zastał centaurzycę w towarzystwie elfa i dwóch wierzchowców. Kobieta zajmowała się jednym z nich, kasztanem o masywnej budowie, do którego siodła przytwierdzone były juki. Także na jej grzbiecie znajdowało się siodło, aczkolwiek było ono mniejsze.

Mnich podszedł do nich, i skłonił się lekko, pochylając głowę jak to miał w zwyczaju witając się. Obdarzył jedno i drugie uśmiechem po czym rzekł zwracając się do centaurzycy:
-Witajcie. Wybaczcie że przeszkadzam. Chciałem tylko podziękować za wczorajszą pomoc. - po tych słowach skłonił głowę na znak wdzięczności i szacunku.

Widząc że Dzwonek biegnie ku nim, a Daske został z tyłu ruszył ku niemu. Gdy się zrównał rzekł do niego:
-Nie godzi się byś łypał ciągle na mnie spode łba Panie. Jeśli szukasz zwady, choć wiedz że ja jej nie chcę, nie będę chylił głowy przed Tobą. Groźne miny, czy chwytanie za ostrze nie przyniosą Ci chwały. Tak samo jak twoje zachowanie. Mamy razem podróżować, więc albo się nauczymy szacunku do siebie, albo ja to będę musiał zrobić - klamka zapadła. Wszystko w rękach wojownika.

- Trzymaj się od niej z daleka - odpowiedział Daske, jednak nie zaszczycił przy tym mnicha nawet spojrzeniem, które to śledziło czujnie Dzwonka. - Nie wypytuj, nie dotykaj. Jeżeli zdołasz trzymać się tej zasady nie będzie żadnych między nami zwad.

-Aby być mądrym, nie wystarczy mieć wiele ksiąg: osioł dźwigający na grzbiecie wiele książek nie jest przez to mądrzejszy. - odparł ze stoickim spokojem, licząc że zrozumie przesłanie. Chciał coś jeszcze dodać, ale się powstrzymał, bowiem przy tym człowieku ciężko było mu zachować spokój. Wolał jednak nie mówić za wiele. Stał i czekał. Gdy jednak Daske chciał ruszyć, mnich mu rzucił:
-Nie groź mi. Jeśli zobaczę raz jeszcze że twoje dłonie idą ku ostrzu...Wtedy będziesz musiał je wyjąć. Albo coś robisz, albo nie. Nie ma próbowania - rzekł na końcu ostro

Tym razem mnich doczekał się odpowiedzi. Nawet na chwilę udało się mu skupić na sobie wzrok Daske, który wyraźnie podkreślał iż Fei Li marnuje jego czas.
- Te ostrza służą tylko jednemu celowi i wyciągane są tylko by pełnić swą służbę. Nie obchodzi mnie co myślisz. Zagrozisz jej, wtedy dobędę mieczy. TYLKO wtedy - podkreślił.*

-Nie zamierzam, ale pytać jeśli uznam za stosowne będę. A ty kup sobie ziółka na zatwardzenie, bo z tym wyrazem twarzy...No ale..Nie kłóćmy się. - poklepał przyjaźnie Daske po ramieniu, po czym odwrócił się do Dzwoneczka, do którego radośnie pomachał.

- Niektóre pytania stanowią większe zagrożenie od miecza - warknął jego rozmówca, niezbyt dobrze witając zachowanie mnicha względem Dzwonka. - Miarkując je pożyjesz dłużej - dodał, kierując swe kroki w stronę Moonri.

Mnich nie przejął się słowami Daske. Ruszył jeszcze do stajni by tam przez chwilę pomedytować i uspokoić się. Potrzebował ciszy i spokoju na kontemplację. O ile rozumiał troskliwość Daske, tak jedno co mu się rzuciło w oczy, to jak Dzwoneczek nim dyrygował. Wojownik jak by miał respekt przed tą małą istotą. Warto by mieć się na baczności i nie denerwować Moonri, która przypominała zachowaniem małe, rozkapryszone dziecko mające swoje dziwne zachcianki.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 09-01-2016, 16:08   #37
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zupełnie jakby myśl o owym mężczyźnie zdolna była go przywołać, nie minęła chwila, a Daske pojawił się na widoku. Tuż przed nim jednak, do centaurzycy i elfa podszedł mnich, który w uprzejmy sposób podziękował za pomoc. Nayra w odpowiedzi skinęła głową, nim jednak zdążyła odpowiedzieć, z karczmy wybiegła Dzwonek i z radosnym uśmiechem rzuciła się w ramiona Nayry. Jej towarzysz przystanął na chwilę, zatrzymany przez mnicha.
- Nayra! Dzwonek zjadła ciasteczka. Jedziemy? - Zapytała z nadzieją w oczach i dopiero wtedy przeniosła uwagę na elfa. - Silyen też jedzie. Będzie statek?
- Będzie, Dzwonku - zapewnił ją elf. - Ale zanim wsiądziesz na statek, musisz zabrać zapas ciasteczek.
- Dzwonek zabierze. Daske kupi zapas dla Dzwonka - odparła z pewnością brzmiącą w głosie.
- Oczywiście - zgodziła się z nią centaurzyca. - Nie ośmieliłby się zapomnieć.
Mimo wesołego tonu głosu, oczy Nayry uważnie śledziły przebieg wymiany zdań pomiędzy Daske a mnichem.
- Kim jest twój nowy przyjaciel? - zapytała, głową wskazując na rozmówcę Daske.
- Fei Li - padła odpowiedź. Dzwonek odwróciła się i pomachała mężczyźnie, który w tym samym momencie powtórzył ów gest. - Jedzie z nami.
- A co na to Daske? - spytał Silyen. - Polubili się?
- Na to raczej nie ma szans - odparła Nayra, nim Moonria miała szansę zabrać głos.
- Daske polubi mnicha - zapewniła dziewczynka. - Daske wie, że Dzwonek lubi. Nie będzie awantur, obiecał.
- Awantury na pokładzie nie są mile widziane - uśmiechnął się Silyan, nie bardzo wierząc w słowa Dzwonka. - Karcer, lub samotna podróż na najbliższy ląd - powiedział, udając powagę.
- To by mu z pewnością nie zaszkodziło - Nayrę wyraźnie rozbawiła ta wizja, jednak kobieta szybko spoważniała widząc, że obiekt będący przedmiotem rozmowy zbliża się do nich z niezbyt radosną miną.
- Wszystko gotowe? - Zwrócił się do centaurzycy, kładąc przy okazji dłoń na ramieniu Moonri.
- Masz wątpliwości? - odpowiedziała pytaniem.
- Nie zaczynaj - ostrzegł ją, kierując przy okazji spojrzenie na elfa. - Wkrótce powinniśmy ruszać - oświadczył niechętnie.
- Część z nas jest już gotowa - odparł Silyen.
- A wstążki? - zapytała Dzwonek, spoglądając nieco zawiedziona na swego towarzysza.
- Zapomniał kupić? Powinnaś się na niego pogniewać, Dzwonku - doradziła Nayra, nie kryjąc złośliwego uśmieszku.
Silyen zachował powagę, jako ze dolewanie oliwy do ognia mogłoby nie być najlepszym pomysłem.
- Kupiłem za to jabłka - odparł, spoglądając na kobietę zimnym wzrokiem. - Idealne dla konia. Może się nimi zapchasz.
- Daske niegrzeczny - mruknęła Moonria, pociągając go za rękaw. - Dzwonek zła.
- On tylko żartuje Dzwonku, nie złość się - reakcja Nayry byłą natychmiastowa.
- Tylko żartowałem - potwierdził Daske, rzucając ostatnie, gniewne spojrzenie w stronę centaurzycy. - Może zostaniesz na chwilę z elfem, a ja zamienię słówko z Nayrą. Będziemy tuż obok. - Słowa te w mękach wywalczyć musiały swoją drogę ku wolności. Nerwowe machnięcie ogonem i uderzenie kopytem jasno świadczyło o tym, że centaurzyca z radości nie skacze na ową rozmowę.
- Dzwonek zostanie - ochoczo zgodziła się na tą propozycję. - Dzwonek będzie grzeczna. Już się nie złości - zapewniła.
Daske rzucił Silyanowi ostrzegawcze spojrzenie, które obiecywało śmierć w wyrafinowany sposób zadaną, jeżeli ten ośmieli się zrobić cokolwiek, co by się szponiastorękiemu nie spodobało, po czym odszedł parę kroków w stronę bocznej ściany karczmy. Nayra z wyraźną niechęcią powlokła się za nim, zostawiając konia pod okiem elfa.
- Wstążki? - zainteresował się Silyen.
- Dzwonek lubi wstążki - odparła Moonria, niepewnie zerkając w stronę oddalających się. - Silyan nie lubi? - zapytała, przenosząc na niego uwagę.
- Nie noszę, ale lubię, jak ktoś nosi - odparł. - Dlaczego Daske nie kupił? Daske nie lubi wstążek?
- Daske zapomniał. Zbyt pilnowaniem Dzwonka zajęty. Dzwonek nie jest zła. Daske kupi później, obiecał.
- Daske powinien zabrać Dzwonka na zakupy. Wszystkie kobiety lubią zakupy - stwierdził elf.
- Zabrał - oświadczyła. - Tylko zapomniał o wstążkach. Dzwonek nie lubi zakupów.
- O... - Silyen zaskoczony spojrzał na Dzwonka. - Jesteś chlubnym wyjątkiem. Wiele kobiet o niczym innym nie myśli. Prawdziwy z ciebie skarb - dodał z uśmiechem.
- Dzwonek lubi prezenty. Na zakupach za dużo innych. Za tłoczno. Dzwonek woli gdy Daske się spieszy. Mniej kłopotów. Nikt nie dotyka. Nikt nie ginie - wyjaśniła poważnym głosem.
- To dobrze, jak nikt nie ginie - stwierdził elf. - A co się stało z krukiem?
- Poleciał - odparła. - Daske kazał wypuścić. Zła decyzja, ale Dzwonek grzeczna, więc wypuściła.
- Kruk niedobry?
- Kruk zły - poprawiła.
- Dlaczego?
- Zła magia. Silyen nie mówić tego Daske. Daske będzie zły na Dzwonka, że nie powiedziała.
- Nie powiem. To sprawa Dzwonka. Dzwonek nie mówi, Silyen nie mówi. Ale magia była bardzo ładna.
- Magia Dzwonka ładna, dobra - sprostowała, nieco urażona. - Dzwonek mówi o kruku, nie o magii Dzwonka.
- Silyenowi podobała się magia Dzwonka - wyjaśnił elf. - Piękna magia. Silyen nie zrobi takiej ładnej magii.
Dzwonek pociągnęła nosem, po czym odpowiedziała.
- Magia elfa też ładna. Każda dobra magia ładna.
- Wyczuwasz magię? Potrafisz poznać, jaką magią ktoś się posługuje, czy odróżniasz tylko dobrą, czy złą?
- Tylko. Dzwonek mogłaby się postarać i sprawdzić dokładnie. Dzwonek jednak musiałaby dotknąć, a czasem Dzwonek tego nie lubi. Daske nigdy nie lubi. Byłaby awantura - oświadczyła poważnym głosem.
- Silyen nie będzie dotykać Dzwonka. Elf wie, że Daske byłby wtedy zły. Już i tak patrzy na wszystkich spode łba.
- Daske pilnuje Dzwonka. Obcy to zagrożenie. Daske nie lubi obcych. Bez Daske nie byłoby Dzwonka - wyjaśniła.
- Może po jakimś czasie Daske uzna, że nie jesteśmy obcy. Lepiej się nie złościć. Przyjemniej jest wtedy.
- Skąd Dzwonek wie o koronie? - Elf zmienił temat.
- Dzwonek zobaczyła kradzież. Dzwonek była za późno. Złodziej uciekł, ale Dzwonek wie gdzie jest artefakt.
- Artefakt? - Silyen przypomniał wczorajszy wieczór i sobie urwaną w połowie wypowiedź Dzwonka. - Nie wiedziałem, że one naprawdę istnieją.
Słowo 'artefakt' wzbudzało zainteresowanie każdego maga. Potężne nie do opisania przedmioty pełne mocy. Istniejące, jak mu się do tej pory zdawało, tylko w bajkach.
- Istnieją - potwierdziła dziewczynka, rzucając ostrożna spojrzenie w stronę Daske. - Dzwonek wie gdzie. Silyen nie mówi Daske, że Dzwonek to powiedziała. Nie będzie wstążek.
- Elf będzie milczeć. Ważne, że Dzwonek pomoże nam odzyskać koronę. Korona musi wrócić do królowej. Strach pomyśleć, ile zła można wyrządzić. Inne są bezpieczne? - spytał z niepokojem.
Dzwonek pokręciła głową w wyraźnie przeczącym geście.
- Dzwonek powinna powiedzieć Daske? - zapytała, wyraźnie oczekując porady w tej kwestii.
Silyen przygryzł wargi.
- Daske powinien wiedzieć. Może Daske móc coś pomóc. Ale niech Dzwonek nie mówi, że to rada elfa. Daske byłby zły. A Daske powinien wiedzieć, co zrobić.
- Daske będzie zły - odpowiedziała, przygryzając dolną wargę. - Będzie zły na Dzwonka. Dzwonek nie powinna szukać. Dzwonek była niegrzeczna.
- A księżniczka Zali? Może Dzwonek jej powie? Księżniczka jest mądra i nie będzie się gniewać na Dzwonka.
- Daske nie puści Dzwonka samą. Silyen może powiedzieć. Zali zna Silyena. - Pomysł na który wpadła zdecydowanie się jej spodobał, bowiem przytaknęła ochoczo, budząc swoje dzwonki do życia.
Silyen uśmiechnął się.
- Silyen powie księżniczce. A czy Dzwonek lubi morze i statki, kołyszące się na falach?
- Dzwonek lubi syreny. Ładnie śpiewają. Czy lubi statki jeszcze nie zdecydowała. Czasem nie jest przyjemnie. Czasem jest. Dzwonek woli Nayrę.
- Nayra jest piękna, ale Silyen ma nadzieję, że Dzwonek polubi też Seren. To piękna fregata.
Wspomniana kobieta właśnie się zbliżała, podążając za Daske. Oboje wyglądali jakby ich jedynym marzeniem było zamordowanie drugiej osoby, jednak podchodząc do stojącej przy elfie dziewczynki, przybrali na twarze nieco łagodniejsze w swym wyrazie maski.
- W porządku? - zapytał Daske, przyglądając się Moonrii dokładnie, jakby chcąc się upewnić czy każdy z jej włosów na pewno jest tam gdzie był wcześniej.
Silyen westchnął.
- Dzwonek nie bardzo lubi statki - powiedział. - To mnie trochę martwi.
- To moje zmartwienie. - Daske sprawiał wrażenie, jakby był zazdrosny o to, że elf martwi się o Moonrię. - Dzwonek dostanie specjalne ciastko i podróż minie przyjemnie, prawda Dzwonku?
- Dzwonek nie lubi specjalnego ciastka. - Dziewczynka w odpowiedzi pokręciła przecząco głową. - Dzwonek polubi Seren. To piękna fregata, prawda? - zapytała elfa, szukając u niego wsparcia.
- Najładniejsza, jaką kiedykolwiek zbudowały elfy - zapewnił ją Silyen.
- Widzisz - zwróciła się do Daske, który zwyczajowo obrzucił elfa niechętnym spojrzeniem. - Ciastko niepotrzebne.
- Zobaczymy, Dzwonku - rzucił jedynie, odpowiednio łagodząc swój głos. - Wskakuj na siodło i idziemy kupić te wstążki, zanim wszyscy do końca się zbiorą.
- Przyjemności - powiedział Silyen.
- Nie mogę się doczekać - wtrąciła Nayra, pomagając Dzwonkowi umościć się na siodle. - Zakupy z Daske to przyjemność jedyna w swoim rodzaju.
- Kupimy wstążkę dla Nayry - zaproponowała Dzwonek, zajmując ręce włosami centaurzycy. - Kupimy? - zapytała dla pewności, zerkając na swego towarzysza, który ograniczył się do lekkiego skinięcia głową.
- Gdyby ktoś pytał, wrócimy niedługo - Nayra nie skomentowała propozycji Dzwonka, zamiast tego kierując swoje słowa do elfa.
- Spróbuję wszystkich zatrzymać do waszego powrotu - obiecał Silyen.
Odprowadził wzrokiem odjeżdżających, po czym spojrzał na Mellta.
- Grzecznie czekaj na mój powrót - polecił.
Błysk w oku wierzchowca oznaczał, że z realizacją pierwszej części polecenia może być kłopot.
- Nikogo nie zaczepiaj - sprecyzował Silyen. Opuścił wodze ku ziemi, by Mellt pamiętał, że ma tu czekać na swego pana, po czym ruszył w kierunku gospody.

Zalisena siedziała przy tym samym stole, co wieczorem.
- Dzień dobry - powiedział Silyen. - Mogę na chwilę?
Elfka skinęła głową wskazując na wolne miejsce przy stole.
- Dzień dobry - przywitała się uprzejmie. - Czy coś się stało?
- Rozmawiałem przed chwilą z Dzwonkiem. - Silyen przeszedł na elficki, a na dodatek odrobinę ściszył głos.
- Tylko z nią? - zapytała nieco zdziwiona.
- Daske prowadził w tym czasie jakieś rozmowy z Nayrą.
- To do niego niepodobne. - Zalisena wydawała się nieco zmartwiona owym faktem.
- Nie wyglądało to na bardzo przyjazną rozmowę, ale nie wiem, co było jej tematem. A oni byli jakby... źli na siebie. Bardzo źli.
- To akurat nic nowego - tym razem elfka uśmiechnęła się. - Nayra uważa że Daske za krótko trzyma Dzwonka. Sprzeczki między nimi to raczej naturalny stan rzeczy, zwykle jednak czekają na te nieliczne chwile gdy mała śpi. Cóż zatem takie powiedziała nasz Moonria iż potrzebujesz o tym porozmawiać?
- Tym razem nie spała... a powiedziała coś, co pewnie zrozumiesz lepiej niż ja. Artefakty nie są bezpieczne. Tylko tyle i aż tyle.
- Czy powiedziała skąd to wie? - Pytanie zadane było spokojnym, starannie modulowanym głosem, aczkolwiek elfka odłożyła z powrotem na stół kielich, który trzymała w dłoni. - I czy Daske wie, że o nich wspominała?
Silyen pokręcił głową.
- Mówiła, że zobaczyła kradzież, ale była zbyt późno. Że Daske nie wie, bo by był zły. "Dzwonek była niegrzeczna" - Sylyen zacytował wypowiedź dziewczynki. - Jesteś chyba jedyną osobą, która może z Dzwonkiem porozmawiać bez udziału Daske.
- Przeceniasz moje możliwości. Daske nie ufa nikomu w tej kwestii, nawet mi. Muszę jednak z nim porozmawiać. Z pewnością wie o koronie, inaczej by go tu nie było. Jej słowa oznaczają jednak, że posunęła się nieco dalej niż powinna, a zadaniem Daske jest dbać o to by tego nie robiła. Najwyraźniej zbytnio skupił się na pilnowaniu by nikt się do niej nie zbliżał i zaniedbał resztę obowiązków.
- Będzie zły na nią. I na mnie przy okazji też. Przez najbliższe pół roku Dzwonek się do mnie nie odezwie... a Daske będzie zgrzytać zębami, ledwo mnie zobaczy. Poświęcę się jednak dla dobra sprawy. - Silyen odrobinę się uśmiechnął, potem spoważniał.
- Jedyną osobą, na którą powinien być zły jest on sam. Jakkolwiek by jednak nie było sprawa jest zbyt poważna by go nie powiadomić. Czy wiesz gdzie są teraz? - zapytała.
- Pojechali na zakupy. W trójkę. Po wstążki dla Dzwonka. I dla Nayry - uśmiechnął się Silyen.
- Bez wątpienia pomysł Dzwonka - lekki uśmiech pojawił się na twarzy elfki. - Ciekawe jak tym razem Nayra z tego wybranie. No cóż, w takim razie lepiej poczekać. Daske będzie wściekły gdy wróci ale przynajmniej będzie łatwiej oddzielić go na krótką chwilę od Dzwonka.
- A, jeszcze kruk. Mówiliśmy o kruku. Kruk zły, niedobra magia. Ale Dzwonek nie powiedziała Daske, więc Daske kazał wypuścić. Daskę będzie zły, więc niech Silyen nie mówi tego Daske. - Elf zacytował kilka wypowiedzi dziewczynki.
- Chodzi o tego, którego złapała? - Elfka wydawała się zdziwiona tymi rewelacjami, aczkolwiek ukryć się nie dało, że także nieco rozbawiona. - Byłam pewna, że to tylko jeden z jej kaprysów. Jeżeli jednak była z tym związana czarna magia, to tym także powinnam podzielić się z jej opiekunem.
- Strażnikiem więziennym. Ale Dzwonek mówiła, że to konieczność.
- Wadliwym strażnikiem - sprostowała. - Mówiła prawdę.
Elf skinął głową.
- Słyszałem różne rzeczy na temat poglądów na temat Moonrii. Jeśli niektórzy w to wierzą, to... Strach pomyśleć, co by jej zrobili.
- Daske się wścieknie, ale nie mamy wyjścia - dodał. - A ona jednak powinna mieć więcej swobody.
- Wierzą i korzystają. Niestety niektóre opowieści mają w sobie więcej niż ziarno prawdy. W ten sposób Dzwonek poznała Daske. Nie ma jednak szans na to by zyskała więcej swobody. Nie gdy jest w tym stanie. Nie musisz się jednak o nią martwić. Jest szczęśliwa i bezpieczna.
- W tym stanie?
- Nie sądziłeś chyba, że taką ją stworzono - Zalisena spojrzała na niego zaskoczona. - Powinieneś ją poznać wcześniej. Nie znaczy to oczywiście, że teraz jest w jakikolwiek sposób mniej urocza, a wręcz przeciwnie. To jednak nie ta sama istota, którą była kiedyś. Nie znałam jej co prawda aż tak dobrze, jednak… to nie to samo.
- Wiedza o Moonrii nie należała do wykładanych w mojej szkole - powiedział Silyen. - Nigdy mi to do niczego nie było potrzebne. Ile Dzwonek ma lat?
- Nie wiem - odpowiedziała, a słowom tym towarzyszyło lekkie, ledwie dostrzegalne wzruszenie ramion. - Wątpię by ktokolwiek wiedział. Z pewnością jest starsza ode mnie. Moonrie nie pojawiają się często. Jeżeli nie trafią w złe ręce mogą żyć, a przynajmniej tak słyszałam, przez setki lat. Niestety nie zawsze mają tyle szczęścia. Poza małą nie znam innej, która byłaby na wolności.
- Dobrze trafiła. Na kiedy mam się nastawić na burzę i gromy?
- Nie będzie ani jednego ani drugiego. Postaraj się tylko nie znaleźć za blisko Daske przez kolejne dni - poradziła mu uprzejmie. - Nie zrobi nic co zdenerwowałoby Dzwonka więc jak długo trzymasz się na widoku, tak długo nie powinieneś mieć kłopotów. Postaraj się jednak nie dotykać małej, przy żadnej okazji poza tymi wyjątkowymi.
- Nie będę. Poza tym pewnie za dużo by się o mnie dowiedziała. - Silyen ponownie się uśmiechnął.
- Gdyby tylko o tobie to byłby najmniejszy z twoich problemów - Zalisena odpowiedziała mu uśmiechem.
- Tym bardziej będę się trzymać z daleka - zapewnił ją Silyen i wstał z krzesła. - Przykro mi, że przyniosłem złe wieści na początek dnia - dodał.
- Ważne wieści, nie zaczynajmy od nazywani ich złymi - skinęła głową. - Wkrótce powinniśmy ruszyć. Naresia nieco się spóźnia.
- Poszukać jej?
- Wciąż jest wcześnie, dajmy jej czas - zaprzeczyła.
- W takim razie sprawdzę, czy mój konik jest grzeczny. - Silyen skinął głową na pożegnanie.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-01-2016, 21:30   #38
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Ksenocidia poprosiła służącą o kufel krwi i zabitego przynajmniej tydzień wcześniej kuraka. Albo gęś, jak mają. Na zamówienie długo nie czekała i kiedy zaniepokojona służka wyszła, ghul wgryzła się w dość już zalatujące truchło i rozkoszowała się płynnym już tłuszczem i nadgryzionymi przez czas chrząstkami. Stary szpik także smakował wyśmienicie. Nie mogła powiedzieć, że była niezadowolona. Przepijany krwią posiłek, pomimo tego, że nieco już skrzepła, był sycący i w pełni zadowalający. W dostarczoną serwetkę wytarła mocno brudne usta, brodę i policzki, które nie ważne, jak bardzo by się starała, i tak kończyły zawsze unurzane w posoce. Ksenocidia zmieniła koszulę i poszła uprać tę z poprzedniego dnia.

Kiedy skończyła zabawę w porządną kobietę, schowała do kieszeni otrzymany podarek, spakowała swój ekwipunek, zabrała nowy, pełniuteńki plecak i ruszyła do sali wspólnej. Nie miała wiele więcej do zrobienia, więc czekała jedynie na dalsze polecenia od wróżek.
 
Ardel jest offline  
Stary 11-01-2016, 13:12   #39
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Poranki. Jedni lubią witać je wraz z pierwszymi promieniami słońca, inni zaś wolą, by owa złota kula powisiała trochę na nieboskłonie nim oni na dobre oczy otworzą. Do tych drugich bez wątpienia należała Naresia. Nana, jej towarzyszka, usłużnie powiadomiła członków wyprawy o tym nieuniknionym opóźnieniu, po czym wypytała każdego, czy są gotowi. Jak się okazało - byli. Problem polegał jednak na tym iż nie każdy pomyślał czy też chciał zaopatrzyć się w wierzchowca. Zbytnio to małej wróżki nie stropiło. Nie minęła godzina, gdy przed karczmę zajechał kryty wóz ciągnięty przez parę masywnych, łaciatych koni. Mężczyzna, który nim powoził zeskoczył z siedziska i pobrawszy opłatę od Nany, oddalił się z zadowoloną miną. Do tego czasu Naresia zdołała się obudzić i nawet udało się jej narobić szumu w karczmie. Wyraźnie miała za złe, że jej nie obudzono, że jest późno, że nic nie ustalone i… Cóż, jeżeli o coś żal można mieć było, ona go z pewnością miała. Jedyne osoby, które zdawały się pozostawać poza zasięgiem jej złości był anioł i elfia księżniczka. Nawet mortolowi się dostało, a przyczepienie się do Dzwonka o mały włos nie zakończyło sprawy całej wyprawy nim w ogóle się zaczęła. Nana uwijać musiała się jak w ukropie by zapanować nad towarzyszką, załagodzić sytuację i jednocześnie przypilnować, by każdy był możliwie pozytywnie nastawiony.

Wreszcie ruszono, ku widocznej uldze Katupira. Jako że towarzystwo było dość zróżnicowane i liczne, przyciągali uwagę. Jedni wskazywali na anioła, który miast szybować w przestworzach, do czego wszak został stworzony, robił za woźnicę. Drudzy pokazywali palcami na Moonrię i szczerzyli zęby w uśmiechach. Bez wątpienia znak to był, że tegoż dnia szczęście miało im sprzyjać. Jeszcze inni ukradkiem zerkali na elfy. Tych co prawda częściej się widywało niż Moonrie, jednak zwykle podróżowali we własnym towarzystwie, a nie szlajali się z tak podejrzanie wyglądającą grupą. Ci, którzy dostrzegli ghula, szybko humor tracili, wizje szczęścia nagle bowiem im się rozwiewały. No bo kto to widział, żeby z ghulem się pokazywać. Wilkołaki, które bez wątpienia wyróżniały się z tej grupy, omijano wzrokiem. Każdy wiedział, że z tą rasą to nigdy nic nie wiadomo.
Tak to, odprowadzani spojrzeniami mieszkańców Barduk, opuścili miasto, by traktem wiodącym do Tasir podążyć. Trakt ów z początku wiódł wzdłuż rzeki, tak iż z jednej strony mieli błękitne wody Barduk, a z drugiej pola uprawne i widoczną w oddali linię drzew.

Dzień pierwszy minął im bez większych przygód, nie obyło się jednak bez coraz wyraźniejszych, wzajemnych animozji. W centrum niemal każdej znajdował się nie kto inny, jak Daske. Najwyraźniej w ciągu jednego wieczoru i poranka zdołał on zadrzeć niemal z każdym. Lub też niemal każdy zadarł z nim. Wściekłe spojrzenia rzucane Argenowi łagodniały jedynie minimalnie, gdy mężczyzna wzrok przenosił na mnicha, by zmienić się, w ledwie mogącą posiadać to określenie, aprobatę gdy spoglądał na elfa. Widać księżniczka nie zdążyła porozmawiać ze strażnikiem Moonri i Silyen cieszyć się mógł chwilami ciszy przed burzą. Jedyną osobą, która zdawała się zyskać akceptację Daske był anioł. To jednak dziwić nie powinno.
Dzwonek z kolei wydawała się być pozytywnie nastawiona do każdego i wszystkiego. Wesołe dzwonienie raz po raz wdzierało się w ogólny hałas, jaki na trakcie panował, a śmiech Moonrii był miłą odmianą dla ciągle niezadowolonego głosu Naresii.

Na obiad zatrzymali się w przydrożnej karczmie, na kolację i noc zaś zatrzymali się w Bess, wiosce nieopodal traktu, która graniczyła z lasem. Tamtejsza gospoda nie należała do najlepszych, jednak sam fakt bliskości traktu sprawiał, iż o pokój ciężko było. Chcąc, czy też nie chcąc, zmuszeni zostali by miast na miękkiej poduszce głowę złożyć, zadowolić się sianem w pobliskiej stodole. Jedynie elfce i aniołowi zaproponowano miejsce w ostatnim pokoju. Merinsel jednak uprzejmie odmówił, oddając wolne łóżko Silyenowi. Dla elfa było to wybawienie od ciągłych spojrzeń i docinków Daske. Najwyraźniej Zalisena wykorzystała przerwę na obiad nie tylko po to by jeść, ale i rozmawiać. Bez wątpienia, bowiem od południa począwszy, Silyen znalazł się na pierwszym miejscu jeżeli chodzi o osoby, które Daske darzył swą “miłością”.


Ci, którzy sądzili, że czeka ich przyjemnie spędzona noc, zawiedli się okrutnie. Ledwie północ minęła, czujny węch wilkołaków był w tym przypadku na wagę złota. Swąd dymu miał to do siebie, iż nie dało się go pomylić z niczym innym. Gdy pierwszy okrzyk “pali się!” rozbrzmiał w wiosce, członkowie wyprawy byli już ostrzeżeni. A palić się bez wątpienia paliło. Zarówno stodoła jak i gospoda stały w płomieniach, a chaty - jedna po drugiej - szybko do nich dołączały. Zbyt szybko, by ogień ten mógł być naturalny.



Amir

Dzień spędzony w “Koguciku” minął spokojnie. Rzec można było, iż niemal leniwie. Upadła, tak jak oświadczyła wcześniej, pokoju nie opuściła. Około południa dołączyła do niej demonica, jednak nie rozmawiały o niczym szczególnie interesującym, nie licząc paru wzmianek o Moonrii i aniele. Nichael powrócił na godzinę przed Sine, informując że Juster i Symeon wyruszyli w drogę. Wedle tego co usłyszał, mieli podążać tym samym traktem co grupa wróżki. Pozostawało zatem czekać, aż skrzydlate kobiety opuszczą karczmę i ruszą za swymi towarzyszami.
Tak też się stało tuż po tym, jak ostatni promień słońca zniknął za horyzontem. Nie pozostawało zatem nic innego jak tylko ruszyć za nimi, trzymając się opracowanego wcześniej planu.
Nie będąc ograniczonymi wozem, który to pojazd do najszybszych nie należał, podróżowali szybko. Dodatkowo była noc, a o tej porze podróżni zwykle śpią już, zbierając siły na przetrwanie kolejnego dnia. Trakt był niemal całkowicie pusty.
Kłopoty wpierw wypatrzył Nichael. Dużo jednak czasu Amirowi nie zajęło, by samemu wyczuć zbliżające się zagrożenie. Tak się jednak złożyło, iż to upadłej przyszło się o tym zagrożeniu przekonać jako pierwszej. Trzy strzały przecięły powietrze, jedna trafiła. Mesena wydała z siebie wściekłe warknięcie, które to Nichael bez problemu wychwycił. Podobnie jak rzucone przez jej towarzyszkę “plugastwo”, skierowane w stronę atakujących. Resztę dopowiedziały zmysły Amira. Mimo iż nie był w stanie zrozumieć mowy, którą usłyszał, to wygląd skrytych za drzewami istot pozwolił mu wysnuć przypuszczenie, iż ma do czynienia z przedstawicielami ras, których zwykle na terenach szanujących się królestw nie widywano.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 11-01-2016, 20:05   #40
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Argen był gotowy do drogi. Właściwie cały najpotrzebniejszy sprzęt nosił przy sobie, a było go tak niewiele, że nie obciążał go w czasie wędrówki. Kilka sakiewek przywiązanych do pasa zawierało drobiazgi; skórzane ochraniacze miał założone na sobie, natomiast miecz przewiesił przez plecy. Jedyny problem był z torbą prowiantu i niewielkim zapasem medykamentów. Jak się jednak okazało, nie miało to być większą przeszkodzą, bowiem swój bagaż mógł zrzucić na wóz, który wynajęła wróżka. Wszystko wyglądało dobrze.

Nocny Kieł z uśmiechem na pysku pożegnał Barduk. Wystarczyło oddalić się na odległość jednej stai, by znaleźć się w całkiem innym świecie zapachów, pozostawiając smród miasta za sobą. Warspine początkowo podróżował na dwóch łapach, choć może niektórzy spodziewali się po nim, że zmieni swój sposób chodu i dołączy do nich kończyny górne. Cóż, przemieszczanie się w taki sposób było możliwe i miało swoje plusy jak i minusy. W formie wilkołaka wykorzystywanie wszystkich łap ułatwiało wspinaczkę. Często jego rasa używała tę postawę do krótkotrwałych sprintów lub szarży. Jednak koniec końców sposób ten stawał się niewygodny i uciążliwy na dłuższą metę, dlatego rzadko widywano wilkołaki, które podróżowały w ten sposób.
Jak Argen miał okazję się przekonać, część z jego towarzyszy – między innymi Daske, Glynne i przeklęty mortol - dysponowało wierzchowcami. W tej dziedzinie to jednak elfy – Silyen i jego księżniczka - mogli się poszczycić najpiękniejszymi okazami. Moonria natomiast, której bezpieczeństwa wilkołak miał za zadanie pilnować, ujeżdżała centaura, co wycisnęło łzy rozbawienia z oczu Argena. Rasa „konioludzi”, przez którą Rodzina Alethi wycierpiała wiele złego, na zawsze już odrzucała wilki z jego stada. I chociaż od ostatnich potyczek oraz zamieszek minęło setki lat, stare blizny wciąż pozostały. Z tego powodu Argen trzymał się od stworzenia daleko, tak samo jak od wozu, z którego cuchnęło ghulem. Z dwojga złego Warspine nie musiał martwić się o swój prowiant, bowiem dopóki wciąż był świeży, bezpiecznie spoczywał pod okiem nieumarłego. Poza tym na wozie znajdowała się rybja, która dla Argena wyglądała całkiem smakowicie. Niestety z powodu jej towarzysza wilkołaka odrzucił pomysł zapoznawania się. Wciąż nie ufał obcemu i nie zapowiadało się, by miało to się wkrótce zmienić. Nie był z jego stada.


Po jakiś trzydziestu minutach podróży Nocny Kieł zniknął gdzieś w zaroślach. Po kolejnych pięciu wrócił do towarzyszy, tym razem odmieniony. I to dosłownie.


Wilkołaki z jego Rodziny nie lubiły dokonywać przemiany na oczach innych spoza stada. Uważały to za świętość, za coś najbardziej prywatnego. Poza tym nigdy nie obnosili tej formy w miastach.
Nie tak łatwo było poznać Argena. Jak na postać prawdziwego wilka nie wyglądał podobnie do innych zwierząt tej rasy. Przede wszystkim był prawie dwa razy większy i masywniejszy od przeciętnego wilka. Jego kły były dłuższe a pazury ostrzejsze. Ścisk jego szczęk potrafił kruszyć nawet drewno. Dodatkowo w tej postaci węch oraz słuch był wzmocniony względem tego, czym dysponował zwykły wilkołak. Warto nadmienić, że forma wilka sprzyjała również długim wędrówkom.
Jedna rzecz pozostała jednak nie zmieniona, a były to jego oczy. Ci, którzy mieli okazję się im przyjrzeć, mogli zobaczyć w nich ten sam błysk.
Nikt nie wiedział, co stało się z jego przybocznym ekwipunkiem.

Pierwsza poznała go Nunu, pies drugiej wróżki, która znała już jego zapach. Co ciekawe Argen dopiero w formie wilka wyczuł w zwierzęciu coś niezwykłego, coś co wcześniej mu umknęło. Zapach... niepodobny do zwykłego psa. Nie spodobało mu się to i kiedy zobaczył, że Nana przycisnęła palec do ust i dyskretnie nakazała mu milczenie, wilkołak utwierdził się w przekonaniu, że coś jest na rzeczy. Nie zareagował jednak w żaden sposób i spełnił prośbę wróżki.

Reszta podróży przebiegła spokojnie, a jako, że Argen znajdował się w formie wilka, nie mógł po drodze z nikim pogawędzić. Nie żeby mu na tym zależało.
Kiedy zatrzymali się na postój, Nocny Kieł zniknął ponownie i wrócił po jakimś czasie w swej dwunożnej formie, razem z całym rynsztunkiem.
Nikomu nic nie wyjaśniał.



Kiedy obudził go swąd pożaru, nie potrzebował dużo czasu, by zebrać się w gotowości. Natychmiast ruszył w stronę wyjścia i wyjrzał na zewnątrz. Nie było dobrze. Stodoła płonęła, jak i wszystko w okolicy. A na dodatek ich pracodawczyni – wróżka Naresia - nie pojawiła się, by ich ostrzec i zarządzić ewakuację.
Argen warknął i przeklął szpetnie. Wilki nie przepadały za ogniem i gdyby był w formie wilka sam by już dawno czmychnął. Jako wilkołak mógł jednak działać. Odwrócił się gwałtownie w stronę pozostałych. Ktoś musi ich stąd wyprowadzić, pomyślał. Był jeszcze co prawda anioł, jednak Warspine nigdy nie lubił polegać na obcych. Musieli jednak współpracować.

- Daske, zabieraj stąd Dzwonka! - rzucił, spoglądając na tę dwójkę. - Merinsel, wyprowadźcie konie i ewakuuj pozostałych! - dodał, zwracając się do anioła. - Ja spróbuję odciągnąć od stodoły nasz wóz! - powiedział, znikając za drzwiami.
Argen wypadł na zewnątrz, nabierając w płuca przesiąknięte dymem powietrze. Wóz stał obok stodoły. Wciąż nie był zajęty ogniem, ale jeśli chcieli go ocalić, musiał go odciągnąć od pożaru.
Masywne łapy wilkołaka zaparły się o element zaprzęgowy i poczęły napierać ze wszystkich sił. Warspine nie wiedział, jak inaczej mógł tu pomóc. Nie nadawał się do wyprowadzania koni, bowiem te zwierzęta się go bały. Poza tym nie było tu już więcej do roboty, niż ocalenie ich dobytku, który znajdował się w tym wozie i uciekanie, gdzie pieprz rośnie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172