Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2016, 17:03   #3
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Miejsce nie zostało wymienione. Zaszyfrowany przekaz tych danych dotarł podprogowo w zaproszeniu. Klucz do niego był już zapisany w pamięci podręcznej Billy’ego. Jego osobisty klucz. Cathy zapewniała, że nie do złamania.
Pan Tong miał ofertę… Nieuprzejmym byłoby go nie wysłuchać.
Zanim jednak Billy odkodował ukryte informacje pojawiła się znajoma buźka Zedda. Obecność wykidajły oznaczała kłopoty. Kłopoty jego gospodyni, a to przekładało się na jego własne kłopoty.
- Co jest? - spytał wprost Idol otwierając mężczyźnie drzwi.
Zedd popatrzył leniwym spojrzeniem swego ludzkiego oka i spomiędzy zębów wycedził:
- Szefowa chce cię widzieć… teraz. - nie ruszył się spod drzwi, czekając na reakcję Idola.
Z dołu klubu dobiegała cicha muzyka i jakieś odgłosy rozmów, raczej szepty, niezrozumiały ciąg słów niż cokolwiek co wciąż lekko skołowany snem Billy mógł wyłapać.
- Teraz? Daj mi coś założyć i już idę. Sam trafię, nie martw się.- westchnął Idol idąc do wąskiej wnęki pełniącej rolę szafy z ubraniami. Wysunął długi pręt w którym to na długim rzędzie wisiały zafoliowane ubrania jednorazowe. Tak tanie podróbki markowych ciuchów, że nie było sensu ich prać. Powinien wypić kawę i może jakieś stymulanty… ale najwyraźniej musiały poczekać na później. Zerknął na Zedda i dodał.- Może lepiej wyjdź już z mojego apartamenciku, co? Nie musisz się gapić jak się ubieram.
Zedd niewzruszonym spojrzeniem otaksował Billy’ego i bez słowa wzruszył ramionami. Nadal stał jak wielki kawał betonu, czekając aż mężczyzna się pozbiera.
W końcu mruknął coś niezrozumiale.
- Jak masz coś mówić to mów… a nie pomrukuj pod nosem.- wtrącił Billy ubierając spodnie i koszulę. Przypomniały mu się szkolne szatnie. Były wspólne.
- Mówiłem, że tu capi, wywietrzyłbyś kiedyś. - Zedd okazał swe wrażliwe powonienie nie pierwszy raz. Billy czasem zastanawiał się na ile jest to kwestia wszczepu a na ile faktycznych zdolności solosa. - Coś ty znowu żarł tu wczoraj? Mało ci tych tanich wód to jeszcze ściągasz tu psie żarcie. - usta Zedda zacisnęły się w wąziutką linię. - Pospiesz się - warknął na koniec niemalże strzelając wielkim 120 kg fochem.
- Cóż… Nie ma co liczyć na białe trufle przy moich zarobkach prawda?- uśmiechnął Billy zakładając marynarkę i krawat.- A co ty jesz, że ci dobrze utuczony pies nie odpowiada?
- Na co? -
zmarszczył brwi mężczyzna - Nie jadam mięsa. - wykrzywił się z obrzydzeniem, co na jego twarzy wyglądało szczególnie pociesznie. - Zostawiam padlinę innym. Gotowy?
- Gotowy, gotowy…- mruknął Idol i zerknął na Zedda.- Czyli ty jesteś wielbicielem tofu?
Po czym ruszył do drzwi. Niby Zedd musiał z iść z nim, ale obaj znali drogę do Lady J.
- Mówisz o tym białym gównie serwowanym przez żółtków? Nie… - zagrzmiał solos, górując nad Billym jakieś dobre pół głowy - Nie jadam tego bo smakiem przypomina gips. I tak samo klei zęby. I śmierdzi. - burczał głębokim głosem marudząc. Zdecydowanie nie był dzisiaj w dobrym humorze.

Obaj mężczyźni przeszli gęsiego wąziutkim korytarzem, ledwo co oświetlonym przez kilka nagich żarówek dyndających smętnie pod sufitem. Na dachu tego “apartamentowca” zbudowanego z kilkuset połączonych ze sobą wielkich transportowych kontenerów, przerobionych na pokoje-klitki, słychać było bębnienie, odbijające się echem. Dźwięk ten zlewał się całkiem znośnie z muzyką, coraz głośniej dobiegającą ich uszu, gdy schodzili w dół ku gabinetowi Lady J.
Pomimo dość wczesnej pory, na dolnym poziomie kręciło się już całkiem sporo osób. Większość z nich to obsługa ale pojawili się już na swój dyżur i stali bywalcy, stanowiący niemalże permanentny wystrój przybytku Lady J.
Zamówienia na trunki oraz niewielkie przekąski przyjmowała Kira


śliczna dziewczyna, która miała chyba więcej wszczepów i czipów niż Billy widział do tej pory na jakimkolwiek cywilu. Zauważyła przechodzących mężczyzn i podbiegła wdzięcząc się do Idola:
- Cześć! Daawno cię nie widziałam - zawisła mężczyźnie na szyi, szybkim gestem wyciągając z kieszonki kamizelki niewielką paczuszkę, zapakowaną niczym miniaturka pudełka z bożonarodzeniową kokardą. Przy okazji odsunęła kokieteryjnie połę kamizelki, ukazując niewielki biust. - Mam dla Ciebie prezent. - uśmiechnęła się, połyskując oczami na luminescencyjny niebieski kolor. Rozejrzała się wokół.
- Lubię prezenty zwłaszcza od takich uroczych istotek. - odparł z entuzjazmem Billy nie bardzo jednak wiedząc co ma na myśli. Zresztą oczy mężczyzny mimowolnie spoczęły na tym co ukrywała sama kamizelka. Wziął jednak paczuszkę ostrożnie w dłonie.
- Kira, wracaj do pracy! - warknął Zedd i Kira lekko spłoszona, cmoknęła Idola w policzek i uciekła do klientów. Zaś Billy został lekko klepnięty w łopatkę:
- Pobudka, ruszamy. Czas to pieniądz. - solos nie był specjalnie delikatny w przywracaniu Billy’ego do rzeczywistości. Paczuszka sama w sobie była lekka jak piórko, i nie tykała.
Była intrygująca, ale teraz nie miał czasu jej rozpakować. I nie bardzo miał ochotę przy Zeddzie za plecami. Więc paczuszka musiała poczekać na powrót do jego cichego mieszkanka. A póki co… Billy wsunął ją pod marynarkę i pożegnał Kirę uśmiechem.


Zedd zastukał kulturalnie w drzwi biura Lady J. i nie czekając na polecenie wszedł prowadząc za sobą Idola. Sam gabinet był urządzony z gustem lecz przy minimalnym nakładzie środków i wyposażenia. Lady J. mimo, że pracowała w branży, gdzie przykuwanie uwagi należało do wymogów, prywatnie nie lubowała się w przesycie. Prosty stół, trzy ciężkie fotele i największa duma kobiety wspaniały, puszysty, gruby perski dywan. Po długim dniu interesów, Lady J. uwielbiała zanurzać w nim stopy. Jak mówiła to prawie jak chodzić po chmurach.
Obecnie właścicielka zamtuzu rozmawiała z niewielką chinką, której oblicze wyświetlone na półprzeźroczystym pulpicie, lekko falowało.
Widząc dwójkę wchodzących, pożegnała się szybko z rozmówczynią i przerwała połączenie.
- Dziękuję, Zedd. - mężczyzna skinął głową, odwrócił się na pięcie i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Billy - kobieta przywitała Idola lekkim skinieniem głowy i wskazała na jeden z foteli - Jak spałeś?
- Cóż… Nie najlepiej. Ale ja rzadko dobrze sypiam.-odparł Billy siadając w wyznaczonym fotelu.- Ufam że interes dobrze się kręci?
- Się kręci… -
kiwnęła głową rudowłosa właściciela klubu - Mam do ciebie dwie sprawy. Po pierwsze, nie dostałam jeszcze przelewu w tym miesiącu. A po drugie, potrzebuje …. - zawahała się lekko - … odzyskać pewną rzecz. W ramach prywatnej przysługi. Zakładam, że skoro spałeś do dziewiątej dzisiaj to nie masz zbyt wielu zleceń? - uniosła lekko brew z pytaniem wypisanym na twarzy.
- Mam spotkanie z klientem… jedno, ale poza tym jestem wolny.- ocenił sprawę Idol uważając, że zawsze dobrze mieć fory u gospodyni budynku.- Więc co to za rzecz?
- Potrzebuję dyskretnej osoby, do odzyskania pewnego czipu. Jakieś dwa tygodnie temu...nie… 10 dni temu, uzyskałam informację na temat zbliżającej się dostawy Blood of Christ. Dostawa miała być załatwiana kurierem. Kuriera szlag trafił tak samo jak i cały pakiet BoC. Za to ostatnie co zostało, to nagranie z pokoju motelowego, w którym kurier się zatrzymał. Chcę dostać czip z tym nagraniem. Dasz radę to załatwić?
- Zanim odpowiem… mogę wiedzieć jaki to szlag trafił tego kuriera? Atak serca czy kulka kaliber 9 milimetrów?-
zamyślił się Billy splatając dłonie razem. Ten dość cenny narkotyk, który ponoć sprawiał, że człowiek czuł się bogiem niemalże, był dość popularny ostatnio. Więc chrapkę na jego kuriera mogło mieć wiele organizacji. - I kto zamówił tą dostawę, bo z pewnością właściciel pofatyguje swojego człowieka po towar.
Lady J. podeszła do ściany i przycisnęła niewielki, dyskretnie ukryty przycisk otwierając wnękę propagatora pożywienia.
- Chcesz coś? - zaczekała na odpowiedź mężczyzny przy okazji zamawiając herbatę Roiboos dla siebie. Billy nie widział jej nigdy pijącej alkohol. Przynajmniej publicznie.
- Kawa z pianką. Wystarczy.- uśmiechnął się Idol wędrując spojrzeniem za kobietą. Najbardziej uroczym fragmentem otoczenia, zważywszy że Zedd był przystojny tylko kogoś kto lubi atletyczne kloce. Był tworem z siłowni… nie wojownikiem.

Rudowłosa kobieta zamówiła to o co prosił Billy i po chwili zaserwowała filiżankę z parującym napojem. Do niedawna takie zamówienie było niczym specjalnym dla Adama. Dla Billy’ego zaś stanowiło niemalże święto. Dobra gatunkowo arabica parująca i nęcąca jego powonienie i odpowiednio ubite mleko tworzące apetyczną piankę na powierzchni kawy. Obok filiżanki zaś pojemniczek z dodatkową śmietanką. I cukier. To cudo spoczęło teraz w jego dłoniach i wymazało chwilowo wszystko inne.
- Hm hm… - zwróciła na siebie uwagę kobieta siadając w swoim fotelu i przyglądając się z uśmiechem zahipnotyzowanemu Idolowi - mogę kontynuować?
- Oczywiście.-
odparł uprzejmie Billy delektując się zapachem kawy, zanim upił łyczek napoju. Dzień zapowiadał się dobrze. Darmowe posiłki przy okazji dobijania interesów pozwalały zapomnieć o psim mięsie, żarciu dla kotów tofu, soi i zbożowych zamienników kawy wzbogacanych całą tablicą Mendelejewa.
- Otóż, ostatnie dane na temat kuriera nie dają stuprocentowej pewności co do losów tej osoby. Wiadomym jest, że kurier zarejestrował w motelu, był w pokoju, wszedł do niego ale już nie wychodził. Natomiast rzeczy tj. walizka została, osoby nie ma. Nie ma śladów włamania, nie ma śladów walki, używania tegoż pokoju. Jest osoba wchodząca do pokoju, a później jest jej brak. Chcę to nagranie i chcę go pierwsza.
- A więc…-
podsumował sprawę Billy.- Nie wiadomo co się stało z kurierem, nie wiadomo dla kogo pracował? Nie wiadomo gdzie są pliki, które przewoził?
- Nie. Chociaż zakładam, że pracował dla której z mafii. Taka magia -
kobieta wykonała znak cudzysłowie palcami - nie dzieje się za darmo.
Kobieta wywołała panel i przeklikała szybko palcami odzianymi w krótkie nakładki sensoryczne - Sądząc po oficjalnym powodzie jej … - uśmiechnęła się i pokręciła głową - … no dobrze, kurier to kobieta - uniosła oczy ku sufitowi jakby z politowaniem dla siebie samej i swojego długiego języka - wizyty, nie wiem czy przewoziła coś jeszcze.
Idol zdawał sobie sprawę, że przewożenie narkotyków należało do mniej czystych lub bezpiecznych zadań kurierów. Najczęściej dragi były przewożone albo w specjalnie do tego przygotowanych wszczepach albo w przypadku tych biedniejszych kręgów klientów wewnątrz zakamarków ciała.
- Wymagasz wiele Lady J., bardzo wiele przy tak skomplikowanej sytuacji. Nawet nie wiem w co się pakuję.- westchnął Idol pijąc kawę.- Nie mogę ci obiecać że mi się uda, bo to zagmatwana historia. Mogę jedynie obiecać że się tym zajmę, ale… towar może być po prostu nie do odzyskania, albo konkurencja zbyt poważna by z nią zadzierać.
- Nie interesuje mnie towar -
przypomniała mu kobieta - chcę jedynie czip z nagraniem z motelu. Chcę - zawahała się po czym dokończyła - tylko to.
- Fakt… Kto go teraz ma. Policyjne psy?-
zapytał zamyślony Idol.
- Stawiałabym właśnie na to - skinęła głową Lady J. - a ja z policją nie żyję najlepiej, sam wiesz. - skrzywiła lekko swe usta.
- Zobaczę co da się zrobić, bez urządzania jatki w komisariacie. Może Cathy zdoła pomóc…- zamyślił się Billy dopijając kawę. I tak nie miał wyboru. Musiał spróbować pomóc Lady J. Nie był jednak pewien, czy mu się to uda.
- Najchętniej bez jatki. Tę zostaw na sam koniec, jeśli w ogóle będziesz musiał ją urządzać. Wolałabym nie wypaść przez to zlecenie z interesu - uśmiechnęła się krzywo. - Informuj mnie na bieżąco, czego udało Ci się dowiedzieć. Nie ukrywam, że to pilne.

Odczekała chwilę dając Idolowi się zebrać po czym dodała:
- Zrobisz to zlecenie i zapomnę o brakującym czynszu. - zmrużyła lekko oczy, przyglądając się mężczyźnie.
- Postaram się zrobić. Chciałbym dać gwarancję, ale sprawa jest śliska. Potrzebuję adres tego motelu i może imię kurierki, jeśli nim dysponujesz.- uśmiechnął się przyjaźnie Billy. I Cathy… potrzebował jej pomocy przy tej sprawie.
- 13, Thousandth Street, motel nazywa się “Moonlight motel”. Z logów motelowych kurierka nazywa się Vonda Masters. Zapewne fałszywe nazwisko.
- To akurat nie ma to akurat znaczenia.-
uśmiechnął się zapisując w swej pamięci te dane. Dopił kawę dodając.- Skoro to tak pilne to… nie będę teraz zajmował twego cennego czasu.
- Naprawdę liczę na ciebie, Billy -
powiedziała Lady J. jakoś miękko i zanurzyła usta w filiżance. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę jak zagrać na ludzkich emocjach i starała się wykorzystywać tę umiejętność dla własnych korzyści. Jednakże z różnym wynikiem tychże korzyści.
Billy zdawał sobie sprawę z tej manipulacji, ale i tak przyglądał się jej ustom wypowiadającym słowa i obiecującym między słowami… cóż obietnice równie zmysłowe jak kształt jej warg. Czasami wiedza o pokusie… niczego nie ułatwiała.
- Postaram się.- odparł z uśmiechem Idol i postawił pustą filiżankę na jej biurku, po czym pożegnał oboje skinięciem głowy.
Wyszedł na zewnątrz jej biura i odetchnął głęboko. Co teraz?

Na panelu osłony lewego oka wyświetliła się godzina 9:40. Miał więc trochę czasu przed Tongiem, a od niego mógł odbić do owego hotelu. Na razie skierował się do swego mieszkania by dokonać toalety, no i… klepnął dłonią po paczuszce.
Był ciekaw co to za prezent dała mu Kira.
Droga powrotna do apartamenciku nie zajęła zbyt wiele czasu, tym bardziej, że ciekawość przyspieszała jego ruchy. Kira była niestety zbyt zajęta tym razem i tylko pomachała mu dyskretnie z oddali. Drzwi zamknęły się za nim i zamek cicho pisnął za jego plecami, potwierdzając, że wejście do mieszkania zostało zabezpieczone.
- Jedna oczekująca wiadomość - poinformował go bezpłciowy, metaliczny głos Joela; SI zarządzającej apartamentami i pokojami. Idol mógł mieć nadzieję, że cokolwiek jest w paczuszce jest warte przedłużającego się czekania.
Więc Billy zabrał się do sprawdzania, rozwiązał wstążeczkę i zaczął ją rozpakowywać opierając się plecami o drzwi swej klitki.
Po otwarciu niewielkiego pudełeczka, ukazała się
laleczka kawaii doll. Z breloczkiem przyczepionym strategicznie na czubku głowy. Pod spodem pośród różowego papierka leżał bilecik z napisem “Eat me”.
- Urocze…- mruknął do siebie Billy z solidnym zamiarem pogadania z Kirą przy okazji. Na razie schował breloczek do kieszeni i przyjrzał się bilecikowi, czy przypadkiem nie zawierał żadnych innych informacji. Laleczkę też należałoby przeskanować, ale to.. także przy okazji.
Na razie właśnie okazji mu brakowało.
- Wiadomość na główny ekran.- rzekł głośno.
Niestety bilecik jak bilecik, nie ukazał więcej informacji niż to co Billy był w stanie dostrzec przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Za to na ekranie pojawiła się powiększona twarz Willa , który po upewnieniu się, że jednak wpadł do skrzynki, odwrócił się nad swym medpulpitem i nie spoglądając więcej na ekran, rzekł:
- Billy, przypominam po raz dziesiąty, że czas na przegląd. Nie możesz tego ciągle odkładać. W końcu twój organizm zacznie się buntować - Idol znał ten gderający i utyskujący głos. Will, lekarz, który uratował go od wybuchu, miał może i opinię rzeźnika w pewnych kręgach, lecz raz przydzielonych pacjentów pilnował niczym własne kurczęta. Kurczęta, które przynosiły złote jajka, czy tego chciały czy nie. - Odezwij się jak najszybciej. - połączenie zostało przerwane bez zbędnego pożegnania.
-Terminarz… dopisać przegląd na jutro.- westchnął cicho Billy słysząc znajomy dźwięk potwierdzający wypełnienie tego polecenia.
Podszedł do gniazdka VR, wyciągnął z niego kabel i podłączył się do sieci przez filtr ANTYSPAM/ANTYWIR po czym nadał wiadomość pod znane mu adresy Cathy.
-Koteczku jesteś tam? Mam sprawę.
Po chwili oczekiwania, przed nim pojawił się niewielki awatar pląsającego w dzikiej zabawie koteczka. Awatar przykucnął nieopodal i przemówił surrealistycznym, kobiecym tonem:
- Cześć. Co jest?
-Lady J. ma dla mnie zadanie. Odzyskać czip z informacjami, prawdopodobnie z policyjnego posterunku. Przydałaby mi się fałszywa twarz gliny, a lepiej federalnego agenta. Cały background w sumie. Da się to zrobić?

-Dać się da, tylko pytanie na kiedy? - koteczek czyścił łapką pyszczek i uszko.
- Na dziś… na popołudnie wystarczy taka sobie maska, bo cywile nie będą zadawać pytań. Posterunek to jednak inna para kaloszy. Tam potrzeba solidną twarz.
- Mmmm -
mruknął kotek jakby się zastanawiając - dobraaa, zobaczę co się da zrobić. Odezwę się za jakiś czas?
- Super… będę ci winien bardzo… dużą przysługę, więc jakbyś miała jakieś sprawunki do zrobienia daj znać. Podrzucę je pod wrota twej twierdzy, jak zwykle.
-Ok, na razie mam wszystko. Ale będę pamiętać -
kociak zmrużył ślepka i uniósł kąciki pyszczka w górę, naśladując ludzki uśmiech. Koniuszek ogonka majtał jednak nerwowo i drżał. Było to niewątpliwym sygnałem niepewności pomieszanego z ciekawością. Idol miał w swej pamięci całe kilometry logów zawierających niewerbalne wskazówki co do aktualnego nastroju swojej przyjaciółki. - To… pa? - kotek sam nie był pewien czy iść czy zostać.
- Nie chcę cię zatrzymywać… a powiedzieć wiele nie mogę na temat sprawy. Jest śliska.-
wyjaśnił Billy.- Ale mogę przez interkom u ciebie przy drzwiach.
- Aha… - kotek przestał chwilowo mrugać - to znaczy… chcesz… znaczy jak chcesz… to ten… to ok. - zadukał zwierzaczek - A aa kiedy?
- Daj znać jak chip z maską będzie gotowy, odbiorę go osobiście.- zaproponował Billy.
- Aaa … tak.. jasne - koteczek jakby odetchnął z ulgą, przesunięcie odwiedzin Idola zdecydowanie sprawiło, że się nieco rozluźnił - Dobra. To jestem w kontakcie - Cathy wróciła do swojego normalnego tonu. - To cześć.
Nie zaczekała na pożegnanie, jej avek rozmył się przed oczami Billy’ego. Za to pojawiło się przypomnienie, że pozostała mu jeszcze godzina do spotkania z Mr Tong.


Wypadało więc się zbierać powoli. Billy rozebrał się do pasa i udał do łazienki. Dokonał porannych ablucji, sprawdził łącza swojej sztucznej ręki. I po tym wszystkim był gotów do wyruszenia. Jeszcze tylko kabura i standardowo półautomatyczny pistolet. Bardziej dla własnej otuchy, niż z potrzeby. Niemniej ulice bywały niebezpieczne i warto się było przygotować na ewentualne niespodzianki. No i breloczek… obrócił go parę razy w dłoni i po ubraniu się schował do kieszeni marynarki. Wyszedł w kierunku baru przy którym pracowała Kira pod drodze odkodowując miejsce spotkania i zamawiając taksówkę za 15 minut.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline