Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2016, 21:50   #112
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Crispo!
Młody nie rejestrował. Co więcej ledwo zdawał się dostrzegać obecność Portnera. A nawet gdy to robił, szybko jego całą uwagę pochłaniało to cholerne otoczenie. Bezkształtne formy martwych rur, kabli i przewodów dyndających w świetle latarek i pokutne odgłosy tego pieprzonego podziemnego kompleksu. Dzieciak zaczynał dosłownie bać się swojego własnego cienia. Nie zauważył nawet, że Portner trzymał już dłoń na kolbie rewolweru w ostatnim zawahaniu. Prawda jednak była taka, że potrzebował go. Zajebiście go potrzebował. Abstrahując od wszelkich sentymentów, którym pofolgował sobie tam na górze i które mimo wszystko nie były takie całkiem bez znaczenia, wiedział, że Eddie jest teraz najlepszym osiągalnym drogowskazem do Moniki. I za nic w świecie nie mógł sobie pozwolić na jego utratę. Wspiął się więc na wyżyny swoich stoickich możliwości i gadał do niego. Spokojnie. Powtarzał. “Uspokój się. Nikogo tu nie ma. To normalne jak się, całe życie spędziło pod otwartym niebem. Odetchnij kilka razy. Zaraz samo przejdzie…”
Po prawdzie jednak to sam już przestawał w to wierzyć. To nie klaustrofobia i zwyczajny strach skłoniły Beswicka do wyciągnięcia broni, a teraz miotają Eddim. Coś tu było. W powietrzu? Gaz? Jako pierwsza do głowy przychodziła mu lepka rdza oklejająca ściany, ale co by to nie było, nie zmieniało to jego sytuacji. Coś w tym kompleksie oddziaływało na ludzi. Choć ewidentnie nie na wszystkich. A przynajmniej nie w tym samym stopniu. Tak czy inaczej jednak, wiedział, że muszą się spieszyć zanim dziaciakowi całkiem odbije.
No i odbiło. Eddie w pewnym momencie zwyczajnie zawiesił się.

- Crispo! - powtórzył gdy jego pierwsza próba znalezienia kontaktu z Posterunkowcem odbiła się od histerycznego zawodzenia, że już po nich. Po czym strzelił go w pysk na tyle mocno by nim rzuciło do tyłu. Nie pozwlił jednak, żeby chłopak upadł. Złapadł go za fraki uniformu i postawił przed sobą. Pstryknął palcami przed jego nosem, żeby dopomóc chwilowo osiągniętemu skupieniu - Posłuchaj mnie uważnie. Wiem, że ci ciężko i masz mętlik w głowie. Nie wiesz ani co się dzieje ani co z tego co się dzieje jest prawdziwe, a co ci się tylko wydaje. Ale powiem ci coś najprawdziwszego co do czego nie musisz mieć żadnych wątpliwości. Jeśli nie weźmiesz się zaraz w garść i nie przestaniesz wydzierać to ci skręcę kark. Rozumiesz?
Po czym po krótkiej przerwie, podniósł upuszczoną w tym czasie mapę i wcisnął ją młodemu na powrót do rąk. Chłopak o dziwo zamrugał oczami całkiem trzeźwo, a potem… zasalutował pociągając nosem. I wziął się ponownie za mapę.
Po chwili znowu byli w drodze…
Jeeeeezu… Czy ta baza musi być tak cholernie duża???

Śluza… Wszystko martwe i wyłączone na głucho, ale… nie wybebeszone jak to do tej pory mogli obserwować na przykład w ambulatorium. Panel do którego zaraz dopasowali kartę Beswicka nie był uszkodzony. Po prostu nie miał zasilania. Co nie zmieniało faktu, że ktoś otworzył śluzę przed nimi. I nie tak dawno temu, bo w podłogowym kurzu, zachował się ślad stóp. Faith? Hope? Raczej nie któreś z tych monstrów. Te stwory nie przepuszczały elektronice…
Przekroczyli śluzę.
- ...fuck

Aiden Portner był dzieckiem kiedy zakłady, instytuty, czy inne agencje-srencje takie jak to tu, faktycznie pracowały za pieniądze podatników. Nie miał więc żadnego pojęcia o tym co zobaczyli poza tym, że mniej więcej wiedział jak to nazwać. Był to bowiem wahadłowiec kosmiczny. Co prawda nie taki, który miałby się lada chwila wzbić w powietrze, a kompletna ruina sprzed lat, ale nadal nie budził żadnych wątpliwości. Ludzie skonstruowali to coś przed apokalipsą by wyniosło ich w przestrzeń kosmiczną. W gwiazdy. Można się śmiać, lub nie, ale dla kogoś kto przywykł, że za rzęrzące tranzystorowe radio trzeba wybulić grube gamble, taki widok zapierał dech w piersiach. Aż otrząsnął się nerwowo.

- To mała dziewczynka - rzucił sucho w odpowiedzi - Buduje zabawki, a nie broń. A Faith i Love właśnie to robią. Bawią się. Ze znaleźli boga w starej, zapyziałej bazie wojskowej.
Wysłuchał wskazówek dotyczących obsługi urządzenia.
- Nikt cię nie będzie musiał stąd wyprowadzać Eddie. Wyjdziesz o własnych siłach. - Snopami światła latarek lustrował przez chwilę halę. Betel… Drabina do nieba...
Pierdolić.
- Najkrótszą drogą do wyjścia. Bez tajemnic. - powiedział do Eddiego, po czym gdy dzieciak w końcu spojrzał na niego roztrzęsionymi oczami znad blueprintu jakby przetrawiał słowa, dodał - Poproszę.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 11-01-2016 o 21:52.
Marrrt jest offline