| Reszta ruszyła - nieco skulona - za nim. Przed tym, jak znalazł sensowne zejście ze wzgórza, Tagren zaczął swoją tyradę z wioskową kapłanką. Szli całą czwórką wzdłóż szlaku handlowego, kawałek na północ, aż doszli do dłuższej ściany karczmy, do której praktycznie przylegli.
- Nieźle mu idzie zgrywanie boga. - Stwierdził cicho Gaax, patrząc wyczekująco na Kolwena.
- Ta – Kolwen rzucił krótko w kierunku Gaaxa, niezbyt słuchał tego, co jego towarzysz miał do powiedzenia. Skupił się na tym, żeby jak najszybciej znaleźć sposób na wrzucenie dymka do środka. Zaczął macać ścianę w poszukiwaniu szczelin. Mogłaby być nawet nie wielka, po prostu powiększyłby ją swoim sztyletem, na tyle, żeby wrzucić do środka „niespodziankę” i po sprawie.
Wśród starych desek nie było trudno znaleźć nierówności i niewielkich dziurek. Kolwen znalazł nawet taką, przez którą mógł zajrzeć do środka - wnętrze karczmy prezentowało się trzema stołami, schodami na piętro (pod przeciwległą ścianą) i tłumkiem głównie kobiet i kilku dzieci, które stały przy drzwiach i próbowały wyglądać na zewnątrz tak, aby wciąż być w środku.
Kolwen spojrzał raz jeszcze na patyczek dymny, potarł go mocno i wepchnął w dziurę całego. Z samej szczeliny zaczął wydobywać się dym, a po chwili ktoś w środku krzyknął przerażony:
- Pali się! Ogień! Pożar! Karczma się pali! - Towarzyszyło temu mnóstwo innych krzyków i przepychań, by wybiec z karczmy.
- No wreszcie. - Powiedziała Ymir, podnosząc się. - Teraz możemy ich wymordować?
- Czekamy, aż wszyscy wybiegną i grzecznie wchodzimy do środka. Trzeba też zobaczyć, co Tagren wykombinuje - powiedział lekko przyciszonym głosem do swoich towarzyszy.
Przed karczmą zrobiło się małe zamieszanie, Tagren skutecznie odwracał uwagę od Kolwena i jego towarzyszy. Łotrzyk miał nadzieję, że wszyscy opuścili karczmę i będzie tam można spokojnie wejść i się rozejrzeć.
- No to co, wchodzimy do środeczka, pora w końcu coś ukraść – powiedział z szerokim uśmiechem Kolwen. - Po cichu, tak, żeby nas nikt nie zauważył. Za mną - rzucił do kompanów i powoli zaczął się skradać do wejścia.
Evamet i Gaax spojrzeli po sobie i powiedzieli na koniec:
- My tu zostaniemy, będziemy was osłaniać. - Wywołało to syk niezadowolenia Ymir, jednak było już za późno. Jaster i Ymir weszli do środka, gdzie było bardzo pusto. W sensie ludzi.
Karczmę zdobiły trzy stoły, z których dwa były na środku sali, a trzeci bardziej przypominał ławę pod ścianą. Pod jedną ścianą były schody na górę, zaś przy wgłębieniu karczmy była lada i kącik do przyrządzania jedzenia. Były też drzwi prowadzące na tyły, jednak były zaryglowane. Wszystkie okna były też zabite deskami.
Kolwen ruszył w stronę lady, może pod nią znajdował się jakiś alkohol, który bardzo chętnie by przygarnął i zabrał ze sobą na statek.
W tym czasie Ymir ruszyła na górę najciszej jak potrafiła - czyli robiła sporo hałasu. Za ladą Jaster znalazł kilka beczek, skrzynię, palenisko które wciąż śmierdziało spaloną rybą, regały z różnymi słojami i butelkami. Była też klapa w podłodze. Butelki na regałach jako pierwsze przykuły jego uwagę - otworzywszy jedną, poczuł słodki zapach cytrynówki.
Kolwen w końcu znalazł to, czego szukał, jednak ta klapa w podłodze nie dawała mu spokoju. Mógł niby szybko zabrać kilka butelek i szybko stąd wyjść, jednak może pod podłogą znajduje się coś wartościowego. Podszedł do klapy, otworzył ją i zszedł na dół.
Przechodząc przez ladę nie dało się zauważyć czegoś innego - niewielkiej skrzynki, z bogatymi zdobieniami, zamknięta na klucz. Przyjrzawszy się jej bliżej i potrząsnąwszy ją mocno, Kolwen stwierdził, że z pewnością musi być wypełniona czymś wartościowym.
Zszedłszy na dół natomiast trafił do piwniczki z winem i innymi alkoholami, które były osadzone w specjalnych regałach, w beczkach. Oprócz tego, reszta pomieszczenia służyła za spiżarkę.
Kolwen rozejrzał się szybko, po czym wrócił na górę. Szybko podbiegł do schodów.
- Ymir – spróbował zawołać swoją towarzyszkę tak, żeby nie narobić zbyt dużego hałasu.
-Czego? Coś znalazłeś? - Odpowiedział mu głośny szept z góry i po chwili na szczycie schodów pojawiła się jego towarzyszka.
- Złaź na dół, znalazłem to, czego szukaliśmy, bierzemy co się da i uciekamy - powiedział szybko do Ymir, po czym podszedł do kufra.
Kobieta skinęła głową i podeszła razem z nim.
- Czyli co, spadamy? - Spytała Ymir ostatecznie, wziąwszy skrzynkę pod pachę.
- Bierz to i pilnuj, a ja zajmę się najważniejszym - powiedział i podszedł do regałów, na których stały butelki z cytrynówką i zaczął je szybko chować do wszystkich kieszeni jakie posiadał oraz do worka, którego miał ze sobą.
- Pijak… - Prychnęła kobieta, po czym wachawszy się chwilę, też wzięła dwie butelki ciemniejszego trunku. Kolwenowi udało się upchać w sumie siedem butelek, z czego tylko cztery mógł z całą pewnością orzec że były cytrynówkami.
- Chodź, bo nam Tagrena zamordują. - Ponagliła Jastera.
- Idę, idę - zadowolony z łupu, Kolwen skierował się w stronę wyjścia z karczmy.
Magazyn płonął już w całości, zaś Tagren potykał się z największym mięśniakiem, jakiego Kolwen w życiu widział. Oboje wyglądali na mocno poturbowanych, jednak to źle świadczyło o mięśniaku - walczył wielkim bułatem, podczas gdy ich towarzysz miał tylko rękawice.
- Muszę się z nim kiedyś spróbować… - Wymamrotała Ymir.
Po chwili gapienia się na walkę i jeszcze kilku ciosach po obu stronach, Tagren zwyczajnie zniknął w czarnej chmurce dymu.
- Oho, to chyba nasz sygnał? - Wyszeptał Evamet.
- Cholera wie - powiedział cicho Kolwen. - Możliwe, że Tagren będzie na nas czekał przy naszej łodzi, więc proponuję się tam udać niezwłocznie.
Wszyscy mu przytaknęli bez gadania. Evamet schował gong i ruszyli tą samą drogą, co przyszli.
Gdy byli już blisko wzgórza, na którym czekał Jedynka, Kolwen kazał Evametowi wyciągnąć gong i walić w niego z całej siły tak, żeby Tagren na pewno go usłyszał.
- Oho, widzę że najaździk był udany. - Oficer zapuścił żurawia do kuferka niesionego przez Ymir. Po krótkim sygnale dźwiękowym Szczurki szybko ulotniły się w kierunku łodzi, zaś Jedynka pozostał na miejscu.
Nie minęło wiele gdy do Szczurków dołączył sam wielki Szczur Dowódca. Tagren poobijany i zmaltretowany ale żywy i z własną zdobyczą. - Kolwen! Gorzały! - Zawołał wesoło. - Ileście zrabowali?
Jaster uśmiechnął się szeroko na widok kompana.
- W końcu jesteś, już myśleliśmy, że zostałeś pokonany - łotrzyk uśmiechnął się szyderczo. - Już szukam ci trunku… Ymir pokaż naszą zdobycz - Kolwen wyciągnął jedną butelek, co do której miał pewność, że jest to cytrynówka i podał Tagrenowi.
Ten pociągnął łyk, i dopiero wówczas zauważył, że nie ma z nimi oficera. - Gdzie Jedynka? Muszę mu coś powiedzieć, a zresztą jak sobie suka postoi na brzegu to jej na zdrowie wyjdzie. Zbieramy się stąd, czas świętować. Wzieliście tych dwu na ofiarę?
Jaster wziął od Tagena butelkę i też pociągnął łyka.
- Jedynka z nimi został. - Palnął Gaax dość szybko. - Powiedział, żebyśmy tu poszli i odpływali, a on ma jeszcze coś tam do załatwienia. Mało mnie to obchodzi. Chcę gorzały i łóżka.
Po tych słowach wyciągnął rękę po butelkę Kolwena, a kiedy ten za długo się nią nie dzielił, czarodziej mu ją prawie że wyszarpał.
- Noż się przyssał… - Zamarudził i zrobił dokładnie to samo.
- Lepiej oddaj już butelkę Tagrenowi, on najbardziej się namęczył i potrzebuje dużo alkoholu, żeby dojść do siebie - powiedział do Gaaxa. - Łóżko też by się zdało. - Dodał wojownik przejmując butelkę. - No jazda nie będziemy tu czekać na objawienie Umberlee, do wioseł i wracamy. - Mówiąc to wrzucił trójząb i swój najnowszy nabytek na łódkę.
- Słusznie! Wracajmy, mam już dość tej przeklętej wsi - powiedział łotrzyk i zaczął pakować się do łodzi. Pozostali kiwnęli tylko zmęczonymi głowami i również załadowali się do szalupy.
Ostatnio edytowane przez Morfik : 12-01-2016 o 18:47.
|